Zakryłam się szczelniej
kołdrą, napotykając zbyt jasne promienie słońca dobiegające zza
okna. Miałam ochotę zasnąć i zatopić się w tym łóżku. Nie
chciałam nikogo widzieć ani z nikim rozmawiać, ale ten „nikt”
i tak mnie nie słuchał, wszedł bezceremonialnie do mojego pokoju.
W dodatku nie był sam. Znalazł sobie swojego nędznego pomocnika,
który potraktował mnie niewiele lepiej. Po kilku sekundach czułam
jedynie przeszywające zimno wynikające z pozbawienia mnie ciepłego
dotyku kołdry. Podniosłam się, rzucając wściekłe spojrzenia na
nie obie i nakryłam głowę poduszką. Niech się ode mnie odwalą!
- Masz zamiar zostać tu
cały dzień? - pyta starsza z nich.
- Idźcie sobie – bąkam
jedynie. Słyszę, jak westchnęła. - jeżeli przyszłyście obie
znowu mnie namawiać, żebym porozmawiała z Gregorem to możecie
równie dobrze pocałować mnie...
- No, bo uważasz, że mi
się chce słuchać twoich dąsów i narzekań?! – przerwała mi
zdecydowanie – zachowujesz się jak małe dziecko, które nie wie
czego chce. Jak ty możesz być w ogóle autorytetem dla własnego
syna?!
Usiadłam rozgoryczona na
tym cholernym łóżku i wbiłam w nią ostry wzrok. Miała
skrzyżowane ręce i zdołała tylko unieść brew na mój akt buntu.
- Czy ty przypadkiem nie
przesadzasz? To nie twoja sprawa, jak jest między nami! - warknęłam
w jej stronę.
- Ranisz go, Hania –
odezwała się druga z nich. Była mniej pewna siebie niż wiecznie
uparta Klaudia, ale przyszła tu z nią, więc to coś o niej
świadczy – facet cię kocha, ty go zresztą także. Dlaczego
wymyślasz jakieś urojone obawy, żeby się od niego odsunąć?
Prychnęłam. Czy one
naprawdę są takie głupie, czy mi się tylko wydaje? Kompletnie nic
nie rozumieją choć do tej pory przyznawały, że doskonale wiedzą,
jaka jest sytuacja. Nie pojmują, że trudno mi tak po prostu
otworzyć się ponownie na człowieka, który zranił mnie do tego
stopnia, że popadłam niemal w depresję?
Wszystko zaczęło się
chrzanić. Kiedy zdecydowałam się przyjechać do Innsbrucka i
prosić go o pomoc, miałam jedynie w głowie myśli o uratowaniu
życia własnego dziecka. Gregor był mi potrzebny, był moją
ostatnią deską ratunku. Nie miałam zamiaru odblokować w sobie
tych uczuć względem niego. Nie chciałam ponownie się przywiązywać
ani niczego między nami odbudowywać. To, że zaakceptował i
pokochał naszego syna potrafiłam jeszcze przyjąć do wiadomości.
Kiedyś musiało tak właśnie się stać, choć od początku nie
pałałam optymizmem i nie mogłam tak po prostu patrzeć jak łatwo
udaje mu się zaskarbić sympatię Adasia. Był cholernie zbyt
idealny. Zbyt bardzo się starał. I stało się. Tama puściła,
emocje zaczęły wypływać ze zdwojoną siłą. Pokochałam go na
nowo. O dziwo, on podobno mnie też. No właśnie... i tu jest pies
pogrzebany. Bo ja nie jestem tego wcale taka pewna. Mam wrażenie, że
ta niby „miłość” nie wystarczy, by stworzyć razem coś
konstruktywnego. On nie raz wyznawał mi uczucia, a potem cała ta
bajka okazała się jednym wielkim kłamstwem...Poza tym nie chciałam
i nie powinnam wracać do przeszłości. Teraz było nas troje. Ten
związek sprzed dwóch lat nigdy by już nie zadziałał. A ta
blokada, ta podła obawa przed ponownym zranieniem psuła wszystko...
