- Mogę? - odwróciłam
się w stronę drzwi, gdzie stał mężczyzna. Uśmiechał się do
mnie delikatnie uwidaczniając w ten sposób zmarszczki wokół oczu.
Już kilka dobrych lat temu posiwiał i wyglądem zaczął
przypominać bardziej dziadka niż faceta w średnim wieku, ale nadal
miał ten swój urok. Podobnie jak mama. Pasowali do siebie.
- Jesteś w swoim domu.
Nie musisz pytać o takie rzeczy – odpowiadam, powracając do
układania książek w obszernym pudle. Większość z nich była już
zakurzona, niezbyt często sprzątałam we własnym pokoju. Mam
przynajmniej do tego idealną okazję.
Ojciec wszedł do środka
i niepewnie zajął miejsce na łóżku, odsuwając kilka rzeczy na
bok. Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu i przybrał jakiś
tajemniczy wyraz twarzy, a potem lekko pokiwał głową.
- Więc wreszcie nadszedł
ten czas, kiedy trzeba wypuścić dzieci z gniazda – odezwał się
po kilku minutach. Przerwałam zajęcie i zaczęłam mu się
przypatrywać – wyprowadzasz się.
- Taką mam nadzieję,
tato – odpowiadam rzeczowo. Zaśmiał się krótko. Ale miałam
rację. Pakuję się, załatwiam formalności, opróżniam własny
pokój a tak naprawdę jeszcze do końca nie jestem pewna, że on
mnie przyjmie. A jak powie, że nie mamy nawet o czym rozmawiać? Co,
jeśli wystawi mnie za próg? To będzie kompletna kompromitacja.
- Sądziłem, że będę
miał was blisko, ciebie i Basię – zaczyna znowu – że
wyprowadzicie się co najwyżej do Krakowa, a nie za granicę. -
mówił to takim zrozpaczonym głosem, że na moment naprawdę
zrobiło mi się go żal. Za chwilę jednak przypomniałam sobie o
wszystkim, co od niego kiedyś usłyszałam i jakiekolwiek
zainteresowanie zniknęło.
- Będzie ci na rękę. W
końcu pozbędziesz się swojej buntowniczej córki, która zaszła w
ciążę z obcym facetem i została samotną matką – powiedziałam
to. Nareszcie. Nawet nie poczułam skruchy, wypowiadając te słowa.
Kiedy, jak nie przed wyprowadzką z własnego domu?
Ojciec siedział w
osłupieniu. Nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony. Jego
oczy wyrażały zdumienie.
- O czym ty mówisz,
Hania?
- O tym jak przez cały
okres mojej ciąży równałeś mnie z błotem, bo nie wpasowałam
się w obrazek idealnej rodzinki z tobą na czele! - sprecyzowałam
dobitnie. Znów milczał. Chyba nie do końca wierzył w to, co
mówię.
- Kochanie...
- Dlatego będzie ci
łatwiej podtrzymywać swój nieskazitelny autorytet w naszej drogiej
społeczności, tym bardziej, że na wiosnę obejmujesz tak ważne
stanowisko – przez ani sekundę nie szczędziłam sarkazmu – ja
sobie wyjadę i po jakimś czasie nikt nie będzie pytał kto jest
ojcem nieślubnego dziecka twojej córki!
Wstał. Był wysokim i
bardzo dobrze zbudowanym mężczyzną, więc jego postura
przewyższała mnie kilkakrotnie. To dlatego teraz się wzdrygnęłam.
- Nie takim tonem, proszę
– odparł chłodno, przewiercając mnie spojrzeniem.
- Możesz sobie mówić,
co chcesz – wtrącam po raz kolejny – ale nawet jeśli Gregor
powie mi, żebym zabierała się z tymi walizkami do Polski, to z
pewnością nie wrócę tu, do tego domu – dodałam głośniej –
oprócz Baśki i szczerej troski mamy nic mnie tu nie trzyma. A już
na pewno nie mam zamiaru, tak jak one, chować się ciągle przed
twoim spojrzeniem i robić rzeczy, jakie im każesz. W
przeciwieństwie do nich chcę mieć kontrolę nad własnym życiem,
a nie robić wszystko na pokaz! - warknęłam. Ciągle stał przede
mną w zupełnym szoku. Ale dla mnie nie stanowiło to różnicy.
- Zapominasz chyba, kto
przed tobą stoi – mówi wyraźnie. Prycham.
- Owszem. Mój ojciec. Ale
nie mój dyktator – wybałuszył oczy na te słowa. Zrobił się
cały czerwony i lada moment miał nastąpić wybuch. A wściekłość
mojego ojca nie miała czasami granic – a teraz stąd wyjdź.
- Jeśli powiesz to
jeszcze raz to nie będziesz miała czego u mnie szukać – wycedził
przez zęby. Uśmiechnęłam się do niego kwaśno, robiąc krok do
przodu. Patrzyłam na niego z głęboką pogardą.
- Wyjdź z mojego pokoju –
i stało się. W sekundę przyłożyłam dłoń do piekącego
policzka. Nie spodziewałam się, że to zrobi. On chyba tak samo, bo
właśnie się zmieszał. Wpatrywaliśmy się przez dobre pół
minuty w swoje oczy, próbując wyczytać z nich emocje. I zmiękł.
Nie powiedziawszy nic, tak po prostu opuścił pokój. A ja opadłam
bezsilnie na miękkie łóżko i zdałam sobie sprawę z jednego: ten
dom już nigdy nie będzie należał do mnie.
Ostatnia noc we własnym
łóżku. Być może ostatnia. Jeszcze nie wiadomo czy szanowny pan
Schlierenzauer raczy pozwolić mi spać we swoim. No oczywiście,
jeśli przeprowadził ten cholerny remont a łóżko jest zupełnie
nowe.
Po raz kolejny tego dnia
ktoś zapukał. Drzwi się uchyliły a zza nich wystawała blond
czupryna mojej siostry. Uśmiechnęłam się do dziewczyny promiennie
i wystawiłam ręce. W mgnieniu oka znalazła się obok mnie i mocno
się we mnie wtuliła. Jak kiedyś. Jak w tych pięknych czasach,
kiedy byłyśmy sobie niesamowicie bliskie, a ona przychodziła do
mnie niemal co wieczór i opowiadała o tym, jak to koledzy z
gimnazjum zaczynają iść w górę i robić się przystojni. Co
tydzień podobał jej się ktoś inny i zawsze twierdziła, że chyba
się zakochała. Traktowałam jej wywody z przymrużeniem oka, ale
komu miała się niby zwierzać jak nie starszej siostrze? Od tego
właśnie byłam.
- Nie chcę, żebyście
wyjeżdżali – słyszę szept dziewczyny. Zaczynam głaskać ją po
włosach – co ja bez ciebie zrobię, Hania? Kto będzie mi robił
kanapki do szkoły i komu będę podbierać ciuchy? Zostawiasz mnie
na lodzie! - pisnęła, a ja delikatnie ją złajałam, bo w łóżeczku
obok spał Adaś. Ale sama po cichu się zaśmiałam.
- Słuchaj, jeśli
rzeczywiście otrzymam status „WAG Gregora Schlierenzauera” to
będę miała tyle ciuchów, że zacznę ci je przesyłać do Polski,
gdy tylko mi się znudzą.
- O taaaak! - zaśmiała
się – przynajmniej to będzie coś w stu procentach oryginalnego a
nie rzeczy z ciuchlandu.
- Ej! - żachnęłam się
– w ciuchlandzie można znaleźć same skarby – odpowiedziałam
jej wesoło.
- Co prawda to prawda –
mówi, przytakując – ale tak na poważnie... - westchnęła – to
ja naprawdę będę za tobą tęsknić. Austria to w końcu nie
Kraków, żebym mogła wpaść na weekend.
Podniosła się nieco, by
siedzieć na równi ze mną i posłała mi takie smutne spojrzenie,
że serce mi się krajało. Ja tak samo nie chciałam właśnie jej
zostawiać tutaj samej, bo ona była mi potrzebna równie mocno. Moja
mała wredna siostra. Mała wredna siostra, która była zawsze moją
podporą.
- Nie martw się. Istnieją
takie rzeczy jak telefony czy Internet. Jakoś sobie poradzimy –
uśmiecham się – za kilka miesięcy jak zdasz maturę to
przyjedziesz do mnie na jakiś czas, może znajdziemy ci jakąś
pracę dorywczą... - nagle dostałam jakby kamieniem w głowę. -
zaraz, zaraz. Co ja w ogóle plotę? Przecież ten człowiek z
pewnością od razu kupi mi bilet powrotny do Polski...
- Nie bredź, kocha cię
jak wariat. Przyjmie cię z otwartymi ramionami – odpowiedziała,
delikatnie gładząc mnie po dłoni – przecież wie, jaka jest
sytuacja i że potrzebowałaś czasu.
- Owszem, Basia, ale
ograniczałam mu kontakt z własnym synem przez dobre kilka tygodni.
Groził mi sądem. Próbował w jakiś sposób ze mną porozmawiać,
a ja wszystkiego mu zakazałam. Nie sądzisz, że może mieć o to do
mnie pretensje? - spytałam. Naprawdę byłam zaniepokojona tym
faktem. Wcale nie postępowałam słusznie. Wręcz egoistycznie.
Wszystko kręciło się wokół mnie i mojego cierpienia. Tak, gdyby
nie wizyta Sandry to pewnie nadal łkałabym w poduszkę. Tylko, że
od jej przyjazdu minął ponad tydzień a ja nawet nie ruszyłam się
z Zakopanego. I tu był problem, bo zewsząd dochodziły mnie słuchy,
jak to Gregor nie próbuje się do mnie dostać. Z pewnością jest
na mnie wściekły. Wątpię, że jeśli tak nagle pojawię się
znikąd przed drzwiami jego domu to zechce mnie tam tak łatwo
wpuścić.
- Zmięknie, gdy zobaczy
Adasia – odpowiada rzeczowo.
- Akurat co do tego to nie
mam żadnych wątpliwości. Tylko dla niego przynajmniej wpuści mnie
do środka – dodałam ironicznie. Blondynka się uśmiechnęła –
no co?
- Jesteście uroczy w tej
swojej miłości i takich dziecinnych podchodach – śmieje się,
kręcąc głową. Uniosłam brew – jeśli on ci nie wybaczy i nie
wylądujecie tej samej nocy w łóżku, to z pewnością nie jest tym
Gregorem, który patrzył na ciebie niczym odurzony kilka tygodni
temu.
I ja tym razem się
uśmiechnęłam. Może rzeczywiście ma rację? Może trochę
przesadzam z tymi moimi teoriami? Jeśli mnie kocha to tak łatwo
mnie nie wypuści. Może mieć żal i pretensje, ale kiedy wyjaśnię
mu wszystko, kiedy pokażę mu wszystko, co próbowałam załatwić
przez kilka ostatnich dni, to może zrozumie. Kocha mnie.
- Ty też mogłabyś w
końcu znaleźć sobie jakiegoś chłopaka – wtrąciłam po chwili,
patrząc na siostrę ciepło – owszem, są matury i tak dalej, ale
na rozsądną miłość zawsze jest czas.
Speszyła się. Spuściła
głowę i przez dłuższy czas nie podnosiła spojrzenia. Kompletnie
nie wiedziałam o co chodzi, ale coś mi tu śmierdziało. Baśka
nigdy się nie peszyła!
- Co jest? - pytam
ostrożnie, choć marszczę brwi. Nadal na mnie nie patrzy. To nie
jest w dalszym ciągu normalna sytuacja. Coś mi tu nie gra –
Basia?
- A jeśli powiem ci, że
już taki ktoś...zagrzał sobie u mnie miejsce? - wtrąca po chwili,
wreszcie podnosząc spojrzenie.
- Eeee...no to chyba
powinnam się cieszyć, prawda? - nie rozumiałam jej. Przecież
gdyby było coś na rzeczy z jakimś chłopakiem to właśnie do mnie
pierwszej przyleciałaby na pogaduchy. Co więc przeszkodziło jej
tym razem?
- Nie sądzę, że
wiadomość kim jest mój...chłopak...mogłaby cię zadowolić –
odpowiada zagadkowo. Powoduje, że wywracam oczami ze
zniecierpliwienia.
- Jest Islamistą, ma
dziary na całym ciele czy może opowiada się za PISem, że tak
strasznie boisz się mi to powiedzieć? - pytam pół-żartem,
pół-serio, próbując tym samym dodać jej otuchy. Nie rozumiałam
jej wahania, które zapewne było bezpodstawne. Baśka nie związałaby
się z jakimś nieodpowiedzialnym człowiekiem.
- Gorzej...
No to teraz już naprawdę
mnie zaniepokoiła. Patrzyła na mnie z totalnym strachem w oczach, a
to już samo było całkiem podejrzane.
- Gorzej..? - pytam,
przełykając ślinę. Mniejsza o to, jaki ma uszczerbek. Ważne,
żeby w końcu to wyznała, bo umieram z ciekawości.
- To austriacki skoczek
narciarski, Manuel Fettner... - szczęka mi opadła. Nawet przez
moment sądziłam, że może odpadła. Przez dobre kilka minut się
nie odezwałam, tylko przetwarzałam powoli jej słowa w swojej
głowie. Nie. To niemożliwe. Ona chyba sobie żartuje. Tylko nie
to..
- Boże, Hania, no tak
wyszło! - kontynuowała dalej załamanym głosem – spotkaliśmy
się kilka razy w klinice, zaczęliśmy ze sobą rozmawiać.
Potem...facebook...jakieś SMSy...wszystko działo się bardzo szybko
– mówiła, nerwowo gniotąc w dłoniach kawałek kołdry – nigdy
ci nie opowiadałam, że kilka razy zdarzyło nam się wyjść do
kawiarni, kiedy wy z Gregorem siedzieliście przy małym. I
tak...no...no...pocałował mnie, zupełnie spontanicznie. Spodobało
mi się...z początku miałam opory, bo jednak jest tyle lat starszy
i...iii...znany i w ogóle jak to wyglądało...ale zakochaliśmy się
w sobie. Tak na poważnie. Ja naprawdę chcę z nim być...
Wpatrywałam się w
dziewczynę z niemałym szokiem, próbując przetrawić jej słowa.
Miałam w tej chwili wrażenie, że wszystko dzieje się od nowa.
Podobnie jak w przypadku ze mną. Zupełnie przypadkowa znajomość z
Gregorem, jego nagłe niemal nachalne zainteresowanie moją osobą,
nawet kiedy wrócił już do Austrii, pierwsze spotkania, pocałunki.
Znajome motylki w brzuchu. To działo się zupełnie w identyczny
sposób. Zaczęłam się bać. I to bardzo mocno. Nie pozwolę, żeby
moja młodsza siostra wpadła w te same tarapaty, co ja z byle
jakiego zakochania. Po prostu nie mogę.
- Oszalałaś, Basia.
Nawet nie ma mowy, żebyś spotykała się z Manu. Już nie pamiętasz
jak to było ze mną?! - rzuciłam ostro w jej stronę, łapiąc ją
mocno za dłonie. Ta zamiast mnie posłuchać, jedynie się
zezłościła. Z oczu cisnęły jej pioruny, a zdenerwowanie miała
wymalowane na twarzy.
- Nie będzie tak samo jak
z tobą! - odparła zdecydowanie – Manuel nie jest Gregorem! Nie
każdy musi przypominać dupka, który akurat tobie zrobił taką
krzywdę!
- To jest bardzo podobna
sytuacja! - wtrąciłam tak samo zdenerwowana – to znany sportowiec
z sześcioma zerami na koncie i milionami fanek, które tylko czekają
na jego skinienie, by zabrał je na szybki numerek w obskurnej
toalecie! Czy ty tego nie dostrzegasz?!
- Jak możesz tak go
oceniać? - pyta zła, wstając gwałtownie z łóżka – przecież
tak bardzo doceniasz, co dla was ostatnio robił i niby go szanujesz.
Uważasz, że taki człowiek mógłby zrobić mi podobną rzecz, co
jego kolega z kadry mojej siostrze?!
Westchnęłam głośno,
chcąc się opanować. Musiałam się zastanowić. Basia ma rację.
To Manuel, nie Gregor. To sympatyczny i dojrzały facet, który tyle
razy nam pomagał w czasie ostatnich kilku miesięcy. Tyle, że to
też moja młodsza siostra...
- Basia, on jest ponad 10
lat starszy... - zaczęłam niepewnie, patrząc na nią błagalnie.
- Nic nas to nie obchodzi.
- Mieszka w innym kraju, a
ty masz zaraz maturę i studia przed sobą. Jak ty sobie to
wyobrażasz? - pytam zdesperowana, chcąc przekonać ją do zmiany
decyzji. Nie mogłam zrobić niczego, by przeszkodzić im w byciu
razem. Owszem, zawsze istnieje możliwość opowiedzenia wszystkiego
rodzicom, ale wiem, że za to jedynie by mnie znienawidziła. A tego
już bym nie zniosła.
- Boże, Hania – zaczęła
nerwowo, znów zajmując miejsce na łóżku – przecież wy z
Gregorem też jakoś zdołaliście się spotykać mimo takiego
dystansu. Poradzimy sobie jakoś. Po maturze będziemy mieli mnóstwo
czasu, żeby sobie to wszystko poukładać.
Wpatrywałam się w
siostrę z nieukrywanym niepokojem. Martwiłam się o nią. Nie
chciałabym, żeby powielała moje błędy z przeszłości. Zasługuje
na wiele więcej niż faceta, który w planach ma jedynie krótki
romans i porzucenie jej dla kogoś innego. Całe jej ciało zdradza
samo siebie, jak bardzo kocha bruneta. Może to jeszcze nie jest
jakaś wielce dojrzała miłość, ale znając przemyślenia własnej
siostry, wiem, że dzieje się to na serio. A zaangażowanie się w
tak trudny związek, w dodatku z o wiele starszym mężczyzną, jest
bardzo trudne. Nie mogłam jednak działać wbrew niej, bo nie
chciałam dyktować jej warunków, tak samo jak robił to nasz
ojciec. Zna konsekwencje swojej decyzji i postępowania. Należy dać
jej wolną rękę, jeśli rzeczywiście ma zacząć sama układać
swoje życie. Będę okropną siostrą, jeśli pozwolę ją
skrzywdzić, ale nigdy nie zrobię niczego przeciwko niej. Co nie
oznacza, że nie zmiażdżę Manuela małym palcem, jeśli zobaczę
ją choć raz zapłakaną z jego powodu.
- Miej na uwadze, że mnie
i Fettnera czeka poważna i długa rozmowa – powiedziałam w końcu.
Oniemiała. W jej oczach pojawił się ten radosny blask, a po
sekundzie znów tonęła w moich ramionach. Uśmiechnęłam się
delikatnie sama do siebie, mimo obaw.
- To znaczy, że nie
będziesz nam przeszkadzać? - pyta, nie dowierzając. Odgarniam jej
kosmyk za ucho.
- To znaczy, że mam was
oboje na celowniku i daję wam coś na kształt okresu próbnego –
odparłam spokojnie – powinnam ci zabronić spotykania się z nim i
powiedzieć wszystko rodzicom, ale nie zrobię tego, bo zbyt mocno
cię kocham.
- Hania, on naprawdę jest
porządnym facetem. Różnica wieku nie ma tutaj znaczenia,
bo...rozumiemy się. Przecież wszystko zaczęło się od szczerych
rozmów między nami – dodała pewniej, ożywiając się nieco.
Była cała rozpromieniona, usłyszawszy moją odpowiedź. Jak
niewiele brakowało jej do szczęścia.
- Chciałabym w to bardzo
wierzyć. Ale skoro dałam szansę jednemu dupkowi, to Manu także na
nią zasługuje – powiedziałam – rzeczywiście to trochę inny
typ faceta – znów się uśmiechnęła i przytuliła – ale
błagam, zabezpieczajcie się, bo ci Austriacy są jednak
specyficzni...
Znów wyprostowała się
naprzeciwko mnie i spojrzała poważnie w oczy. Jak to możliwe, że
z pozoru tak otwarta i skłonna do samej zabawy dziewczyna może być
jednocześnie tak świadoma i dojrzała?
- Nie martw się – mówi
– nie pozwolę zmarnować sobie przyszłości jeszcze przed
pójściem na studia. On doskonale to rozumie i nie potrafiłby mnie
skrzywdzić – kiwam jedynie głową, mając na to cichą nadzieję.
Może czas zmienić trochę nastawienie do ludzi?
Mijaliśmy dobrze znane mi
drogi, próbując walczyć z uporczywie sypiącym cały dzień
śniegiem. Nie wiem, dlaczego dałem się na to namówić. Nie wiem,
co też wymyśliła pochodząca niby z tej samej rodziny wariatka,
ale tam jadę. Prychnąłem sam do siebie, a ona zerknęła na mnie
uważnie. No tak, pewnie już myśli, że jestem stuknięty. Każdy
tak ostatnio myślał, ale oni chyba nie rozumieli, co przeżywam.
Dobre nie? Na wszelkie możliwe sposoby próbowałem odzyskać
własnego syna i sądzili, że będę tryskał radością, udzielając
się towarzysko gdzie popadnie? W ogóle skąd oni znaleźli czas na
zorganizowanie, skoro jest środek Turnieju? Może i nie wszyscy
dostali szansę, by wziąć w nim udział, ale jednak nadal mają
treningi i przygotowania do konkursów. Szczerze wątpiłem w ich tak
szczere oddanie dla mnie.
- Uśmiechnij się trochę,
za kilka godzin będziemy mieć Nowy Rok – wtrąciła jakiś czas
później. Posłałem jej mordercze spojrzenie, a potem znów
zacząłem beznamiętnie gapić się w krajobraz za szybą. Nawet
widok spowitych śniegiem Alp nie robił na mnie wrażenia.
- Nie wiem, po co
zgodziłem się na tą cholerną szopkę, która na pewno okaże się
jedną wielką klapą – odpowiedziałem obrażony na cały świat.
- Przestań, oni robią to
dla ciebie – mówi spokojnie – powinieneś docenić, że masz
takich przyjaciół.
- Najlepiej zrobiliby
dając mi święty spokój a nie ciągnąć mnie w głąb jakiegoś
lasu do głupiego domku w górach, do którego trzeba się dostać
zasypanymi drogami – dodałem kąśliwie pod nosem. Wiedziałem, że
wywróciła teraz oczami. Cała Gloria. Wiecznie uparta i stawiająca
na swoim. Gdybym nie wsiadł z nią do tego pieprzonego samochodu, to
pewnie zaciągnęłaby mnie tutaj siłą.
- Nie marudź tylko staraj
nastawić się pozytywnie. Będzie naprawdę fajnie – odpowiedziała
entuzjastycznie. - zrobimy sobie taki długi weekend.
- Długi weekend?! -
wrzasnąłem niekontrolowanie, odwracając się w jej stronę
oburzony – nie wspominałaś, że zostajemy tutaj na kilka dni, a
poza tym nie wziąłem tyle par bokserek.
- Spokojnie, ważne, że
twoja siostrzyczka pomyślała o wszystkim za ciebie – odparła,
śmiejąc się melodyjnie. Znów prychnąłem. - to będzie
takie...bratersko-siostrzane pojednanie.
Ponownie odwróciłem
wzrok, mrucząc coś niezrozumiale pod nosem. Wredna wiedźma. Po
cholerę na siłę próbuje zrobić ze mnie cieszącego się na
wszystko wokół człowieka? Moje życie przypominało w tej chwili
piekło na ziemi i jedynie odzyskanie Adasia może mnie z niego
wybawić.
Godzinę później byliśmy
już na miejscu. Na szczęście Gloria zadbała, by wszystko wokół
niewielkiej działki było dobrze odśnieżone, dlatego swobodnie
parkuje teraz samochód przy drewnianym, uroczym domku górskim. To
miejsce należy do rodziców i często przyjeżdżaliśmy tutaj z
nimi jako dzieci, by odgrodzić się nieco od turystycznego Fulpmes.
Nieopodal znajdowało się jezioro, a cała okolica latem była
niczym raj, dlatego uwielbiałem tu przyjeżdżać. Zimą często
spędzaliśmy tu okres poświąteczny a kiedy dorośliśmy,
zapraszaliśmy znajomych. Czasami miałem wrażenie, że tysiąc razy
bardziej lubiłem przebywać tutaj niż spędzać wakacje w
luksusowych hotelach.
Był już wieczór, więc
w środku paliło się pojedyncze światło. Zdziwiłem się, bo
oprócz naszego nie stało tutaj więcej samochodów.
- Gloria, gdzie wszyscy? -
pytam, gdy wysiedliśmy z auta i wyciągaliśmy rzeczy z bagażnika.
Uśmiechnęła się do mnie pogodnie.
- Przyjadą trochę
później – odpowiedziała zdawkowo.
- Więc kto jest w środku?
- znów się uśmiecha. Jakoś inaczej. Irytuje mnie to.
- A to niespodzianka –
mówi wesoło – idź do środka i się przekonasz.
- Gloria! - warczę,
patrząc na nią nerwowo. Nadal się głupkowato uśmiecha.
- No idź! Powyciągam te
torby i zaraz do ciebie przyjdę – odpowiada tonem nie znoszącym
sprzeciwu i wciska mi do rąk dwie podręczne walizki. Wywracam
oczami, zagryzając zęby. Ale, że ten podły śnieg nadal sypał a
mróz szczypał mnie w nos, postanowiłem wejść do środka. Kolano
już tak mocno mi nie dokuczało, mogłem w miarę swobodnie się
poruszać, więc bez problemu przemierzyłem kilka schodków na górę.
Drzwi były otwarte, więc lekko je pchnąłem i wszedłem do środka,
gdzie znajdował się niewielki korytarzyk. Światło paliło się w
pokoju, gdzie rodzice kiedyś urządzili mini salon i kuchnię. Od
razu poczułem ten specyficzny klimat. Zawsze, gdy to czułem
przywoływałem wspomnienia z dzieciństwa. Teraz jednak byłem zbyt,
mimo wszystko, zaintrygowany tym, kto też znajduje się w środku,
dlatego niedbale zostawiłem torby na podłodze. Już zamierzałem
udać się do pokoju, kiedy usłyszałem ciche kroczki. A potem
zobaczyłem jego. Stanął dwa metry ode mnie z takim niepewnym
wzrokiem, przygryzając rączkę. Nie mogłem w to uwierzyć. To
niemożliwe. Poczułem ucisk w środku.
- Tata! - pisnął po
kilkunastu sekundach, wreszcie mnie poznając. Myślałem, że za
chwilę serce wyskoczy mi z piersi na jego widok. Mój chłopczyk.
Mój mały niewinny chłopczyk! W mgnieniu oka podbiegł w moją
stronę, a ja porwałem go w swoje ramiona i mocno do siebie
przytuliłem, wdychając jego dziecięcy zapach. Nawet nie potrafię
opisać tego, co właśnie przeżywałem. Ulga, radość i
wszechogarniające szczęście do zbyt niedoskonałe porównanie.
- Mój synek.. -
szepnąłem, całując go kilkakrotnie w główkę, w oba policzki,
znów przyciągając do serca.
A potem w korytarzu
pojawiła się ona. Prawie nic się nie zmieniła. Znów schudła,
ale to była ta sama kobieta, dla której straciłem głowę. Czas na
chwilę się zatrzymał. Przestałem oddychać. Staliśmy, tak po
prostu wpatrując się w siebie. Dłonie miała splecione przed sobą
i nerwowo przestępowała z nogi na nogę. I zdziwiłem sam siebie,
że zamiast tej tęsknoty, poczułem wewnątrz niepohamowany gniew.
~ Bo przychodzą takie momenty,
że ciężko Ci jest tak po prostu się pozbierać...
***
Czekam na opinie :)
AAAAch, czemu skończyłaś w takim momencie?! Rozdział świetny, jak zawsze, ale czekałam tyle czasu, żeby dowiedzieć się co z NIMI! a tu nic...Będę czekać :P Mam nadzieje, że ten gniew nie znaczy wielkich kłopotów :D
OdpowiedzUsuńWitaj Kochana.
OdpowiedzUsuńSzczerze pominę cała rozmowę Hani z tatą i Basią. Był to rewelacyjny opis ale muszę przejść do końca rozdziału.
Kochana świetnie to napisałaś. Naprawdę rewelacja. Wprowadziłaś mnie w taki nastrój świąteczno-noworoczny i zrobiłaś to fantastycznie. Cała ta scena Gregora z Adasiem chwyciła mnie za serce. Nie sądziłam, że mogę się wzruszyć ale to się stało. Łzy stanęły mi w oczach. Nie wiem co mam napisać. Cała złość uleciała z Gregora. Pięknie.
Martwi mnie, to że Gregor czuję gniew co do Hani. Martwi ale wcale nie dziwi. Nie mógł tak długo widzieć wlasego syna ani jej. Oby wszytsko skończyło się dobrze.
Czekam na kolejny.
Buziaki ;*
Jestem!
OdpowiedzUsuńKochana, rozdział pierwsza klasa, jak zwykle zresztą. Podziwiam cię, bo stworzyłaś niesamowitą historię, chwytającą od samego początku za serducho. To trzeba mieć po prostu talent :)
Wszystko świetnie opisałaś. Szczerze, prawdziwie. Aż chce się czytać. Powiem szczerze, że miałam lekkie łzy w oczach, kiedy przyszło do tej sceny z Gregorem i Adasiem.
No i właśnie. Ta końcówka. Mam wrażenie, że nie zapowiada niczego dobrego, ale obym się myliła :)
Weny!
Buziaki :**
Witaj! Nie odwiedzałam Cię od ładnych paru miesięcy,za co bardzo przepraszam - siła wyższa( w kilku słowach: zaliczyłam gruby wypadek i dopiero od niedawna zaczynam normalnie funkjonować- nie chce wchodzić tu większe szczegóły, to nie miejsce na to;)) Pochłonęłam wszystkie zaległe rozdziały i wprost nie mogę się nadziwić- stworzyłaś świetną historię! Bardzo mi się podoba relacja Hani i Grega( wiedziałam że ogień między nimi nie wygasł) no i oczywiście Gregor+ Adaś, sceny jak Schlieri spędza czas z synkiem i jego przemyślenia- wspaniałe i takie że tak powiem życiowe, btw, podoba mi się że nie opisałaś tej historii tak "cukierkowo", jak to ma miejsce nawet w bestsellerach( chyba wiesz jaki lub jakie mam na myśli). Tylko zastanawia mnie relacja Hani z tatą... Ale jestem dobrej myśli, wszak po ostrej wymianie zdań przychodzi czas na przemyślenia, a to już jest duży krok! Wiem po sobie samej:) No, to na razie tyle, czekam na następny rozdział:) ps. Jak tam studia? Mam nadzieję że świetnie sobie radzisz! Pozdrawiam, HowleenMadK-ce.
OdpowiedzUsuńDziekuje za komentarz. To milo ze mam dalej dla kogo pisac o ktos docenia moja prace. Rowniez zzylam sie z ta historia i wiem ze bedzie mi jej bardzo brakowalo.
UsuńNiestety studia uniemozliwiaja mi poswiecenia wiecej czasu na pisanie wiec w tym tyg dodam ostatni rozdzial jaki mam w zanadrzu a pozniej nastapi mala przerwa. Nie mam czasu na jedzenie i spanie, tegoroczna sesja to jakis pogrom i bedzie to tak trwalo do poczatku lipca. Ale dziekuje ze pytasz :)
Mam nadzieje ze ze mna zostaniesz, pozdrawiam 😍😍
Bardzo fajny rozdział (tak jak cała historia) czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńM.