Zakopiańskie sierpniowe
słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Widok był przecudowny.
Skąpane w blasku słońca Tatry to jeden z najwspanialszych
obrazków, jakie można zobaczyć. I to nie byle skąd. Bo z balkonu
przy moim pokoju. Stałam tak przez dłuższy moment obserwując
codzienny a mimo wszystko cały czas tak samo ujmujący widok.
Bluzka, którą właśnie próbowałam złożyć i spakować do
walizki zawisła teraz gdzieś nad łóżkiem. Góry zawsze mnie
uspokajały a ich tajemnicza i skryta natura zawsze tak idealnie do
mnie pasowała. Dlatego nie wyobrażam sobie mieszkania w innym
miejscu na ziemi niż w otoczeniu gór. Tylko jedne szczyty mogły
konkurować z pięknem polskich Tatr i które równie mocno mnie
zachwycały. A ich panoramę ujrzę już za kilkanaście godzin..
- I ty uważasz, że taka
mała walizeczka wystarczy ci na cały pobyt? - aż podskoczyłam
słysząc trzask drzwi. A wystraszyłam się jeszcze bardziej jej
donośnego głosu.
- Boże, Baśka! Ja kiedyś
przez ciebie zawału dostanę! - zwróciłam się do niej zupełnie
poważnie – czy ciebie nikt nie nauczył pukać?
Baśka jak zwykle nic nie
zrobiła sobie z moich uwag, a z lekkością rozsiadła się w fotelu
stojącym przy oknie. Nogi bez skrupułów założyła na moje łóżko
a żując gumę mlaskała na tyle głośno, że nie słyszałam
swoich myśli.
- Jesteś przewrażliwiona
– odparła beznamiętnie, przyglądając się swoim nowo zrobionym
paznokciom.
- Przestań tak mlaskać,
bo mi uszy pękną! - warknęłam do niej – cholernie boli mnie
głowa – przez tą smarkulę dosłownie cisnęłam biedną i
niczemu winną koszulkę do walizki, po czym zaczęłam zabierać się
za pakowanie kosmetyków. Moja siostra uważnie przyglądała się
moim poczynaniom.
- No proszę cię –
wstała i zaczęła przeszukiwać zawartość walizki – ty naprawdę
chcesz to wszystko zabrać ze sobą? Nawet to? - wyjęła z niej
jedną z moich ulubionych koszulek z napisem „Keep calm and love
cats” i rzuciła ją o łóżko powodując jeszcze większy
bałagan. Następnie podeszła do mojej szafy i po
kilkunastosekundowych poszukiwaniach wyciągnęła wieszak, na którym
wisiała czarna spódniczka mini a na kolejnym elegancka koszula na
grubych ramiączkach z kołnierzykiem w kolorze miętowym. Jakby tego
było mało, nachyliła się ku dolnej półce i sięgnęła drugą
ręką po wysokie kremowe szpilki. Po czym odwróciła się w moją
stronę z cwanym uśmieszkiem.
- Co to ma być? -
zwróciłam się do niej z powątpiewaniem, biorąc ręce pod bok.
- No...odpowiedni strój,
który powinnaś ze sobą zabrać na ten wyjazd – odpowiedziała
jak gdyby nigdy nic. Wywróciłam oczami i wróciłam do pakowania.
- Nie wygłupiaj się. Nie
jadę tam na żadną randkę tylko w bardzo ważnej sprawie –
odparłam oschle.
- No i właśnie dlatego
powinnaś ubrać się jak na seksowną mamuśkę przystało –
dodała entuzjastycznie – no wiesz, niech temu kretynowi kopara
opadnie na twój widok. I niech wie, co stracił – triumfalny
uśmiech nie schodził z ust Baśki. Ale ja zdecydowanie nie
podzielałam jej zdania.
- Jadę tam tylko na kilka
dni. I tylko po to, żeby w jakiś sposób przekonać go do tych
badań. Choć i tak wiem, że nie ma na to nawet najmniejszych
szans.. - bąknęłam na koniec pod nosem. Moja młodsza siostra nie
dała jednak za wygraną i usiadła obok mnie na łóżku.
- Dlatego nie sądzisz, że
powinnaś zrobić na nim wrażenie? Żeby wiedział, co stracił
przez swój egoizm? Zobaczysz, poczułby na twój widok taką
zazdrość, że głowa mała...
- Baśka, przymknij się!
– wrzasnęłam na nią tonem, który doskonale wskazywał na to, że
nie zamierzam z nią w żadnej kwestii dyskutować. I ona dobrze
wiedziała, że naprawdę ma się zamknąć.
- Matko, jaka ty jesteś
sztywna.. - powiedziała naburmuszona. Wzięłam głośny haust
powietrza i usiadłam obok blondynki, po czym uważnie na nią
spojrzałam.
- Basia, tu nie chodzi o
robienie wrażenia. Ani o jakieś głupie podchody. Ja po prostu
chcę, żeby Adaś wyzdrowiał a by to się stało, muszę przekonać
jego ojca do badań i ewentualnego oddania szpiku. Wiesz, że to może
się nie udać. Wiesz też, że on od początku nie życzył sobie
tej ciąży ani bycia odpowiedzialnym za małego. Wbrew pozorom
jestem prawie pewna, że to nie wypali. Dlatego nie w głowie mi
teraz amory ani rozpamiętywanie przeszłości. Ani tworzenie
czegokolwiek w przyszłości. Ja w ogóle nie chcę mieć z nim nic
wspólnego. Chcę tylko, by pomógł mojemu dziecku wyzdrowieć.
Baśka patrzyła na mnie
takim wzrokiem, jakby wstydziła się wcześniejszych komentarzy.
Wiem, że mnie rozumie, bo ma te swoje 18 lat i już nie takie bzdety
jej w głowie. Po chwili poczułam jak mocno się do mnie przytula.
- Przepraszam – szepnęła
mi w szyję – Adaś leży w szpitalu i walczy o życie a ja gadam
takie głupoty. Przepraszam, Hania...nie chciałam cię w żaden
sposób urazić – dodała strapionym głosem. Pogłaskałam ją po
głowie jakby miała lat osiem a nie osiemnaście. Trwałyśmy tak
przez dłuższą chwilę.
- Jak on się czuje? -
spytała, kiedy wreszcie się ode mnie oderwała a ja wróciłam do
swojego zajęcia.
- Na razie jest dobrze –
westchnęłam – pielęgniarki mówią, że przesypia prawie całą
noc bez płaczu i tęsknoty do mnie. Je prawie wszystkie posiłki,
dużo się uśmiecha i ma energię do zabawy. Bycie zmuszonym do
prawie ciągłego leżenia w łóżeczku to koszmar dla takiego
dziecka, które dopiero co nauczyło się chodzić.. - powiedziałam
cichym głosem. Znów ścisnęło mi serce na widok tych
zawiedzionych oczu Adasia z ostatnich kilku dni. Ileż on będzie
jeszcze musiał wycierpieć.
- A co mówią lekarze? -
spytała ponownie.
- Że z dnia na dzień
jest coraz gorzej – odpowiedziałam chłodno – choroba rozwija
się w bardzo szybki sposób, co sprawia, że mały łapie często
jakieś infekcje albo gorączkuje. Słabnie i.. - nie byłam w stanie
dokończyć. Opadłam bezsilna na łóżko i zaniosłam się od
spazmatycznego płaczu. Ile jeszcze mnie czeka bezsennych nocy? Ile
zamartwiania? Ile oczekiwania na jakiś cud? Miałam już tego
wszystkiego dosyć, mimo że o chorobie wiemy dopiero od dwóch
miesięcy.
- Cii..wszystko będzie
dobrze – tym razem to ona musiała mnie przytulić a ja tak bardzo
potrzebowałam wsparcia. Więc po prostu zaczęłam zamazywać łzami
jej letnią sukienkę, a ona o dziwo mnie za to nie upomniała –
przecież ten pieprzony dupek nie może okazać się aż takim
draniem. Nie oczekujesz od niego nic więcej oprócz pomocy przy
przywróceniu zdrowia Adasia. Waszego, jakby nie było, wspólnego
dziecka – powiedziała.
- Ale on go
odrzucił...wyrzekł się..nie chciał. Uważasz, że teraz nagle
obudzi się w nim ojcowska troskliwość i zdecyduje się mi pomóc?
- chlipałam. Baśka głaskała mnie po włosach i dodała:
- Tak, bo tu chodzi o
życie małego dziecka a nie zakichane pieniądze i nazwisko, którego
zarzekł się, że mu nie da – usłyszałam jest stanowczy głos –
dasz sobie radę, przekonasz go – powiedziała – przecież cię
znam, zawsze umiałaś przekonać do czegoś ludzi. Poza tym, trzeba
być twardym nie miętkim! - zaśmiałam się na te słowa przez łzy.
Czułam, że siostra również się uśmiecha.
- Nie jesteś za dobra w
pocieszaniu – upomniałam ją żartobliwie, gdy już wstałam i
wycierałam łzy.
- Od tego mam ciebie. Ja
jestem tą ładniejszą i która ma większe powodzenie –
odpowiedziała frywolnie a ja pokręciłam głową z uśmiechem. Jest
jeszcze młoda i naiwna. Kłócę się z nią częściej niż
małżeństwa z co najmniej dwudziestoletnim stażem. Ale kiedy
trzeba, potrafimy sobie wzajemnie okazać wsparcie i po prostu pomóc.
I za to się kochamy.
- Dziewczyny, kolacja! -
zza drzwi wychyliła się twarz mojej mamy – płakałaś –
bardziej stwierdziła niż spytała, kiedy zobaczyła moją
zapuchniętą twarz.
- Mamo, nie ma o czym
mówić. Już mi przeszło – i jakby chcąc potwierdzić moje słowa
ubrałam na usta sztuczny uśmiech. Wiedziałam jednak, że tak łatwo
na to mamy nie nabiorę. Nim zdążyłam się zorientować podeszła
do mnie i ona tym razem mnie do siebie przytuliła.
- Boże, dziecko. Że też
akurat nas musiało trafić takie nieszczęście – zaczęła
lamentować mi do ucha. Wiem, że chciała dobrze, ale czasami
miałam dość tego ubolewania nad losem Adasia. Trzeba było raczej
zastanowić się nad rozwiązaniem, szukaniem dawcy bądź doborem
odpowiednich leków niż po prostu siedzieć i użalać się nad tym
wszystkim. Zdecydowanie irytowało mnie takie zachowanie mamy.
- Właśnie po to tam
jadę, żeby to wszystko się skończyło – odpowiedziałam jej
zrezygnowana.
- Ale jeśli on też nie
będzie mógł być dawcą? To co wtedy? Przecież czekanie na
jakiegoś niespokrewnionego dawcę może zając nawet kilka miesięcy!
- Mamo – tym razem
wtrąciła się Basia – daj spokój. Jeżeli będziesz w ten sposób
zachęcać ją do wyjazdu to ona sama nie uwierzy, że to się uda. A
musi się udać – dodała dobitnie. Obie mierzyły się teraz
wzrokiem, ale mama musiała przyznać rację młodszej córce. I tym
między innymi się od siebie różniły. Mama, eufemistycznie można
rzec, panikara i Baśka, od której bił zawsze chłodny realizm a
nawet lekki optymizm. Spojrzałam teraz z wdzięcznością na siostrę
a ona jedynie puściła mi oczka.
- Chodźmy już na tą
kolację. Jestem głodna. - dodała i obie nas popchnęła w kierunku
drzwi.
- No przestań
wreszcie! Dłużej już nie wytrzymam! - piszczałam i wiłam się
pod jego ciężarem, kiedy torturował mnie bombą łaskotek –
błagam! - myślałam, że jeszcze trochę a cała hotelowa ochrona
łącznie z gośćmi z sąsiednich pokojów się tutaj zaraz
zbiegnie, słysząc moje krzyki. Czułam, że byłam już cała
szkarłatna na twarzy a z oczu powoli zaczęły lecieć mi łzy.
Brzuch bolał mnie ze śmiechu.
- Ok, puszczę cię,
ale pod jednym warunkiem – usłyszałam jego śmiech. Spojrzałam
na niego desperacko i oznajmiłam:
- Zrobię wszystko
tylko proszę cię, przestań! - znów wrzasnęłam. Szatyn jedynie
się ze mnie śmiał i chyba podobało mu się to „torturowanie”.
- Dostanę takiego
bardzo, bardzo, baaardzo dużego i czułego buziaka – powiedział
nadal nie chcąc się nade mną zlitować. Jedyne co mogłam w tej
chwili zrobić to pokiwać mu na zgodę i po kilku chwilach mogłam
wreszcie złapać oddech.
- Boże, ty mnie
zamęczysz! Jeszcze trochę a zwieje z tego hotelu do domu –
powiedziałam, lekko się śmiejąc. Jego brązowookie tęczówki na
chwilę się rozszerzyły a beztroski uśmiech zszedł z twarzy.
- No, przestań. Nie
zrobisz mi tego – odparł poważnie. Ja również przybrałam jako
tako poważny wyraz twarzy i z nonszalancją dodałam:
- A owszem, pójdę
sobie. Do domu mam niedaleko. A ty sobie jedź z powrotem do Austrii
– przerażenie na jego twarzy niemal doprowadziło do tego, że
wybuchłam śmiechem. Powstrzymałam się jednak, chcąc zobaczyć
jego reakcję.
- Hej, Hania, nie
żartuj sobie ze mnie. Nie chcę, żebyś wracała do domu. Zostań
ze mną jeszcze te kilka dni. Przyjechałem do Zakopanego specjalnie
dla ciebie – powiedział cicho. Nie wiem czy udawał czy
rzeczywiście się nabrał, ale zrobił tak smutną minę, że nie
mogłam się oprzeć pokusie wdrapania się na jego kolana,
przywarcia do niego całym ciałem i obdarowania go wyczekiwanym
całusem. Kiedy zdobył to, czego chciał od razu przerzucił mnie na
plecy i wiedziałam, że tylko sobie ze mnie żartował.
- Ej, jesteś podły!
Naprawdę mi się zrobiło ciebie żal – powiedziałam z udawaną
pretensją, kiedy udało mu się skrępować moje ręce i trzymać je
nad moją głową.
- Nie mogłem się
powstrzymać. Twoja mina była przy tym bezcenna – odparł, kradnąc
mi przy okazji długi zmysłowy pocałunek. Zakręciło mi się od
niego w głowie. W sumie, w jego obecności zawsze kręciło mi się
w głowie. Zdecydowanie działał na kobiety.
- Jakie macie teraz
plany? - spytałam, kiedy na moment się ode mnie oderwał –
wybieracie się na jakieś zgrupowanie przed sezonem letnim?
- Możliwe. Wszystko
zależy od Alexa. Jak na razie przechodzimy przez treningi siłowe. A
dlaczego pytasz? - spytał z zainteresowaniem. Na jego twarzy znów
pojawił się ten pogodny uśmiech, który uwielbiałam.
- Bo zastanawiam się
na jak długo mnie znowu opuścisz – odpowiedziałam melodyjnie,
bawiąc się kosmykiem jego włosów. Uśmiechnął się szeroko.
- Nie na długo. Nie
wytrzymałbym długi czas bez tych pięknych brązowych oczu –
odparł dławiącym głosem – i bez tych zmysłowych ust, które
kocham całować – sekundę później jego słowa zamieniły się w
czym a ja z chęcią odwzajemniałam jego pocałunki – i bez tego
boskiego, seksownego i nieziemsko pociągającego ciała – dodał
zmysłowym tonem, muskając moją skórę od szyi po dekolt, poprzez
linie mojego brzucha, wędrując niżej. Przymknęłam oczy i
rozchyliłam nieco usta, reagując na jego pieszczoty. Fakt, że cały
dzień leżeliśmy nadzy w łóżku z pewnością ułatwiał mu
zadanie.
- Ubóstwiam cię
Haniu, wiesz? Nie wiem, co by teraz było, gdybyś nie pojawiła się
w moim życiu – jego słowa były tak szczere, a czekoladowe oczy
patrzyły na mnie z takim uwielbieniem, że zaparło mi dech w
piersiach. Jak łatwo można się zakochać.
To jaką rozkosz dawał
mi potem, jest nie do opisania. Jest mistrzem w tym, co robi.
-
Proszę pani, już wylądowaliśmy – wzdrygnęłam się na widok
twarzy stewardessy tuż przed swoim nosem. Uśmiechała się do mnie
ciepło. Zamrugałam kilka razy powiekami, rozglądając się wokół
zdezorientowana. Pasażerowie powoli opuszczali swoje miejsca i
kierowali się do wyjścia. Biorąc z nich przykład i ja rozpiełam
swój pas, po czym ruszyłam za resztą ludzi. Wzięłam głęboki
oddech. Takie sny tuż przed przylotem do Innsbrucka nie wróżyły z
pewnością nic dobrego. Bo albo znów zwariuję na jego widok albo
się na niego rzucę.
Stałam
oparta o walizkę i co chwila zerkałam na ludzi wokół, czekając
aż zobaczę znajomą twarz brunetki. Czas dłużył się mi w
nieskończoność a poza tym chciałam jak najszybciej móc zadzwonić
do szpitala i dowiedzieć się, co u Adasia. Ręce miałam
skrzyżowane na piersiach a prawą stopą niecierpliwie tupałam o
podłogę ze zdenerwowania.
- Ktoś
tu chyba nie może się mnie doczekać – usłyszałam dobrze znany
mi damski głos tuż za swoimi plecami. Kiedy odwróciłam się w
stronę autora tych słów, dostrzegłam na jej twarzy promienny
uśmiech.
- Kopę
lat, co stara? - odpowiedziałam brunetce a po chwili już tonęłyśmy
w swoim uścisku, piszcząc przy tym jak wariatki. Ludzie wokół
zapewne zastanawiali się nad naszą ewentualną kondycją
psychiczną, ale my zdałyśmy nie zwracać na to uwagi.
-
Nareszcie jesteś. Boże, jaka ty się śliczna zrobiłaś! -
powiedziała uradowana, wciąż trzymając mnie za ręce i
uśmiechając się od ucha do ucha. Patrzyłam na nią nie
dowierzając, że jeszcze kiedyś ponownie będę miała okazję się
z nią spotkać, a jednak się udało.
-
Ciebie też dobrze widzieć, Gloria – po czym uśmiechnięte
opuściłyśmy innsbruckie lotnisko.
~ Bo siostry zawsze powinny trzymać się razem
**
Cześć wszystkim!
Postanowiłam szybko dodać kolejny rozdział, bo w sumie na co czekać? Pomysł w głowie jest a rozdziały piszą się same ^^
Może to będzie takie pocieszenie po dzisiejszym niezbyt udanym dla Polaków konkursie. Ale za to nazwisko PREVC przeszło do historii :) bo Peter nawet jak jest najlepszy to i tak musi być drugi :D
Enjoy :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej !
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie Twoje opowiadania, lecz nigdy żadnego nie skomentowałam.
Sama nie wiem dlaczego. Teraz postanowiłam to zmienić.:)
Rozdział jest po prostu świetny. Od razu spodobała mi się postać Baśki.
Niby taka zwariowana, ale jak dojdzie co do czego to zrozumie i pomoże.
Mam nadzieję, że Hania jednak posłuchała rady młodszej siostry spakowała spódniczkę mini, szpilki i pokaże Gregorowi co stracił.
Pozdrawiam i życzę weny.! ;*
Super rozdziała :)
OdpowiedzUsuńCzyli na to wyglada, że Gregor ma synka :) Mam nadzieję, że nie okarze się takim dupkiem i nie wyrzeknie się drugi raz dziecka :(
Weny kochana :*
Ściskam :*
Mam dobre przeczucia! Szkoda że tylko tu a nie np w lotku :D
OdpowiedzUsuńDodałam już bloga do obserwowanych i będę tu pod każdym rozdziałem.
Fajnie, że rozdziały same się piszą i mam nadzieję, że rozdziały będą często.
Nie wiem czego mogę się spodziewać podczas pobytu Hani w Austrii... Gregor pewnie jest z Sandrą, więc to nie będzie proste, ale....
Wyobrażam już sobie epilog tego opowiadania, choć to ty tu decydujesz ;)
Czekam na kolejny. Wiem, że ją masz ale nie zaszkodzi życzyć weny ;)
Pozdrawiam, Ola
Jak fajnie znowu czytać twoje opowiadania. Szczególnie o Gregorze <3 widzę, że masz pomysł w głowie. Świetny pomysł.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać aż Gregor zobaczy Hanię.
Pozdrawiam i życzę weny :)