czwartek, 9 czerwca 2016

Trzydzieści jeden

Wpatrywałam się w niego z nieukrywanym strachem. W środku cała się trzęsłam, oczekując na jakąkolwiek jego reakcję. Ze spokojem obserwowałam jak przytula do siebie dziecko, jak bardzo poruszył go jego widok. Poczułam wszechogarniający wstyd. Za to, że na tak długi czas mu go odebrałam. Za to, że tak strasznie go potraktowałam. Postąpiłam zupełnie samolubnie, co było z mojej strony największym błędem.
Początkowo zauważyłam w tych ciemnych oczach ogromne zaskoczenie, ale zarazem tęsknotę. Ale tak było dosłownie przez krótki moment. Po chwili ich blask przygasł. Teraz patrzyły na mnie chłodno i obojętnie. I to zabolało najbardziej.
Chciałam zrobić krok, lecz nie potrafiłam. Moje ciało nie chciało w żaden sposób ze mną współpracować. Nie ruszyłam się, a tak bardzo pragnęłam się w niego wtulić. Przeprosić. Wyjaśnić wszystko i wreszcie się pogodzić. Jednak jakiś wewnętrzny głos podpowiedział mi, że nie będzie tak łatwo.
- Hej łobuzie, jak się masz? - zwrócił się do chłopca, który nawet nie krył radości na jego widok. Zbyt wiele czasu zwlekałam wiedząc, że mały także za nim tęskni. Byłam taka głupia i uparta. Ale musiałam zrobić wszystko, by mi wybaczył.
- Gregor... - wypowiedziałam jego imię drżącym głosem. Przeszył mnie zimnym wzrokiem, co automatycznie sprawiło, że nie mogłam już nic więcej powiedzieć. I wszystko stało się jasne. Zdjął buty i kurtkę, a potem wziął małego za rączkę i poprowadził go do pokoju, szepcząc coś do niego i kompletnie mnie ignorując. Nadal stałam w tym samym miejscu, wytrącona z równowagi. Po moim policzku spłynęła jedna pojedyncza łza. Nie mogłam go stracić. Nie teraz.

Dwie godziny później siedzieliśmy we trójkę w salonie. Wcale nie dziwiłam się, że Schlierenzauerowie tak bardzo lubili to miejsce. Cisza, spokój, z dala od cywilizacji. Sam domek też wydawał się jak z bajki. Zarówno na zewnątrz jak i w środku ściany obite były drewnem a wysepka kuchenna kamieniem, co nadawało mu specyficzny klimat. Wszystko urządzone było w ciepłych brązowych odcieniach z niewielkim dodatkiem nowoczesnych trendów. Salon tak naprawdę był małym pomieszczeniem, ale aranżację zaplanowano z takim sprytem i pomysłowością, że mieściło się tu niemal wszystko i wcale nie sprawiał wrażenia ciasnoty. Były tu również drzwi tarasowe, prowadzące na werandę z drugiej strony, która musiała latem była ulubionym miejscem rodziny. Pewnie siedząc na bujanych fotelach miało się niesamowity widok na Alpy. Korytarzyk na dole prowadził jeszcze do łazienki i składziku, a w salonie umieszczono schody prowadzące na poddasze, gdzie urządzono kilka innych pomieszczeń. Wszędzie wisiały jakieś ramki ze zdjęciami, najwięcej całej trójki Schlierenzauerów jako dzieci. Czuło się tu taki rodzinny klimat, takie ciepło bijące nie tylko z wielkiego kominka na środku, ale również jakby z każdego bibelotu i każdej ozdoby. To musiało być idealne miejsce, by się odgrodzić od ludzi i w spokoju zregenerować. Dlatego Gregor zawsze miał do niego sentyment i wielokrotnie o nim wspominał z nieukrywanym wzruszeniem.
Adaś bawił się z ojcem klockami na podłodze, a ja rozłożyłam się na kanapie, udając, że interesuje mnie jakiś program kulinarny w telewizji. Gloria weszła do środka tylko na chwilę, po czym oczywiście zostawiła nas samych. Wszystko było skrupulatnie zaplanowane. Najpierw miała przywieźć tu nas, potem Gregora, następnie wrócić sobie do Innsbrucka i czekać na telefon z dobrymi nowinami. Tylko ta ostatnia część planu chyba nie zadziała.
Zaczęłam przyglądać się bawiącej dwójce. Ich wspólne towarzystwo pochłonęło ich w zupełności, co wcale mnie nie dziwiło. Na miejscu Gregora do tej pory chybabym oszalała. Wykazał się niezwykłą cierpliwością nadal czekając na mój ruch. Pozwolił sobie na spokój, bym może to ja coś zdecydowała. I to zrobiłam. Przyjechałam do niego, porzuciłam swój dom wiedząc, jak mu zależy na zamieszkaniu z nami w Innsbrucku. I co? Uzyskałam jedynie chorą obojętność i brak zainteresowania z jego strony. Tak bardzo myślałam, że ucieszy się na mój przyjazd. Nie tylko na obecność Adasia, ale także moją. Gloria i cała reszta zapewniała mnie o tym samym. Więc co się stało? O co mu tym razem chodziło?
Spojrzałam na szatyna. Próbował dostosować się pozycją do chłopca, by się z nim bawić, ale prawą nogę wciąż trzymał wyprostowaną. Wiedziałam w jakim jest stanie, czytając chyba każdy możliwy artykuł na jego temat w Internecie. Sprawdzałam jego profile społecznościowe i bloga. Gloria też przecież o wszystkim mnie informowała. Ale co z tego, skoro sama nie odważyłam się zadzwonić i spytać o jego samopoczucie? Jako skoczek znajduje się teraz sto lat za murzynami i nie wiadomo, co dalej. Powinnam pozostać przy nim i go wspierać, bo ponoć go kocham. Tym czasem pozwoliłam na to pewnej blondynce, tłumiąc w sobie przejęcie jego zdrowiem.
- Jak twoja noga? - pytam w końcu, by przerwać tę ciszę między nami. Na chwilę zatrzymał rękę w powietrzu, a potem ułożył kolejny klocek do konstrukcji, którą budowali razem z Adasiem. Nawet na mnie nie spojrzał.
- W porządku – odpowiedział zdawkowo. I tylko tyle miał mi do powiedzenia?
- A rehabilitacja?
