Innsbruck, 3
tygodnie później...
To jest niezapomniane
uczucie. Budzisz się. W większości przypadków wita cię rwący
ból, zmęczenie, odurzenie. Nie wiesz do końca, co się z tobą
dzieje, dopóki nie słyszysz tego charakterystycznego dźwięku
gdzieś obok. Dopóki ktoś nie przywróci ci świadomości. Nagle
czujesz, jak ci je podają. Kładą między twoje ramiona, takie
kruche, takie bezbronne i takie maleńkie. Kiedy zerkasz na jego
twarzyczkę i widzisz w niej swoje drugie życie. Widzisz w niej
wszystko, czego pragniesz od losu. I za wszelką cenę pragniesz je
chronić, oddać za nie nawet życie. Bo to twoje dziecko.
Ja doskonale pamiętam ten
moment. W chwili przytulenia go do swojej piersi, wszystkie troski
odeszły. Nie liczyły się rozterki, niepewność, ból po zawodzie
miłosnym...Bo liczył się tylko on i jego dobro. Od tamtej pory
byłam za niego odpowiedzialna. To ja miałam prowadzić go przez
kilkanaście następnych lat. I w rzeczywistości tego właśnie
pragnęłam.
Los ze mnie po raz kolejny
zakpił. Niedługo nacieszyłam się tym szczęściem. Ta choroba
zabiera mi go z dnia na dzień. Nic nie jest oczywiste. Nic nie jest
pewne. I żyjesz chwilą, modlisz się wyłącznie o to, by przeżył.
Nie zważasz na swoje marzenia i żale. To pozostało na bocznym
torze. Chcesz go ocalić. Z całych sił. Bo on jest twoją nadzieją.
Na tym zdjęciu, w tym
wyjątkowym albumie byłam ja. Trochę zaspana, skołowana,
wyglądająca jak jakieś monstrum. Ale w oczach miałam ten właśnie
blask, tą radość. Trzymałam go w ramionach, mogłam pocałować,
popatrzeć na niego. Czekałam przecież tyle miesięcy. Już wtedy
przypominał mi utraconą miłość, którą miał w pewien sposób
rekompensować. Był mały niczym bochenek chleba. Wtedy, bohater
mojego dnia. Teraz, bohater mojego życia. Najważniejszy. Nic i nikt
nie zdoła mi go zastąpić.
Przymknęłam oczy ze
strachu, jaki towarzyszył mi od jakiegoś czasu. Bo za kilka godzin
nastanie dzień, który zdecyduje o jego i mojej egzystencji.
Prawdopodobnie najważniejszy dzień w jego życiu, o które przecież
tak zachłannie wszyscy walczymy. Nie potrafiłam się w tej sytuacji
odnaleźć. Nie potrafiłam uspokoić i przestać tak to wszystko
przeżywać. No bo jak? Los twojego dziecka zależy od jednego,
arcyważnego zabiegu. I masz świadomość, że to właśnie on
zadecyduje czy będziesz mogła cieszyć się byciem matką przez
kolejne lata.
Dotknęłam z przejęciem
drewnianej ramy łóżeczka, przy którym siedziałam. Nie mogłam
spać. Zbyt wiele myśli i obaw tłoczyło się w mojej głowie.
Myślałam, że zwariuję. Musiałam tu przyjść. Mimo, iż spędził
tu niewiele czasu, to był jego pokoik. Miał do niego niedługo
wrócić. Przypominał mi o nim. Czułam tu jego obecność i jego
zapach.
Schlierenzauer zapewne
teraz spał w swojej sypialni. Była w końcu 1 w nocy. On przeżywał
to na swój własny sposób. Udawał silnego, choć w środku
przypominał raczej małe dziecko, pełne obawy. Ale starał się
trzymać twardo i pocieszać wszystkich naokoło. Brał sprawy w
swoje ręce. Nie siedział w fotelu i dumał, tak jak robiłam to
teraz ja. Może to i dobrze? Dwoje rozklejonych emocjonalnie rodziców
to za dużo jak na takie dziecko.
Unikał mnie. Nie dało
się tego nie zauważyć. Po tej rozmowie...zmieniło się między
nami wszystko, choć z pozoru nic. Ale nie dotykał mnie jak
wcześniej. Ani razu nie pocałował. Rozmawiał tylko w wyjątkowych
sytuacjach. Mieszkaliśmy tutaj, razem...ale jakby oddzielnie. W
dwóch różnych pokojach. Ani razu nie zaszczycił mnie wizytą.
Nawet, kiedy słyszał jak płaczę. Pragnęłam wtedy, by położył
się po prostu obok, przytulił, powiedział te cholerne słowa, że
wszystko będzie dobrze. Jednak nie zrobił nic takiego przez
ostatnie tygodnie. Zamknął się przede mną, rozgoryczony tym, co
mu powiedziałam. Wiem, że mnie kocha. To nie tak, że się teraz
ode mnie odwrócił. Ale poczuł się urażony, doskonale wiedziałam,
że nie chce być ze mną, póki nie dam mu czystej karty. A ja
miałam teraz na głowie zupełnie coś innego, nie robiłam w tym
kierunku nic. I to go bolało. To bolało też i mnie, ale w tym
momencie nie potrafiłam inaczej. A on był coraz bardziej
zniecierpliwiony.
Mama
wyjechała, a po dwóch tygodniach wróciła do mnie Baśka. Nie dała
się nawet błagać, by zostać w Polsce. Egzaminy próbne jej nie
obchodziły. Nic nie robiła sobie z moich narzekań, że zaniedbuje
przeze mnie szkołę. Zaraz matura, a ona kompletnie nie bierze tego
na poważnie. Ale za to ją kochałam. Była moją małą, wredną
siostrą, ale czasami okazywała się zupełnie dojrzalsza ode mnie.
Nie odstępowała mnie i Adasia. Chciała po prostu przy nas być.
Może to, co robię teraz
jest głupie, ale musiałam usłyszeć ludzki głos. Potrzebowałam
mentalnego wsparcia kogoś, kto zna mnie bardzo dobrze. Gregor w tym
momencie mnie odrzucał, a on pozostał ostatnią deską ratunku.
- Halo? -
usłyszałam niemrawe mruknięcie, a potem głośne ziewanie.
Przygryzłam wargę. Nie, to nie był dobry pomysł.
- Cześć – powiedziałam
cicho. - to ja... - dodałam. Początkowo się nie odezwał, nawet
myślałam, że rozłączył. Ale za moment ponownie usłyszałam
jego głos.
- Hania? - szepnął.
Słyszałam ciche kroki. Wychodził z sypialni. W której,
uściślając, spał sobie spokojnie ze swoją dziewczyną –
ja...nie spodziewałam się telefonu właśnie od ciebie..
- Obudziłam cię..
- Skąd – żachnął
się. Cały on. Przecież nie powie, że wkurzyłam go teraz na maksa
– Hania...ja...przepraszam... - usłyszałam pełną żalu
odpowiedź. Zacisnęłam usta.
- Nic nie mów... -
odparłam – nie jestem na ciebie zła.
- Powiedziałem o wiele
za dużo, niż powinienem. Nie zdziwię się jak zerwiesz ze mną za
to kontakt..
- Nie zrobię tego –
odpowiedziałam niemal od razu – kocham cię.. - dodałam – jak
brata.. - sprecyzowałam szybko, biorąc głęboki wdech.
- Jesteś niesamowitą
kobietą, wiesz? - szepnął po chwili.
- Byłeś z Kasią,
prawda? - odparłam. Milczał przez moment.
- Nadal ze sobą
mieszkamy, Hania – pokiwałam lekko głową. To dobrze. - jak
się czujesz?
- To już
jutro, Bartek – szepnęłam drżącym głosem. Do oczu zaczęły
cisnąć się łzy, ale jakimś cudem je powstrzymałam – nie
wiem, gdzie się podziać. Strasznie się boję...o niego...czuję
się, jak wariatka..
- Ciii... -
przerwał mi spokojnie – nie martw się. Basia opowiadała mi,
że wszystko przebiega jak w podręczniku do medycyny.
- Bo tak jest, ale... -
znów zacisnęłam usta – a jeśli coś nie wyjdzie? Jeśli
przeszczep się nie przyjmie? Jeśli on...
- Nie masz prawa tak
myśleć – powiedział stanowczo. Znów pokiwałam głową. -
jest pod świetną opieką, ma dobre wyniki. Wyjdzie z tego, a ty
nie zorientujesz się nawet, kiedy zabierzesz go do domu.. -
dodał. Uśmiechnęłam się do siebie. Przecież wszyscy mówili mi
właśnie to samo, a dopiero po jego słowach poczułam się nieco
lepiej. Jak to możliwe?
- Bartek... - zamilkłam,
bo do pokoju właśnie ktoś wchodził. Nie musiałam nawet zgadywać,
kto. Usłyszał jego imię. Domyślił się z kim rozmawiam. Jego zła
mina zdradzała wszystko – muszę kończyć.. - nie chciałam, ale
wiedziałam, że tak będzie lepiej. Pewnie pomyśli sobie, że go
tylko wykorzystuje i budzę w środku nocy, kłopocząc jakąś swoją
dramą. Ale on zaskakuje mnie jeszcze bardziej.
- Pozdrów go ode mnie.
Mam nadzieję, że opuchlizna już mu zeszła – nie potrafiłam
się nie uśmiechnąć, nawet narażając się na srogie spojrzenie
Schlierenzauera – trzymam za was jutro kciuki. Dobranoc..
-
Zadzwonię kiedy będziemy mogli pogadać
na spokojnie i dziękuję...dobranoc,
Bartek.. - powiedziałam do słuchawki i się rozłączyłam. Pewnie
nawet nie chciało mu się odpowiadać. Ja to mam jednak tupet.
Stał w przejściu i
ciągle mi się przyglądał. Nie śmiałam odezwać się pierwsza.
Czekałam na jego reakcję z mocniejszym biciem serca. A on tak po
prostu odwrócił się i...wyszedł.
- Gregor.. - zawołałam
za nim cicho, chwytając go za ramię. Wyrwał je z uścisku,
kierując się pospiesznie do swojej sypialni. Westchnęłam –
przestań..
Weszłam za nim do środka,
zamykając drzwi. W pokoju panował półmrok, ale i w tym świetle
mogłam dostrzec ogromny bałagan wokół. Wszędzie tłoczyły się
jakieś niepotrzebne graty, a najwięcej leżało jego brudnych
ubrań. Spojrzałam na niego zagadkowo.
- Co się z tobą dzieje?
- pytam. Odwraca się i wbija we mnie srogie spojrzenie.
- Możesz
stąd wyjść? Chcę spać – zabolało. Odgarnął niedbale kołdrę
i zajął ponownie swoje miejsce, kompletnie mnie ignorując.
- Tak będziesz mnie teraz
traktował? - pytam pewnie. Ranił mnie swoją obojętnością jakbym
sobie na to tak strasznie zasłużyła. Nie był nawet w połowie tak
wspaniałomyślny jak ja w stosunku do niego – w taki sposób masz
zamiar spławiać matkę własnego dziecka?
Usiadł na dźwięk tego
zdania. Znów na mnie patrzył. Znów tak cholernie intensywnie.
Musiałam przełknąć głośno ślinę, bo nawet nie byłam w stanie
się ruszyć.
- A ty? - pyta chłodno –
tak masz zamiar traktować ojca swojego dziecka? - otworzyłam
szeroko usta – plotkując sobie z innymi facetami przez telefon w
środku nocy?
- Rozmawiałam z Bartkiem
– wycedziłam przez zęby. Zaczęłam się złościć.
- No właśnie –
przedrzeźniał mnie. - chyba tyle wystarczy – dodał, prychając.
- Jesteś zazdrosny –
stwierdziłam ironicznie.
- Łatwo mu wybaczyłaś.
Nie to, co mnie.
- Zachowujesz się jak
dziecko!
- Ja?!
- Tak, ty! - warknęłam
głośniej – obrażasz się na mnie z byle powodu i olewasz przez
kilka tygodni!
- Z byle powodu, haha! –
zaśmiał się krótko – no brawo, ja rzeczywiście dla ciebie nic
nie znaczę – powiedział. Krew się we mnie zagotowała. Co za
imbecyl! To ja go potrzebowałam jak jeszcze nigdy a on..
Nie wytrzymałam. Ruszyłam
wściekle w jego stronę i w ciągu trzech sekund usiadłam na nim
okrakiem, by zaraz walić w niego pięściami. Zasłonił się,
skubany, więc mogłam robić tak sobie na pokaz.
-
Oszalałaś?! - wrzasnął. Po chwili chwycił zdecydowanie moje
nadgarstki i je zablokował. Patrzył
na mnie wściekle, a ja głośno dychałam. Przyglądał
mi się potem przez moment z konsternacją
a następnie
mocno mnie do siebie przyciągnął i pocałował. Chciałam mu się
wyrwać, ale nie dałam rady.
- Jesteś podły! -
rzuciłam z pretensją, gdy mnie puścił – ja ledwo żyję, chodze
jak nawiedziona, potrzebuję cię, płaczę za tobą w nocy, bo śpię
sama w tym za dużym łóżku, a ty mnie świadomie olewałeś,
miałeś w dupie a teraz co?! - pisnęłam na jednym tchu – myślisz
sobie, że ja tak łatwo mogę przejść ze skrajności w skrajność?!
Miałeś mnie gdzieś przez 3 tygodnie!
- Nie miałem – odparł
spokojnie. Byłam taka wściekła, a jego złość minęła w
kilkanaście sekund. - kocham cię – dodał, czułym głosem i jak
zawsze delikatnie pogładził mój policzek. Och!
- No i co z tego?! -
wrzasnęłam. Myślałam, że zaraz znowu się rozpłaczę. Ciągle
przecież tak przy nim robię.
-
Przepraszam... - szepnął. I co? No proste, że zmiękłam. Kiedy
niby było inaczej? Nienawidzę tego, że go tak kocham – boli
mnie jednak, że nie wiem, czy mogę ci
zaufać, skoro nadal chcesz rozdrapywać między nami wszystkie rany.
- Och, ty
dupku.. - powiedziałam lekko zła. Oparłam czoło o jego czoło i
patrzyłam mu nieustępliwie w oczy. Chciałam
go zapewnić, że niczego nie zamierzam psuć. Że przeszłość się
już dla mnie nie liczy, że chcę po prostu z nim być. A
jednak...nie potrafiłam. To było za trudne, okłamałabym go. Nic
nie jest dla mnie jeszcze takie oczywiste. Dlatego, chyba z ogromnej
potrzeby, ogarnięta zwykłym egoizmem i pragnieniem jego bliskości,
musiałam powiedzieć mu jedno – kocham cię.
- Ja ciebie też. Nawet
nie wiesz, jak bardzo – szepnął mi na usta, którym po chwili
podarował czuły i długi pocałunek. Po takim czasie tej chorej
rozłąki, braku jego dotyku, pieszczot, zapachu byłam nim w tym
momencie odurzona. Jesteśmy jak dzieci. Bo czy dorośli ludzie
zachowują się w ten sposób?
- Idziemy do mnie –
oznajmiłam po jeszcze takiej dłuższej chwili, gdy chcieliśmy się
sobą nacieszyć. Zdziwił się.
- Po co? - pyta
zaskoczony.
- Powiedziałam, że nigdy
więcej nie będę spała w tym łóżku – dodałam. Dlaczego on
się teraz tak uśmiecha? Mniejsza o to – nie zasnę sama, Gregor.
Tak strasznie się martwię.. - przymknęłam oczy, a on po chwili
złożył całusa na moim czole.
- Nie martw się. Wszystko
będzie dobrze.. - i wreszcie palnął ten idiotyczny tekst, za
którym tak strasznie tęskniłam.
Wymknęliśmy się po
cichu z pokoju. Gregor szedł pierwszy i trzymał mnie za rękę, a
to wydawało mi się takie urocze. Mijając inny z pokoi gościnnych,
usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Wyłoniła się zza nich zaspana
twarz mojej siostry.
- Nie śpisz? - szepnęłam
nieco skonsternowana. Szatyn patrzył na nią z wyczekiwaniem. Ta
zamiast od razu odpowiedzieć, popatrzyła na nasze splecione ręce.
- Jesteście zdrowo
popieprzeni – stwierdziła jedynie, rozbrajając mnie totalnie, jak
zwykle zresztą. Zerknęłam na Schlierenzauera, a on tylko
głupkowato się uśmiechał – jak macie zamiar się jeszcze
bzyknąć to błagam, zróbcie to ciszej – i zamknęła za sobą
drzwi. A na moje policzki wkradły się dwa szkarłatne rumieńce.
Spojrzałam na jego
niewinną twarzyczkę. Miałam jedynie ochotę porwać go w ramiona i
zabrać jak najdalej stąd. Nie chciałam go nigdzie oddawać.
Marzyłam, by oszczędzić mu tego, co go czeka. Nieważne, że
zapewniają, bo wszystko ma być dobrze. Że to zabieg bez
komplikacji, w stu procentach bezpieczny. Co mnie to obchodziło? Czy
to przeziębienie czy pierwsza szczepionka, zawsze strasznie to
przeżywałam. W tym momencie uczucie to było wzmocnione
wielokrotnie.
- Skarbie, to nie ma
sensu. Pielęgniarka nie da ci więcej czasu.. - wtrącił ostrożnie.
Zerknęłam na niego srogo i nadal tuliłam do siebie dziecko,
całując co raz w główkę. Chłopiec był dziś jakiś markotny,
jakby wszystko przeczuwał. A musiał przecież stać się taki
dzielny.
- Jeszcze chwila, Gregor –
odpowiedziałam, podchodząc z nim do okna. Przymknęłam mocno oczy
i równie mocno przytulałam go do serca. To było takie trudne...
Po chwili poczułam
delikatny dotyk na ramieniu. Chłopiec zaczął gaworzyć, odwracając
twarz w stronę ojca. Mężczyzna wtulił się w moje plecy.
- Za kilka tygodni
będziemy go tak oboje układali do snu – szepnął na moje ucho.
Boże, nawet nie wiesz, jak ja tego pragnę.
Długo nie nacieszyłam
się tą przyjemną chwilą. Kilka minut później po niego przyszli.
To z jakim bólem oddawałam dziecko pod opieką personelu medycznego
wydawało mi się jednym z najgorszych momentów w moim życiu.
Gdyby nie dłoń Gregora, gdyby nie uśmiechy pozostałych członków
rodziny, chyba bym tego nie przetrwała.
Siedząc na szpitalnym
korytarzu przed salą operacyjną, przyglądałam się z uwagą
małżeństwu Schlierenzauerów. Paul patrzył zamyślony w podłogę.
Angelika siedziała oparta o jego ramię i patrzyła w ten sam punkt,
co jej mąż. Przekręciłam nieco głowę i tym razem napotkałam
Glorię z Gustavem. Stali przy wejściu do sali, brunetka oparta o
jego tors, kompletnie zamyślona. Obróciłam się po raz kolejny i
wzrok ulokowałam w twarz szatyna. To samo, ten sam wyraz. Taka
pustka w oczach. Jakby wycofali się z rzeczywistego świata i
myśleli o czymś zupełnie innym. I dopiero wtedy to do mnie
dotarło. Przecież tam, za tymi szeroki drzwiami nie znajdował się
tylko Adaś. Tam przebywał również ich syn i brat. Lukas. I choć
to dawca, choć to nie on jest ratowany, to nadal istnieje pewne
ryzyko. Martwią się o niego równie mocno. I w tej właśnie chwili
poczułam zażenowanie i wstyd. Bo ja miałam głowę zaprzątniętą
jedynie swoim dzieckiem. Przez ani jedną sekundę nie pomyślałam o
chłopaku. On tam jest dla mnie i dla niego, jest moim cudotwórcą.
Dzięki niemu Adaś dostanie drugą szansę na normalne życie. Bez
obawy, bez tej okropnej choroby. I powinnam się nim przejmować.
Nawet bardzo. Bo wiem, że nigdy nie zdołam się mu odwdzięczyć.
Gregor pochwycił moje
spojrzenie i delikatnie się do mnie uśmiechnął, odgarniając
wystający spod niedbałego uwiązania kosmyk do tyłu. Wciągnął
głęboko powietrze. Chwyciłam mocniej jego dłoń, splatając nasze
palce. Nie umiałam wyrazić zadowolenia z tego, że tutaj ze mną
jest. Wiele zmieniło się przez te ostatnie tygodnie. Po raz
pierwszy zyskałam w nim prawdziwego partnera. Nie myślałam jak to
z nami jeszcze będzie. Każde z nas wiedziało, że po prostu to się
jakoś ułoży, bo najważniejsze, by Adam wyzdrowiał. Nie
planowaliśmy szczegółowo niczego. Bycia razem, przeprowadzki,
wspólnego zamieszkania. W sumie ja nawet nie wiem, czy chcę
przenosić się do Austrii. Dla niego byłoby to oczywiste a dla
mnie? Też mam rodzinę, przyjaciół, swoje życie w Polsce. Nie mam
pojęcia, co zdecydować. Ale to, co stanowiło dla mnie rzecz
najważniejszą było wybaczenie mu. Budowanie zaufania i więzi.
Nasze dziecko. Uczucie. Bo dzięki zapewnieniu o tej miłości,
wszystko musiało się jakoś samo ułożyć.
Drzwi do sali się
uchyliły i znów podnieśliśmy strapione głowy. Zza drzwi wyłoniło
się kilku medyków, którzy jak się po chwili okazało, przewozili
Lukasa. Cała nasza gromada automatycznie, jak na zawołanie zbiegła
się wokół łóżka. Lekarze na chwilę przystanęli, byśmy mogli
go zobaczyć. Był przytomny, bo przecież dostał tylko znieczulenie
ogólne. Gdy zobaczyłam jego twarz, mogłam dostrzec głębokie
znużenie. Mimo wszystko wyglądał całkiem dobrze i nawet próbował
się do nas uśmiechnąć.
- Lukas, syneczku... -
kobieta była cała roztrzęsiona, ale wcale jej się nie dziwię. To
jej ukochany, najmłodszy syn. Głaskała go z czułością po głowie
i znów zaczęła płakać. Ale miała Paula, nieodstępującego jej
na krok.
- Mamo. ..Spoko, żyje..nie
było aż tak źle.. - powiedział cicho, powodując uśmiechy na
twarzach nas wszystkich. Złapałam jego rękę i mocno ścisnęłam.
Spojrzał na mnie tak...to Gregor właśnie tak na mnie patrzy. Ale w
tym momencie mogłam dla niego zrobić wszystko.
- Hej stary..będę ci
fundował wakacje za granicą do końca życia – odezwał się jego
starszy brat. Lukas wykrzywił usta i wydał z siebie coś na kształt
śmiechu.
- Nawet taki milioner jak
ty nie dogodzi moim gustom – odpowiedział, a ja cicho się
zaśmiałam. Znów to na mnie zerknął.
- Lukas...jesteś moim
bohaterem.. - szepnęłam do niego. W jego ciemnych oczach zauważyłam
blask. Był bardzo zadowolony z moich słów.
- Sorry, Gregor.. -
przerwał na moment, by przełknąć ślinę – ale masz bracie
takie szczęście, że jeśli to spieprzysz to osobiście skopię ci
tyłek, bo na twoim miejscu nie darowałbym sobie takiej
dziewczyny... - zaskoczył mnie, naprawdę. Tyle lat młodszy, a taki
dojrzały. Troche jak Baśka.
- Wybacz, Casanova, ale ta
ślicznotka jest już zajęta – odparł szatyn, a Gloria z Baśką
zachichotały. Nawet Paul się delikatnie uśmiechnął, tylko pani
Angelika miała jakiś dziwny wyraz twarzy. Zignorowałam to jednak.
- Dziękuję ci.. -
szepnęłam, patrząc znacząco w jego oczy. Wiedziałam, że
obdarzył mnie czymś, za co będę mu winna lojalność do końca
życia.
Po chwili lekarze zabrali
chłopaka na salę, a w ślad za nimi poszli państwo Schlierenzauer.
Kolejny kulminacyjny
moment nadszedł jakąś godzinę później. Drzwi do sali otworzyły
się ponownie. Wstałam gwałtownie i podeszłam do młodej lekarki,
zdejmującej właśnie maskę ochronną z twarzy. Jej oczy nie
wyrażały żadnych emocji. Trochę mnie tym zaniepokoiła i od razu
zaczęłam robić się nerwowa. Poczułam obok siebie obecność
Schlierenzauera, który mnie przytulił, a potem razem oczekiwaliśmy
na tą jedną jedyną odpowiedź.
~ Bo wiesz, że to cud, mając właśnie Ich trzech...
***
Nooo...już prawie koniec :D
...sprawy z Adasiem :*
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńRozdział cudeńko. Jak zawsze.
Ahh te relacje Gregora i Hani.
Nie spodziewałam się, że Gregor będzie unikać Hani po ich rozmowie.
Cóż, nie siedzimy w jego głowie i nie znamy jego myśli.
Dobrze, że jakoś sobie wszytsko wyjaśniają.
Mam nadzieję, że Bartek nie narobi sobie kolejnych nadzieji po telefonie Hani. Lepiej żeby usunął się z jej życia, a ona z jego.
Cóż Lukas został bohaterem. Myślę,że Gregor jest tego samego zdania co Hania ale na pewno nie powie tego otwarcie przy wszystkich.
Szkoda,że zakończyłaś w tym momencie. Mam nadzieję, że przeszczep się udał i Adaś już niedługo będzie mógł wrócić do domu.
Przestraszyłaś mnie... Myślałam, że to koniec historii. Na to nie jestem jeszcze gotowa. (NA TO NIGDY NIE BĘDĘ GOTOWA)
Ciekawe co wymyślisz między Gregorem,a Hanią.
Czekam na kolejny.
Buziaki ;*
Jestem!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, ale u ciebie chyba nie ma słabych. Nie nudzą cię już te nasze pochwały? :D
Trochę nie rozumiem, dlaczego Gregor unika Hani. Co najmniej to dziwne, ale cóż, widocznie on uważa inaczej. Oby to wszystko szybko się wyjaśniło. Jestem ciekawa, jak dalej rozwiniesz ich relacje, ale teraz powinno być już coraz lepiej. Powinno...
No i Lukas został bohaterem. Brawo dla tego pana! Mam nadzieję, że przeszczep się przyjmie i Adaś wyzdrowieje. Nadal nie mogę pojąć, dlaczego niewinne dzieci muszą tak cierpieć.
Mam tylko jedną uwagę... W takich momentach się do jasnej anielki nie kończy! :D
Czekam!
Buziaki :**
Świetny rozdział. Czekam na następny. :*
OdpowiedzUsuńHej.
OdpowiedzUsuńRozdział jest doskonały w każdym calu.
Zachowanie Gregora mnie trochę niepokoi. Czemu unika Hani?
Przecież ją kocha.
Fajnie, że Adaś powoli wraca fo zdrowia.
Oby operacja powiodła się po myśli lekarzy.
Nie kończ w takich momentach.Błagam :*
Czekam na nexta.
Buziaki ;*
Hej:* nadrabiam zaległości w komentarzach, bo czytałam na bieżąco😊
OdpowiedzUsuńCoś mnie zaķuło gdy Hanka rozmawiała w nocy z Bartkiem. Powiedziała, ze kocha go jak brata, no ale w oczach Gregora musiało to wyglądać dość jednoznacznie. Wiem co wydarzy sie dalej dlatego lecę od razu do kolejnego rozdziału:*