niedziela, 1 maja 2016

Dwadzieścia pięć

- Gregor... - szepnęłam niemal niesłyszalnie. Czułam jak moje całe ciało ogarniają dreszcze i zaczynam się niekontrolowanie trząść. Nawet nie potrafiłam uronić łzy, choć w tym momencie miałam wrażenie, jakby walił mi się cały świat. O czym ja w ogóle myślałam jeszcze 20 minut temu w domu skoczka? Jak mogłam być tak nieodpowiedzialna i przyjechać tu dopiero teraz?!
- Mamo, powiedz coś! - krzyknął do blondynki znajdującej się w nie lepszym stanie niż ja. Serce trzepotało mi tak, jakby zaraz miało wylecieć z piersi. U mojego boku pojawiła się przerażona Baśka a Gregor próbował wybadać coś za szybą. Widziałam jak nierówno oddycha.
- Nic nie widzę – stwierdził. Marisa nadal mocno trzymała moje dłonie a Stefan położył ręce na jej ramionach. Każdy miał ogromny strach w oczach. Jeśli coś mu się stanie to nigdy sobie tego nie wybaczę. Wtedy już nic nie ukoi mojego bólu.
- Dlaczego oni wciąż tam siedzą?! - wrzasnęła zdenerwowana Gloria. Miała skrzyżowane ręce i chodziła w to i z powrotem wzdłuż korytarza. Nie miałam nawet siły spojrzeć za szybę. Basia razem z mamą pomogły mi zająć miejsce na krzesełku, a ja tępo wpatrywałam się w podłogę. Miałam najgorsze przeczucia. Czekałam jedynie aż albo ktoś mnie wybawi albo ktoś wbije sztylet w moje serce.
- Greg.. - znów szepnęłam. Musiał to usłyszeć, bo już po chwili ukucnął przede mną i odgarnął włosy z czoła. Spojrzałam w jego przestraszone oczy. Chwycił mnie za dłonie i przyłożył do swoich ust.
- Nie rozklejaj się – powiedział, a ja jak na zawołanie zaczęłam płakać. Niesłyszalnie. Łzy same leciały mi z oczu.
- Co...jeeeeśli...? - wypowiedziałam drżącym ze strachu głosem.
- Nawet nie waż się tak mówić – przerwał pewnie. Przełknęłam głośno ślinę. Pomógł mi wstać a potem mocno mnie do siebie przytulił, aż zabrakło mi tchu. Pozwolił płakać w ramionach. Nie obchodzi mnie teraz cała reszta, która pewnie z konsternacją przygląda się tej scenie. Pragnęłam po prostu, by ktoś wreszcie stamtąd wyszedł i uwolnił mnie od tej paraliżującej niewiedzy.
- Hania, nie przejmuj się. Może po prostu parametry mu skoczyły. Przecież lekarze mieli go cały czas pod kontrolą – podniosłam zapłakany wzrok na starszego ze Schlierenzauerów. Bał się, widziałam to. Pogłaskał mnie po włosach.
Dźwięk otwieranych drzwi był niemal jak wybawienie. Automatycznie cała gromada się przy nich znalazła, napotykając zdziwione spojrzenie wychodzących z nich osób. Wśród nich rozpoznałam lekarkę Adasia.
