Przez chwilę miałam
wrażenie, że moje serce wyskoczy z klatki piersiowej. Stałam tak
bez ruchu z wystraszonymi oczami i nie potrafiłam mu odpowiedzieć
na te z pozoru proste pytanie. Po prostu mnie
zamurowało.
A on? On też na mnie
patrzył. Tylko jego oczy wyrażały zupełnie coś innego. Malowało
się w nich wielkie zdziwienie. Ale i złość. Złość i
zdenerwowanie.
- Greg, usiądź na
chwilę. Zaraz wszystko ci wyjaśnimy – odezwała się nieco
zdenerwowana Gloria. Ona też miała przerażoną minę, bo nie tak
zaplanowałyśmy spotkanie z nim.
- Ja się pytam, co tu
robisz? - brnął dalej. Jego głos był zimny. Powodował, że
zaczęłam drżeć ze strachu. Sprawiał wrażenie jakby chciał mi
coś zrobić. Potraktował jak nieproszonego intruza.
- Gregor..
- Nie
teraz, Gloria – przerwał jej wciąż nie spuszczając ze mnie
wzroku. Nadal się nie odezwałam a jego zniecierpliwienie sięgało
zenitu. Brunetka, jakby czując moje napięcie, podeszła do mnie i
stanęła obok, próbując mi w
ten sposób pomóc.
- Posłuchaj. Hania
przyjechała tu w bardzo ważnej sprawie. Musimy porozmawiać.. -
znów zaczęła. Spokojnie. Ale on nie zamierzał dyskutować.
- Już
kiedyś jej powiedziałem, że nie ma czego u mnie szukać. Nie uznam
jakiegoś bachora, który wcale nie jest moim synem! - wrzasnął. A
we mnie coś pękło. Załamałam się. Łza po łzy zaczęły
wylewać się z moich oczu. I on to widział. I nie odpuścił, a
tylko uśmiechnął
się do mnie szyderczo. Nie wytrzymałam. Choć przypuszczałam, że
tak właśnie będzie to nie mogłam słuchać w jaki sposób wyraża
się o naszym dziecku. Po prostu wybiegłam z pomieszczenia, słysząc
jeszcze wołanie Glorii i zamknęłam się w łazience, zanosząc się
od płaczu.
- I widzisz co narobiłeś
kretynie?! - usłyszałem wrzask siostry. Sam nie wiem, co dominowało
w mojej głowie bardziej: zaskoczenie czy złość, że się tu
pojawiła. Przecież wiedziała, że nie chcę jej widzieć a tym
bardziej nie wmówi mi, że kiedykolwiek była ze mną w ciąży.
- Po co tutaj przyjechała?
Powyżalać się tobie? Prosić o pieniądze? Ja nie wiem, jak możesz
być tak głupia wierząc, że to mój dzieciak – powiedziałem
oschle i opadłem na kanapę. Gloria miała taką minę, jakby
zastanawiała się, czy faktycznie należymy do tej samej rodziny.
Prychnąłem.
- Czy ty
siebie słyszysz, Gregor? - podeszła do mnie z oczami wbitymi w moją
osobę i
przysiadła na krawędzi szklanego stolika – to jest twój syn. Ona
naprawdę urodziła twoje dziecko! Kiedy ty wreszcie przejrzysz na
oczy?! - krzyknęła. Nie wzruszyło mnie to. Wiedziała, że nie tak
łatwo wzbudzić we mnie litość.
- Masz na to jakieś
dowody? - spytałem beznamiętnie, widząc jak wściekłość na jej
twarzy rośnie i rozsiadłem się spokojnie na sofie.
- Jak ty możesz być
takim cynikiem?! - pisnęła.
- Więc punkt dla mnie.
Nie masz – odparłem.
Usłyszałem jak głośno
wdycha powietrze i próbuje zebrać myśli. Czekałem więc na jej
kolejny wybuch.