- A ty myślisz, że łatwo
mi jest odbudować do niego zaufanie?
- Nikt ci nie każe tego
robić od razu, Hania – odpowiada druga z blondynek. Przygląda mi
się bacznie – ale nie możesz tak po prostu go zostawić i
wyjechać. To mężczyzna twojego życia, kocha cię. Daj mu wreszcie
szanse pokazania, że się zmienił.
Zaczęłam gotować się w
środku. A więc taką taktykę wybrały? Chciały tym razem we mnie
wzbudzić poczucie winy lub rozwścieczyć mnie na tyle, że do niego
pobiegnę z prośbą o wybaczenie. Chyba śniły...
- I mówi to kobieta,
która przez rok groziła, że udusi go gołymi rękami za każdą
noc, którą przez niego przepłakałam? - pytam z sarkazmem.
Odwróciła spojrzenie, wzięła głęboki wdech. Potem przysiadła
obok mnie na łóżku i znów zaczęła uważnie mnie obserwować.
Wyraz jej twarzy nieco złagodniał, ale to nie zmieniało postaci
rzeczy.
- Chcę, by moja najlepsza
przyjaciółka była wreszcie szczęśliwa u boku faceta, przy którym
będzie miała wszystko – powiedziała ciszej, łapiąc mnie za
dłoń. Nie chciałam i nie potrafiłam jej wyrwać. Po prostu dalej
jej słuchałam – nie zmieniłam zdania. Zabiję go, jeśli jeszcze
raz zrobi ci krzywdę – dodała, robiąc krótką pauze – ale
widzę, jak bardzo pokochał swojego syna i jak bardzo pokochał
ciebie. Oboje będziecie cierpieć, jeśli nie dacie sobie drugiej
szansy – patrzyła na mnie tak błagalnie. Miałam wrażenie, że
jej bardziej zależy na tym związku niż mnie. Tylko ja nie
potrafiłam wyobrazić sobie mnie i Gregora w tak różowych barwach,
w jakich postrzegają to one obydwie. Nawet głęboka miłość do
niego nie była w stanie wymazać mi z głowy tej obawy.
Wstałam powoli z łóżka.
Dopiero co się przebudziłam a już głowa pękała mi od środka.
Od jakiegoś czasu odnosiłam wrażenie, że jeszcze trochę a
skończę na jakichś psychotropach, co nie byłoby wcale takim
zaskoczeniem. Wręcz przeciwnie, czuję i zachowuję się jak
wariatka.
- Gdzie on jest? - pytam,
chwytając butelkę z wodą.
- Chyba pojechał na
skocznię – przytaknęłam. Zerknęłam za okno, za którym kryło
się szarobure niebo. Pogoda psuła się już od kilku dobrych
tygodni. Wytężyłam nieco wzrok i byłam w stanie dostrzec pierwsze
pojedyncze płatki śniegu spadające na ziemię. Listopad. Najgorszy
miesiąc w roku. Zwiastował najbardziej beznadzieją porę roku –
zimę. Trochę to paradoks, no nie? Kobieta, która kocha skoczka
narciarskiego, wychowała się w zimowej stolicy Polski i urodziła
się w styczniu nienawidzi zimy...
Po pokoju rozniósł się
dźwięk komórki. Zmarszczyłam brwi. Miałam jakieś złe
przeczucia. Ostatnimi czasy dzwoniący telefon nie zwiastował
niczego dobrego. To dlatego odbierałam teraz połączenie z drżącymi
rękoma, widząc numer brunetki na wyświetlaczu. To, co później
usłyszałam jedynie potwierdziło, że posiadam niezawodną
intuicję.
- Klaudia... - odezwałam
się do wpatrzonej we mnie jak w obrazek blondynki. Ledwo przełknęłam
ślinę, gdy się do niej zwracałam – zajmij się przez jakiś
czas Adasiem. Ja muszę jechać...
- Że co? Hania, co się
stało? - spytała natychmiastowo, a ja zaczęłam przewiercać
ubrania w szafie, szukając czegoś do włożenia. Nie miałam czasu
na jakieś lepsze ogarnięcie. Chwyciłam pierwszy lepszy sweter i
jeansy oraz parę czystej bielizny i odwróciłam się z zamiarem
pójścia do łazienki.
- Jeszcze do końca nie
wiem, ale muszę się pospieszyć – odpowiedziałam, o dziwo,
bardzo spokojnym głosem. Ale to była jedynie przykrywka, bo w
środku cała dygotałam ze strachu i przejęcia. Kiedy to się
wreszcie skończy? Ile jeszcze będę musiała przeżywać podobne
rzeczy?
- Coś z Gregorem? - tym
razem odezwała się młodsza z nich. Posłałam im jedyne, bardzo
niespokojne spojrzenie.
- Gregor miał wypadek...
- powiedziałam poważnie, obserwując jak na ich twarzach pojawia
się szok. Nie był to jednak dobry moment na głębsze wyjaśnienia,
których szczegółów nie znałam ja sama. Bałam się. I to
cholernie. Dlatego wiedziałam, że muszę się do niego jak
najszybciej dostać.
Trochę bolało. Trochę
nawet bardzo, ale nic na to nie mogłem poradzić. Nałożyli mi na
szyję jakiś ochraniacz, krępujący moje ruchy. Wkoło kręciło
się wielu lekarzy. Wiedziałem jedno. Moja prawa noga nie jest w
zbyt dobrym stanie. Jest wręcz tragicznie. Wszechogarniający,
pulsujący ból. Tyle czułem. Miałem wrażenie, że boli mnie każda
komórka, a każdy nerw odbiera bodźce dwukrotnie mocniej.
Zaciskałem zęby, próbując o nim nie myśleć. Miałem złe
przeczucia.
- Jak to się stało,
Gregor?
- Nie wiem...dziś nie
było jakoś bajkowo jeśli chodzi o warunki..za późno się
wybiłem...straciłem panowanie... - musiałem na chwilę przerwać i
mocniej zacisnąć zęby, gdy inny z lekarzy próbował poruszyć
moją nogą. Zaczęło mnie to wkurzać. - wylądowałem, ale
automatycznie lewe wiązanie puściło...narta odjechała...no
i..przeturlałem się ze dwadzieścia metrów.. - odpowiedziałem na
tyle jasno, na ile byłem w stanie. To trwało zaledwie kilka sekund
i trudno jest mi określić, jakim cudem zaliczyłem upadek. W
dodatku przed samą inauguracją sezonu! Kuttin mnie zabije i będą
z tego same kłopoty. Bo o powrocie do skoków to mogę sobie co
najwyżej pomarzyć.
- Masz szczęście, że
nie dostałeś wstrząśnienia mózgu – odparł, nie przerywając
swojej pracy. Patrick to znajomy lekarz, przyjaźni się z moim
ojcem. Ufam mu jak nikomu innemu, a poza tym jest wybitnym
specjalistą. Znów głupkowato przytaknąłem, siląc się na blady
uśmiech. Ale w tej agonii miałem raczej ochotę krzyczeć. I
doskonale wiedziałem, że jedną z istotnych przyczyn tego, co się
stało nie były jedynie warunki na skoczni. Moja głowa również
nie pracowała dziś dobrze, a życie osobiste rzeczywiście
przesłaniało całą moją uwagę. Markus miał rację. Zachowuję
się ostatnio jak niedoświadczony amator, a nie profesjonalista.
Takie błędy nigdy nie powinny mieć miejsca, a na belkę powinienem
siadać z trzeźwym umysłem. Miałem za swoje. Chciałem zawiesić
sobie karierę to teraz mam ku temu idealną okazję...
Wparowałam do tego
szpitala jak jakaś wariatka. Musiałam go zobaczyć. Nie wiedziałam
do końca, czy w ogóle mnie do niego wpuszczą, bo kim ja niby
byłam? Miałam powiedzieć, że nazywam się Hania Kulczycka,
możecie mnie jeszcze nie kojarzyć, ale jestem matką syna pana
Schlierenzauera? Już wyobrażam sobie ich miny. Mogłam załatwić
sobie od niego jakąś akredytację w razie podobnych sytuacji, byle
nikt nie miał wątpliwości, że jestem osobą upoważnioną.
Całkiem zabawne, Hania. Mistrzyni tworzenia kreatywnych dowcipów z
ciebie.
W każdym razie kompletnie
wyleciały mi podobne myśli z głowy, kiedy na korytarzu dostrzegłam
Angelikę. Nie było z nią nikogo więcej, a więc te hieny pod
budynkiem nie zdołały się dostać. Przynajmniej na razie. Swoją
drogą ciekawe, gdzie podziała się reszta rodziny.? Blondynka
wpatrywała się z przejęciem w szybę. Wspomnienia jeszcze sprzed
kilku tygodni zaczęły napierać na mój mózg ze zdwojoną siłą.
Nienawidziłam szpitali. Nigdy więcej nie chcę tutaj przychodzić.
Odwróciła twarz w moją
stronę, a w jej oczach mogłam zauważyć pewną złość, że to
właśnie ja. Ale nic nie mogła poradzić. Postanowiłam zignorować
to zimne spojrzenie.
- Gdzie jest Gregor? -
pytam bez ogródek, nie zawracając sobie głowy uprzejmościami. I
tak na nie nie zasługiwała, a ja po prostu nie miałam na nie w tym
momencie ochoty.
- Za tymi drzwiami –
odpowiedziała podobnym tonem. Skoro ona tutaj jest to wiedziałam,
że bez problemu dostanę się do jego sali. Wiedziałam, że jest na
mnie zły a od kilku dni nie zamieniliśmy ze sobą nawet słowa,
chyba, że chodziło o Adasia. Ale nie to teraz było takie ważne.
Chodziło przecież o jego zdrowie, a ono było najistotniejsze.
Odwróciłam się z zamiarem udania się do pomieszczenia, ale
zatrzymał mnie jej głos.
- Nie jest sam.
- Jest u niego Gloria? -
spytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Zamiast tego kobieta
ponownie odwróciła wzrok na szybę. Podążyłam w tym samym
kierunku. Widziałam go. Leżał na tym łóżku i wyglądał jak
siedem nieszczęść. Ale rzeczywiście nie był sam. Był...z nią.
Zimny pot oblał moje ciało. Automatycznie w głowie zapaliła się
czerwona lampka. Bo wyglądali tak...zachowywali się tak.. A potem
to zobaczyłam. Coś, co przebiło moje serce na wylot. Coś, co być
może zmieni wszystko. I nie będą to zbyt pozytywne zmiany.
- Hania, co ty znowu
wyprawiasz? - słyszę głos własnej siostry, ładując do walizki
kolejne ubranka chłopca. Nie zważałam na ich pełne pretensji
pytania. Po prostu kiedy tu wróciłam kazałam im wyciągnać swoje
torby i się spakować. Przez pierwsze kilkanaście minut spotkałam
się ze zdecydowanym sprzeciwem. A potem wszystko im wyjaśniłam. I
je zamurowało.
- Klaudia, sprawdziłaś
te połączenia? - spytałam drugiej z kobiet, ignorując wyraźne
pytanie siostry. Tamta zerka na mnie z wahaniem, odwracając się na
krześle w moją stronę. Baśka uspokaja na rękach marudzącego
chłopca.
- Musiałybyśmy jechać
teraz do Salzburga, pociąg mamy w sumie za dwie godziny...
- No i dobrze, nie widzę
żadnego problemu – odpowiedziałam zdecydowanie, poszukując
innych niezbędnych do zabrania rzeczy. Moje walizki stały porządnie
spakowane przed wejściem do pokoju. Tylko te hrabiny nawet się
jeszcze nie ruszyły.
- Jesteś pewna, że
wiesz, co robisz? - słyszę jej ostrożne pytanie. Porzucam na
moment swoje zajęcie i patrzę na nią bacznie.
- A co ty byś na moim
miejscu zrobiła? - rzucam sarkastycznie w jej stronę. Kobieta
jedynie spuszcza wzrok – no właśnie.
- Hania, zastanów się
jeszcze. Wiesz, co to oznacza. Może warto do niego pojechać i
wszystko sobie wyjaśnić? Może to tylko zwykłe nieporozumienie? -
próbuje po raz kolejny. Zaczęłam się złościć i myślałam, że
zaraz zrobię im krzywdę.
- Jeśli tak wam się
podoba w Austrii to proszę bardzo, zostańcie – wtrąciłam
głośno, mierząc obydwie srogim spojrzeniem – ja zabieram swoje
rzeczy i swoje dziecko, nie zamierzając przebywać w tym domu ani
chwili dłużej – dodałam i zasunęłam zdecydowanie suwak
walizki, stawiając ją na podłogę. Wzięłam z rąk siostry nieco
już uspokojone dziecko i pocałowałam je w główkę. Byłam pewna
swojej decyzji. Wiedziałam, że nie będę tego żałować. Nie dam
mu tej satysfakcji i nie pozwolę zakpić sobie ze mnie ponownie.
Zbyt mocno mnie kiedyś upokorzył, a teraz chciał zrobić to po raz
kolejny. Dostanie to, na co sobie zapracował. Zostawiam go.
- Ktoś będzie po nas
musiał przyjechać do Warszawy – odezwała się po kilku minutach
ciszy Klaudia. Kiwałam głową ze zrozumieniem, po czym zaczęłam
przebierać syna w świeże ubrania.
- Jest jeden skoczek,
który mógłby to dla nas zrobić.
- Boli cię? - pyta z
troską, patrząc na prowizorycznie opatrzoną nogę. Uśmiecham się
do niej delikatnie.
- Już mniej. Dali mi coś
przeciwbólowego – powiedziałem spokojnie. Ona kiwa głową, ale
wyraz jej twarzy się nie zmienia. Jest chyba tym bardziej przerażona
niż ja. Chociaż ja do końca jeszcze nie zdaję sobie sprawy z
konsekwencji mojego wyczynu.
- Co ty teraz zrobisz,
Gregor? - znów zaczyna – za tydzień Klingenthal, wszystko miało
być dopięte na ostatni guzik. Postawiłeś drużynę w trochę
niekorzystnej sytuacji... - dodała, patrząc na mnie zmartwiona.
- Wiem, ale przecież nie
wypieprzyłem się specjalnie, Sandra – odparłem lekko
podirytowany. Nie chciała źle, ale nie lubiłem podobnego gadania.
Doskonale wiedziałem, co mnie teraz czeka. Prawdopodobne zerwanie
więzadła w kolanie, w dodatku tym samym, co sześć lat temu,
przekreśla całkowicie moje starty w Pucharze Świata na kilkanaście
dobrych miesięcy. I, o dziwo, jakoś wcale mnie to za bardzo nie
smuciło.
- Co będzie teraz z twoją
karierą? - pyta. Wzruszam ramionami.
- Będę musiał ją na
jakiś czas przerwać – mówię zupełnie beznamiętnie. Zerka na
mnie zszokowana, ale i ona dobrze wie, jaka jest sytuacja.
- Przykro mi, Greg..
