poniedziałek, 4 stycznia 2016

Sześć

- Gdzie się podział ten najlepszy tatuś na świecie? - odwróciłam na chwilę wzrok od uradowanego Adasia i zerknęłam w stronę wejścia do sali, marszcząc brwi. Nie było znaku po Schlierenzauerze. Przyznam, że ogarnęła mnie lekka panika...
- Nie wiem, toczył się tuż za mną – odpowiedziałam lekko nerwowo. No gdzie on mógł pójść?
- Wiesz, co? Zostań z małym a ja pójdę go poszukać – dodałam.
- Ty zostań a ja pójdę – odpowiedziała blondynka – za tobą stęsknił się bardziej – posłałam jej delikatny uśmiech, bo tylko na taki mnie było stać. Następnie usiadłam na krzesełku obok łóżeczka chłopca, przytuliłam go do siebie i zaczęłam rozważać najczarniejsze scenariusze.

Ta duchota w powietrzu wcale nie ułatwiała mi zażycia odrobiny tlenu dla uspokojenia myśli. Dlatego jedyne co umiałem zrobić to schować twarz w dłonie i zamknąć oczy. Jestem kretynem. Jestem imbecylem, bo zamiast tam wejść i wreszcie po raz pierwszy w życiu go zobaczyć, to zwiałem. Miałem wrażenie, że jeśli wezmę go na ręce i on spojrzy na mnie tymi swoimi czekoladowymi tęczówkami to rzeczywistość i winy trafią we mnie ze zdwojoną siłą. Że te małe, nic jeszcze nie rozumiejące oczka powiedzą mi, jakim człowiekiem się stałem przez jedną głupią decyzję. Czułem się jakby ktoś położył mi wielki głaz na plecach powodujący, że nie mogę się podnieść.
- Prawda w oczy kole, co? - podniosłem wzrok i ujrzałem nad sobą twarz blondynki. Patrzyła na mnie wzrokiem mówiącym, że jestem bydlakiem. No tak. Jeszcze niech zagrzmi i wtedy niebiosa zupełnie potwierdzą, że kawał ze mnie drania. O tak, tego mi trzeba! - długo masz zamiar tu siedzieć?
- Przyszłaś, żeby trochę nade mną pozrzędzić?
- Przyszłam, żeby kopnąć cię w ten twój chudy tyłek i zaciągnąć na to piąte piętro. Serio taki z ciebie tchórz? - Boże, jak ona mnie irytowała. Była grubo o 7 lat młodsza a gówniara nie hamowała się z żadnymi odzywkami. Mogłaby mieć znowu te 16 lat, chodzić do gimnazjum i bać się choćby do mnie odezwać.
- Potrzebuję chwili dla siebie – odparłem przez zęby. Ona się zaśmiała.
- Oooo, ty naprawdę jesteś pokręcony. Z tego co wiem to miałeś dwa lata czasu „dla siebie”. Teraz powinieneś poświęcić czas dla swojego syna – powiedziała. Spojrzałem na nią z chęcią mordu.
- Nie możesz sobie stąd pójść? - pytam. Ona jakby na złość siada na ławce obok mnie.
- Nie mogę – mówi jak gdyby nigdy nic.
- Bo?
- Bo widziałam panikę w oczach Hanki – spojrzałem na nią z pytajnikami – pomyślała, że zwiałeś z powrotem na lotnisko albo co...tego pewnie by nie zniosła – dodała zupełnie poważnie. Odłożyła na chwilę gdzieś na bok te swoje złośliwości i naprawdę miała poważny wyraz twarzy. I zdałem sobie sprawę, że ona cholernie martwiła się o swoją siostrę. I że brunetce z pewnością nie jest łatwo. I że jestem dla niej ostatnią deską ratunku.
- Jesteś dla niej ostatnią deską ratunku – mówi w pewnym momencie cicho – nikt w naszej rodzinie nie jest w stanie pomóc małemu, bo nie może zostać dawcą..przeszczepy w tym kraju z tak beznadzieją opieką lekarską są niczym jakaś abstrakcja – dodała z lekkim westchnięciem.
- Jest...naprawdę tak źle? - i znów pojawia się ta gula sprzed kilku minut. Serce na chwilę przyspieszyło i nie wiedziałem dlaczego.
- Widziałeś ostatnie wyniki? - przytaknąłem. Ona też – choroba postępuje z dnia na dzień. Nikt w sumie do końca nie wie, co jest jej przyczyną. Dlaczego go dorwała i tak szybko się rozwija. Kiedy się urodził był praktycznie zdrowy. Mimo tego, że to wcześniak...
Poczucie winy wyżerało mnie od środka. Bo nagle uderzyło we mnie coś tak ważnego.
- W mojej rodzinie jest duży stopień ryzyka zachorowania na nowotwór – spojrzała na mnie wielkimi oczami, rozchylając usta – w tej chwili choruje siostra mamy. Kilka lat temu zmarł jej brat i wszyscy martwimy się o drugiego wujka – westchnąłem – i tak w sumie od pokoleń...być może..to..uwarunkowania genetyczne..
- I dlatego Adaś zachorował... - dokończyła za mnie. Znów zamilkliśmy. Swoimi niewyparzonymi plemnikami przeniosłem na to dziecko więcej nieszczęścia niż dobrego. I było mi z tym teraz cholernie ciężko.
- Powinieneś wracać na górę – zauważyła po chwili.
- Nie wiem, czy jestem tam mile widziany – odparłem. Dziewczyna nie była tym stwierdzeniem zaskoczona.
- Ech...Hanka jest uparta. I pamiętliwa. I głęboko zraniona tym jak ją potraktowałeś, kiedy powiedziała ci o ciąży, dlatego wcale jej się nie dziwię.. - powiedziała w końcu a ja zastanawiałem się czy przy zapadaniu się pod ziemię dosięgnę wreszcie jej jądra – ale mimo wszystko powinieneś tam pójść i poznać własne dziecko.
- Dlaczego trzymasz w tej kwestii moją stronę? - spytałem trochę zaskoczony.
- Uwierz mi, że ani trochę nie trzymam twojej strony – odparła surowo, a ja spuściłem wzrok. – uważam, że jesteś podłym dupkiem nie wartym niczego na tym świecie a jak sięgałeś dna zajmując dalekie miejsca przez ostatnie dwa sezony to wybuchałam złowrogim śmiechem....- musiałem wypuścić powietrze, bo znów zaczęła irytować mnie swoimi tekstami – i przywaliłabym ci w ten twój i tak krzywy nos, żebyś stracił co nieco na tej swojej boskiej urodzie – z resztą...chyba mi się należy... - ale Adam już swoje wycierpiał bez ojca. I Hania powinna myśleć przede wszystkim o jego szczęściu a swoje urazy odstawić w głąb głowy...bądź co bądź jesteś jego ojcem choć na razie twoje rodzicielstwo ograniczyło się do wysłania plemników do macicy...ale...- zrobiła krótką pauzę, bo do tej pory mówiła wszystko na jednym wydechu – chciałabym, żeby mój chrześniak miał kiedyś do kogo powiedzieć „tato” a nie „wujku”, co byłoby pewnie bardziej prawdopodobne. I mimo wszystko chcę byś wziął za niego odpowiedzialność. A Hanką się na razie nie przejmuj, kiedyś jej przejdzie. Tylko musisz jej pokazać, że to nie ten sam Schlierenzauer z tamtej kawiarni.. - mówiła. A mnie zatkało. Bo nie spodziewałbym się tylu mądrych słów z jej strony. Myślałem, że to jeszcze gówniara i jej fiu bzdziu w głowie, ale...no właśnie. Powiedziała coś, co kryło się gdzieś w moim sercu. Bo ja chciałem z nim, jego, być dla niego kimś ważnym...naprawdę chciałem.
- Zależy ci na nim? - i znów przybrała ten poważny wyraz twarzy. Wyglądała teraz tak jakby była z 10 lat starsza. Nie wiem czemu, ale dość długo wahałem się z odpowiedzią.
- Tak.. - szepnąłem – tak, naprawdę chcę być dla niego lepszy. Chcę po prostu dla niego być..i go odzyskać.. - dodałem pewniej. Nie wiem, kiedy włączył się u mnie ten instynkt. Jeszcze 3 dni temu na imię „Adaś” reagowałbym ze śmiechem, wypiłbym drinka dla zabicia myśli o nim i zignorowałbym fakt, że gdzieś na świecie rzeczywiście pojawił się mój syn. A teraz...teraz wszystko się zmieniło. I nie mam pojęcia, czy sprawił to widok jej czy jego. Czy ich obojga. Czy to ta choroba. Czy to, że on jest taki malutki a przychodzi mu zmierzyć się niemal ze śmiercią. I może wtedy trafiło we mnie. Może poczułem, że muszę go choćby poznać i spróbować. Ale zaczęło mi zależeć. Na nim. Na staniu się jego ojcem. Na byciu dla niego.
- Boję się, Baśka – powiedziałem po chwili.
- Ale czego? - spytała. I nie ze złośliwością tylko z takim...zrozumieniem. Jakby czytała w moich myślach.
- Nie wiem, że jak go zobaczę...jak wezmę go na ręce...że zobaczę w jego oczach...
- Swoje sumienie? - dokończyła. I znów ta gula. Cholera jasna..
- I dobrze. - odparła po namyśle. Spojrzałem na nią jak na wariatkę.
- I dobrze? - powtórzyłem. Ona kiwnęła energicznie głową.
- Tak. Bo wtedy dostaniesz takiego powera, że będziesz chciał się zmienić jak tylko możesz. Żeby i jemu i Hani udowodnić, że chcesz być jego tatą. I to naprawdę ważne – znów zamilkła - idźże już – ponagliła mnie.
- No to idę – odpowiedziałem po krótkiej chwili, wstając gwałtownie z ławki i biorąc głęboki wdech.
- Jestem na ciebie wściekła, ale...powodzenia – i po prostu delikatnie się uśmiechnęła.
- Dzięki.. - tylko tyle, ale jak ważne to były słowa w porównaniu z tym jak tak naprawdę powinna mnie potraktować. Szkoda, że z Hanią nie poszło mi tak łatwo...


Adaś uśmiechał się od ucha do ucha. Nie był już taki blady jak ostatnio, a wręcz na jego buzi pojawiły się rumieńce. Ciągle się śmiał, pokazując jak bardzo jest zadowolony z mojej wizyty. Uśmiechałam się sama do siebie, bo cieszyłam się w duchu, że mimo choroby nadal ma energię do zabawy i radości.
- Hania... - usłyszałam jego głos za plecami. Obróciłam się raptownie i zobaczyłam jego czekoladowe tęczówki patrzące na mnie z bólem. Odetchnęłam z ulgą. Więc jednak nie uciekł. Do sali w tym momencie weszła jeszcze Baśka. Siostra przyglądała się mi znacząco, pokazując wzrokiem to na szatyna to na malca. Dopiero po chwili zrozumiałam, o co jej chodzi. Nie chciałam tego robić, ale...musiałam.
- Gregor...chcesz poznać swojego syna? - spytałam z dużym oporem. Mimo wszystko nie wiedziałam, czy w ogóle chcę, by skoczek miał jakąkolwiek styczność z Adamem, o co przecież wcale tak gorliwie nie zabiegał. Jednak słowo się rzekło i teraz w jego oczach mogłam dostrzec coś na wzór nadziei. I uśmiechu. Jakby naprawdę tego pragnął.
- A mogę? - pyta szeptem. Baśka pokazuje mi zza jego pleców uniesione kciuki a ja przewracam oczami, po czym kiwam głową na zgodę. Gregor wydawał się nieco spięty. Zdradzały go napięte kości policzkowe i zaciśnięte dłonie. Ułożyłam sobie małego inaczej na rękach tak, by był odwrócony do niego przodem. Skoczek niepewnie spojrzał na jego twarzyczkę. I tak po prostu się uśmiechnął. Na jego ustach zagościł taki szczery, niewinny uśmiech jakby właśnie ujrzał przed sobą ósmy cud świata. Jak młodzi ojcowie, którzy wchodzą do sal gdzie leżą noworodki i po raz pierwszy mogą zobaczyć swoje dziecko. Miał w oku taki błysk, taki zachwyt, że aż ścisnęło mi serce. Szybko jednak wyswobodziłam się z tego chwilowego zaskoczenia i przybrałam neutralny wyraz twarzy.
- Gregor, to jest właśnie Adaś – powiedziałam. Uśmiech stał się jeszcze szerszy i to nadal wydawało mi się dziwne.
- Mogę go wziąć na ręce? - spytał nieśmiało. W mojej głowie momentalnie zapalił się czerwony alarm.
- Nie – odpowiedziałam chyba za szybko. Uśmiech zszedł z jego twarzy i znów patrzył na mnie smutnymi oczami.
- No Hania... - odezwała się Baśka. Spojrzałam na nią z wyrzutem, bo nie powinna wtrącać się w tej kwestii, ale zapomniałam że i ona potrafiła postawić na swoim. Westchnęłam. Blondynka podeszła do Schlierenzauera i stanęła z nim ramię w ramię. Dlaczego, do cholery, ona trzyma jego stronę?
- Pozwól, mi proszę.. - szepnął. Jego oczy hipnotyzowały i mimo tego, że w tej chwili to ja byłam górą, on skutecznie uniemożliwiał mi logiczne myślenie. Po chwili namysłu, zmiękłam.
- Tylko trzymaj go mocno – odparłam, po czym z największą ostrożnością podałam mu dziecko. W pewnym momencie nasze dłonie się styknęły, a ja nie mogłam zaprzeczyć, że jakiś prąd przemknął przez moje ciało. Zawstydziłam się tego i spuściłam wzrok. Nie tak powinno być.
Obserwowałam tę dwójkę. Gregor patrzył na niego...sama nie wiem jak. Z takim uwielbieniem, wręcz z dumą. Pogładził chłopca delikatnie po policzku, a mały się po prostu zaśmiał. I tym prostym gestem sprawił, że szatyn nie kontrolował już mimiki swojej twarzy. Po prostu miał jednego wielkiego banana na buźce i nie potrafił oderwać wzroku od syna. A jak ja się czułam? Choć powinnam być szczęśliwa albo choćby zadowolona z takiego obrotu sprawy, co raz bardziej kipiałam ze złości. Nie chciałam, żeby pojawiło się w nim jakieś uczucie, jakiś instynkt ojcowski. Nie chciałam, żeby trzymał go na rękach i tak jak teraz tulił do siebie. Nie chciałam, żeby w ogóle narodziła się między nimi jakaś więź. Nie zasłużył na to, bo świadomie wyrzekł się chłopca w przeszłości. I największą satysfakcją dla mnie byłby fakt, że Adam po prostu go nienawidzi.
- Hej Adaś, jestem twoim tatą – zamurowało mnie na te słowa. Wściekłość uchodziła ze mnie z każdej możliwej strony. Miałam ochotę sprzedać mu siarczysty policzek. Bo jak po tym, co zrobił może...jak on w ogóle śmie?!
Gdy szykowałam się już do ataku, poczułam na swoim ramieniu dłoń Baśki. Gdy na nią zerknęłam, ona lekko kręciła głową. I jeszcze ty przeciwko mnie?
- Nie rób tego. Czy ty nie widzisz jak on na niego patrzy? - szepnęła mi do ucha.
- Właśnie to widzę. I właśnie tego sobie nie życzę – odpowiedziałam jej cicho, zaciskając zęby – dlaczego trzymasz jego stronę?
- Trzymam twoją stronę i dobrze o tym wiesz. Ale jeśli będziesz reagowała w ten sposób to właśnie ty świadomie odbierzesz Adasiowi ojca – powiedziała, a ja nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Jej zielone oczy były pełne determinacji i takiej dojrzałości, której do tej pory u niej nie zauważałam. Zaskoczyła mnie.
- On sam odebrał mu ojca. Przecież się go wyrzekł.
- Ale może chce teraz naprawić swoje błędy, nie pomyślałaś? - odparła. Westchnęłam głośno, kręcąc głową ze zdenerwowania.
- Stracił już swoją szansę, kiedy olał mnie wtedy w tej kawiarni – syknęłam w jej stronę.
- Każdy zasługuje na drugą szansę, Hania – i znów wybałuszałam oczy – nawet taki drań jak on. Daj mu chociaż szansę pokazania, że mu zależy. Niech się trochę postara, a potem oboje ustalicie, co dalej – powiedziała przenosząc spojrzenie na dwóch szatynów. Boże, jacy oni byli do siebie podobni. Jak bardzo Adaś będzie mi go całe życie przypominał.
- A skąd ty niby możesz wiedzieć, że on chce się starać? Jakoś mi tego nie powiedział – odparłam pewnie.
- Bo ty z nim w ogóle nie chcesz rozmawiać, a ja to zrobiłam – powiedziała spokojnie i podeszła do skoczka, dając małemu przy okazji pstryczka w nos. Byłam zła. Łzy cisnęły się na moje oczy, ale gówniara miała rację. I mimo tego, jak bardzo mnie zranił..Nie. Ja nie potrafię być dobrą samarytanką. Nie będę się dla niego poświęcać.
I znów powróciłam do obserwowania ich obu. Patrzyli na siebie jakby właśnie analizowali siebie nawzajem. Gregor próbował zbadać każdą rysę jego twarzy a każdy uśmiech malca był odzwierciedleniem jego. A Adaś? Nie potrafię tego opisać, ale mężczyzna, który trzymał go na rękach nie był dla niego kimś obcym. Jakby jakiś naturalny instynkt podpowiadał mu, że przy szatynie może czuć się bezpieczny i nie musi płakać. Miałam wrażenie, że skoczek momentalnie zaskarbił sobie jego serce i sympatię.

Zapowiadająca się tak hucznie burza już dawno gdzieś sobie poszła. Niebo w tej chwili było przejrzyście niebieskie i nie górowały na nim żadne chmurki. Lekki ciepły wiatr wiał gdzieś po plecach dając przyjemne poczucie chłodu. A park i mały plac zabaw na terenie szpitala dodawały tylko temu dniowi uroku.
Zerknąłem na bawiącego się malca. Biegał niezdarnie w to i z powrotem do mnie i do Basi, śmiejąc się przy tym radośnie. Nie dało się nie uśmiechać na ten widok. Jak na razie stawiał jeszcze dość niestabilne kroki, więc za każdym razem patrzyłem czujnie, czy aby nie wywróci się przy tej zabawie i nie zrobi sobie krzywdy.
Nie umiem opisać tego, jak poczułem się, gdy wziąłem go po raz pierwszy na ręce. To było coś...magicznego. To było tak silne i intensywne uczucie, że aż zaparło mi dech w piersiach. Miałem na rękach część mnie i część niej. Dziecko, w którego żyłach płynie moja krew. I nagle poczułem się z tego powodu dumny jak cholera. Jakbym ujrzał go dopiero co po porodzie i zdał sobie sprawę, że rzeczywiście zostałem ojcem. Ale też zdałem sobie sprawę z tego, jakim byłem skurwielem...
- Uśmiechnij się trochę. Wiesz, że to lubię – odezwałem się do brunetki, zajmując miejsce obok na ławce. Ona jedynie prychnęła. Idiota. Czego ja się mogłem spodziewać?
- Jeżeli to wszystko spieprzysz a Adaś się przyzwyczai do ciebie i będzie cierpiał, bo...
- Nie spieprzę tego, Hania – powiedziałem pewnie, powodując, że spojrzała na mnie tymi pięknymi oczami. Wróć. Dlaczego nie były to po prostu oczy, nie „piękne” i nie tak bardzo pociągające.. - już raz to zrobiłem i spotkała mnie kara w postaci jego choroby – jej oczy na moment przygasły a ja poczułem, że chcę zrobić wszystko, by nigdy więcej nie były takie smutne. Cholera, opanuj się Schlierenzauer!
- Zgłosisz się na te badania? - spytała mnie po chwili. Oparłem się swobodnie o ławkę i znów spojrzałem na bawiącego się Adasia.
- Tak. Ale pod jednym warunkiem – odparłem pewnie. Poczułem jak odwraca się w moim kierunku.
- Jakim? - pyta niemal szeptem.

- Oboje pojedziecie ze mną do Innsbrucka. Tam odbędzie się przeszczep – odpowiedziałem spokojnie znów przenosząc na nią spojrzenie. I jedyne, co dostrzegłem to chęć mordu w oczach.




~ Bo wiesz, że dzięki Niemu Twoje życie już nigdy nie będzie takie samo





*****
Witajcie!

Ten rozdział wyszedł mi chyba najdłuższy ze wszystkich. Jak Wam się podoba spotkanie Gregora z Adasiem? Nie było fajerwerków, ale czy w takich przypadkach wszystko dzieje się jak w filmach? 
Nie ukrywam, że postać Gregora nieco złagodnieje w kolejnych rozdziałach. Będzie chciał pokazać Hani, że jednak jest czegoś wart. Same zobaczycie, jak ona na to zareaguje ^^
Nie zabraknie jednak chwil, gdzie Hania bardzo łatwo przypomni sobie o uczuciu do niego, a Gregor...albo nie, koniec! Nic Wam więcej nie powiem! :))
Czy Wy też rozpaczliwie odczuwacie powrót do nauki? Kiedy myślę, że za niecały miesiąc czeka mnie sesja to jestem przerażona. A najwięcej zaliczeń czeka mnie tuż po zawodach w Zakopanem, więc chyba będę się uczyć w pociągu xD
Udanego tygodnia życzę! Trzymajcie się ciepło (dosłownie) :*

Ann x

10 komentarzy:

  1. Dlaczego zawsze gdy zgubię się w internetach znajduję tak cudowne blogi ? Znalazłam dziś rano i przepadałam. Zakochałam się. Gdy skończyłam piąty rozdział, myślałam, że zwariuję. Po kilku minutach sprawdzam bloga a tu szóstka. Banan na mojej twarzy był niesamowicie wielki :D

    Ja po prostu zakochałam się w tym opowiadaniu.Inaczej tego nie opiszę. Po części nie rozumiem Hani... Rozumiem, że znienawidziła Gregora za to co zrobił. Ale gdy on zrozumiał błędy, to ona chce odebrac Adasiowi ojca... Mam nadzieję, że w końcu to wszystko zrozumiem i z niecierpliwością czekam na następny rozdział xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Kochana.
    Szczerze to jest jeden z lepszych rozdziałów jakie czytałam.
    Mam po prostu łzy w oczach.
    Pokazałaś jak człowiek może się zmienić w kilka minut.
    Genialnie opisałaś spotkanie Gregora i Adasia.
    Naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem zmiany Gregora.
    On już pokochał Adasia.
    Na pewno dużo mu dała rozmowa z Baśką.
    Jestem mega ciekawa co wydarzy się w Innsbrucku.
    Powodzenia w nauce. Z pewnością sobie ze wszystkim poradzisz.
    Czekam na kolejny.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!! Mam nadzieję, że ta "zmiana" była wiarygodna. On po prostu zdał sobie sprawę, co zrobił a czasami wystarczy do tego jakiś wstrząs, impuls, wydarzenie. Cieszę się, że tak to odebrałaś :*

      Usuń
  3. Jestem zaskoczona Baśką. Ale tak mile zaskoczona. Z całej trójki "dorosłych", jedynie ona w tym momencie zasługuje na to miano. Hania mnie wkurza, delikatnie mówiąc. Niby chce dla Adasia jak najlepiej, ale nie pozwala mu mieć ojca. Wiem, że widok Gregora jest bolesny, bo przypomina przykre chwile, ale powinna poświęcić swój spokój dla Adasia. Dobrze, że Baśka tam była!
    A Gregor... Fajnie, że się stara i zrozumiał, ale myślę, że jeszcze nie jest na pozycji, w której może stawiać warunki. Zdaję sobie sprawę, że to dla dobra małego, ale mimo wszystko powinien porozmawiać z Hanią na spokojnie, wytłumaczyć jego punkt widzenia.
    Tak, ja też jestem przerażona sesją! Większość zaliczeń uzbierała mi się w jednym tygodniu i nie ma szans na przełożenie. No ale koniec użalania się!
    Rozdział super i czekam na następny.
    Pozdrawiam i weny życzę.
    Madźka :-*

    OdpowiedzUsuń
  4. o Boże o Boże o Boże o Boże o Boże
    Doczekałam się tego momentu.
    Z góry przepraszam, że nie skupię się na głupim zachowaniu Gregora.
    Powiem tylko, że Baśka dobrze mu nagadała i coś czuję, że ona ma charakterek podobny do Schlieri'ego dlatego wie jak mu przygadać i do niego dotrzeć.
    Spotkanie ojca z synem MEGA! PETARDA! Po prostu...do tego odnosiły się te "o Boże...".
    No po prostu brak słów, ta więź między chłopakami, to pierwsze spotkanie ta reakcja Gregora jakby odłożona w czasie o dwa lata (tyle ma mały dobrze pamiętam?), no po prostu no ja nie wiem co pisać no BOSKO DZIEWCZYNO uwielbiam Cię za ten rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! ;*
    Na początku bardzo dziękuję, że o mnie pamiętałaś i poinformowałaś o nowości. ;*
    Oj, tak. Rozdział jest długi, ale to lepiej dla czytelników! ;D
    Nie męczysz swoim stylem pisania, także Twój rozdział to jedna z najmilszych odskoczni od szkolnej, szarej, nudnej rzeczywistości. :))
    Moment, kiedy to nastąpiła konfrontacja ojca z synem - WGNIOTŁAŚ MNIE W FOTEL! Mamusiu, emocje to nadal we mnie siedzą!
    Plus dla Basi. Widać, że to dojrzała kobieta, która chyba jako jedyna stara się ogarniać życie w taki trzeźwy sposób, odmiennie do Hanki.
    Nie no, ja nie wiem az co więcej napisać! WIELBIĘ! ♥.♥
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Z lekkim poślizgiem, ale już jestem :)
    Rozdział cudowny, i taka długość wcale mi nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie ^^ Wszystko świetnie i lekko się czyta, choć tematyka wbrew pozorom wcale nie jest łatwa.
    O jejciu... to spotkanie z synem po prostu... do teraz nie wiem, co napisać. Szczerze mówiąc, to przez dobre pięć minut się nad tym zastanawiałam. Pojawiło się we mnie tyle emocji, że ciężko to wystukać na klawiaturze. Jestem pod wrażeniem tej przemiany Gregora, chociaż chyba za wcześnie, żeby mógł stawiać jakieś warunki... Basia ma u mnie sporego plusa. Jako jedyna myślała trzeźwo, dużo wniosła do całej sprawy.
    Czekam z niecierpliwością!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak miło patrzeć na takiego Gregora, który wreszcie się ogarnął! Najbardziej w tym wszystkim wzruszyła mnie scena z poprzedniego rozdziału (i od razu przeproszę Cię za to, że go nie skomentowałam, ale dodałaś ten nowy tak szybko, że nie zdążyłam z tym moim ślimaczym tempem), kiedy Gregor przypatrywał się Hani i Adasiowi i zrozumiał, jak wiele stracił przez to, że przybył o te dwa lata za późno. Wystarczy spojrzeć na sposób, w jaki Hania go traktuje, żeby nabrać pewności, że nie będzie mu łatwo nadrobić ten czas. Wciąż mam w pamięci to, co powiedziała Glorii, że nawet jeśli Gregor pokocha Adasia, to ona i tak nie pozwoli mu pozostać w jego życiu. I cały czas mnie to martwi. Boję się, że wcieli te słowa w życie i w ten sposób wyrządzi dziecku ogromną krzywdę. Proszę, proszę, nie pozwól jej na to. Szczególnie, że Gregor już pokochał syna, co było dobrze widać w tym rozdziale.
    Ja też myślałam, że Baśka to taka głupiutka dziewczyna, a tymczasem jej podejście do Gregora jest mądrzejsze od podejścia Hanki. Wie, że tutaj najważniejsze jest zdrowie Adasia, dlatego wszystkie uprzedzenia do jego ojca trzeba odłożyć chwilowo na bok i za to duży plus dla niej.
    Zaskoczył mnie ten warunek Gregora. Wyjazd do Innsbrucka? Czyżby miał jakiś plan? Jestem bliska napisania "Walcz, Gregi, walcz o Hanię i Adasia, masz moje błogosławieństwo!", ale nadal pamiętam, jakim był dupkiem i nie wybaczę mu tego tak łatwo. Może i teraz zachowuje się w porządku wobec małego, ale nie zmienia to faktu, że wyrządził jego mamie ogromną krzywdę, której nie da się tak po prostu puścić w niepamięć.
    Nawet nie wiesz, jak bardzo nie chce mi się znów uczyć... Chociaż jak słyszę o tych wszystkich sesjach, to cieszę się, że jestem jeszcze w liceum XD Miłej nauki, a przede wszystkim efektywnej, bo w tym pociągu to może być ciężko, szczególnie jeśli nie będziesz sama.
    Ściskam mocno! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział perfekcyjny pod każdym względem. Ale mam małe pytanie: czy mogę dodać linka twojego opowiadania do grupy na fb w celu rozpromowania go? Będé wdzięczna za odpowiedź. Czekam na kolejny. :* pozdrawiam, Ola

    OdpowiedzUsuń