czwartek, 19 maja 2016

Dwadzieścia osiem

Zakryłam się szczelniej kołdrą, napotykając zbyt jasne promienie słońca dobiegające zza okna. Miałam ochotę zasnąć i zatopić się w tym łóżku. Nie chciałam nikogo widzieć ani z nikim rozmawiać, ale ten „nikt” i tak mnie nie słuchał, wszedł bezceremonialnie do mojego pokoju. W dodatku nie był sam. Znalazł sobie swojego nędznego pomocnika, który potraktował mnie niewiele lepiej. Po kilku sekundach czułam jedynie przeszywające zimno wynikające z pozbawienia mnie ciepłego dotyku kołdry. Podniosłam się, rzucając wściekłe spojrzenia na nie obie i nakryłam głowę poduszką. Niech się ode mnie odwalą!
- Masz zamiar zostać tu cały dzień? - pyta starsza z nich.
- Idźcie sobie – bąkam jedynie. Słyszę, jak westchnęła. - jeżeli przyszłyście obie znowu mnie namawiać, żebym porozmawiała z Gregorem to możecie równie dobrze pocałować mnie...
- No, bo uważasz, że mi się chce słuchać twoich dąsów i narzekań?! – przerwała mi zdecydowanie – zachowujesz się jak małe dziecko, które nie wie czego chce. Jak ty możesz być w ogóle autorytetem dla własnego syna?!
Usiadłam rozgoryczona na tym cholernym łóżku i wbiłam w nią ostry wzrok. Miała skrzyżowane ręce i zdołała tylko unieść brew na mój akt buntu.
- Czy ty przypadkiem nie przesadzasz? To nie twoja sprawa, jak jest między nami! - warknęłam w jej stronę.
- Ranisz go, Hania – odezwała się druga z nich. Była mniej pewna siebie niż wiecznie uparta Klaudia, ale przyszła tu z nią, więc to coś o niej świadczy – facet cię kocha, ty go zresztą także. Dlaczego wymyślasz jakieś urojone obawy, żeby się od niego odsunąć?
Prychnęłam. Czy one naprawdę są takie głupie, czy mi się tylko wydaje? Kompletnie nic nie rozumieją choć do tej pory przyznawały, że doskonale wiedzą, jaka jest sytuacja. Nie pojmują, że trudno mi tak po prostu otworzyć się ponownie na człowieka, który zranił mnie do tego stopnia, że popadłam niemal w depresję?
Wszystko zaczęło się chrzanić. Kiedy zdecydowałam się przyjechać do Innsbrucka i prosić go o pomoc, miałam jedynie w głowie myśli o uratowaniu życia własnego dziecka. Gregor był mi potrzebny, był moją ostatnią deską ratunku. Nie miałam zamiaru odblokować w sobie tych uczuć względem niego. Nie chciałam ponownie się przywiązywać ani niczego między nami odbudowywać. To, że zaakceptował i pokochał naszego syna potrafiłam jeszcze przyjąć do wiadomości. Kiedyś musiało tak właśnie się stać, choć od początku nie pałałam optymizmem i nie mogłam tak po prostu patrzeć jak łatwo udaje mu się zaskarbić sympatię Adasia. Był cholernie zbyt idealny. Zbyt bardzo się starał. I stało się. Tama puściła, emocje zaczęły wypływać ze zdwojoną siłą. Pokochałam go na nowo. O dziwo, on podobno mnie też. No właśnie... i tu jest pies pogrzebany. Bo ja nie jestem tego wcale taka pewna. Mam wrażenie, że ta niby „miłość” nie wystarczy, by stworzyć razem coś konstruktywnego. On nie raz wyznawał mi uczucia, a potem cała ta bajka okazała się jednym wielkim kłamstwem...Poza tym nie chciałam i nie powinnam wracać do przeszłości. Teraz było nas troje. Ten związek sprzed dwóch lat nigdy by już nie zadziałał. A ta blokada, ta podła obawa przed ponownym zranieniem psuła wszystko...
- A ty myślisz, że łatwo mi jest odbudować do niego zaufanie?
- Nikt ci nie każe tego robić od razu, Hania – odpowiada druga z blondynek. Przygląda mi się bacznie – ale nie możesz tak po prostu go zostawić i wyjechać. To mężczyzna twojego życia, kocha cię. Daj mu wreszcie szanse pokazania, że się zmienił.