- A mi nie.. - zaskakuję
ją, bo otwiera szeroko usta. - będę miał teraz wiele czasu dla
rodziny – dodaję całkiem poważnie. Patrzy na mnie jakoś
inaczej. Intryguje mnie to. Ma teraz taki...smutek w oczach.
- Rodziny...- powtarza za
mną niekontrolowanie. Trochę mnie niepokoi jej zachowanie. Nigdy
nie była tak skryta i tajemnicza, jak ostatnie kilka tygodni. Coś
się w niej zmieniło.
- Hej, co się dzieje? -
pytam ją spokojnie, zmieniając temat. Roztrząsanie sprawy mojego
kolana, która już na wstępnie była raczej przesądzona, nie miało
większego znaczenia. Martwiłem się o nią. Bądź co bądź,
byliśmy przyjaciółmi i skoro ona mogła rzucić w środku dnia
swoje obowiązki, by tak po prostu do mnie przyjechać, tak i ja
mogłem odrobinę zwrócić na nią uwagę. Nie jestem przecież
jakimś pępkiem świata. Już dawno połapałem, że w życiu liczy
się uszczęśliwianie innych a nie samego siebie. Zerknęła teraz
na mnie z wahaniem, a ja delikatnie dotknąłem jej policzka.
Naprawdę zaczęła mnie niepokoić. - Sandra?
Nim w ogóle zdołałem
połapać o co jej chodzi, poczułem jej usta na swoich wargach.
Zmieszałem się. Nie wiedziałem, co się właściwie dzieje. Nawet
nie zwróciłem uwagi na to jak blisko siebie siedzieliśmy i że
trzymała mnie za rękę. Po kilkunastu sekundach oderwała się ode
mnie. Wpatrywałem się w tą kobietę z nieukrywanym szokiem, a ona
tak po prostu się uśmiechnęła.
- Co to było, Sandra? -
pytam trochę zbyt ostro. Teraz to ona się zmieszała a ja
pożałowałem mojej reakcji – Sandra, odpowiedz.
- Musiałam to zrobić –
odparła po dłuższej chwili, która dla mnie była wiecznością.
Nic nie rozumiałem. Byłem wręcz zły, że to zrobiła. Poczułem
się tak...winny. Nie powinna – musiałam zamknąć ten rozdział
między nami. Teraz wiem, że to już koniec.
- I musiałaś mnie
pocałować? - pytam zupełnie zdezorientowany. Ona kiwa głową. -
to miał być sposób na zapomnienie?
- Nie zapomnienie – mówi
rzeczowo – na zamknięcie pewnego pięknego etapu w moim życiu.
- Ale dlaczego zrobiłaś
to właśnie teraz? - na chwilę zapomniałem o tym nieszczęsnym
wypadku i czekającej mnie rehabilitacji. Jej zachowanie zaskoczyło
mnie bardziej.
- Jestem w ciąży, Gregor
– odpowiada, a ja na chwilę zapominam, jak się oddycha. Po prostu
patrzę w te jej niebieskie oczy i analizuję jej wypowiedź. Jakoś
w tym momencie jej nagły pocałunek nie wzbudzał już we mnie
szoku. Następnie przyciągam ją do siebie i przytulam. Oboje się
śmiejemy. Oboje szczęśliwi. Oboje uśmiechnięci. I wszystko stało
się takie jasne. Ale i tak za dużo ostatnio tych ciąż...
Niecierpliwiłem się. Nie
zadzwoniła. Nie pojawiła się, choć do tej pory z pewnością
wiedziała, co się stało. To było zupełnie dziwne i napawało
mnie niepokojem. Coś się musiało stać, a to nie dawało mi ulgi.
- Mamo, gdzie jest Hania?
- pytam, odwracając twarz w kierunku blondynki. Patrzy na mnie
zaskoczona. Ojciec stał przy oknie jakoś dziwnie zamyślony.
Kompletnie nie zwracał na nas uwagi.
- A powinnam wiedzieć? -
pyta jak gdyby nigdy nic. Zdenerwowało mnie to.
- Mamo! - warknąłem
przez zaciśnięte zęby. Westchnęła. Odwróciła spojrzenie, co
automatycznie spowodowało, że zacząłem coś podejrzewać –
mamo, powiedz, o co chodzi. Widziałaś się z nią? - pytam
zdecydowanie. Po chwili kobieta kiwa niepewnie głową. - no więc
gdzie teraz jest?
- Nie mam pojęcia –
odpowiada cicho. Zaczyna skakać mi ciśnienie.
- Jak to, nie wiesz? To
widziałaś się z nią czy nie?! - pytam głośniej. Trochę
zaskakuję ją moją reakcją, ale nic mnie to teraz nie obchodziło.
Chciałem wiedzieć, co zaszło.
Owszem, nie odzywamy się
do siebie. Po tej rozmowie nie potrafiłem tak po prostu przejść
obok tego obojętnie. Mieliśmy ze sobą poważny problem, którego
nie do końca potrafiliśmy rozwiązać. Ale w obliczu tego, co się
stało, to nie miało znaczenia. Znam Hanię. Gdyby wiedziała, z
pewnością pojawiłaby się tu już kilka ładnych godzin temu.
Dlatego coś musiało się stać.
- Była tutaj.
- Tutaj? Kiedy? Dlaczego
nie weszła do środka? - zacząłem zalewać ją falą pytań. Cały
czas uważnie ją obserwowałem i coś mi tu nie pasowało. Wreszcie
na mnie spojrzała.
- Bo was zobaczyła.. -
mówi.
- Kogo?
- Ciebie i Sandrę –
prycham. Ale po chwili zaczynam panikować. Coś zaświtało mi w
głowie i nie wróżyło niczego dobrego. Czekałem z
niecierpliwością na dalsze słowa kobiety – dokładnie wtedy,
jak... - przerwała. Domyśliłem się. I nawet nie potrafię opisać
strachu, jaki nagle owładnął moje ciało. Jeśli rzeczywiście
wyszła, bo nas „zobaczyła”, to to mogło oznaczać wszystko.
Dosłownie wszystko. I dlatego tak bardzo się przeraziłem.
- Tak? - nawet nie
patrzyłem na ekran, odbierając połączenie. Wciąż z
niedowierzaniem patrzyłem na matkę.
- Greg...Hania i Adaś
zniknęli – to, co usłyszałem było jak gwóźdź do trumny.
Teraz zrozumiałem. Uciekła. To było dla niej jedyne wyjście z tej
sytuacji.
- Patrzyłaś, czy zabrała
jakieś rzeczy? - zwróciłem się spokojnie do siostry. Na jej
odpowiedź czekałem z przyspieszonym biciem serca.
- Gregor, Boże...szafy
są puste. Zabrała wszystko... – przez moment sądziłem, że
świat mi się zawalił. Teraz mogło dziać się cokolwiek. Bez nich
moje życie i tak nie miało sensu.
~ Bo wszystko Cię już przerosło
i jedynym wyjściem jest dla Ciebie zwykła ucieczka...
***
Kochane!
Dziękuję za branie udziału w ankiecie dotyczącej bohatera kolejnego opowiadania. Jak na razie w starciu wygrywa Gregor, ale mam dla Was również inne propozycje. Możecie także złożyć swoje, za co będę bardzo wdzięczna. Wasze sugestie są najważniejsze. Ankietę, dla przypomnienia, znajdziecie przy zakładkach po prawej stronie u góry. Jeszcze raz serdecznie zachęcam do głosowania! ^^
Sprawy u Gregora i Hani mają się tak, jak się mają. Ale w kilka rozdziałów wszystko się wyjaśni. Jeszcze nie wiem, czy skończy się dobrze czy źle :)
Pozdrawiam :*
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńCoś Ty zrobiła???
Ale dlaczego?
Czemu?
Czy ta Sandra nie mogła zakończyć tego etapu jakoś normalnie?
Wszystko się teraz zmieniło o 180 stopni.
Rozdział jest fantastyczny, tylko ten wyjazd Hani...
Jestem w dużym szoku.
Na prawdę nie spodziewałam się aż takiego zwrotu akcji.
Gregor już się załamał.
Boję się co będzie dalej.
Mam nadzieję,że wszytsko skończy się dobrze.
Czekam na kolejny.
Buziaki ;*
P.S. Jestem za Gregorem ale gdybyś chciała coś napisać o Wellingerze,to się wcale nie pogniewam.;)
Melduję się!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale matura i tym podobne nieco opróżniły moją pamięć z czegokolwiek innego. Ale już jestem, wszystko nadrobione :)
Właśnie, wszystko chyba też lekko nam się zmieniło. I to raczej o pełne 180 stopni... Jestem w szoku, wiesz? Nie sądziłam, że to tak dalej się potoczy. W sumie to nie wiem, co o tym myśleć. Za dużo wrażeń i emocji. To chyba nie tak miało wyglądać. Miało być pięknie, w końcu, a tutaj... jest na odwrót.
Szkoda mi teraz Gregora, na pewno się chłopina nam załamie. Coś czuję, że ten wyjazd Hani jeszcze bardziej pokomplikuje sprawy między nimi. O ile jeszcze jakieś zostały...
Czekam! Głos w ankiecie również oddany, chociaż ja tam z chęcią poczytałabym o wszystkich kandydatach :D
Buziaki :**
Nudzi mnie juz ten ciągły dramat. Główna bohaterka zachowuje sie jak rozwydrzony bachor, a nie dorosła kobieta, która kocha swoje dziecko. Bo każda matka dobrze wie, ze dziecku jest potrzebna pełna rodzina czyli ojciec i matka.
OdpowiedzUsuńTak! Właśnie na podobny komentarz czekałam :)
OdpowiedzUsuńDramat mogę usprawiedliwić jedynie przeszłością. To ten sam Gregor, który oszukiwał, wykorzystywał, wyrzekł się swojego dziecka i nie pofatygował sie z odpowiedzialnością przez rok. To dlatego Hania ma takie a nie inne rozterki. Najzwyczajniej w świecie się boi kolejnego zawodu, np. tego, że za moment znudzi mu się pełna rodzinka i nawet jeśli nie odrzuci dziecka to odrzuci ją. Chciałam właśnie to przekazać przez te rozmowy i wahanie. Obiecuję, że to się kiedyś skończy, ale dziękuję za szczery komentarz.
Poza tym Hania zobaczyła Gregora w jednoznacznej sytuacji z Sandrą. Nie kierowała się logiką a emocjami i to również będzie miało swoje skutki.
Na początku lubiłam Sandrę, ale teraz wszytsko odwołuje i znowu zaczynam moje modlitwy o to, żeby między Hanią a Gregorem było wszystko dobrze ;-;
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu przez przypadek i bardzo mi się tu spodobało!*.* zabieram się do czytania od samiutkiego początku haha ;) buziaki;*
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie na opowiadanko o Fransie ~ tegorocznym reprezentancie Szwecji na Eurowizji 😉 😊 liczę na jakąś opinię z twojej strony 💖 z góry dzięki xoxo
www.sweden-and-you.blogspot.com
Ps. Moglabys mnie informować o kolejnych rozdziałach? Byłabym baardzo wdzięczna;*
No nieeee! Jednak Sandra namieszała! A miałam ją za mądrą babkę...
OdpowiedzUsuńHania uciekła. I co teraz? Niech Gregor jak najszybciej ją ściąga z powrotem, bo potem może już być za późno. Ale swoją drogą kim trzeba być, żeby zachowywać się tak bezczelnie jak Sandra? Mogłaby uszanować relację Gregora z Hania i sie trochę pohamować...:(