Ponownie siadam w miękkim
fotelu. W sali pali się jedynie niewielka lampka nocna a dodatkowe
światło dają latarnie na zewnątrz. Z niesmakiem zerkam na
parujący kubek kawy, który ostatnio staje się moim nieodłącznym
atrybutem. Nawet Red Bulle już mi nie wchodzą, co jest bardzo
dziwnym zjawiskiem. Ale mimo tego, że mam większą ochotę zjeść
brokuły, niż ruszyć to cholerstwo, zmuszam mój organizm to
przyjęcia kolejnej porcji napoju. Po prostu muszę, by jakoś
normalnie funkcjonować w tym czasie. Nie mogę spać, a nie mogę
też zasnąć choćby za kierownicą.
Chłopiec znów zaczął
płakać. Zmartwiłem się, bo to nie pierwszy raz od kiedy położyłem
go spać. Od kilku godzin jest markotny, przebudza się. Jakby coś
go trapiło. Wstaję więc ponownie z fotela i sięgam po niego, po
czym przytulam dziecko do siebie. Ze zmarszczonymi brwiami
stwierdzam, że się obudził, a grymas na jego buźce wcale mnie nie
zapewnia o niczym pozytywnym. Mimo tego uśmiecham się do niego
szeroko, bo najważniejsze, że mam go teraz dla siebie. Że tak po
prostu jest.
- Co jest, marudo? - pytam
szeptem i znów układam go sobie na ramieniu, zaczynając kołysać.
Patrzy na mnie nieco poirytowany, ale powoli się uspokaja. Próbuje
wzniecić jakiś bunt, gdy przez kilka kolejnych minut wierci się i
udaje, że płacze, ale ja wcale nie dam się nabrać. Humorki to on
z pewnością odziedziczył po mamusi.
Pluje sobie w brodę za
to, że go zostawiłem. Jak zawsze zresztą, kiedy z nim przebywam.
Hania ma rację. Nie zasługuję na niego, ani na to, by być jego
ojcem. Jestem podły, a opłacona klinika i jakieś drogie zabawki
nie wynagrodzą mu straconego czasu. Nie odkupią moich win. I
choćbym nie wiem, jak się starał, jego matka już zawsze będzie
mnie uważała za drania.
Dziecko zasypia, a ja
kładę je do łóżeczka. Wyciągam z kieszeni telefon, bo znów mam
multum SMSów od Hani, które chamsko ignoruję. Choć chętnie
przeszkodziłbym jej w tej randce...
- Można? - odwracam się
zdziwiony, słysząc jej głos. Nie zauważyłem jak wchodziła i
przyznaję, że zaskakuje mnie jej widok.
- Cześć, wejdź –
zachęcam ją niepewnie. Blondynka wchodzi do środka i kładzie na
fotelu swoją torebkę. Zauważam, że ostatnio zakłada na siebie
jasnokolorowe rzeczy i stwierdzam, że zdecydowanie odejmują jej
kilka lat. Staje obok mnie i z uśmiechem przygląda się dziecku.
Przychodzi mi na myśl, że to przecież pierwszy raz, kiedy widzi
mojego syna „na żywo”.
- Matko, on jest taki do
ciebie podobny – mówi cicho, wzdychając.
- Wiem. - odpowiadam
krótko. Podnosi na mnie spojrzenie i widzę coś takiego...Boże,
Sandra.
- Co ty tutaj robisz? -
nie chciałem brzmieć niegrzecznie, ale chyba niechcący mi tak
wyszło. Jednak puściła to mimo uszu.
- Przejeżdżałam
niedaleko, więc pomyślałam, że wpadnę. Ale jeśli ci to
przeszkadza, to..
- Nie, nie. Zostań –
zachęcam ją natychmiast. Uśmiecha się. To dobrze. Więc znów
patrzy na śpiące dziecko. Razem na nie patrzymy. Przez moment mam
dziwne uczucie jakby Adaś był moim i jej synem. Ale szybko odpieram
tę myśl, bo on ma swoją matkę i dochodzę do wniosku, że nigdy
niczego nie chciałbym zmieniać.
- Gregor... - zaczyna z
wahaniem – przyjdziesz na mój ślub?
- Pytasz, czy twój były
chłopak, z którym spędziłaś prawie 6 lat i którego zostawiłaś
zgodzi się patrzeć jak wychodzisz za mąż za innego faceta? -
pytam jakiś czas później. Ona milczy- nie, wcale nie mam ochoty
tam iść.
- Dlaczego? Przecież się
przyjaźnimy..
- Wybacz, ale to chyba
nieco inny rodzaj przyjaźni – zauważam ironicznie. Sięgam do
łóżeczka i poprawiam chłopcu kocyk, byleby tylko na nią nie
patrzeć.
- Jeśli nie przyjdziesz
to wtedy to już nie będzie to samo..
- Będziesz musiała obyć
się tam beze mnie.. - następuje krępująca cisza.
- Możesz przecież wybrać
się z Hanią. - drąży dalej. A ja czuję się tak jakby prosiła
mnie, bym dobrowolnie poszedł na szubienicę.
- Tak i co? Hania ma
patrzeć przez całe wesele jak zaciskam pięści, bo chciałbym być
na jego miejscu? - zerka na mnie ostro. Jej niebieskie oczy
przybierają teraz lodowaty odcień.
- Doskonale wiesz, że nie
chciałbyś być na jego miejscu – odpowiada pewnie.
- Co? Skąd możesz to
wiedzieć? - pytam już poddenerwowany. Wiem, co czuję i wiem, że
nie mylę uczuć. Wiadomość o zaręczynach, teraz ten ślub.
Potrafię pewne rzeczy dostrzec.
- Gregor...nie bez powodu
nam nie wyszło.
- To ty mnie zostawiłaś.
- Nie bez powodu też
postawiono na twojej drodze Hanię i dziecko.
- Błagam, nie mieszaj jej
w to wszystko. Z resztą...ja cię wtedy nie zdradziłem, nie byliśmy
razem..
- Wiem i zapewne dlatego
jeszcze z tobą rozmawiam – przyznaje spokojnie – ale oboje
prowadzimy teraz inne życie. Ja mam narzeczonego, a ty masz dziecko.
- Przecież da się
jeszcze to wszystko pogodzić. - dodałem pewnie. Ale mój głos nie
brzmiał normalnie. Był...niemal błagalny.
- Kocham Roberta, Greg –
przerywa mi gwałtownie. Auć.. – wiem, że będę z nim
szczęśliwa. Planujemy rodzinę i...choć zawsze będziesz dla mnie
ważny nie zdołałabym już się z tobą związać... - zabolało.
Mocno zabolało. Ale spieprzyłem już życie tylu osobom, że nie
mógłbym zrobić czegoś wbrew niej. Szczególnie, że to przecież
Sandra.
- Pocałuj mnie.
- Że co? - wiem, że
brzmię pewnie teraz jak osoba o niskim poziomie inteligencji, ale
właśnie w takie osłupienie wprawiają mnie jej słowa. Jestem
zdezorientowany.
- Zrób to, przecież tego
chcesz. Pocałuj mnie, Gregor – przez moment patrzę na nią jak na
wariatkę. Ale zaraz dostrzegam wyłącznie moje oczy, moje usta i
moją anielską twarz. Nie waham się dłużej, tylko pewnie dotykam
jej warg. Ona oddaje pocałunek, rozchylając moje usta językiem.
Więc i ja wciąż nie pozostaję jej dłużny. Jest mi cholernie
przyjemnie, bo w tym pocałunku czuje te wszystkie lata z nią.
Uczucie, jakie nas łączyło. Pasje, wspomnienia, wszystkie chwile.
Całuję ją z taką zachłannością, z siłą, jaką w pełni
jestem w stanie w to włożyć. Uwielbiałem ją całować, a teraz
ta przyjemność spływała na mnie dwukrotnie mocniej. Blondynka
nadal działała na mnie w ten znany dla siebie niewytłumaczalny
sposób, a możliwość ponownego zasmakowania jej ust była dla mnie
jak gwiazdka z nieba.
Tylko, że...hah...sam
siebie nie rozumiem, bo to...po prostu pryska. Ulatuje. Rozpływa się
w czarną plamę. Trwało te kilkanaście sekund i kończy się
jeszcze szybciej. I już nie mam w głowie jej blond włosów, jej
szerokiego uśmiechu i tej promiennej twarzy. Zatrzymuję się i
teraz to tylko ona mnie całuje. Kiedy to dostrzega, odrywa się ode
mnie na pewną odległość i tak po prostu się uśmiecha.
- I co? - pyta zadowolona
jakby w ogóle miała z czego. Ale jest w pewien sposób
usatysfakcjonowana i nie mam pojęcia, dlaczego.
- Kurwa... - to
najbardziej elokwentne, precyzyjne i jednoznaczne słowo, jakie
przychodzi mi do głowy. Doskonale wyraża moje myśli i idealnie
opisuje fakt, z jakiego zdałem sobie teraz sprawę. Absurdalność
tej sytuacji i sposobu, w jaki przyznałem sam siebie do czegoś, co
świadomie przez cały czas odtrącałem zdały się być głównymi
czynnikami, które przemówiły mi do rozumu. Do serca. Do
wszystkiego. – Sandra, ja chyba nie jestem normalny. - przyznaję,
patrząc na nią jak osioł.
- Owszem, nie jesteś –
przytakuje ze śmiechem. Nie zastanawiam się długo. Chwytam bluzę
i klucze do samochodu. Zerkam z bólem na syna, którego muszę teraz
zostawić.
- Posiedzę z nim trochę.
- mówi, jakby czytając w moich myślach – Jedź.
- Jesteś kochana,
dziękuję – odpowiadam szybko, kierując się do drzwi. Zaraz
jednak się wracam i składam na jej czole krótki pocałunek – za
tamto też. Jesteś najmądrzejszą kobietą na świecie.
- Dlatego zmieniłam
partnera. Powodzenia, dzieciaku – słyszę na odchodnym i wywracam
oczami, bo jest tak bardzo nieomylna.
- Dziękuję za miły
wieczór – mówię, spoglądając z uśmiechem na bruneta. Ma
nieodgadniony wyraz twarzy. Wygląda dziś całkiem pociągająco w
tej granatowej koszuli i ciemnych spodniach. Dodają mu nieco
męskości.
- Cała przyjemność po
mojej stronie – odpowiada uprzejmie. Śmieję się cicho. Dobrze go
było mieć przy sobie. Jest jak namiastka mojego miejsca, moich gór,
mojej rodziny. Jest kimś więcej niż przyjaciel. To taki mój dobry
duch, który udowodniał to przez ostatnie kilka dni. - choć to
tylko zwykła kolacja w zwykłej knajpie.
- Dla mnie to jak
odskocznia, Bartek. Cieszę się, że tu przyjechałeś...i...dziękuję
ci za to całe wsparcie. Jesteś niezawodny – przyznaję,
przygryzając lekko wargę. Zauważam, że jest zdecydowanie
zadowolony.
- Wiesz, że możesz na
mnie liczyć w każdej kwestii – odzywa się cicho po jakimś
czasie. Czuję, jak delikatnie chwyta mnie za rękę. - dzwoń, pisz.
- dodaje, patrząc mi w oczy. - Wiesz, że jesteś dla mnie
najważniejsza? - zaskakuje mnie. Kręcę przecząco głową. Co on
wygaduje?
- Kasia powinna być dla
ciebie najważniejsza.
- Chcę się z nią
rozstać.
- Co? - patrzę na niego z
niedowierzaniem – jak to rozstać? Coś się stało? - pytam
zaniepokojona. Przecież zapewniał, że wszystko jest w porządku.
- Zakochałem się. -
odpowiada krótko - W tobie, Hania – wyjaśnia. I to zupełnie
poważnie. Szybko uwalniam dłoń z jego uścisku i odsuwam się na
pół metra.
- Nie możesz tego zrobić,
Bartek. Ona jest twoją dziewczyną, miłością twojego życia.
- Czy ty tego, do cholery,
nie widzisz? - przerywa mi gwałtownie – myślisz, że po co tutaj
przylatywałem? Po co było te kilka dni? Kocham cię i robię
wszystko, by cię do siebie przekonać – osłupiałam. Nie byłam w
stanie ani nic powiedzieć, ani nic zrobić. Po prostu to mnie
przerosło – Hania, pozwól się sobą zaopiekować – szepcze,
podchodząc do mnie. Kładzie dłoń na moim policzku i delikatnie go
głaszcze – kocham cię i chcę być z tobą.
- Przecież to
niedorzeczne...Ja..Boże, przecież jest jeszcze Adaś...
- Ciii... - znów nie daje
mi dokończyć. Z resztą sama nie wiem, co mam mu powiedzieć. Nic z
tego nie będzie, wiem to, ale nie chcę go tak bardzo ranić. W
głowie mi się nie mieści, że on ciągle podtrzymuje, że mnie
kocha – pozwól mi spróbować.
- Bartek, proszę, nie rób
tego – szepczę desperacko, gdy jego usta znajdują się tak blisko
moich ust. Ciało krzyczy, bym natychmiast się odsunęła i uciekła
do mieszkania Glorii. Przecież wystarczy tylko zrobić kilka kroków
i wpisać kod do bramy. Ale nie. Ja sterczę tu jak idiotka i
pozwalam mu na wszystko. - proszę... - czuję jego oddech i mocne
bicie serca. To się zaraz stanie, a ja nie robie nic prócz
energicznego kręcenia głową i beznadziejnej próby odepchnięcia
go od siebie. Nie chcę tego, on nie może!
Po chwili chłopak znika i
widzę jedynie jak upada kilka metrów ode mnie. Odwracam się
gwałtownie w bok i zauważam wściekłego Schlierenzauera. W jego
oczach jest furia, a całe ciało wygląda jakby szykowało się do
ataku. A obiektem jego nienawiści jest Kłusek.
- Jeszcze raz ją tkniesz,
a obije ci mordę! - warknął do niego. Trwało to kilka sekund, nim
Bartek podniósł się z chodnika. Z cwanym uśmieszkiem otrzepał
spodnie i swobodnie zbliżał się w stronę szatyna.
- Bartek, uspokój się.
To nie jest tego warte – mówię spokojnie. Ale on zachowywał się
jak w transie. W ogóle mnie nie słuchał. - najlepiej będzie,
jeśli wrócisz do hotelu – tym razem kieruje na mnie swoje
spojrzenie. W jego oczach jest taka...pogarda. A wszystko to dzieje
się, gdy Gregor staje tuż obok mnie, jakby chciał mnie od niego
odizolować.
- I co? Znów staniesz się
jego dziwką? - pyta, śmiejąc się nienaturalnie. To rozpętało
tylko kolejną falę wściekłości. Po chwili pięść starszego
skoczka ląduje na twarzy Kłuska, który po raz drugi upada na
ziemię.
- Gregor, przestań! -
krzyknęłam, biegnąc do Bartka. Nie obchodzą mnie jego słowa, bo
wiem, że powiedział je w przypływie złości. Próbuję pomóc mu
wstać, ale mnie odpycha. Dotyka teraz swojej dolnej wargi, z której
zaczyna sączyć się krew.
- Taki jesteś cwany?
Dobrze było ją najpierw bzykać a potem tak po prostu pozbyć się
problemu?! - brunet nie daje za wygraną. - A na dodatek wyrzekłeś
się własnego dzieciaka! Na jej miejscu nie mógłbym nawet na
ciebie patrzeć! - Wstaje i znów kieruje się na Schlierenzauera. A
ja jestem przerażona, bo za chwilę wydarzy się tu bójka.
- Proszę, obaj się
ogarnijcie! Czy wy jesteście nienormalni?! - mogłam mówić jak do
sciany, bo żaden nie zwracał na mnie nawet najmniejszej uwagi.
Zachowywali się irracjonalnie! Jakbym była trofeum, o które teraz
chcą walczyć. Nie osobą, która także ma uczucia.
- Gówno ci do tego, co
jest między mną a nią! Nie masz prawa się jej narzucać i całować
ją bez jej zgody! W zasadzie to w ogóle masz ją zostawić w
spokoju! - wrzasnął wściekle szatyn. Czułam, że moje serce bije
jak oszalałe. Byłam przerażona.
- Jakbyś jeszcze nie
zauważył to ona nie jest twoją własnością – to ciągle ONA w
ich ustach również nie brzmi zbyt grzecznie.
- Gregor, chodźmy do
mieszkania – zwracam się spokojnie do Schlierenzauera, stając
naprzeciwko niego. Patrzy za mnie, a jego wzrok mógłby zabić. Był
jak jakiś mur nie do przebicia. Kompletnie mnie nie słuchał, ani
nie uspokajał się, gdy próbowałam złapać go za ręce –
porozmawiamy na górze.
- Wiesz...Schlieri? -
odezwał się młodszy z nich. W jego głosie słychać było sarkazm
i z przerażeniem odwróciłam się w jego stronę – ja też ją
kiedyś porządnie wyruchałem i powiem ci, że dobra z niej dupa.. -
to, co stało się potem było niczym horror. Gregor rzucił się na
niego jak jakieś dzikie zwierze. Zaczął okładać go pięściami,
nie zachowywał się już normalnie. A Bartek? Wcale nie pozostawał
mu dłużny. Przez moment sądziłam, że zaraz pozabijają się na
moich oczach, a tę tezę potwierdzały coraz większe plamy krwi
pojawiające się na ich twarzach i ubraniach. Znów próbowałam ich
rozdzielić, ale skończyło się na tym, że sama wylądowałam na
chodniku. Mój płacz też ich nie powstrzymał. Po prostu byli
niedorobionymi idiotami, których miałam ochotę osobiście udusić.
To nie byli dorośli faceci, tylko dzieci, walczące o zabawkę.
- Do jasnej cholery,
jeżeli się zaraz nie uspokoicie, to obaj nigdy więcej mnie nie
zobaczycie! - wrzasnęłam, rzucając w nich swoją torebkę.
Następnie zdjęłam z nóg najpierw jeden, a potem drugi obcas i
nimi także w nich cisnęłam. Łzy, spływające po moich policzkach
kompletnie zasłaniały mi obraz przede mną. Czekałam tylko na to
jak któryś z sąsiadów wreszcie usłyszy te krzyki i zadzwoni po
policję, co byłoby najbardziej prawdopodobnym scenariuszem. -
Gregor, zabiorę ci Adasia, rozumiesz?! Nie pozwolę ci mieć z nim
jakiegokolwiek kontaktu! - i dopiero wtedy podniósł na mnie głowę.
Patrzył tak, jakby usłyszał, że właśnie zmarła jego matka.
Miał przerażenie na twarzy i chyba nie wierzył, co przed chwilą
usłyszał. I stało się. W tym momencie Kłusek wykorzystał okazję
i uderzył go z całej siły w twarz. Szatyn upadł na plecy, a z
jego nosa zaczęła tryskać krew.
- Boże, Gregor! -
krzyknęłam desperacko i momentalnie znalazłam się u jego boku.
Ręce mi się trzęsły, a płacz jedynie się wzmógł. Krew
rozmazywała się na całej jego twarzy, a ja tak bardzo się o niego
bałam. Bartek w tym czasie wstał i odsunął się od nas na kilka
metrów. Ale on mnie w tej chwili kompletnie nie interesował, choć
sam był cały podrapany, a jego koszula w tej chwili była rozerwana
na rękawie.
- Zdejmij koszulkę! -
nakazałam szatynowi tonem nie znoszącym sprzeciwu. To, że
wrześniowe wieczory nie należą już do najcieplejszych uszło
teraz mojej uwadze. Pomogłam mu pozbyć się ubrania i szybko
przyłożyłam zgnieciony materiał do krwawiącego nosa. Oddychałam
nierówno i byłam kompletnie przerażona, ale w tej sytuacji jakimś
cudem myślałam logicznie. Odchyliłam mu delikatnie głowę do tyłu
i patrzyłam na jego twarz z bólem – ty durniu, ten twój kartofel
jest chyba złamany! - pisnęłam, widząc na swoich knykciach ślady
jego krwi. Nie odpowiedział, bo nie miał za bardzo takiej
możliwości, ale w oczach zauważyłam rozbawienie. Jakby to w ogóle
było śmieszne! Następnie pokręcił przecząco głową.
- Nie jest – stwierdził
pewnie. Po kilku minutach, które spędziliśmy w ciszy, ciecz powoli
przestawała wypływać z jego nosa. Co nie oznacza, że stało się
tak z wargą czy rozciętym łukiem brwiowym.
- Nie wierzę, że
wybierasz jego zamiast mnie. Po tym wszystkim, co ci do tej pory
zrobił... – słyszę jego zimny głos za sobą. Wciąż mówi po
angielsku, dlatego wzrok starszego mężczyzny kieruje się w stronę
Kłuska. Znów ma mord w oczach, ale teraz nie pozwoliłabym mu nawet
drgnąć.
- Nikogo nie wybieram –
mówię ze spuszczonym wzrokiem. Nie odwracam się. Nie chcę na
niego patrzeć.
- Nie jestem ślepy,
Hania. Obyś tego nie żałowała... - dodaje tak po prostu. Jakby
mnie przejrzał. Jakby doskonale zdawał sobie sprawę z moich myśli.
I..odchodzi. Słyszę jego kroki, które z każdą sekundą coraz
bardziej się oddalały. Zostawił mnie. W tak nieoczekiwany i
brutalny sposób. A jeszcze 15 minut temu wszystko było dobrze.
Czuję jak szatyn unosi
mój podbródek ku górze. Wciąż mam łzy w oczach, dlatego ociera
je kciukiem. Patrzy na mnie tak bardzo...czule i ciepło. Jak dawny
Gregor w czasie tych przeszłych kilku najszczęśliwszych miesięcy
mojego życia. Z uczuciem wymalowanym w oczach. Chciałam, żeby
właśnie teraz wykrzyczał, iż tak naprawdę mnie kocha, bo byłby
to idealny moment na takie wyznania.
Drugą ręką po chwili
odsuwa materiał od swojej twarzy, a ja ze spokojem stwierdzam, że
krew przestała lecieć. Próbuję pozwolić ulecieć tym naiwnym
myślom z mojej głowy. Oboje wstajemy.
- Trzeba ci to wszystko
opatrzyć – dodaję zachrypniętym głosem, przyglądając się
uważnie jego poranionej twarzy. Kilka miejsc wygląda naprawdę
paskudnie.
- Nie odebrałabyś mi go,
prawda? - patrzę mu w oczy. Są pełne przerażenia. Jakby moje
słowa były niczym nóż wbity w jego serce.
- Zrobiłabym to, Greg –
odpowiadam zupełnie poważnie. A potem robię coś jeszcze bardziej
nieoczekiwanego i tak po prostu się do niego przytulam.
~ Bo Grześ wreszcie załapał, że był ślepy jak kret...
***
Kochane!
Jesteście cudowne. Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję za Wasze dobre słowa. Tylko Wy możecie wprawić mnie w tak dobry nastrój, bo to dzięki Wam wiem, że siedzenie po kilka godzin przed laptopem i pisanie moich wypocin jednak ma sens ^^ a przecież zostawiam tu fragment mojej duszy, moich myśli i marzeń. I dziękuję właśnie za Waszą pomoc w tym działaniu.
Cóż, jako takie zaskoczenie było. Panowie jednak nie dali sobie w kaszę dmuchać, a biedna Hania musiała to wszystko znieść. Dodam tylko, że zbliżamy się do pewnego punktu kulminacyjnego tej historii, ale jest jeszcze wiele istotnych spraw do wyjaśnienia, dlatego powstanie zapewne ok 30 rozdziałów.
Mam nadzieję, że będziecie tu ze mną :)
Przy okazji oczywiście wyrażam smutek i ból z powodu tego, co dzieje się w życiu prawdziwego Gregora. Chciałabym go w końcu zobaczyć na żywo, bo tego jeszcze nie dokonałam. Czekam więc do sezonu 2017/2018, bo raczej kolejnej zimy go nie zobaczymy.
Załączam link, gdybyście chciały sobie poczytać relację z konferencji:
Buziaki :****
Nie umiem pisać długich komentarzy, chyba juz o tym wspominałam.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze -idealny.
Ale i tak marzę tylko o jednym.
Niech Gregor wreszcie zrozumie co czuje do Hani i przyzna się do tego chociaż sam przed sobą na razie.
A co do realnego świata..
Bycie fanką Grega od ponad ośmiu lat zdecydowanie źle na mnie wpływa.
Uwierz, ze na mnie tez :) uwielbiam go tyle lat a na zawody jezdze od niedawna bo niestety nie mialam wczesniej tyle szczescia. To co go teraz spotyka to jakis dramat...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńHej:*
OdpowiedzUsuńSerce podeszło mi do gardła, gdy rozpętała się ta bójka... Miałam tylko nadzieję, że nie stanie się nic poważnego...
Cieszy mnie, że do Gregora coś W KOŃCU dotarło, tylko boję się, jak na jego uczuciowe rewelacje zareaguje Hania, bo przez to wszystko, co z nim przeszła w ostatnim czasie, może mieć dużo wątpliwości co do jego szczerości...
A Sandra? To jednak bardzo mądra kobieta!:)
Czekam na kolejny bardzo bardzo niecierpliwie!
Pozdrawiam
Verity
fresh-start-for-broken-souls.blogspot.com
udowodnie-ci.blogspot.com
Bardzo podobał mi się ten rozdział, dużo się działo. Gregor może w końcu zaczyna wkraczać w dorosłość... Stanął w obronie Hani, może trochę przesadził zatracając się w tej bójce, ale w końcu czego się nie robi dla swojej miłości, którą w końcu odkrył w sobie.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony nie spodziewałam się po Bartku aż takich chamskich odzywek w stosunku i pod adresem Hani, niby taki zakochany, a dopiero zraniony pokazał swoją prawdziwą twarz.
Mam nadzieję, że Hania i Gregor w końcu znajdą czas i wewnętrzny spokój na szczerą rozmowę o uczuciach, chociaż domyślam się, że pewnie nie będzie łatwo Gregorowi odzyskać zaufanie Hani, w każdym razie liczę na to, że mu się uda.
Pozdrawiam i czekam na dalszy rozwój wydarzeń ;)
P.S. Przeczytałam Twoje poprzednie opowiadania z Gregorem, rewelacja :)
Co to się porobiło! Tak, "Grześ wreszcie załapał, że był ślepy jak kret", zakasał rękawy i wkroczył do akcji i to jeszcze w TAKIM stylu!!! Ale może po kolei.
OdpowiedzUsuńDzięki, Sandra! Naprawdę, kocham ją i mam ochotę ją teraz wyściskać. Mądra z niej babka, a w dodatku taka spostrzegawcza. To jej zagranie było świetne. Gdyby nie kazała Gregorowi się pocałować, nie wiadomo, jak długo jeszcze byłby święcie przekonany, że to ona jest jedyną kobietą, którą kocha. Brawo, Grześ, nareszcie oprzytomniałeś i od razu zabrałeś się do roboty. No i co za wyczucie czasu! Już myślałam, że Hania pozwoli się pocałować Bartkowi, a potem może nawet wyniknie z tego coś więcej, czego potem będzie żałować, a wtedy Gregor pięknie zainterweniował. Chociaż mnie też bardzo nie podobał się ten ton ich wypowiedzi, bo naprawdę kłócili się o Hanię jak o jakieś trofeum albo zabawkę. Przez chwilę naprawdę nie wiedziałam, po czyjej stronie stanąć, bo wprawdzie kibicuję Hani i Gregorowi od samego początku, lecz z drugiej strony to Bartek przyjechał do niej w najbardziej kryzysowym momencie i udzielił jej potrzebnego wsparcia, co było bardzo kochane. Ale kiedy powiedział "ja też ją kiedyś porządnie wyruchałem i powiem ci, że dobra z niej dupa", automatycznie stracił w moich oczach. Wiem, że powiedział to pod wpływem gniewu, no ale i tak. Nie powinno się tak mówić o kobiecie, którą ponoć tak bardzo się kocha. No. Od tamtej chwili z czystym sumieniem kibicuję Gregorowi. Ale załóżmy, że Hania rzeczywiście zaufa teraz Schlieriemu i spróbują stworzyć jakiś związek - jeśli tak się stanie, to przecież przed końcem tego opowiadania coś się jeszcze musi wydarzyć. Dlatego jestem bardzo ciekawa tego punktu kulminacyjnego. Boję się, że może mieć on bardzo nieprzyjemny związek z Adasiem. No ale... Pisałaś przecież, że nie lubisz smutnych zakończeń, więc ufam, że to tutaj takie nie będzie :)
Mam nadzieję, że nie mówię tego za wcześnie, ale... Boże, tak się cieszę, że Gregor wreszcie przejrzał na oczy!!! ♥♥♥
Ściskam mocno! ;*
Wow.. Tego to ja się niespodziewałam :) ale jestem pozytywnie zaskoczona tym przewrotem. Wiedziałam że wizyta Bartka namiesza a jeszcze te pojawienie się Sandry... Jeszcze bardziej przekonała mnie do siebie. Widać było że chciała mu pomóc
OdpowiedzUsuńGregorowi :) czekam na rozwinięcie się dalszej akcji z naszym bohaterami. Pozdrawiam i życzę dużo weny :*
Jestem!
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, jak dziewiętnaście poprzednich :) Nie wiem, jak to robisz, ale aż chce się czytać i czytać ^^
O kurczę, ileż tu się dzieje! No, zaszalałaś kochana z tymi rewelacjami i wydarzeniami. Powiem szczerze, że na początku byłam bardzo sceptycznie nastawiona do Sandry (wręcz wrogo, powiedziałabym), ale dzisiaj mnie do siebie przekonała. Mądra kobieta, trzeba to jej oddać. Aż miałam ochotę przybić jej piątkę :D W dodatku pojawił nam się jeszcze Bartek, jakby tego wszystkiego było mało. Gdyby nie ekran, to chyba bym mu przywaliła w ten pusty łeb. Co on sobie wyobraża? To było naprawdę chamskie, nie spodziewałam się po nim takich wrednych odzywek. Pokazał swoją drugą, gorszą twarz.
Całe szczęście, że Gregor też w końcu zrozumiał pewne sprawy. Ale czy nie jest na to za późno? Cały czas trzymam kciuki za niego i Hanię, że jednak uda im się poukładać swoje życie.
A w tym prawdziwym... cóż, kibicuję Gregorowi już z dobre siedem lat i jakoś ciężko jest mi sobie wyobrazić skoki bez niego, bo coś czuję, że jeśli wróci, to dopiero na igrzyska. Ale mam jednak nadzieję, że zobaczymy go jeszcze nie raz na pierwszym stopniu podium :)
Buziaki :**
Świetny jak zawsze !
OdpowiedzUsuńBuziaki
Świetny jak zawsze !
OdpowiedzUsuńBuziaki
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że tak późno ale kompletnie zapomniałam skomentować wcześniej Twojego rozdziału.
Dopiero przypomniałam sobie że mam to zrobić, po przeczytaniu Twojego komentarza pod moim rozdziałem, za który bardzo ci dziękuję, nawet nie wiesz jak mi miło.
Ale przejdźmy do Twojego dzieła.
Pierwszy raz w życiu chyba to powiem kocham Sandre. Otworzyła mu oczy. Teraz w końcu Gregor zobaczył, że jak to ujęłaś bardzo trafnie był ślepy jak kret.
Dobrze że Gregor pojawił się koło Hani. Kłusek zachował się tragicznie. Jak on mógł tak obrazić Hanie.
Nie dziwię się Gregoriwi że przywalił temu pacanowi. Co prawda w rezultacie szatyn troszkę ucierpiał ale było warto.
Myślę ze ten mały gest Hani,niby nic zwykły przytulas może wiele zmienić.
Czekam na kolejny.
Buziaki ;*