czwartek, 5 maja 2016

Dwadzieścia sześć

Innsbruck, 3 tygodnie później...

To jest niezapomniane uczucie. Budzisz się. W większości przypadków wita cię rwący ból, zmęczenie, odurzenie. Nie wiesz do końca, co się z tobą dzieje, dopóki nie słyszysz tego charakterystycznego dźwięku gdzieś obok. Dopóki ktoś nie przywróci ci świadomości. Nagle czujesz, jak ci je podają. Kładą między twoje ramiona, takie kruche, takie bezbronne i takie maleńkie. Kiedy zerkasz na jego twarzyczkę i widzisz w niej swoje drugie życie. Widzisz w niej wszystko, czego pragniesz od losu. I za wszelką cenę pragniesz je chronić, oddać za nie nawet życie. Bo to twoje dziecko.
Ja doskonale pamiętam ten moment. W chwili przytulenia go do swojej piersi, wszystkie troski odeszły. Nie liczyły się rozterki, niepewność, ból po zawodzie miłosnym...Bo liczył się tylko on i jego dobro. Od tamtej pory byłam za niego odpowiedzialna. To ja miałam prowadzić go przez kilkanaście następnych lat. I w rzeczywistości tego właśnie pragnęłam.
Los ze mnie po raz kolejny zakpił. Niedługo nacieszyłam się tym szczęściem. Ta choroba zabiera mi go z dnia na dzień. Nic nie jest oczywiste. Nic nie jest pewne. I żyjesz chwilą, modlisz się wyłącznie o to, by przeżył. Nie zważasz na swoje marzenia i żale. To pozostało na bocznym torze. Chcesz go ocalić. Z całych sił. Bo on jest twoją nadzieją.
Na tym zdjęciu, w tym wyjątkowym albumie byłam ja. Trochę zaspana, skołowana, wyglądająca jak jakieś monstrum. Ale w oczach miałam ten właśnie blask, tą radość. Trzymałam go w ramionach, mogłam pocałować, popatrzeć na niego. Czekałam przecież tyle miesięcy. Już wtedy przypominał mi utraconą miłość, którą miał w pewien sposób rekompensować. Był mały niczym bochenek chleba. Wtedy, bohater mojego dnia. Teraz, bohater mojego życia. Najważniejszy. Nic i nikt nie zdoła mi go zastąpić.
Przymknęłam oczy ze strachu, jaki towarzyszył mi od jakiegoś czasu. Bo za kilka godzin nastanie dzień, który zdecyduje o jego i mojej egzystencji. Prawdopodobnie najważniejszy dzień w jego życiu, o które przecież tak zachłannie wszyscy walczymy. Nie potrafiłam się w tej sytuacji odnaleźć. Nie potrafiłam uspokoić i przestać tak to wszystko przeżywać. No bo jak? Los twojego dziecka zależy od jednego, arcyważnego zabiegu. I masz świadomość, że to właśnie on zadecyduje czy będziesz mogła cieszyć się byciem matką przez kolejne lata.
Dotknęłam z przejęciem drewnianej ramy łóżeczka, przy którym siedziałam. Nie mogłam spać. Zbyt wiele myśli i obaw tłoczyło się w mojej głowie. Myślałam, że zwariuję. Musiałam tu przyjść. Mimo, iż spędził tu niewiele czasu, to był jego pokoik. Miał do niego niedługo wrócić. Przypominał mi o nim. Czułam tu jego obecność i jego zapach.
Schlierenzauer zapewne teraz spał w swojej sypialni. Była w końcu 1 w nocy. On przeżywał to na swój własny sposób. Udawał silnego, choć w środku przypominał raczej małe dziecko, pełne obawy. Ale starał się trzymać twardo i pocieszać wszystkich naokoło. Brał sprawy w swoje ręce. Nie siedział w fotelu i dumał, tak jak robiłam to teraz ja. Może to i dobrze? Dwoje rozklejonych emocjonalnie rodziców to za dużo jak na takie dziecko.
Unikał mnie. Nie dało się tego nie zauważyć. Po tej rozmowie...zmieniło się między nami wszystko, choć z pozoru nic. Ale nie dotykał mnie jak wcześniej. Ani razu nie pocałował. Rozmawiał tylko w wyjątkowych sytuacjach. Mieszkaliśmy tutaj, razem...ale jakby oddzielnie. W dwóch różnych pokojach. Ani razu nie zaszczycił mnie wizytą. Nawet, kiedy słyszał jak płaczę. Pragnęłam wtedy, by położył się po prostu obok, przytulił, powiedział te cholerne słowa, że wszystko będzie dobrze. Jednak nie zrobił nic takiego przez ostatnie tygodnie. Zamknął się przede mną, rozgoryczony tym, co mu powiedziałam. Wiem, że mnie kocha. To nie tak, że się teraz ode mnie odwrócił. Ale poczuł się urażony, doskonale wiedziałam, że nie chce być ze mną, póki nie dam mu czystej karty. A ja miałam teraz na głowie zupełnie coś innego, nie robiłam w tym kierunku nic. I to go bolało. To bolało też i mnie, ale w tym momencie nie potrafiłam inaczej. A on był coraz bardziej zniecierpliwiony.
Mama wyjechała, a po dwóch tygodniach wróciła do mnie Baśka. Nie dała się nawet błagać, by zostać w Polsce. Egzaminy próbne jej nie obchodziły. Nic nie robiła sobie z moich narzekań, że zaniedbuje przeze mnie szkołę. Zaraz matura, a ona kompletnie nie bierze tego na poważnie. Ale za to ją kochałam. Była moją małą, wredną siostrą, ale czasami okazywała się zupełnie dojrzalsza ode mnie. Nie odstępowała mnie i Adasia. Chciała po prostu przy nas być.
Może to, co robię teraz jest głupie, ale musiałam usłyszeć ludzki głos. Potrzebowałam mentalnego wsparcia kogoś, kto zna mnie bardzo dobrze. Gregor w tym momencie mnie odrzucał, a on pozostał ostatnią deską ratunku.
- Halo? - usłyszałam niemrawe mruknięcie, a potem głośne ziewanie. Przygryzłam wargę. Nie, to nie był dobry pomysł.
- Cześć – powiedziałam cicho. - to ja... - dodałam. Początkowo się nie odezwał, nawet myślałam, że rozłączył. Ale za moment ponownie usłyszałam jego głos.
- Hania? - szepnął. Słyszałam ciche kroki. Wychodził z sypialni. W której, uściślając, spał sobie spokojnie ze swoją dziewczyną – ja...nie spodziewałam się telefonu właśnie od ciebie..
- Obudziłam cię..
- Skąd – żachnął się. Cały on. Przecież nie powie, że wkurzyłam go teraz na maksa – Hania...ja...przepraszam... - usłyszałam pełną żalu odpowiedź. Zacisnęłam usta.
- Nic nie mów... - odparłam – nie jestem na ciebie zła.
- Powiedziałem o wiele za dużo, niż powinienem. Nie zdziwię się jak zerwiesz ze mną za to kontakt..
- Nie zrobię tego – odpowiedziałam niemal od razu – kocham cię.. - dodałam – jak brata.. - sprecyzowałam szybko, biorąc głęboki wdech.
- Jesteś niesamowitą kobietą, wiesz? - szepnął po chwili.
- Byłeś z Kasią, prawda? - odparłam. Milczał przez moment.
- Nadal ze sobą mieszkamy, Hania – pokiwałam lekko głową. To dobrze. - jak się czujesz?
- To już jutro, Bartek – szepnęłam drżącym głosem. Do oczu zaczęły cisnąć się łzy, ale jakimś cudem je powstrzymałam – nie wiem, gdzie się podziać. Strasznie się boję...o niego...czuję się, jak wariatka..
- Ciii... - przerwał mi spokojnie – nie martw się. Basia opowiadała mi, że wszystko przebiega jak w podręczniku do medycyny.
- Bo tak jest, ale... - znów zacisnęłam usta – a jeśli coś nie wyjdzie? Jeśli przeszczep się nie przyjmie? Jeśli on...
- Nie masz prawa tak myśleć – powiedział stanowczo. Znów pokiwałam głową. - jest pod świetną opieką, ma dobre wyniki. Wyjdzie z tego, a ty nie zorientujesz się nawet, kiedy zabierzesz go do domu.. - dodał. Uśmiechnęłam się do siebie. Przecież wszyscy mówili mi właśnie to samo, a dopiero po jego słowach poczułam się nieco lepiej. Jak to możliwe?
- Bartek... - zamilkłam, bo do pokoju właśnie ktoś wchodził. Nie musiałam nawet zgadywać, kto. Usłyszał jego imię. Domyślił się z kim rozmawiam. Jego zła mina zdradzała wszystko – muszę kończyć.. - nie chciałam, ale wiedziałam, że tak będzie lepiej. Pewnie pomyśli sobie, że go tylko wykorzystuje i budzę w środku nocy, kłopocząc jakąś swoją dramą. Ale on zaskakuje mnie jeszcze bardziej.
- Pozdrów go ode mnie. Mam nadzieję, że opuchlizna już mu zeszła – nie potrafiłam się nie uśmiechnąć, nawet narażając się na srogie spojrzenie Schlierenzauera – trzymam za was jutro kciuki. Dobranoc..
- Zadzwonię kiedy będziemy mogli pogadać na spokojnie i dziękuję...dobranoc, Bartek.. - powiedziałam do słuchawki i się rozłączyłam. Pewnie nawet nie chciało mu się odpowiadać. Ja to mam jednak tupet.
Stał w przejściu i ciągle mi się przyglądał. Nie śmiałam odezwać się pierwsza. Czekałam na jego reakcję z mocniejszym biciem serca. A on tak po prostu odwrócił się i...wyszedł.
- Gregor.. - zawołałam za nim cicho, chwytając go za ramię. Wyrwał je z uścisku, kierując się pospiesznie do swojej sypialni. Westchnęłam – przestań..
Weszłam za nim do środka, zamykając drzwi. W pokoju panował półmrok, ale i w tym świetle mogłam dostrzec ogromny bałagan wokół. Wszędzie tłoczyły się jakieś niepotrzebne graty, a najwięcej leżało jego brudnych ubrań. Spojrzałam na niego zagadkowo.
- Co się z tobą dzieje? - pytam. Odwraca się i wbija we mnie srogie spojrzenie.
- Możesz stąd wyjść? Chcę spać – zabolało. Odgarnął niedbale kołdrę i zajął ponownie swoje miejsce, kompletnie mnie ignorując.
- Tak będziesz mnie teraz traktował? - pytam pewnie. Ranił mnie swoją obojętnością jakbym sobie na to tak strasznie zasłużyła. Nie był nawet w połowie tak wspaniałomyślny jak ja w stosunku do niego – w taki sposób masz zamiar spławiać matkę własnego dziecka?
Usiadł na dźwięk tego zdania. Znów na mnie patrzył. Znów tak cholernie intensywnie. Musiałam przełknąć głośno ślinę, bo nawet nie byłam w stanie się ruszyć.
- A ty? - pyta chłodno – tak masz zamiar traktować ojca swojego dziecka? - otworzyłam szeroko usta – plotkując sobie z innymi facetami przez telefon w środku nocy?
- Rozmawiałam z Bartkiem – wycedziłam przez zęby. Zaczęłam się złościć.
- No właśnie – przedrzeźniał mnie. - chyba tyle wystarczy – dodał, prychając.
- Jesteś zazdrosny – stwierdziłam ironicznie.
- Łatwo mu wybaczyłaś. Nie to, co mnie.
- Zachowujesz się jak dziecko!
- Ja?!
- Tak, ty! - warknęłam głośniej – obrażasz się na mnie z byle powodu i olewasz przez kilka tygodni!
- Z byle powodu, haha! – zaśmiał się krótko – no brawo, ja rzeczywiście dla ciebie nic nie znaczę – powiedział. Krew się we mnie zagotowała. Co za imbecyl! To ja go potrzebowałam jak jeszcze nigdy a on..
Nie wytrzymałam. Ruszyłam wściekle w jego stronę i w ciągu trzech sekund usiadłam na nim okrakiem, by zaraz walić w niego pięściami. Zasłonił się, skubany, więc mogłam robić tak sobie na pokaz.
- Oszalałaś?! - wrzasnął. Po chwili chwycił zdecydowanie moje nadgarstki i je zablokował. Patrzył na mnie wściekle, a ja głośno dychałam. Przyglądał mi się potem przez moment z konsternacją a następnie mocno mnie do siebie przyciągnął i pocałował. Chciałam mu się wyrwać, ale nie dałam rady.
- Jesteś podły! - rzuciłam z pretensją, gdy mnie puścił – ja ledwo żyję, chodze jak nawiedziona, potrzebuję cię, płaczę za tobą w nocy, bo śpię sama w tym za dużym łóżku, a ty mnie świadomie olewałeś, miałeś w dupie a teraz co?! - pisnęłam na jednym tchu – myślisz sobie, że ja tak łatwo mogę przejść ze skrajności w skrajność?! Miałeś mnie gdzieś przez 3 tygodnie!
- Nie miałem – odparł spokojnie. Byłam taka wściekła, a jego złość minęła w kilkanaście sekund. - kocham cię – dodał, czułym głosem i jak zawsze delikatnie pogładził mój policzek. Och!
- No i co z tego?! - wrzasnęłam. Myślałam, że zaraz znowu się rozpłaczę. Ciągle przecież tak przy nim robię.
- Przepraszam... - szepnął. I co? No proste, że zmiękłam. Kiedy niby było inaczej? Nienawidzę tego, że go tak kocham – boli mnie jednak, że nie wiem, czy mogę ci zaufać, skoro nadal chcesz rozdrapywać między nami wszystkie rany.
- Och, ty dupku.. - powiedziałam lekko zła. Oparłam czoło o jego czoło i patrzyłam mu nieustępliwie w oczy. Chciałam go zapewnić, że niczego nie zamierzam psuć. Że przeszłość się już dla mnie nie liczy, że chcę po prostu z nim być. A jednak...nie potrafiłam. To było za trudne, okłamałabym go. Nic nie jest dla mnie jeszcze takie oczywiste. Dlatego, chyba z ogromnej potrzeby, ogarnięta zwykłym egoizmem i pragnieniem jego bliskości, musiałam powiedzieć mu jedno – kocham cię.
- Ja ciebie też. Nawet nie wiesz, jak bardzo – szepnął mi na usta, którym po chwili podarował czuły i długi pocałunek. Po takim czasie tej chorej rozłąki, braku jego dotyku, pieszczot, zapachu byłam nim w tym momencie odurzona. Jesteśmy jak dzieci. Bo czy dorośli ludzie zachowują się w ten sposób?
- Idziemy do mnie – oznajmiłam po jeszcze takiej dłuższej chwili, gdy chcieliśmy się sobą nacieszyć. Zdziwił się.
- Po co? - pyta zaskoczony.
- Powiedziałam, że nigdy więcej nie będę spała w tym łóżku – dodałam. Dlaczego on się teraz tak uśmiecha? Mniejsza o to – nie zasnę sama, Gregor. Tak strasznie się martwię.. - przymknęłam oczy, a on po chwili złożył całusa na moim czole.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.. - i wreszcie palnął ten idiotyczny tekst, za którym tak strasznie tęskniłam.
Wymknęliśmy się po cichu z pokoju. Gregor szedł pierwszy i trzymał mnie za rękę, a to wydawało mi się takie urocze. Mijając inny z pokoi gościnnych, usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Wyłoniła się zza nich zaspana twarz mojej siostry.
- Nie śpisz? - szepnęłam nieco skonsternowana. Szatyn patrzył na nią z wyczekiwaniem. Ta zamiast od razu odpowiedzieć, popatrzyła na nasze splecione ręce.
- Jesteście zdrowo popieprzeni – stwierdziła jedynie, rozbrajając mnie totalnie, jak zwykle zresztą. Zerknęłam na Schlierenzauera, a on tylko głupkowato się uśmiechał – jak macie zamiar się jeszcze bzyknąć to błagam, zróbcie to ciszej – i zamknęła za sobą drzwi. A na moje policzki wkradły się dwa szkarłatne rumieńce.

Spojrzałam na jego niewinną twarzyczkę. Miałam jedynie ochotę porwać go w ramiona i zabrać jak najdalej stąd. Nie chciałam go nigdzie oddawać. Marzyłam, by oszczędzić mu tego, co go czeka. Nieważne, że zapewniają, bo wszystko ma być dobrze. Że to zabieg bez komplikacji, w stu procentach bezpieczny. Co mnie to obchodziło? Czy to przeziębienie czy pierwsza szczepionka, zawsze strasznie to przeżywałam. W tym momencie uczucie to było wzmocnione wielokrotnie.
- Skarbie, to nie ma sensu. Pielęgniarka nie da ci więcej czasu.. - wtrącił ostrożnie. Zerknęłam na niego srogo i nadal tuliłam do siebie dziecko, całując co raz w główkę. Chłopiec był dziś jakiś markotny, jakby wszystko przeczuwał. A musiał przecież stać się taki dzielny.
- Jeszcze chwila, Gregor – odpowiedziałam, podchodząc z nim do okna. Przymknęłam mocno oczy i równie mocno przytulałam go do serca. To było takie trudne...
Po chwili poczułam delikatny dotyk na ramieniu. Chłopiec zaczął gaworzyć, odwracając twarz w stronę ojca. Mężczyzna wtulił się w moje plecy.
- Za kilka tygodni będziemy go tak oboje układali do snu – szepnął na moje ucho. Boże, nawet nie wiesz, jak ja tego pragnę.
Długo nie nacieszyłam się tą przyjemną chwilą. Kilka minut później po niego przyszli. To z jakim bólem oddawałam dziecko pod opieką personelu medycznego wydawało mi się jednym z najgorszych momentów w moim życiu. Gdyby nie dłoń Gregora, gdyby nie uśmiechy pozostałych członków rodziny, chyba bym tego nie przetrwała.
Siedząc na szpitalnym korytarzu przed salą operacyjną, przyglądałam się z uwagą małżeństwu Schlierenzauerów. Paul patrzył zamyślony w podłogę. Angelika siedziała oparta o jego ramię i patrzyła w ten sam punkt, co jej mąż. Przekręciłam nieco głowę i tym razem napotkałam Glorię z Gustavem. Stali przy wejściu do sali, brunetka oparta o jego tors, kompletnie zamyślona. Obróciłam się po raz kolejny i wzrok ulokowałam w twarz szatyna. To samo, ten sam wyraz. Taka pustka w oczach. Jakby wycofali się z rzeczywistego świata i myśleli o czymś zupełnie innym. I dopiero wtedy to do mnie dotarło. Przecież tam, za tymi szeroki drzwiami nie znajdował się tylko Adaś. Tam przebywał również ich syn i brat. Lukas. I choć to dawca, choć to nie on jest ratowany, to nadal istnieje pewne ryzyko. Martwią się o niego równie mocno. I w tej właśnie chwili poczułam zażenowanie i wstyd. Bo ja miałam głowę zaprzątniętą jedynie swoim dzieckiem. Przez ani jedną sekundę nie pomyślałam o chłopaku. On tam jest dla mnie i dla niego, jest moim cudotwórcą. Dzięki niemu Adaś dostanie drugą szansę na normalne życie. Bez obawy, bez tej okropnej choroby. I powinnam się nim przejmować. Nawet bardzo. Bo wiem, że nigdy nie zdołam się mu odwdzięczyć.
Gregor pochwycił moje spojrzenie i delikatnie się do mnie uśmiechnął, odgarniając wystający spod niedbałego uwiązania kosmyk do tyłu. Wciągnął głęboko powietrze. Chwyciłam mocniej jego dłoń, splatając nasze palce. Nie umiałam wyrazić zadowolenia z tego, że tutaj ze mną jest. Wiele zmieniło się przez te ostatnie tygodnie. Po raz pierwszy zyskałam w nim prawdziwego partnera. Nie myślałam jak to z nami jeszcze będzie. Każde z nas wiedziało, że po prostu to się jakoś ułoży, bo najważniejsze, by Adam wyzdrowiał. Nie planowaliśmy szczegółowo niczego. Bycia razem, przeprowadzki, wspólnego zamieszkania. W sumie ja nawet nie wiem, czy chcę przenosić się do Austrii. Dla niego byłoby to oczywiste a dla mnie? Też mam rodzinę, przyjaciół, swoje życie w Polsce. Nie mam pojęcia, co zdecydować. Ale to, co stanowiło dla mnie rzecz najważniejszą było wybaczenie mu. Budowanie zaufania i więzi. Nasze dziecko. Uczucie. Bo dzięki zapewnieniu o tej miłości, wszystko musiało się jakoś samo ułożyć.
Drzwi do sali się uchyliły i znów podnieśliśmy strapione głowy. Zza drzwi wyłoniło się kilku medyków, którzy jak się po chwili okazało, przewozili Lukasa. Cała nasza gromada automatycznie, jak na zawołanie zbiegła się wokół łóżka. Lekarze na chwilę przystanęli, byśmy mogli go zobaczyć. Był przytomny, bo przecież dostał tylko znieczulenie ogólne. Gdy zobaczyłam jego twarz, mogłam dostrzec głębokie znużenie. Mimo wszystko wyglądał całkiem dobrze i nawet próbował się do nas uśmiechnąć.
- Lukas, syneczku... - kobieta była cała roztrzęsiona, ale wcale jej się nie dziwię. To jej ukochany, najmłodszy syn. Głaskała go z czułością po głowie i znów zaczęła płakać. Ale miała Paula, nieodstępującego jej na krok.
- Mamo. ..Spoko, żyje..nie było aż tak źle.. - powiedział cicho, powodując uśmiechy na twarzach nas wszystkich. Złapałam jego rękę i mocno ścisnęłam. Spojrzał na mnie tak...to Gregor właśnie tak na mnie patrzy. Ale w tym momencie mogłam dla niego zrobić wszystko.
- Hej stary..będę ci fundował wakacje za granicą do końca życia – odezwał się jego starszy brat. Lukas wykrzywił usta i wydał z siebie coś na kształt śmiechu.
- Nawet taki milioner jak ty nie dogodzi moim gustom – odpowiedział, a ja cicho się zaśmiałam. Znów to na mnie zerknął.
- Lukas...jesteś moim bohaterem.. - szepnęłam do niego. W jego ciemnych oczach zauważyłam blask. Był bardzo zadowolony z moich słów.
- Sorry, Gregor.. - przerwał na moment, by przełknąć ślinę – ale masz bracie takie szczęście, że jeśli to spieprzysz to osobiście skopię ci tyłek, bo na twoim miejscu nie darowałbym sobie takiej dziewczyny... - zaskoczył mnie, naprawdę. Tyle lat młodszy, a taki dojrzały. Troche jak Baśka.
- Wybacz, Casanova, ale ta ślicznotka jest już zajęta – odparł szatyn, a Gloria z Baśką zachichotały. Nawet Paul się delikatnie uśmiechnął, tylko pani Angelika miała jakiś dziwny wyraz twarzy. Zignorowałam to jednak.
- Dziękuję ci.. - szepnęłam, patrząc znacząco w jego oczy. Wiedziałam, że obdarzył mnie czymś, za co będę mu winna lojalność do końca życia.
Po chwili lekarze zabrali chłopaka na salę, a w ślad za nimi poszli państwo Schlierenzauer.

Kolejny kulminacyjny moment nadszedł jakąś godzinę później. Drzwi do sali otworzyły się ponownie. Wstałam gwałtownie i podeszłam do młodej lekarki, zdejmującej właśnie maskę ochronną z twarzy. Jej oczy nie wyrażały żadnych emocji. Trochę mnie tym zaniepokoiła i od razu zaczęłam robić się nerwowa. Poczułam obok siebie obecność Schlierenzauera, który mnie przytulił, a potem razem oczekiwaliśmy na tą jedną jedyną odpowiedź.






~ Bo wiesz, że to cud, mając właśnie Ich trzech...




***
Nooo...już prawie koniec :D
...sprawy z Adasiem :*





5 komentarzy:

  1. Witaj Kochana.
    Rozdział cudeńko. Jak zawsze.

    Ahh te relacje Gregora i Hani.
    Nie spodziewałam się, że Gregor będzie unikać Hani po ich rozmowie.
    Cóż, nie siedzimy w jego głowie i nie znamy jego myśli.
    Dobrze, że jakoś sobie wszytsko wyjaśniają.

    Mam nadzieję, że Bartek nie narobi sobie kolejnych nadzieji po telefonie Hani. Lepiej żeby usunął się z jej życia, a ona z jego.

    Cóż Lukas został bohaterem. Myślę,że Gregor jest tego samego zdania co Hania ale na pewno nie powie tego otwarcie przy wszystkich.

    Szkoda,że zakończyłaś w tym momencie. Mam nadzieję, że przeszczep się udał i Adaś już niedługo będzie mógł wrócić do domu.

    Przestraszyłaś mnie... Myślałam, że to koniec historii. Na to nie jestem jeszcze gotowa. (NA TO NIGDY NIE BĘDĘ GOTOWA)
    Ciekawe co wymyślisz między Gregorem,a Hanią.

    Czekam na kolejny.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem!
    Świetny rozdział, ale u ciebie chyba nie ma słabych. Nie nudzą cię już te nasze pochwały? :D
    Trochę nie rozumiem, dlaczego Gregor unika Hani. Co najmniej to dziwne, ale cóż, widocznie on uważa inaczej. Oby to wszystko szybko się wyjaśniło. Jestem ciekawa, jak dalej rozwiniesz ich relacje, ale teraz powinno być już coraz lepiej. Powinno...
    No i Lukas został bohaterem. Brawo dla tego pana! Mam nadzieję, że przeszczep się przyjmie i Adaś wyzdrowieje. Nadal nie mogę pojąć, dlaczego niewinne dzieci muszą tak cierpieć.
    Mam tylko jedną uwagę... W takich momentach się do jasnej anielki nie kończy! :D
    Czekam!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Czekam na następny. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej.
    Rozdział jest doskonały w każdym calu.
    Zachowanie Gregora mnie trochę niepokoi. Czemu unika Hani?
    Przecież ją kocha.
    Fajnie, że Adaś powoli wraca fo zdrowia.
    Oby operacja powiodła się po myśli lekarzy.
    Nie kończ w takich momentach.Błagam :*
    Czekam na nexta.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej:* nadrabiam zaległości w komentarzach, bo czytałam na bieżąco😊
    Coś mnie zaķuło gdy Hanka rozmawiała w nocy z Bartkiem. Powiedziała, ze kocha go jak brata, no ale w oczach Gregora musiało to wyglądać dość jednoznacznie. Wiem co wydarzy sie dalej dlatego lecę od razu do kolejnego rozdziału:*

    OdpowiedzUsuń