- Co? Nigdy w życiu nie
widziałam jak on się bije! - przyznaje ze śmiechem. Mężczyzna
obok niej nadaremnie próbuje zachować powagę, ale kąciki jego ust
same unoszą się ku górze.
- Zdziwiłabyś się, co
potrafię – odpowiada jej z poirytowaniem.
- Lepiej doprowadź się do
porządku, żeby nasza matka nie umarła na zawał, gdy cię zobaczy
– stwierdziła jedynie – Boże! Taka chudzina, a taki macho! -
Gloria razem z Gustavem ponownie wybuchają śmiechem. Ignoruję
ich zachowanie i namaczam gazę wodą utlenioną. Szatyn zerka na
mnie z niepokojem w oczach, bo wie, co zaraz go czeka, tak
samo nie biorąc do głowy słów siostry.
Następnie ostrożnie przykładam materiał do miejsca nad brwią.
- Auułaa! - syknął i tym razem to ja
się uśmiecham. No jak dziecko. Już chyba Adaś by tak nie
piszczał.
- Ogarniesz się wreszcie, czy mam cię
zawieźć na pogotowie? - pytam ironicznie na chwilę przerywając
czynność.
- Czemu nie? Może zajęłaby się mną
jakaś seksowna pielęgniarka – nie wierzę, że to mówi. Zaciskam
usta i patrzę na niego ostro. A on nadal ma iskierki radości w
oczach. Nie rozumiem tylko, z czego on się śmieje. Jego twarz
wygląda tak jakby właśnie przejechał po niej pociąg albo walec.
Wcale bym się na jego miejscu tak nie cieszyła.
- Podejrzewam, że wielu powiedziałoby
to samo o Hani – zauważa jego siostra. Teraz to on kieruje na mnie
lodowate spojrzenie, a ja się chytrze uśmiecham. Następnie znów
przykładam materiał do jego czoła, a on znów ma grymas na twarzy.
- No w sumie jeden adorator właśnie
się ulotnił – dodaje jej chłopak, który przyrządza nam
wszystkim drinki. Po raz kolejny zrobiło mi się przykro, bo właśnie
zepsuliśmy tej dwójce wieczór. Romantyczna kolacja we dwoje z
winem i świecami. Potem pewnie jakiś romantyczny seks...sama marzę
o takiej nocy, ale cóż..
- Bo skutecznie go przegoniłem –
dowiada szatyn.
- Ale wyszedłeś gorzej niż on –
stwierdzam, unosząc brew.
- Liczy się fakt, że uszedłem
zwycięsko – mówi zimno. Tak pewnie. Może jednak drzemie w nim
odrobina zazdrości?
- Dobra, wiecie co? My spadamy do
Gustava – rzuca w pewnym momencie Gloria. Jednym haustem dopija
swojego drinka i idzie do korytarza po jakiś płaszcz. Zerkam ze
skruchą na bruneta.
- Przepraszam, mieliście mieć
mieszkanie dla siebie – mówię, przygryzając wargę.
- Daj spokój, kwestia zmiany miejsca –
śmieje się.
- Właśnie. Tam też możemy się w
spokoju pobzykać – dodaje wracająca właśnie do salonu Gloria.
Jak zwykle prezentuje się nienagannie i bardzo kobieco. Kiedy ja
zacznę tak wyglądać? Daje teraz swojemu chłopakowi buziaka w
policzek.
- Czy ja naprawdę muszę wiedzieć,
kiedy i gdzie uprawiasz seks? - tym razem głos zabiera
Schlierenzauer. W jego oczach zauważam zrezygnowanie.
- Gregor, mówisz tak, bo sam chodzisz
naciśnieniowany – bądź co bądź nie mogę powstrzymać śmiechu,
gdy dostrzegam teraz jego minę – może spróbowałbyś skutecznie
przekonać Hanię i wreszcie sobie ulżyć, bo stajesz się coraz
bardziej marudny – tym razem jednak otwieram szeroko usta ze
zdziwienia. Boję się spojrzeć na Gregora.
- Bawcie się dobrze siostrzyczko –
mówi, specjalnie przesładzając głos i macha im na pożegnanie.
- Wy też. Dobranoc – odpowiada za
nią Gustav i puszcza nam oczko. O co im, do cholery, chodzi? Stoję
tak jak wryta z tą gazą w ręku i nie wiem, co mam ze sobą zrobić.
Po chwili słyszę tylko trzask drzwi świadczący o tym, że tych
dwoje już wyszło. Czuję na sobie przeszywający wzrok skoczka.
- To jak będzie? - patrzę na niego z
pytajnikami w oczach. On sięga po swojego drinka i również wypija
go za jednym podejściem.
- Z czym znowu?
- No z tym seksem – po raz drugi tego
wieczoru otwieram usta ze zdziwienia.
- Chyba śnisz – odpowiadam kpiąco,
po czym powracam do opatrywania jego twarzy. Kiedy chcę w spokoju
właśnie tym się zająć, czuję jak łapie mnie za rękę i odsuwa
ją od swojej twarzy. Ale wcale jej nie puszcza.
- A może jednak? - szczerzy się do
mnie jak głupi i bezpretensjonalnie próbuje włożyć swoją rękę
pod moją sukienkę. A, że on siedzi na krześle a ja nad nim stoję,
ma ku temu idealną sposobność.
- Spieprzaj z tą łapą! - warknęłam
do niego i zabrałam jego rękę ze swojej nogi. Nadal się
idiotycznie uśmiecha, czym doprowadza mnie do szału – powiedz mi
może, dlaczego zostawiłeś Adasia samego?! - teraz przestaje się
uśmiechać.
- Nie samego. Sandra z nim została.
- Sandra? - dziwię samą siebie
wypowiadając jej imię takim tonem. Ale po co, na co i dlaczego ona?
- Przyjechała do szpitala, a kiedy
wychodziłem, powiedziała, że z nim trochę zostanie – i on mówi
to tak spokojnie?
- Zostawiasz nasze dziecko z obcymi
ludźmi?
- Ona nie jest nikim obcym – mówi
przez zęby. Zezłościł się. Aż tak drażni go temat tej blond
laluni?
- To nie zmienia faktu, że Adaś jej
nie zna a ja nie wyraziłam zgody, by z nią został.
- Uspokój się – mówi, podnosząc
głos – nic mu się nie stanie. Akurat Sandrze ufam.
Spuszczam więc wzrok i znów namaczam
czysty gazik wodą utlenioną. Zrobiło mi się przykro. I to
oczywiste, że poczułam się zazdrosna. Nie chcę, żeby miał z nią
jakikolwiek kontakt. Jak sobie pomyślę, że choćby ze sobą
rozmawiają to ogarnia mnie wściekłość. Jeszcze tego brakuje, by
zajmowała się moim synem!
- Po co przyjeżdżałeś do Glorii? -
pytam, zmieniając temat. Staram się, by mój głos brzmiał
naturalnie, dlatego nadal na niego nie patrzę.
- Przyjechałem do ciebie –
odpowiada. Zerkam na niego. Jego ciemne oczy przybierają teraz
ciepły odcień. Nawet z tą napuchniętą i poobijaną gębą
wygląda całkiem przystojnie. Zawsze uważałam, że ma coś
przyciągającego w swojej twarzy. To chyba te stanowcze i ostre
rysy...Karcę się w duchu za tą myśl.
- Nie powinieneś zostawiać go samego
– mówię, ignorując jego odpowiedź – wiesz, że sobie tego nie
życzę. Przebiorę się i sama do niego pojadę... - rzucam,
odstawiając gazik na bok z zamiarem udania się do mojego
tymczasowego pokoju. Zamykam oczy ze złości, bo mi to uniemożliwia,
łapiąc mnie za nadgarstek. Nie znoszę, kiedy w ten sposób próbuje
mnie przy sobie zatrzymywać. Czy ja jestem jakimś manekinem, który
można sobie od tak szarpać? Odwracam więc głowę w jego stronę i
patrzę na niego z wyrzutem.
- Po pierwsze nasz syn jest pod
doskonałą opieką, a my mamy XXI wiek i żyjemy w erze telefonów
komórkowych – zaczyna, wciąż mocno ściskając moją rękę.
Wywracam oczami na to zdanie – gdyby coś się działo to na pewno
ty jako pierwsza zostałabyś o tym poinformowana. Z resztą wszystko
z nim było w porządku – dodaje dla pewności. Może i ma trochę
racji, ale mu tego nie przyznam. Wolałabym dopilnować wszystkiego
osobiście. I serce mi się kraje, bo mały został sam w obcym
miejscu.. - a po drugie to nie zapytasz nawet, po co do ciebie
przyjechałem?
- No po co? - rzucam od niechcenia.