Zaczęłam gotować się w środku. A więc taką taktykę wybrały? Chciały tym razem we mnie wzbudzić poczucie winy lub rozwścieczyć mnie na tyle, że do niego pobiegnę z prośbą o wybaczenie. Chyba śniły...
- I mówi to kobieta, która przez rok groziła, że udusi go gołymi rękami za każdą noc, którą przez niego przepłakałam? - pytam z sarkazmem. Odwróciła spojrzenie, wzięła głęboki wdech. Potem przysiadła obok mnie na łóżku i znów zaczęła uważnie mnie obserwować. Wyraz jej twarzy nieco złagodniał, ale to nie zmieniało postaci rzeczy.
- Chcę, by moja najlepsza przyjaciółka była wreszcie szczęśliwa u boku faceta, przy którym będzie miała wszystko – powiedziała ciszej, łapiąc mnie za dłoń. Nie chciałam i nie potrafiłam jej wyrwać. Po prostu dalej jej słuchałam – nie zmieniłam zdania. Zabiję go, jeśli jeszcze raz zrobi ci krzywdę – dodała, robiąc krótką pauze – ale widzę, jak bardzo pokochał swojego syna i jak bardzo pokochał ciebie. Oboje będziecie cierpieć, jeśli nie dacie sobie drugiej szansy – patrzyła na mnie tak błagalnie. Miałam wrażenie, że jej bardziej zależy na tym związku niż mnie. Tylko ja nie potrafiłam wyobrazić sobie mnie i Gregora w tak różowych barwach, w jakich postrzegają to one obydwie. Nawet głęboka miłość do niego nie była w stanie wymazać mi z głowy tej obawy.
Wstałam powoli z łóżka. Dopiero co się przebudziłam a już głowa pękała mi od środka. Od jakiegoś czasu odnosiłam wrażenie, że jeszcze trochę a skończę na jakichś psychotropach, co nie byłoby wcale takim zaskoczeniem. Wręcz przeciwnie, czuję i zachowuję się jak wariatka.
- Gdzie on jest? - pytam, chwytając butelkę z wodą.
- Chyba pojechał na skocznię – przytaknęłam. Zerknęłam za okno, za którym kryło się szarobure niebo. Pogoda psuła się już od kilku dobrych tygodni. Wytężyłam nieco wzrok i byłam w stanie dostrzec pierwsze pojedyncze płatki śniegu spadające na ziemię. Listopad. Najgorszy miesiąc w roku. Zwiastował najbardziej beznadzieją porę roku – zimę. Trochę to paradoks, no nie? Kobieta, która kocha skoczka narciarskiego, wychowała się w zimowej stolicy Polski i urodziła się w styczniu nienawidzi zimy...
Po pokoju rozniósł się dźwięk komórki. Zmarszczyłam brwi. Miałam jakieś złe przeczucia. Ostatnimi czasy dzwoniący telefon nie zwiastował niczego dobrego. To dlatego odbierałam teraz połączenie z drżącymi rękoma, widząc numer brunetki na wyświetlaczu. To, co później usłyszałam jedynie potwierdziło, że posiadam niezawodną intuicję.
- Klaudia... - odezwałam się do wpatrzonej we mnie jak w obrazek blondynki. Ledwo przełknęłam ślinę, gdy się do niej zwracałam – zajmij się przez jakiś czas Adasiem. Ja muszę jechać...
- Że co? Hania, co się stało? - spytała natychmiastowo, a ja zaczęłam przewiercać ubrania w szafie, szukając czegoś do włożenia. Nie miałam czasu na jakieś lepsze ogarnięcie. Chwyciłam pierwszy lepszy sweter i jeansy oraz parę czystej bielizny i odwróciłam się z zamiarem pójścia do łazienki.
- Jeszcze do końca nie wiem, ale muszę się pospieszyć – odpowiedziałam, o dziwo, bardzo spokojnym głosem. Ale to była jedynie przykrywka, bo w środku cała dygotałam ze strachu i przejęcia. Kiedy to się wreszcie skończy? Ile jeszcze będę musiała przeżywać podobne rzeczy?
- Coś z Gregorem? - tym razem odezwała się młodsza z nich. Posłałam im jedyne, bardzo niespokojne spojrzenie.
- Gregor miał wypadek... - powiedziałam poważnie, obserwując jak na ich twarzach pojawia się szok. Nie był to jednak dobry moment na głębsze wyjaśnienia, których szczegółów nie znałam ja sama. Bałam się. I to cholernie. Dlatego wiedziałam, że muszę się do niego jak najszybciej dostać.

Trochę bolało. Trochę nawet bardzo, ale nic na to nie mogłem poradzić. Nałożyli mi na szyję jakiś ochraniacz, krępujący moje ruchy. Wkoło kręciło się wielu lekarzy. Wiedziałem jedno. Moja prawa noga nie jest w zbyt dobrym stanie. Jest wręcz tragicznie. Wszechogarniający, pulsujący ból. Tyle czułem. Miałem wrażenie, że boli mnie każda komórka, a każdy nerw odbiera bodźce dwukrotnie mocniej. Zaciskałem zęby, próbując o nim nie myśleć. Miałem złe przeczucia.
- Jak to się stało, Gregor?
- Nie wiem...dziś nie było jakoś bajkowo jeśli chodzi o warunki..za późno się wybiłem...straciłem panowanie... - musiałem na chwilę przerwać i mocniej zacisnąć zęby, gdy inny z lekarzy próbował poruszyć moją nogą. Zaczęło mnie to wkurzać. - wylądowałem, ale automatycznie lewe wiązanie puściło...narta odjechała...no i..przeturlałem się ze dwadzieścia metrów.. - odpowiedziałem na tyle jasno, na ile byłem w stanie. To trwało zaledwie kilka sekund i trudno jest mi określić, jakim cudem zaliczyłem upadek. W dodatku przed samą inauguracją sezonu! Kuttin mnie zabije i będą z tego same kłopoty. Bo o powrocie do skoków to mogę sobie co najwyżej pomarzyć.
- Masz szczęście, że nie dostałeś wstrząśnienia mózgu – odparł, nie przerywając swojej pracy. Patrick to znajomy lekarz, przyjaźni się z moim ojcem. Ufam mu jak nikomu innemu, a poza tym jest wybitnym specjalistą. Znów głupkowato przytaknąłem, siląc się na blady uśmiech. Ale w tej agonii miałem raczej ochotę krzyczeć. I doskonale wiedziałem, że jedną z istotnych przyczyn tego, co się stało nie były jedynie warunki na skoczni. Moja głowa również nie pracowała dziś dobrze, a życie osobiste rzeczywiście przesłaniało całą moją uwagę. Markus miał rację. Zachowuję się ostatnio jak niedoświadczony amator, a nie profesjonalista. Takie błędy nigdy nie powinny mieć miejsca, a na belkę powinienem siadać z trzeźwym umysłem. Miałem za swoje. Chciałem zawiesić sobie karierę to teraz mam ku temu idealną okazję...




Wparowałam do tego szpitala jak jakaś wariatka. Musiałam go zobaczyć. Nie wiedziałam do końca, czy w ogóle mnie do niego wpuszczą, bo kim ja niby byłam? Miałam powiedzieć, że nazywam się Hania Kulczycka, możecie mnie jeszcze nie kojarzyć, ale jestem matką syna pana Schlierenzauera? Już wyobrażam sobie ich miny. Mogłam załatwić sobie od niego jakąś akredytację w razie podobnych sytuacji, byle nikt nie miał wątpliwości, że jestem osobą upoważnioną. Całkiem zabawne, Hania. Mistrzyni tworzenia kreatywnych dowcipów z ciebie.
W każdym razie kompletnie wyleciały mi podobne myśli z głowy, kiedy na korytarzu dostrzegłam Angelikę. Nie było z nią nikogo więcej, a więc te hieny pod budynkiem nie zdołały się dostać. Przynajmniej na razie. Swoją drogą ciekawe, gdzie podziała się reszta rodziny.? Blondynka wpatrywała się z przejęciem w szybę. Wspomnienia jeszcze sprzed kilku tygodni zaczęły napierać na mój mózg ze zdwojoną siłą. Nienawidziłam szpitali. Nigdy więcej nie chcę tutaj przychodzić.
Odwróciła twarz w moją stronę, a w jej oczach mogłam zauważyć pewną złość, że to właśnie ja. Ale nic nie mogła poradzić. Postanowiłam zignorować to zimne spojrzenie.
- Gdzie jest Gregor? - pytam bez ogródek, nie zawracając sobie głowy uprzejmościami. I tak na nie nie zasługiwała, a ja po prostu nie miałam na nie w tym momencie ochoty.
- Za tymi drzwiami – odpowiedziała podobnym tonem. Skoro ona tutaj jest to wiedziałam, że bez problemu dostanę się do jego sali. Wiedziałam, że jest na mnie zły a od kilku dni nie zamieniliśmy ze sobą nawet słowa, chyba, że chodziło o Adasia. Ale nie to teraz było takie ważne. Chodziło przecież o jego zdrowie, a ono było najistotniejsze. Odwróciłam się z zamiarem udania się do pomieszczenia, ale zatrzymał mnie jej głos.
- Nie jest sam.
- Jest u niego Gloria? - spytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Zamiast tego kobieta ponownie odwróciła wzrok na szybę. Podążyłam w tym samym kierunku. Widziałam go. Leżał na tym łóżku i wyglądał jak siedem nieszczęść. Ale rzeczywiście nie był sam. Był...z nią. Zimny pot oblał moje ciało. Automatycznie w głowie zapaliła się czerwona lampka. Bo wyglądali tak...zachowywali się tak.. A potem to zobaczyłam. Coś, co przebiło moje serce na wylot. Coś, co być może zmieni wszystko. I nie będą to zbyt pozytywne zmiany.


- Hania, co ty znowu wyprawiasz? - słyszę głos własnej siostry, ładując do walizki kolejne ubranka chłopca. Nie zważałam na ich pełne pretensji pytania. Po prostu kiedy tu wróciłam kazałam im wyciągnać swoje torby i się spakować. Przez pierwsze kilkanaście minut spotkałam się ze zdecydowanym sprzeciwem. A potem wszystko im wyjaśniłam. I je zamurowało.
- Klaudia, sprawdziłaś te połączenia? - spytałam drugiej z kobiet, ignorując wyraźne pytanie siostry. Tamta zerka na mnie z wahaniem, odwracając się na krześle w moją stronę. Baśka uspokaja na rękach marudzącego chłopca.
- Musiałybyśmy jechać teraz do Salzburga, pociąg mamy w sumie za dwie godziny...
- No i dobrze, nie widzę żadnego problemu – odpowiedziałam zdecydowanie, poszukując innych niezbędnych do zabrania rzeczy. Moje walizki stały porządnie spakowane przed wejściem do pokoju. Tylko te hrabiny nawet się jeszcze nie ruszyły.
- Jesteś pewna, że wiesz, co robisz? - słyszę jej ostrożne pytanie. Porzucam na moment swoje zajęcie i patrzę na nią bacznie.
- A co ty byś na moim miejscu zrobiła? - rzucam sarkastycznie w jej stronę. Kobieta jedynie spuszcza wzrok – no właśnie.
- Hania, zastanów się jeszcze. Wiesz, co to oznacza. Może warto do niego pojechać i wszystko sobie wyjaśnić? Może to tylko zwykłe nieporozumienie? - próbuje po raz kolejny. Zaczęłam się złościć i myślałam, że zaraz zrobię im krzywdę.
- Jeśli tak wam się podoba w Austrii to proszę bardzo, zostańcie – wtrąciłam głośno, mierząc obydwie srogim spojrzeniem – ja zabieram swoje rzeczy i swoje dziecko, nie zamierzając przebywać w tym domu ani chwili dłużej – dodałam i zasunęłam zdecydowanie suwak walizki, stawiając ją na podłogę. Wzięłam z rąk siostry nieco już uspokojone dziecko i pocałowałam je w główkę. Byłam pewna swojej decyzji. Wiedziałam, że nie będę tego żałować. Nie dam mu tej satysfakcji i nie pozwolę zakpić sobie ze mnie ponownie. Zbyt mocno mnie kiedyś upokorzył, a teraz chciał zrobić to po raz kolejny. Dostanie to, na co sobie zapracował. Zostawiam go.
- Ktoś będzie po nas musiał przyjechać do Warszawy – odezwała się po kilku minutach ciszy Klaudia. Kiwałam głową ze zrozumieniem, po czym zaczęłam przebierać syna w świeże ubrania.
- Jest jeden skoczek, który mógłby to dla nas zrobić.

- Boli cię? - pyta z troską, patrząc na prowizorycznie opatrzoną nogę. Uśmiecham się do niej delikatnie.
- Już mniej. Dali mi coś przeciwbólowego – powiedziałem spokojnie. Ona kiwa głową, ale wyraz jej twarzy się nie zmienia. Jest chyba tym bardziej przerażona niż ja. Chociaż ja do końca jeszcze nie zdaję sobie sprawy z konsekwencji mojego wyczynu.
- Co ty teraz zrobisz, Gregor? - znów zaczyna – za tydzień Klingenthal, wszystko miało być dopięte na ostatni guzik. Postawiłeś drużynę w trochę niekorzystnej sytuacji... - dodała, patrząc na mnie zmartwiona.
- Wiem, ale przecież nie wypieprzyłem się specjalnie, Sandra – odparłem lekko podirytowany. Nie chciała źle, ale nie lubiłem podobnego gadania. Doskonale wiedziałem, co mnie teraz czeka. Prawdopodobne zerwanie więzadła w kolanie, w dodatku tym samym, co sześć lat temu, przekreśla całkowicie moje starty w Pucharze Świata na kilkanaście dobrych miesięcy. I, o dziwo, jakoś wcale mnie to za bardzo nie smuciło.
- Co będzie teraz z twoją karierą? - pyta. Wzruszam ramionami.
- Będę musiał ją na jakiś czas przerwać – mówię zupełnie beznamiętnie. Zerka na mnie zszokowana, ale i ona dobrze wie, jaka jest sytuacja.
- Przykro mi, Greg..
- A mi nie.. - zaskakuję ją, bo otwiera szeroko usta. - będę miał teraz wiele czasu dla rodziny – dodaję całkiem poważnie. Patrzy na mnie jakoś inaczej. Intryguje mnie to. Ma teraz taki...smutek w oczach.
- Rodziny...- powtarza za mną niekontrolowanie. Trochę mnie niepokoi jej zachowanie. Nigdy nie była tak skryta i tajemnicza, jak ostatnie kilka tygodni. Coś się w niej zmieniło.
- Hej, co się dzieje? - pytam ją spokojnie, zmieniając temat. Roztrząsanie sprawy mojego kolana, która już na wstępnie była raczej przesądzona, nie miało większego znaczenia. Martwiłem się o nią. Bądź co bądź, byliśmy przyjaciółmi i skoro ona mogła rzucić w środku dnia swoje obowiązki, by tak po prostu do mnie przyjechać, tak i ja mogłem odrobinę zwrócić na nią uwagę. Nie jestem przecież jakimś pępkiem świata. Już dawno połapałem, że w życiu liczy się uszczęśliwianie innych a nie samego siebie. Zerknęła teraz na mnie z wahaniem, a ja delikatnie dotknąłem jej policzka. Naprawdę zaczęła mnie niepokoić. - Sandra?
Nim w ogóle zdołałem połapać o co jej chodzi, poczułem jej usta na swoich wargach. Zmieszałem się. Nie wiedziałem, co się właściwie dzieje. Nawet nie zwróciłem uwagi na to jak blisko siebie siedzieliśmy i że trzymała mnie za rękę. Po kilkunastu sekundach oderwała się ode mnie. Wpatrywałem się w tą kobietę z nieukrywanym szokiem, a ona tak po prostu się uśmiechnęła.
- Co to było, Sandra? - pytam trochę zbyt ostro. Teraz to ona się zmieszała a ja pożałowałem mojej reakcji – Sandra, odpowiedz.
- Musiałam to zrobić – odparła po dłuższej chwili, która dla mnie była wiecznością. Nic nie rozumiałem. Byłem wręcz zły, że to zrobiła. Poczułem się tak...winny. Nie powinna – musiałam zamknąć ten rozdział między nami. Teraz wiem, że to już koniec.
- I musiałaś mnie pocałować? - pytam zupełnie zdezorientowany. Ona kiwa głową. - to miał być sposób na zapomnienie?
- Nie zapomnienie – mówi rzeczowo – na zamknięcie pewnego pięknego etapu w moim życiu.
- Ale dlaczego zrobiłaś to właśnie teraz? - na chwilę zapomniałem o tym nieszczęsnym wypadku i czekającej mnie rehabilitacji. Jej zachowanie zaskoczyło mnie bardziej.
- Jestem w ciąży, Gregor – odpowiada, a ja na chwilę zapominam, jak się oddycha. Po prostu patrzę w te jej niebieskie oczy i analizuję jej wypowiedź. Jakoś w tym momencie jej nagły pocałunek nie wzbudzał już we mnie szoku. Następnie przyciągam ją do siebie i przytulam. Oboje się śmiejemy. Oboje szczęśliwi. Oboje uśmiechnięci. I wszystko stało się takie jasne. Ale i tak za dużo ostatnio tych ciąż...

Niecierpliwiłem się. Nie zadzwoniła. Nie pojawiła się, choć do tej pory z pewnością wiedziała, co się stało. To było zupełnie dziwne i napawało mnie niepokojem. Coś się musiało stać, a to nie dawało mi ulgi.
- Mamo, gdzie jest Hania? - pytam, odwracając twarz w kierunku blondynki. Patrzy na mnie zaskoczona. Ojciec stał przy oknie jakoś dziwnie zamyślony. Kompletnie nie zwracał na nas uwagi.
- A powinnam wiedzieć? - pyta jak gdyby nigdy nic. Zdenerwowało mnie to.
- Mamo! - warknąłem przez zaciśnięte zęby. Westchnęła. Odwróciła spojrzenie, co automatycznie spowodowało, że zacząłem coś podejrzewać – mamo, powiedz, o co chodzi. Widziałaś się z nią? - pytam zdecydowanie. Po chwili kobieta kiwa niepewnie głową. - no więc gdzie teraz jest?
- Nie mam pojęcia – odpowiada cicho. Zaczyna skakać mi ciśnienie.
- Jak to, nie wiesz? To widziałaś się z nią czy nie?! - pytam głośniej. Trochę zaskakuję ją moją reakcją, ale nic mnie to teraz nie obchodziło. Chciałem wiedzieć, co zaszło.
Owszem, nie odzywamy się do siebie. Po tej rozmowie nie potrafiłem tak po prostu przejść obok tego obojętnie. Mieliśmy ze sobą poważny problem, którego nie do końca potrafiliśmy rozwiązać. Ale w obliczu tego, co się stało, to nie miało znaczenia. Znam Hanię. Gdyby wiedziała, z pewnością pojawiłaby się tu już kilka ładnych godzin temu. Dlatego coś musiało się stać.
- Była tutaj.
- Tutaj? Kiedy? Dlaczego nie weszła do środka? - zacząłem zalewać ją falą pytań. Cały czas uważnie ją obserwowałem i coś mi tu nie pasowało. Wreszcie na mnie spojrzała.
- Bo was zobaczyła.. - mówi.
- Kogo?
- Ciebie i Sandrę – prycham. Ale po chwili zaczynam panikować. Coś zaświtało mi w głowie i nie wróżyło niczego dobrego. Czekałem z niecierpliwością na dalsze słowa kobiety – dokładnie wtedy, jak... - przerwała. Domyśliłem się. I nawet nie potrafię opisać strachu, jaki nagle owładnął moje ciało. Jeśli rzeczywiście wyszła, bo nas „zobaczyła”, to to mogło oznaczać wszystko. Dosłownie wszystko. I dlatego tak bardzo się przeraziłem.
- Tak? - nawet nie patrzyłem na ekran, odbierając połączenie. Wciąż z niedowierzaniem patrzyłem na matkę.
- Greg...Hania i Adaś zniknęli – to, co usłyszałem było jak gwóźdź do trumny. Teraz zrozumiałem. Uciekła. To było dla niej jedyne wyjście z tej sytuacji.
- Patrzyłaś, czy zabrała jakieś rzeczy? - zwróciłem się spokojnie do siostry. Na jej odpowiedź czekałem z przyspieszonym biciem serca.

- Gregor, Boże...szafy są puste. Zabrała wszystko... – przez moment sądziłem, że świat mi się zawalił. Teraz mogło dziać się cokolwiek. Bez nich moje życie i tak nie miało sensu.





~ Bo wszystko Cię już przerosło
 i jedynym wyjściem jest dla Ciebie zwykła ucieczka...




***

Kochane!
Dziękuję za branie udziału w ankiecie dotyczącej bohatera kolejnego opowiadania. Jak na razie w starciu wygrywa Gregor, ale mam dla Was również inne propozycje. Możecie także złożyć swoje, za co będę bardzo wdzięczna. Wasze sugestie są najważniejsze. Ankietę, dla przypomnienia, znajdziecie przy zakładkach po prawej stronie u góry. Jeszcze raz serdecznie zachęcam do głosowania! ^^
Sprawy u Gregora i Hani mają się tak, jak się mają. Ale w kilka rozdziałów wszystko się wyjaśni. Jeszcze nie wiem, czy skończy się dobrze czy źle :)

Pozdrawiam :*

7 komentarzy:

  1. Witaj Kochana.
    Coś Ty zrobiła???
    Ale dlaczego?
    Czemu?
    Czy ta Sandra nie mogła zakończyć tego etapu jakoś normalnie?
    Wszystko się teraz zmieniło o 180 stopni.
    Rozdział jest fantastyczny, tylko ten wyjazd Hani...
    Jestem w dużym szoku.
    Na prawdę nie spodziewałam się aż takiego zwrotu akcji.
    Gregor już się załamał.
    Boję się co będzie dalej.
    Mam nadzieję,że wszytsko skończy się dobrze.
    Czekam na kolejny.
    Buziaki ;*
    P.S. Jestem za Gregorem ale gdybyś chciała coś napisać o Wellingerze,to się wcale nie pogniewam.;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Melduję się!
    Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale matura i tym podobne nieco opróżniły moją pamięć z czegokolwiek innego. Ale już jestem, wszystko nadrobione :)
    Właśnie, wszystko chyba też lekko nam się zmieniło. I to raczej o pełne 180 stopni... Jestem w szoku, wiesz? Nie sądziłam, że to tak dalej się potoczy. W sumie to nie wiem, co o tym myśleć. Za dużo wrażeń i emocji. To chyba nie tak miało wyglądać. Miało być pięknie, w końcu, a tutaj... jest na odwrót.
    Szkoda mi teraz Gregora, na pewno się chłopina nam załamie. Coś czuję, że ten wyjazd Hani jeszcze bardziej pokomplikuje sprawy między nimi. O ile jeszcze jakieś zostały...
    Czekam! Głos w ankiecie również oddany, chociaż ja tam z chęcią poczytałabym o wszystkich kandydatach :D
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Nudzi mnie juz ten ciągły dramat. Główna bohaterka zachowuje sie jak rozwydrzony bachor, a nie dorosła kobieta, która kocha swoje dziecko. Bo każda matka dobrze wie, ze dziecku jest potrzebna pełna rodzina czyli ojciec i matka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak! Właśnie na podobny komentarz czekałam :)
    Dramat mogę usprawiedliwić jedynie przeszłością. To ten sam Gregor, który oszukiwał, wykorzystywał, wyrzekł się swojego dziecka i nie pofatygował sie z odpowiedzialnością przez rok. To dlatego Hania ma takie a nie inne rozterki. Najzwyczajniej w świecie się boi kolejnego zawodu, np. tego, że za moment znudzi mu się pełna rodzinka i nawet jeśli nie odrzuci dziecka to odrzuci ją. Chciałam właśnie to przekazać przez te rozmowy i wahanie. Obiecuję, że to się kiedyś skończy, ale dziękuję za szczery komentarz.
    Poza tym Hania zobaczyła Gregora w jednoznacznej sytuacji z Sandrą. Nie kierowała się logiką a emocjami i to również będzie miało swoje skutki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początku lubiłam Sandrę, ale teraz wszytsko odwołuje i znowu zaczynam moje modlitwy o to, żeby między Hanią a Gregorem było wszystko dobrze ;-;

    OdpowiedzUsuń
  6. Trafiłam tu przez przypadek i bardzo mi się tu spodobało!*.* zabieram się do czytania od samiutkiego początku haha ;) buziaki;*



    Zapraszam również do siebie na opowiadanko o Fransie ~ tegorocznym reprezentancie Szwecji na Eurowizji 😉 😊 liczę na jakąś opinię z twojej strony 💖 z góry dzięki xoxo
    www.sweden-and-you.blogspot.com

    Ps. Moglabys mnie informować o kolejnych rozdziałach? Byłabym baardzo wdzięczna;*

    OdpowiedzUsuń
  7. No nieeee! Jednak Sandra namieszała! A miałam ją za mądrą babkę...
    Hania uciekła. I co teraz? Niech Gregor jak najszybciej ją ściąga z powrotem, bo potem może już być za późno. Ale swoją drogą kim trzeba być, żeby zachowywać się tak bezczelnie jak Sandra? Mogłaby uszanować relację Gregora z Hania i sie trochę pohamować...:(

    OdpowiedzUsuń