- Robię postępy – zabrzmiała krótka odpowiedź. Zaczęłam się złościć, choć sama zasłużyłam sobie na takie traktowanie. Ale nie mogłam się poddać. Zeszłam z kanapy i usiadłam tuż za chłopcem, dołączając się do zabawy. Chciałam być bliżej niego, a tylko w taki sposób mogłam sobie na to pozwolić. Przez pierwsze dziesięć minut jakoś współgraliśmy, oboje starając się zabawić dziecko. Ale to mi nie wystarczało. Wciąż ewidentnie mnie ignorował i miałam ochotę rzucić w niego którymś z tych klocków. Musiałam uzbroić się w cierpliwość.
- Zrobię Adasiowi kolację. Jesteś głodny? - znów bezpośrednio się do niego zwróciłam. Znów się wzdrygnął.
- Nie, dzięki – bąknął pod nosem. Wstałam i udałam się do niewielkiej kuchni, zaciskając zęby. Postarałyśmy się uprzednio z Glorią o uzupełnienie lodówki, tak więc miałam tu wszystko, co przyda nam się na kilka kolejnych dni. O ile tyle ze sobą wytrzymamy.
Zaczęłam przygotowywać kaszkę, ale nie byłam w stanie się skupić. Ręce mi się trzęsły i ostatecznie ciągle coś trącałam albo wywracałam na podłogę. Przeklęłam kilka razy pod nosem i kiedy chciałam sięgnąć po butelkę, on mnie w tym wyręczył.
- Daj, ja przygotuję mu kolację – zrobił krok do przodu chcąc, bym się trochę odsunęła, ale nie uczyniłam tego. Stanęłam naprzeciwko niego i pełna determinacji, ulokowałam w niego mocne spojrzenie. Na taką okazję czekałam.
- Najpierw porozmawiamy – mówię.
- Nie mamy o czym – odpowiada nerwowo, próbując mnie odsunąć, ale mu na to nie pozwoliłam.
- Gregor, przepraszam. Postąpiłam nierozsądnie odbierając ci możliwość kontaktu z małym i naprawdę tego żałuję, ale powinieneś sobie zdawać sprawę z tego, w jakiej sytuacji zastałam ciebie i Sandrę.. - zaczęłam mój monolog, ale szybko mi przerwał.
- Daruj sobie. Takich rzeczy się nie wybacza, Hania – stwierdza chłodno, znów raniąc moje serce. Lecz adrenalina sama zaczęła działać i nie odpuściłam mu tak łatwo.
- Takich rzeczy się nie wybacza?! - wybuchłam zła – całowałeś się ze swoją byłą i dziwisz się, że stąd wyjechałam?! I mówi to facet, który zostawił mnie jeszcze w ciąży?! - naprawdę się wkurzyłam. Co jak co, ale on nawet nie miał prawa wypominać mi takich rzeczy. To on tu jest winny i niech nie próbuje obracać wszystkiego przeciwko mnie – zawiodłam cię, Greg, i potrafię się do tego przyznać. Doskonale rozumiem chociażby ten sąd, złość, pretensje do mnie, ale uwierz mi, że jesteś ostatnią osobą, która może powiedzieć czy coś jest godne wybaczenia bądź nie! - rzuciłam wściekle na jednym tchu. Przez moment przypatrywał mi się badawczo. Z tej odległości znów poczułam jego bliskość i jego zapach. Ale emocje i złość dominowały w tej sytuacji bardziej.
- Nie zachowałaś się jak dobra i odpowiedzialna matka – cisnął we mnie kolejny zarzut. Być może miał trochę racji, czego dowodem było zmieszanie na mojej twarzy, ale moje powody wciąż były istotniejsze.
- Nie próbuj wypominać mi tego, co zrobiłam wyłącznie właśnie przez ciebie! - krzyknęłam w końcu, miażdżąc go spojrzeniem – poza tym to nie ty nosiłeś to dziecko pod sercem, nie ty rodziłeś je w bólach, nie ty wstawałeś miesiącami w nocy, by je nakarmić i przewinąć i nie ty uczestniczyłeś w najważniejszych momentach jego życia, więc łaskawie zachowaj takie teksty dla siebie! - dałabym sobie teraz rękę uciąć, że zrobiłam się cała czerwona, bo czułam wypieki na twarzy, ale każdy przyznałby mi obecnie rację.
- Nie udawaj teraz takiego niewiniątka – stwierdził po chwili ciszy zimnym głosem, czym wytrącił mnie z równowagi – sama zabawiałaś się z Kłuskiem, gdy wróciłaś do Zakopanego.
- Co? - pisnęłam zupełnie zbita z tropu – o czym ty mówisz?
- Wszystko mi opowiedział, Hania – dodał, a mnie oblały zimne poty. Co ten idiota mógł mu powiedzieć? Jakie znowu zabawianie się? O co temu człowiekowi chodzi? – powiedz prawdę, przespałaś się z nim?
- Oczywiście, że nie! - zaprzeczyłam natychmiastowo, co było zgodne z prawdą. Nie spodziewałam się, że posunie się do czegoś takiego. Owszem, był o mnie zazdrosny i niejednokrotnie nakłaniał mnie do zerwania z szatynem jakiegokolwiek kontaktu, ale na Boga, co wymyślił tym razem?
- Więc co się między wami wydarzyło? - spytał nieco spokojniej, choć z pewnością nadal nie daje wiary moim słowom. – Hania, odpowiedz! - dodał zdecydowanie.
- Gregor, o co ci chodzi?! - podniosłam głos – nie wiem jakich bzdur naopowiadał ci Bartek, ale to nie jest prawdą. Nie mam o niczym pojęcia...
- Dotykał? Całował? Do cholery, pozwoliłaś mu na to?! - pytał coraz głośniej. Zerknęłam z obawą na Adasia, ale na szczęście nie zwracał na nas uwagi.
- Ogarnij się, bo dostaniesz zaraz jakiejś paranoi! Dlaczego mi nie wierzysz?! - cisnęłam rozzłoszczona – posłuchałeś głupot jakie nagadał ci facet podtrzymujący od dawna, że nie jestem mu obojętna i zamiast zapytać mnie wprost wolałeś zaufać jemu! Gregor, gdzie ty masz oczy?!
- Kłamiesz – bąknął zupełnie ignorując moje słowa. Wywróciłam oczami.
- Jak sobie chcesz. Ja ze swojej strony mogę jedynie powiedzieć, że byłam zawsze wobec ciebie lojalna. Oczywiście w przeciwieństwie do ciebie – zmarszczył brwi i na moment stracił gdzieś tą swoją pewność siebie - masz szczęście, że Sandra przyjechała do mnie i wszystko mi wyjaśniła, bo z pewnością nie zobaczyłbyś mnie dziś tutaj. - znów go zaskoczyłam, bo zdumienie miał wymalowane na twarzy. Lecz nie umiał się poddać.
- Więc skoro wiesz, jak to wszystko wyglądało naprawdę, wiesz też, że nie było to moją inicjatywą – odpowiedział bardziej opanowany, wciąż mi się przyglądając. Nawet nie spytał jak doszło do wizyty blondynki – za to ty zrobiłaś to całkowicie świadomie. - prychnął i odsunął się nieco, patrząc gdzieś w bok i kręcąc głową – zachowałaś się jak prawdziwa..
- Nie kończ! - warknęłam do niego, wściekła za to, co miał zamiar właśnie powiedzieć. Nie pozwolę mu się obrażać, tym bardziej, że nie miałam sobie nic do zarzucenia. To on był tutaj winny – skoro tak o mnie sądzisz to już chyba wystarczająco dużo sobie wyjaśniliśmy...
Udałam się szybkim krokiem do niewielkiej sypialni, gdzie zaniosłam swoje rzeczy i wyciągnęłam z torebki teczkę. Wróciłam i podałam ją niedbale szatynowi. Może i jestem zbyt impulsywna i działam pod wpływem emocji, lecz nie mam zamiaru znów być potraktowana niczym wyrzutek. Nie zasłużyłam sobie na to.
- Proszę bardzo. To jest rzecz, którą chciałam ci dać w spóźnionym prezencie gwiazdkowym, więc Wesołych Świąt! - powiedziałam, wkładając w mój głos jak najwięcej pogardy. Mężczyzna nie krył początkowego zaskoczenia, ponownie zresztą, ale za moment otworzył plik z dokumentami. Zaczął je czytać – to akt urodzenia Adasia. Zmieniłam go. Wpisałam tu twoje nazwisko jako ojca. Wystarczy twój podpis i wszystko będzie załatwione. - wyjaśniłam rzeczowo - Niezły mieli ze mnie ubaw w urzędzie... - dodałam, kręcąc ironicznie głową – spakowałam wszystkie nasze rzeczy. Mama tylko czeka, by wysłać busa z pudłami do Innsbrucka. Pokłóciłam się z ojcem i nie mam czego już szukać w Zakopanem, więc pewnie będę musiała wynająć coś małego w Krakowie i znaleźć jakąś pracę, ale skoro uważasz mnie teraz za dziwkę to nie mamy już o czym rozmawiać. - rzuciłam mu prosto w twarz, posyłając wrogie spojrzenie. Na moment zbladł i patrzył na mnie oszołomiony. Stałam tak przez chwilę, a potem z zamiarem opuszczenia salonu, dodałam coś jeszcze – aha i lepiej skontaktuj się jednak ze swoim adwokatem, bo będziemy musieli ustalić prawnie wysokość alimentów i zasady twoich wizyt – i tak po prostu wróciłam do chłopca, zła i rozgoryczona. Wzięłam go na ręce i udałam się z nim do łazienki przygotować dla niego kąpiel, zostawiając Schlierenzauera w totalnym osłupieniu.

Czułem, że postąpiłem wobec niej nieuczciwie. Tak. Jestem kretynem! Skończyłem dwudziesty piąty rok życia, a wciąż zachowuję się niczym jakiś bachor. Początkowo nie chciałem jej wierzyć. Może i nie dlatego, że rzeczywiście zrobiła wobec mnie świństwo i Kłusek przekonał mnie do swoich kłamstw, ale dlatego, że tak było mi łatwiej. Oskarżać ją i myśleć o niej w najgorszy sposób. To sprawiało, że ból i tęsknota nieco zelżały, choć za jedną osobą. I tak właśnie sobie to wszystko ubzdurałem, robiąc chyba najgorszy z możliwych błędów, czyli dając się sprowokować jakiemuś szczylowi.

Zastanawiałem się przez moment, co ja tutaj właściwie robię. Po cholerę zdecydowałem się przyjechać? Nic tu jak na razie nie stanowiło niczego, za czym bym jakoś tęsknił. No...może trochę. Ale w tej chwili wolałbym chyba wylegiwać się na swojej niezastąpionej kanapie, pić piwo i zająć się projektowaniem. Albo obróbką zdjęć. Albo czymkolwiek innym, byleby nie oglądać Pucharu Świata. I masz babo placek. Byłem tak zdeterminowany, żeby nie myśleć o skokach, że uległem namowom Thomasa i pojawiłem się osobiście pod tą cholerną szwajcarską skocznią. I po co? Chyba po to, by palnąć się w łeb. Tak, na to właśnie miałem ochotę. Ta niesamowita atmosfera, która urzekała mnie co roku i ci wszyscy kibice w tej chwili działali mi na nerwy. Bo mimo tego, że nie mam wokół siebie tłumu gapiów i rozanielonych na mój widok fanek, ubrałem się całkiem neutralnie i przebywam w strefie przeznaczonej tylko dla VIPów, czułem się dziwnie osaczony. Mam ochotę wracać do domu. Paradoks, nie? Ale o niczym innym bardziej nie marzę.
Thomas postanowił przejść się po coś ciepłego do picia. Sabrina stanęła obok reszty austriackich dziewczyn, więc zostałem sam. Właściwie nie miałem nic przeciwko. I tak nie byłem ostatnio skłonny do rozmów. O ile w ogóle rozmawiałem. Raczej odpowiadałem zdawkowo na pytania i unikałem jakiegokolwiek życia towarzyskiego. Wychodziłem z domu tylko na rehabilitację i badania. A że większość moich kolegów z drużyny jeździła co tydzień na zawody, mogłem bez problemu wcielić w życie mój chytry plan stania się samotnym samolubnym upadłym skoczkiem z wyolbrzymionym ego. Tak, to jest deal!
I wtedy zobaczyłem jego. Szedł z rękoma włożonymi w kieszenie, a kaptur miał nasunięty prawie na pół twarzy. Tylko wielki napis „POLSKA” mógł zdradzać jego tożsamość. Tej postury nie da się pomylić. Bynajmniej ja doskonale ją sobie zapamiętałem i rozpoznałbym go wszędzie. W momencie, kiedy śledziłem go wzrokiem, on podniósł głowę i spotkaliśmy się spojrzeniem. Z początku mnie nie poznał, potem jednak przyjął ten typowy dla siebie wyniosły wyraz twarzy. Mimowolnie zacząłem się wściekać i miałem ochotę coś mu zrobić. Niestety, stabilizator na nogę no i w sumie cały tłumy ludzi wokół skutecznie rozwiały podobne myśli w mojej głowie. Ale widocznie obaj nie mogliśmy obyć się bez ucięcia sobie uroczej „pogawędki”. Kilkanaście sekund później znalazł się naprzeciwko mnie i znów chytrze się uśmiechał.
- Co, zabrakło ci szczęścia na drugą serię? - odezwałem się pierwszy. Prychnął.
- Jak widać tobie zabraknie go na kilkanaście długich miesięcy.. - odparł, nie szczędząc sarkazmu. Pokiwałem ironicznie głową. - jak tam sprawy sercowe? Słyszałem, że jednak zostałeś na lodzie...
Krew we mnie wezbrała. Musiałem jakoś się opanować i się na niego nie rzucić. On to widział i dlatego tak się teraz podśmiechiwał. Przysięgam, że kiedyś jeszcze go dorwę.
- Skoro jesteś tak dobrze poinformowany to najwyraźniej z powrotem wkupiłeś się w łaski Hani – powiedziałem po dłuższej chwili. Nadal nie zmienił wyrazu twarzy.
- A i owszem – potwierdził, czym wcale mnie nie zadowolił – ostatnio spędzaliśmy ze sobą dużo czasu.. - mówił to specjalnie, by mnie sprowokować, ale postanowiłem zachować się dojrzalej niż on kilka miesięcy temu. - pewnie chciałbyś wiedzieć, co u niej, nie? Może i Klaudia zdaje ci raport i lituje się nad tobą mówiąc co słychać u małego, ale to ci nie raczej wystarcza, mam rację? – dodał usatysfakcjonowany z samego siebie. Teraz to ja prychnąłem.
- Nie zapytam, ale i tak mi powiesz.
- Jakiś czas temu leżała kilka dni w gorączce, bo wpakowałem ją do zaspy..
- Że co zrobiłeś?!
- Mówiłem ci, że spędzamy razem czas – odpowiada, śmiejąc się krótko. Zabije go. Rozerwę padlinę na kawałki, tylko przy lepszej okazji. Jak sobie pomyślę, że ją choćby tknął to...– nie wiem, na co ty liczysz, Schlierenzauer – powiedział w pewnym momencie. Patrzyłem na niego badawczo – zrobiłeś jej po raz kolejny świństwo i oczekujesz, że ona do ciebie wróci? I nie kłam, bo widzę, że tak jest.
Kątem oka zauważyłem wracającego Thomasa. Minę miał nie tęgą. Zatrzymał się kilka metrów od nas i postanowił się nie wtrącać. Musiałem załatwić to sam.
- I co, przyszedłeś, żeby sobie ze mnie pokpić? - pytam, kręcąc głową – nie zachowuj się jak dzieciak.
- Mów o mnie, co chcesz. I tak jesteś na przegranej pozycji – odparł pewnie, posyłając mi pełne pogardy spojrzenie – ona z pewnością do ciebie już nie wróci. Nie po tym, co się ostatnio między nami wydarzyło..
Chciał odejść, ale chwyciłem gwałtownie za jego kurtkę. Najpierw popatrzył na swój rękaw, potem znacząco na mnie. Puściłem.
- Co masz na myśli? - pytam zdenerwowany, a on delektuje się swoją wyższością nade mną. Każde jego słowo nasączone jest jadem i pewnym atakiem we mnie.
- Sam jej o to zapytaj, ja na pewno ci tego nie powiem – odparł, znów się ode mnie odwracając – pytanie tylko, które z was tak naprawdę przekroczyło granicę? - i sobie poszedł. Zostawił mnie tu z tym cholernym znakiem zapytania w głowie. Coś się musiało stać. Coś istotnego. A myśl, że Hania mogłaby ponownie w jakiś sposób się do niego zbliżyć, napawała mnie wstrętem...
Poczułem znajomy ból w sercu, bo w tym momencie naprawdę się przestraszyłem. Przed oczami pojawiły mi się najgorsze scenariusze i z pewnością nie chciałem dać im wiary. Gdyby to zrobila...gdyby mu na to pozwoliła.... Wiedziałbym jedno, miałbym totalnie złamane serce.
Odetchnąłem głośno, wyciągając swój telefon. Pospiesznie odblokowałem urządzenie i wpatrywałem się w zdjęcie, jakie miałem ustawione na tapetę. Ich obojga. Szczęśliwych i uśmiechniętych. Zaraz po przeszczepie. Przejechałem delikatnie palcem po ekranie, patrząc na jej piękną twarz. Nie mogłaby mi tego zrobić.
Nie mogłaby i tyle.

To dlatego szedłem teraz na górę do sypialni. Dochodziło z niej niewielkie światło lampki nocnej. Stając w progu uchylonych drzwi, dostrzegłem jej sylwetkę leżącą na łóżku i odwróconą do mnie plecami. Mimo tego doskonale słyszałem jej szloch. Przymknąłem na moment oczy. Kiedy sprawię, że będzie wyłącznie się dla mnie uśmiechać, a nie ciągle płakać? Nie mogłem na to dłużej pozwalać. Nie mogłem dalej ciągnąć tej chorej sytuacji. Jesteśmy rodzicami. Odpowiedzialnymi rodzicami. Mamy temu dziecku przekazać wszystko, co najlepsze a sami zachowujemy się jak gówniarze z podstawówki. I ja i w jakimś stopniu ona, choć jej postępowanie da się częściowo usprawiedliwić.
Otworzyłem szerzej drzwi, powodując skrzypnięcie. Poruszyła się, ale nadal nie odwróciła. Wchodząc bliżej, zobaczyłem skulonego obok niej chłopca. Spał. Wyglądał zupełnie niewinnie i w głębi ducha zazdrościłem mu, że nie musi mieć podobnych dylematów, co my dwoje. Obszedłem łóżko z drugiej strony, bo chciałem zobaczyć jej twarz. Jak się świetnie domyśliłem, była cała we łzach. Ale nadal na mnie nie patrzyła. Podpierała się jedną ręką o poduszkę a drugą delikatnie gładziła małego po główce. Przysiadłem niepewnie na skrawku kołdry i nachyliłem się, by pocałować go w czółko. Przez chwilę przyglądałem się jego słodkiemu wypoczynkowi, ale zaraz przeniosłem wzrok na nią. Skłamałem, mówiąc, że nic się nie zmieniła. Nawet w tej marnej poświacie zauważyłem wyraźnie inny kolor włosów, ostatni krzyk mody. Kobiety jedna za drugą biegały do fryzjerów, by się tak farbować. Uśmiechnąłem się lekko. Jej to pasowało. Podkreślało w coś, co sprawiało, że nie można było oderwać od niej oczu. Właśnie takie uczucie mnie ogarnęło.
- Kocham cię...
- Kocham cię...

Spojrzeliśmy sobie w oczy. W jej ciemnych tęczówkach ból i rozgoryczenie zaczęła zajmować częściowa ulga. Uśmiechnąłem się do niej szerzej, delikatnie głaszcząc jej policzek. Nie trzeba było mówić nic więcej, bo słowa zwyczajnie były zbędne.  





~ Bo pozostało Ci teraz jedynie dziękować Temu na górze,
 że postawił na Twojej drodze taką osobę jak Ona...





***
Kochane!

Jeszcze jeden rozdział i epilog. W myślach już mam ułożone zakończenie, bo koncepcje zmieniały się wielokrotnie. A tak wgl to uwielbiam nowe zdjęcie tego Pana powyżej ^^
Od dnia dzisiejszego musi nastąpić krótka przerwa w publikacji rozdziałów spowodowana sesją (czyt. horror/katastrofa/powolne wykańczanie organizmu). Naprawdę jest masakra, więc muszę z bólem serca oznajmić, że nie jestem w stanie napisać teraz niczego nowego. Jeśli znajdę gdzieś odrobinę czasu to kolejny wątek do stworzenia byłby dla mnie formą relaksu. Nic jednak nie obiecuję.
Pocieszam sie EURO, które będę oglądać w przerwach między nauką do egzaminów. Samymi studiami człowiek żyć nie może. Proszę o trzymanie za mnie kciuków. Pojawię sie z początkiem lipca.
Pozdrawiam gorąco i do napisania! :******



7 komentarzy:

  1. Przepraszam, że tak długo mnie tu nie było. Czytałam wszystko, ale nie było czasu na zostawienie komentarza. Mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczysz. Sesji szczerze współczuję, ja ją właśnie zakonczylam i padam z wycieńczenia. Mam nadzieję, że Tobie pójdzie łatwiej. :-)
    Co do historii... Od ostatnich kilku rozdziałów to istna huśtawka emocjonalna. Tyle się działo. Oni chyba nie potrafią żyć bez kłótni i komplikacji. Dobrze, że się w końcu jakoś odnaleźli, ale smutno mi, że historia już się kończy.
    A Kłuska to bym chyba za jaja powiesiła! Co on wyprawia?
    Życzę powodzenia na sesji :-)
    Pozdrawiam
    Madźka :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. HejAnn! Zaczne moze od tego że nie wiem co mam napisać, żeby nie było zbyt cukierkowo... Świetnie jak zawsze, a najbardziej mi się podoba postać Hani jak ją nakreśliłaś! Nie daje siêmamić tym co ją otacza( a tak patrząc haha, logicznie) niejedna z "ałtoreczek
    " zrobiłaby z tego love story WTF- wiesz co mam na myśli:) Podoba mi się Hania jako życiowa osoba, taka
    naturalna... No i jeszcze Adaś- wiem że z początku relacje między nim a Schlielim były trudne, btw oczywiście patrząc z perspektywy austriaka, ale to właśnie mu się podoba! I będąc szczera, ja( osobiście) nie robiłabym jakiegoś wielkiego happy endu- wierz mi takie historie mają swój klimat- zresztą sama zdecydujesz:) Ha... Możesz się zastanawiać czemu tak piszę ale....ostatnio na prośbę kumpeli przeczytałam( zanalizowałam)
    "Zmierzch" pani Meyer i jak dla mnie jest to jedno wielkie WTF że tak powiem... Wcześniej pisałam o postaciach w opowiadaniach- odnosi się to to tego bestselleru( wtf: gdzie był edytor gdy to redagował?!) Jak czytałaś to wyłapiesz o co chodzi:) No , ale co by tam dłużej paplać- super i tak się trzymaj! Sorry za lirerówki bo rozkręcam się przed Euro- Vive la France! Liczę na nich w meczu z Rumunią Allez le bleus! Podzrawiam i życzę powodzenia na egzaminach końcowych! Ps. Trzymam także kciuki za Argentynę w Copa America! Buziole, Howleen Mad!



    szczający do siebie wiadomość że jest
    ojcem, i pogodzenie tego z że tak powiem:
    dotychczasowym życiem bez zobowiązań

    OdpowiedzUsuń
  3. O jeju sorki za fail... Musiało mi jakoś uciec... A tak sprawdzalam:( wybacz, bo jestem na strasznej bani:)Vive la France!! Alles les bleus!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Kochana.
    Cudeńko.
    Nie wiem co napisać bo Twój każdy rozdział jest fantastyczny.
    Zaskoczyłaś mnie, myślałam że Gregor szybko wybaczy Hani, nie minie pół godziny, a oni już nie będę widzieć poza sobą świata.
    Niestety nie tym razem.
    Troszkę się przeraziłam bo powiem szczerze , że padło między nimi wiele niepotrzebnych słów.
    Ten spóźniony prezent dla Gregora prędzej czy później i tak by się pojawił, przecież Greg walczył by o to. To nie zmienia faktu, że Hania dobrze zrobiła załatwiając sprawę ojcostwa.
    To jednak ważna sprawa.
    W końcu Hania powiedziała otwarcie,że dużo poświęciła dla Gregora, opuściła własny dom.

    Bartek po raz kolejny udowodnił,że jest wyrachowany i patrzy tylko na swoje potrzeby. Przecież przez to mógł kompletnie popsuć relację między Hania A Gregorem.

    Końcówka jest cudowna. Taka romantyczna i wzruszająca. Mam nadzieję,że to zapowiedź ich długiej i szczęśliwej miłości.

    Kochana powodzenia na pewno wszytsko zdasz. Trzymam za Ciebie kciuki.
    Powodzenia, buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem! Z poślizgiem, jak zwykle, ale jestem :)
    Rozdział świetny, zresztą, jak wszystkie poprzednie. Cały czas się zastanawiam, skąd ty bierzesz tyle pomysłów, że całość wypada tak... prawdziwie.
    Jejciu, fundujesz nam kolejny emocjonalny rollercoaster, wiesz? Mam nadzieję, że to wszystko jednak jakoś się poukłada. Oby ta końcówka była dobrym prognostykiem :)
    No i Bartek. Tylko po prostu krzywdę mu zrobić. Co on sobie wyobraża? Cholerny egoista. Po raz kolejny pokazał, jaki jest naprawdę.
    No nic kochana, będę trzymać mocno za ciebie kciuki, abyś wszystko zdała śpiewająco. W sumie, sama widzę po swoich znajomych, że sesja to istna droga przez mękę, ale na pewno sobie poradzisz. Kto jak nie ty :D
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem i nadrabiam zaległości!;)
    Rozdział cudowny
    Bartek... Egoista pieprzony
    Końcówka jest przepiękna ❤️
    Czekam na następny
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten moment, kiedy uświadomiłam sobie, że Basia jest praktycznie w moim wieku, a romansuje z Fettnerem... o.O No ale miłości się nie wybiera. Każdemu może się przytrafić w najmniej spodziewanym momencie. Ja im kibicuję z całego serca <3
    Ale oczywiście jest tutaj jeszcze inna para, na której bardziej się skupiam. Gregor i Hania. Po pierwsze - jak Bartek mógł być tak perfidny? Jak on mógł nagadać Gregorowi takich rzeczy, skoro wiedział, jak bardzo Hania go kocha? Egoizm w czystej postaci. Nie wiem, czy on chciał w ten sposób odzyskać Hanię, czy zemścić się na niej za to, że to nie jego wybrała. No i drugie - jak Gregor mógł mu uwierzyć? Jak on mógł choć na chwilę zwątpić w Hanię? Po tym wszystkim, co razem przeszli, znów zawiódł jej zaufanie. Czytałam ten rozdział z prawdziwym niedowierzaniem. Liczyłam na romantyczną scenę przy kominku, a tymczasem mało brakowało, a mielibyśmy tu kolejny dramat. Całe szczęście, że Gregor w ostatniej chwili poszedł po rozum do głowy.
    Przepraszam za to, że zjawiam się dopiero teraz (na przełomie maja i czerwca szkoła naprawdę dawała mi w kość) i za to, że ten komentarz jest taki wybrakowany (piszę go na zacinającym się szajsungu). Poprawię się pod następnym rozdziałem, szczególnie że to już będzie ostatni.
    Czekam.
    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń