- Gdzie
się podział ten najlepszy tatuś na świecie? - odwróciłam na
chwilę wzrok od uradowanego Adasia i zerknęłam w stronę wejścia
do sali, marszcząc brwi. Nie było znaku po Schlierenzauerze.
Przyznam, że ogarnęła mnie lekka panika...
- Nie wiem, toczył się
tuż za mną – odpowiedziałam lekko nerwowo. No gdzie on mógł
pójść?
- Wiesz, co? Zostań z
małym a ja pójdę go poszukać – dodałam.
- Ty
zostań a ja pójdę – odpowiedziała blondynka – za tobą
stęsknił się bardziej – posłałam jej delikatny
uśmiech, bo tylko na taki mnie było stać. Następnie usiadłam na
krzesełku obok łóżeczka chłopca, przytuliłam go do siebie i
zaczęłam rozważać najczarniejsze scenariusze.
Ta duchota w powietrzu
wcale nie ułatwiała mi zażycia odrobiny tlenu dla uspokojenia
myśli. Dlatego jedyne co umiałem zrobić to schować twarz w dłonie
i zamknąć oczy. Jestem kretynem. Jestem imbecylem, bo zamiast tam
wejść i wreszcie po raz pierwszy w życiu go zobaczyć, to zwiałem.
Miałem wrażenie, że jeśli wezmę go na ręce i on spojrzy na mnie
tymi swoimi czekoladowymi tęczówkami to rzeczywistość i winy
trafią we mnie ze zdwojoną siłą. Że te małe, nic jeszcze nie
rozumiejące oczka powiedzą mi, jakim człowiekiem się stałem
przez jedną głupią decyzję. Czułem się jakby ktoś położył
mi wielki głaz na plecach powodujący, że nie mogę się podnieść.
- Prawda w oczy kole, co?
- podniosłem wzrok i ujrzałem nad sobą twarz blondynki. Patrzyła
na mnie wzrokiem mówiącym, że jestem bydlakiem. No tak. Jeszcze
niech zagrzmi i wtedy niebiosa zupełnie potwierdzą, że kawał ze
mnie drania. O tak, tego mi trzeba! - długo masz zamiar tu siedzieć?
- Przyszłaś, żeby
trochę nade mną pozrzędzić?
- Przyszłam, żeby kopnąć
cię w ten twój chudy tyłek i zaciągnąć na to piąte piętro.
Serio taki z ciebie tchórz? - Boże, jak ona mnie irytowała. Była
grubo o 7 lat młodsza a gówniara nie hamowała się z żadnymi
odzywkami. Mogłaby mieć znowu te 16 lat, chodzić do gimnazjum i
bać się choćby do mnie odezwać.
- Potrzebuję chwili dla
siebie – odparłem przez zęby. Ona się zaśmiała.
- Oooo, ty naprawdę
jesteś pokręcony. Z tego co wiem to miałeś dwa lata czasu „dla
siebie”. Teraz powinieneś poświęcić czas dla swojego syna –
powiedziała. Spojrzałem na nią z chęcią mordu.
- Nie możesz sobie stąd
pójść? - pytam. Ona jakby na złość siada na ławce obok mnie.
- Nie mogę – mówi jak
gdyby nigdy nic.
- Bo?
- Bo widziałam panikę w
oczach Hanki – spojrzałem na nią z pytajnikami – pomyślała,
że zwiałeś z powrotem na lotnisko albo co...tego pewnie by nie
zniosła – dodała zupełnie poważnie. Odłożyła na chwilę
gdzieś na bok te swoje złośliwości i naprawdę miała poważny
wyraz twarzy. I zdałem sobie sprawę, że ona cholernie martwiła
się o swoją siostrę. I że brunetce z pewnością nie jest łatwo.
I że jestem dla niej ostatnią deską ratunku.
- Jesteś
dla niej ostatnią deską ratunku – mówi w pewnym momencie cicho –
nikt w naszej
rodzinie nie jest w stanie pomóc małemu, bo
nie może zostać dawcą..przeszczepy w tym
kraju z tak beznadzieją opieką lekarską są niczym jakaś
abstrakcja – dodała z lekkim westchnięciem.
- Jest...naprawdę tak
źle? - i znów pojawia się ta gula sprzed kilku minut. Serce na
chwilę przyspieszyło i nie wiedziałem dlaczego.
- Widziałeś ostatnie
wyniki? - przytaknąłem. Ona też – choroba postępuje z dnia na
dzień. Nikt w sumie do końca nie wie, co jest jej przyczyną.
Dlaczego go dorwała i tak szybko się rozwija. Kiedy się urodził
był praktycznie zdrowy. Mimo tego, że to wcześniak...
Poczucie winy wyżerało
mnie od środka. Bo nagle uderzyło we mnie coś tak ważnego.
- W mojej rodzinie jest
duży stopień ryzyka zachorowania na nowotwór – spojrzała na
mnie wielkimi oczami, rozchylając usta – w tej chwili choruje
siostra mamy. Kilka lat temu zmarł jej brat i wszyscy martwimy się
o drugiego wujka – westchnąłem – i tak w sumie od pokoleń...być
może..to..uwarunkowania genetyczne..
- I
dlatego Adaś zachorował... - dokończyła za mnie. Znów
zamilkliśmy. Swoimi niewyparzonymi plemnikami przeniosłem na to
dziecko więcej nieszczęścia niż dobrego. I było mi z tym teraz
cholernie ciężko.
-
Powinieneś wracać na górę – zauważyła
po chwili.
- Nie wiem, czy jestem tam
mile widziany – odparłem. Dziewczyna nie była tym stwierdzeniem
zaskoczona.
-
Ech...Hanka jest uparta. I pamiętliwa. I głęboko zraniona tym jak
ją
potraktowałeś, kiedy powiedziała ci o ciąży, dlatego wcale jej
się nie dziwię.. - powiedziała w końcu a ja zastanawiałem się
czy przy zapadaniu się pod ziemię dosięgnę wreszcie jej jądra –
ale mimo wszystko powinieneś tam pójść i poznać własne dziecko.
- Dlaczego trzymasz w tej
kwestii moją stronę? - spytałem trochę zaskoczony.
- Uwierz
mi, że ani trochę nie trzymam twojej strony – odparła surowo, a
ja spuściłem wzrok. – uważam, że
jesteś podłym dupkiem nie wartym niczego na tym świecie a jak
sięgałeś dna
zajmując dalekie miejsca przez
ostatnie dwa sezony to wybuchałam złowrogim śmiechem....- musiałem
wypuścić powietrze, bo znów zaczęła irytować mnie swoimi
tekstami – i przywaliłabym ci w ten twój i tak krzywy nos, żebyś
stracił co nieco na tej swojej boskiej urodzie – z resztą...chyba
mi się należy... - ale Adam już swoje wycierpiał bez ojca. I
Hania powinna myśleć przede wszystkim o jego szczęściu a swoje
urazy odstawić w głąb głowy...bądź co bądź jesteś jego ojcem
choć na razie twoje rodzicielstwo ograniczyło się do wysłania
plemników do macicy...ale...- zrobiła krótką pauzę, bo
do tej pory mówiła wszystko na jednym wydechu
– chciałabym, żeby mój chrześniak miał kiedyś do kogo
powiedzieć „tato” a nie „wujku”, co byłoby pewnie bardziej
prawdopodobne. I mimo wszystko chcę byś wziął za niego
odpowiedzialność. A Hanką się na razie nie przejmuj, kiedyś jej
przejdzie. Tylko musisz jej pokazać, że to nie ten sam
Schlierenzauer z tamtej kawiarni.. - mówiła. A mnie zatkało. Bo
nie spodziewałbym się tylu mądrych słów z jej strony. Myślałem,
że to jeszcze gówniara i jej fiu bzdziu w głowie, ale...no
właśnie. Powiedziała coś, co kryło się gdzieś w moim sercu. Bo
ja chciałem z nim, jego, być dla niego
kimś ważnym...naprawdę chciałem.
- Zależy
ci na nim? - i znów przybrała ten poważny wyraz twarzy. Wyglądała
teraz tak jakby była z 10 lat starsza.
Nie wiem czemu, ale dość długo wahałem się z odpowiedzią.
- Tak.. -
szepnąłem – tak, naprawdę chcę być dla niego lepszy. Chcę po
prostu dla niego być..i go odzyskać.. - dodałem pewniej. Nie wiem,
kiedy włączył się u mnie ten instynkt. Jeszcze 3 dni temu na imię
„Adaś” reagowałbym ze śmiechem, wypiłbym drinka dla zabicia
myśli o nim i zignorowałbym fakt, że
gdzieś na świecie rzeczywiście pojawił się mój syn. A
teraz...teraz wszystko się zmieniło. I nie mam pojęcia, czy
sprawił to widok jej czy jego. Czy ich obojga. Czy to ta choroba.
Czy to, że on
jest taki malutki a przychodzi mu zmierzyć się niemal ze śmiercią.
I może wtedy trafiło we mnie. Może
poczułem, że muszę go choćby poznać i
spróbować. Ale zaczęło mi zależeć. Na nim. Na staniu się jego
ojcem. Na byciu dla niego.
- Boję się, Baśka –
powiedziałem po chwili.
- Ale czego? - spytała. I
nie ze złośliwością tylko z takim...zrozumieniem. Jakby czytała
w moich myślach.
- Nie wiem, że jak go
zobaczę...jak wezmę go na ręce...że zobaczę w jego oczach...
- Swoje sumienie? -
dokończyła. I znów ta gula. Cholera jasna..
- I dobrze. - odparła po
namyśle. Spojrzałem na nią jak na wariatkę.
- I dobrze? - powtórzyłem.
Ona kiwnęła energicznie głową.
- Tak. Bo
wtedy dostaniesz takiego powera, że będziesz chciał się zmienić
jak tylko możesz. Żeby i jemu i Hani udowodnić, że chcesz być
jego tatą. I to naprawdę ważne – znów
zamilkła - idźże już – ponagliła
mnie.
- No to
idę – odpowiedziałem po krótkiej
chwili, wstając gwałtownie z ławki i
biorąc głęboki wdech.
- Jestem na ciebie
wściekła, ale...powodzenia – i po prostu delikatnie się
uśmiechnęła.
- Dzięki.. - tylko tyle,
ale jak ważne to były słowa w porównaniu z tym jak tak naprawdę
powinna mnie potraktować. Szkoda, że z Hanią nie poszło mi tak
łatwo...
Adaś uśmiechał się od
ucha do ucha. Nie był już taki blady jak ostatnio, a wręcz na jego
buzi pojawiły się rumieńce. Ciągle się śmiał, pokazując jak
bardzo jest zadowolony z mojej wizyty. Uśmiechałam się sama do
siebie, bo cieszyłam się w duchu, że mimo choroby nadal ma energię
do zabawy i radości.
- Hania... - usłyszałam
jego głos za plecami. Obróciłam się raptownie i zobaczyłam jego
czekoladowe tęczówki patrzące na mnie z bólem. Odetchnęłam z
ulgą. Więc jednak nie uciekł. Do sali w tym momencie weszła
jeszcze Baśka. Siostra przyglądała się mi znacząco, pokazując
wzrokiem to na szatyna to na malca. Dopiero po chwili zrozumiałam, o
co jej chodzi. Nie chciałam tego robić, ale...musiałam.
- Gregor...chcesz poznać
swojego syna? - spytałam z dużym oporem. Mimo wszystko nie
wiedziałam, czy w ogóle chcę, by skoczek miał jakąkolwiek
styczność z Adamem, o co przecież wcale tak gorliwie nie zabiegał.
Jednak słowo się rzekło i teraz w jego oczach mogłam dostrzec coś
na wzór nadziei. I uśmiechu. Jakby naprawdę tego pragnął.
- A mogę? - pyta szeptem.
Baśka pokazuje mi zza jego pleców uniesione kciuki a ja przewracam
oczami, po czym kiwam głową na zgodę. Gregor wydawał się nieco
spięty. Zdradzały go napięte kości policzkowe i zaciśnięte
dłonie. Ułożyłam sobie małego inaczej na rękach tak, by był
odwrócony do niego przodem. Skoczek niepewnie spojrzał na jego
twarzyczkę. I tak po prostu się uśmiechnął. Na jego ustach
zagościł taki szczery, niewinny uśmiech jakby właśnie ujrzał
przed sobą ósmy cud świata. Jak młodzi ojcowie, którzy wchodzą
do sal gdzie leżą noworodki i po raz pierwszy mogą zobaczyć swoje
dziecko. Miał w oku taki błysk, taki zachwyt, że aż ścisnęło
mi serce. Szybko jednak wyswobodziłam się z tego chwilowego
zaskoczenia i przybrałam neutralny wyraz twarzy.
- Gregor, to jest właśnie
Adaś – powiedziałam. Uśmiech stał się jeszcze szerszy i to
nadal wydawało mi się dziwne.
- Mogę go wziąć na
ręce? - spytał nieśmiało. W mojej głowie momentalnie zapalił
się czerwony alarm.
- Nie – odpowiedziałam
chyba za szybko. Uśmiech zszedł z jego twarzy i znów patrzył na
mnie smutnymi oczami.
- No Hania... - odezwała
się Baśka. Spojrzałam na nią z wyrzutem, bo nie powinna wtrącać
się w tej kwestii, ale zapomniałam że i ona potrafiła postawić
na swoim. Westchnęłam. Blondynka podeszła do Schlierenzauera i
stanęła z nim ramię w ramię. Dlaczego, do cholery, ona trzyma
jego stronę?
- Pozwól, mi proszę.. -
szepnął. Jego oczy hipnotyzowały i mimo tego, że w tej chwili to
ja byłam górą, on skutecznie uniemożliwiał mi logiczne myślenie.
Po chwili namysłu, zmiękłam.
- Tylko trzymaj go mocno –
odparłam, po czym z największą ostrożnością podałam mu
dziecko. W pewnym momencie nasze dłonie się styknęły, a ja nie
mogłam zaprzeczyć, że jakiś prąd przemknął przez moje ciało.
Zawstydziłam się tego i spuściłam wzrok. Nie tak powinno być.
Obserwowałam tę dwójkę.
Gregor patrzył na niego...sama nie wiem jak. Z takim uwielbieniem,
wręcz z dumą. Pogładził chłopca delikatnie po policzku, a mały
się po prostu zaśmiał. I tym prostym gestem sprawił, że szatyn
nie kontrolował już mimiki swojej twarzy. Po prostu miał jednego
wielkiego banana na buźce i nie potrafił oderwać wzroku od syna. A
jak ja się czułam? Choć powinnam być szczęśliwa albo choćby
zadowolona z takiego obrotu sprawy, co raz bardziej kipiałam ze
złości. Nie chciałam, żeby pojawiło się w nim jakieś uczucie,
jakiś instynkt ojcowski. Nie chciałam, żeby trzymał go na rękach
i tak jak teraz tulił do siebie. Nie chciałam, żeby w ogóle
narodziła się między nimi jakaś więź. Nie zasłużył na to, bo
świadomie wyrzekł się chłopca w przeszłości. I największą
satysfakcją dla mnie byłby fakt, że Adam po prostu go nienawidzi.
- Hej Adaś, jestem twoim
tatą – zamurowało mnie na te słowa. Wściekłość uchodziła ze
mnie z każdej możliwej strony. Miałam ochotę sprzedać mu
siarczysty policzek. Bo jak po tym, co zrobił może...jak on w ogóle
śmie?!
Gdy szykowałam się już
do ataku, poczułam na swoim ramieniu dłoń Baśki. Gdy na nią
zerknęłam, ona lekko kręciła głową. I jeszcze ty przeciwko
mnie?
- Nie rób tego. Czy ty
nie widzisz jak on na niego patrzy? - szepnęła mi do ucha.
- Właśnie to widzę. I
właśnie tego sobie nie życzę – odpowiedziałam jej cicho,
zaciskając zęby – dlaczego trzymasz jego stronę?
- Trzymam twoją stronę i
dobrze o tym wiesz. Ale jeśli będziesz reagowała w ten sposób to
właśnie ty świadomie odbierzesz Adasiowi ojca – powiedziała, a
ja nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Jej zielone oczy były
pełne determinacji i takiej dojrzałości, której do tej pory u
niej nie zauważałam. Zaskoczyła mnie.
- On sam odebrał mu ojca.
Przecież się go wyrzekł.
- Ale może chce teraz
naprawić swoje błędy, nie pomyślałaś? - odparła. Westchnęłam
głośno, kręcąc głową ze zdenerwowania.
- Stracił już swoją
szansę, kiedy olał mnie wtedy w tej kawiarni – syknęłam w jej
stronę.
- Każdy zasługuje na
drugą szansę, Hania – i znów wybałuszałam oczy – nawet taki
drań jak on. Daj mu chociaż szansę pokazania, że mu zależy.
Niech się trochę postara, a potem oboje ustalicie, co dalej –
powiedziała przenosząc spojrzenie na dwóch szatynów. Boże, jacy
oni byli do siebie podobni. Jak bardzo Adaś będzie mi go całe
życie przypominał.
- A skąd ty niby możesz
wiedzieć, że on chce się starać? Jakoś mi tego nie powiedział –
odparłam pewnie.
- Bo ty z nim w ogóle nie
chcesz rozmawiać, a ja to zrobiłam – powiedziała spokojnie i
podeszła do skoczka, dając małemu przy okazji pstryczka w nos.
Byłam zła. Łzy cisnęły się na moje oczy, ale gówniara miała
rację. I mimo tego, jak bardzo mnie zranił..Nie. Ja nie potrafię
być dobrą samarytanką. Nie będę się dla niego poświęcać.
I znów powróciłam do
obserwowania ich obu. Patrzyli na siebie jakby właśnie analizowali
siebie nawzajem. Gregor próbował zbadać każdą rysę jego twarzy
a każdy uśmiech malca był odzwierciedleniem jego. A Adaś? Nie
potrafię tego opisać, ale mężczyzna, który trzymał go na rękach
nie był dla niego kimś obcym. Jakby jakiś naturalny instynkt
podpowiadał mu, że przy szatynie może czuć się bezpieczny i nie
musi płakać. Miałam wrażenie, że skoczek momentalnie zaskarbił
sobie jego serce i sympatię.
Zapowiadająca się tak
hucznie burza już dawno gdzieś sobie poszła. Niebo w tej chwili
było przejrzyście niebieskie i nie górowały na nim żadne
chmurki. Lekki ciepły wiatr wiał gdzieś po plecach dając
przyjemne poczucie chłodu. A park i mały plac zabaw na terenie
szpitala dodawały tylko temu dniowi uroku.
Zerknąłem na bawiącego
się malca. Biegał niezdarnie w to i z powrotem do mnie i do Basi,
śmiejąc się przy tym radośnie. Nie dało się nie uśmiechać na
ten widok. Jak na razie stawiał jeszcze dość niestabilne kroki,
więc za każdym razem patrzyłem czujnie, czy aby nie wywróci się
przy tej zabawie i nie zrobi sobie krzywdy.
Nie umiem opisać tego,
jak poczułem się, gdy wziąłem go po raz pierwszy na ręce. To
było coś...magicznego. To było tak silne i intensywne uczucie, że
aż zaparło mi dech w piersiach. Miałem na rękach część mnie i
część niej. Dziecko, w którego żyłach płynie moja krew. I
nagle poczułem się z tego powodu dumny jak cholera. Jakbym ujrzał
go dopiero co po porodzie i zdał sobie sprawę, że rzeczywiście
zostałem ojcem. Ale też zdałem sobie sprawę z tego, jakim byłem
skurwielem...
- Uśmiechnij się trochę.
Wiesz, że to lubię – odezwałem się do brunetki, zajmując
miejsce obok na ławce. Ona jedynie prychnęła. Idiota. Czego ja się
mogłem spodziewać?
- Jeżeli to wszystko
spieprzysz a Adaś się przyzwyczai do ciebie i będzie cierpiał,
bo...
- Nie spieprzę tego,
Hania – powiedziałem pewnie, powodując, że spojrzała na mnie
tymi pięknymi oczami. Wróć. Dlaczego nie były to po prostu oczy,
nie „piękne” i nie tak bardzo pociągające.. - już raz to
zrobiłem i spotkała mnie kara w postaci jego choroby – jej oczy
na moment przygasły a ja poczułem, że chcę zrobić wszystko, by
nigdy więcej nie były takie smutne. Cholera, opanuj się
Schlierenzauer!
- Zgłosisz się na te
badania? - spytała mnie po chwili. Oparłem się swobodnie o ławkę
i znów spojrzałem na bawiącego się Adasia.
- Tak. Ale pod jednym
warunkiem – odparłem pewnie. Poczułem jak odwraca się w moim
kierunku.
- Jakim? - pyta niemal
szeptem.
- Oboje pojedziecie ze mną
do Innsbrucka. Tam odbędzie się przeszczep – odpowiedziałem
spokojnie znów przenosząc na nią spojrzenie. I jedyne, co
dostrzegłem to chęć mordu w oczach.
~ Bo wiesz, że dzięki Niemu Twoje życie już nigdy nie będzie takie samo
*****
Witajcie!
Ten rozdział wyszedł mi chyba najdłuższy ze wszystkich. Jak Wam się podoba spotkanie Gregora z Adasiem? Nie było fajerwerków, ale czy w takich przypadkach wszystko dzieje się jak w filmach?
Nie ukrywam, że postać Gregora nieco złagodnieje w kolejnych rozdziałach. Będzie chciał pokazać Hani, że jednak jest czegoś wart. Same zobaczycie, jak ona na to zareaguje ^^
Nie zabraknie jednak chwil, gdzie Hania bardzo łatwo przypomni sobie o uczuciu do niego, a Gregor...albo nie, koniec! Nic Wam więcej nie powiem! :))
Czy Wy też rozpaczliwie odczuwacie powrót do nauki? Kiedy myślę, że za niecały miesiąc czeka mnie sesja to jestem przerażona. A najwięcej zaliczeń czeka mnie tuż po zawodach w Zakopanem, więc chyba będę się uczyć w pociągu xD
Udanego tygodnia życzę! Trzymajcie się ciepło (dosłownie) :*
Ann x
Dlaczego zawsze gdy zgubię się w internetach znajduję tak cudowne blogi ? Znalazłam dziś rano i przepadałam. Zakochałam się. Gdy skończyłam piąty rozdział, myślałam, że zwariuję. Po kilku minutach sprawdzam bloga a tu szóstka. Banan na mojej twarzy był niesamowicie wielki :D
OdpowiedzUsuńJa po prostu zakochałam się w tym opowiadaniu.Inaczej tego nie opiszę. Po części nie rozumiem Hani... Rozumiem, że znienawidziła Gregora za to co zrobił. Ale gdy on zrozumiał błędy, to ona chce odebrac Adasiowi ojca... Mam nadzieję, że w końcu to wszystko zrozumiem i z niecierpliwością czekam na następny rozdział xx
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńSzczerze to jest jeden z lepszych rozdziałów jakie czytałam.
Mam po prostu łzy w oczach.
Pokazałaś jak człowiek może się zmienić w kilka minut.
Genialnie opisałaś spotkanie Gregora i Adasia.
Naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem zmiany Gregora.
On już pokochał Adasia.
Na pewno dużo mu dała rozmowa z Baśką.
Jestem mega ciekawa co wydarzy się w Innsbrucku.
Powodzenia w nauce. Z pewnością sobie ze wszystkim poradzisz.
Czekam na kolejny.
Buziaki :*
Dziękuję!! Mam nadzieję, że ta "zmiana" była wiarygodna. On po prostu zdał sobie sprawę, co zrobił a czasami wystarczy do tego jakiś wstrząs, impuls, wydarzenie. Cieszę się, że tak to odebrałaś :*
UsuńJestem zaskoczona Baśką. Ale tak mile zaskoczona. Z całej trójki "dorosłych", jedynie ona w tym momencie zasługuje na to miano. Hania mnie wkurza, delikatnie mówiąc. Niby chce dla Adasia jak najlepiej, ale nie pozwala mu mieć ojca. Wiem, że widok Gregora jest bolesny, bo przypomina przykre chwile, ale powinna poświęcić swój spokój dla Adasia. Dobrze, że Baśka tam była!
OdpowiedzUsuńA Gregor... Fajnie, że się stara i zrozumiał, ale myślę, że jeszcze nie jest na pozycji, w której może stawiać warunki. Zdaję sobie sprawę, że to dla dobra małego, ale mimo wszystko powinien porozmawiać z Hanią na spokojnie, wytłumaczyć jego punkt widzenia.
Tak, ja też jestem przerażona sesją! Większość zaliczeń uzbierała mi się w jednym tygodniu i nie ma szans na przełożenie. No ale koniec użalania się!
Rozdział super i czekam na następny.
Pozdrawiam i weny życzę.
Madźka :-*
o Boże o Boże o Boże o Boże o Boże
OdpowiedzUsuńDoczekałam się tego momentu.
Z góry przepraszam, że nie skupię się na głupim zachowaniu Gregora.
Powiem tylko, że Baśka dobrze mu nagadała i coś czuję, że ona ma charakterek podobny do Schlieri'ego dlatego wie jak mu przygadać i do niego dotrzeć.
Spotkanie ojca z synem MEGA! PETARDA! Po prostu...do tego odnosiły się te "o Boże...".
No po prostu brak słów, ta więź między chłopakami, to pierwsze spotkanie ta reakcja Gregora jakby odłożona w czasie o dwa lata (tyle ma mały dobrze pamiętam?), no po prostu no ja nie wiem co pisać no BOSKO DZIEWCZYNO uwielbiam Cię za ten rozdział!
Hej! ;*
OdpowiedzUsuńNa początku bardzo dziękuję, że o mnie pamiętałaś i poinformowałaś o nowości. ;*
Oj, tak. Rozdział jest długi, ale to lepiej dla czytelników! ;D
Nie męczysz swoim stylem pisania, także Twój rozdział to jedna z najmilszych odskoczni od szkolnej, szarej, nudnej rzeczywistości. :))
Moment, kiedy to nastąpiła konfrontacja ojca z synem - WGNIOTŁAŚ MNIE W FOTEL! Mamusiu, emocje to nadal we mnie siedzą!
Plus dla Basi. Widać, że to dojrzała kobieta, która chyba jako jedyna stara się ogarniać życie w taki trzeźwy sposób, odmiennie do Hanki.
Nie no, ja nie wiem az co więcej napisać! WIELBIĘ! ♥.♥
Pozdrawiam! ;*
Z lekkim poślizgiem, ale już jestem :)
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, i taka długość wcale mi nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie ^^ Wszystko świetnie i lekko się czyta, choć tematyka wbrew pozorom wcale nie jest łatwa.
O jejciu... to spotkanie z synem po prostu... do teraz nie wiem, co napisać. Szczerze mówiąc, to przez dobre pięć minut się nad tym zastanawiałam. Pojawiło się we mnie tyle emocji, że ciężko to wystukać na klawiaturze. Jestem pod wrażeniem tej przemiany Gregora, chociaż chyba za wcześnie, żeby mógł stawiać jakieś warunki... Basia ma u mnie sporego plusa. Jako jedyna myślała trzeźwo, dużo wniosła do całej sprawy.
Czekam z niecierpliwością!
Buziaki :**
Jak miło patrzeć na takiego Gregora, który wreszcie się ogarnął! Najbardziej w tym wszystkim wzruszyła mnie scena z poprzedniego rozdziału (i od razu przeproszę Cię za to, że go nie skomentowałam, ale dodałaś ten nowy tak szybko, że nie zdążyłam z tym moim ślimaczym tempem), kiedy Gregor przypatrywał się Hani i Adasiowi i zrozumiał, jak wiele stracił przez to, że przybył o te dwa lata za późno. Wystarczy spojrzeć na sposób, w jaki Hania go traktuje, żeby nabrać pewności, że nie będzie mu łatwo nadrobić ten czas. Wciąż mam w pamięci to, co powiedziała Glorii, że nawet jeśli Gregor pokocha Adasia, to ona i tak nie pozwoli mu pozostać w jego życiu. I cały czas mnie to martwi. Boję się, że wcieli te słowa w życie i w ten sposób wyrządzi dziecku ogromną krzywdę. Proszę, proszę, nie pozwól jej na to. Szczególnie, że Gregor już pokochał syna, co było dobrze widać w tym rozdziale.
OdpowiedzUsuńJa też myślałam, że Baśka to taka głupiutka dziewczyna, a tymczasem jej podejście do Gregora jest mądrzejsze od podejścia Hanki. Wie, że tutaj najważniejsze jest zdrowie Adasia, dlatego wszystkie uprzedzenia do jego ojca trzeba odłożyć chwilowo na bok i za to duży plus dla niej.
Zaskoczył mnie ten warunek Gregora. Wyjazd do Innsbrucka? Czyżby miał jakiś plan? Jestem bliska napisania "Walcz, Gregi, walcz o Hanię i Adasia, masz moje błogosławieństwo!", ale nadal pamiętam, jakim był dupkiem i nie wybaczę mu tego tak łatwo. Może i teraz zachowuje się w porządku wobec małego, ale nie zmienia to faktu, że wyrządził jego mamie ogromną krzywdę, której nie da się tak po prostu puścić w niepamięć.
Nawet nie wiesz, jak bardzo nie chce mi się znów uczyć... Chociaż jak słyszę o tych wszystkich sesjach, to cieszę się, że jestem jeszcze w liceum XD Miłej nauki, a przede wszystkim efektywnej, bo w tym pociągu to może być ciężko, szczególnie jeśli nie będziesz sama.
Ściskam mocno! <3
Rozdział perfekcyjny pod każdym względem. Ale mam małe pytanie: czy mogę dodać linka twojego opowiadania do grupy na fb w celu rozpromowania go? Będé wdzięczna za odpowiedź. Czekam na kolejny. :* pozdrawiam, Ola
OdpowiedzUsuńJasne, nie widzę problemu :)
UsuńPozdrawiam