- A co się tu państwa tyle nagromadziło? - spytała pół-żartem, pół-serio, podpisując jakieś podsunięte przez pielęgniarkę dokumenty. Myślałam, że mnie krew zaleje! Moje dziecko umiera a ona wyskakuje z takimi chorymi tekstami!
- Co się dzieje z moim synem? Dlaczego musieliście się nim zająć? - odezwał się szatyn. Podszedł bliżej do lekarki nadal trzymając mnie za rękę. Kobieta popatrzyła na niego zdezorientowana.
- Ale co się miało dziać? Nie rozumiem – odpowiedziała po chwili zastanowienia, ogarniając nas wszystkich wokół.
- Przecież kazaliście nam wyjść i zaraz zbiegło się tu całe grono lekarzy – wtrąciła Gloria.
- Na monitorku coś ciągle pikało – dodał zdeterminowanie Stefan. Popatrzyliśmy na niego jak na głupka, a Marisa taktowanie powiedziała mu, żeby się przymknął.
- Pani doktor.. - powiedziała Angelika. Wzięłam głęboki wdech i mocniej ścisnęłam dłoń szatyna. Niech ona wreszcie coś powie!
- Proszę państwa, owszem, zaczęło się coś dziać i musieliśmy po prostu razem to skontrolować, ale przecież to nie było nic poważnego. Gorączka spadła, infekcja zelżała a Adaś właśnie się obudził – to, co nastąpiło po jej słowach było zbyt wielkie, by nazwać to jedynie radością. Poczułam niewyobrażalną ulgę. Olbrzymi kamień spadł mi z serca, a na moim niebie znowu zaświeciło słońce. Poczułam jak każdy po kolei mnie przytula, a po policzkach spływały tym razem łzy szczęścia.
- Matko kochana, udało się.. - usłyszałam gdzieś obok głos rodzicielki. Chłopaki przybili sobie piątki i poklepali Gregora po plecach. Paul trzymał teraz roztrzęsioną Angelikę w ramionach i coś szeptał jej do ucha. Przymknęłam oczy i napawałam się tą informacją, ile mogłam. Gdy je
otworzyłam ujrzałam tuż przed sobą postać szatyna. Wpatrywaliśmy się w siebie i nic nie musieliśmy mówić. On wiedział. Ja wiedziałam. Po prostu się do mnie uśmiechał. Oczy mu błyszczały i wyglądał jakby część trosk właśnie została zdjęta z jego barków. A potem uczynił coś, co zaskoczyło mnie a i pewnie całą resztę. Ujął moją twarz w dłonie i pocałował. Słyszałam jak rozmowy wokół nas umilkły. Wszyscy musieli teraz na nas patrzeć.
- No braciszku, nareszcie! Myślałam, że jednak jesteś już ten nie teges.. - odchrząknęła Gloria. Oderwaliśmy się do siebie i w tym momencie Gregor wywrócił oczami a potem szeroko się uśmiechnął. Ja uczyniłam to samo.
- Synku... - usłyszałam zmieszanie pani Schlierenzauer. Poczułam satysfakcję. Taką prawdziwą, bo on zdecydował się na ten gest właśnie przed swoją matką, która z pewnością sobie tego nie życzyła. Ale nic mnie to nie obchodziło.
- Chodźmy do niego – szepnęłam a skoczek pociągnął mnie za rękę i weszliśmy do sali.

