Kocham ich wszystkich za wsparcie.
Doceniam każdą troskę, chęć pomocy i dbania o mnie. Ale to już
przesada. Zachowują się tak jakbym była jakimś obiektem badań i
trzeba mnie na bieżąco kontrolować. To dlatego łyżka z zupą,
którą właśnie miałam włożyć do ust, zaczęła się trząść,
a jej zawartość wpadła z powrotem do miski. Przecież to jest
jakaś paranoja.
- Jeżeli będziecie się dalej w ten
sposób na mnie gapić to w życiu tego nie tknę – warknęłam do
nich, posyłając im mordercze spojrzenie. Baśka przewróciła
oczami, mama westchnęła z bólem w oczach a Gregor siedział kilka
metrów ode mnie i nie przestawał mi się uważnie przyglądać.
Oszaleli!
- Kochanie, przecież wiesz, że musisz
jeść. Nie możesz też brać leków na pusty żołądek –
stwierdziła ze współczuciem moja rodzicielka. Miała okropny wyraz
twarzy. Sytuacja z Adasiem również powoli ją wykończała, a
dodatkowe rzekome problemy z moim zdrowiem jedynie szargają jej
nerwy. Postarzała się przez te kilka tygodni, kiedy się nie
widziałyśmy i ta jej wciąż niezwykła uroda zaczynała przemijać.
- Mamo, zjem tą cholerną zupę, ale
nie mam zamiaru robić tego na oczach wszystkich, bo po prostu tracę
apetyt! - dodałam o wiele za głośno. Mama jedynie otworzyła
szeroko usta a potem spuściła wzrok. Baśka oczywiście nic sobie
nie robiła z mojego tonu.
- Gregor, pozwolisz na chwilę? -
odezwał się Marcus, który pojawił się dziś w domu
Schlierenzauera. To nie tylko jego menadżer, ale również wujek.
Rodzina, a co za tym stoi on tak samo przejmuje się stanem mojego
syna. Gregor nie raz wspominał, że Prock jest dla niego niczym
drugi ojciec. Bywało, że czasami to z nim dogadywał się lepiej,
chętniej spędzał wolny czas. Poza tym ewidentnie wdał się w
wujka i zawsze po kryjomu uśmiechałam się, że szatyn jest nawet
bardziej do niego podobny.
- Jasne – bąknął niechętnie i
podniósł się ze swojego miejsca, posyłając mi ostatnie badawcze
spojrzenie. Poczułam się nieco raźniej, gdy wreszcie wyszli. Po
chwili uczyniła to samo jego matka.
- Pojadę do szpitala i dam wam znać,
jak się miewa mały – wzięłam głęboki oddech, ale kiwnęłam
jej na zgodę. Też chciałabym wreszcie udać się do szpitala, ale
ci wredni klawisze nie pozwolą na to, jeśli nie spełnię
wszystkich ich warunków. Jednym z nich jest właśnie wciśniecie w
siebie tej cholernej zupy, a to zadanie wydaje się teraz dla mnie
niewykonalne. Po raz kolejny westchnęłam ze zniecierpliwienia i
postanowiłam spróbować zjeść choć odrobinę. Może i naprawdę
coś ze mną nie tak? Od kiedy zmagamy się wszyscy z białaczką
Adasia, jedzenie jest moim największym wrogiem. Nie chciałam
niepotrzebnie chorować i dodawać im większych zmartwień, ale to
po prostu przychodziło samo z siebie.
Mama również wyszła pod pretekstem
rozpakowania swoich rzeczy. Cieszyłam się w duchu, że razem z moją
siostrą przyleciały do Innsbrucka. Ogromnie brakowało mi ich przez
te tygodnie, a to przecież moja najbliższa rodzina. Bolało mnie
jedynie, że wciąż brakuje tu jeszcze jednego jej członka.
- Basia, co z tatą? Dlaczego z wami
nie przyleciał? - zwróciłam się spokojnie do blondynki, która
właśnie kończyła swoją porcję obiadu. Spojrzała na mnie
wymownie.
- Musiał zostać w szkole, wiesz
przecież, że mają go awansować na dyrektora.
- Na dyrektora? - nawet nie kryłam
zaskoczenia – jak to? Właśnie, że o niczym nie wiem. Dlaczego
nikt mi nie powiedział? - dodałam z pretensją.
- Wspominałam ci o tym wielokrotnie
przez telefon, ale z tobą temat taty kończy się szybciej niż
zaczyna – odpowiedziała stanowczo. Spuściłam wzrok – Hania, co
się z tobą dzieje? Nie odbierasz od niego połączeń, a sama
również nie oddzwaniasz. Kiedy wreszcie skończy się to twoje
obrażanie się?
- Obrażanie się?! - spojrzałam na
nią ze złością – już nie pamiętasz jak mnie potraktował, gdy
zaszłam w ciążę? Ile razy przez niego płakałam? - rzuciłam w
jej stronę – tak zachowuje się kochający ojciec?
- On się zmienił – zaznaczyła
dobitnie, a ja prychnęłam, opierając się o krzesło i krzyżując
ręce – pokochał Adasia i jest dla niego dobrym dziadkiem. Zajął
się potem wami, jak należy.
- Powiedział, że nie tak mnie
wychowywał, Baśka – odparłam – że to nie ta sama porządna i
ułożona dziewczyna. Jego zdolna ... prymuska – ostatnie słowo
dosadnie podkreśliłam – i że strasznie się na mnie zawiódł.
- Hania, to było na początku, póki
nie oswoił się z tą wiadomością. Wszyscy byliśmy zaskoczeni...
- Zawsze robiłam to, czego oczekiwali
ode mnie rodzice. - przerwałam jej, posyłając w jej stronę ostre
spojrzenie – dobrze się uczyłam, nie wagarowałam, miałam
znajomych z porządnych rodzin. Nawet wybrali mi uczelnie, nie
pytając o zgodę! - wrzasnęłam i musiałam wziąć głęboki
wdech, by się nieco opanować – to, co przeżyłam z Gregorem było
odskocznią od tej wiecznej kontroli, rozumiesz? Odczułam przy nim
choć namiastkę wolności i nigdy nie musiałam zastanawiać się
nad tym, że narażam nienaganną reputację rodziców. Wielka mi
para nauczycieli...
- On cię kocha. Jesteś jego córką i
się o ciebie martwi! - próbowała dalej.
- Ja go też kocham, Baśka, bo to mój
ojciec. - odpowiedziałam spokojnie – ale nigdy nie usłyszałam od
niego choćby słowa „przepraszam”. Nigdy nie przyznał się do
błędu, udając, że te 8 miesięcy mozemy wymazać z pamięci. A
mnie to nadal boli.. - dodałam już ciszej. Siostra przyglądała
mi się z uwagą, ale nic już nie powiedziała. Ta sprawa musi być
załatwiona między mną i ojcem, a ona i tak do końca nie zrozumie,
co wtedy czułam.
- Przespaliście się ze sobą, prawda?
- oczy wyszły mi z orbit, kiedy zadała to pytanie. - ty i Gregor.
- Słucham? - niemal wykrztusiłam.
Moja własna młodsza siostra i takie teksty! - co ci znowu strzeliło
do głowy, Baśka?!
- Widziałam jak na ciebie patrzy, ok?
- odpowiedziała z udawaną ironią. - sam cię położył do łóżka,
gdy zasnęłaś. Poza tym, spał w nim z tobą. Ciągle posyłacie
sobie „wymowne” spojrzenia i niby to przypadkowo dotykacie w
przelocie – wszystko to wyznała pokazując mi tzw. cudzysłów w
powietrzu. Choć przejęta zupełnie inną sytuacją, nie mogłam się
pod nosem nie uśmiechnąć, zdając sobie sprawę z jej sprytu. W
kogo ona się wdała?
- Więc sama znasz odpowiedź –
odparłam z nutką sarkazmu, przygryzając dolną wargę. Siostra
patrzyła teraz na mnie zaszokowana.
- O Boże! - pisnęła, a ja zganiłam
ją machnięciem ręki i wywróciłam oczami – fajnie było? Nic
się nie zmienił w tych sprawach? W ogóle jak do tego doszło?!
Musisz mi wszystko opowiedzieć ze szczegółami...
- Baśka!!
- No i co, jesteście teraz razem? -
zadawała kolejne irytujące pytania. Oparła się łokciami o stół
i poruszyła w moją stronę chytrze brwiami, a konspiracyjny uśmiech
nie schodził z jej ust.
- Po pierwsze było odlotowo – niech
ma, a co mi tam! Poza tym jej mina była teraz bezcenna – po drugie
doszło do tego tylko kilka razy i sama nie potrafię wytłumaczyć
jak – ścisnęła mnie znacząco za nadgarstek, pełna ekscytacji
na moje słowa – a po trzecie nie wiem, czy jesteśmy razem...z
resztą w tej sytuacji nie ma to znaczenia... - chcę do mojego
dziecka, do jasnej cholery!
- No jak to nie wiesz?! - spytała
rozentuzjazmowana, ignorując ostatnie zdanie – nie rozmawialiście
na ten temat po...wszystkim? - zaśmiała się cicho a ja skarciłam
ją wzrokiem.
- No powiedział tylko, że mnie kocha
– odparłam beznamiętnie i przysunęłam sobie kolana do brody. A
ona rozdziawiła po raz enty paszczę.
- Jak to „tylko”?! - znów pisnęła
– przecież to najwspanialsze, co mógł zrobić! Kocha cię i ty
jego też, nawet nie próbuj zaprzeczać – dodała na jednym tchu –
więc teraz możecie we trójkę stworzyć rodzinę, Adaś będzie
miał ojca! Trochę szkoda, że będziecie musieli przenieść się
do Austrii, ale najważniejsze jest wasze szczęście...
- Hej, hej! Nie zagalopowuj się tak –
upomniałam ją, unosząc ręce do góry – nic jeszcze nie wiadomo,
bo nie mieliśmy czasu o tym porozmawiać. Ta cała sytuacja z
Adasiem, ta wredna infekcja... - przygryzłam wargę i znów
odwróciłam wzrok. Musieli dosypać mi do tego też czegoś na
uspokojenie, bo z pewnością nie siedziałabym teraz tutaj i tak
swobodnie z nią nie gadała.
- Wszystko będzie w porządku,
zobaczysz – odezwała się czułym głosem, delikatnie głaszcząc
moją dłoń – Adaś jest pod dobrą opieką, wyjdzie z tego...
- Mam taką nadzieję.. - bąknęłam
jedynie, powstrzymując cisnące się łzy.
- Chcesz być...z Gregorem? - pyta
ponownie po dłuższej ciszy. Zerknęłam na nią.
- Nie wiem....nadal do końca mu nie
ufam – odparłam szczerze – ale wierzę, że chce udowodnić, że
na mnie zasługuje...poza tym go kocham...nie wyobrażam sobie, że
znów mógłby mnie zranić...
- Dlaczego właściwie on jest taki
cały poobijany? - spytała zaintrygowana. Spuściłam ponownie
wzrok.
- Bił się...z Kłuskiem... -
zerknęłam na nią – zaraz ci mucha wleci do tej buzi.- dodałam,
zamykając jej szczękę.
- O ciebie? - szepnęła głośno.
Zdążyłam szybko kiwnąć głową, słysząc zbliżające się
kroki. - no to grubo.. - skomentowała.
Obiekt moich myśli właśnie wtargnął
do kuchni. Zmarszczyłam brwi. Był wściekły, to wydawało się
oczywiste. Potem usłyszałam jedynie donośny trzask głównych
drzwi.
- Co się stało? - pytam, nieco
zaniepokojona. Spojrzał na mnie takim obojętnym wzrokiem, który
jak mi się zdawało, zaraz zmienił się w czuły i spokojny.
- Nic takiego – próbował się
opanować, ale nie za bardzo mu to wyszło. Napił się pospiesznie
szklanki wody, odwracając się do nas tyłem. Nawet Baśka spojrzała
na mnie z pytajnikami w oczach – jedziemy do szpitala?
Długo nie musiał mnie namawiać.
- O co chodzi, wujku? - spytałem
natychmiast, gdy wyszliśmy na taras. Głowa pękała mi od środka,
chciałem jechać do szpitala. Chciałem też przypilnować tą
upartą kobietę, bo na jej zdrowiu zależało mi jak na niczym
innym. Nie miałem ochoty na żadne pogawędki. Mężczyzna stanął
naprzeciwko mnie i zaczął mi się uważnie przyglądać. Przez
chwilę słyszałem tylko łapczywie dudniący o dach deszcz, który
lał się od samego rana. Było chłodniej i powoli do Europy
wkraczała jesień – stało się coś?
- Zaniedbujesz treningi, Gregor –
odparł jedynie. Przez moment patrzyłem na niego zdezorientowany, a
potem lekko się zaśmiałem. Chyba się przesłyszałem.
- Przecież wiesz, jaka jest teraz
sytuacja – odpowiedziałem spokojnie – mój syn leży w szpitalu
i walczy o życie.
- Gregor, synu, ja rozumiem – położył
mi dłoń na ramieniu. Lubiłem, gdy zwracał się do mnie w ten
sposób. To był symbol tej więzi, jaka nas łączyła. Byliśmy
sobie bardzo bliscy i czasami traktowałem go jak własnego ojca. -
dowiedziałeś się, że masz dziecko..
- Nie, ja sobie to uświadomiłem i
wreszcie się o nie zatroszczyłem.. - przerwałem mu, a on zerknął
na mnie nerwowo.
- Nieważne – bąknął – nie
powinniśmy roztrząsać twoich błędów z przeszłości a skupiać
się na sprawach bieżących – zaczął mnie irytować. Nigdy tak
do mnie nie mówił, zawsze emanował empatią w stosunku do innych.
Dlaczego więc teraz traktuje sprawę z Adasiem tak, jakby była mu
ona obojętna? - w każdym razie ostatnie wydarzenia przesłoniły ci
kwestię twojej kariery i przygotowania do sezonu.
- Żartujesz sobie prawda? - spytałem,
odsuwając się od niego na krok. Nie wierzyłem – ty, mój wujek i
najlepszy przyjaciel przedkładasz sprawy zawodowe nad problemy
rodzinne i tak ważną kwestię jak moje umierające dziecko? -
zrobił jakąś dziwną minę. Jakby się niecierpliwił. A to
jedynie sprawiło, że krew zaczęła buzować mi w żyłach i
robiłem się coraz bardziej zły.
- Jestem też twoim menadżerem, Greg.
Odpowiedzialny za twoją karierę i skoki. Sponsorzy się
niecierpliwią, dziennikarze i telewizja chcą wreszcie zrealizować
ten materiał ze skoczni i treningu a dodatkowo zrezygnowałeś...
- Zaraz, stop! - warknąłem do niego,
drapiąc się nerwowo po brodzie – mam olać chorobę dziecka i
jechać z tobą do Villach, bo te pijawki chcą sobie nagrać
materiał? - pytam nie kryjąc pogardy w głosie – mam zostawić
własną kobietę z tym problemem samą, bo wycofają mi jakieś
dofinansowania?
- Nie jakieś, tylko istotne sprawy
dotyczące przyszłego Pucharu Świata! - warknął, a ja oniemiałem
– masz swoje obowiązki, Gregor i myślałem, że po tylu latach
nie muszę ci o nich przypominać!
- Wujku, nie kpij sobie ze mnie! -
wrzasnąłem na niego. Sam zaczynał się mocno wściekać – postaw
się w mojej sytuacji. Co ty byś zrobił, gdyby coś stało się
jednemu z twoich dzieci, co? - patrzyłem mu ostro w oczy – nawet
Poitner zrezygnował ze stanowiska, bo ma problemy z córką.
- Nie jesteś Poitnerem tylko jednym z
najlepszych skoczków świata, który ma głęboki kryzys i musi
ratować dupę, więc lepiej się ogarnij i zacznij myśleć o swojej
przyszłości! - krzyknął do mnie. Początkowo stałem tak przed
nim osłupiały ze zdziwienia. Potem jedynie prychnąłem. Podszedłem
do niego bliżej tak, byśmy stali ze sobą na równi. Nie
spuszczałem z niego wzroku.
- W takim razie komunikuję ci, że
jedyna przyszłość jaka się dla mnie w tym momencie liczy to mój
syn i Hania, rozumiesz? - również mierzył mnie spojrzeniem, ale
się nie odezwał – jeśli to do ciebie nie dociera, to masz
problem.
- Gregor, ale skoki...
- W dupie mam teraz skoki! - warknąłem
do niego. Poczułem w sobie adrenalinę, która sprawiła, że
odzywałem się do niego tak, jak nie robiłem tego nigdy. Bolało
mnie to w jaki sposób mnie potraktował i fakt, że zniżył moje
dziecko do parteru. Ale w tym momencie sobie na to zasłużył. - a
teraz stąd wyjdź.
- Synu..
- Wypieprzaj stąd! - krzyknąłem.
Nadal na mnie patrzył, zaskoczony moją gwałtowna reakcją. Serce
waliło mi jak oszalałe, ale musiałem to zrobić. Za to, co o nich
powiedział.
Po sekundzie już go nie było.
Poszedłem za nim do środka i skierowałem do kuchni. Następnie
usłyszałem donośny trzask drzwi.
Martwiłam się o niego. Zaniedbywał
się. Nie jadł, prawie nie spał. Nie wyglądał lepiej niż ja, a
jego zdrowie jako sportowca jest o wiele ważniejsze od mojego.
Chciałabym przecież zobaczyć go jeszcze na skoczni, takiego, jakim
był kiedyś. Może stałabym sobie wtedy wśród tych wszystkich
żon, dziewczyn i narzeczonych jako jego partnerka? Może trzymałabym
na rękach swojego syna i dopingowalibyśmy mu z całych sił? Bo
tych niebieskich kubraczków i jego wręcz śmiesznych czapek „GS”
w życiu nie włożę.. ale uwielbiałam to, co robił i to od lat
stanowiło również moją pasję. Powinnam być taka dumna, że
ojcem mojego dziecka jest tak wybitny sportowiec. Szkoda, że nie
okazał się początkowo tak cudowny prywatnie, ale przecież ma
czas, by wszystko nadrobić. W końcu już postanowiłam dać mu
drugą szansę. Kochałam go...
Boże, na pewno dosypali mi czegoś do
herbaty, bo czułam się jak naćpana...
- Greg..? - zwróciłam się do niego
po cichu. Przebrał się i właśnie szukał nerwowo swojego
portfela. Baśka już dawno siedziała z mamą w samochodzie tylko on
się tak guzdrał. Zerknął na mnie zniecierpliwiony.
- Hmmm? - bąknął, powracając do
swojej czynności. Uśmiechnęłam się sama do siebie i do niego
podeszłam, przytulając się do jego pleców. Wdychałam spokojnie
zapach skórzanej kurtki, czując jak momentalnie porzucił swoje
zajęcie i odwrócił się w moją stronę. Zachciało mi się śmiać
na widok jego siniaków na twarzy, ale i tak był przystojny. Objął
mnie w talii i spojrzał ciepło w oczy. Wspięłam się na palce i
pocałowałam go krótko.
- Za co to? - szepnął, odgarniając
wolny kosmyk za moje ucho.
- Za to, że się o mnie tak
troszczysz. Dziękuję ci – szepnęłam mu na usta. Czułam, jak
się uśmiecha i przyciąga mnie do siebie mocniej.
- Zrobiłbym dla ciebie wszystko,
księżniczko – teraz to ja się uśmiechnęłam.
- Co mi dolaliście? - spytałam,
patrząc na niego dziwacznie. Miała głęboką ochotę, by go
pocałować i zapewne bym to uczyniła, gdyby się nie odsuwał.
- Sporą dawkę Laudanum.. - szepnął
– i chyba działa.. - zauważył błyskotliwie. Super, dzięki, że
zrobiliście ze mnie ćpunkę. Zamiast przejmować się własnym
dzieckiem miałam wrażenie, że to coś działa zupełnie inaczej. -
nawet chyba przesadziliśmy.. - stwierdził, kręcąc głową.
Głaskał mnie po policzku i patrzył czule w oczy – może jednak
zostaniesz w domu? Zdrzemniesz się trochę i przyjadę po ciebie po
południu?
- Mam wrażenie jakbym była na jakimś
haju, Greg...jest mi duszno, nie potrafię się na niczym skupić...
– popatrzył na mnie nieco zmartwiony a potem lekko się zaśmiał.
Chwycił moją twarz w dłonie i złożył na ustach długi
pocałunek. Nie rozumiałam, dlaczego teraz tak do niego przywarłam
i wszystko inne było mi w tej chwili obojętne.
- Połóż się na jeszcze trochę..
- Nie! - odpowiedziałam stanowczo,
marszcząc brwi. Musiałam się ogarnąć, bo jak wydobrzeję to będę
się jedynie karcić w duchu za to zachowanie. Wzięłam kilka
głębokich oddechów i spojrzałam na niego poważnie – jedźmy
już. Po drodze może trochę mi przejdzie, a poza tym to twoja wina,
że tak się zachowuje..
- I dobrze. Choć przez chwilę się
nie martwisz – stwierdził.
- Martwię tylko to jest jakoś
tak...dziwnie przesłonięte – odpowiedziałam nie do końca
pewnie. Nieważne. Pchnęłam go w kierunku drzwi i wyszliśmy.
W klinice powitała nas dość spora
grupka ludzi. Zdziwiliśmy się, bo kiedy tylko nas zobaczyli, prawie
każdy wyglądał tak jakby miał ochotę do nas podbiec i koniecznie
nam coś przekazać. Schlierenzauerowie patrzyli za szybę z ogromnym
przejęciem. I mnie momentalnie udzielił się ich nastrój, a strach
wypędził z organizmu nawet te marne środki na uspokojenie. Nie
zauważyłam kiedy przyspieszyłam kroku.
Wśród nich byli również Stef z
Marisą, Michi, Manu i Thomas ze swoją córką. Każdy z nich miał
zmartwioną minę. Gregor odruchowo złapał mnie za rękę i
spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. Mama już szeptała za nami
nerwowo, a z każdym metrem kolana same się pode mną uginały.
Pierwsza wysunęła się w naszą stronę Marisa.
- Och, nareszcie jesteście!
- Co się stało?! - spytałam, dygocąc
ze strachu. Rozejrzałam się po twarzach ich wszystkich i bałam się
teraz jak cholera.
- No powiedzcie co się dzieje! -
krzyknął stojący obok mnie szatyn. Wszyscy patrzyli na nas ze
współczuciem. A widok płaczącej matki Gregora tylko potęgował
nasze obawy.
- Coś się dzieje z Adasiem, Hania.
Lekarze nagle wyprosili wszystkich z sali, a urządzenia zaczęły
wariować.. - powiedziała drżącym głosem, łapiąc mnie odruchowo
za dłonie.
Spojrzałam w zamknięte drzwi, a
wszystko wokół działo się dla mnie jak w zwolnionym tempie.
Jedyne na co reagowałam, to zdecydowany uścisk ręki
Schlierenzauera.
~ Bo to właśnie Ich dobro ma
dla Ciebie priorytetowe znaczenie...
***
Cześć :)
Chciałam się pochwalić rozpoczęciem majowego długiego weekendu. Każdemu z nas należy się odrobina wytchnienia i życzę Wam właśnie samych takich chwil.
Szykuję dla Was trochę więcej rozdziałów tej historii niż zamierzałam, ale mam nadzieję, że się nie pogniewacie.
Do napisania!