czwartek, 31 grudnia 2015

Pięć

Spędzenie najbliższych trzech godzin w jednym samolocie ze Schlierenzauerem nie napawało mnie optymizmem, aczkolwiek skoczek przynajmniej postarał się o miejsca w pierwszej klasie. Nie zmienia to faktu, że siedzenie zaraz obok niego nie było niczym przyjemnym. By choć trochę uczynić tę podróż bardziej komfortową nałożyłam na uszy duże słuchawki i włączyłam w odtwarzaczu ulubioną playlistę, lecz o jego obecności wciąż przypominały mi nasze stykające się ramiona. Nie wiem jak on, ale mi było z pewnością nieswojo mimo tego, że wcisnęłam się już chyba w najdalszy kąt przy samym oknie. Dużo lepiej czułabym się, gdyby leciała z nami Gloria, ale niestety brunetka ma swoje sprawy na głowie.
- Możemy porozmawiać? - usłyszałam, gdy sekundę wcześniej zdjął mi słuchawki. Spojrzałam na niego ze złością.
- Niby o czym?
- No o wszystkim. Chyba w tej sytuacji mamy o czym rozmawiać – odparł zupełnie poważnie. Nie chciałam i nie miałam najmniejszej ochoty w ogóle z nim dyskutować.
- Słucham? - rozsiadłam się wygodnie na swoim fotelu i z obojętnością w oczach wyczekiwałam, aż zacznie. Skoczek liczył chyba na trochę więcej uwagi, ale miałam to gdzieś. Długo jednak nadwyrężał moją cierpliwość.
- Chciałem cię przeprosić – powiedział w końcu. Gdyby nie pasażerowie, którzy podróżowali razem z nami pewnie teraz obiłabym mu mordę, bo ręka aż rwała się do ciosu a zapewniłoby mi to wiele satysfakcji. Jedyne więc na co się zdobyłam to prychnięcie i krótki śmiech.
- Kpisz sobie ze mnie – powiedziałam.
- Hania, ja wiem, że zachowałem się jak palant...
- Czy ty myślisz, że po tym wszystkim, co od ciebie usłyszałam tamtego wieczora jestem teraz w stanie ci wybaczyć? Od tak, przez pstryknięcie palcem? - rzuciłam do niego głośnym szeptem. Krew mnie zalewała, kiedy tylko się do mnie odzywał. Nienawidziłam go.
- Nie...posłuchaj.. - westchnął i obrócił się bardziej w moją stronę, powodując, że był teraz bliżej. O wiele bliżej. I wcale mi się to nie podobało. - ja naprawdę tego żałuję...
- Daruj sobie..
- Wiem, że zrobiłem błąd. Myślisz, że przez ten cały czas nie zastanawiałem się, co się z wami dzieje? Jakie jest moje dziecko? Nie jestem pozbawiony uczuć i serca..
On sobie żartował. Ewidentnie próbował wyprowadzić mnie z równowagi tymi tekstami.
- Ty myślałeś? Ty się zastanawiałeś, co z Adasiem?! No trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam, ludzie.. - pisnęłam przez zaciśnięte zęby. Ludzie wokół zaczęli dziwnie na nas patrzeć, bo niestety moja reakcja na słowa szatyna wcale nie była taka spokojna. Skoczek jeszcze bardziej odgrodził mnie od przejścia i zasłonił widok na innych pasażerów, więc nasze twarze znajdowały się teraz naprawdę bardzo blisko siebie. Działało to na mnie w dwojaki sposób. Z jednaj strony miałam ochotę mu przywalić i to nie byle jak a z drugiej...zorientowałam się, że nadal był dla mnie wcieleniem idealnego mężczyzny. I mocno się za to w duchu karciłam.
- I zdawałem sobie sprawę z tego, że on faktycznie jest moim synem – kontynuował – tylko starałem wmawiać zarówno tobie jak i sobie, że to nieprawda. Tylko po to, żeby...jakoś się od tego odseparować i o tym dłużej nie myśleć.
- Przestań pieprzyć durnoty, Schlierenzauer! - warknęłam do niego, patrząc na niego jak morderca na swoją ofiarę. - to gdzie byłeś przez ten cały czas? Czemu się do nas nie odezwałeś? Czemu nie zainteresowałeś się własnym synem, co? Normalny facet po prostu wziąłby sprawy w swoje ręce, zająłby się nami. Nikt ci nie kazał być ze mną. Ty miałeś być dla niego...- schowałam twarz w dłonie a po chwili wypuściłam głośno powietrze – mimo tego, że wyraziłeś się jasno kim dla ciebie byłam...marną podróbką Sandry..
- Bo to właśnie wszystko przez nią – westchnął i spojrzał za okno, ale nie zaprzeczył moim słowom. I to bolało. Choć już dawno nie powinno... – byłem od niej tak cholernie uzależniony. Wiedziałem, że jeśli uznam dziecko to znów łatwo ją stracę, bo bo..byłem w niej ślepo zakochany.
- Boże, co za egoista... najlepiej zwalić wszystko na dziewczynę..- powiedziałam nie szczędząc sarkazmu.
- Hania, proszę..
- Spierdalaj zanim naprawdę stracę cierpliwość i wykopię cię z tego samolotu! - tym razem rzeczywiście krzyknęłam i kilkoro osób obróciło się w naszą stronę, kręcąc oburzeni głowami. Jakaś para staruszków nawet coś sobie do siebie szeptała. Miałam to gdzieś. Mogli mnie nawet przenieść na drugi koniec samolotu, bylebym nie musiała znosić jego towarzystwa.
Resztę podróży spędziliśmy w milczeniu. On nie odezwał się, bo sam nie wiedział, co ma powiedzieć na swoją obronę. Ja, bo każda próba nawiązania z nim konwersacji kończyło się u mnie skokami ciśnienia. A na problemy z krążeniem w tak młodym wieku nie chciałam jeszcze cierpieć...

Na krakowskim lotnisku oczekiwała na nas Baśka. Wyraz ulgi, jaki odczułam widząc własną siostrę był nie do opisania. Chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyłam się na jej widok.
- Baśka, zabierz mnie od niego, bo za chwilę rzucę się na niego z łapskami na środku holu i ochrona będzie miała co robić – szepnęłam do siostry ciągnąc ją za rękaw i zostawiając Schlierenzauera w tyle. Miał szczęście, że nie zaczął protestować. Po chwili jednak zrównał się z nami, tachając za sobą walizkę.
- Cześć, Basia – zagadnął do niej uprzejmie. Ta wymieniła ze mną porozumiewawcze spojrzenia i odpowiedziała grzecznie:
- No siema.? - Schlierenzauer nic nie zrobił sobie z tego dość chłodnego tonu mojej siostry i próbował dalej.
- Co u ciebie słychać? Jak w szkole?
- Są wakacje jakbyś nie zauważył.. - na mojej twarzy pojawił się chytry uśmieszek, ale ukryłam go przed skoczkiem.
- No tak...eee...no to jak tam ogólnie, w życiu? - nie dawał za wygraną. Baśka zrobiła minę w stylu „Boże, widzisz i nie grzmisz” po czym odparła:
- Serio cię to obchodzi?
- No raczej tak, skoro pytam – odparł jakby to było oczywiste. Baśka wywróciła oczami.
- Taaa, jasne. Ciesz się, że wysprzątałam ci pokój i zmieniłam pościel. Jeśli chodzi o mnie to zakończyłam z uprzejmością dla niego.. - tym razem zwróciła się do mnie. Już miałam ją jakoś upomnieć, ale szatyn mnie ubiegł:
- Jak ci to nie pasuje to mogę nocować w hotelu
- Proszę bardzo – odpowiedziała obojętnie. Wyraz twarzy mężczyzny się zmienił. On nie lubił, kiedy robiło się z niego durnia. Musiałam szybko wybrnąć z tej sytuacji.
- Dobra, uspokójcie się. Możecie się do siebie nie odzywać, ale nie chcę tu żadnych kłótni – tak naprawdę wystraszyłam się, że szatyn za chwilę zmieni zdanie i zawróci się na tym lotnisku, kupując powrotny bilet do Innsbrucka. Nic „sensownego” przecież go tutaj nie trzyma..
Dotarliśmy wreszcie do podziemnego parkingu i szybko odszukałam wzrokiem auto rodziców. Wpakowaliśmy nasze rzeczy do bagażnika, po czym wsiedliśmy do samochodu. Jakież było zdziwienie szatyna, kiedy zorientował się kto prowadzi.
- Mamy jechać z nią? - spytał dziwnym głosem. Baśka właśnie poprawiała sobie lusterko wsteczne i napotkała w nim przerażone oczy Gregora.
- Coś ci nie pasuje?
- Ty masz w ogóle 18 lat i prawo jazdy? - i na tym jego starania się skończyły. Powrócił dawny złośliwy Gregor.
- Owszem. Od 4 miesięcy mogę legalnie prowadzić. - oznajmiła triumfalnie, po czym zapięła pas. On nadal nie był przekonany.
- Hania, no proszę cię. Nie możesz ty poprowadzić? - zwrócił się do mnie z desperacją. Odwróciłam się na tylne siedzenie i popatrzyłam na niego groźnie.
- Posłuchaj mnie. Jakoś w tę stronę dotarła bez problemu i nie spowodowała żadnego wypadku, więc może zamkniesz tą swoją śliczną buzię i wreszcie ruszymy? - mierzyliśmy się wzrokiem przez dobre pół minuty, ale odpuścił. Usiadł naburmuszony za fotelem kierowcy, zapiął swój pas i skrzyżował ręce. Jak dzieciak. Czemu ja tego wcześniej nie zauważałam? Baśka uśmiechnęła się do mnie cwanie a następnie z gracją wycofała auto z miejsca parkingowego. Ona nigdy nie daje sobie w kaszę dmuchać.

Droga do Zakopanego minęła nam stosunkowo szybko. O dziwo odbyła się w ciszy i jakichkolwiek uwag Schlierenzauera. Z początku napięcie na jego twarzy było niemal namacalne, ale kiedy wkroczyliśmy na autostradę i Basia przejechała pierwsze kilkanaście kilometrów, zdawał się przekonać do umiejętności mojej siostry. I dobrze, bo miałam go już po dziurki w nosie.
- Jedziemy prosto do szpitala? - spytała blondynka, gdy przekroczyłyśmy znak z napisem „Zakopane”.
- Tak, nie mogę się doczekać, aż zobaczę małego – odparłam.
- Możecie przetłumaczyć? - odezwał się z tyłu do tej pory milczący Gregor.
- Jedziemy do szpitala – powiedziałam. Odwróciłam się w jego stronę i znów zauważyłam ten dziwny cień. Nie patrzył na mnie, toteż nie mogłam jednoznacznie stwierdzić, o co mu chodzi. - coś nie tak? - pytam.
- Nie, nic. - odpowiedział krótko. Nie miałam ochoty ingerować w jego rozterki, toteż nie brnęłam dalej. Będzie chciał to powie. Z resztą od momentu wylądowania w Polsce ciągle coś mu nie pasowało, więc znów pewnie chodzi o jakąś pierdołę.
Kiedy tylko dziewczyna zaparkowała pod szpitalem, wyleciałam z samochodu jak burza. Idealnie odzwierciedlałam wszystko co działo się właśnie na niebie. Całe było skąpane w ciemnych chmurach, powodując, że na ziemi zapadł mrok i wzmógł się silniejszy wiatr. Zrobiło się duszno i ewidentnie zbierało się na burzę. Tylko czekać, aż lunie. Już miałam kierować się do wejścia, kiedy poczułam na swojej ręce dłoń skoczka.
- Zaczekaj chwilę – powiedział. Miał coś takiego w oczach...nie wiem, jak to określić. Coś podobnego zauważyłam, kiedy wjechaliśmy do miasta.
- Idź do środka, zaraz dojdziemy – zwróciłam się do siostry, która teraz miała pytajniki w oczach. Następnie sama udała się do budynku.
- O co chodzi tym razem? – spytałam ironicznie, krzyżując ręce. Szatyn potargał swoje włosy, co zdarzało się u niego tylko w sytuacjach nerwowych, więc i mnie udzielił się jego nastrój.
- Trochę się boję.. - wyznał. Najpierw się zaśmiałam, ale kiedy spostrzegłam, że wyraz jego twarzy się nie zmienia, natychmiast spoważniałam.
- Że co? Boisz się paru igieł i prześwietleń? Spokojnie, nikt cię też nie będzie tam macał po jajach.. - dodałam nie kryjąc ironii - po za tym takie badania trwają przez kilka dni i na pewno nie zaczniesz ich dzisiaj - powiedziałam, tym razem lekko się uśmiechając. Zauważyłam, że zaciska usta.
- Nie chodzi mi o badania – wyjaśnił. Zmrużyłam brwi kompletnie zdezorientowana.
- No więc o co? - spytałam zniecierpliwiona. Miałam wrażenie, że on naprawdę ma jakieś obawy, tylko zastanawiałam się przed czym.
- Boję się..że.- westchnął i się zawahał– ..stresuje mnie to spotkanie z Adasiem – moje oczy zrobiły się wielkie niczym spodki i nie dowierzałam w jego wyznanie. Znów sobie ze mnie kpi?
- Stresuje? Ciebie? - znów się zaśmiałam i ruszyłam gwałtownie w stronę wejścia. Skoczek był wyraźnie zaskoczony, więc minęła chwila zanim mnie dogonił.
- Mówię prawdę. Czemu ty każdy mój krok traktujesz jako czerwony alarm? Nie możesz choć trochę uwierzyć w moje słowa? - spytał nerwowo. Przystanęłam i odwróciłam twarz w jego kierunku.
- Nie. A wiesz dlaczego? - odparłam – bo nie wierzę, że chłopiec, który do tej pory nie miał dla ciebie kompletnego znaczenia i dla którego nie było miejsca w twoim perfekcyjnym życiu może wprawić cię w zakłopotanie – każde słowo dobitnie zaakcentowałam, wbijając mu palec wskazujący w klatkę. I znów ruszyłam. I znów się zatrzymałam, powodując, że skoczek o mało co się ze mną nie zderzył. - i wiesz, co jeszcze? Olej to. Potraktuj to tak jakbyś miał pomóc jakiemuś obcemu dziecku. Przecież to prawie to samo... - tym razem pewnie ruszyłam do windy. Szatyn przez moment stał przy tym wejściu jak słup i patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Był smutny? Przygnębiony? Zawiedziony? Mniejsza o to. Dla niego to rzeczywiście powinna być zwykła przysługa. Coś na wzór akcji charytatywnej kiedy znani ludzie pomagają chorym dzieciom. W końcu jakie znaczenie może mieć dla niego mój syn? Od momentu jego poczęcia zrównał go z błotem.

Jak się teraz czułem? Jak ostatni śmieć. Z resztą, taka właśnie była prawda. Jestem zwykłym podłym skurwysynem. Bo to wszystko, co się dzieje było moją winą. I przez moment nawet miałem wrażenie, że cała ta choroba i pobyt małego w szpitalu jest jakąś karą za popełnione przeze mnie grzechy. Że moje własne dziecko musi cierpieć przeze mnie. Że tylko w taki sposób mogłem sobie uświadomić, co ja tak naprawdę zrobiłem. A teraz nie mam nic. Bo czuję się tak, jakbym stracił cały dorobek życia, wszystkich życzliwych ludzi wokół i radość z życia. A to dlatego, że pewna kobieta, która kiedyś wcale tak do końca nie była mi obojętna uświadomiła mi jakim jestem gównem. Bo potraktowałem ją tak, jak robią najgorsi. Nie byłem teraz nikim lepszym od zwykłego mordercy albo gwałciciela. Bo który rodzic wyrzeka się swojego dziecka? I to jeszcze przed jego urodzeniem? A wtedy, gdy dowiedziałem się o ciąży, wiedziałem, że to ja jestem ojcem. I świadomie je odrzuciłem. Tylko dlaczego? Dlaczego okazałem się takim egoistą i bezdusznym draniem? I dlaczego tak późno ogarnęły mnie wyrzuty sumienia?
Nawet nie wiem kiedy dotarliśmy na odpowiednie piętro. Wszędzie panował taki dziecięcy wystrój; kolorowe ściany i obrazki. Po kątach gnieździły się pojedyncze zabawki. I widok tych dzieci. Bladych, wychudzonych, niektórych z chustkami na głowie. Ale za to jak promiennie uśmiechniętych. Jak radujących się każdym nowym dniem, jaki dane jest im szczęśliwie spędzić tu na ziemi. Jakaś ciężka gula ulokowała się w moim żołądku, gdy to wszystko spostrzegłem. Bo wiedziałem, że mój własny syn jest jednym z tych dzieci. I dopiero teraz uderzył mnie fakt, że on jest śmiertelnie chory. Że mogę go stracić zanim tak naprawdę ujrzałem go na oczy..

Brunetka skręciła do jakiejś sali. Wiedziałem, że to tu. Bałem się wejść do środka. Stanąłem przy szklanej szybie, dzięki której mogłem zaobserwować co dzieje się w sali. Zauważyłem za nią obie siostry. Stały przy jednym z łóżeczek odwrócone do mnie tyłem. Przełknąłem głośno ślinę. Przyłożyłem dłonie do szkła i po prostu patrzyłem. I pewnym momencie odwróciły się do mnie i go zobaczyłem. Taki drobny, taki malutki, tak bardzo podobny. Moja mała kopia. I coś ścisnęło mnie w sercu, coś gorącego zaczęło na nie działać. Wydałem z siebie dziwny dźwięk a scena jaką teraz widziałem działa się jakby w zwolnionym tempie. One obie były takie uśmiechnięte a ona tuliła malca do siebie. On tez się cieszył. Promienny uśmiech zagościł na jego twarzy, ukazując kilka białych ząbków. I ona tak się radowała, że go ma. Chłopiec wręcz z utęsknieniem kleił się do matki. On miał ją. Ona miała jego. A gdzie w tym wszystkim miałem być ja? Nie wytrzymałem. Coś pękło. Poczułem piekące łzy w oczach. Wyszedłem. Niczym tchórz stamtąd uciekłem.




~ Bo czas o Niego zawalczyć






***
Kochane!

Pozostawiam dla Was część piątą. Mam nadzieję, że rozwój wydarzeń przypadł Wam do gustu. Korzystając z okazji życzę Wam szampańskiej zabawy oraz Szczęśliwego Nowego Roku! :) ;*


niedziela, 27 grudnia 2015

Cztery

Czułam na sobie czujne spojrzenie brunetki. Poranek był cudny, na dworze świeciło gorące słońce, a w radiu leciały jakieś najnowsze letnie hity. Tylko jakoś ja nie podzielałam tego całego entuzjazmu szerzącego się wokoło mnie.
- Hania, od pół godziny wpatrujesz się w te kanapki i nie tknęłaś ani jednej – odezwała się w końcu, nie potrafiąc powstrzymać się od komentarza – ja wiem, że nie masz ostatnio apetytu, ale na litość boską, nie możesz się głodzić! - dodała nieco zdesperowana.
- Gloria, ja naprawdę nie mam ochoty jeść. I nie jestem głodna – w geście protestu i jakby na potwierdzenie moich słów odsunęłam talerz z kanapkami na niewielką odległość od siebie. Brunetka jedynie westchnęła.
- Nie powiedział „nie” - zaczęła.
- Nie powiedział też „tak” - odparłam. Wywróciła oczami.
- Znam trochę własnego brata. On naprawdę się przejął. Może i nie dociera do niego fakt, że jest ojcem, ale za to rozumie, że tu chodzi o życie małego dziecka. Nie przejdzie obok tego obojętnie – prychnęłam.
- Marne pocieszenie. Odda szpik swojemu synowi tylko dlatego, że nie chce mieć go potem na sumieniu. Też mi się tatuś znalazł... - odparłam i wstałam z zajmowanego krzesła, podchodząc do okna.
- Nie wiem jak ty, ale ja wierzę, że jak już pozna małego to zrozumie swoje błędy i będzie chciał być dla niego prawdziwym ojcem – powiedziała.
- To nie oznacza, że ja chcę – odpowiedziałam ciszej, wywołując na jej twarzy zdziwienie.
- Że co, proszę? - pisnęła – przecież Adaś będzie miał wtedy oboje rodziców..
- Gregor już raz go odrzucił. I to definitywnie. A jeśli jakimś cudem zechce go uznać jako swojego syna, to przekona się jak bardzo nas skrzywdził. Odwdzięczę się mu tym samym – oznajmiłam. Gloria chyba naprawdę nie wierzyła w to, co mówię. Jej mina wyrażała totalne zaskoczenie.
- Czy ty sugerujesz, że zabronisz Gregorowi zajmowania się własnym dzieckiem? Odbierzesz Adasiowi ojca? - spytała zdenerwowana. Uśmiechnęłam się do niej lekko.
- Gloria, on sam zrzekł się do niego jakichkolwiek praw jeszcze przed jego urodzeniem – odparłam i zaczęłam podziwiać widok za oknem.

Siedziałam jak struta na tym krześle. Moje ciało przebiegały zimne dreszcze, choć w pomieszczeniu panowała wysoka temperatura a kilka metrów dalej w kominku palił się ogień. Dłonie trzymałam splecione na kolanach i zaczęłam zdrapywać paznokciami skórki na palcach. Bałam się podnieść wzrok, choć wiem, że on wpatrywał się we mnie intensywnie. Ale milczał. A ta cisza między nami mnie powoli zabijała.
- Jak to możliwe? - spytał chłodno po kilkuminutowym milczeniu. Mój głos lekko drgał, gdy mu odpowiadałam:
- Chyba nie muszę ci wyjaśniać, skąd biorą się dzieci...
- Hanka, nie żartuj sobie ze mnie – warknął. Przestraszyłam się. Nigdy nie widziałam go tak zdenerwowanego jak teraz. Nigdy też nie mówił do mnie takim tonem – miałaś uważać. Jak mogłaś być taka nieodpowiedzialna?
- Ja byłam nieodpowiedzialna?! - tym razem spojrzałam w jego oczy. Wściekłość zaczęła zalewać mnie w środku a na policzkach pojawiły się rumieńce – przecież ty tak samo za to odpowiadasz. Sama sobie dziecka nie zrobiłam!
- Nie licz na moje wsparcie – powiedział chłodno. Patrzyłam na szatyna i nie poznawałam w nim tego czułego i kochanego faceta, którym był choćby jeszcze miesiąc temu, w Norwegii. To nie był mój Gregor.
- Słucham? - zdołałam jedynie wydukać.
- To, co słyszałaś. Mam gdzieś ciebie i to dziecko. Z resztą, ja w ogóle wątpie, że ono jest moje. Pewnie puszczałaś się z jakimiś kolesiami, a teraz próbujesz mnie w to wrobić...
- Jak możesz tak mówić?! - przerażenie i złość błąkały się na zmianę w mojej głowie. Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. - dobrze wiesz, że cię kocham. Nigdy w życiu bym cię nie zdradziła! - odpowiedziałam pewnie, podnosząc ton. Łzy zaszkliły się w moich oczach i musiałam spojrzeć w bok, by nie widział, że płaczę. Za oknem roiło się od tłumu kibiców, którzy świętowali zawitanie Pucharu Świata do Zakopanego. Wszędzie królowały biało-czerwone flagi i huk trąbek, które były tak charakterystycznym atrybutem każdego polskiego fana skoków. Ta radość, jaka towarzyszyła mi przed kilkoma godzinami podczas konkursu już dawno gdzieś uleciała. Wiedziałam, że trudno przyjdzie mu zaakceptować wiadomość o ciąży, ale do cholery jasnej, przecież ja też tego nie planowałam!
- Za to ja cię nie kocham – powiedział w pewnym momencie – i szczerze powiedziawszy chciałem ci dziś oznajmić, że z nami koniec – dodał. Znów na niego spojrzałam. W jego oczach kryła się taka obojętność. Brak czegokolwiek. Nie tak patrzył na mnie jeszcze do niedawna.
- Aha.. - odparłam jedynie po chwili – a od kiedy to mnie już nie kochasz? - spytałam przez coraz bardziej obficie pojawiające się na moich policzkach łzy, które starałam się wycierać.
- Od zawsze – powiedział a ja poczułam, że w moim sercu coś pęka. W jednej chwili mój świat się zawalił, a wydarzenia z ostatnich kilku miesięcy zamieniły się we sny i nie stanowiły już niczego realnego. - nigdy cię nie kochałem. Jesteś ładną kobietą, pociągałaś mnie fizycznie, ale to tyle. Znudziłaś mi się, Hania – z każdym kolejnym jego słowem moja dusza była rozrywana na kawałki. To się nie mogło dziać naprawdę.
- Chcesz mi powiedzieć, że przez ten cały czas po prostu mnie okłamywałeś? - spytałam drżącym głosem. A on jedynie cwanie się uśmiechnął.
- A jak niby miałem zaciągnąć cię do łóżka? Nie jesteś niestety z tych, co lubią seks bez zobowiązań. Naiwna romantyczka..musiałem się nieźle nastarać, żeby w końcu cię zdobyć – wyjaśnił. Teraz już umierałam. Byłam tego pewna.
- Jesteś podłą świnią...
- Ale za to i tak mnie kochasz – zaśmiał się. Tak szyderczo – ja i Sandra znów jesteśmy razem. - kolejny cios – i wiesz, co? Tęskniłem za nią jak cholera. To ją zawsze kochałem. Ty byłaś dla mnie tylko marnym pocieszeniem..
Trzęsłam się. To, co mi teraz robił, jak potraktował można było równie dobrze porównać do nokautu. Czułam się pobita, pohańbiona, wykorzystana...i to przez faceta, któremu oddałam całą siebie.
- A dziecko? - spytałam po chwili, gdy już nieco się uspokoiłam. Jego głos był zimny i przeszywał mnie na wylot.
- To nie moje dziecko. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego – powiedział – myślę, że nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia. Miło było cię pobzykać przez te kilka ostatnich miesięcy. Muszę przyznać, że naprawdę byłaś w tym dobra...
- Wyjdź stąd – powiedziałam przez zęby, słysząc jego śmiech.
- Jak sobie życzysz. Żegnaj, mała – wstał, rzucił na stolik kilka euro i po prostu wyszedł. Zostawił mnie samą, zupełnie samą...

Morgenstern sprawiał wrażenie, że nie wierzy w moje słowa. Siedział na tej kanapie ze szklanką piwa w ręku i głęboko się nad czymś zastanawiał. Ja siedziałem naprzeciwko niego, z łokciami opartymi o kolana i czekałem na reakcję przyjaciela. Nie było łatwo przyznać się przed nim do tego, co zrobiłem. Że wyrzekłem się własnego dziecka.
- Jesteś totalnym niedorobionym idiotą, Gregor – powiedział w końcu. Wyraz jego twarzy był zupełnie poważny a wzrokiem mógł równie dobrze zabijać. Przetarłem twarz dłońmi.
- Nie żałowałem tej decyzji, dopóki nie powiedziała mi, że to dziecko jest chore – dodałem po chwili. Thomas był zdenerwowany, widziałem to. Chyba sam nie wierzył, że jego kumpel może być zdolny do takich rzeczy.
- Ja nie jestem w stanie pojąć, że ty mogłeś być takim egoistą. Wyrzekłeś się własnego syna! - wrzasnął a to nie było podobne do blondyna. Wręcz zawsze kipiał spokojem i w każdej sytuacji starał się być opanowany.
- Wiem.. - bąknąłem.
- Zostawiłeś tę biedną dziewczynę na lodzie!

- Wiem..
- Kobietę, która nosiła pod sercem twoje dziecko! Którą wykorzystywałeś dla swoich własnych zachcianek! - tym razem wstał, pochylił się nade mną i krzyczał prosto nad moim uchem – ja pierdolę, Gregor! Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś?! - przez moment myślałem, że mi przywali. Zacisnął dłonie w pięści, a na jego rękach odznaczały się żyły. Aż bałem się teraz na niego spojrzeć.
- Wiem, Thomas. Wiem to! - tym razem to ja podniosłem głos – tak, miałem to wszystko gdzieś. Przez prawie dwa lata żyłem ze świadomością, że gdzieś tam pojawiło się moje własne dziecko, a ja miałem w nosie, by wziąć za nie odpowiedzialność. I wiem, że cholernie skrzywdziłem Hanię...
- Tylko mi się w głowie nie mieści, że zrobił to ten Gregor, którego tak dobrze znam – odezwał się – a może ja wcale cię nie znam..
- Morgi, nie zaczynaj..
- Zamknij się, debilu! - znów wrzasnął a ja znów zamilkłem – być może ty tego nie rozumiesz tak jak ja. Kiedy pomyślę sobie, że miałbym tak zrobić z Lily...- położył dłoń na swoje usta i po prostu kręcił głową z niedowierzaniem – i ty jeszcze nie powiedziałeś o tym nikomu z rodziny.
- Gloria wiedziała, ale zabroniłem jej komukolwiek o tym mówić – dodałem. Blondyn milczał. Słyszałem jak głośno oddycha, by choć odrobinę się uspokoić. Chodził nerwowo po pokoju, co chwila rzucając w moją stronę jakieś wyzwiska. Wcale mnie tym opieprzaniem nie pocieszał.
- Więc co zamierzasz? - spytał w końcu, siadając obok mnie. Spojrzałem na niego niepewnie.
- Nie wiem.. - przyznałem.
- Jak to nie wiesz? - spytał niemal teatralnie. - ty się jeszcze zastanawiasz?!
- A niby co mam zrobić? - odparłem z nutką pretensji. Morgenstern tym razem patrzył na mnie jak na naprawdę skończonego idiotę.
- No rusz tą dupę, pakuj się i leć z nią do Polski! - krzyknął, gestykulując rękoma – bo jeśli ty tego nie zrobisz to chyba sam zaciągnę cię na to lotnisko i wpakuję w pierwszy lepszy samolot do Krakowa! To twój obowiązek, by oddać jemu ten szpik!
Wiedziałem, że muszę tak postąpić. Mimo wszystko byłem to winien Hani. Byłem to winien własnemu synowi. SYN...ja nawet nie potrafię przyjąć do wiadomości tego, że jestem ojcem.
Milczeliśmy przez kolejne dobre kilka minut. Każdy z nas był pogrążony w swoich myślach.
- Ty chociaż cokolwiek do niej czułeś? Nie wiem.. choćby zwykłą sympatię? - spytał – czy po prostu ze świadomością wykorzystywałeś jej uczucia do ciebie?
Spojrzałem z bólem na przyjaciela. I co mu miałem powiedzieć? Że brunetka zawróciła mi w głowie? Przecież wcale tak nie było.
- Nie wiem, Thomas.. - przyznałem szczerze i westchnąłem – może i coś do niej czułem. Przecież ciągnąłem to wszystko przez prawie rok. Mogłem sobie znaleźć takich panienek na pęczki, jeśli zależałoby mi tylko na ruchaniu...
- Jesteś obrzydliwy. Patrzeć na ciebie nie mogę... - znów gwałtownie wstał i znów targała nim fala nerwów – myślałem, że ten etap wyrywania wszystkiego co się rusza, ma cycki i przyzwoity tyłek się już skończył..ale najwyraźniej nie wyrosłeś jeszcze z tego rozpieszczonego dzieciaka, jakim byłeś.. - tylko tyle powiedział. A następnie usłyszałem donośny trzask drzwi.


Wpatrywałam się z uśmiechem na ustach w zdjęcie malca. Na dole w wiadomości MMS było napisane „Adaś bardzo mocno tęskni za mamusią :*”. Nadawcą tej wiadomości nie był kto inny jak Baśka. I doskonale wiedziała, że właśnie tego teraz potrzebowałam. I choć mały nadal znajdował się w swoim szpitalnym łóżeczku, a jego drobne ciałko pokrywała sieć kabelków, uśmiechał się szeroko do obiektywu w telefonie ciotki. A mnie serce ścisnęło na ten widok. Tęskniłam za nim niesamowicie, mimo tego, że widziałam go przedwczoraj. Nienawidziłam zostawiać go samego, choć był zwykle pod opieką moich rodziców, gdy pozwoliłam sobie na wieczorne wyjście z przyjaciółmi. Najczęściej kończyło się to co godzinnymi telefonami do mamy zamiast prawdziwym czerpaniem satysfakcji z czasu spędzanego z ludźmi. Tak więc pozostawienie go samego na te kilka dni i świadomość, że znajduje się tak daleko ode mnie była nie do zniesienia. W duchu modliłam się, aby ten wymuszony pobyt w Innsbrucku jak najszybciej się skończył i bym mogła wreszcie przytulić swoje dziecko do serca. Moja cierpliwość powoli się kończyła.
- Wygląda uroczo – skomentowała wesoło Gloria, która właśnie zaglądała mi przez ramię – co tu jest napisane? - spytała.
- Że Adaś bardzo za mną tęskni – odpowiedziałam z promiennym uśmiechem na ustach. Brunetka zrobiła słodkie „oooo” i razem ze mną wpatrywała się w ten mały ekranik.
- Czyli czas, żebyś wracała do domu – obie raptownie odwróciłyśmy się w drugą stronę, słysząc jego głos. - przepraszam, drzwi były otwarte – dodał. Miał na sobie biały podkoszulek z jakimś nadrukiem na klatce i granatowe spodenki. Zmienił kilka razy fryzurę od kiedy ostatni raz go widziałam, ale teraz jego włosy i tak były wyraźnie za długie, dlatego musiał zgarnąć je do tyłu nakładając na głowę okulary. Stał nonszalancko oparty o framugę i patrzył na mnie z tajemniczością w oczach. Sprawił, że nogi się pode mną ugięły i znów patrzyłam na niego jak na obiekt moich westchnień. Stop! Już dawno przestałam myśleć o nim w ten sposób. Zamrugałam kilka razy powiekami a moja dziwna reakcja na postać szatyna minęła.
- Gregor, braciszku! – zawołała radośnie Gloria – co cię do mnie sprowadza?
- Chciałbym chwilę porozmawiać z Hanią – odpowiedział, wciąż mnie obserwując. Czułam się nieco nieswojo pod tym jego badawczym spojrzeniem.
- To ja pójdę do siebie.. - i w promieniu dziesięciu sekund jej nie było. Mężczyzna w tym czasie do mnie podszedł i stanął w niewielkiej odległości. Z tego miejsca mogłam bez problemu wyczuć woń jego perfum i zdałam sobie sprawę, że ich zapach nie zmienił się przez te prawie dwa lata. Poza tym jego bliskość przyspieszała rytm mojego serca, ale musiałam się szybko ogarnąć z tego nieproszonego stanu.
- Zdecydowałeś? - spytałam bez ogródek. Pewnie i chłodno.
- Owszem – odpowiedział. Zwróciłam twarz w jego kierunku i znów napotkałam te oczy. Uspokój się, on cię skrzywdził! Myśl o nim jak o wrogu numer jeden...
- I? ..
- Zgadzam się – a te słowa zmieniły wszystko.
Następnego dnia znajdowaliśmy się już w samolocie lecącym do Krakowa. Tym razem musi się udać. Po prostu musi.









~ Bo masz świadomość, że kiedyś spieprzyłeś wszystko...





***
Witajcie!
Wiem, że rozdział miałam dodać w Wigilię, ale ciągle nie miałam na to czasu. Ale już jestem :)
Jak Wam się podoba decyzja Gregora? Chyba ruszyło go sumienie.
Buziaki :*

środa, 23 grudnia 2015

Trzy

Przez chwilę miałam wrażenie, że moje serce wyskoczy z klatki piersiowej. Stałam tak bez ruchu z wystraszonymi oczami i nie potrafiłam mu odpowiedzieć na te z pozoru proste pytanie. Po prostu mnie zamurowało.
A on? On też na mnie patrzył. Tylko jego oczy wyrażały zupełnie coś innego. Malowało się w nich wielkie zdziwienie. Ale i złość. Złość i zdenerwowanie.
- Greg, usiądź na chwilę. Zaraz wszystko ci wyjaśnimy – odezwała się nieco zdenerwowana Gloria. Ona też miała przerażoną minę, bo nie tak zaplanowałyśmy spotkanie z nim.
- Ja się pytam, co tu robisz? - brnął dalej. Jego głos był zimny. Powodował, że zaczęłam drżeć ze strachu. Sprawiał wrażenie jakby chciał mi coś zrobić. Potraktował jak nieproszonego intruza.
- Gregor..
- Nie teraz, Gloria – przerwał jej wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku. Nadal się nie odezwałam a jego zniecierpliwienie sięgało zenitu. Brunetka, jakby czując moje napięcie, podeszła do mnie i stanęła obok, próbując mi w ten sposób pomóc.
- Posłuchaj. Hania przyjechała tu w bardzo ważnej sprawie. Musimy porozmawiać.. - znów zaczęła. Spokojnie. Ale on nie zamierzał dyskutować.
- Już kiedyś jej powiedziałem, że nie ma czego u mnie szukać. Nie uznam jakiegoś bachora, który wcale nie jest moim synem! - wrzasnął. A we mnie coś pękło. Załamałam się. Łza po łzy zaczęły wylewać się z moich oczu. I on to widział. I nie odpuścił, a tylko uśmiechnął się do mnie szyderczo. Nie wytrzymałam. Choć przypuszczałam, że tak właśnie będzie to nie mogłam słuchać w jaki sposób wyraża się o naszym dziecku. Po prostu wybiegłam z pomieszczenia, słysząc jeszcze wołanie Glorii i zamknęłam się w łazience, zanosząc się od płaczu.

- I widzisz co narobiłeś kretynie?! - usłyszałem wrzask siostry. Sam nie wiem, co dominowało w mojej głowie bardziej: zaskoczenie czy złość, że się tu pojawiła. Przecież wiedziała, że nie chcę jej widzieć a tym bardziej nie wmówi mi, że kiedykolwiek była ze mną w ciąży.
- Po co tutaj przyjechała? Powyżalać się tobie? Prosić o pieniądze? Ja nie wiem, jak możesz być tak głupia wierząc, że to mój dzieciak – powiedziałem oschle i opadłem na kanapę. Gloria miała taką minę, jakby zastanawiała się, czy faktycznie należymy do tej samej rodziny. Prychnąłem.
- Czy ty siebie słyszysz, Gregor? - podeszła do mnie z oczami wbitymi w moją osobę i przysiadła na krawędzi szklanego stolika – to jest twój syn. Ona naprawdę urodziła twoje dziecko! Kiedy ty wreszcie przejrzysz na oczy?! - krzyknęła. Nie wzruszyło mnie to. Wiedziała, że nie tak łatwo wzbudzić we mnie litość.
- Masz na to jakieś dowody? - spytałem beznamiętnie, widząc jak wściekłość na jej twarzy rośnie i rozsiadłem się spokojnie na sofie.
- Jak ty możesz być takim cynikiem?! - pisnęła.
- Więc punkt dla mnie. Nie masz – odparłem.
Usłyszałem jak głośno wdycha powietrze i próbuje zebrać myśli. Czekałem więc na jej kolejny wybuch.
- Dobrze więc. Jeżeli chcesz mieć pewność to zrób badania na ojcostwo – odezwała się w końcu. Spojrzałem na nią z rozbawieniem.
- Po co? Przecież mam pewność, że to nie mój syn.
- Tak? A jaką? Przecież sypiałeś z nią dobre kilka miesięcy – odpowiedziała pewnie. Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem.
- Zabezpieczaliśmy się. Mówiła, że bierze tabletki – odpowiedziałem.
- Dobrze wiesz, że to nie jest metoda, która daje stuprocentową pewność zapobiegnięciu ciąży.
- Próbujesz znaleźć jakiś logiczny argument? Nie uda ci się – skrzyżowała ręce w geście buntu – to nie ja zrobiłem jej tego dzieciaka.
Wstała i zaczęła krążyć nerwowo po pokoju. Stukot jej obcasów o panele mnie irytował. I ona o tym dobrze wiedziała. Po kilkudziesięciu sekundach wreszcie stanęła i znów wbiła we mnie nienawistne spojrzenie.
- Posłuchaj mnie, kretynie – zerknąłem nad nią spod byka – to jest twój syn. Urodził się w 25 lipca 2014 roku w ósmym miesiącu ciąży. Policz sobie – powiedziała stanowczo. Znów się zaśmiałem.
- Przecież mogła sypiać z kimkolwiek i jednocześnie ze mną – oznajmiłem.
- Przecież ona była w tobie zakochana po uszy! W życiu by cię nie zdradziła! - krzyknęła.
- Czyżby? Polki są dość puszczalskie. Chodziłem kiedyś z chłopakami po tych wszystkim klubach, więc wiem co nieco.
- Och! - wyrwało jej się. Przemierzyła tę odległość między nami i tym razem usiadła obok mnie na łóżku. Czy ona myślała, że tym niby władczym głosem coś zdziała? Że jest w stanie mnie kontrolować? Nie jestem już po prostu jej młodszym bratem. Jestem dorosłym facetem i zarówno ona jak i nasi rodzice nie mogli mi niczego narzucić. Znów zbierała myśli. Tym razem jej wzrok powędrował w kierunku stolika, na którym znajdował się jakiś album ze zdjęciami. Nie zauważyłem go wcześniej. Brunetka sięgnęła szybko po niego i przysunęła się do mnie bliżej.
- Adam to jest twój syn. Nie widzisz tego podobieństwa między wami? - westchnąłem głośno i spojrzałem na fotografie jakiegoś małego chłopca, które mi pokazywała.
- Owszem, może i ma podobny kolor włosów i oczu. Ale to nie oznacza, że Hanka nie lubi po prostu facetów w moim typie – odpowiedziałem po chwili zastanowienia i zamknąłem album. Znów się wściekła.
- Te same oczy, fryzura, nosek. Tak samo się uśmiecha. Jeśli nie wierzysz to obejrzyj swoje zdjęcia z dzieciństwa.
- Nie denerwuj mnie, Gloria. Nie dam się nabrać na te wasze numery – powiedziałem zdenerwowany, bo nie mogłem już znieść tych pierdół i wstałem z kanapy. Moja siostra patrzyła na mnie zrezygnowana – niech sobie ciebie w to wkręca i dalej wciska te kity. Ja się w to bawić nie będę – dodałem. Wziąłem z komody dokumenty, po które przyszedłem i już miałem zamiar wychodzić.
- Gregor, zaczekaj.. - nie dawała za wygraną.
- Jesteś zwykłą świnią i łajdakiem – oboje usłyszeliśmy jej głos za plecami. Obróciłem się w jej stronę. Twarz miała mokrą od łez, ale jej mina wyrażała pogardę. Gardziła mną. Jej nienawiść do mojej osoby była wypisana w jej oczach – nienawidzę cię za to, co mi zrobiłeś. Że okłamywałeś mnie przez prawie rok, że..że.. wszystkie te twoje wyznania to oszustwo. Że po prostu ze mną sypiałeś, bo nie mogłeś zapomnieć o swojej byłej. Że byłam dla ciebie zabawką...
- Nie rób scen, mała – powiedziałem do niej nie kryjąc ironii w głosie. Tak naprawdę w dupie miałem jej opinie. Była ładna, miała fajny tyłek i cycki. I była taka zakochana, że śmiać mi się z tego chciało. Ale nigdy nie znaczyła dla mnie więcej niż zwykła laska do bzykania.
- Zamknij się i choć raz mnie posłuchaj! - wrzasnęła tak, że Gloria aż podskoczyła a ja naprawdę się zdziwiłem. Lubiłem kiedyś w niej niewinność, ale również tę...zadziorność. Bo nie raz ją okazywała. Nie zawsze była grzeczną dziewczynką i chyba to mnie w niej pociągało.
- No więc słucham cię, Haniu – odparłem rozbawiony jej postawą. Wiem, że okazałem się wobec niej skurwielem. Ale miałem zdecydowanie ważniejsze sprawy na głowie. I znów to nienawistne spojrzenie.
- Nie chcę twoich zasranych pieniędzy ani tego, żebyś uznał Adasia. Nie chcę od ciebie niczego. Świetnie sobie bez ciebie radzę a jemu niczego nie brakuje. Z resztą teraz nawet się cieszę, że on nigdy się nie dowie, jakim podłym skurwysynem jest jego ojciec..
- Oooo, no rozkręcamy się – wtrąciłem. Poczułem jak Gloria uderza mnie pięścią w bok. Syknąłem lekko, ale że miałem już dość towarzystwa ich obydwu, po prostu pozwoliłem jej dokończyć.
- Przyjechałam tu w innej sprawie. I niestety prosić cię byś mi pomógł...
- Nie ten adres, mała – znów jej przerwałem i zrobiłem kilka kroków w stronę wyjścia, kiedy usłyszałem:
- On ma białaczkę, debilu! - momentalnie zatrzymałem się na te słowa. Obróciłem się w jej stronę. - nie ma czasu, żeby czekać na jakiegoś anonimowego dawcę, rozumiesz?! Jesteś moją jedyną nadzieją. On umiera... - patrzyłem na nią jak zahipnotyzowany. A ona nie wytrzymała, wybuchając niepohamowanym płaczem. Po chwili była już w ramionach Glorii.

I siedzieliśmy tak nic nie mówiąc. W dwóch przeciwległych kątach salonu. On wpatrywał się w jakiś punkt przed siebie. Ja patrzyłam na Alpy. Dawno już nastał wieczór, więc teraz mieniły się nad miastem niczym jakieś cienie. Gloria stała w kuchni i zaparzała dla każdego z nas kawę.
Nie odważyłam się na niego spojrzeć. Bałam się. Kiedyś powiedział za dużo i zrobił za mało. Dziś tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że nigdy nic dla niego nie znaczyłam a nasz „romans” był jednym wielkim kłamstwem.
- Proszę – podniosłam wzrok i ujrzałam stojącą nade mną Glorię. Trzymała w ręku kubek z gorącym napojem. Wzięłam go od niej i szepnęłam ciche „dzięki”. Brunetka usiadła na środku wielkiej kanapy tak, jakby chciała nas rozdzielić. Albo pilnować, żebyśmy nie skoczyli sobie do gardeł.
Ta cisza stawała się nie do zniesienia. To ja powinnam pierwsza zabrać głos, ale nie potrafiłam zebrać się w sobie. Więc on to zrobił.
- On naprawdę jest moim synem? - podniosłam na niego spojrzenie. Już wiem, na co on tak patrzył. Na stoliku wciąż leżał album ze zdjęciami małego. Na okładce widniała jego wesoła twarzyczka. Obserwował to dzieło jakby chciał sam siebie przekonać, że to rzeczywiście prawda.
- A sądzisz, że Hania przyjeżdżałaby tyle kilometrów i wmawiała ci, że twój syn ma raka jeśli on nie byłby twoim synem?
Zabolało. Nienawidziłam, kiedy ktoś wypowiadał te słowa na głos. I to tak bezpośrednio. Zerknęłam na szatyna. Coś zmieniło się w wyrazie jego twarzy. I we spojrzeniu.
Wstałam a pozostała dwójka śledziła moje poczynania. Podeszłam do walizki i wyciągnęłam z niej odpowiednią teczkę. Bez słowa położyłam ją na stoliku przed skoczkiem, po czym znów zajęłam swoje miejsce.
- To karta jego choroby – powiedziałam jedynie. Mężczyzna zaszczycił mnie spojrzeniem, ale ja swoje szybko odwróciłam. Nie mogłam na niego patrzeć.
Czytał przez długi czas. Żadna z nas nie ośmieliła się wykonać jakiegokolwiek ruchu. Gdy skończył wstał i zaczął krążyć po pokoju, pogrążony w swoich myślach. Prawie w ogóle nie tknęłam swojej kawy, która już dawno wystygła. Po prostu trzymałam ten kubek w ręku, czekając na jego reakcję.
W końcu się zatrzymał. Znów utkwił wzrok w szklany stolik. Podszedł do niego powoli i z wahaniem podniósł kolorowy album. Otworzył go na którejś stronie i wpatrywał się w nią z intensywnością. Domyślałam się na jakie zdjęcie trafił. Następnie wyciągnął fotografię z folii, odłożył album i znów zaczął chodzić po salonie, wpatrzony tylko i wyłącznie w ten mały kawałek papieru. I znów trwało to długą chwilę. Nie wiem, dlaczego, ale Gloria chyba poczuła się nieswojo. W pewnym momencie również podniosła się z kanapy i oznajmiła:
- Wiecie, co? Nie będę wam przeszkadzać. Pójdę do siebie – Gregor zachowywał się tak jakby w ogóle jej nie słyszał. Natomiast zanim ja zdążyłam zareagować, brunetki już nie było. I to tym razem ja zaczęłam czuć się nieswojo. Bo byłam z nim sama i to w jednym pomieszczeniu.
Spojrzał na mnie. Czułam jego wzrok na sobie, choć ja wcale nie na niego nie patrzyłam. Powoli zrobił kilka kroków w moją stronę. Z wielką niepewnością, co w jego przypadku jest dużym zaskoczeniem, zajął miejsce obok mnie na kanapie. Nie odzywał się, ja zresztą też nie. Tylko patrzył. A ja nie mogłam wytrzymać pod tym jego intensywnym spojrzeniem. Więc odwróciłam twarz w jego stronę i napotkałam jego czekoladowe tęczówki. Te, które kiedyś tak mocno kochałam. Te, w których mogłam zatracać się godzinami. Te, które tak bardzo mnie zraniły.
- Ja.. - zaczął niepewnie. Mieszał się – ja...wtedy...ja przepraszam, że...
- Daruj sobie to twoje tłumaczenie, Gregor – przerwałam mu pewnie – dobrze wiedziałeś, że to twoje dziecko. Nigdy cię nie zdradziłam, a to stało się wtedy gdy zabrałeś mnie do Lillehammer. Łatwo możesz wyliczyć sobie datę. Z resztą, wysyłałam ci zdjęcia USG. Wiedziałeś... - spuściłam wzrok, bo nie mogłam patrzeć na tego bydlaka. Tak cienka jest granica między miłością a nienawiścią.
- Bo to mnie przerosło, Hania – odparł po chwili. Znów na niego spojrzałam, a w oczach malowało się niedowierzanie. Bo jak on mógł pleść takie bzdury?
- Słucham?! - pisnęłam nienaturalnym głosem. Schlierenzauer w tej chwili zanikał pod siłą mojego spojrzenia. Zabawne, a jeszcze godzinę temu to ja czułam się jak szara myszka, którą bez problemu mógł złapać i zrobić co chciał. - jak możesz mówić takie rzeczy? Ciebie przerosło? To ty miałeś przez te osiem miesięcy pod górkę?! - coraz bardziej podnosiłam ton mojego głosu. Po prostu rzygać mi się chciało, jak na niego patrzyłam. Obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie dam mu ze mnie zadrwić.
- Po prostu...to stało się w tak nieoczekiwanym momencie..
- Bo rzeczywiście zajście w ciążę na pierwszym roku studiów dla mnie było takim oczekiwanym momentem! – przedrzeźniałam jego słowa. No co za palant! Zwykły egoista zapatrzony tylko w siebie!
- Wiem – odparł – wiem, że powinienem wziąć za to dziecko...za was odpowiedzialność. Ale akurat wtedy...wszystko zaczęło się chrzanić. Skoki mi w ogóle nie wychodziły..
- Och, przestań! - warknęłam na niego – po prostu wróciłeś do ciepełka, jakie zapewniała ci Sandra. Że też ja dawałam się nabrać na to, że się rozstaliście. Przez ten cały czas mnie oszukiwałeś! - nie odpowiedział. Nie miał nic na swoją obronę, bo to co mówiłam było najświętszą prawdą. Więc milczał.
- Adam potrzebuje przeszczepu – zaczęłam po kilkuminutowej ciszy. Znów na siebie spojrzeliśmy. Boże, jego oczy były jak magnes chociaż...już dawno przestały mnie przyciągać – ja nie mogę być dawcą. Baśka też nie. Jeśli chodzi o moich rodziców to jest zbyt duża różnica wieku – westchnęłam. Tak trudno, tak wiele cierpienia na mnie spadło. I musiałam się tak zniżyć, by uratować swoje dziecko – jesteś jedyną szansą, Gregor. Pojedziesz ze mną i zrobisz te badania?
- Chcesz, żebym był dawcą? - spytał.
- Chcę go uratować. Muszę wykorzystać każdą możliwość, bo lista potrzebujących jest długa. A znaleźć niespokrewnionego dawcę jest ciężką sprawą – oczekiwałam na jego reakcję. Myślał. Mimo wszystko go znałam. Wiedziałam, kiedy się nad czymś intensywnie zastanawia czy kiedy coś go trapi.
- Mam podjąć decyzję teraz? - spytał po chwili. Serce przyspieszyło swój rytm, bo nie powiedział „nie”. A więc jest szansa, że rozważy tę prośbę.
- Zostaję tu jeszcze 2 dni. Masz trochę czasu – odpowiedziałam spokojnie.
- A co będzie potem...jeśli się uda? - spytał. W jego oczach kryło się coś więcej. Chciał zadać inne pytanie, ale coś go przed tym powstrzymało.

- A potem obiecuję ci, że już nigdy więcej nie zakłócimy twojego życia – oznajmiłam i tak po prostu zostawiłam go samego.









~ Bo kochasz tak mocno, że zrobisz dla Niego wszystko






****
Moje Drogie,
kolejna część za nami. Lubię mieć wenę i móc dodawać tak szybko rozdziały, także trzymajcie kciuki by trwało to jak najdłużej!
Dziękuję za dobre słowa i proszę o więcej :)
Nowy rozdział zapewne w Wigilię, a co! :D

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Dwa

Brunetka mknęła kolejnymi ulicami tego pięknego miasta i widać było, że pewnie czuje się za kierownicą. Odwróciłam twarz w stronę szyby od pasażera i zaczęłam obserwować piękne widoki za oknem. Alpy. Mosiężne szczyty górujące nad miastem. Jak tu ich nie podziwiać? Jak nie napawać się tym pięknem? To dlatego tak szybko zakochałam się w Innsbrucku. Kiedy tylko pierwszy raz pojawiłam się w tym miejscu, owiały mnie jego czar i magia. Oczywiście nic nie mogło równać się z moim ukochanym Zakopanem, ale jeżeli miałabym wybierać, gdzie chcę spędzić resztę życia poza stolicą polskich gór, zdecydowanie byłby to Innsbruck.
Przymknęłam na chwilę oczy, które kryły się za okularami przeciwsłonecznymi. Ten moment przypominał mi o innym wydarzeniu i innej podróży, która miała miejsce spory czas temu.

- O Boże, tu jest pięknie! Chyba będę przyjeżdżała tutaj na każdy urlop – moje oczy błyszczały niczym diamenty a promienny uśmiech nie schodził mi z twarzy. Alpy mnie trochę przerażały, ale dzikość jaka od nich biła była tak pociągająca, że człowiek nie mógł od nich oderwać wzroku.
Szatyn siedzący na miejscu kierowcy jedynie się do mnie uśmiechał. Nie zaszczycił mnie spojrzeniem, bo był skupiony na prowadzeniu, ale wiedziałam, że cieszy się moim zachwytem.
- Zawsze ci powtarzałem, że mieszkam w raju – zerknęłam na niego. W tej chwili i on na moment przeniósł na mnie spojrzenie i puścił mi oczko. Nie spuszczałam z niego wzroku a on co chwila przerzucał uwagę z drogi na moją twarz. - śliczna jesteś, wiesz? - powiedział w końcu. Zaśmiałam się krótko.
- Wiem. Często mi to powtarzasz – tym razem to on się zaśmiał – to znaczy, że Gloria miała dobry pomysł z tym przyjazdem. Niespodzianka chyba ci się spodobała – dodałam. Coś dziwnego przemknęło przez twarz szatyna i przez moment mnie to zmartwiło, ale zaraz znów obdarzył mnie beztroskim uśmiechem. Zawsze dużo się uśmiechał.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. Nie przypuszczałbym, że wpadniecie na taki pomysł. Ale nie sądziłem, że tak łatwo dadzą ci wolne w pracy – stwierdził.
- Co im zależało? Jestem tylko studentką. I tak nie jestem im za bardzo potrzebna – odparłam. Przez chwilę milczeliśmy a ciszę wypełniał tylko głos radiowego spikera, który trąbił właśnie o nieustających od kilku dni upałach. Następnie zorientowałam się, że samochód stanowczo zwalnia a potem szatyn skręca w jakąś boczną ścieżkę polną, prowadzącą, jak spostrzegłam, do tarasu widokowego. Kiedy się zatrzymaliśmy, spojrzałam zdezorientowana na skoczka.
- O co chodzi? Czemu się tu zatrzymaliśmy? - nic nie odpowiedział. Po prostu zgasił silnik i wysiadł z samochodu. Uczyniłam więc to samo.
- Podoba ci się tu? - spytał z tym błyskiem w oku, wziął się pod boki i rozglądał wokół. Słońce raziło go w oczy, dlatego musiał zasłaniać się ręką. Również zaczęłam się rozglądać wokoło miejsca. Widok był niesamowity oczywiście. Podeszłam do długiej barierki, oddzielającej łąkę od bardziej niebezpiecznych miejsc, których nie można było przekraczać. Kiedy się przy niej stało, miało się przed sobą idealny widok na Alpy. Gdzieś na dole musiał płynąć strumyk, gdyż dochodziły do moich uszu dźwięki uderzającej o kamienie wody. Trwałam tak chyba przez dłuższy czas, bo nie spostrzegłam, jak szatyn podszedł do mnie i oplótł mnie w talii, przytulając się do moich pleców. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Bardzo mi się tu podoba – odpowiedziałam szeptem na zadane wcześniej pytanie. Panowała tu błoga cisza, przerywane jedynie odgłosami natury a gdzieś z daleka słychać było przejeżdżające samochody. Poczułam jego ciepłe usta na swoim policzku.
- Wiem jak kochasz góry i jak uwielbiasz na nie patrzeć – odezwał się po chwili – dlatego właśnie cię tu zabrałem. To dosyć zapomniane przez turystów miejsce i rzadko kiedy można tu kogoś spotkać. Dlatego jest takie wspaniałe – pokiwałam głową na zgodę, gdyż w zupełności podzielałam jego zdanie. W Zakopanem było podobnie. Wszędzie pełno turystów, reklam i innych bzdetów. Każde ciekawe miejsce było tak przepełnione ludźmi, że aż odechciewało się je zwiedzać. Mieszkańcy miasteczka mieli więc swoje tajemne miejsca, gdzie mogli w spokoju napawać się urokiem Tatr czy spędzić czas z przyjaciółmi.
Nagle mężczyzna się ode mnie oderwał, a ja podążyłam za nim wzrokiem. Podszedł do samochodu, po czym wyciągnął coś z tylnego siedzenia. Po chwili zorientowałam się, że rzecz jaką ma w rękach to sporej wielkości aparat. Wracał więc do mnie z cwanym uśmieszkiem a w międzyczasie uruchamiał sprzęt.
- O nie – zaczęłam grozić mu palcem, gdy się do mnie zbliżał – wiesz, że nie lubię pozować do tych twoich...'artystycznych' zdjęć – dodałam. Szatyn przyglądał mi się uważnie z rozbawieniem.
- Oj no proszę. Jesteś piękna i uwielbiam robić ci zdjęcia. Nikt ci nigdy nie mówił, że jesteś mega fotogeniczna?
- Owszem. Ale u ciebie nigdy nie kończy się na kilku zdjęciach. Znając życie będę musiała tu sterczeć z jakieś pół godziny – patrzyłam na niego spod byka, o ile to w ogóle było możliwe jako, że skoczek przewyższał mnie o głowę.
- Nie marudź, mała – zgrywał się – przygotuję dla ciebie jakiś fajny album. Nie odmawiaj mi – po czym skradł mi jednego krótkiego całusa, którego wyczekiwałam od kiedy zobaczyłam go dziś na lotnisku. Sprawił tym samym, że moje pragnienie spędzenia najbliższych kilku godzin w jego ramionach wzmogło się co najmniej dwukrotnie.
Mężczyzna odszedł ode mnie kilka metrów i zaczął pstrykać pierwsze zdjęcia. Wywróciłam oczami, ale nie pozostało mi nic innego jak przystać na jego prośbę. Westchnęłam więc głośno i zaczęłam uśmiechać się do kolejnych fotografii.
- Są świetne. Idealnie wyglądasz na tle gór – mówił, gdy z powrotem siedzieliśmy w samochodzie i zmierzaliśmy do mieszkania jego siostry. Ja siedziałam z boku i z wnikliwością oglądałam zrobionego przez niego niedawno zdjęcia. Niektóre wyszły nawet ciekawie, ale do reszty wcale nie byłam przekonana.
- Mam za gruby nos – oznajmiłam mu po chwili. On znów tylko się zaśmiał.
- Masz uroczy, zgrabny nos – powiedział – nie wiem nad czym tu ubolewasz. Wyszłaś rewelacyjnie – dodał entuzjastycznie.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i wyłączyłam aparat. Szatyn w tym czasie zdążył już wjechać w jakieś przestronne i zadbane osiedle, gdzie piętrzyły się wysokie bloki.
- Fajnie, że wtedy na zawodach wpadłam na Glorię. Gdyby nie ona to nigdy bym cię nie poznała – odezwałam się. Skoczek spojrzał na mnie tymi magicznymi czekoladowymi oczami a następnie wyciągnął dłoń i pogładził mnie po policzku.
- Nawet nie wiesz jak ja ją za to kocham – powiedział, nadal miażdżąc mnie spojrzeniem. Zrobiło mi się tak ciepło na sercu – jesteśmy na miejscu – odparł po chwili.
Wysiedliśmy z auta. Skoczek wyciągnął z bagażnika moją walizkę i udaliśmy się w stronę odpowiedniego budynku.

- No to jesteśmy na miejscu – powiedziała z uśmiechem. Wysiadłyśmy z auta a ja momentalnie rozpoznałam cały widok wokół. Byłam tu tylko raz, ale za to wyniosłam stąd niezapomniane wspomnienia. Zdjęłam swoje okulary i sięgnęłam po swój bagaż mieszczący się na tylnym siedzeniu.
- Nic się tutaj nie zmieniło – zwróciłam uwagę, gdy kierowałyśmy się do jej bloku.
- Po drugiej stronie zrobili tylko jeszcze jeden plac zabaw. A poza tym faktycznie wszystko zostało takie samo. Lubię tutaj mieszkać – dodała zadowolona. Uśmiechnęłam się do niej.
Wsiadłyśmy do windy, który miała nas dostarczyć na 13 piętro wieżowca. Nawet tu, w windzie dało się odczuć przepych tego miejsca. Wielkie lustro naprzeciwko drzwi, bordowa tapeta i zapach odświeżacza do powietrza. Nie sądziłam, że nawet w windzie robi się wszystko, by ludzie mogli czuć się komfortowo.
Apartament, w którym mieszkała Gloria był urządzony bardzo szykownie i według najnowszego trendy. Brunetka stawiała przede wszystkim na funkcjonalność kolorów i mebli, dlatego dobór barw wahał się pomiędzy kremowo-beżowych i siwo-granatowych kolorach. Posiadała wielką przestrzenną kuchnię, gdzie umieszczone były białe meble kuchenne a wszelakie sprzęty dobrała w ciemnym graficie. Choć osobiście byłam fanką ciepłych i pogodnych barw, a wystrój mojego domu można określić jako typowo zakopiański, jej mieszkanie od razu przypadło mi do gustu.
- Połóż gdziekolwiek tą walizkę i się rozgość – mówiła do mnie, gdy dotarła do salonu a ja powoli za nią pożądałam – czego się napijesz: soku, kawy, drinka? - spytała, przechodząc do połączonej z salonem kuchni. Usiadłam na stołku znajdującym się przy wysepce kuchennej i podparłam policzek o łokieć.
- Może być sok. Pomarańczowy jeśli masz – uśmiechnęłam się do niej.
- Jasne – odparła i zabrała się za wyciąganie szklanek. Gdy postawiła na blacie dwie szklanki pełne soku, usiadła naprzeciwko mnie i milczała. Chyba nie wiedziała, jak ma zacząć tę rozmowę.
- Dziękuję ci, że zgodziłaś się przygarnąć mnie na te kilka dni – odezwałam się w końcu. Gloria upiła łyk soku, przy czym machnęła ręką.
- Daj spokój, jakby to miał być jakiś problem. Poza tym zawsze ci powtarzałam, że możesz zwrócić się do mnie z każdą sprawą. W końcu to ja jestem siostrą tego durnia.. - dodała już nieco ciszej i spuściła wzrok.
- Nie mam zamiaru winić cię za błędy brata – odparłam.
- Tak, tylko do tej pory nie mogę wybaczyć mu tego, co zrobił. Zachował się jak skończony dupek..
- Gloria, nie warto rozdrapywać starych ran – przerwałam jej chcąc zdecydowanie uciąć ten temat. - dawno skończyłam z Gregorem. Gdyby nie ta sytuacja i choroba Adasia nigdy więcej bym się z nim nie skontaktowała – brunetka znów zamilkła wyraźnie przygnębiona.
- Jak on się czuje? Jakie są wyniki? - spytała po chwili cicho. Westchnęłam.
- Na razie czuje się dobrze. Generalnie rzecz biorąc, zachowuje się jak zdrowy roczny chłopiec. Ale przeszczep jest konieczny...- odpowiedziałam – i musi go przejść jak najszybciej. - Gloria pokiwała głową ze zrozumieniem. Wciąż nie spuszczała wzroku ze szklanki z sokiem, stukając o jej brzeg palcami.
- Przywiozłam jego album ze zdjęciami – odezwałam się, widząc jej przygnębienie. Usłyszawszy tą informację automatycznie się ożywiła – chciałabyś je pooglądać?
- No oczywiście! - i znów na jej twarzy zagościł radosny uśmiech – dawno nie wysyłałaś mi jego aktualnych zdjęć.
- Wywołałam już te z jego pierwszych urodzin – powiedziałam wesoło, rozsuwając odpowiednią kieszeń w walizce i wracając do niej z dużym albumem na zdjęcia. Dziewczyna w tym czasie przeniosła się na dużą sofę w salonie i poklepała miejsce obok siebie. Kolejną godzinę spędziłyśmy na przeglądaniu przeróżnych zdjęć małego. Opowiadałam jej przy tym wszystkie historie związane z każdą fotografią. Nie obyło się oczywiście bez śmiechu. Każde zdjęcie przedstawiało jakieś ważne wydarzenie z życia malca. Jego pierwszy uśmiech, zabawy przy kąpieli, pierwszy raz, gdy wsiadł do swojego małego samochodziku. Najbardziej śmiałyśmy się przy zdjęciu, na którym wybuchł wielkim płaczem a mi udało się uchwycić jego pierwsze ząbki. Albo wygłupy z Baśką w roli głównej. Gloria nie mogła się na niego napatrzeć i cały czas wtrącała, że chciałaby wreszcie poznać Adasia. Była zachwycona.
- Jest taki podobny do.. - zawahała się i widziałam jak zaciska usta.
- Do Gregora, wiem – dokończyłam za nią – pewnie jak dorośnie będzie się zastanawiał, jak wygląda jego tata skoro jest jego odzwierciedleniem.
- Musiałabyś zobaczyć nasze rodzinne zdjęcia z okresu dzieciństwa Grega. Wyglądał niemal identycznie – tym razem powiedziała pewnie – wiesz, że nie jest już z Sandrą? - dodała po chwili.
Coś ukuło mnie w środku. Ta informacja powinna być dla mnie bez znaczenia, a jednak jakaś cząstka mnie zareagowała słysząc imię blondynki.
- Ach tak.. - bąknęłam przeszukując kolejne fotografie. Nie chciałam, żeby było po mnie znać jakąkolwiek reakcję.
- Już nawet spory czas temu. Nie wyszło im za tym drugim razem.. - dodała a ja czułam jej wnikliwe spojrzenie na sobie.
- Nie obchodzą mnie decyzje życiowe twojego brata – odparłam obojętnie.
- Wcale nie. Widzę to po twojej twarzy. Da się z niej czytać jak z książki – powiedziała stanowczo, krzyżując ręce. Spojrzałam na nią nerwowo.
- Mylisz się. W ogóle nie interesuje mnie, co dzieje się w życiu Gregora. Przestało w momencie, gdy oznajmił mi, że tak naprawdę nic dla niego nie znaczyłam i na pewno nie nabierze się na to, że jest ojcem Adasia. I zostawił mnie z tym wszystkim samą – oznajmiłam chłodno. Brunetka westchnęła, ale już nic więcej nie powiedziała. Wiedziałam, że to właśnie ona wstydzi się za brata, bo to ona mnie z nim zapoznała. I że ciągle żałuje wszystkiego, co się między nami stało.
- Tak czy siak, teraz będzie miał szansę, żeby odkupić swoje winy – powiedziała w końcu.
- Gloria, ja szczerze wątpię, że on się zgodzi na te badania. Na samym początku zapowiedział, że nie chce mieć z małym nic wspólnego.
- Owszem, ale on wtedy się tego przestraszył. Miał dopiero 24 lata, osiągnął szczyt kariery i po prostu nie wyobrażał sobie zostania ojcem w takiej sytuacji – próbowała go bronić. Zerknęłam na nią z wyrzutem i odparłam:
- Tak? A co powiesz na to, że ja miałam wtedy niecałe 21 lat, dopiero co zaczęłam studia i zostałam sama z brzuchem. Moje życie wywróciło się do góry nogami. I to ja musiałam poświęcić wszystko, na co tak pracowałam, żeby zająć się NASZYM synem! A on oskarżał mnie, że to nie jego dziecko... - na mojej twarzy malowała się wściekłość. Nie powinna mi zarzucać takich rzeczy i bronić tego idioty wiedząc jak mnie potraktował, mimo tego że była jego siostrą.
- Hej, Hanka, spokojnie – powiedziała – wiesz, że jestem po twojej stronie i zwykle jak się z nim kłócę to z powodu Adasia. Ale do niego nic nie dociera...kompletnie nie da się przekonać, że on jest jego synem. Chciałam mu pokazać zdjęcia małego, ale nawet nie spojrzał... - dodała zrezygnowana. Westchnęłam i oparłam głowę o jej ramię, a ona mnie do siebie przytuliła.
- Nie martw się tak. Adaś na pewno wyzdrowieje – próbowała mnie zapewnić. Ale ja wiedziałam, że nie jest to takie łatwe.
- Skąd wiesz, że on się w ogóle zgodzi? A nawet jeśli to nie jest pewne, że będzie mógł być dawcą – wyjaśniłam jej cichym głosem. Strach, jaki próbowałam choć na chwilę zagłuszyć w sobie w tym momencie uderzył we mnie z podwójną siłą. - to nie byle przeziębienie, Gloria. On ma białaczkę...
- Cii, będzie dobrze – przekonywała mnie.
Ciszę, jaka między nami zapadła przerwał dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach. Oderwałam się od dziewczyny i spojrzałam na nią zdezorientowana.
- Ktoś tu z tobą mieszka? - spytałam. Gloria sama wydawała się zaskoczona takim obrotem sprawy, dlatego wstała i udała się w kierunku korytarza, mówiąc:
- Zapomniałam ci powiedzieć, że Gustav ma klucze do mieszkania – usłyszałam, gdy zniknęła z mojego pola widzenia. No tak, przecież od dłuższego czasu ma chłopaka. I zapowiadało się to na coś poważniejszego. Usłyszałam otwierane drzwi i jakieś głosy w korytarzu, ale nie wiedziałam, co do siebie mówią. Jeden z nich należał do brunetki a drugi do jakiegoś mężczyzny. Czekałam więc cierpliwie, aż trzeci osobnik wejdzie i wreszcie poznam tego przystojnego Włocha, dla którego Gloria straciła głowę.
- Wczoraj zostawiłem u ciebie te dokumenty, które muszę oddać dziś dla trenera. Chyba są na komodzie w salonie, więc tylko je wezmę i już zmykam – usłyszałam ten głos. Jego głos. Ten głos, który tak bardzo kiedyś kochałam.
Momentalnie poderwałam się z kanapy, a moje nogi przypominały teraz galaretę. Oblał mnie zimny pot, bo bałam się konfrontacji z nim po takim czasie. Inaczej miało to wyglądać.
- Gregor poczekaj, ja ci przynio... - nie dokończyła. Szatyn zdążył już wkroczyć do salonu, a po chwili mnie spostrzegł. Widziałam zdziwienie na jego twarzy. Podejrzewam, że sama wyglądam teraz jak siedem nieszczęść. Całą trójką stanęliśmy jak wryci. On patrzył na mnie z niedowierzaniem, ja z przerażeniem na niego. A Gloria przenosiła spojrzenie to na jedno to na drugie. Przełknęłam głośno ślinę a potem usłyszałam:
- Co ty tu, do cholery, robisz?






~ Bo boisz się, jaka będzie Jego reakcja






***
Czeeeść!

I oto pojawiła się dwójeczka. Muszę przyznać, że satysfakcjonuję mnie pisanie tej historii. Mogłabym nie odchodzić od laptopa, a to dobry znak. Oby i Wam się tak ona spodobała ^^
Kolejny pewnie wkrótce ;)



Ann x

sobota, 19 grudnia 2015

Jeden

Zakopiańskie sierpniowe słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Widok był przecudowny. Skąpane w blasku słońca Tatry to jeden z najwspanialszych obrazków, jakie można zobaczyć. I to nie byle skąd. Bo z balkonu przy moim pokoju. Stałam tak przez dłuższy moment obserwując codzienny a mimo wszystko cały czas tak samo ujmujący widok. Bluzka, którą właśnie próbowałam złożyć i spakować do walizki zawisła teraz gdzieś nad łóżkiem. Góry zawsze mnie uspokajały a ich tajemnicza i skryta natura zawsze tak idealnie do mnie pasowała. Dlatego nie wyobrażam sobie mieszkania w innym miejscu na ziemi niż w otoczeniu gór. Tylko jedne szczyty mogły konkurować z pięknem polskich Tatr i które równie mocno mnie zachwycały. A ich panoramę ujrzę już za kilkanaście godzin..
- I ty uważasz, że taka mała walizeczka wystarczy ci na cały pobyt? - aż podskoczyłam słysząc trzask drzwi. A wystraszyłam się jeszcze bardziej jej donośnego głosu.
- Boże, Baśka! Ja kiedyś przez ciebie zawału dostanę! - zwróciłam się do niej zupełnie poważnie – czy ciebie nikt nie nauczył pukać?
Baśka jak zwykle nic nie zrobiła sobie z moich uwag, a z lekkością rozsiadła się w fotelu stojącym przy oknie. Nogi bez skrupułów założyła na moje łóżko a żując gumę mlaskała na tyle głośno, że nie słyszałam swoich myśli.
- Jesteś przewrażliwiona – odparła beznamiętnie, przyglądając się swoim nowo zrobionym paznokciom.
- Przestań tak mlaskać, bo mi uszy pękną! - warknęłam do niej – cholernie boli mnie głowa – przez tą smarkulę dosłownie cisnęłam biedną i niczemu winną koszulkę do walizki, po czym zaczęłam zabierać się za pakowanie kosmetyków. Moja siostra uważnie przyglądała się moim poczynaniom.
- No proszę cię – wstała i zaczęła przeszukiwać zawartość walizki – ty naprawdę chcesz to wszystko zabrać ze sobą? Nawet to? - wyjęła z niej jedną z moich ulubionych koszulek z napisem „Keep calm and love cats” i rzuciła ją o łóżko powodując jeszcze większy bałagan. Następnie podeszła do mojej szafy i po kilkunastosekundowych poszukiwaniach wyciągnęła wieszak, na którym wisiała czarna spódniczka mini a na kolejnym elegancka koszula na grubych ramiączkach z kołnierzykiem w kolorze miętowym. Jakby tego było mało, nachyliła się ku dolnej półce i sięgnęła drugą ręką po wysokie kremowe szpilki. Po czym odwróciła się w moją stronę z cwanym uśmieszkiem.
- Co to ma być? - zwróciłam się do niej z powątpiewaniem, biorąc ręce pod bok.
- No...odpowiedni strój, który powinnaś ze sobą zabrać na ten wyjazd – odpowiedziała jak gdyby nigdy nic. Wywróciłam oczami i wróciłam do pakowania.
- Nie wygłupiaj się. Nie jadę tam na żadną randkę tylko w bardzo ważnej sprawie – odparłam oschle.
- No i właśnie dlatego powinnaś ubrać się jak na seksowną mamuśkę przystało – dodała entuzjastycznie – no wiesz, niech temu kretynowi kopara opadnie na twój widok. I niech wie, co stracił – triumfalny uśmiech nie schodził z ust Baśki. Ale ja zdecydowanie nie podzielałam jej zdania.
- Jadę tam tylko na kilka dni. I tylko po to, żeby w jakiś sposób przekonać go do tych badań. Choć i tak wiem, że nie ma na to nawet najmniejszych szans.. - bąknęłam na koniec pod nosem. Moja młodsza siostra nie dała jednak za wygraną i usiadła obok mnie na łóżku.
- Dlatego nie sądzisz, że powinnaś zrobić na nim wrażenie? Żeby wiedział, co stracił przez swój egoizm? Zobaczysz, poczułby na twój widok taką zazdrość, że głowa mała...
- Baśka, przymknij się! – wrzasnęłam na nią tonem, który doskonale wskazywał na to, że nie zamierzam z nią w żadnej kwestii dyskutować. I ona dobrze wiedziała, że naprawdę ma się zamknąć.
- Matko, jaka ty jesteś sztywna.. - powiedziała naburmuszona. Wzięłam głośny haust powietrza i usiadłam obok blondynki, po czym uważnie na nią spojrzałam.
- Basia, tu nie chodzi o robienie wrażenia. Ani o jakieś głupie podchody. Ja po prostu chcę, żeby Adaś wyzdrowiał a by to się stało, muszę przekonać jego ojca do badań i ewentualnego oddania szpiku. Wiesz, że to może się nie udać. Wiesz też, że on od początku nie życzył sobie tej ciąży ani bycia odpowiedzialnym za małego. Wbrew pozorom jestem prawie pewna, że to nie wypali. Dlatego nie w głowie mi teraz amory ani rozpamiętywanie przeszłości. Ani tworzenie czegokolwiek w przyszłości. Ja w ogóle nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Chcę tylko, by pomógł mojemu dziecku wyzdrowieć.
Baśka patrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby wstydziła się wcześniejszych komentarzy. Wiem, że mnie rozumie, bo ma te swoje 18 lat i już nie takie bzdety jej w głowie. Po chwili poczułam jak mocno się do mnie przytula.
- Przepraszam – szepnęła mi w szyję – Adaś leży w szpitalu i walczy o życie a ja gadam takie głupoty. Przepraszam, Hania...nie chciałam cię w żaden sposób urazić – dodała strapionym głosem. Pogłaskałam ją po głowie jakby miała lat osiem a nie osiemnaście. Trwałyśmy tak przez dłuższą chwilę.
- Jak on się czuje? - spytała, kiedy wreszcie się ode mnie oderwała a ja wróciłam do swojego zajęcia.
- Na razie jest dobrze – westchnęłam – pielęgniarki mówią, że przesypia prawie całą noc bez płaczu i tęsknoty do mnie. Je prawie wszystkie posiłki, dużo się uśmiecha i ma energię do zabawy. Bycie zmuszonym do prawie ciągłego leżenia w łóżeczku to koszmar dla takiego dziecka, które dopiero co nauczyło się chodzić.. - powiedziałam cichym głosem. Znów ścisnęło mi serce na widok tych zawiedzionych oczu Adasia z ostatnich kilku dni. Ileż on będzie jeszcze musiał wycierpieć.
- A co mówią lekarze? - spytała ponownie.
- Że z dnia na dzień jest coraz gorzej – odpowiedziałam chłodno – choroba rozwija się w bardzo szybki sposób, co sprawia, że mały łapie często jakieś infekcje albo gorączkuje. Słabnie i.. - nie byłam w stanie dokończyć. Opadłam bezsilna na łóżko i zaniosłam się od spazmatycznego płaczu. Ile jeszcze mnie czeka bezsennych nocy? Ile zamartwiania? Ile oczekiwania na jakiś cud? Miałam już tego wszystkiego dosyć, mimo że o chorobie wiemy dopiero od dwóch miesięcy.
- Cii..wszystko będzie dobrze – tym razem to ona musiała mnie przytulić a ja tak bardzo potrzebowałam wsparcia. Więc po prostu zaczęłam zamazywać łzami jej letnią sukienkę, a ona o dziwo mnie za to nie upomniała – przecież ten pieprzony dupek nie może okazać się aż takim draniem. Nie oczekujesz od niego nic więcej oprócz pomocy przy przywróceniu zdrowia Adasia. Waszego, jakby nie było, wspólnego dziecka – powiedziała.
- Ale on go odrzucił...wyrzekł się..nie chciał. Uważasz, że teraz nagle obudzi się w nim ojcowska troskliwość i zdecyduje się mi pomóc? - chlipałam. Baśka głaskała mnie po włosach i dodała:
- Tak, bo tu chodzi o życie małego dziecka a nie zakichane pieniądze i nazwisko, którego zarzekł się, że mu nie da – usłyszałam jest stanowczy głos – dasz sobie radę, przekonasz go – powiedziała – przecież cię znam, zawsze umiałaś przekonać do czegoś ludzi. Poza tym, trzeba być twardym nie miętkim! - zaśmiałam się na te słowa przez łzy. Czułam, że siostra również się uśmiecha.
- Nie jesteś za dobra w pocieszaniu – upomniałam ją żartobliwie, gdy już wstałam i wycierałam łzy.
- Od tego mam ciebie. Ja jestem tą ładniejszą i która ma większe powodzenie – odpowiedziała frywolnie a ja pokręciłam głową z uśmiechem. Jest jeszcze młoda i naiwna. Kłócę się z nią częściej niż małżeństwa z co najmniej dwudziestoletnim stażem. Ale kiedy trzeba, potrafimy sobie wzajemnie okazać wsparcie i po prostu pomóc. I za to się kochamy.
- Dziewczyny, kolacja! - zza drzwi wychyliła się twarz mojej mamy – płakałaś – bardziej stwierdziła niż spytała, kiedy zobaczyła moją zapuchniętą twarz.
- Mamo, nie ma o czym mówić. Już mi przeszło – i jakby chcąc potwierdzić moje słowa ubrałam na usta sztuczny uśmiech. Wiedziałam jednak, że tak łatwo na to mamy nie nabiorę. Nim zdążyłam się zorientować podeszła do mnie i ona tym razem mnie do siebie przytuliła.
- Boże, dziecko. Że też akurat nas musiało trafić takie nieszczęście – zaczęła lamentować mi do ucha. Wiem, że chciała dobrze, ale czasami miałam dość tego ubolewania nad losem Adasia. Trzeba było raczej zastanowić się nad rozwiązaniem, szukaniem dawcy bądź doborem odpowiednich leków niż po prostu siedzieć i użalać się nad tym wszystkim. Zdecydowanie irytowało mnie takie zachowanie mamy.
- Właśnie po to tam jadę, żeby to wszystko się skończyło – odpowiedziałam jej zrezygnowana.
- Ale jeśli on też nie będzie mógł być dawcą? To co wtedy? Przecież czekanie na jakiegoś niespokrewnionego dawcę może zając nawet kilka miesięcy!
- Mamo – tym razem wtrąciła się Basia – daj spokój. Jeżeli będziesz w ten sposób zachęcać ją do wyjazdu to ona sama nie uwierzy, że to się uda. A musi się udać – dodała dobitnie. Obie mierzyły się teraz wzrokiem, ale mama musiała przyznać rację młodszej córce. I tym między innymi się od siebie różniły. Mama, eufemistycznie można rzec, panikara i Baśka, od której bił zawsze chłodny realizm a nawet lekki optymizm. Spojrzałam teraz z wdzięcznością na siostrę a ona jedynie puściła mi oczka.
- Chodźmy już na tą kolację. Jestem głodna. - dodała i obie nas popchnęła w kierunku drzwi.


- No przestań wreszcie! Dłużej już nie wytrzymam! - piszczałam i wiłam się pod jego ciężarem, kiedy torturował mnie bombą łaskotek – błagam! - myślałam, że jeszcze trochę a cała hotelowa ochrona łącznie z gośćmi z sąsiednich pokojów się tutaj zaraz zbiegnie, słysząc moje krzyki. Czułam, że byłam już cała szkarłatna na twarzy a z oczu powoli zaczęły lecieć mi łzy. Brzuch bolał mnie ze śmiechu.
- Ok, puszczę cię, ale pod jednym warunkiem – usłyszałam jego śmiech. Spojrzałam na niego desperacko i oznajmiłam:
- Zrobię wszystko tylko proszę cię, przestań! - znów wrzasnęłam. Szatyn jedynie się ze mnie śmiał i chyba podobało mu się to „torturowanie”.
- Dostanę takiego bardzo, bardzo, baaardzo dużego i czułego buziaka – powiedział nadal nie chcąc się nade mną zlitować. Jedyne co mogłam w tej chwili zrobić to pokiwać mu na zgodę i po kilku chwilach mogłam wreszcie złapać oddech.
- Boże, ty mnie zamęczysz! Jeszcze trochę a zwieje z tego hotelu do domu – powiedziałam, lekko się śmiejąc. Jego brązowookie tęczówki na chwilę się rozszerzyły a beztroski uśmiech zszedł z twarzy.
- No, przestań. Nie zrobisz mi tego – odparł poważnie. Ja również przybrałam jako tako poważny wyraz twarzy i z nonszalancją dodałam:
- A owszem, pójdę sobie. Do domu mam niedaleko. A ty sobie jedź z powrotem do Austrii – przerażenie na jego twarzy niemal doprowadziło do tego, że wybuchłam śmiechem. Powstrzymałam się jednak, chcąc zobaczyć jego reakcję.
- Hej, Hania, nie żartuj sobie ze mnie. Nie chcę, żebyś wracała do domu. Zostań ze mną jeszcze te kilka dni. Przyjechałem do Zakopanego specjalnie dla ciebie – powiedział cicho. Nie wiem czy udawał czy rzeczywiście się nabrał, ale zrobił tak smutną minę, że nie mogłam się oprzeć pokusie wdrapania się na jego kolana, przywarcia do niego całym ciałem i obdarowania go wyczekiwanym całusem. Kiedy zdobył to, czego chciał od razu przerzucił mnie na plecy i wiedziałam, że tylko sobie ze mnie żartował.
- Ej, jesteś podły! Naprawdę mi się zrobiło ciebie żal – powiedziałam z udawaną pretensją, kiedy udało mu się skrępować moje ręce i trzymać je nad moją głową.
- Nie mogłem się powstrzymać. Twoja mina była przy tym bezcenna – odparł, kradnąc mi przy okazji długi zmysłowy pocałunek. Zakręciło mi się od niego w głowie. W sumie, w jego obecności zawsze kręciło mi się w głowie. Zdecydowanie działał na kobiety.
- Jakie macie teraz plany? - spytałam, kiedy na moment się ode mnie oderwał – wybieracie się na jakieś zgrupowanie przed sezonem letnim?
- Możliwe. Wszystko zależy od Alexa. Jak na razie przechodzimy przez treningi siłowe. A dlaczego pytasz? - spytał z zainteresowaniem. Na jego twarzy znów pojawił się ten pogodny uśmiech, który uwielbiałam.
- Bo zastanawiam się na jak długo mnie znowu opuścisz – odpowiedziałam melodyjnie, bawiąc się kosmykiem jego włosów. Uśmiechnął się szeroko.
- Nie na długo. Nie wytrzymałbym długi czas bez tych pięknych brązowych oczu – odparł dławiącym głosem – i bez tych zmysłowych ust, które kocham całować – sekundę później jego słowa zamieniły się w czym a ja z chęcią odwzajemniałam jego pocałunki – i bez tego boskiego, seksownego i nieziemsko pociągającego ciała – dodał zmysłowym tonem, muskając moją skórę od szyi po dekolt, poprzez linie mojego brzucha, wędrując niżej. Przymknęłam oczy i rozchyliłam nieco usta, reagując na jego pieszczoty. Fakt, że cały dzień leżeliśmy nadzy w łóżku z pewnością ułatwiał mu zadanie.
- Ubóstwiam cię Haniu, wiesz? Nie wiem, co by teraz było, gdybyś nie pojawiła się w moim życiu – jego słowa były tak szczere, a czekoladowe oczy patrzyły na mnie z takim uwielbieniem, że zaparło mi dech w piersiach. Jak łatwo można się zakochać.
To jaką rozkosz dawał mi potem, jest nie do opisania. Jest mistrzem w tym, co robi.

- Proszę pani, już wylądowaliśmy – wzdrygnęłam się na widok twarzy stewardessy tuż przed swoim nosem. Uśmiechała się do mnie ciepło. Zamrugałam kilka razy powiekami, rozglądając się wokół zdezorientowana. Pasażerowie powoli opuszczali swoje miejsca i kierowali się do wyjścia. Biorąc z nich przykład i ja rozpiełam swój pas, po czym ruszyłam za resztą ludzi. Wzięłam głęboki oddech. Takie sny tuż przed przylotem do Innsbrucka nie wróżyły z pewnością nic dobrego. Bo albo znów zwariuję na jego widok albo się na niego rzucę.

Stałam oparta o walizkę i co chwila zerkałam na ludzi wokół, czekając aż zobaczę znajomą twarz brunetki. Czas dłużył się mi w nieskończoność a poza tym chciałam jak najszybciej móc zadzwonić do szpitala i dowiedzieć się, co u Adasia. Ręce miałam skrzyżowane na piersiach a prawą stopą niecierpliwie tupałam o podłogę ze zdenerwowania.
- Ktoś tu chyba nie może się mnie doczekać – usłyszałam dobrze znany mi damski głos tuż za swoimi plecami. Kiedy odwróciłam się w stronę autora tych słów, dostrzegłam na jej twarzy promienny uśmiech.
- Kopę lat, co stara? - odpowiedziałam brunetce a po chwili już tonęłyśmy w swoim uścisku, piszcząc przy tym jak wariatki. Ludzie wokół zapewne zastanawiali się nad naszą ewentualną kondycją psychiczną, ale my zdałyśmy nie zwracać na to uwagi.
- Nareszcie jesteś. Boże, jaka ty się śliczna zrobiłaś! - powiedziała uradowana, wciąż trzymając mnie za ręce i uśmiechając się od ucha do ucha. Patrzyłam na nią nie dowierzając, że jeszcze kiedyś ponownie będę miała okazję się z nią spotkać, a jednak się udało.
- Ciebie też dobrze widzieć, Gloria – po czym uśmiechnięte opuściłyśmy innsbruckie lotnisko.



~ Bo siostry zawsze powinny trzymać się razem



**
Cześć wszystkim!

Postanowiłam szybko dodać kolejny rozdział, bo w sumie na co czekać? Pomysł w głowie jest a rozdziały piszą się same ^^
Może to będzie takie pocieszenie po dzisiejszym niezbyt udanym dla Polaków konkursie. Ale za to nazwisko PREVC przeszło do historii :) bo Peter nawet jak jest najlepszy to i tak musi być drugi :D
Enjoy :*