Szatyn marszczy brwi, co powoduje kolejny grymas na jego twarzy, gdyż
właśnie w tym miejscu ma spore rozcięcie. Ale ignoruje ten fakt,
bo więcej w nim złości niż zamartwiania się bólem.
- Jesteś teraz okrutna. Pobiłem się
o ciebie. Mogłabyś to odrobinę docenić! – zauważa z pretensją.
A mi się zachciało śmiać.
- Mam ci teraz dziękować na kolanach
za to, że zachowałeś się jak małe dziecko z podstawówki? -
pytam ironicznie. Widzę jak nierówno oddycha. On nie znosi, gdy
robi się z niego głupka. Ale nic nie poradzę na to, że stał się
nim z własnej woli.
- No dobra. To może to przemówi ci do
rozsądku – i nagle czuję jego usta na swoich ustach. Jestem na
tyle zaszokowana, że nie wiem, jak mam zareagować. A on tak bardzo
domaga się jakiejś reakcji z mojej strony, próbując ten pocałunek
pogłębić. Chwyta mnie w talii i bardzo mocno do siebie przyciąga.
Jest strasznie zaborczy, ale mu na to pozwalam bez najmniejszego
oporu.
- Hania...- szepcze, gdy jego wargi
wciąż znajdują się na moich. Spijam z jego ust smak whisky.
Serce trzepocze mi jak oszalałe od jego nagłej bliskości. Dlaczego
on mnie musi tak mocno pociągać? W takiej sytuacji nie potrafię
myśleć rozsądnie i się od niego odsunąć. Wtedy wyłączam
logiczne myślenie i kieruję się zwykłym instynktem. Pragnę się
z nim całować, więc to robię. Zarzucam mu ręce na szyję i staję
na palcach, by móc lepiej sięgnąć jego ust. Nic nie poradzę na
to, że go kocham. Mogę potem cierpieć, płakać w poduszkę nocami
i zostać sama, bylebym tylko miała możliwość spędzenia kilku
godzin w jego ramionach i być przez moment szczęśliwa. Jak jakaś
masochistka.
- Więc przyjechałeś, żeby mnie
pocałować? - pytam, kiedy na moment się ode mnie odrywa. Patrzy mi
zawzięcie w oczy, a potem delikatnie przesuwa kciukiem po moich
nabrzmiałych ustach. Zrobiło mi się duszno, a ten gest sprawił,
że nogi same się pode mną ugięły.
- Wiesz, dlaczego rzuciłem się na
Kłuska? - pyta zamiast tego po chwili ciszy. Kręce głową,
zaprzeczając – zrobiłem to, bo jestem o ciebie cholernie
zazdrosny – wstrzymuję powietrze na te słowa. Patrzę na niego
jak zahipnotyzowana i karmię się każdym kolejnym zdaniem, jakie
wypowiada – bo szlag mnie bierze na myśl, że on czy ktokolwiek
inny mógłby się do ciebie zbliżyć. I wtedy, po tamtej nocy...-
patrzy przez moment gdzieś w bok - było cudownie Hania, uwierz
mi...ale nie chciałem, żebyś zaczęła robić sobie nadzieję na
coś więcej. Na coś, czego w tamtej chwili nie byłbym w stanie ci
zapewnić...
- Nadal tak nie jest, prawda? - szepczę
ochrypłym głosem. Nie kocha mnie, a jest o mnie zazdrosny. Nie
żałuje tamtej nocy, ale nie może mi niczego gwarantować. Przecież
on mi robi sieczkę w mózgu!
- Coś sobie uświadomiłem, Hania. I
to dzięki Sandrze – coś ściska moje serce, kiedy wypowiada jej
imię. Spuszczam wzrok, ale zaraz chwyta mój podbródek i znów
patrzę w jego brązowe oczy – chciałem być wobec ciebie uczciwy,
nawet jeśli sprawiłoby to ból. - kontynuuje – nie składać
obietnic bez pokrycia..
- Proszę, nie mów, że nic do mnie
nie czujesz, Gregor – mówię cicho, próbując powstrzymać wielką
gulę, jaka pojawiła się w moim gardle. Ale nie umiem poradzić
sobie ze łzami, które teraz spływają strumieniami po moich
policzkach – ja tego nie zniosę. Już lepiej, jeśli stąd
wyjdziesz i... - nie dokończyłam, bo znów wpił się w moje usta.
Tak bardzo namiętnie. Musiałam czerpać z tego pocałunku, ile się
da, dlatego oddawałam mu go z nie mniejszą pasją.
- Kochasz mnie, Hania? - pyta,
powodując, że na moment zastygam. Nie mogłabym go teraz okłamać,
dlatego z porcją kolejnych łez delikatnie przytakuję. Pocałował
mnie krótko. W jego oczach zauważyłam blask, a niewinny uśmiech
zagościł na jego ustach. Nie rozumiałam tej reakcji, ale chyba
była czymś pozytywnym.
- To dobrze – dodaje po chwili. Jego
tęczówki są jak magnez, nie potrafię od nich oderwać spojrzenia.
Topię się pod ich ciężarem.
- Dobrze? - pytam jak głupia. On kiwa
głową z uśmiechem.
- Tak, to dobrze, Hania. - ale nie
dodaje nic więcej. Jednak zabrakło tu jego wyznania. Słów, które
chciałabym usłyszeć, a których się nie doczekam. I to
zabolało...
- Pójdę pod prysznic – mówię w
końcu, przerywając tę ciszę. Odrywam się od niego na niewielką
odległość. Czuję, jak serce rozrywa mi się na kawałki. Mam
ochotę dać upust moim łzom w otoczeniu strumienia wody. Nie chcę,
żeby to widział, choć zdaje sobie sprawę z zawodu na mojej
twarzy. Ale przecież go nie zmuszę...
- Hania..
- Co w końcu z tym seksem? - pytam
chłodno, stojąc do niego plecami. Zaskakuję tym sama siebie, ale
jeśli to jedyna możliwość, by mieć go na chwilę blisko...
- Co? - jest zdezorientowany, co
wnioskuję po jego głosie. Tym razem się do niego odwracam i patrzę
intensywnie w jego oczy. Nie uśmiecham się. Mam neutralny wyraz
twarzy, choć w środku cała drżę.
- Rezygnujesz? - wprawiam go w
osłupienie, bo stoi oparty o stół z otwartą buzią. Właśnie
tak, Gregor. W tym momencie pragnę go jak jeszcze nigdy i wiem, że
to jedyna szansa, żeby mieć go tylko dla siebie. Nie dzielić z
żadną Sandrą i Bóg wie, kim jeszcze.
Wzruszam ramionami i znów się od
niego odwracam. Kieruje się powoli do swojej sypialni, odpinając
jednocześnie suwak sukienki. Pozwalam materiałowi zsunąć się
swobodnie z mojego ciała, a następnie pozbywam się ubrania
zostawiając je tam, gdzie spadło. Wiem, że teraz odprowadza mnie
wzrokiem, gdy jestem w samej bieliźnie i pończochach. Ostatnią
rzeczą jaką zdążył zauważyć, nim zniknęłam w korytarzu, było
rozepnięcie stanika. I wtedy usłyszałam jego kroki.
Kocha mnie. Te dwa słowa sprawiły, że
wszystko stało się takie jasne. Moje intencje, moja zazdrość i
nawet ta bójka mają w tej chwili logiczne wytłumaczenie. Bo moje
uczucia do niej stały się oczywiste i jestem idiotą, wmawiając
sobie inne rozwiązanie. Kocham ją. Ta myśl przyszła tak nagle,
tak niespodziewanie, a okazała się być taka prawdziwa. I to też
stało się za sprawą pewnej blondynki, która jest zdecydowanie
mądrzejsza ode mnie.
Chyba zawsze ją kochałem, już wtedy,
gdy przyszła do naszego domku. Sandra...to bardziej uzależnienie od
bycia z nią, nie miłość. Nic takiego nie mogło nas łączyć
przez miniony rok. Bo to, co poczułem albo z czego zdałem sobie
sprawę, co do Hani, okazało się najbardziej szczerym i
najsilniejszym uczuciem, jakiego doświadczyłem.
Mijałem kolejne metry, zahaczając o
elementy jej stroju. Sukienka, potem stanik. W niewielkiej odległości
od siebie leżały obie pończochy. Uśmiechnąłem się na widok
lekko uchylonych drzwi do jej pokoju, u którego wejścia leżały
koronkowe majtki.
Odchyliłem je nieco i ujrzałem palącą
się na szafce lampkę. Wszedłem więc powoli do środka. Stała
przy oknie, odwrócona do mnie tyłem, zupełnie naga. Jej smukła
sylwetka wydawała się być nieco wychudzona, nie tak wyglądało
jej ciało kiedyś. Zawsze była drobnej budowy, ale odznaczające
się w tej poświacie żebra z pewnością nie oznaczały nic
dobrego.
Podszedłem do niej i delikatnie
dotknąłem jej ramienia. Zadrżała, choć musiała wcześniej
słyszeć, jak wchodzę. Przekręciła głowę i musnęła ustami
moją dłoń. Choć z pozoru niewinny, jej dotyk był tak zmysłowy,
że musiałem przymknąć oczy. Odchyliłem jej włosy z karku, po
czym sam zostawiłem na nim delikatny pocałunek. Usłyszałem jak
westchnęła, a reakcja w moich spodniach wzmogła się dwukrotnie.
To nie tak, że w tej chwili po prostu chciałem się z nią
przespać. Chciałem wyznać jej wszystkie moje uczucia, zapewnić,
że ją kocham. Chcę błagać, by ze mną została. Byśmy razem z
naszym dzieckiem stworzyli rodzinę.
Odwróciła się do mnie przodem i
zaczęła mnie całować. Mocno i zdecydowanie. Chwyciłem jej twarz
w dłonie i splotłem nasze języki, czerpiąc i dając jej jak
najwięcej. Włożyła swoje dłonie pod moją koszulkę i zaczęła
nimi błądzić, powodując u mnie dreszcze. Zdjąłem ją szybko i
napawałem się jej zachwytem, jej widokiem, jej niepewnością. Była
taka piękna, taka urocza. Dlaczego zawsze sądziłem, że wolę
blondynki, skoro żadna nie mogła równać urodą właśnie jej?
Uwielbiałem całować usta Sandry. Jej usta po prostu kocham
całować. Wszystko w niej kocham i to stało się dla mnie takie
oczywiste.
Kochaliśmy się powoli, jakby to miało
zatrzymać czas wokół. Choć z trudem panowałem nad swoim
pożądaniem to właśnie jej chciałem sprawić przyjemność,
pozwalając by stopniowo osiągała spełnienie. Moment, w którym
wbiła paznokcie w moje plecy i napięła swoje ciało, dając upust
emocjom gdzieś przy moim uchu, był po prostu nie do opisania.
Satysfakcja to za mało. Szczęście i radość to za mało. Nawet
później, gdy diametralnie przyspieszyłem rytm, czując, że zaraz
sam poddam się działaniu mojego ciała, gdy przygryzłem lekko jej
ramię i ta fala przyjemności rozeszła się w każdą część
mnie, nie mogło się równać z pięknem jej spełnienia.
Równaliśmy swoje oddechy, patrząc
sobie w oczy. Głaskałem ją po głowie, raz po raz krótko
całowałem. W czoło, w obie powieki, w nos, usta. W tym momencie
byłem najszczęśliwszym facetem na ziemi.
- Ja ciebie też kocham, Hania –
szepnąłem na jej usta. W jej oczach malowało się teraz ogromne
zaskoczenie, na które mogłem odpowiedzieć jedynie uśmiechem i
kolejnym pocałunkiem. Ale wyraz jej twarzy się nie zmienił –
przepraszam, że zdałem sobie z tego sprawę dopiero teraz.
Przepraszam, że byłem takim bydlakiem w tej kawiarni, i choć
miałem to cholerne zdjęcie USG, nie wsiadłem w pierwszy lepszy
samolot, żeby do was przylecieć.
- Co ty wygadujesz, Gregor?
- Kocham cię – mówię tym razem
dobitnie – chyba zawsze cię kochałem, tylko mój mózg dopiero
teraz to sobie zakodował – dodałem z uśmiechem – za to, że mi
wtedy tak pomogłaś. Za to, że spędziłem z tobą tyle cudownych
miesięcy. Teraz wiem, że byłaś dla mnie wszystkim, a ja ślepo
patrzyłem w Sandrę, myśląc, że to miłość mojego życia.
- Kochasz mnie? - szepcze, a pojedyncza
łza uchodzi z jej oczu. Śmieję się krótko, bo tak bardzo
chciałbym teraz przychylić jej nieba. Chronić ją. Zrobić dla
niej wszystko. Spełnić każdą prośbę, byleby zapomniała, jaki
kiedyś byłem.
- Najbardziej na świecie, skarbie –
zapewniam ją, znów całując jej usta. Ślamazarnie, z największą
starannością, by mieć ich smak zawsze przy sobie – i będę ci
to mówił codziennie, udowodniał jak tylko mogę. Powiedz, co mam
zrobić, byś wybaczyła mi ten czas, kiedy was nie chciałem? Nawet
tę ostatnią noc, kiedy tak naprawdę moje serce krzyczało, że cię
kocham a mózg ciągle to odrzucał. Zmarnowałem 2 lata na kobietę,
która była jedynie przyzwyczajeniem, rezygnując z miłości do
kobiety, która dała mi dziecko.
- Boże, ty mówisz poważnie? - Moje
słowa brzmiały tak chaotycznie, ale musiałbym zapewne wygłosić
przemowę, by wyliczyć wszystkie swoje błędy, a potem opisać
uczucia i emocje, jakie w tej chwili mną targają. One napływały
do głowy spontanicznie, nie miałem na nie wpływu. To tak jakby
ktoś nagle odblokował tamę, która spowodowała, że dobijające
się do niej uczucia nagle zaczęły gwałtownie napierać na mój
umysł. To była szczera miłość do niej. To były nasze wspólne
wspomnienia, wzbogacone przeze mnie o jeden, a jakże szczególny
detal: bezgraniczne uczucie do tej kobiety, do matki mojego dziecka.
To tak nieporównywalne do niczego doświadczenie, którego nawet
naukowcy zapewne nie potrafią rozgryźć. Ale jest piękne, a ja
jestem wdzięczny losowi, że właśnie w ten sposób mi je
dostarczył. Bo coś, co wydawało mi się absurdalne jeszcze kilka
dni temu, stało się w tym momencie czymś zupełnie naturalnym. I
jedyne, co mi pozostało, to pytanie do samego siebie, jak to
możliwe, że przez tyle czasu tego nie dostrzegałem, choć w sercu
ta czerwona lampka zapaliła się już przy pierwszym spotkaniu z
nią.
Teraz płakała na dobre. Już sam nie
wiedziałem, czy to ze szczęścia czy złości, więc mówiłem
dalej.
- Dziękuję ci za Adasia –
powiedziałem – dziękuję ci, że dzięki niemu przejrzałem na
oczy. Za późno, wiem, ale ja chcę to naprawić. Hania, niczego tak
nie pragnę jak to wszystko naprawić...
- Ciii... - położyła mi palec na
ustach. Miała w swoim spojrzeniu czyste wzruszenie. I teraz wiem, że
było to też szczęście. Schlierenzauer, ty pojebie! Gdzie
zakopałeś to coś w środku twojej głowy, kiedy miałeś i ją i
własne dziecko na wyciągnięcie ręki?
- Wybaczysz mi, Hania? - pytam niemal
desperacko. A ona jedynie się uśmiecha i znów mnie całuje.
Zajmuje nam to dłuższą chwilę, bo nie był to jeden z tych
krótkich pocałunków. To był ten wyrażający tęsknotę, ale
zarazem gorycz i żal. Trzymając ją w ramionach wiedziałem jedno:
nigdy więcej nie pozwolę sobie jej stracić. Nigdy więcej nie
popełnię tych samych błędów. Zawalczę i o jej pełne zaufanie i
o zdrowie syna.
- A czy w życiu nie jest
najważniejsze, żeby właśnie potrafić sobie nawzajem wybaczać,
Gregor? - przytaknąłem, bo tylko to potrafiłem uczynić w
przypływie euforii na jej słowa. Kocham tę kobietę!
- Idę na balkon.
- Co? Po co? - pyta, kompletnie
zdezorientowana. Śmieję się.
- Wykrzyczeć całemu Innsbruckowi, że
cię kocham – ten promienny uśmiech na jej twarzy stanie się moją
porcją energii na każdy dzień. Już przez całe życie, bo to jest
mój cel.
- Co najwyżej może cię usłyszeć
pół osiedla i ewentualnie kilku pijaczków spod monopolowego –
zaśmiała się. Znów ją pocałowałem. Może stanie się to moim
uzależnieniem? Jeśli miałbym być uzależniony od niej, to nie
składam sprzeciwu.
- Przynajmniej będą się cieszyć
moim szczęściem – odpowiadam rozbawiony, głaszcząc ją po
policzku. - Kocham cię, Hania – wyznaję patrząc jej w oczy. Jak
lekko przychodziło mi wypowiadać te słowa.
- Ja ciebie też, Greg – całując ją
po raz enty tego wieczoru poczułem, jak na nowo zbiera się we mnie
pragnienie. Z ust przeszedłem do jej szyi, do jej dekoltu, jej
piersi, którym poświęciłem dłuższą chwilę, zauważając, jak
jej ciało powoli reaguje na moje pieszczoty. Schodziłem co raz
niżej. Mijając jej brzuch powiedziałem sobie w duchu, że jeszcze
będzie tu moje dziecko. Nadal kierowałem się niżej, a ona po
prostu patrzyła na mnie z rozszerzonymi oczyma. Miała taki błędny
wzrok, a to nakręcało mnie jeszcze bardziej.
- Gregor? - słyszę jej ciche pytanie,
gdy jakiś czas później leżeliśmy mocno wtuleni w siebie,
oglądając horror w telewizji. Odsunąłem się od niej na niewielką
odległość, by móc spojrzeć jej w oczy. Miała taki spokojny
wzrok. Nie widziałem go u niej od dawna. Od prawie dwóch lat.
- Hmm? - mruknąłem niezrozumiale.
Spostrzegłem unoszące się ku górze kąciki jej ust.
- Wydajesz się być teraz nieco
wyczerpany. - zauważa, przygryzając dolną wargę.
- Bo mnie wyczerpałaś, mała –
zaśmiałem się lekko a potem cmoknąłem ją w nos. Boże, ile bym
dał, by widzieć tę radość na jej buźce przez resztę świata.
- A co...z Sandrą? - długo
zastanawiała się nad tym pytaniem, zakreślając niezgrabnie kółka
na moim torsie. Tym razem na mnie nie patrzyła, ale jej mina
zdradzała niepewność. Uśmiechnąłem się sam do siebie i
pocałowałem jej usta. Nie kryła zaskoczenia.
- Jaką Sandrą? - mówię, po czym
czuje jak się do mnie mocniej przytula. Oplatam ją rękami i całuję
w czubek głowy – śpij, słoneczko. Choć jedną noc miej
spokojną...
Wreszcie usnęła, a ja zawtórowałem
jej tym samym.
~ Bo to Ona sprawiła, że wreszcie zaczynasz żyć...
***
Nie będę komentować tego rozdziału. Pozostawiam to Wam <3
Rozpływam się ich miłością..... *_*
OdpowiedzUsuńTylko czy słowa Gregora na pewno są szczere? Mam mętlik w glowie i boję się, że niedługo coś popsujesz... a przecież jest tak pięknie! ♥
Genialny rozdział! =D
Pozdrawiam, weny życzę :*
Ola
Nareszcie :D
OdpowiedzUsuńZaskoczyło mnie, że Gregor w końcu odważył się na takie słowa, mam nadzieję, że tym razem będzie wytrwały i nie zburzy tego, co powoli zaczyna budować. Hania potrzebuje spokoju i oparcia w nim, więc mam nadzieję, że rzeczywiście dorósł i swoje słowa przekuje w czyny - oby więcej takich rozdziałów z happy endem.
Oboje muszą dać radę, a Mały musi wyzdrowieć - czas na pełną rodzinę.
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :)
Poleciały łezki z wzruszenia. To jest najpiękniejszy rozdział jaki kiedykolwiek przeczytałam na blogu. Jeszcze nie zdarzyło mi się ryczeć przez rozdział. A ty swoim to uczyniłas. Czekam na nastepny. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńW słowniku języka polskiego po prostu brakuje słów, które mogłyby opisać jakoś ten rozdział. Bo "cudowny" i "świetny" to zdecydowanie za mało. Czytałam go z otwartą buzią i chłonęłam każde słowo, mając nadzieję, że tak prędko się nie skończy. To zdecydowanie najpiękniejszy tekst o wyznaniu miłości, jaki kiedykolwiek przeczytałam. Mam ogromną nadzieję, że Gregor i Hania będą razem szczęśliwi. Choć ona pewnie cały czas nie dowierza temu, co on jej wyznał, ale skoro nawet Sandra już się dla niego nie liczy, to znaczy, że to coś poważnego.
OdpowiedzUsuńZ druzgocącą niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam bardzo serdecznie :)
Verity
fresh-start-for-broken-souls.blogspot.com
udowodnie-ci.blogspot.com
kocham to <3 taka sielanka, zakochani są wspaniali awwwww...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam S.
PS. Pięknie piszesz :)
Dodam jeszcze, że piękny to mało powiedziane. Brakuje mi słów, by wyrazić opinię na temat rozdziału i Twojego niebagatelnego talentu ;)
UsuńS.
Witaj Kochana! <3
OdpowiedzUsuńAnn, bardzo Cię przepraszam za nieobecność pod poprzednim rozdziałem. Przyznaję, że ja już po prostu się nie wyrabiam...
Pokochałam to opowiadanie <3 Każdy rozdział jest obłędny, ale ten dzisiejszy przebił wszystko!
Po jego przeczytaniu czuję się jakby spadł mi z serca kamień. Zapewne nie tylko ja czekałam na taki rozwój wydarzeń.
Wspaniale przedstawiłaś uczucia bohaterów. Miałam wrażenie, że przeżywam to razem z Hanią. Bardzo rzadko zdarza mi się płakać, kiedy coś czytam. Jednak tutaj nie byłam w stanie powstrzymać łez - łez szczęścia.
Wyznanie Gregora oraz jego myśli są niezwykłe. Był z Sandrą nie z powodu miłości tylko z przyzwyczajenia... to wyjaśnienie całkowicie mnie rozemocjonowało!
W sumie to nie powinien dziwić mnie fakt, że Schlieri zrozumiał to wszystko gwałtownie i po tak długim czasie. Każdy z nas dostaje czasami nagłego olśnienia.
Nie jestem w stanie zrozumieć jak to możliwe, że chociaż przez chwilę myślałam, że Kłusek bardziej pasuje na miejsce Gregora -.-
Tym razem uważam, że to dobrze, że skończyli w łóżku. Tęsknotę, miłość, pragnienie i inne przełożyli na czyny.
Ogromnie cieszę się, że Hania może znowu poczuć się szczęśliwa! Jeszcze tylko niech Adaś wyzdrowieje i będzie jak w niebie!
Znając życie będzie tu jeszcze trochę niepowodzeń i problemów... jednak mam nadzieję, że za bardzo nic już się tutaj nie popsuje :)
Aaaa, zapomniałabym o Glorii! Gloria jak zawsze niezawodna :D Jej teksty mnie powalają!
Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy!
Trzymaj się :*
Pozdrawiam Camille.
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńJeju kocham Cię... na taki rozdział czekałam.
Cieszę się jak idiotka.
W końcu wszystko jest tak jak powinno być.
Gregor potrzebował czasu,żeby zrozumiec że kocha Hanie.
Teraz nie liczy się to,że to Sandra musiała go o tym uświadomić.
Teraz się liczą oni. To właśnie Gregor i Hania są w stanie stworzyć Adasiowi rodzinę, pełną rodzinę. Może ta rodzinka się w przyszłości powiększy.
Hania w końcu dostała zapewnienie, że nie jest obojętna Gregorowi,że jest dla niego całym światem.
Pięknie opisałaś jak wyznawali sobie miłość. Były łzy, żal, cierpienie, ale najważniejsza była miłość.
Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Liczę na sielankę.
Buziaki ;*
Tym razem nie jestem w stanie napisać nic innego oprócz...
OdpowiedzUsuńTAK KURWA,DOCZEKAŁAM SIĘ :D
~Tusiek
Doczekaliśmy się tego momentu. No nadal nie wierzę. Kocham to opowiadanie. Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Doczekaliśmy się tego momentu. No nadal nie wierzę. Kocham to opowiadanie. Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Jeju *,* w końcu, tak na to czekałam :) oni są razem tacy słodcy. Uwielbiam ich, ale niektóre ich kłótnie też były nieźle xd
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że los będzie im sprzyjał :D
TAK! ♥
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że faceci to kretyni... Greg od dawna miał pod nosem taki skarb, kobietę, którą kocha, a co robił? Komplikował sobie życie.
Cieszę się, że zmądrzał i doszło do niego, że kocha Hanię. Matkę swojego syna.
Te wyznanie Gregora było takie piękne. *_*
Hahaha, no i uwielbiam Glorię! xD
Czekam na kolejny, buziaki :*
Jestem! Przepraszam w ogóle, że znowu z wielkim opóźnieniem, ale ostatnio szkoła wymaga ode mnie coraz więcej czasu...
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! Chyba wszystkie czekałyśmy właśnie na TEN jeden, konkretny moment :) Ależ uroczo się zrobiło. Gregor i jego słowa... poezja po prostu ^^ Mam wrażenie, że potrzebował właśnie czasu, żeby zrozumieć pewne sprawy, żeby dojrzeć do takich wyznań. Oby teraz było już tylko lepiej. W końcu mają siebie, mają synka, czego chcieć więcej? :)
Czekam na kolejne!
Buziaki :**