- Dobrze więc. Jeżeli
chcesz mieć pewność to zrób badania na ojcostwo – odezwała się
w końcu. Spojrzałem na nią z rozbawieniem.
- Po co? Przecież mam
pewność, że to nie mój syn.
- Tak? A
jaką? Przecież sypiałeś z nią dobre kilka miesięcy –
odpowiedziała pewnie. Mierzyliśmy się
przez chwilę wzrokiem.
- Zabezpieczaliśmy się.
Mówiła, że bierze tabletki – odpowiedziałem.
- Dobrze wiesz, że to nie
jest metoda, która daje stuprocentową pewność zapobiegnięciu
ciąży.
- Próbujesz znaleźć
jakiś logiczny argument? Nie uda ci się – skrzyżowała ręce w
geście buntu – to nie ja zrobiłem jej tego dzieciaka.
Wstała i zaczęła krążyć
nerwowo po pokoju. Stukot jej obcasów o panele mnie irytował. I ona
o tym dobrze wiedziała. Po kilkudziesięciu sekundach wreszcie
stanęła i znów wbiła we mnie nienawistne spojrzenie.
- Posłuchaj mnie,
kretynie – zerknąłem nad nią spod byka – to jest twój syn.
Urodził się w 25 lipca 2014 roku w ósmym miesiącu ciąży. Policz
sobie – powiedziała stanowczo. Znów się zaśmiałem.
- Przecież mogła sypiać
z kimkolwiek i jednocześnie ze mną – oznajmiłem.
- Przecież ona była w
tobie zakochana po uszy! W życiu by cię nie zdradziła! -
krzyknęła.
- Czyżby? Polki są dość
puszczalskie. Chodziłem kiedyś z chłopakami po tych wszystkim
klubach, więc wiem co nieco.
- Och! -
wyrwało jej się. Przemierzyła tę odległość między nami i tym
razem usiadła obok mnie na łóżku. Czy ona myślała, że tym niby
władczym głosem coś zdziała? Że jest w
stanie mnie kontrolować? Nie jestem już po prostu jej młodszym
bratem. Jestem dorosłym facetem i zarówno ona jak i nasi rodzice
nie mogli mi niczego narzucić. Znów
zbierała myśli. Tym razem jej wzrok powędrował w kierunku
stolika, na którym znajdował się jakiś album ze zdjęciami. Nie
zauważyłem go wcześniej. Brunetka sięgnęła szybko po niego i
przysunęła się do mnie bliżej.
- Adam to jest twój syn.
Nie widzisz tego podobieństwa między wami? - westchnąłem głośno
i spojrzałem na fotografie jakiegoś małego chłopca, które mi
pokazywała.
- Owszem,
może i ma podobny kolor włosów i oczu. Ale to nie oznacza, że
Hanka nie lubi po prostu facetów w moim typie – odpowiedziałem po
chwili zastanowienia i zamknąłem album.
Znów się wściekła.
- Te same oczy, fryzura,
nosek. Tak samo się uśmiecha. Jeśli nie wierzysz to obejrzyj swoje
zdjęcia z dzieciństwa.
- Nie
denerwuj mnie, Gloria. Nie dam się nabrać na te wasze numery –
powiedziałem zdenerwowany, bo nie mogłem
już znieść tych pierdół
i wstałem z kanapy. Moja siostra patrzyła na mnie zrezygnowana –
niech sobie ciebie w to wkręca i dalej wciska te kity. Ja się w to
bawić nie będę – dodałem. Wziąłem z komody dokumenty, po
które przyszedłem i już miałem zamiar wychodzić.
- Gregor, zaczekaj.. - nie
dawała za wygraną.
- Jesteś
zwykłą świnią i łajdakiem – oboje usłyszeliśmy jej głos za
plecami. Obróciłem się w jej stronę. Twarz miała mokrą od łez,
ale jej mina wyrażała pogardę. Gardziła mną. Jej nienawiść do
mojej osoby była wypisana
w jej oczach – nienawidzę cię za to, co mi zrobiłeś. Że
okłamywałeś mnie przez prawie rok, że..że.. wszystkie te twoje
wyznania to oszustwo. Że po prostu ze mną sypiałeś, bo nie mogłeś
zapomnieć o swojej byłej. Że byłam dla ciebie zabawką...
- Nie rób scen, mała –
powiedziałem do niej nie kryjąc ironii w głosie. Tak naprawdę w
dupie miałem jej opinie. Była ładna, miała fajny tyłek i cycki.
I była taka zakochana, że śmiać mi się z tego chciało. Ale
nigdy nie znaczyła dla mnie więcej niż zwykła laska do bzykania.
- Zamknij się i choć raz
mnie posłuchaj! - wrzasnęła tak, że Gloria aż podskoczyła a ja
naprawdę się zdziwiłem. Lubiłem kiedyś w niej niewinność, ale
również tę...zadziorność. Bo nie raz ją okazywała. Nie zawsze
była grzeczną dziewczynką i chyba to mnie w niej pociągało.
- No więc słucham cię,
Haniu – odparłem rozbawiony jej postawą. Wiem, że okazałem się
wobec niej skurwielem. Ale miałem zdecydowanie ważniejsze sprawy na
głowie. I znów to nienawistne spojrzenie.
- Nie chcę twoich
zasranych pieniędzy ani tego, żebyś uznał Adasia. Nie chcę od
ciebie niczego. Świetnie sobie bez ciebie radzę a jemu niczego nie
brakuje. Z resztą teraz nawet się cieszę, że on nigdy się nie
dowie, jakim podłym skurwysynem jest jego ojciec..
- Oooo,
no rozkręcamy się – wtrąciłem. Poczułem jak Gloria uderza mnie
pięścią w bok. Syknąłem lekko, ale że
miałem już dość towarzystwa ich obydwu, po prostu pozwoliłem jej
dokończyć.
- Przyjechałam tu w innej
sprawie. I niestety prosić cię byś mi pomógł...
- Nie ten adres, mała –
znów jej przerwałem i zrobiłem kilka kroków w stronę wyjścia,
kiedy usłyszałem:
- On ma białaczkę,
debilu! - momentalnie zatrzymałem się na te słowa. Obróciłem się
w jej stronę. - nie ma czasu, żeby czekać na jakiegoś anonimowego
dawcę, rozumiesz?! Jesteś moją jedyną nadzieją. On umiera... -
patrzyłem na nią jak zahipnotyzowany. A ona nie wytrzymała,
wybuchając niepohamowanym płaczem. Po chwili była już w ramionach
Glorii.
I siedzieliśmy tak nic
nie mówiąc. W dwóch przeciwległych kątach salonu. On wpatrywał
się w jakiś punkt przed siebie. Ja patrzyłam na Alpy. Dawno już
nastał wieczór, więc teraz mieniły się nad miastem niczym jakieś
cienie. Gloria stała w kuchni i zaparzała dla każdego z nas kawę.
Nie odważyłam się na
niego spojrzeć. Bałam się. Kiedyś powiedział za dużo i zrobił
za mało. Dziś tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że nigdy nic
dla niego nie znaczyłam a nasz „romans” był jednym wielkim
kłamstwem.
- Proszę – podniosłam
wzrok i ujrzałam stojącą nade mną Glorię. Trzymała w ręku
kubek z gorącym napojem. Wzięłam go od niej i szepnęłam ciche
„dzięki”. Brunetka usiadła na środku wielkiej kanapy tak,
jakby chciała nas rozdzielić. Albo pilnować, żebyśmy nie
skoczyli sobie do gardeł.
Ta cisza stawała się nie
do zniesienia. To ja powinnam pierwsza zabrać głos, ale nie
potrafiłam zebrać się w sobie. Więc on to zrobił.
- On naprawdę jest moim
synem? - podniosłam na niego spojrzenie. Już wiem, na co on tak
patrzył. Na stoliku wciąż leżał album ze zdjęciami małego. Na
okładce widniała jego wesoła twarzyczka. Obserwował to dzieło
jakby chciał sam siebie przekonać, że to rzeczywiście prawda.
- A sądzisz, że Hania
przyjeżdżałaby tyle kilometrów i wmawiała ci, że twój syn ma
raka jeśli on nie byłby twoim synem?
Zabolało. Nienawidziłam,
kiedy ktoś wypowiadał te słowa na głos. I to tak bezpośrednio.
Zerknęłam na szatyna. Coś zmieniło się w wyrazie jego twarzy. I
we spojrzeniu.
Wstałam a pozostała
dwójka śledziła moje poczynania. Podeszłam do walizki i
wyciągnęłam z niej odpowiednią teczkę. Bez słowa położyłam
ją na stoliku przed skoczkiem, po czym znów zajęłam swoje
miejsce.
- To karta jego choroby –
powiedziałam jedynie. Mężczyzna zaszczycił mnie spojrzeniem, ale
ja swoje szybko odwróciłam. Nie mogłam na niego patrzeć.
Czytał przez długi czas.
Żadna z nas nie ośmieliła się wykonać jakiegokolwiek ruchu. Gdy
skończył wstał i zaczął krążyć po pokoju, pogrążony w
swoich myślach. Prawie w ogóle nie tknęłam swojej kawy, która
już dawno wystygła. Po prostu trzymałam ten kubek w ręku,
czekając na jego reakcję.
W końcu się zatrzymał.
Znów utkwił wzrok w szklany stolik. Podszedł do niego powoli i z
wahaniem podniósł kolorowy album. Otworzył go na którejś stronie
i wpatrywał się w nią z intensywnością. Domyślałam się na
jakie zdjęcie trafił. Następnie wyciągnął fotografię z folii,
odłożył album i znów zaczął chodzić po salonie, wpatrzony
tylko i wyłącznie w ten mały kawałek papieru. I znów trwało to
długą chwilę. Nie wiem, dlaczego, ale Gloria chyba poczuła się
nieswojo. W pewnym momencie również podniosła się z kanapy i
oznajmiła:
- Wiecie, co? Nie będę
wam przeszkadzać. Pójdę do siebie – Gregor zachowywał się tak
jakby w ogóle jej nie słyszał. Natomiast zanim ja zdążyłam
zareagować, brunetki już nie było. I to tym razem ja zaczęłam
czuć się nieswojo. Bo byłam z nim sama i to w jednym
pomieszczeniu.
Spojrzał na mnie. Czułam
jego wzrok na sobie, choć ja wcale nie na niego nie patrzyłam.
Powoli zrobił kilka kroków w moją stronę. Z wielką niepewnością,
co w jego przypadku jest dużym zaskoczeniem, zajął miejsce obok
mnie na kanapie. Nie odzywał się, ja zresztą też nie. Tylko
patrzył. A ja nie mogłam wytrzymać pod tym jego intensywnym
spojrzeniem. Więc odwróciłam twarz w jego stronę i napotkałam
jego czekoladowe tęczówki. Te, które kiedyś tak mocno kochałam.
Te, w których mogłam zatracać się godzinami. Te, które tak
bardzo mnie zraniły.
- Ja.. - zaczął
niepewnie. Mieszał się – ja...wtedy...ja przepraszam, że...
- Daruj sobie to twoje
tłumaczenie, Gregor – przerwałam mu pewnie – dobrze wiedziałeś,
że to twoje dziecko. Nigdy cię nie zdradziłam, a to stało się
wtedy gdy zabrałeś mnie do Lillehammer. Łatwo możesz wyliczyć
sobie datę. Z resztą, wysyłałam ci zdjęcia USG. Wiedziałeś...
- spuściłam wzrok, bo nie mogłam patrzeć na tego bydlaka. Tak
cienka jest granica między miłością a nienawiścią.
- Bo to mnie przerosło,
Hania – odparł po chwili. Znów na niego spojrzałam, a w oczach
malowało się niedowierzanie. Bo jak on mógł pleść takie bzdury?
- Słucham?! - pisnęłam
nienaturalnym głosem. Schlierenzauer w tej chwili zanikał pod siłą
mojego spojrzenia. Zabawne, a jeszcze godzinę temu to ja czułam się
jak szara myszka, którą bez problemu mógł złapać i zrobić co
chciał. - jak możesz mówić takie rzeczy? Ciebie przerosło? To ty
miałeś przez te osiem miesięcy pod górkę?! - coraz bardziej
podnosiłam ton mojego głosu. Po prostu rzygać mi się chciało,
jak na niego patrzyłam. Obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie
dam mu ze mnie zadrwić.
- Po prostu...to stało
się w tak nieoczekiwanym momencie..
- Bo rzeczywiście zajście
w ciążę na pierwszym roku studiów dla mnie było takim
oczekiwanym momentem! – przedrzeźniałam jego słowa. No co za
palant! Zwykły egoista zapatrzony tylko w siebie!
- Wiem – odparł –
wiem, że powinienem wziąć za to dziecko...za was odpowiedzialność.
Ale akurat wtedy...wszystko zaczęło się chrzanić. Skoki mi w
ogóle nie wychodziły..
- Och, przestań! -
warknęłam na niego – po prostu wróciłeś do ciepełka, jakie
zapewniała ci Sandra. Że też ja dawałam się nabrać na to, że
się rozstaliście. Przez ten cały czas mnie oszukiwałeś! - nie
odpowiedział. Nie miał nic na swoją obronę, bo to co mówiłam
było najświętszą prawdą. Więc milczał.
- Adam potrzebuje
przeszczepu – zaczęłam po kilkuminutowej ciszy. Znów na siebie
spojrzeliśmy. Boże, jego oczy były jak magnes chociaż...już
dawno przestały mnie przyciągać – ja nie mogę być dawcą.
Baśka też nie. Jeśli chodzi o moich rodziców to jest zbyt duża
różnica wieku – westchnęłam. Tak trudno, tak wiele cierpienia
na mnie spadło. I musiałam się tak zniżyć, by uratować swoje
dziecko – jesteś jedyną szansą, Gregor. Pojedziesz ze mną i
zrobisz te badania?
- Chcesz, żebym był
dawcą? - spytał.
- Chcę go uratować.
Muszę wykorzystać każdą możliwość, bo lista potrzebujących
jest długa. A znaleźć niespokrewnionego dawcę jest ciężką
sprawą – oczekiwałam na jego reakcję. Myślał. Mimo wszystko go
znałam. Wiedziałam, kiedy się nad czymś intensywnie zastanawia
czy kiedy coś go trapi.
- Mam podjąć decyzję
teraz? - spytał po chwili. Serce przyspieszyło swój rytm, bo nie
powiedział „nie”. A więc jest szansa, że rozważy tę prośbę.
- Zostaję tu jeszcze 2
dni. Masz trochę czasu – odpowiedziałam spokojnie.
- A co będzie
potem...jeśli się uda? - spytał. W jego oczach kryło się coś
więcej. Chciał zadać inne pytanie, ale coś go przed tym
powstrzymało.
- A potem obiecuję ci, że
już nigdy więcej nie zakłócimy twojego życia – oznajmiłam i
tak po prostu zostawiłam go samego.
~ Bo
kochasz tak mocno, że zrobisz dla Niego wszystko
****
Moje Drogie,
kolejna część za nami. Lubię mieć wenę i móc dodawać tak szybko rozdziały, także trzymajcie kciuki by trwało to jak najdłużej!
Dziękuję za dobre słowa i proszę o więcej :)
Nowy rozdział zapewne w Wigilię, a co! :D
Aaaaaa dodajesz rozdziały z prędkością światła! To cudownie =)
OdpowiedzUsuńGregor, ale z niego bydlak! Ale mam nadzieje, ze zgodzi sie byc dawca.
No i czekam na nastepny ;*
Pozdrawiam i weny życze
Ola
Cudo, jak każdy inny!
OdpowiedzUsuńMoże w Schlierenzauerze obudzi się uczucie.
I zgodzi się być dawcą.
Chciałabym ci życzyć Wesołych Świąt, Szczęśliwego Nowego Roku,
Zdrowia i dużo weny!
Buziaki :*
Wspaniałe jak zawsze! Przeczytałam wszystkie na jednym tchu!
OdpowiedzUsuńTylko zastanawia mnie, kiedy dodasz nexta!
Pozdrawiam :)
Kochana za nosze się do płaczu cudowny rozdział .Jesteś genialna masz ogromny talent boże skod ty wziełaś tak fantastyczny pomysł na ten rozdział boski ...Czytałam twój blog poprzedni był cudowna a ten przebija wszystko .No co tu mówić podbiłaś moje serducho życzę ci weny .
OdpowiedzUsuńPozdrawia TAMARY
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńNo co za prostak z tego Gregora
Jak on mógł tak potraktować Hnię.
Czyżby naprawdę była tylko jego zbawką?
Mam nadzeje, że Gregor zgodzi sie zostać dawcą.
Czekam na kolejny.
Buziaki:*
aaaa ja tu zostaję!
OdpowiedzUsuńpomysł na historię i Twój styl pisania świetnie ze sobą współgrają i chcę czytać więcej dzieł Twojego autorstwa. :)
Jestem!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, naprawdę kochana, jestem pod wrażeniem, bo historia rozpoczyna się genialnie ^^
Boże, gdzie w ludziach podziała się zwykła empatia i choć trochę zrozumienia? Nie rozumiem Gregora, zachował się jak totalny idiota. Jak mógł potraktować Hanię w taki sposób? Ręce opadają...
Może jednak z czasem coś w nim się obudzi i przemyśli wszystko.
Czekam na kolejne!
Buziaki :**
Przyszłam z zamiarem skomentowania prologu, a tu już trzeci rozdział. Nie żebym narzekała, po prostu... Dziewczyno, ależ Ty masz tempo! Oby tak dalej! :D
OdpowiedzUsuńNa początku miałam nadzieję, że Gregor faktycznie zostawił Hanię tylko dlatego, że się w tym wszystkim pogubił i przestraszył, a tak naprawdę darzył ją uczuciem, ale kiedy przyznał otwarcie, że był z nią tylko po to, żeby zapomnieć o Sandrze, straciłam do niego całą sympatię. Zachował się egoistycznie i dziecinnie, ale teraz ma szansę to naprawić. I oby ją wykorzystał, bo to szansa nie tylko dla Adasia, ale też dla niego samego, żeby coś w swoim życiu zmienić na lepsze.
Pisałam już, że cieszę się, że wróciłaś z nowym opowiadaniem, a teraz cieszę się jeszcze bardziej, bo jest nawet lepsze, niż oczekiwałam. Podoba mi się to, że znów nie piszesz o perypetiach miłosnych dwojga nastolatków (bo właśnie o tym opowiada większość opowiadań, które obecnie czytam), ale Twoi bohaterowie zmagają się z prawdziwymi życiowymi problemami. Już czuję, że ta historia dostarczy nam wiele wzruszeń i radości, podobnie jak poprzednia. Hanię już zdążyłam polubić, a co do Gregora... Cóż, mam nadzieję, że z czasem dojrzeje i upodobni się do tamtego.
Całuję i życzę Ci, żeby wena Cię nie opuszczała! ;*
PS. Znowu trafiłaś z piosenką w tle, bo tę też bardzo lubię :)