środa, 20 kwietnia 2016

Dwadzieścia trzy

- Co z nim teraz będzie?
- Czekają aż gorączka spadnie i będą mogli ruszać z przygotowaniem do przeszczepu.
- Mam złe przeczucia, mamo. Nerki przecież nie pracuja jak trzeba..
- Cicho, Basia! - nastała chwilowa cisza – nie możemy tak mówić, a już w ogóle w ten sposób myśleć.
- Trzeba być po prostu dobrej myśli. Najważniejsze, że mój Lukas może zostać dawcą – odezwała się druga z kobiet.
- Mamo, a co będzie jeśli on...?
- On wyzdrowieje – głowy wszystkich trzech kobiet odwróciły się w moją stronę. Na twarzach każdej z nich mogłem dostrzec jedynie szczerą troskę i strach. Strach, jaki towarzyszył zarówno mi jak i Hani. Martwiły się o niego, bały się. To przecież normalne, chłopiec jest ich wnukiem i siostrzeńcem. Przeżywały to wszystko równie mocno – i nie ważcie się wypowiadać podobnych rzeczy przy Hani – dodałem chłodno, robiąc kilka kroków w ich stronę. Ponownie odwróciły się ku szybie i teraz we czwórkę obserwowaliśmy, co się za nią dzieje. Po raz kolejny ogromny ból ścisnął moje serce, powodując, że prawie nie mogłem oddychać. To przez widok jego, podłączonego do dziesięć razy większej aparatury, podtrzymującej jego funkcje życiowe. Ale to też przez widok jej, takiej bezradnej, takiej przygnębionej i kompletnie nie należącej do rzeczywistości. Była wyczerpana, wyglądała niemal jak zombie. Nie pozwala się zupełnie od niego odciągnąć, choć minęły już ponad 2 doby a ona nie odstępowała jego łóżeczka nawet na krok. Martwiłem się też o nią, bo sama nie jest w dobrym stanie. Jej zdrowie również szwankuje, potrzebuje teraz snu, odpowiedniego odżywiania i spokoju. W tej chwili nie zezwoliła nam na jakąkolwiek pomoc.
- Co mówią lekarze, synku? - usłyszałem cichy głos blondynki.
- Gorączka nieco zelżała, a więc leki działają. Ale nerki...potrzeba dużo czasu, żeby się w pełni zregenerowały. - odpowiadam spokojnie, choć tak naprawdę dygotałem ze strachu. Ale musiałem dodać sił im wszystkim, dlatego starałem się jakoś trzymać. Dla mojej rodziny.
- Gregor, ale przeszczep będzie możliwy? - pyta najmłodsza z nich. To, że właśnie stanęła u mojego boku i tak po prostu się do mnie przytuliła, zaskoczyło mnie najbardziej. Nie znosiła mnie. Nienawidziła za wszystko złe, co zrobiłem jej siostrze. Miała do mnie wiele żalu i pretensji, a jednak stać ją było na taki gest.
- Na to liczymy, Basiu – szepnąłem do niej. Blondynka spojrzała mi błagalnie w oczy. W jej zielonych tęczówkach tliła się ogromna nadzieja, którą zapewne mogła dostrzec również u mnie. Chciałem dodać jej otuchy, ale sam nie potrafiłem tego zrobić. Marne słowa na nic się tu przecież nie zdadzą. Trzeba czekać.
- Gdzie Lukas i tata, mamo?
- Na badaniach – odpowiada – lekarze chcą się w pełni upewnić, że może być dawcą. Poza tym nie ma na co czekać. - kiwnąłem lekko głową. To jaką nadzieję pokładałem we własnego brata jest niemal nie do opisania. Gdy usłyszałem, że może być dawcą dla chłopca, serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Wszyscy wiązaliśmy w nim ratunek. Tylko on mógł w tej chwili pomóc mojemu dziecku i czułem, że nie zdołam wynagrodzić mu tego do końca życia.
- Mamo, proszę zabierz panią Elę i Basię do mnie do domu. Są wykończone po podróży i do tej pory nie odpoczeły – kobieta skinęła czołem, ale pozostała dwójka nie wydawała się przekonana.
- Niech Basia jedzie. Ja zostanę tutaj z Hanią.
- To jest bez sensu póki nic się nie dzieje – odpowiadam, ściskając ją lekko za ramię. Patrzy na mnie z takim strachem w oczach, że ciężko mi jest spoglądać na nią opanowany – prześpijcie się trochę, zjedzcie coś. Moja mama się wami zajmie – dodaję – sam postaram się ściągnąć Hanię do domu.
- Mamo, Greg ma rację. Przyjedziemy przecież za kilka godzin – blondynka łapie kobietę pod rękę i delikatnie odciąga od okna. Ta po raz ostatni zerka z przejęciem za szybę, po czym kiwa głową i zaraz we trójkę kierują się długim korytarzem w stronę wind.
Spojrzałem ponownie na dwie najważniejsze w moim życiu osoby. To tak bardzo boli.

Wiedziałam, że to on. Gdyby był to ktoś z personelu, nie skradałby się po cichu i nie byłoby to takie ślamazarne. Poza tym jego mocne perfumy czuć już od wejścia, więc nawet nie odwracałam głowy. Usłyszałam jak stawia coś na stoliku tuż za mną, a potem poczułam jego dłonie na swoich ramionach. Mimo tego, że byłam teraz wypompowana z wszelkich uczuć, delikatnie ścisnęłam jedną z jego dłoni. Następnie on pocałował mnie w czubek głowy. To były tylko niewinne gesty, ale oznaczały dla nas wiele. Oznaczały wsparcie, wzajemnie zrozumienie i poczucie, że nie jesteśmy w tym sami. To, że w swojej drużynie miałam już też i jego, a to co było wcześniej musiałam odgrodzić grubą kreską.
- Jak się czujesz? - pyta cicho.
- Ze mną wszystko ok – odpowiadam równie cicho.
- Jadłaś coś? - nie wiedziałam, że jestem do tego zdolna, ale wywracam oczami.
- Gregor..
- Bo pogadamy inaczej – odwracam gwałtownie głowę i napotykam jego pełne troski spojrzenie. Kładzie swoją dłoń na moim policzku i delikatnie go głaszcze. Rozbraja mnie tym, ale nie potrafi odgonić bolesnych myśli z głowy.
Po chwili sięga po coś ze stolika, a następnie widzę w jego dłoniach dwa parujące kubki. Jeden z nich podaje mi. Zerkam na zawartość w środku i lekko się wzdrygam. Spojrzałam na niego wymownie.
- Co to jest?
- Ziółka – mówi beznamiętnie, po czym bierze łyk swojego napoju.
- Nie mogłeś przynieść mi poludzkiej kawy? - pytam nieco sarkastycznie. Uśmiecha się do mnie blado.
- Nie chcesz brać swoich leków, więc pielęgniarki postanowiły podawać ci je w ten sposób – wyjaśnia a ja wzdycham, znów kierując wzrok na łóżeczko, w którym leżał chłopiec. Momentalnie ogarnął mnie głęboki smutek. Był taki kruchy. Taki maleńki. Taki bezbronny. Od dwóch dni nie otworzył oczek, co było dla mnie jak tortura. Od czasu do czasu się porusza, jakby chciał zmienić pozycję. Lekarze mówią, że muszą utrzymywać go w takim stanie, póki nie minie infekcja. W innym przypadku nie zniósłby fizycznego bólu, który powodują chore nerki. Tak jest lepiej niż faszerować jego młody organizm niebezpiecznymi środkami przeciwbólowymi. Nie oznacza to jednak, że owy stan rzeczy w jakiś sposób mnie uspokajał. Pragnęłam zobaczyć wreszcie jego niewinny uśmiech i móc spojrzeć mu w oczy. Boże, tak bardzo się o niego bałam...
- Gregor... - szepnęłam niemal z płaczem. W jednej sekundzie przysunął sobie drugi z foteli i mnie do siebie przygarnął. Zatopiłam twarz w jego szyi i tak po prostu zaczęłam szlochać. Czułam się jak wrak. Nie darowałabym sobie, gdyby nagle stało mu się coś gorszego. Nie przeżyłabym tego. Nie zniosłabym jego straty. To przecież moje dziecko. Maleństwo, które rodziłam w bólach i które kocham bezgraniczną miłością. Nic na świecie nie było ważniejsze od niego. Wolałabym sama zmierzyć się z jego chorobą i leżeć w szpitalu zamiast niego. On nie zasługiwał na tak ciężką próbę, postawioną przed nim już na początku swojego życia. Nie jest winny temu, że w takich a nie innych okolicznościach pojawił się na świecie. Czy to wszystko stało się, bo podarowano mu za mało miłości? Bo brakowało mu ojca? Przecież miał wokół siebie ludzi, którzy oszaleli na jego punkcie. Kochali go równie mocno jak ja. Więc co sprawiło, że los tak okrutnie sobie z niego zakpił? Za czyje błędy odpowiada?
- Ciii...już spokojnie, nie płacz – szeptał mi do ucha i gładził moje plecy. Wiem, że przeżywa tą całą sytuację. Cierpi i martwi się o niego. Ale nie zrozumie tego wszystkiego w ten sam sposób co ja, matka. Nie jest w stanie pojąć, ile emocji w tej chwili we mnie drzemie. Wystarczy zwykła igła, by mnie przebić i sprawić, że cała pęknę. A potem ciężko będzie mnie posklejać do kupy.
- Pojedźmy do domu – mówi w pewnej chwili.
- Nie ma mowy, nie zostawię go samego – automatycznie usiadłam wyprostowana w swoim fotelu i otarłam mokre policzki.
- Tylko na trochę – brnął dalej, ściskając moją dłoń – zjesz coś porządnego, wykąpiesz się. Potem zaraz tutaj przyjedziemy.
- Nie, Gregor! - warknęłam. Słyszałam, jak głośno wciąga powietrze. Nie obchodziło mnie to jednak.
- Hania, pomyśl rozsądnie – chwycił mnie za podbródek i odwrócił w swoją stronę. Jego czekoladowe oczy wyrażały ogromną prośbę – chcesz, żeby Adaś zobaczył cię w takim stanie, kiedy się obudzi? - chyba sobie ze mnie kpił – wyglądasz okropnie.
- Dziękuję ci bardzo – prychnęłam. Wywrócił oczami.
- Nie zachowuj się jak dziecko.
- Nie chcę go tu zostawiać! - nie poddaję się.
- Ok, w takim razie idę do twojego lekarza i powiem, że masz w nosie własne zdrowie a oni w przeciągu 10 minut znajdą dla ciebie salę i przykują do łóżka – powiedział na jednym tchu. Przez moment mierzyliśmy się na spojrzenia, ale musiałam odpuścić. Wiedziałam, że szatyn ma rację. Należy mi się odrobina odpoczynku, ale tak ciężko przyjdzie mi go opuszczać. Nie chcę tego. Muszę przecież przy nim czuwać.
- Zobacz, Gloria tutaj jest – oboje odwróciliśmy się w stronę szyby, a brunetka uśmiechnęła się do nas delikatnie i pomachała – zostanie z małym.
- No dobrze... - przyznałam po chwili wahania – ale tylko żeby zjeść i się wykąpać.
- Jak sobie życzysz – ujrzałam w jego oczach coś na wyraz iskierek radości. Wiem, że i o mnie się martwił, a przecież nie chciałam dokładać mu kolejnych trosk. Zrobię to tylko i wyłącznie ze względu na niego. Przysunęłam do niego twarz i musnęłam ustami jego policzek. Pierwszy taki gest od kilku dni. Ucieszył się, widziałam to. I ja też tego potrzebowałam.

Szatyn delikatnie pchnął drzwi i wpuścił mnie pierwsza do środka. Niewielki korytarzyk od głównego pomieszczenia dzieliły zaledwie 2 metry, a widok wnętrza po prostu zapierał dech w piersiach. Jedyne, co potrafiłam zrobić, to otworzyć szeroko usta z zachwytu. Apartament przypominał co najmniej komnatę króla. Tak prezentuje się najlepszy hotel w Krakowie.
- Nie sądziłam, że ktoś kiedykolwiek zaprosi mnie na randkę w takie miejsce – powiedziałam i lekko się zaśmiałam. Chłopak stanął tuż przede mną i szeroko się do mnie uśmiechał. Uwielbiałam ten uśmiech.
- Bo wyjątkowe kobiety zabiera się tylko w wyjątkowe miejsca – stwierdził beztrosko i skradł mi całusa. Byłam cała rozpromieniona.
Na środku pokoju ustawiono niewielki stół, przeznaczony wyłącznie dla dwóch osób. Był już nakryty, a kompozycję dopełniały piękny bukiet czerwonych tulipanów i dwie świece. Na komodzie obok chłodziło się wino i szampan. Szatyn podszedł do stołu i zdjął z talerzy metalowe pokrywki, spod których automatycznie zaczęła unosić się para. Mój żołądek natychmiastowo dał o sobie znać.
- Głodna? - spytał żartobliwie, dostrzegając mój łakomy wzrok.
- Nie jadłam nic od wykładów – stwierdziłam. Odłożył gdzieś pokrywki, chwycił mnie za rękę i pomógł zająć swoje miejsce. Następnie nalał nam obojgu białego, słodkiego wina, wciąż nie przestając badawczo mi się przyglądać. Przyznam, że nieco mnie tym krępował.
- Mówiłem ci już, że pięknie dziś wyglądasz? - na moment odebrało mi mowę, słysząc ten zmysłowy ton, w jakim wypowiedział to zdanie. Przygryzłam wargę.
- Jeszcze nie, Panie Idealny – odpowiedziałam i zaśmiałam się melodyjnie. Zerknął na mnie pełen zachwytu.
- Uwielbiam cię – dodał szeptem, po czym upił łyk swojego wina. Uczyniłam to samo i za chwilę w spokoju zaczęliśmy spożywać posiłek.

Przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze i wzięłam kilka głębokich wdechów. Wyglądałam ładnie, a muślinowa sukienka idealnie komponowała się z moim ciałem. Przecież się mu podobam. Pociągam go. Tyle razy wyznał, że zwariował na moim punkcie. To właśnie ten jedyny, któremu mogę podarować swoją niewinność. Wiem, że nie będę tego żałować. Wiem, że będzie mi przy nim wyjątkowo.
Wyszłam z pomieszczenia, gasząc za sobą światło. Cała się trzęsłam. Żołądek podszedł mi do gardła i teraz byłam na siebie zła, że zjadłam więcej, niż powinnam. Wino nieco szumiało mi w głowie, ale musiałam dodać sobie nim odwagi. Boże, jaka ze mnie fajtłapa. On oczekuje ode mnie czegoś więcej, a ja nawet nie wiem, jak mam się za to zabrać.
Wrócił z balkonu. Stałam jak wryta na środku pokoju i nie wiedziałam, gdzie mam oczy podziać. Przyglądał mi się, doskonale to wiem. Czułam jego wzrok na sobie. Serce waliło mi jak oszalałe i myślałam, że za chwilę tam zemdleję. Zapewne tak by się właśnie stało, gdyby nie to, że do mnie podszedł i delikatnie objął mnie w talii.
- Coś się stało, skarbie? - spytał, a jego głos zdradzał przejęcie. Milczałam, więc uniósł mój podbródek ku górze – Hania, co jest? - zmarszczył brwi. Jakimś cudem udało mi się do niego blado uśmiechnąć.
- Gregor..ja.. - kompletnie nie wiedziałam jak zacząć ten wywód. Miałam ochotę po prostu stąd uciec - ...zdaję sobie sprawę, po co mnie tutaj zaprosiłeś...i...czego ode mnie dzisiaj oczekujesz...
- O czym ty mówisz? - pyta, zdezorientowany. A ja czuję jak cała się rumienię. Och, jestem taka żałosna! Na pewno to sobie o mnie pomyśli, gdy pozna prawdę. - Hania, powiedz wreszcie, o co chodzi. - jego głos wyrażał zniecierpliwienie. Lubił konkrety, a nie jakieś owijanie w bawełnę. Ale tak trudno było mi to ubrać w słowa.
- Bo...- zaraz tu padnę, przysięgam - ...bo..ta kolacja, romantyczna atmosfera...to wszystko... - nie potrafiłam patrzeć mu teraz w oczy, bo jego wzrok był cholernie ciężki. Mieszałam się i tylko czekać aż mnie wreszcie wyśmieje - ...zapewne oczekujesz, że będę się dziś z tobą kochać... - podniosłam na niego spojrzenie. Nie uśmiechał się, ale patrzył mi intensywnie w oczy, jakby czegoś chciał się domyśleć. Czułam, że cała drżę.
- Niczego od ciebie nie oczekuję, Hania – powiedział po chwili milczenia, jakby sam zastanawiał się, co powiedzieć – to twoja decyzja, a ja ją akceptuję. Powiedziałaś, że potrzebujesz czasu, rozumiem to. Jeśli zgodziłabyś się na to dzisiaj, byłbym chyba najszczęśliwszym facetem na ziemi, ale nie naciskam. - odpowiedział pół-szeptem, powodując, że rozeszła się po mnie fala ciepła. Był najwspanialszy, najcudowniejszy. Taki wyrozumiały. Nie dziwię się, że się w nim zakochałam. Ale pozostał jeszcze jeden aspekt..
- Tu chodzi o to, że... - zacisnęłam powieki i przełknęłam głośną ślinę - ...ja jestem dziewicą, Gregor – powiedziałam to, wreszcie! Tak bardzo bałam się otworzyć teraz oczy. Ale to zrobiłam. Napotkałam jego pełne zaskoczenia spojrzenie. Przez jakiś czas po prostu mi się przyglądał, jakby nie wierząc. Dopiero potem się uśmiechnął, dotykając delikatnie mojego policzka.
- Gdzieś ty się uchowała przez te 20 lat? - musiałam zaśmiać się cicho na to pytanie. Jeszcze nigdy nie byłam tak przerażona i tak podekscytowana jednocześnie. To on na mnie tak działał.
- Czekałam... - szepnęłam i nawet nie spostrzegłam momentu, w którym zaczął obsypywać mnie pocałunkami. Wspięłam się na palce i oplotłam rękoma jego szyję. Czułam jego reakcję na to, co się właśnie działo gdzieś na swoim podbrzuszu. Na początku to mnie przeraziło, ale zaraz poczułam podniecenie. To było dla mnie takie nienormalne, ale zarazem takie fascynujące. Uśmiechnęłam się do niego przez pocałunki, a on doskonale domyślał się, o co mi chodzi. Jego dłonie powędrowały na moje uda, które mocno chwycił i zaraz znalazłam się na jego rękach, owijając nogi wokół jego bioder. Usłyszałam tylko ciche mruknięcie, wydobywające się z jego ust.
- Czekałam na ciebie, Gregor – jego oczy błyszczały z podniecenia i radości. Pocałował mnie czule, a potem z największa starannością ułożył na tym wielkim łóżku. Zachichotałam. Znów zaczął bawić się moimi ustami.
A ta noc była po prostu niezapomniana.

Otworzyłam powieki, by napotkać zupełnie inne ściany niż te szpitalne. Ciemne meble, szafa z wielkim lustrem, biurko. Nie, to przecież nie klinika.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu. Pokój Gregora, no jasne. Wiedziałam, że tak właśnie zrobi. Spojrzałam w bok, a na drugiej połowie łóżka budził się właśnie bohater mojego snu. Wzięłam głęboki wdech, by odgonić wszystko to, co do tej pory miałam przed oczami. Dlaczego te sny z nim są zawsze takie realne? Dlaczego zawsze przywołują nasze wspólne wspomnienia?
- Obudziłaś się – stwierdził zachrypniętym głosem. Dostrzegłam, że mam na sobie jeden z jego t-shirtów. Czułam zmysłowy zapach świeżo założonej pościeli i wypranej koszulki. To było całkiem przyjemne.
- Co mi dosypaliście? - pytam bez ogródek. Zauważa moją złość, dlatego jego mina jest nieco niepewna. Sam podnosi się powoli, by być na równi ze mną i przeciera zaspaną twarz.
- Tabletki na sen mojej mamy – odpowiedział, nie patrząc na mnie. Prychnęłam. Niech się cieszy, że naprawdę nie mam tyle sił na kłótnie.
Rozejrzałam się dokładniej po pomieszczeniu. Gregor niewiele zmienił w swojej sypialni. Nadal panował tu jego ulubiony zestaw kolorów. Nic nie zostało ani przestawione ani wymienione. A to łóżko..te drzwi do prywatnej łazienki...nawet to cholerne biurko...nie, za dużo tego. Złapałam się za głowę i ukryłam twarz w dłoniach. Wiem, że to znów mogło należeć do mnie, ale nie mogłam tak swobodnie na to patrzeć po wszystkim, co z nim przeszłam.
- Dobrze się czujesz? - spytał zmartwiony. Usiadł naprzeciwko mnie. Poczułam jak próbuje oderwać moje ręce, by przyjrzeć się lepiej twarzy. Kręcę głową. - więc co się dzieje?
Popatrzyłam w jego oczy. Takie...pełne troski i obawy. Jak on wyglądał? Ogromne sińce, rozchwiane włosy, kilkudniowy zarost. Nie zapominajmy oczywiście o jego zmasakrowanej twarzy. Nawet o nim nie pomyślałam. Kompletnie się nim nie przejęłam, a przecież ponoć już należymy do siebie. Westchnęłam głośno.
- Gregor.. - zaczęłam niepewnie – te meble, to łóżko, te kolory ścian...to wszystko ma stąd zniknąć – zapewne pomyślał sobie, że jestem idiotką. Tak bynajmniej właśnie na mnie patrzył. Nie rozumiał i wcale mu się nie dziwiłam.
- Ale jak to...? - wykrzywił dziwnie usta. Naprawdę był zdezorientowany.
- Nie jestem Sandrą – powiedziałam dobitnie przez zacisniętę zęby – to nie moja sypialnia i nie mój wystrój..
- Ale Hania...
- ...nie będę spać w łóżku, w którym spała tyle lat ona i w którym oboje się bzykaliście.. - zignorowałam go i nie pozwoliłam sobie przerwać. Oczy wyszły mu z orbit. Był zaskoczony. Zaszokowany, że właśnie teraz mogłam dojść do takich wniosków. Próbował chwycić mnie za ręce, ale odciągnęłam je za siebie. Patrzył na mnie przerażony.
- Mam wyrzucić...wszystko? - pyta, świdrując mnie wzrokiem.
- Wszystko, Gregor. Nie wiem, sprzedaj, oddaj na cele charytatywne.. – odpowiadam pewnie, przybliżając się do niego – bo to przypomina mi o niej, a ja nie zniosę jej obecności w twojej sypialni – znów chciał mi przerwac, ale uniosłam rękę – to ma być od tej pory nasza sypialnia. Nasza, rozumiesz? - akcentuję każde słowo, by na pewno do niego trafiło – więc jeśli chcesz, żebym tu z tobą została, to mnie posłuchasz.
Wstałam, ściągając z siebie kołdrę. Nawet na niego nie spojrzałam, kierując się do łazienki.
- Aha... - przystanęłam i się do niego odwróciłam. Nadal siedział na tym łóżku, kompletnie zaskoczony. Ale czego innego mógł się spodziewać?- dopóki nie przeprowadzisz tego remontu, będę mieszkała w pokoju gościnnym – a potem tak po prostu zniknęłam za drzwiami.







~ Bo walczysz o coś naprawdę wielkiego, 
o cząstkę Jego i cząstkę Ciebie...




***
Witajcie!

Rozdział troszkę wcześniej niż zawsze, ale ostatnio mam wenę i jestem z nimi do przodu. Już niedługo sprawa z Adasiem będzie miała swój finał. Jak myślicie, dobry czy zły?
Czekam na Wasze opinie :)

7 komentarzy:

  1. Ja akceptuję tylko dobry finał! Innego nie może być, głęboko w to wierzę. Rozdział pełen emocji. Na początku snu Hani byłam nieco zdezorientowana, nie wiedziałam o co chodzi, ale ty przezornie nam to wyjaśniłaś. :-)
    Dobrze, że Hania i Gregor w końcu są dla siebie wsparciem. Tyle na to czekałam. Jeszcze wystarczy, że Adaś wyzdrowieje i już będę cała w skowronkach.
    Aaa, zapomnialabym. Bardzo bardzo podoba mi się końcówka! Niech zmienia meble, a co? Dziewczyna ma czuć oddech byłej Grega w ich wspólnej sypialni? Dobra decyzja Hania!
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam i weny życzę.
    Madźka

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku chcę wspomnieć o nominacji do LBA. Więcej dowiesz się wchodząc w ten link: http://tamprzyjaciolkilkumam.blogspot.com/2016/04/nominacja-do-liebster-award-jest.html?m=1

    Nareszcie Greg zaciągnął ją do domu. Nie dziwię się, że tak zareagowała. W końcu i tak wszystko mogło być związane z Sandrą. A co do Adasia to ja również nie wyobrażam sobie "sad endu".
    Pozdrawiam Cię kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Kochana! <3
    Rozdział jak zwykle wspaniały. Ostatnimi czasy akcja nabrała tu sporego tempa.
    Ogromnie się cieszę, że Hania znalazła oparcie w Gregorze. Stan zdrowotny Adasia jest krytyczny... Gregor nie może zostać dawcą, ale Lucas z pewnością musi nim być! Nie widzę innej opcji... Adaś musi przeżyć. Wolę nie myśleć co by było w przeciwnym wypadku.
    Hania również nie za dobrze się czuje. Początkowo podejrzewałam, że może jest w ciąży.
    Mam nadzieję, że wszystko dobrze się tutaj ułoży!

    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
    Trzymaj się Kochana ;*

    Pozdrawiam, Camille.

    OdpowiedzUsuń
  4. Adaś musi byc zdrowy, błagam nie rób nam tego .-.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Kochana.
    Jejku przepraszam za brak komentarza pod ostatnim rozdziałem. Jak zwykle przeczytałam późnym wieczorem i nie miałam siły już dodać komentarza, a później wypadło mi z głowy aby coś napisać.
    Tak mi było z tym źle, że dziś powiedziałam sobie że postaram się dodać jak najszybciej.

    Rozdział perfekcyjny.
    Mam nadzieję że wszytsko z chorobą Adasia zmierza do szczęśliwego finału.
    Pomimo całej tej choroby cieszę się ze Gregor okazuje tyle miłości i opieki Hani i Adasiowi.
    Doborze ze Greg jest obok dziewczyny i pomaga jej, choć jemu samemu nie jest łatwo.

    Brawo dla Hani. Bardzo dobrze że walczy o "swój teren". Teraz to ona będzie rządzić w sypialni Gregora nie Sandra.
    Myślę że Schlierenzauer szybko przprowadzi remont.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny.

    Bardzo się cieszę że masz wene.
    Dobrze wiesz że Twoje rozdziały to ja mogę czytać codziennie.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. O rajuśku! To było piękne!
    Nie spodziewałam się, że w momencie choroby Adasia wrócisz do takich intymnych wspomnień :) Ale mile mnie zaskoczyłaś.
    Hania jest niesamowita - już przemeblowuje zaskoczonemu Gregorowi życie hahahh ale to dobrze - tak ma być. Co to w ogóle ma znaczyć, że śpią w tym samym łóżku co on z Sandrą... och nawet mi to przez gardło nie przejdzie.
    Dobrze, niech Hania weźmie sprawy w swoje ręce:)
    Mam nadzieję, że finał będzie jednak dobry...
    Ściskam i czekam na kolejny:*
    Verity

    OdpowiedzUsuń
  7. Melduję się!
    Świetny rozdział, coraz więcej się dzieje. I niech ta wena będzie z tobą jak najdłużej :)
    Trochę mnie zaskoczyłaś takim rozwojem sytuacji, powiem szczerze. Cały czas mam nadzieję, że wszystko się ułoży, że doczekamy się happy endu. Szkoda tylko, że takie małe, niewinne dziecko musi tak bardzo cierpieć. Życie jest cholernie niesprawiedliwe. Oby jednak udało się, aby Lucas został dawcą.
    Gregor i Hania... dobrze, że jest przy niej. Teraz chyba to jest najważniejsze, aby miała wsparcie w trudnych chwilach. A kto inny, jak nie on, ma jej je dać? Chociaż pewnie jemu też nie jest z tym łatwo. Zresztą, komu by było...
    Czekam na kolejne!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń