Skrzypnięcie drzwi
uświadomiło mi, że wrócił. Spowodowało to, że zaczęłam
gwałtowniej suwać rozgrzanym żelazkiem po materiale koszuli. W
pewnym momencie myślałam, że zaraz ją spale i jakieś 100 euro
pójdzie do kosza, ale z drugiej strony wcale bym nie żałowała.
Należało mu się.
Wszedł niepewnie do
salonu. Jego zaskoczenie wcale nie było dla mnie niespodzianką.
Raczej nie spodziewał się tego z mojej strony.
- Co tu się stało? -
pyta, ogarniając całe pomieszczenie zszokowanym spojrzeniem.
Odłożył klucze od samochodu na szafkę i wszedł głębiej do
środka.
- Spóźniłeś się –
odpowiedziałam zamiast tego wskazując ręką na wiszący zegar i
ponownie wróciłam do swojej czynności.
- Wysprzątałaś mi cały
dom? - pyta z jeszcze większym zaskoczeniem w głosie. Uśmiechnęłam
się pod nosem. Wokoło wszędzie błyszczało. Zero śladów kurzu
na meblach i zero wiszących po rogach pajęczyn. W podłodze można
się było przeglądać teraz niczym w lustrze.
- Tylko dół – mówię
– swoją drogą to mógłbyś lepiej zadbać o własny dom.
- Po co to zrobiłas?
- Wystarczy zwykłe
„dziękuję”, Gregor – odparłam kąśliwie. Znów go
zamurowało.
- Ja...eee...dziękuję,
tylko nie rozumiem, co to ma znaczyć.
- To mój taki prywatny
sposób na rozładowywanie emocji – stwierdziłam, obdarzając go
sztucznym uśmiechem. Nie odpowiada. Zamiast tego podchodzi do mnie i
wyrywa mi z rąk żelazko.
- Zostaw to! - warczę.
- Wystarczy. Nie chcę,
żebyś mi potem to wszystko wypominała – odpowiada pewnie i
odłącza urządzenie z prądu. Krzyżuję ręce, a w żyłach
zaczyna mi buzować krew.
- Spokojnie. Nie jestem
tak podła jak ty – zacisnął usta ze złości. Milczał przez
moment.
- Gdzie Adaś?
- Śpi – mówię krótko
– ma po południową drzemkę – kiwa głową i siada na poręczy
fotela. Patrzy na mnie uważnie.
- Co mam zrobić, żebyś
mi wybaczyła? - pyta ze skruszoną miną. Prycham.
- Nic. Lista twoich błędów
jest tak długa, że nie będę w stanie ci wybaczyć – odpowiadam
pewnie, wkładając w tę odpowiedź mnóstwo pogardy – jesteś
zwykłym śmieciem, Gregor. Żałuję, że to akurat z tobą mam
dziecko! - krzyknęłam. Jego spojrzenie było teraz pełne bólu.
Wiem, że sprawiłam mu tym przykrość.
- Nie mów tak – słyszę
jego cichy głos. Nie wzrusza mnie to jednak. Podchodzę do niego i
staję pół metra przed nim. Kosztuje mnie to wiele wysiłku.
- Obiecałeś mi, Gregor.
Obiecałeś, że już nigdy mnie nie skrzywdzisz – szepczę. Znów
mam ochotę płakać. Jestem jak małe dziecko...
- Nie chcę cię krzywdzić
– mówi równie cicho, przykładając dłoń do mojego policzka.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że cała drżę. Pozwalam mu nawet
przytulić mnie do siebie, kiedy delikatnie chwyta moją dłoń i
mnie do siebie przyciąga – nie chcę ci niczego obiecywać –
słyszę jak westchnął. Nienawidzę go, a raczej tego, co mi robi.
I nienawidze też tego, jak łatwo się mu poddaję. Tak jak teraz,
gdy chowam twarz w jego szyi i wdycham jego magiczny zapach. Miałam
wrażenie, że on może zrobić ze mną wszystko. - tu nie chodzi o
to, że było mi z tobą źle. Było cudownie, Hania. Ale...
- Nadal mnie nie kochasz –
dopowiadam za niego. No bo jak? Miał zakochać się w ciągu paru
godzin? To niemożliwe.
- Przepraszam – szepcze,
gładząc mnie po włosach. Jest mi teraz tak przyjemnie. Tak błogo.
- ale wiesz, że jesteś dla mnie ważna?
- Nie mam siły przejmować
się jeszcze tym, co jest między nami.
- Wiem o tym – mówi.
Podnoszę wzrok i napotykam jego pełne wyrzutów spojrzenie. Moja
chwila słabości mija na tyle skutecznie, że jestem już w stanie
się od niego odsunąć.
- Nie dam się po raz
kolejny tobie wykorzystać, Gregor – szepczę, mój głos jest
niestabilny – mogę zagłuszyć uczucia. Już raz to zrobiłam,
udało się. Mimo tego, że w łóżeczku cały czas była część
tak bardzo przypominająca ciebie – znów chce mnie złapać za
rękę, ale tym razem nic z tego – już nie jestem na to tak
odporna. Zrobiłam z siebie idiotkę idąc z tobą do łóżka. -
chce mi przerwać, jak zwykle. Zdaje sobie zupełnie sprawę, że
mięknę pod wpływem jego dotyku. - To nie jest już zabawa,
Schlierenzauer. - biorę kilka głębokich wdechów, by się nie
rozkleić i opieram się lekko o deskę do prasowania – jesteśmy
rodzicami, którzy muszą wziąć odpowiedzialność za własne
dziecko. I albo ogarniesz siebie i twoje niezdecydowanie albo
pożegnasz się ze mną i cierpliwością do ciebie – powiedziałam,
patrząc mu zacięcie w oczy.
- Więc czego ode mnie
oczekujesz? - pyta desperacko – powiedz, a spełnię to, Hania.
- Nie spełnisz. Nie
wyrzucisz Sandry z serca. Nawet trzymasz wasze wspólne zdjęcia,
pochowane gdzieś po szafkach – marszczy brwi, jakby chciał
zarzucić mi wścibskość. Nie wie, co na to odpowiedzieć.
- Chciałbym, żeby to
wszystko było takie proste, jak myślisz. - mówi chłodno.
Zabolało.
- Ja też, Schlieri – po
czym tak po prostu zostawiłam go w tym salonie i pobiegłam na górę.
Sala wyglądała uroczo.
Tak..nowocześnie, a zarazem przypominała raj dla takich maluchów
jak mój syn. Kolorowa, pełna obrazków, maskotek, zabawek. To
łóżeczko, w którym leżała pościel w bohaterów z „Kubusia
Puchatka”. Jakby się tak dobrze przypatrzeć to nawet cały sprzęt
monitorujący parametry pacjentów zdołał się szczelnie ukryć w
tej mini Bajkolandii. Spodobało mi się tu. Jeżeli Adaś ma przejść
najgorszy okres w swoim życiu w tak cudnym miejscu, to jestem za.
Chociaż gdzieś po cichutku tli się we mnie nadzieja, że za kilka
tygodni zabiorę go stąd zdrowego i pełnego sił. Gotowego na
odkrywanie reszty świata.
- Mogą być państwo
spokojni. Mamy tu naprawdę profesjonalną opiekę i bardzo
sympatyczne pielęgniarki. Państwa syn będzie bezpieczny – słyszę
nutkę optymizmu w ustach tej młodej pani onkolog. Ma około 30 i
jest całkiem ładną blondynką o długich nogach. Gregor oczywiście
na tę część ciała zwrócił najwięcej uwagi, kiedy kobieta
prowadziła nas do odpowiedniej sali. Poczułam ukłucie zazdrości
mimo tego, że szatyn kierował się jedynie pociągiem fizycznym.
Ile ja bym dała, żeby to na mnie tak patrzył...
- Jestem o tym przekonany,
pani doktor – odpowiedział jej z szelmowskim uśmiechem. Kobieta
raz po raz odwracała od niego wzrok, speszona faktem, że właśnie
stoi przed nią sam Gregor Schlierenzauer. Zauważyłam, że nawet
spłonęła lekkim rumieńcem.
- Gdybyście państwo
czegoś jeszcze potrzebowali to będę w swoim gabinecie. Albo proszę
pytać kogoś na oddziale– jeszcze raz się do nas uśmiechnęła,
po czym opuściła pomieszczenie. Zacisnęłam zęby, kiedy
spostrzegłam, jak ten burak odprowadza ją jednoznacznym
spojrzeniem. Wygląda jakby ślinił się na jej widok.
- Idź się jeszcze
poprzymilać to może poruchasz – mówię, stojąc do niego tyłem.
Mój malec od jakiegoś czasu leży w swoim szpitalnym łóżeczku.
Ubrałam go w jego ulubioną piżamkę i włożyłam do ust ukochany
smoczek. Oprócz tego ma przy sobie kilka pluszaków z domu, w tym
misia-skoczka, którego ostatnio dostał od ojca. Wywróciłam oczami
na to wspomnienie.
- Widzisz, synku. Podoba
mi się nawet to, że mamusia jest o mnie zazdrosna, ale chyba nieco
przesadza – mówi kąśliwie, wyciągając chłopca z łóżeczka i
bierze go na ręce. Zauważam, że mały jest już zmęczony i pewnie
niedługo sam zaśnie. Liczyłam, że obejdzie się to bez płaczu.
- Nie jestem o ciebie
zazdrosna.
- Jesteś – mówi,
posyłając mi swój łobuzerski uśmieszek, po czym bez skrupułów
daje mi krótkiego całusa. Jestem na tyle zaskoczona, że w
pierwszej chwili nie wiem, jak mam zareagować. I przypominam mojego
syna, który także patrzy na niego z wyrazem zadziwienia na buźce.
- Przesadziłeś,
Schlierenzauer – syczę do niego mściwie. Naprawdę jestem zła.
Po co my prowadzimy te szczere rozmowy, skoro on zaraz potem
zachowuje się jak bezczelny bachor?!
- Co ci znowu zrobił? -
do sali weszła uśmiechnięta Gloria. Zapach jej fiołkowych perfum
rozniósł się po całej sali. Wyglądała nienagannie w kremowej
satynowej bluzce, opiętej dopasowaną do ciała granatową spódnicą
do kolan. Taki strój podkreślał tylko jej idealną figurę.
Wszystko dopełniały wysokie szpilki w kolorze bluzki i wielki kok.
Jedno słowo przychodziło mi na myśl, kiedy widziałam tak zadbane
i pięknie ubrane kobiety. Kasa.
Stanęła obok nas i dała
małemu pstryczka w nos.
- Twój brat jest
erotomanem – brunetka zachłysnęła się kawą, którą musiała
kupić chwile wcześniej w automacie na korytarzu. Przenosiła
zdziwione spojrzenie to na mnie, to na niego.
- Zaraz...bzyknęliście
się, czy co? - pyta niemal piskliwie.
- Nie! - odpowiadam
stanowczo.
- Tak! - zaraz po mnie
odzywa się Schlierenzauer. Ten drań uśmiecha się do mnie
łobuzersko i kompletnie wydaje się nie przejmować moją
dezaprobatą wyrażoną lodowatym wzrokiem. Koniec końców, Gloria
znów zachłysnęła się kawą.
- Zamknij się wreszcie! -
warczę na niego. A ten się tak po prostu głupio śmieje. Brunetka
wzięła stojący pod oknem fotel i przystawiła go do łóżeczka,
po czym na nim usiadła.
- I tak ci nie wierzę,
Gregor. Znając Hanię to w życiu nie poszłaby z tobą do łóżka,
biorąc pod uwagę jakim jesteś palantem – teraz to ja na moment
wstrzymałam oddech. Gregor posłał w moją stronę ciężkie
spojrzenie. Przewiercało mnie ono na wylot i nie byłam w stanie
odpowiedzieć na słowa kobiety.
- Zostanę z nim na noc –
mówię po kilku minutach ciszy, kiedy oboje przez ten czas bawili
się z chłopcem.
- A można tak? - pyta
brunetka.
- Nie wiem. Nie chcę,
żeby pierwszej nocy był sam.
- Musi się przyzwyczaić,
Hania. Od dziś będzie tu spędzał całe dnie.
- Zostanę z nim. Tak
postanowiłam – dodaję, patrząc mu w oczy. Tym razem nie
zaprotestował.
- Kiedy masz badania,
Greg? Rodzice się martwią.
- Dzwonili do ciebie? -
pyta, spoglądając na siostrę.
- Chcieli tu dziś
przyjechać, ale powiedziałam, że macie za dużo spraw na głowie.
Odwiedzą małego jutro – mówi. Szatyn przytakuje na zgodę.
- Lekarka prowadząca
powiedziała, że na razie sami chcą wykonać wszelkie badania u
Adasia i porównać je z wynikami przysłanymi z Polski – tłumaczę
jej spokojnie.
- Po co? Coś się nie
zgadza? - marszczy brwi. Przypomina wtedy brata.
- Raczej nie. Po prostu
chcą mieć swój własny ogląd na postęp choroby – dopowiada
szatyn, wkładając do ust dziecka smoczek, który właśnie wypadł
mu na rękę– wtedy zlecą moje badania.
- Hania, ja też chce się
im poddać – zwraca się do mnie z uśmiechem – razem z Lucasem.
Zawsze to większe szanse – dodaje z pewnością. Chwytam ją za
dłoń i mocno ściskam.
- Dziękuję – mówię
szczerze.
Gloria spogląda na brata
z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Gregor patrzy z czułością na
swoje dziecko, po czym mocno je do siebie przytula. Marzyłam o
takiej scenie, kiedy byłam w ciąży i samotnie spędzałam
wszystkie noce. Zwykle wtedy popłakiwałam sobie w otoczeniu
poduszek i kołdry, zaciskając zęby z żalu po jego odejściu. Z
każdym miesiącem łudziłam się, że wróci. Przecież nie mógł
tak idealnie kłamać, wmawiać mi, że mnie nigdy nie kochał.
Nosiłam pod sercem jego dziecko. Zawsze powtarzał, że kiedyś
pragnie mieć rodzinę, a tak łatwo odrzucił naszego synka. To
właśnie podobne rozterki, chwile załamania i depresja doprowadziły
do wylądowania w szpitalu. Połowę ciąży spędziłam w obcym
otoczeniu białych ścian i może dlatego mam teraz taki uraz.
Wystrój tego wnętrza nieco mnie więc uspokaja.
Szatyn układa sobie
chłopca do snu. Patrzyłam na ten obrazek ze wzruszeniem. Mógł
mieć to wcześniej. Mógł przytulać tak własne dziecko zaraz po
porodzie, gdy było taką malutką kruszynką mieszczącą się w
jednej ręce. To właśnie wtedy miał okazję przyglądać się mu
tak, jak robił to w tej chwili. Z dumą i satysfakcją. Z czystą,
rodzicielką miłością. Czy ja kiedyś mu to wszystko wybaczę? Czy
będę w stanie myśleć inaczej? Jeszcze po tym, jak się dzisiaj
zachował?
- Coś cię trapi, Gregor?
- pyta go zupełnie poważnie. Skoczek nie podnosi wzroku, ale
odpowiada:
- Nie chcę go tu
zostawiać. Chcę mieć go w swoim domu, przy sobie – zaciskam usta
i ja też tego pragnę. Chcę po prostu, by wszystko się ułożyło
i wreszcie było tak, jak na początku.
Teraz...nawet zgodziłabym
się z nim zostać. Gdyby darzył mnie jakimkolwiek uczuciem, bym
wiedziała, że go nie stracę i że mamy szansę na wspólną
przyszłość. Bo przecież go kocham.... Cholernie mocno. Myśl ta
uderzyła we mnie nagle, ale wydawała się być szczerą prawdą,
którą do tej pory odrzucałam. I zdałam sobie sprawę, że nie
zmieniło się nic. Bo moje uczucia do niego zostały najzwyczajniej
w świecie świadomie ukryte pod warstwą żalu i goryczy.
Wpatrywałam się pusto w
podłogę zupełnie zaskoczona torem, jakim kierowała się moja
głowa. Nie sądziłam, iż kiedykolwiek się do tego przyznam. Ale
tak właśnie jest. Nic nie było w stanie zmienić moich uczuć
względem Gregora, bo kiedyś pokochałam go całym sercem, a
dopełnieniem tego wszystkiego była miłość do syna.
- Już niedługo,
braciszku – odpowiada i przytula się do jego ramienia.
Weszliśmy oboje z
powrotem do domu skoczka. Szybko zdjęłam buty i krzyknęłam do
niego już z połowy schodów prowadzących na piętro:
- Wezmę tylko prysznic i
się przebiorę! - nie słyszałam jego odpowiedzi. Wparowałam
szybko do pokoju i chwyciłam kilka rzeczy z niezasuniętej jeszcze
walizki. Stanęłam na moment, lokując na niej wzrok. Dobrze robię?
Sama już nie wiem... Ale z drugiej strony przez to wszystko się
duszę, nie wytrzymam dłużej w takiej atmosferze.
Ubrałam jakieś dżinsy i
koszulkę, bo wieczory bywały już nieco chłodne. Rozejrzałam się
jeszcze po łazience i skrupulatnie sprawdzałam, czy nie zostały tu
jakieś przeoczone wcześniej rzeczy. Upewniwszy się, że już
wszystko spakowałam, wróciłam do pokoju. Na łóżku siedział
strapiony Schlierenzauer. Spojrzał mnie z wyraźną pretensją.
- Co to ma znaczyć? -
pyta zimno, wskazując wzrokiem na leżącą obok niego walizkę. Po
chwili wahania podeszłam do niej i wrzuciłam tam brudne rzeczy z
dzisiaj, po czym zasunęłam dokładnie suwak. Oparłam się na
jednej nodze, a rękę położyłam na biodrze. Nie odpowiadałam
przez dłuższy czas.
- Nie jestem w stanie tu z
tobą więcej mieszkać – mówię bezpośrednio to, co uważam za
prawdę. Wzdrygnął się. W jego spojrzeniu widziałam strach.
- Obiecuję, że więcej
cię nie tknę – zaznaczył spokojnie.
- Ja postanowiłam,
Greg...- milczał. Nie odwiedzie mnie od tego planu.
- I gdzie masz niby zamiar
teraz mieszkać? - pyta nieco ostrzej, niż zamierzał. Wstał
raptownie i utkwił we mnie mocne spojrzenie.
- U twojej siostry. -
odpowiadam zgodnie z prawdą, analizując wyraz jego twarzy.
Zdenerwował się, ale w tej kwestii nie powinien się w ogóle
dziwić.
- Ja cię stąd nie
wyganiam.
- A ja nie wytrzymam z
tobą pod jednym dachem! - wrzasnęłam – i to ostateczna decyzja,
Gregor – dodałam stanowczo, po czym chwyciłam za uchwyt i razem z
walizką skierowałam się do wyjścia.
- Hania, zastanów się
jeszcze – słysze jego błagalny głos, kiedy zagradza mi drogę.
Westchnęłam. Robi teraz oczka jak Kot ze „Shreka” i wygląda to
całkiem przekonująco.
- Nie mogę – szepczę,
kręcąc głową na potwierdzenie moich słów. W pokoju panuje mrok,
więc dostrzegam wyraźnie powiększone źrenice jego ciemnych oczu.
On tego nie chce, ja tego nie chce. Ale muszę.
- Dlaczego, Hania? Wiem,
że zachowałem się jak dupek, ale możemy zacząć wszystko od
nowa. Bez tych głupich incydentów. Proszę, zostań tutaj.
- Nie – odpowiadam
stanowczo. Próbuję go wyminąć, ale mi to uniemożliwia.
- Ale dlaczego? - pyta
nerwowo. Jego zachowanie skłania mnie do wypowiedzenia słów,
których już po chwili żałuję:
- Bo nie jesteś mi
obojętny, idioto, rozumiesz...?.- oddycham nierówno. Co ja znowu
wyprawiam? Jest kompletnie zaskoczony. Ale jak się mówi A to trzeba
powiedzieć B - sprawiłeś, że czuję się jak porzucona zabawka,
tak samo, jak 2 lata temu. Oddałam ci się...wiesz doskonale, jak
jest. Jaka ja jestem...że to nie było przypadkowe. Ale zrobiłeś
to samo. Wykorzystałeś mnie... – wyznaję prawie z płaczem i go
wymijam. Dotarcie na dół zajmuje mi tylko kilka sekund. Ubieram
buty i chwytam zostawioną w przedpokoju torebkę. Już po minucie
ładuję swój bagaż do zamówionej wcześniej taksówki. Spieszę
się, bo nie chcę, żeby za mną pobiegł. Zajmuje miejsce z tyłu,
trzaskając nieco za mocno drzwiami i z wahaniem patrzę w lusterko
wsteczne na minę kierowcy. Zdał się jednak w ogóle tego nie
dostrzec.
- To gdzie panienkę
zawieźć? - pyta uprzejmie, wycofując auto z podjazdu.
- Na Rosenthaler Strasse
147 proszę – rzucam do kierowcy i szukam w torebce kluczy do
mieszkania Glorii. Zaciskam je w dłoni, po czym zamykam oczy z
wyrazem ulgi. „Tak będzie lepiej, Hania”.
Po około 20 minutach
wystukuję odpowiedni kod domofonu. Brunetka jest teraz w szpitalu,
pilnując pod moją nieobecność Adasia. Jazda windą także nie
zajmuje dużo czasu, więc po kilku chwilach wchodze do jej
mieszkania. Ledwo zdążam zamknąć za sobą drzwi, kiedy słyszę
dźwięk swojej komórki. Zawahałam się. Jeśli to Gregor to nie
zamierzam odebrać. Nie wiem, czy zdjęcie, jakie zobaczyłam na
ekranie jednak przyniosło mi ulgę.
- Cześć, Bartek –
próbuję dodać mojemu głosowi nieco optymizmu, ale zadziwiam samą
siebie dostrzegając, że tak naprawdę jest mocno zachrypnięty.
- Hania, co się dzieje? -
tyle zamiast głupiego „cześć”. Pełne zmartwienia pytanie. I
nagle czuję w gardle ogromną gulę. Opieram się o ścianę
naprzeciwko wielkiego lustra i zsuwam się na dół. Zaczynam
szlochać. Nie wiem, dlaczego. Po prostu nie umiem tego powstrzymać.
- Wszystko jest do dupy,
Bartek – mówię pomiędzy napadami płaczu. Nic już nie widzę,
bo łzy zasłaniają mi cały obraz.
- Spokojnie. Hania,
skarbie, nie płacz – słysze w słuchawce i zamiast postąpić jak
mi każe, wybucham jeszcze większym płaczem – wszystko będzie
dobrze, tylko się uspokój. Jutro przylatuję do Innsbrucka.
To nie były słowa
rzucone na wiatr. Nie była to też decyzja tolerująca jakikolwiek
sprzeciw. Po prostu musiałam zakodować w głowie godzinę przylotu,
jaką 15 minut później wysłał mi SMSem. I co? I dopiero wtedy
poczułam prawdziwą ulgę.
~ Bo zgrywanie twardzielki wydaje Ci się być
jedynym dobrym sposobem, by to wszystko przetrwać...
jedynym dobrym sposobem, by to wszystko przetrwać...
***
Nie, to nie jest zbyt udany rozdział. Ani zabawny, ani konstruktywny. Może jedynie trochę smutny. Niestety, tak przez moment będzie to wyglądać.
Postaram się dodać nieco więcej pozytywnych wątków do tej sytuacji. Wbrew pozorom to opowiadanie musi mieć taki a nie inny charakter ze względu na tematy, jakie tu poruszam. Hmm...ale wiecie, że nie lubię smutnych zakończeń :)
Pozdrawiam
Rodział najlepszy jestem twoja stała czytelniczka piszesz najlepsze rozdzialy masz talent nie moge sie doczekac nastepnego pozdrawiam kasia :-)
OdpowiedzUsuńAh ta biedna Hania. Patrzy na Gregora, który pokochał swojego syna, ale nie ją. Totalnie pokręcona sytuacja. Gloria za to jest wspaniała, wyjątkowo sympatyczna postać, tym bardziej, że przecież trzymała stronę Hanii, kiedy ta pojawiła się w Austrii :) Coś mi się zdaje, że pojawienie się Bartka trochę namiesza, ale i otworzy Gregorowi oczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
I bardzo dobrze, że się pojawi Bartek! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pan Schlierenzauer będzie zazdrosny. Naprawdę mnie irytuje. Dziwię się Hani, że jakoś to wytrzymuje. Ledwo, no ale wytrzymuje.
Dobrze zrobiła wyprowadzając się. Brawo dla niej. Niech ten Gregor wreszcie zacznie myśleć chociaż odrobinkę.
Czekam na kolejny :)
Buziaki :*
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny choć mam ochotę udusić Gregora.
Nie rozumiem go. Tu Hania tam Sandra. Ja się pytam czy on nie może się określić. Kogo tak naprawdę kocha.
Przecież on rani Hanie. Ona cierpi choć mu tego nie pokazuje.
Wcale jej się nie dziwię że czuję się jak zabawka, przecież Gregor ja tak traktuje. Może nie jest tego nawet świadomy.
Widać że mimo wszytsko Gregor kocha Adasia nad życie. Widać to w każdym jego geście.
Ta wymiana zdań między Hanią a Gregorem chyba była potrzebna Hani. W końcu powiedziała Gregorowi ze nie jest jej obojętny. A ten osioł od razu powinien pojechać do mieszkania Glorii, na co on chce czekać?
Jeszcze oczywiście Bartka nam tu brakowało. Przecież jak Bartek i Gregor się spotkają to oni się pozabijają. Mimo wszystko jestem bardzo ciekawa co z tego wyjdzie.
Czekam na kolejny.
Buziaki ;*
Hej:)
OdpowiedzUsuńOczywiście z poślizgiem czasowym, ale jestem!
W sumie się cieszę, że Hania się wyprowadza, może dzięki temu Gregor przejrzy na oczy. Jak dla mnie, to ona powinna się z kimś umówić, żeby wzbudzić w nim trochę zazdrości :D
Rozbawiła mnie scena z Glorią i tym (nie)przyznaniem się do tej wspólnej nocy hahahha to im się udało! :)
Czekam niecierpliwie na dalszy rozwój wydarzeń:)
Pozdrawiam
Verity
fresh-start-for-broken-souls.blogspot.com
Pomimo niechęci małej do opowiadań z Gregorem jestem zdecydowana, że zostaje. Mam nadziję, że Hania kopnie Grega w dupę i bedzie z Bartkiem, bo Bartek to taki kochany człowiek :)
OdpowiedzUsuńW wolnym czasie zapraszam angels-peter.blogspot.com
Witaj Kochana! <3
OdpowiedzUsuńOgromnie Cię przepraszam za ten poślizg...
Tylko nie pomyśl, że zapomniałam czy coś w tym stylu. Nie, nie, nie. Ja po prostu nie czytam rozdziału dopóki nie mam czasu aby go skomentować. Uważam, że komentarze napisanie od razu po przeczytaniu są najlepsze. Dobra, to była taka anegdotka :D
Powracając do tematu - zgadzam się z Tobą, że ten rozdział jest trochę smutny. Jednak to nie jest żaden minus tylko wręcz przeciwnie. Smutek dodaje tutaj takiego "uroku". W sumie to nie jestem pewna czy "urok" to odpowiednie słowo... Ja oczywiście Hani życzę jak najlepiej! Niestety w życiu bywają takie momenty, kiedy ponosimy klęskę za klęską albo otrzymujemy cios za ciosem od ukochanej osoby. Dlatego sądzę, że ten smutek idealnie odzwierciedla nie tylko to co przeżywa Hania, ale również to co przeżywa każdy z Nas.
Teraz przejdę do mojego ulubionego momentu w komentarzu czyli do krytyki Pana Gregora xd
Z każdym rozdziałem coraz bardziej upewniam się, że Gregor to idiota! Naprawdę. Wcale nie cieszy mnie ten fakt, ponieważ miałam nadzieję, że on również pogubił się jakoś w tej całej sytuacji... ale nie! On się nie pogubił tylko gra na ludzkich uczuciach, na uczuciach swoich najbliższych...
"- Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła? - pyta ze skruszoną miną. Prycham.
- Nic. Lista twoich błędów jest tak długa, że nie będę w stanie ci wybaczyć – odpowiadam pewnie, wkładając w tę odpowiedź mnóstwo pogardy – jesteś zwykłym śmieciem, Gregor. Żałuję, że to akurat z tobą mam dziecko! - krzyknęłam. Jego spojrzenie było teraz pełne bólu. Wiem, że sprawiłam mu tym przykrość.
- Nie mów tak – słyszę jego cichy głos. Nie wzrusza mnie to jednak." - Hania pięknie tutaj mu wygarnęła! Przyznam się, że nawet mnie zabolało jak powiedziała, że żałuje, że z nim ma dziecko, ale to była czysta prawda. Gregor nie jest w stanie docenić jakie ogromne szczęście go w życiu spotkało!
"- I tak ci nie wierzę, Gregor. Znając Hanię to w życiu nie poszłaby z tobą do łóżka, biorąc pod uwagę jakim jesteś palantem – teraz to ja na moment wstrzymałam oddech. Gregor posłał w moją stronę ciężkie spojrzenie. Przewiercało mnie ono na wylot i nie byłam w stanie odpowiedzieć na słowa kobiety." - ten moment najzwyczajniej w świecie powalił mnie na łopatki xd Mam nadzieję, że Gloria jednak domyśla się prawdy, bo inaczej znacznie zmieni opinię o Hani.
"- Ale dlaczego? - pyta nerwowo. Jego zachowanie skłania mnie do wypowiedzenia słów, których już po chwili żałuję:
- Bo nie jesteś mi obojętny, idioto, rozumiesz...?" - to chyba zabolało najmocniej. W większości mam nadzieję, że tą całą sprawę da się jakoś poskładać i naprawić, ale w takich chwilach jak ta wydaje mi się to o wieeele trudniejsze. Nie wiem po raz, który to powtórzę, ale naprawdę podziwiam Hanię. Pomimo, że jest załamana, powoli upada i traci nadzieję to nie przestaje walczyć? Jak ona to robi? Co ją do tego motywuje? Adaś czy Gregor? A może oboje? Tego zapewne niedługo się dowiemy.
Muszę się przyznać, że na początku nie byłam w stanie zdzierżyć Bartka, ale w obecnej sytuacji wydaje on mi się nie tylko jedyną deską ratunku, ale i najlepszą.
Coś mi podpowiada, że Hania czułaby się przy nim bezpieczna i miała wszystko. No może prawie... nie darzy go takim uczuciem jak Grega...
W każdym bądź razie nie mogę się już doczekać spotkania Bartek - Gregor! Uhuuu coś czuję, że będzie się nieźle działo! :D
Ogromnie mnie cieszy fakt, że nie lubisz smutnych zakończeń (ja też osobiście nie lubię). Tylko jestem ogromnie ciekawa jak będzie wyglądać to szczęśliwe zakończenie... A opcji jest wieeeele :)
To cóż... znowu się rozpisałam, ale przy Twoim opowiadaniu inaczej nie potrafię :)
Czekam na ciąg dalszy!
Trzymaj się Kochana ;*
Pozdrawiam, Camille.
Jestem! Z poślizgiem (jak zwykle), ale jestem :)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział, tak, powtarzam się co część, ale nie mam absolutnie ci nic do zarzucenia. Wszystko świetnie się czyta... ale to już pewnie sama najlepiej wiesz :)
Nie rozumiem trochę Gregora i jego postawy. Zdenerwował mnie dzisiaj. Wypadałoby jednak się jakoś konkretnie określić, którą dziewczynę kocha. Bo albo Sandra, albo Hania, nie da się wytrzymać na dwóch frontach. Tym bardziej szkoda mi Hani, bo mam wrażenie, że ona cierpi w tej zawikłanej sytuacji najbardziej.
Czyżby niedługo miało dojść do spotkania na froncie Gregor-Bartek? ^^ Coś czuję, że równie to się może skończyć. Oby nie doszło do rozlewu krwi, jak się jeden do drugiego dobierze :D
Czekam!
Buziaki :**