Klinika, 5 dni później...

- Tatusiu, a ja też chcem takiego duzego misia jak ma Adaś! - odezwała się trzylatka. Blondyn uśmiechnął się szeroko, a ja zachichotałam.
- Dobrze, ale pod warunkiem, że tata dostanie takiego wielkiego wielkiego buziola od swojej małej księżniczki – odpowiedział jej rozbawiony, a mała wskoczyła mu na kolana i mocno ucałowała ojca w policzek. Oboje się zaśmiali.
Spojrzałam z czułością na swoje dziecko, spoczywające w ramionach Sabriny. Był dziś taki radosny. Przez ostatnie kilka dni jego twarz nabrała kolorów a na policzki wkradły się zdrowe rumieńce. Powoli odzyskiwał siły. Zaraz po wybudzeniu był markotny, przesypiał więcej niż powinien. Ale z dnia na dzień czuje się coraz lepiej a wyniki się poprawiają. Cieszyłam się ogromnie choć jesteśmy dopiero na półmetku w walce z tą chorobą. Jednak lekarze mówią zgodnie: szansa na rychłe przeprowadzenie przeszczepu jest bardzo duża i lada dzień zaczną go do tego przygotowywać. Podobnie jak Lukasa, który za kilka dni miał zgłosić się do szpitala.
- Gdzie Gregor, Hania? - spytał, gdy Lilly zajęła się zabawkami chłopca.
- Pojechał na trening – zdziwił się.
- Teraz? Na trening? - odezwała się blondynka. Uśmiechnęłam się do obojga.
- Sama go do tego namówiłam – odpowiedziałam i połaskotałam chłopca za nóżkę, a on zareagował uroczym śmiechem. Wszyscy mu zawtórowaliśmy – ostatnio pokłócił się z Marcusem.
- O co? - dopytuje się skoczek. Jest szczerze zaintrygowany.
- Gregor ostatnio zaniedbywał treningi i wszystkie obowiązki związane z kontraktem – westchnęłam. Czułam się winna problemów szatyna, bo przecież ja jestem tego powodem.
- A czy jego szanowny wujek nie rozumie, co się teraz dzieje? - wtrąciła z pretensją – przecież Adaś jest w szpitalu, walczy z poważną chorobą. To chyba logiczne, że Gregor ma teraz głowę zaprzątaną czymś innym.
Thomas zrobił jakąś dziwną minę. Wydawało mi się, że jest zmieszany. Zaczęłam mu się z uwagą przypatrywać.
- Ty coś wiesz, Morgi – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Sabrina popatrzyła na swojego chłopaka wielkimi oczami a on wyglądał jakby się kurczył pod jej spojrzeniem.
- No mów, jeśli coś wiesz – ponagliła go. Thomas zdecydowanie znalazł się pod jej pantoflem. I dobrze. Sabrina zaczęła się niecierpliwić.
- Ehh... - zawahał się, by po chwili dodać – Gregor zamierza zawiesić karierę.
Smoczek, który trzymałam w ręku właśnie upadł na podłogę. Patrzyłam tępo na skoczka, nie wierząc w to, co mówi.
- Co ty bredzisz, Thomas? - spytała go niepewnie. Chłopak pokiwał głową.
- Wiecie, że rozważał taką opcję jeszcze przed sezonem olimpijskim, ale postanowił to przesunąć – zaczął wyjaśniać, przenosząc spojrzenie raz na nią raz na mnie – jest już tym wszystkim zmęczony, stracił cały okres dorastania przez karierę. Potrzebuje jakiejś przerwy, tym bardziej, że i tak jego forma gdzieś przepadła.
Zrobiło mi się przykro. Szatyn nic mi do tej pory nie powiedział. Owszem, odbyliśmy tą małą rozmowę w szpitalu ponad tydzień temu. Przyznał, co go gryzie i w jakim obecnie znajduje się stanie. Ale nic nie wspominał o jakimkolwiek zawieszaniu kariery. A to bolało mnie najbardziej, bo nie dzielił się ze mną swoimi planami. Przecież ponoć mnie kocha...
- Zbladłaś. Źle się czujesz? - zmartwiony głos Sabriny wyrwał mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się do niej lekko i pokręciłam głową. - przejęłaś się tym, co powiedział Thomas?
- Skąd, tak jakoś się zawiesiłam – wyprostowałam się na krześle i próbowałam przybrać obojętny wyraz twarzy – Wybadam co nieco od niego później – ale sobie o mnie pomyśleli. Jesteśmy niby razem a on nie informuje mnie o tak istotnych rzeczach. Ale nie dałam po sobie tego poznac. - koniec o mnie. Powiedzcie lepiej jak tam stoi budowa domu? - zagadnęłam ich wesoło, by zmienić temat.
- Wszystko idzie zgodnie z planem – ożywił się Thomas. - jak dobrze pójdzie to na wiosnę się wprowadzamy.
- To świetnie! – ucieszyłam się szczerze – teraz jedynie czekam na zaproszenie na wasz ślub – dodałam śmiało. Zauważyłam ich porozumiewawcze spojrzenia. Coś mi tu nie pasowało. Adaś zaczął gaworzyć po swojemu i gryźć swoją piąstkę, a Sabi uśmiechała się do niego promiennie – o co wam chodzi? Coś się stało? - mój uśmiech gdzieś przygasł. Znów na siebie dziwnie spojrzeli a Thomas jakby dał jej na coś znak. Spojrzałam więc na blondynkę – Sabrina?
- Obawiam się, że ze ślubem będziemy musieli sobie trochę poczekać – zaczęła, po czym jeszcze raz na niego spojrzała, a następnie się do mnie uśmiechnęła – bo najpierw przyjdzie do was zaproszenie na chrzciny – spojrzała znacząco na bawiącą się obok Lilly. Zrozumiałam.
Nawet nie musiałam łączyć faktów. Jej oczy zdradzały wszystko a szczęście miała wymalowane na twarzy. Podobnie jak Thomas. Uśmiechnęłam się do niej szeroko i byłam ucieszona jak nigdy.
- O Boże! Moje gratulacje! - pisnęłam a potem przytuliłam po kolei ich oboje, nie kryjąc radości – kiedy? Jak? Na kiedy masz termin? - zaczęłam zalewać ich falą pytań.
- Spokojnie, to dopiero 8 tydzień – odpowiedziała, a Adaś, jakby rozumiejąc, zaczął piszczeć ucieszony – mam tylko nadzieję, że wszystko przebiegnie bez komplikacji.
- Oczywiście, że tak będzie – zapewniłam ją. Pocałowała małego w główkę – przecież z dziećmi ci do twarzy.
Do pomieszczenie nieoczekiwanie weszła znana mi już dobrze pielęgniarka. I jej posłałam szczery uśmiech, lecz nie dostałam podobnej odpowiedzi.
- Pani Haniu, jeszcze pani tutaj?! - spytała zdenerwowana. Thomas i Sabrina zrobili przestraszone miny, ale już ja dobrze wiedziałam, że nie ma co się martwić – bo zaraz zatelefonuje do pana Gregora i skończy się ta samowolka!
- Chciałabym zostać z synem – poskarżyłam się.
- Jest pani z nim od kilku dni bez przerwy. Bez odpowiedniego odżywiania się, snu i odpoczynku. Proszę natychmiast jechać do domu.
- Ale...
- Żadne ale! - aż podskoczyłam na krześle, słysząc jej słowa. Adaś patrzył na tą scenę z uwagą. Lilly, zajęta sobą, w ogóle nie podniosła głowy.
- Siostro, przecież wczoraj byłam w domu – wtrąciłam buntowniczo. Czułam się przy niej jak mała dziewczynka.
- Wczoraj to wczoraj a dzisiaj to dzisiaj – odpowiedziała oględnie, a pozostała dwójka wybuchneła cichym śmiechem. Kobieta natychmiastowo skarciła ich spojrzeniem – niech pani odpocznie, zrobi sobie relaksacyjny wieczór. Adasiowi już nic nie grozi, co potwierdzają badania – westchnęła, biorąc ręce pod bok i patrząc na mnie z troską – odrobina zapomnienia pani nie zaszkodzi.
- Ostatnio jak zrobiłam sobie wolny wieczór to skończyło się tragicznie.. - odparłam pod nosem, spuszczając głowę.
- Zapewniam, że tym razem tak nie będzie – odpowiedziała – za godzinę nie chcę tu pani widzieć – i sobie po prostu wyszła. A ja jedynie się zezłościłam.
- Ostra babka – wtrącił rozbawiony Morgenstern. Posłałam mu groźne spojrzenie – na nas też już pora – oboje wstali i wreszcie oderwali małą Lilly od zabawek. Nawet wywód pielęgniarki nie przeszkodził jej w rozrywce. - wpadniemy jutro – po czym pożegnali się we trójkę z chłopcem i wyszli.
- Do zobaczenia – usłyszałam głos Sabriny na odchodnym. Dobrze, że chociaż im zaczyna się układać.

Najpierw relaksacyjna kąpiel, a potem nałożenie na siebie czegoś wygodnego. Mówiąc ściślej koszulki Gregora.
A teraz odprężająca muzyka i ciepła owocowa herbata w kuchni. Idealna jak na taki chłodny i wilgotny wieczór za oknem. Gdyby temperatura sięgała jeszcze kilku stopni niżej, z pewnością rozpaliłabym w tym wielkim kominku. Ale herbata jak na razie wystarczała.
Telefon leżał na szafce w pogotowiu, ale miałam tym razem dobre przeczucia. Od tej pory wszystko będzie już w porządku, dlatego odłożyłam troski na bok. Przeszczep się uda, musi.
Wrócił. Usłyszałam jego kroki w korytarzu, a potem jak wchodzi do salonu. Jedyne źródło światła dobiegało z niewielkiej lampki w pokoju i kilku małych żarówek pod szafkami w kuchni. Było całkiem klimatycznie i uroczo. Dokończyłam robienie kanapek, poruszając się delikatnie w rytm piosenki, którą wręcz uwielbiam.
- Cześć – odezwał się a ja uśmiechnęłam się pod nosem i powoli odwróciłam w jego stronę, opierając plecami o blat. Patrzył na mnie tak jakby był mną zauroczony. Zauważyłam jak mierzy mnie wzrokiem od góry do dołu, skupiając spojrzenie na tej dolnej części. - mogłaś chociaż założyć kapcie – oszalał. Zerknęłam na swoje bose stopy i wybuchnęłam śmiechem.
- A tak ci się nie podoba? - rzuciłam bez namysłu. Widziałam jak przełyka ślinę. Miał bardzo lubieżny wzrok.
- Podoba – zaśmiał się krótko – kto cię zdołał nakłonić, żebyś przyjechała na trochę do domu?
- Pielęgniarka – odparłam, wzruszając ramionami. Pod tym jego mocnym spojrzeniem nie wiedziałam, gdzie mam oczy podziać, więc chwyciłam ponownie kubek z cieczą i upiłam łyk – stwierdziła, że powinnam zrobić sobie wolny wieczór, zapomnieć o wszystkim i się odprężyć. Herbaty? - pytam.
- I miała zupełną rację – zaczął się do mnie powoli przybliżać. Nie wiem dlaczego, ale poczułam się niepewnie. Z każdym jego krokiem serce zaczynało bić mi szybciej. - nie, dziękuję – dodał po chwili. Sekundę później znalazłam się w jego silnym uścisku i wdychałam jego niepowtarzalny zapach. Zakręciło mi się od tego w głowie. - i co zamierzasz zrobić z tym wolnym czasem?
- Przyrządziłam nam kanapki – odparłam płytko. Pocałował mnie szybko – myślałam, że zjemy razem. - westchnęłam – a poza tym wcale nie podoba mi się to, że mnie przegoniła. Jak mogła! Jestem jego matką i mam prawo przy nim zostać.
- Nie martw się tak. Wszystko będzie dobrze.
Odsunął nieco twarz i spojrzał na mnie ciepło. Zaczął subtelnie muskać ustami moją szyję i obojczyk. Przymknęłam oczy, bo to było całkiem przyjemnie. A przecież chodziło o to, żeby się odprężyć.
- Gdzie reszta rodzinki? - pytał nie przerywając.
- Mama z Baśką pojechały do twoich rodziców. Nie pytaj, nie wiem po co. Ponoć nie wracają na noc – odpowiedziałam ledwo słyszalnym głosem, czując jego dłoń na moim udzie.
- Czyli mamy cały dom dla siebie – mruknął zadowolony. Uśmiechnęłam się, ale musiałam poruszyć jeszcze jeden temat.
- Dlaczego nie powiedziałeś, że chcesz zawiesić karierę? - zamarł. Przerwał na chwilę te słodkie pieszczoty i spojrzał mi w oczy.
- Kto?
- Thomas – odpowiedziałam pewnie. Oczy mu pociemniały – myślałam, że należymy już do siebie – przyłożyłam palec do jego ust, gdy chciał mi przerwać – Sandra pewnie już wie – dodałam sarkastycznie. Spuścił głowę – no oczywiście, do niej pierwsze poleciałeś...- prychnęłam i chciałam się odsunąć, ale zatrzymał mnie w swoim uścisku.
- Nie wie. Tylko Thomasowi o tym wspominałem – odpowiedział, patrząc mi zacięcie w oczy – w sekrecie – sprecyzował. Wywróciłam oczami.
- A ja? Kim dla ciebie jestem? - spytałam, stając z nim na równi – nie liczę się na tyle, żebyś podzielił się ze mną swoimi planami?
- Nie chciałem cię ostatnio martwić – spojrzał gdzieś w bok – poza tym w obecnej sytuacji ta sprawa została odłożona na później.
- Świetnie. Myślałam, że mi ufasz.
- Ufam. Aż tak złości cię to, że ci o tym nie powiedziałem?
- Tak! - wrzasnęłam – złości, bo chciałabym wiedzieć o takich rzeczach. Bo ponoć mamy stworzyć rodzinę. Ponoć mam tu z tobą zamieszkać, wynieść się z Polski. Przecież właśnie tego chciałeś – westchnęłam – tym samym pokazałeś mi, że nie liczysz się z moim zdaniem.
Mierzyliśmy się na spojrzenia. Nie chciał odpuścić, jak zawsze. Oczywiście to jemu miałam przyznać rację.
- Naprawdę musimy kłócić się o to teraz, kiedy stoisz przede mną w tej kusej koszulce pożyczonej bez mojej wiedzy, swoją drogą, a mi skacze ciśnienie? - spytał na jednym tchu, a ja otworzyłam lekko usta ze zdziwienia – oczywiście, że marzę, by stworzyć z tobą rodzinę i byś ze mną tu została. Wybacz, jeżeli cię uraziłem. Ta rozmowa między mną i Morgim odbyła się dawno temu, zanim przyjechałaś do Innsbrucka – wyjaśnił, poddenerwowany – nie wracałem do niej, bo powstały inne priorytetowe sprawy – dodał dobitnie. Może, ale to może trochę zrobiło mi się głupio, że tak na niego z tym naskoczyłam, ale oczywiście mu się do tego nie przyznam. Oddychał tak nierówno i tak głośno, że już nie potrafiłam odgadnąć, w jakim jest teraz nastroju.
Uspokoił się nieco. Po raz kolejny poczułam dłonie na swoich udach. Wzdrygnęłam się. Co on sobie wyobrażał? Czy on nie wie, co w tej chwili przeżywam?
- Przestań.. - powiedziałam chłodno.
- Dlaczego? - szepnął gdzieś przy moim uchu. Jego pieszczoty teraz na mnie nie działały. Zaczęły mnie wręcz irytować – powinnaś posłuchać tej pielęgniarki i dać się ponieść chwili...
- Jakiej znowu chwili, Gregor?! - warknęłam. Speszyłam go tym. Oderwał się ode mnie na niewielką odległość i patrzył zdezorientowany – jestem wykończona, rozumiesz? W każdym tego słowa znaczeniu – dodałam już nieco ciszej. Nadal się nie poruszył.
- Więc pozwól się sobą zająć – odpowiedział po jakimś czasie. Znów westchnęłam. On niczego nie kuma.
- Nasz syn leży w poważnym stanie w szpitalu – zaczęłam, zaciskając zęby – może do ciebie to nie dociera, ale ja walczę z tą chorobą już od dobrych kilku miesięcy. Najpierw mnie zostawiłeś – wycedziłam – potem miałam problemy z ciążą. Zostałam sama z maleńkim dzieckiem, a na koniec los pokarał mnie na tyle, że zachorowało na białaczkę – wzięłam kilka głębokich oddechów. Wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie – i nie, nie mam ochoty na żaden pieprzony seks. To jest akurat ostatnie, co przyszłoby mi do głowy.
- Więc jednak dalej chowasz do mnie uraz – stwierdził zawiedziony. Boże, kocham go, ale nie da się tak łatwo od tego uwolnić – całe życie będziesz już mnie tak piętnować? A teraz co, znalazłaś sobie Sandrę jako argument przeciwko mnie? - spytał ironicznie – ty naprawdę niczego nie widzisz?
- Nie, ale złości mnie to, że ona odgrywa większą rolę ode mnie w twoim życiu.
- Ty jesteś w nim najważniejsza, rozumiesz? - powiedział pewnie, ujmując moją twarz w dłonie – myślałem, że mi to wszystko wybaczyłaś – westchnął – owszem, byłem draniem, ale mam całe życie by to naprawić.
- Kocham cię, Gregor – szepnęłam – ale nie zapomniałam. Bo nie da się tak po prostu zapomnieć.. - dodałam i odsunęłam się w drugi kąt pomieszczenia. Milczał. Nie podszedł do mnie ponownie.
- Nie rób tego, Hania – usłyszałam gdzieś za plecami. Jego głos był przepełniony bólem – nie każ mnie w ten sposób, rozkochując mnie w sobie, sprawiając, że tracę dla ciebie głowę, a ty możesz mnie w każdej chwili odrzucić. Bo teraz życie bez ciebie byłoby dla mnie najsurowszą karą... - dodał, a potem wyszedł. I znów cierpienie ścisnęło mi serce.





~ Bo zdajesz sobie sprawę, że nie tak łatwo 
przyjdzie Ci Ją w pełni odzyskać...




***
No to tak właśnie wyszło :)


8 komentarzy:

  1. Ohh! Nawet nie wiesz, jaką przyjemność zrobiłaś mi dzisiaj tym rozdziałem!
    Bardzo się cieszę, że z Adasiem już lepiej, a to przerażenie całej rodziny i wręcz komiczna reakcja pielęgniarki kompletnie zwaliły mnie z nóg. No ale najważniejsze, że Adaś ma szansę.
    Thomasowi i Sabrinie się zaczęło na poważnie układać, no ale co z Hanią i Gregorem? Już było tak sielankowo, ale jak widać, to wcale nie oznacza takiego happy endu od zaraz. Chyba jeszcze muszą nad nim popracować. Z jednej strony rozumiem Hanię, że ciężko jej zapomnieć to, co ją spotkało przez Gregora, ale z drugiej, gdy już mu dała szansę, a on raz po raz udowadnia, że mu zależy, może i ona powinna trochę odpuścić? Ohh no i ta Sandra! Taki cień - zawsze gdzieś tam obecna...
    Rozdział wspaniały! Mam nadzieję, że następny rozdział dodasz już niedługo, bo już nie mogę się doczekać, co dalej:)
    Buziaki:*
    Verity

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Kochana.
    Jaka miła niespodzianka, że tak szybko dodałaś nowych rozdział.

    Co za ulga, że Adaś się wybudził.
    W poprzednim rozdziale napędziłaś nam strachu.

    W końcu Gregor pokazał, iż Hania nie jest mu obojętna.
    Ten pocałunek w szpitalu, z pewnością wiele dla niej znaczył.
    Dobrze, że ujawinił swoje uczucia przy rodzinie i znajomych.

    Czyżby Gregor naprawdę planował zawieszenie kariery?
    Myślę,że to nie byłby zły pomysł. Miałby więcej czasu dla Hani i Adasia.
    Pokazałby Hani,że jest dobrym ojcem i chce nadrobić stracony czas.

    Hania chyba długo nie będzie potrafiła, zapomnieć o tym, że Gregor ją skrzywdził.
    Mam nadzieję,że już niedługo będzie w pełni szczęśliwa.

    Czekam na kolejny.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Już 26 rozdział a ja cały czas marzę o tym, żeby to opowiadanie było na Wattpadzie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehe, dziękuję :) ale wtedy do tego przydałby się większy talent ^^

      Usuń
    2. Nie prawda! Przy tym co można tam znaleźć, ta historia to istne cudo *.*

      Usuń
  4. Witaj Kochana! <3

    W końcu dotarłam!
    Wszystko nadrobiłam i bardzo żałuję, że nie udało mi się być na bieżąco... ale przede wszystkim jest mi wstyd :(

    Odnosząc się do powyższego rozdziału, mam tylko jedno do zarzucenia - nie jestem w stanie się określić, ponieważ nawet wyraz "wspaniale" nie równa się z tym rozdziałem, całym opowiadaniem, a co za tym idzie - z Twoim talentem :)

    Cieszę się, że z Adasiem jest lepiej. Teraz kolej na przeszczep... Mam nadzieję, że obędzie się bez większych komplikacji.
    Superowo, że Thomas po raz drugi zostanie tatusiem :D
    Co do Gregora, to jego postać coraz bardziej mnie zaskakuje. Oczywiście, pozytywnie.
    Muszę przyznać, że jego ostatnia wypowiedź mnie zachwyciła!
    Nie spodziewałam się aż takiej zmiany Gregora.

    Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy!
    Trzymaj się :*

    Pozdrawiam, Camille

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem!
    Cholernie przepraszam, że nie skomentowałam ostatniego rozdziału, ale skleroza w połączeniu ze stosem podręczników wyłączają mi myślenie... Ale go przeczytałam :) Obydwa są cudowne ^^
    Jejciu, jak dobrze, że z Adasiem już lepiej, że się wybudził. Niezłego stracha nam napędziłaś! Oby tylko przeszczep udał się bez komplikacji.
    Fajnie, że między Thomasem a Sabriną wszystko gra jak w dobrej filharmonii. No i ktoś tu będzie znów tatusiem :D
    Jestem ciekawa, jak teraz rozwiną się sytuacje z Hanią i Gregorem. Od razu cudów nie będzie, ale małymi kroczkami do celu... Gregor powiem szczerze, że ostatnio mnie coraz bardziej zaskakuje. Czyli chyba też będzie dobrze :)
    Weny!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Omg, jesteś dla mnie po prostu za szybka. Ale cieszę się, że mogłam przeczytać oba rozdziały jeden po drugim bez czekania (chociaż w Twoim przypadku to czekanie i tak nigdy nie trwa długo :D).
    Niezłego stracha napędziłaś nam wszystkim tym wydarzeniem w szpitalu. Naprawdę, przez chwilę rozważałam, czy nie zamknąć tej karty w przeglądarce i już nigdy tu nie wracać, bo tak bardzo się bałam, że Adaś może umrzeć. Chwała Ci za to, że nic mu się nie stało i jego stan powoli wraca do normy. Dalej martwię się tym przeszczepem, ale jestem dobrej myśli.
    Mam mieszane uczucia co do tej sprzeczki Hani z Gregorem. W pierwszej chwili jej powód wydawał mi się całkowicie banalny, ale potem tak sobie pomyślałam, że to nie powód był tutaj ważny, ale to, co sobie powiedzieli. Bo do takiej rozmowy prędzej czy później i tak by doszło. Mają za sobą za bardzo bolesną przeszłość, żeby tak po prostu przejść nad nią do porządku dziennego. Kilka wspólnych nocy nie załatwi sprawy, bo potrzeba czasu i wzajemnej szczerości, żeby Hania na nowo zaufała Gregorowi. Mam nadzieję, że on to zrozumie i nie będzie na nią naciskał. Już pokazał w tamtym rozdziale, że to rodzina jest dla niego najważniejsza, dlatego mam nadzieję, że naprawdę będzie w stanie zrobić dla niej wszystko.
    Ściskam mocno! <3

    OdpowiedzUsuń