sobota, 19 grudnia 2015

Jeden

Zakopiańskie sierpniowe słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Widok był przecudowny. Skąpane w blasku słońca Tatry to jeden z najwspanialszych obrazków, jakie można zobaczyć. I to nie byle skąd. Bo z balkonu przy moim pokoju. Stałam tak przez dłuższy moment obserwując codzienny a mimo wszystko cały czas tak samo ujmujący widok. Bluzka, którą właśnie próbowałam złożyć i spakować do walizki zawisła teraz gdzieś nad łóżkiem. Góry zawsze mnie uspokajały a ich tajemnicza i skryta natura zawsze tak idealnie do mnie pasowała. Dlatego nie wyobrażam sobie mieszkania w innym miejscu na ziemi niż w otoczeniu gór. Tylko jedne szczyty mogły konkurować z pięknem polskich Tatr i które równie mocno mnie zachwycały. A ich panoramę ujrzę już za kilkanaście godzin..
- I ty uważasz, że taka mała walizeczka wystarczy ci na cały pobyt? - aż podskoczyłam słysząc trzask drzwi. A wystraszyłam się jeszcze bardziej jej donośnego głosu.
- Boże, Baśka! Ja kiedyś przez ciebie zawału dostanę! - zwróciłam się do niej zupełnie poważnie – czy ciebie nikt nie nauczył pukać?
Baśka jak zwykle nic nie zrobiła sobie z moich uwag, a z lekkością rozsiadła się w fotelu stojącym przy oknie. Nogi bez skrupułów założyła na moje łóżko a żując gumę mlaskała na tyle głośno, że nie słyszałam swoich myśli.
- Jesteś przewrażliwiona – odparła beznamiętnie, przyglądając się swoim nowo zrobionym paznokciom.
- Przestań tak mlaskać, bo mi uszy pękną! - warknęłam do niej – cholernie boli mnie głowa – przez tą smarkulę dosłownie cisnęłam biedną i niczemu winną koszulkę do walizki, po czym zaczęłam zabierać się za pakowanie kosmetyków. Moja siostra uważnie przyglądała się moim poczynaniom.
- No proszę cię – wstała i zaczęła przeszukiwać zawartość walizki – ty naprawdę chcesz to wszystko zabrać ze sobą? Nawet to? - wyjęła z niej jedną z moich ulubionych koszulek z napisem „Keep calm and love cats” i rzuciła ją o łóżko powodując jeszcze większy bałagan. Następnie podeszła do mojej szafy i po kilkunastosekundowych poszukiwaniach wyciągnęła wieszak, na którym wisiała czarna spódniczka mini a na kolejnym elegancka koszula na grubych ramiączkach z kołnierzykiem w kolorze miętowym. Jakby tego było mało, nachyliła się ku dolnej półce i sięgnęła drugą ręką po wysokie kremowe szpilki. Po czym odwróciła się w moją stronę z cwanym uśmieszkiem.
- Co to ma być? - zwróciłam się do niej z powątpiewaniem, biorąc ręce pod bok.
- No...odpowiedni strój, który powinnaś ze sobą zabrać na ten wyjazd – odpowiedziała jak gdyby nigdy nic. Wywróciłam oczami i wróciłam do pakowania.
- Nie wygłupiaj się. Nie jadę tam na żadną randkę tylko w bardzo ważnej sprawie – odparłam oschle.
- No i właśnie dlatego powinnaś ubrać się jak na seksowną mamuśkę przystało – dodała entuzjastycznie – no wiesz, niech temu kretynowi kopara opadnie na twój widok. I niech wie, co stracił – triumfalny uśmiech nie schodził z ust Baśki. Ale ja zdecydowanie nie podzielałam jej zdania.
- Jadę tam tylko na kilka dni. I tylko po to, żeby w jakiś sposób przekonać go do tych badań. Choć i tak wiem, że nie ma na to nawet najmniejszych szans.. - bąknęłam na koniec pod nosem. Moja młodsza siostra nie dała jednak za wygraną i usiadła obok mnie na łóżku.
- Dlatego nie sądzisz, że powinnaś zrobić na nim wrażenie? Żeby wiedział, co stracił przez swój egoizm? Zobaczysz, poczułby na twój widok taką zazdrość, że głowa mała...
- Baśka, przymknij się! – wrzasnęłam na nią tonem, który doskonale wskazywał na to, że nie zamierzam z nią w żadnej kwestii dyskutować. I ona dobrze wiedziała, że naprawdę ma się zamknąć.
- Matko, jaka ty jesteś sztywna.. - powiedziała naburmuszona. Wzięłam głośny haust powietrza i usiadłam obok blondynki, po czym uważnie na nią spojrzałam.
- Basia, tu nie chodzi o robienie wrażenia. Ani o jakieś głupie podchody. Ja po prostu chcę, żeby Adaś wyzdrowiał a by to się stało, muszę przekonać jego ojca do badań i ewentualnego oddania szpiku. Wiesz, że to może się nie udać. Wiesz też, że on od początku nie życzył sobie tej ciąży ani bycia odpowiedzialnym za małego. Wbrew pozorom jestem prawie pewna, że to nie wypali. Dlatego nie w głowie mi teraz amory ani rozpamiętywanie przeszłości. Ani tworzenie czegokolwiek w przyszłości. Ja w ogóle nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Chcę tylko, by pomógł mojemu dziecku wyzdrowieć.
Baśka patrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby wstydziła się wcześniejszych komentarzy. Wiem, że mnie rozumie, bo ma te swoje 18 lat i już nie takie bzdety jej w głowie. Po chwili poczułam jak mocno się do mnie przytula.
- Przepraszam – szepnęła mi w szyję – Adaś leży w szpitalu i walczy o życie a ja gadam takie głupoty. Przepraszam, Hania...nie chciałam cię w żaden sposób urazić – dodała strapionym głosem. Pogłaskałam ją po głowie jakby miała lat osiem a nie osiemnaście. Trwałyśmy tak przez dłuższą chwilę.
- Jak on się czuje? - spytała, kiedy wreszcie się ode mnie oderwała a ja wróciłam do swojego zajęcia.
- Na razie jest dobrze – westchnęłam – pielęgniarki mówią, że przesypia prawie całą noc bez płaczu i tęsknoty do mnie. Je prawie wszystkie posiłki, dużo się uśmiecha i ma energię do zabawy. Bycie zmuszonym do prawie ciągłego leżenia w łóżeczku to koszmar dla takiego dziecka, które dopiero co nauczyło się chodzić.. - powiedziałam cichym głosem. Znów ścisnęło mi serce na widok tych zawiedzionych oczu Adasia z ostatnich kilku dni. Ileż on będzie jeszcze musiał wycierpieć.
- A co mówią lekarze? - spytała ponownie.
- Że z dnia na dzień jest coraz gorzej – odpowiedziałam chłodno – choroba rozwija się w bardzo szybki sposób, co sprawia, że mały łapie często jakieś infekcje albo gorączkuje. Słabnie i.. - nie byłam w stanie dokończyć. Opadłam bezsilna na łóżko i zaniosłam się od spazmatycznego płaczu. Ile jeszcze mnie czeka bezsennych nocy? Ile zamartwiania? Ile oczekiwania na jakiś cud? Miałam już tego wszystkiego dosyć, mimo że o chorobie wiemy dopiero od dwóch miesięcy.
- Cii..wszystko będzie dobrze – tym razem to ona musiała mnie przytulić a ja tak bardzo potrzebowałam wsparcia. Więc po prostu zaczęłam zamazywać łzami jej letnią sukienkę, a ona o dziwo mnie za to nie upomniała – przecież ten pieprzony dupek nie może okazać się aż takim draniem. Nie oczekujesz od niego nic więcej oprócz pomocy przy przywróceniu zdrowia Adasia. Waszego, jakby nie było, wspólnego dziecka – powiedziała.
- Ale on go odrzucił...wyrzekł się..nie chciał. Uważasz, że teraz nagle obudzi się w nim ojcowska troskliwość i zdecyduje się mi pomóc? - chlipałam. Baśka głaskała mnie po włosach i dodała:
- Tak, bo tu chodzi o życie małego dziecka a nie zakichane pieniądze i nazwisko, którego zarzekł się, że mu nie da – usłyszałam jest stanowczy głos – dasz sobie radę, przekonasz go – powiedziała – przecież cię znam, zawsze umiałaś przekonać do czegoś ludzi. Poza tym, trzeba być twardym nie miętkim! - zaśmiałam się na te słowa przez łzy. Czułam, że siostra również się uśmiecha.
- Nie jesteś za dobra w pocieszaniu – upomniałam ją żartobliwie, gdy już wstałam i wycierałam łzy.
- Od tego mam ciebie. Ja jestem tą ładniejszą i która ma większe powodzenie – odpowiedziała frywolnie a ja pokręciłam głową z uśmiechem. Jest jeszcze młoda i naiwna. Kłócę się z nią częściej niż małżeństwa z co najmniej dwudziestoletnim stażem. Ale kiedy trzeba, potrafimy sobie wzajemnie okazać wsparcie i po prostu pomóc. I za to się kochamy.
- Dziewczyny, kolacja! - zza drzwi wychyliła się twarz mojej mamy – płakałaś – bardziej stwierdziła niż spytała, kiedy zobaczyła moją zapuchniętą twarz.
- Mamo, nie ma o czym mówić. Już mi przeszło – i jakby chcąc potwierdzić moje słowa ubrałam na usta sztuczny uśmiech. Wiedziałam jednak, że tak łatwo na to mamy nie nabiorę. Nim zdążyłam się zorientować podeszła do mnie i ona tym razem mnie do siebie przytuliła.
- Boże, dziecko. Że też akurat nas musiało trafić takie nieszczęście – zaczęła lamentować mi do ucha. Wiem, że chciała dobrze, ale czasami miałam dość tego ubolewania nad losem Adasia. Trzeba było raczej zastanowić się nad rozwiązaniem, szukaniem dawcy bądź doborem odpowiednich leków niż po prostu siedzieć i użalać się nad tym wszystkim. Zdecydowanie irytowało mnie takie zachowanie mamy.
- Właśnie po to tam jadę, żeby to wszystko się skończyło – odpowiedziałam jej zrezygnowana.
- Ale jeśli on też nie będzie mógł być dawcą? To co wtedy? Przecież czekanie na jakiegoś niespokrewnionego dawcę może zając nawet kilka miesięcy!
- Mamo – tym razem wtrąciła się Basia – daj spokój. Jeżeli będziesz w ten sposób zachęcać ją do wyjazdu to ona sama nie uwierzy, że to się uda. A musi się udać – dodała dobitnie. Obie mierzyły się teraz wzrokiem, ale mama musiała przyznać rację młodszej córce. I tym między innymi się od siebie różniły. Mama, eufemistycznie można rzec, panikara i Baśka, od której bił zawsze chłodny realizm a nawet lekki optymizm. Spojrzałam teraz z wdzięcznością na siostrę a ona jedynie puściła mi oczka.
- Chodźmy już na tą kolację. Jestem głodna. - dodała i obie nas popchnęła w kierunku drzwi.


- No przestań wreszcie! Dłużej już nie wytrzymam! - piszczałam i wiłam się pod jego ciężarem, kiedy torturował mnie bombą łaskotek – błagam! - myślałam, że jeszcze trochę a cała hotelowa ochrona łącznie z gośćmi z sąsiednich pokojów się tutaj zaraz zbiegnie, słysząc moje krzyki. Czułam, że byłam już cała szkarłatna na twarzy a z oczu powoli zaczęły lecieć mi łzy. Brzuch bolał mnie ze śmiechu.
- Ok, puszczę cię, ale pod jednym warunkiem – usłyszałam jego śmiech. Spojrzałam na niego desperacko i oznajmiłam:
- Zrobię wszystko tylko proszę cię, przestań! - znów wrzasnęłam. Szatyn jedynie się ze mnie śmiał i chyba podobało mu się to „torturowanie”.
- Dostanę takiego bardzo, bardzo, baaardzo dużego i czułego buziaka – powiedział nadal nie chcąc się nade mną zlitować. Jedyne co mogłam w tej chwili zrobić to pokiwać mu na zgodę i po kilku chwilach mogłam wreszcie złapać oddech.
- Boże, ty mnie zamęczysz! Jeszcze trochę a zwieje z tego hotelu do domu – powiedziałam, lekko się śmiejąc. Jego brązowookie tęczówki na chwilę się rozszerzyły a beztroski uśmiech zszedł z twarzy.
- No, przestań. Nie zrobisz mi tego – odparł poważnie. Ja również przybrałam jako tako poważny wyraz twarzy i z nonszalancją dodałam:
- A owszem, pójdę sobie. Do domu mam niedaleko. A ty sobie jedź z powrotem do Austrii – przerażenie na jego twarzy niemal doprowadziło do tego, że wybuchłam śmiechem. Powstrzymałam się jednak, chcąc zobaczyć jego reakcję.
- Hej, Hania, nie żartuj sobie ze mnie. Nie chcę, żebyś wracała do domu. Zostań ze mną jeszcze te kilka dni. Przyjechałem do Zakopanego specjalnie dla ciebie – powiedział cicho. Nie wiem czy udawał czy rzeczywiście się nabrał, ale zrobił tak smutną minę, że nie mogłam się oprzeć pokusie wdrapania się na jego kolana, przywarcia do niego całym ciałem i obdarowania go wyczekiwanym całusem. Kiedy zdobył to, czego chciał od razu przerzucił mnie na plecy i wiedziałam, że tylko sobie ze mnie żartował.
- Ej, jesteś podły! Naprawdę mi się zrobiło ciebie żal – powiedziałam z udawaną pretensją, kiedy udało mu się skrępować moje ręce i trzymać je nad moją głową.
- Nie mogłem się powstrzymać. Twoja mina była przy tym bezcenna – odparł, kradnąc mi przy okazji długi zmysłowy pocałunek. Zakręciło mi się od niego w głowie. W sumie, w jego obecności zawsze kręciło mi się w głowie. Zdecydowanie działał na kobiety.
- Jakie macie teraz plany? - spytałam, kiedy na moment się ode mnie oderwał – wybieracie się na jakieś zgrupowanie przed sezonem letnim?
- Możliwe. Wszystko zależy od Alexa. Jak na razie przechodzimy przez treningi siłowe. A dlaczego pytasz? - spytał z zainteresowaniem. Na jego twarzy znów pojawił się ten pogodny uśmiech, który uwielbiałam.
- Bo zastanawiam się na jak długo mnie znowu opuścisz – odpowiedziałam melodyjnie, bawiąc się kosmykiem jego włosów. Uśmiechnął się szeroko.
- Nie na długo. Nie wytrzymałbym długi czas bez tych pięknych brązowych oczu – odparł dławiącym głosem – i bez tych zmysłowych ust, które kocham całować – sekundę później jego słowa zamieniły się w czym a ja z chęcią odwzajemniałam jego pocałunki – i bez tego boskiego, seksownego i nieziemsko pociągającego ciała – dodał zmysłowym tonem, muskając moją skórę od szyi po dekolt, poprzez linie mojego brzucha, wędrując niżej. Przymknęłam oczy i rozchyliłam nieco usta, reagując na jego pieszczoty. Fakt, że cały dzień leżeliśmy nadzy w łóżku z pewnością ułatwiał mu zadanie.
- Ubóstwiam cię Haniu, wiesz? Nie wiem, co by teraz było, gdybyś nie pojawiła się w moim życiu – jego słowa były tak szczere, a czekoladowe oczy patrzyły na mnie z takim uwielbieniem, że zaparło mi dech w piersiach. Jak łatwo można się zakochać.
To jaką rozkosz dawał mi potem, jest nie do opisania. Jest mistrzem w tym, co robi.

- Proszę pani, już wylądowaliśmy – wzdrygnęłam się na widok twarzy stewardessy tuż przed swoim nosem. Uśmiechała się do mnie ciepło. Zamrugałam kilka razy powiekami, rozglądając się wokół zdezorientowana. Pasażerowie powoli opuszczali swoje miejsca i kierowali się do wyjścia. Biorąc z nich przykład i ja rozpiełam swój pas, po czym ruszyłam za resztą ludzi. Wzięłam głęboki oddech. Takie sny tuż przed przylotem do Innsbrucka nie wróżyły z pewnością nic dobrego. Bo albo znów zwariuję na jego widok albo się na niego rzucę.

Stałam oparta o walizkę i co chwila zerkałam na ludzi wokół, czekając aż zobaczę znajomą twarz brunetki. Czas dłużył się mi w nieskończoność a poza tym chciałam jak najszybciej móc zadzwonić do szpitala i dowiedzieć się, co u Adasia. Ręce miałam skrzyżowane na piersiach a prawą stopą niecierpliwie tupałam o podłogę ze zdenerwowania.
- Ktoś tu chyba nie może się mnie doczekać – usłyszałam dobrze znany mi damski głos tuż za swoimi plecami. Kiedy odwróciłam się w stronę autora tych słów, dostrzegłam na jej twarzy promienny uśmiech.
- Kopę lat, co stara? - odpowiedziałam brunetce a po chwili już tonęłyśmy w swoim uścisku, piszcząc przy tym jak wariatki. Ludzie wokół zapewne zastanawiali się nad naszą ewentualną kondycją psychiczną, ale my zdałyśmy nie zwracać na to uwagi.
- Nareszcie jesteś. Boże, jaka ty się śliczna zrobiłaś! - powiedziała uradowana, wciąż trzymając mnie za ręce i uśmiechając się od ucha do ucha. Patrzyłam na nią nie dowierzając, że jeszcze kiedyś ponownie będę miała okazję się z nią spotkać, a jednak się udało.
- Ciebie też dobrze widzieć, Gloria – po czym uśmiechnięte opuściłyśmy innsbruckie lotnisko.



~ Bo siostry zawsze powinny trzymać się razem



**
Cześć wszystkim!

Postanowiłam szybko dodać kolejny rozdział, bo w sumie na co czekać? Pomysł w głowie jest a rozdziały piszą się same ^^
Może to będzie takie pocieszenie po dzisiejszym niezbyt udanym dla Polaków konkursie. Ale za to nazwisko PREVC przeszło do historii :) bo Peter nawet jak jest najlepszy to i tak musi być drugi :D
Enjoy :*

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej !
    Przeczytałam wszystkie Twoje opowiadania, lecz nigdy żadnego nie skomentowałam.
    Sama nie wiem dlaczego. Teraz postanowiłam to zmienić.:)
    Rozdział jest po prostu świetny. Od razu spodobała mi się postać Baśki.
    Niby taka zwariowana, ale jak dojdzie co do czego to zrozumie i pomoże.
    Mam nadzieję, że Hania jednak posłuchała rady młodszej siostry spakowała spódniczkę mini, szpilki i pokaże Gregorowi co stracił.
    Pozdrawiam i życzę weny.! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdziała :)
    Czyli na to wyglada, że Gregor ma synka :) Mam nadzieję, że nie okarze się takim dupkiem i nie wyrzeknie się drugi raz dziecka :(
    Weny kochana :*
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam dobre przeczucia! Szkoda że tylko tu a nie np w lotku :D
    Dodałam już bloga do obserwowanych i będę tu pod każdym rozdziałem.
    Fajnie, że rozdziały same się piszą i mam nadzieję, że rozdziały będą często.
    Nie wiem czego mogę się spodziewać podczas pobytu Hani w Austrii... Gregor pewnie jest z Sandrą, więc to nie będzie proste, ale....
    Wyobrażam już sobie epilog tego opowiadania, choć to ty tu decydujesz ;)
    Czekam na kolejny. Wiem, że ją masz ale nie zaszkodzi życzyć weny ;)
    Pozdrawiam, Ola

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak fajnie znowu czytać twoje opowiadania. Szczególnie o Gregorze <3 widzę, że masz pomysł w głowie. Świetny pomysł.
    Nie mogę się doczekać aż Gregor zobaczy Hanię.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń