- Gregor... - szepnęłam niemal
niesłyszalnie. Czułam jak moje całe ciało ogarniają dreszcze i
zaczynam się niekontrolowanie trząść. Nawet nie potrafiłam
uronić łzy, choć w tym momencie miałam wrażenie, jakby walił mi
się cały świat. O czym ja w ogóle myślałam jeszcze 20 minut
temu w domu skoczka? Jak mogłam być tak nieodpowiedzialna i
przyjechać tu dopiero teraz?!
- Mamo, powiedz coś! - krzyknął do
blondynki znajdującej się w nie lepszym stanie niż ja. Serce
trzepotało mi tak, jakby zaraz miało wylecieć z piersi. U mojego
boku pojawiła się przerażona Baśka a Gregor próbował wybadać
coś za szybą. Widziałam jak nierówno oddycha.
- Nic nie widzę – stwierdził.
Marisa nadal mocno trzymała moje dłonie a Stefan położył ręce
na jej ramionach. Każdy miał ogromny strach w oczach. Jeśli coś
mu się stanie to nigdy sobie tego nie wybaczę. Wtedy już nic nie
ukoi mojego bólu.
- Dlaczego oni wciąż tam siedzą?! -
wrzasnęła zdenerwowana Gloria. Miała skrzyżowane ręce i chodziła
w to i z powrotem wzdłuż korytarza. Nie miałam nawet siły
spojrzeć za szybę. Basia razem z mamą pomogły mi zająć miejsce
na krzesełku, a ja tępo wpatrywałam się w podłogę. Miałam
najgorsze przeczucia. Czekałam jedynie aż albo ktoś mnie wybawi
albo ktoś wbije sztylet w moje serce.
- Greg.. - znów szepnęłam. Musiał
to usłyszeć, bo już po chwili ukucnął przede mną i odgarnął
włosy z czoła. Spojrzałam w jego przestraszone oczy. Chwycił mnie
za dłonie i przyłożył do swoich ust.
- Nie rozklejaj się – powiedział, a
ja jak na zawołanie zaczęłam płakać. Niesłyszalnie. Łzy same
leciały mi z oczu.
- Co...jeeeeśli...? - wypowiedziałam
drżącym ze strachu głosem.
- Nawet nie waż się tak mówić –
przerwał pewnie. Przełknęłam głośno ślinę. Pomógł mi wstać
a potem mocno mnie do siebie przytulił, aż zabrakło mi tchu.
Pozwolił płakać w ramionach. Nie obchodzi mnie teraz cała reszta,
która pewnie z konsternacją przygląda się tej scenie. Pragnęłam
po prostu, by ktoś wreszcie stamtąd wyszedł i uwolnił mnie od tej
paraliżującej niewiedzy.
- Hania, nie przejmuj się. Może po
prostu parametry mu skoczyły. Przecież lekarze mieli go cały czas
pod kontrolą – podniosłam zapłakany wzrok na starszego ze
Schlierenzauerów. Bał się, widziałam to. Pogłaskał mnie po
włosach.
Dźwięk otwieranych drzwi był niemal
jak wybawienie. Automatycznie cała gromada się przy nich znalazła,
napotykając zdziwione spojrzenie wychodzących z nich osób. Wśród
nich rozpoznałam lekarkę Adasia.
- A co się tu państwa tyle
nagromadziło? - spytała pół-żartem, pół-serio, podpisując
jakieś podsunięte przez pielęgniarkę dokumenty. Myślałam, że
mnie krew zaleje! Moje dziecko umiera a ona wyskakuje z takimi
chorymi tekstami!
- Co się dzieje z moim synem? Dlaczego
musieliście się nim zająć? - odezwał się szatyn. Podszedł
bliżej do lekarki nadal trzymając mnie za rękę. Kobieta
popatrzyła na niego zdezorientowana.
- Ale co się miało dziać? Nie
rozumiem – odpowiedziała po chwili zastanowienia, ogarniając nas
wszystkich wokół.
- Przecież kazaliście nam wyjść i
zaraz zbiegło się tu całe grono lekarzy – wtrąciła Gloria.
- Na monitorku coś ciągle pikało –
dodał zdeterminowanie Stefan. Popatrzyliśmy na niego jak na głupka,
a Marisa taktowanie powiedziała mu, żeby się przymknął.
- Pani doktor.. - powiedziała
Angelika. Wzięłam głęboki wdech i mocniej ścisnęłam dłoń
szatyna. Niech ona wreszcie coś powie!
- Proszę państwa, owszem, zaczęło
się coś dziać i musieliśmy po prostu razem to skontrolować, ale
przecież to nie było nic poważnego. Gorączka spadła, infekcja
zelżała a Adaś właśnie się obudził – to, co nastąpiło po
jej słowach było zbyt wielkie, by nazwać to jedynie radością.
Poczułam niewyobrażalną ulgę. Olbrzymi kamień spadł mi z serca,
a na moim niebie znowu zaświeciło słońce. Poczułam jak każdy po
kolei mnie przytula, a po policzkach spływały tym razem łzy
szczęścia.
- Matko kochana, udało się.. -
usłyszałam gdzieś obok głos rodzicielki. Chłopaki przybili sobie
piątki i poklepali Gregora po plecach. Paul trzymał teraz
roztrzęsioną Angelikę w ramionach i coś szeptał jej do ucha.
Przymknęłam oczy i napawałam się tą informacją, ile mogłam.
Gdy je
otworzyłam ujrzałam tuż przed sobą
postać szatyna. Wpatrywaliśmy się w siebie i nic nie musieliśmy
mówić. On wiedział. Ja wiedziałam. Po prostu się do mnie
uśmiechał. Oczy mu błyszczały i wyglądał jakby część trosk
właśnie została zdjęta z jego barków. A potem uczynił coś, co
zaskoczyło mnie a i pewnie całą resztę. Ujął moją twarz w
dłonie i pocałował. Słyszałam jak rozmowy wokół nas umilkły.
Wszyscy musieli teraz na nas patrzeć.
- No braciszku, nareszcie! Myślałam,
że jednak jesteś już ten nie teges.. - odchrząknęła Gloria.
Oderwaliśmy się do siebie i w tym momencie Gregor wywrócił oczami
a potem szeroko się uśmiechnął. Ja uczyniłam to samo.
- Synku... - usłyszałam zmieszanie
pani Schlierenzauer. Poczułam satysfakcję. Taką prawdziwą, bo on
zdecydował się na ten gest właśnie przed swoją matką, która z
pewnością sobie tego nie życzyła. Ale nic mnie to nie obchodziło.
- Chodźmy do niego – szepnęłam a
skoczek pociągnął mnie za rękę i weszliśmy do sali.
Klinika, 5 dni później...
- Tatusiu, a ja też chcem takiego
duzego misia jak ma Adaś! - odezwała się trzylatka. Blondyn
uśmiechnął się szeroko, a ja zachichotałam.
- Dobrze, ale pod warunkiem, że tata
dostanie takiego wielkiego wielkiego buziola od swojej małej
księżniczki – odpowiedział jej rozbawiony, a mała wskoczyła mu
na kolana i mocno ucałowała ojca w policzek. Oboje się zaśmiali.
Spojrzałam z czułością na swoje
dziecko, spoczywające w ramionach Sabriny. Był dziś taki radosny.
Przez ostatnie kilka dni jego twarz nabrała kolorów a na policzki
wkradły się zdrowe rumieńce. Powoli odzyskiwał siły. Zaraz po
wybudzeniu był markotny, przesypiał więcej niż powinien. Ale z
dnia na dzień czuje się coraz lepiej a wyniki się poprawiają.
Cieszyłam się ogromnie choć jesteśmy dopiero na półmetku w
walce z tą chorobą. Jednak lekarze mówią zgodnie: szansa na
rychłe przeprowadzenie przeszczepu jest bardzo duża i lada dzień
zaczną go do tego przygotowywać. Podobnie jak Lukasa, który za
kilka dni miał zgłosić się do szpitala.
- Gdzie Gregor, Hania? - spytał, gdy
Lilly zajęła się zabawkami chłopca.
- Pojechał na trening – zdziwił
się.
- Teraz? Na trening? - odezwała się
blondynka. Uśmiechnęłam się do obojga.
- Sama go do tego namówiłam –
odpowiedziałam i połaskotałam chłopca za nóżkę, a on
zareagował uroczym śmiechem. Wszyscy mu zawtórowaliśmy –
ostatnio pokłócił się z Marcusem.
- O co? - dopytuje się skoczek. Jest
szczerze zaintrygowany.
- Gregor ostatnio zaniedbywał treningi
i wszystkie obowiązki związane z kontraktem – westchnęłam.
Czułam się winna problemów szatyna, bo przecież ja jestem tego
powodem.
- A czy jego szanowny wujek nie
rozumie, co się teraz dzieje? - wtrąciła z pretensją – przecież
Adaś jest w szpitalu, walczy z poważną chorobą. To chyba
logiczne, że Gregor ma teraz głowę zaprzątaną czymś innym.
Thomas zrobił jakąś dziwną minę.
Wydawało mi się, że jest zmieszany. Zaczęłam mu się z uwagą
przypatrywać.
- Ty coś wiesz, Morgi – to było
bardziej stwierdzenie niż pytanie. Sabrina popatrzyła na swojego
chłopaka wielkimi oczami a on wyglądał jakby się kurczył pod jej
spojrzeniem.
- No mów, jeśli coś wiesz –
ponagliła go. Thomas zdecydowanie znalazł się pod jej pantoflem. I
dobrze. Sabrina zaczęła się niecierpliwić.
- Ehh... - zawahał się, by po chwili
dodać – Gregor zamierza zawiesić karierę.
Smoczek, który trzymałam w ręku
właśnie upadł na podłogę. Patrzyłam tępo na skoczka, nie
wierząc w to, co mówi.
- Co ty bredzisz, Thomas? - spytała go
niepewnie. Chłopak pokiwał głową.
- Wiecie, że rozważał taką opcję
jeszcze przed sezonem olimpijskim, ale postanowił to przesunąć –
zaczął wyjaśniać, przenosząc spojrzenie raz na nią raz na mnie
– jest już tym wszystkim zmęczony, stracił cały okres
dorastania przez karierę. Potrzebuje jakiejś przerwy, tym bardziej,
że i tak jego forma gdzieś przepadła.
Zrobiło mi się przykro. Szatyn nic mi
do tej pory nie powiedział. Owszem, odbyliśmy tą małą rozmowę w
szpitalu ponad tydzień temu. Przyznał, co go gryzie i w jakim
obecnie znajduje się stanie. Ale nic nie wspominał o jakimkolwiek
zawieszaniu kariery. A to bolało mnie najbardziej, bo nie dzielił
się ze mną swoimi planami. Przecież ponoć mnie kocha...
- Zbladłaś. Źle się czujesz? -
zmartwiony głos Sabriny wyrwał mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam
się do niej lekko i pokręciłam głową. - przejęłaś się tym,
co powiedział Thomas?
- Skąd, tak jakoś się zawiesiłam –
wyprostowałam się na krześle i próbowałam przybrać obojętny
wyraz twarzy – Wybadam co nieco od niego później – ale sobie o
mnie pomyśleli. Jesteśmy niby razem a on nie informuje mnie o tak
istotnych rzeczach. Ale nie dałam po sobie tego poznac. - koniec o
mnie. Powiedzcie lepiej jak tam stoi budowa domu? - zagadnęłam ich
wesoło, by zmienić temat.
- Wszystko idzie zgodnie z planem –
ożywił się Thomas. - jak dobrze pójdzie to na wiosnę się
wprowadzamy.
- To świetnie! – ucieszyłam się
szczerze – teraz jedynie czekam na zaproszenie na wasz ślub –
dodałam śmiało. Zauważyłam ich porozumiewawcze spojrzenia. Coś
mi tu nie pasowało. Adaś zaczął gaworzyć po swojemu i gryźć
swoją piąstkę, a Sabi uśmiechała się do niego promiennie – o
co wam chodzi? Coś się stało? - mój uśmiech gdzieś przygasł.
Znów na siebie dziwnie spojrzeli a Thomas jakby dał jej na coś
znak. Spojrzałam więc na blondynkę – Sabrina?
- Obawiam się, że ze ślubem będziemy
musieli sobie trochę poczekać – zaczęła, po czym jeszcze raz na
niego spojrzała, a następnie się do mnie uśmiechnęła – bo
najpierw przyjdzie do was zaproszenie na chrzciny – spojrzała
znacząco na bawiącą się obok Lilly. Zrozumiałam.
Nawet nie musiałam łączyć faktów.
Jej oczy zdradzały wszystko a szczęście miała wymalowane na
twarzy. Podobnie jak Thomas. Uśmiechnęłam się do niej szeroko i
byłam ucieszona jak nigdy.
- O Boże! Moje gratulacje! - pisnęłam
a potem przytuliłam po kolei ich oboje, nie kryjąc radości –
kiedy? Jak? Na kiedy masz termin? - zaczęłam zalewać ich falą
pytań.
- Spokojnie, to dopiero 8 tydzień –
odpowiedziała, a Adaś, jakby rozumiejąc, zaczął piszczeć
ucieszony – mam tylko nadzieję, że wszystko przebiegnie bez
komplikacji.
- Oczywiście, że tak będzie –
zapewniłam ją. Pocałowała małego w główkę – przecież z
dziećmi ci do twarzy.
Do pomieszczenie nieoczekiwanie weszła
znana mi już dobrze pielęgniarka. I jej posłałam szczery uśmiech,
lecz nie dostałam podobnej odpowiedzi.
- Pani Haniu, jeszcze pani tutaj?! -
spytała zdenerwowana. Thomas i Sabrina zrobili przestraszone miny,
ale już ja dobrze wiedziałam, że nie ma co się martwić – bo
zaraz zatelefonuje do pana Gregora i skończy się ta samowolka!
- Chciałabym zostać z synem –
poskarżyłam się.
- Jest pani z nim od kilku dni bez
przerwy. Bez odpowiedniego odżywiania się, snu i odpoczynku. Proszę
natychmiast jechać do domu.
- Ale...
- Żadne ale! - aż podskoczyłam na
krześle, słysząc jej słowa. Adaś patrzył na tą scenę z uwagą.
Lilly, zajęta sobą, w ogóle nie podniosła głowy.
- Siostro, przecież wczoraj byłam w
domu – wtrąciłam buntowniczo. Czułam się przy niej jak mała
dziewczynka.
- Wczoraj to wczoraj a dzisiaj to
dzisiaj – odpowiedziała oględnie, a pozostała dwójka wybuchneła
cichym śmiechem. Kobieta natychmiastowo skarciła ich spojrzeniem –
niech pani odpocznie, zrobi sobie relaksacyjny wieczór. Adasiowi już
nic nie grozi, co potwierdzają badania – westchnęła, biorąc
ręce pod bok i patrząc na mnie z troską – odrobina zapomnienia
pani nie zaszkodzi.
- Ostatnio jak zrobiłam sobie wolny
wieczór to skończyło się tragicznie.. - odparłam pod nosem,
spuszczając głowę.
- Zapewniam, że tym razem tak nie
będzie – odpowiedziała – za godzinę nie chcę tu pani widzieć
– i sobie po prostu wyszła. A ja jedynie się zezłościłam.
- Ostra babka – wtrącił rozbawiony
Morgenstern. Posłałam mu groźne spojrzenie – na nas też już
pora – oboje wstali i wreszcie oderwali małą Lilly od zabawek.
Nawet wywód pielęgniarki nie przeszkodził jej w rozrywce. -
wpadniemy jutro – po czym pożegnali się we trójkę z chłopcem i
wyszli.
- Do zobaczenia – usłyszałam głos
Sabriny na odchodnym. Dobrze, że chociaż im zaczyna się układać.
Najpierw relaksacyjna kąpiel, a potem
nałożenie na siebie czegoś wygodnego. Mówiąc ściślej koszulki
Gregora.
A teraz odprężająca muzyka i ciepła
owocowa herbata w kuchni. Idealna jak na taki chłodny i wilgotny
wieczór za oknem. Gdyby temperatura sięgała jeszcze kilku stopni
niżej, z pewnością rozpaliłabym w tym wielkim kominku. Ale
herbata jak na razie wystarczała.
Telefon leżał na szafce w pogotowiu,
ale miałam tym razem dobre przeczucia. Od tej pory wszystko będzie
już w porządku, dlatego odłożyłam troski na bok. Przeszczep się
uda, musi.
Wrócił. Usłyszałam jego kroki w
korytarzu, a potem jak wchodzi do salonu. Jedyne źródło światła
dobiegało z niewielkiej lampki w pokoju i kilku małych żarówek
pod szafkami w kuchni. Było całkiem klimatycznie i uroczo.
Dokończyłam robienie kanapek, poruszając się delikatnie w rytm
piosenki, którą wręcz uwielbiam.
- Cześć – odezwał się a ja
uśmiechnęłam się pod nosem i powoli odwróciłam w jego stronę,
opierając plecami o blat. Patrzył na mnie tak jakby był mną
zauroczony. Zauważyłam jak mierzy mnie wzrokiem od góry do dołu,
skupiając spojrzenie na tej dolnej części. - mogłaś chociaż
założyć kapcie – oszalał. Zerknęłam na swoje bose stopy i
wybuchnęłam śmiechem.
- A tak ci się nie podoba? - rzuciłam
bez namysłu. Widziałam jak przełyka ślinę. Miał bardzo lubieżny
wzrok.
- Podoba – zaśmiał się krótko –
kto cię zdołał nakłonić, żebyś przyjechała na trochę do
domu?
- Pielęgniarka – odparłam,
wzruszając ramionami. Pod tym jego mocnym spojrzeniem nie
wiedziałam, gdzie mam oczy podziać, więc chwyciłam ponownie kubek
z cieczą i upiłam łyk – stwierdziła, że powinnam zrobić sobie
wolny wieczór, zapomnieć o wszystkim i się odprężyć. Herbaty? -
pytam.
- I miała zupełną rację – zaczął
się do mnie powoli przybliżać. Nie wiem dlaczego, ale poczułam
się niepewnie. Z każdym jego krokiem serce zaczynało bić mi
szybciej. - nie, dziękuję – dodał po chwili. Sekundę później
znalazłam się w jego silnym uścisku i wdychałam jego
niepowtarzalny zapach. Zakręciło mi się od tego w głowie. - i co
zamierzasz zrobić z tym wolnym czasem?
- Przyrządziłam nam kanapki –
odparłam płytko. Pocałował mnie szybko – myślałam, że zjemy
razem. - westchnęłam – a poza tym wcale nie podoba mi się to, że
mnie przegoniła. Jak mogła! Jestem jego matką i mam prawo przy nim
zostać.
- Nie martw się tak. Wszystko będzie
dobrze.
Odsunął nieco twarz i spojrzał na
mnie ciepło. Zaczął subtelnie muskać ustami moją szyję i
obojczyk. Przymknęłam oczy, bo to było całkiem przyjemnie. A
przecież chodziło o to, żeby się odprężyć.
- Gdzie reszta rodzinki? - pytał nie
przerywając.
- Mama z Baśką pojechały do twoich
rodziców. Nie pytaj, nie wiem po co. Ponoć nie wracają na noc –
odpowiedziałam ledwo słyszalnym głosem, czując jego dłoń na
moim udzie.
- Czyli mamy cały dom dla siebie –
mruknął zadowolony. Uśmiechnęłam się, ale musiałam poruszyć
jeszcze jeden temat.
- Dlaczego nie powiedziałeś, że
chcesz zawiesić karierę? - zamarł. Przerwał na chwilę te słodkie
pieszczoty i spojrzał mi w oczy.
- Kto?
- Thomas – odpowiedziałam pewnie.
Oczy mu pociemniały – myślałam, że należymy już do siebie –
przyłożyłam palec do jego ust, gdy chciał mi przerwać – Sandra
pewnie już wie – dodałam sarkastycznie. Spuścił głowę – no
oczywiście, do niej pierwsze poleciałeś...- prychnęłam i
chciałam się odsunąć, ale zatrzymał mnie w swoim uścisku.
- Nie wie. Tylko Thomasowi o tym
wspominałem – odpowiedział, patrząc mi zacięcie w oczy – w
sekrecie – sprecyzował. Wywróciłam oczami.
- A ja? Kim dla ciebie jestem? -
spytałam, stając z nim na równi – nie liczę się na tyle, żebyś
podzielił się ze mną swoimi planami?
- Nie chciałem cię ostatnio martwić
– spojrzał gdzieś w bok – poza tym w obecnej sytuacji ta sprawa
została odłożona na później.
- Świetnie. Myślałam, że mi ufasz.
- Ufam. Aż tak złości cię to, że
ci o tym nie powiedziałem?
- Tak! - wrzasnęłam – złości, bo
chciałabym wiedzieć o takich rzeczach. Bo ponoć mamy stworzyć
rodzinę. Ponoć mam tu z tobą zamieszkać, wynieść się z Polski.
Przecież właśnie tego chciałeś – westchnęłam – tym samym
pokazałeś mi, że nie liczysz się z moim zdaniem.
Mierzyliśmy się na spojrzenia. Nie
chciał odpuścić, jak zawsze. Oczywiście to jemu miałam przyznać
rację.
- Naprawdę musimy kłócić się o to
teraz, kiedy stoisz przede mną w tej kusej koszulce pożyczonej bez
mojej wiedzy, swoją drogą, a mi skacze ciśnienie? - spytał na
jednym tchu, a ja otworzyłam lekko usta ze zdziwienia –
oczywiście, że marzę, by stworzyć z tobą rodzinę i byś ze mną
tu została. Wybacz, jeżeli cię uraziłem. Ta rozmowa między mną
i Morgim odbyła się dawno temu, zanim przyjechałaś do Innsbrucka
– wyjaśnił, poddenerwowany – nie wracałem do niej, bo powstały
inne priorytetowe sprawy – dodał dobitnie. Może, ale to może
trochę zrobiło mi się głupio, że tak na niego z tym naskoczyłam,
ale oczywiście mu się do tego nie przyznam. Oddychał tak nierówno
i tak głośno, że już nie potrafiłam odgadnąć, w jakim jest
teraz nastroju.
Uspokoił się nieco. Po raz kolejny
poczułam dłonie na swoich udach. Wzdrygnęłam się. Co on sobie
wyobrażał? Czy on nie wie, co w tej chwili przeżywam?
- Przestań.. - powiedziałam chłodno.
- Dlaczego? - szepnął gdzieś przy
moim uchu. Jego pieszczoty teraz na mnie nie działały. Zaczęły
mnie wręcz irytować – powinnaś posłuchać tej pielęgniarki i
dać się ponieść chwili...
- Jakiej znowu chwili, Gregor?! -
warknęłam. Speszyłam go tym. Oderwał się ode mnie na niewielką
odległość i patrzył zdezorientowany – jestem wykończona,
rozumiesz? W każdym tego słowa znaczeniu – dodałam już nieco
ciszej. Nadal się nie poruszył.
- Więc pozwól się sobą zająć –
odpowiedział po jakimś czasie. Znów westchnęłam. On niczego nie
kuma.
- Nasz syn leży w poważnym stanie w
szpitalu – zaczęłam, zaciskając zęby – może do ciebie to nie
dociera, ale ja walczę z tą chorobą już od dobrych kilku
miesięcy. Najpierw mnie zostawiłeś – wycedziłam – potem
miałam problemy z ciążą. Zostałam sama z maleńkim dzieckiem, a
na koniec los pokarał mnie na tyle, że zachorowało na białaczkę
– wzięłam kilka głębokich oddechów. Wyraz jego twarzy zmienił
się diametralnie – i nie, nie mam ochoty na żaden pieprzony seks.
To jest akurat ostatnie, co przyszłoby mi do głowy.
- Więc jednak dalej chowasz do mnie
uraz – stwierdził zawiedziony. Boże, kocham go, ale nie da się
tak łatwo od tego uwolnić – całe życie będziesz już mnie tak
piętnować? A teraz co, znalazłaś sobie Sandrę jako argument
przeciwko mnie? - spytał ironicznie – ty naprawdę niczego nie
widzisz?
- Nie, ale złości mnie to, że ona
odgrywa większą rolę ode mnie w twoim życiu.
- Ty jesteś w nim najważniejsza,
rozumiesz? - powiedział pewnie, ujmując moją twarz w dłonie –
myślałem, że mi to wszystko wybaczyłaś – westchnął –
owszem, byłem draniem, ale mam całe życie by to naprawić.
- Kocham cię, Gregor – szepnęłam –
ale nie zapomniałam. Bo nie da się tak po prostu zapomnieć.. -
dodałam i odsunęłam się w drugi kąt pomieszczenia. Milczał. Nie
podszedł do mnie ponownie.
- Nie rób tego, Hania – usłyszałam
gdzieś za plecami. Jego głos był przepełniony bólem – nie każ
mnie w ten sposób, rozkochując mnie w sobie, sprawiając, że tracę
dla ciebie głowę, a ty możesz mnie w każdej chwili odrzucić. Bo
teraz życie bez ciebie byłoby dla mnie najsurowszą karą... -
dodał, a potem wyszedł. I znów cierpienie ścisnęło mi serce.
~ Bo zdajesz sobie sprawę, że nie tak łatwo
przyjdzie Ci Ją w pełni odzyskać...
***
No to tak właśnie wyszło :)
Ohh! Nawet nie wiesz, jaką przyjemność zrobiłaś mi dzisiaj tym rozdziałem!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że z Adasiem już lepiej, a to przerażenie całej rodziny i wręcz komiczna reakcja pielęgniarki kompletnie zwaliły mnie z nóg. No ale najważniejsze, że Adaś ma szansę.
Thomasowi i Sabrinie się zaczęło na poważnie układać, no ale co z Hanią i Gregorem? Już było tak sielankowo, ale jak widać, to wcale nie oznacza takiego happy endu od zaraz. Chyba jeszcze muszą nad nim popracować. Z jednej strony rozumiem Hanię, że ciężko jej zapomnieć to, co ją spotkało przez Gregora, ale z drugiej, gdy już mu dała szansę, a on raz po raz udowadnia, że mu zależy, może i ona powinna trochę odpuścić? Ohh no i ta Sandra! Taki cień - zawsze gdzieś tam obecna...
Rozdział wspaniały! Mam nadzieję, że następny rozdział dodasz już niedługo, bo już nie mogę się doczekać, co dalej:)
Buziaki:*
Verity
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńJaka miła niespodzianka, że tak szybko dodałaś nowych rozdział.
Co za ulga, że Adaś się wybudził.
W poprzednim rozdziale napędziłaś nam strachu.
W końcu Gregor pokazał, iż Hania nie jest mu obojętna.
Ten pocałunek w szpitalu, z pewnością wiele dla niej znaczył.
Dobrze, że ujawinił swoje uczucia przy rodzinie i znajomych.
Czyżby Gregor naprawdę planował zawieszenie kariery?
Myślę,że to nie byłby zły pomysł. Miałby więcej czasu dla Hani i Adasia.
Pokazałby Hani,że jest dobrym ojcem i chce nadrobić stracony czas.
Hania chyba długo nie będzie potrafiła, zapomnieć o tym, że Gregor ją skrzywdził.
Mam nadzieję,że już niedługo będzie w pełni szczęśliwa.
Czekam na kolejny.
Buziaki ;*
Już 26 rozdział a ja cały czas marzę o tym, żeby to opowiadanie było na Wattpadzie...
OdpowiedzUsuńHehehe, dziękuję :) ale wtedy do tego przydałby się większy talent ^^
UsuńNie prawda! Przy tym co można tam znaleźć, ta historia to istne cudo *.*
UsuńWitaj Kochana! <3
OdpowiedzUsuńW końcu dotarłam!
Wszystko nadrobiłam i bardzo żałuję, że nie udało mi się być na bieżąco... ale przede wszystkim jest mi wstyd :(
Odnosząc się do powyższego rozdziału, mam tylko jedno do zarzucenia - nie jestem w stanie się określić, ponieważ nawet wyraz "wspaniale" nie równa się z tym rozdziałem, całym opowiadaniem, a co za tym idzie - z Twoim talentem :)
Cieszę się, że z Adasiem jest lepiej. Teraz kolej na przeszczep... Mam nadzieję, że obędzie się bez większych komplikacji.
Superowo, że Thomas po raz drugi zostanie tatusiem :D
Co do Gregora, to jego postać coraz bardziej mnie zaskakuje. Oczywiście, pozytywnie.
Muszę przyznać, że jego ostatnia wypowiedź mnie zachwyciła!
Nie spodziewałam się aż takiej zmiany Gregora.
Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy!
Trzymaj się :*
Pozdrawiam, Camille
Jestem!
OdpowiedzUsuńCholernie przepraszam, że nie skomentowałam ostatniego rozdziału, ale skleroza w połączeniu ze stosem podręczników wyłączają mi myślenie... Ale go przeczytałam :) Obydwa są cudowne ^^
Jejciu, jak dobrze, że z Adasiem już lepiej, że się wybudził. Niezłego stracha nam napędziłaś! Oby tylko przeszczep udał się bez komplikacji.
Fajnie, że między Thomasem a Sabriną wszystko gra jak w dobrej filharmonii. No i ktoś tu będzie znów tatusiem :D
Jestem ciekawa, jak teraz rozwiną się sytuacje z Hanią i Gregorem. Od razu cudów nie będzie, ale małymi kroczkami do celu... Gregor powiem szczerze, że ostatnio mnie coraz bardziej zaskakuje. Czyli chyba też będzie dobrze :)
Weny!
Buziaki :**
Omg, jesteś dla mnie po prostu za szybka. Ale cieszę się, że mogłam przeczytać oba rozdziały jeden po drugim bez czekania (chociaż w Twoim przypadku to czekanie i tak nigdy nie trwa długo :D).
OdpowiedzUsuńNiezłego stracha napędziłaś nam wszystkim tym wydarzeniem w szpitalu. Naprawdę, przez chwilę rozważałam, czy nie zamknąć tej karty w przeglądarce i już nigdy tu nie wracać, bo tak bardzo się bałam, że Adaś może umrzeć. Chwała Ci za to, że nic mu się nie stało i jego stan powoli wraca do normy. Dalej martwię się tym przeszczepem, ale jestem dobrej myśli.
Mam mieszane uczucia co do tej sprzeczki Hani z Gregorem. W pierwszej chwili jej powód wydawał mi się całkowicie banalny, ale potem tak sobie pomyślałam, że to nie powód był tutaj ważny, ale to, co sobie powiedzieli. Bo do takiej rozmowy prędzej czy później i tak by doszło. Mają za sobą za bardzo bolesną przeszłość, żeby tak po prostu przejść nad nią do porządku dziennego. Kilka wspólnych nocy nie załatwi sprawy, bo potrzeba czasu i wzajemnej szczerości, żeby Hania na nowo zaufała Gregorowi. Mam nadzieję, że on to zrozumie i nie będzie na nią naciskał. Już pokazał w tamtym rozdziale, że to rodzina jest dla niego najważniejsza, dlatego mam nadzieję, że naprawdę będzie w stanie zrobić dla niej wszystko.
Ściskam mocno! <3