Idiota z ciebie,
Schlierenzauer. Zamiast odrobinę spoważnieć to ty stajesz się
coraz bardziej dziecinny, a głupie zagrywki wcale
nie mogą wypaść ci z głowy.
- Gregor, a co powiesz na
ten? - wróciłem myślami do rzeczywistości. Blondynka właśnie
wskazywała kolejną kolorową zabawkę.
- Traktorek? - zwątpiłem
w jej pomysł i podrapałem się po głowie – sądzę, że mały
raczej ma zajawkę do aut sportowych, tak jak ja – dodałem
entuzjastycznie.
- Nie
podoba ci się? - spytała zawiedziona. Westchnąłem jedynie i
podszedłem do kolejnego stoiska. Na samej górze
stało duże białe Porsche. No wręcz idealne! Sięgnąłem po nie z
bananem na twarzy i zacząłem oglądać to miniaturowe cudo z każdej
strony. Baśka stała naprzeciwko mnie i w końcu wywróciła oczami.
- Drogi
jest – zauważyła kiwając głową.
- Przestań – odparłem
od niechcenia.
- Dobrze, że to tylko
zabawka – dodała, unosząc jedną brew. Zaśmiałem się krótko.
- Właściwie to pojazd
zdalnie sterowany – nie wiadomo skąd pojawił się przy nas jakiś
młody sprzedawca mówiący po angielsku – polega to generalnie na
tym, że dzieciak siedzi w środku, może kręcić kierownicą, ale
to dorosły steruje całym pojazdem – wyjaśnia.
- To rzeczywiście fajna
sprawa! - odpowiedziałem mu wesoło, a facet miał pewnie ten sam
błysk w oku co ja. Gdyby za moich czasów produkowali takie bajery
to dzieciństwo byłoby odjazdowe!
- Naprawdę polecam. Sam
mam dwuletniego synka i kiedy kupiłem mu podobny model na urodziny
to myślałem, że nie przestanie piszczeć ze szczęścia. Wie pan
jak małe dzieci potrafią się z czegoś cieszyć – dodał z
nieukrywanym zachwytem.
-
Doskonale wie – wtrąciła się blondynka – przecież sam się
tak zachowuje – dodała złośliwie się
uśmiechając i już miałem jej coś
odpowiedzieć, ale ona jedynie puściła mi oczko.
- Biorę go! - zwróciłem
się do sprzedawcy.
- W takim
razie zapraszam do kasy – odpowiedział zadowolony
i poszliśmy za nim.
Nie mogłem opanować
podekscytowania, kiedy taksówkarz podwiózł nas do domu. Baśka
nadal patrzyła na mnie jak na kretyna i wcale nie uśmiechało jej
się targanie reszty zakupów. No przecież nie mogłem się
powstrzymać, by nie wziąć jeszcze wielkiej szmacianej piłki,
całej gamy innych zabawek i dmuchanego basenu dla dzieci. Przecież
Adaś będzie wniebowzięty, kiedy to wszystko zobaczy.
- Czyli faceci naprawdę
nigdy nie dorastają? - pyta patrząc na mnie z rezygnacją i rzuciła
ciężkie torby na podłogę w przedpokoju.
- Dorastają, dziecinko
ale najmniejszych przyjemności nigdy nie można sobie odbierać –
odparłem z przekąsem i ruszyłem w stronę salonu. Dziwne, dom
wydawał się pusty, ale głosy na zewnątrz sugerowały, że na
pewno ktoś tu jest.
- Zrobili
sobie jakąś imprezę w ogródku? - zasugerowała ironicznie
Baśka, po czym wyszliśmy oboje na taras.
Byłem niemało zdziwiony, kiedy zobaczyłem resztę rodziny, która
cieszy się jak głupia na widok malca. Zaraz. Adaś?
- Adaśko mój kochany
wrócił! - krzyczała uradowana Baśka i zaczęła biec w stronę
chłopca. Kiedy mały ją zobaczył to aż kipiał z radości i sam
zaczął biec w jej stronę. Blondynka poderwała go do góry a potem
okręcała nad swoją głową. Jego radość...on nią wręcz
zarażał.
Wzrokiem odszukałem
brunetkę. Siedziała na krześle obok rodziców i patrzyła z
zafascynowaniem na syna. Szeroki uśmiech na jej twarzy mówił sam
za siebie, że jest szczęśliwa.
- Basia, uważaj –
zwróciła jej uwagę matka. Zszedłem po niewielkich schodach a
kiedy cała reszta mnie zobaczyła ich uśmiechy lekko przygasły. No
tak, nadal jestem tu intruzem.
-
Przecież nic mu się nie stanie – odparła beztrosko,
a potem zaczęła łaskotać małego po
brzuszku. Nie mogłem od niego oderwać
oczu.
- Hania, co on tutaj robi?
- spytałem po chwili nadal na nich patrząc. Baśka to prawdziwa
wariatka, kiedy się z nim bawi. Wokół nich biegał duży labrador
szczekając i machając ogonem, a Adaś jeszcze bardziej się
cieszył.
- Adaś
ma o wiele lepsze wyniki i lekarz zgodził się, by na parę dni
zabrać go do domu – odpowiedziała zamiast niej nie kryjąca
radości matka. Spojrzałem na nią z nadzieją.
- Naprawdę? - pytam. Ona
kiwa entuzjastycznie głową.
Znów zerknąłem na
brunetkę. Nawet nie zaszczyciła mnie wzrokiem i miałem wrażenie,
że przebywanie obok mnie napełnia ją niechęcią. Jak sobie
przypomnę poranną akcję to wcale się jej nie dziwię..
- Kupiłem dla Adasia
trochę nowych zabawek – zwróciłem się do niej ciszej.
- Nie musiałeś. Starych
też ma dużo – odparła obojętnie.
- Ale chciałem –
dodałem pewniej.
- Hej, Adaśko. A może
czas przywitać się z tatą? - czułem jak dziewczyna obok mnie
napina mięśnie i jednocześnie poczułem się nieco niepewnie,
kiedy Baśka niosła do mnie malca. Posadziła mi go na kolanach a on
znów spojrzał na mnie tymi swoimi dużymi brązowymi oczami. A
później znów się uśmiechnął rozbrajając mnie totalnie.
- Cześć, synku –
odezwałem się do niego i mocno go do siebie przytuliłem, chłonąc
jego niewinny zapach. Kiedy trzymałem go na rękach miałem
wrażenie, że mam przy sobie całe szczęście.
- Ktoś chce kiełbaskę?
- wstała i podeszła do nagrzanego grilla, gdzie piekły się
kiełbaski – nie? A ja sobie chętnie jedną zjem – odpowiedziała
sama do siebie i nałożyła jedzenie na talerz, robiąc to o wiele
za głośno. Czy tylko ja spostrzegłem, że po prostu ona nie chce,
żebym dotykał małego?
W międzyczasie blondynka
zdążyła się gdzieś ulotnić i wrócić po krótkiej chwili z
wielkim pudełkiem w ręku. Każdy zainteresował się tym pakunkiem,
a ja uśmiechnąłem się zadowolony.
- Adaś, patrz co tam
ciocia niesie – wiedziałem, że i tak nie rozumie, co mówię, ale
odwróciłem go w stronę tarasu i jego wzrok automatycznie skupił
się na pudełku. Baśka podeszła do nas z równie nie ukrywanym
zachwytem i otworzyła pudełko pokazując wszystkim zabawkę.
Ucałowałem malca w
główkę i wstałem z krzesła, które do tej pory zajmowałem, po
czym ukucnąłem z nim przy samochodziku i postawiłem go stopami na
trawie.
- A co to takiego, synku?
Co ci ciocia przyniosła? - mówiłem po niemiecku – brum-brum?
- Brum-brum! - powtórzył
zachwycony wywołując u nas wszystkich śmiech. Ale z jakim
zainteresowaniem on patrzył na to cudo! Myślałem, że padnie z
wrażenia.
-
Pojedziemy brum-brumem, co? Kto będzie kierował, no kto? -
przekomarzałem się z chłopcem Adaś!
- oboje z Basią krzyknęliśmy jego imię. Mały pisnął z radości
i zaczął klaskać w dłonie. Cieszyłem się razem z nim.
- Brum-brum! Brum-brum! -
krzyczał i cieszył się na zmianę. Następnie podniosłem go lekko
do góry i usadowiłem w niewielkim foteliku. Chłopiec oglądał
„wnętrze” swojego autka i jakby naturalnie wiedział, co robić,
ułożył dłonie na kierownicę. I znów piszczał jak oszalały.
Kątem oka dostrzegałem
minę Hani. Czekała tylko na to, żeby wstać i zabrać Adasia na
drugi koniec świata, byle z dala ode mnie. Postanowiłem się jednak
tym nie przejmować i wyjąłem z pudełka konsolę sterującą.
- Ani mi się waż! -
krzyknęła, podnosząc się z krzesła. Spojrzałem na nią i przez
chwilę myślałem przerażony, że mnie zaraz zaatakuje.
- Hanka, przestań. Nie
widzisz jak mały się cieszy? - w mojej obronie stanęła jej
siostra. Chyba zaczynam sobie robić dług u tej dziewczyny.
- Hania, dziecko, pozwól
mu się z nim chwilę pobawić. Przecież nic się nie stanie –
dodała pani Ela. Nie no, mając poparcie ich obu nie bałem się już
niczego. Nawet Hani.
- Gotowy, kolego? -
zwróciłem się do syna ignorując reakcję jego matki i delikatnie
uruchomiłem sprzęt. Samochodzik powoli ruszył po trawie a radość
dziecka stała się nie do opisania.
Szlak mnie zaraz trafi,
kiedy patrzę co on wyprawia z moim synem. Przecież to jest skrajnie
nieodpowiedzialne! I znów wzięłam do ręki papierosa, i znów go
zapaliłam. Jak on mnie wnerwia!
- Za chwilę złość
będzie uchodzić z ciebie parą – no kto inny mógł tylko
podjudzić mój nastrój? No hej, siostrzyczko.
- Świetnie się razem
bawią – stwierdziła uśmiechnięta nie odrywając oczu od dwojki
szatynów – nie sądzisz? - spytała z przekąsem.
- Baśka, błagam. Tylko
czekam, aż mały się wywróci albo coś. No rozniosę tego debila
na kawałki! - warknęłam przez zęby. Blondynka wybuchnęła
śmiechem.
- Widzisz same negatywne
strony. Facet chce dać dziecku odrobinę radości a ty jak zwykle
narzekasz – odparła. Spojrzałam na nią wrogo.
- Och, bo kupił mu super
ekstra drogą zabawkę? No wybacz, że nie podzielam twojego
entuzjazmu, ale całego roku życia Adasia to on tym nie nadrobi.
- Przynajmniej się stara.
- Jeszcze kilka dni temu
zarzekał się, że nie jest jego ojcem! - krzyknęłam.
- Od tamtej pory wiele się
zmieniło.
- Niby co?! - pytam.
- On się w nim zakochał
– odpowiedziała spokojnie przenikając mnie tymi mądrymi
zielonymi tęczówkami i sobie poszła. Czy wspominałam, że moja
siostra jest drugą chodzącą po tym świecie osobą jaka wyprowadza
mnie z równowagi? No gówniara jedna! Sprawia, że zaciągam się
papierosem dwa razy mocniej.
- No nie mów mi, że ty
nadal palisz? – usłyszałam pretensję w jego głosie. Patrzył
teraz na mnie krytycznie wywołując tym mój śmiech.
- Żartujesz sobie? -
prychnęłam – ty będzie prawił mi morały?
- Nie będziesz palić
przy dziecku! – dodał stanowczo. Że co proszę?!
- Przecież przy nim nie
palę jakbyś nie zauważył! – odpowiedziałam nieco głośniej.
Widziałam jak napina mięśnie.
- Dawaj to – i tak po
prostu wyrwał mi papierosa z ręki, po czym ugasił go w stojącej
obok popielniczce.
- Ty podły, niedorobiony
idio... - zaczęłam, wstając z krzesła, ale nie pozwolił mi
dokończyć.
- Będziesz mnie wyzywać
przy rodzicach i Adasiu? - spytał z wyrazem triumfu na twarzy.
Usiadłam więc z powrotem krzyżując ręce i patrząc w bok.
- Hania – zajął powoli
miejsce obok mnie – czy my nie możemy przestać się kłócić?
Pogódźmy się chociażby dla Adasia. W końcu on potrzebuje teraz
spokoju a nie drących koty rodziców – powiedział łagodnie,
powodując, że znów cała się gotowałam.
- Jakich rodziców,
Gregor?! - tym razem odwróciłam swoją twarz dokładnie naprzeciwko
niego – no jakich? Matkę to on ma, ale ojca? Przecież ty go tylko
zrobiłeś. Nie masz prawa uważać się za jego ojca, bo nie było
cię przy nim od dnia jego narodzin! - wrzasnęłam do niego. I
dobrze, bo czułam, że wreszcie wyraziłam to, co myślę.
Jego oczy zrobiły się
teraz smutne. Takie...przygaszone i pozbawione blasku.
- Jestem jego tatą.. -
dodał cicho.
- „Tata” to daje
swojemu dziecku nazwisko, dach nad głową, kocha go i wychowuje jak
najlepiej potrafi. Jest przy nim w każdej potrzebie, wstaje po 4
razy w nocy, żeby go przewinąć albo nakarmić. Tuli, gdy płacze.
Spędza z nim czas, jest dla niego – powiedziałam na jednym tchu.
Stawał się coraz bardziej przygnębiony, ale miałam to w dupie –
a ty co zrobiłeś, Schlierenzauer? No co? - włożyłam w mój głos
tyle pogardy ile byłam w stanie – ja ci powiem, co zrobiłeś.
Oznajmiłeś jego matce, że nigdy nic dla ciebie nie znaczyła. Że
była dla ciebie niczym jakaś dziwka..nie przerywaj mi teraz! -
warknęłam, kiedy już otwierał usta, żeby coś powiedzieć.
Zamilkł – że nic nie była dla ciebie warta a twój nienarodzony
syn to jakiś obcy bachor, za którego nie masz ochoty brać
odpowiedzialności. Tyle w temacie twojego rzekomego ojcostwa,
Gregor.. - dodałam, patrząc mu zawzięcie w oczy. Przez dłuższą
chwilę nie odpowiadał nic. I wtedy go zostawiłam.
Schowałem samochodzik do
pudełka i westchnąłem ciężko. To nie tak miało wyglądać.
Miałem stać się lepszy i zaopiekować się synem. Miałem jej
udowodnić, że jestem wart bycia jego tatą. A co wyszło? Że nadal
ma mnie za skończonego drania i raczej nie zamierza tak szybko
zmienić opinii o mnie. Ale ja nie mogłem pozwolić na to, żeby
ponownie stracić małego. Już za dużo czasu zmarnowałem nie
widząc jak się rodzi, jak rośnie, jak pierwszy raz się uśmiecha
i stawia pierwsze kroki. Już raz cholernie go zawiodłem. Teraz
muszę się postarać, by przeżył i nigdy więcej go nie zostawiać.
I zrobię to wszystko choćby miała mnie wyzywać, bić, krzyczeć
albo czegokolwiek zabraniać. Nie popełnię tych samych błędów.
Jedna rzecz mnie jednak
męczy. W jakiś absurdalny i niewytłumaczalny sposób pragnę
odzyskać również ją. Pragnę jej tak samo jak kiedyś pragnąłem
wrócić do Sandry. Tylko dlaczego? Przecież wtedy nie była dla
mnie nikim ważnym. A może tak naprawdę była? Może ona była moim
lekiem, ale uzależnienie od blondynki było na tyle silne, że po
prostu tego nie zauważałem? Teraz jednak wiele się zmieniło. Jest
matką mojego dziecka. I co by się między nami nie działo zawsze
będzie dla mnie ważna jak nie najważniejsza. Kiedyś coś
cholernie mnie do niej przyciągnęło, kiedy Gloria przyprowadziła
ją do naszego domku na zawodach a ona stała tak spokojnie,
nieśmiało spoglądając na każdego z nas jakby nie była świadoma
tego, że widzi swoich idoli. Miała w sobie coś takiego, że
musiałem ją bliżej poznać i mimo wszystko te kilka miesięcy z
nią były...wspaniałe. Tylko tamten Gregor był cynikiem i egoistą.
Dzisiejszy Gregor musi stać się odpowiedzialny i..pragnie mieć ich
oboje.
Szedłem powoli na górę
zatrzymując się przy drzwiach jej pokoju. Były uchylone, więc nie
pukałem tylko lekko pchnąłem je do przodu. Była w drugim końcu
pomieszczenia i kończyła przewijać małego. Zerknąłem na niego i
mimowolnie się uśmiechnąłem, gdy zobaczyłem jego opadające
powieki. Miał dziś skubany intensywny dzień, więc sen pochłonął
go na pstryknięcie palcem. I w tym momencie mnie zauważyła.
- Mogę? - spytałem
nieśmiało. O dziwo się zgodziła, przytakując głową. Podszedłem
do nich, kiedy brała małego na ręce i zaczęła kołysać, by
szybciej zasnął. Chłopiec na zmianę zamykał i otwierał oczka, a
ujrzawszy mnie obok zaczął się we mnie wpatrywać. Czy ja też mam
takie tajemnicze spojrzenie?
- Przepraszam – szepnęła
ale nie spojrzała na mnie. Za to ja patrzyłem na nią z największym
zdziwieniem.
- Ty mnie? - pytam
zaskoczony. Znów kiwnęła głową.
- Nie powinnam tak na
ciebie naskakiwać. Mimo wszystko... - chyba nie było jej łatwo
przyznać temu rację.
- Powiedziałaś samą
prawdę, Hania. I dobrze zrobiłaś – spojrzała mi w oczy, ale
tylko na moment, powracając do wpatrywania się w twarzyczkę syna.
- Tak cholernie mnie
zraniłeś, Gregor. Tu już nie chodzi o to, że bardzo cię
kochałam. Tylko...przecież on był niewinnym dzieckiem. Naszym
dzieckiem – zauważyłem pojedynczą łzę spływającą po jej
policzku i momentalnie otarłem ją kciukiem. Zatrzymałem na chwile
dłoń na jej policzku a ona na sekundę przymknęła oczy. I
spodobała mi się ta reakcja.
- Wiem, Hania – odparłem
po chwili ciszy – i tym razem obiecuję ci, że nigdy cię nie
zawiodę. Że was nigdy nie zawiodę – spojrzałem z uczuciem na
swoje dziecko i pogłaskałem go delikatnie po główce, po czym go w
nią pocałowałem. Przecież on wyglądał jak anioł. Jak ja mogłem
zrobić mu coś takiego?
- Nie wiem, czy mogę ci
zaufać...czy w ogóle chcę to zrobić.. - przyznała. Nie mogłem
tego dłużej znieść. Nie zważając jaka może być jej reakcja,
zwyczajnie objąłem ich oboje kładąc jedną rękę na jej talii a
drugą podpierałem plecy małego. Ułożyłem podbródek na jej
ramieniu i zacząłem kołysać się razem z nią, wpatrując się w
śpiącego chłopca.
- Jestem tu, Hania –
szepnąłem jej do ucha – i już zawsze będę. Razem pokonamy tę
chorobę i razem zaopiekujemy się naszym synem. Daj mi tylko szansę
pokazania, jak bardzo tego pragnę – nie odepchnęła mnie, nie
odrzuciła. Oparła się wygodnie o moją klatkę i poczułem jak z
jej ciała ulatuje całe to napięcie. Objąłem ją jeszcze mocniej
i było mi tak nieziemsko spokojnie. W tej chwili uświadomiłem
sobie jedno. Ona stała się nieodłączną częścią mojego życia.
~ Bo ten uśmiech kiedyś sprawiał, że warto było codziennie się budzić...
***
Moje Drogie!
Wiem, że rozdziały są ostatnio trochę nudne, ale postaram się to zmienić. Przecież już czas na wyjazd do Innsbrucka ^^
To ostatni rozdział przed zawodami PŚ w Zakopanem i następny pojawi się po weekendzie. Przecież muszę jechać kibicować naszym chłopakom (i paru innym :D )!
Oczywiście, najbardziej będę ściskać kciuki za Polaków, ale same przyznacie, że bez Gregora te zawody będą...takie nijakie. Nie cieszę się przez to na ten wyjazd tak, jak powinnam.
Jak myślicie, kto wygra w niedzielę? Może nasz Kamil? Wierzę w niego! :)
Pozdrawiam i życzę owocnych wrażeń podczas konkursów!!! :*
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńOjej rozdział jest cudny.
Gregor się bardzo stara.
Hania chyba naprawdę przesadziła.
Nie powinna ho tak traktować.
Dobrze ze go przeprosiła.
Ostatnia scena jest taka cudowna.
Taka rodzinna.
Oczywiście rozdziały nie są nudne.
Również jadę do Zakopanego.
Mam nadziej że Polacy pokażą klasę.
Chyba dziwne będą te zawody bez Gregora.
Czekam na kolejny.
Buziaki ;*
Rozdział najlepszy świetnie piszesz nie moge się doczekać następnego rozdziału też bym chciala pojechać ale za daleko mieszkam życzę udanej wycieczki pozdrawiam kasia :-)
OdpowiedzUsuńW końcu nadrobiłam wszystko!
OdpowiedzUsuńJakie cudowne, końcówka świetna!
Mam nadzieję, że już nie będą się kłócić :(
Trzymamy kciuki za chłopaków~!
Pozdrawiam Marysiaa :)
Witaj!
OdpowiedzUsuńUdało mi się nadrobić ostatnie zaległości więc jestem :)
Na początku chciałabym napisać, że na prawdę mnie pozytywnie zaskoczyłaś, ponieważ w tym opowiadaniu zawarłaś dwa bardzo trudne wątki, z którymi sobie świetnie dajesz radę!(osobiście nie wiedziałabym jak rozwiązać)
Pierwsza sytuacja to porzucenie dziecka przez ojca, a druga sytuacja to choroba...
Niesamowity jest fakt, iż uczyniłaś tutaj Gregora takim *********** to mu się współczuje i trzyma kciuki aby pogodził się z Hanią :)
Kibicuję Hani i Gregorowi oraz oczywiście Adasiowi aby wygrał z tym okropieństwem!
I cóż by tu jeszcze dodać... Aaaa no muszę dodać, że u Ciebie fragmenty z motywem erotyki nie są ani za słodkie, ani za ostre :) Super się czyta
Jeśli o czymś zapomniałam to napiszę o tym w kolejnym komentarzu :)
Chciałabym Cię również zaprosić na rozdział pierwszy w moim opowiadaniu -
http://there-is-this-girl.blogspot.com/2016/01/rozdzia-i.html
Będzie mi bardzo miło jeśli zajrzysz! :*
Pozdrawiam, Camille
Witaj Ann! Na samym początku wielkie sorry za jakiekolwiek błędy- mój telefon ostatnio bzikuje i co chwilę mi jakiś kosmos normalnie odstawia... No więc( na moje oko) widać że między Gregorem a Hanią wciąż jest jakaś więź i nie chodzi tu tylko o małego Adasia... Mam nadzieję że wszystko zacznie zmierzać ku dobremu po wyjeździe do Innsbrucka. No może nie od razu, do tego przecież trzeba czasu, prawda? Ale wiem, że Gregor wyraźnie czuje że skrzywdził Hanię i Adama, a i stara się to naprawić jak umie... Trzymam kciuki za tę( no może jeszcze nie oficjalnie) rodzinkę! I nie wiem dlaczego ( błagam nie bij:)) mam wrażenie że pojawi się jeszcze Sandra! He he he, to dopiero by było obie ostre babki:) No ale i nie chcem i nie muszem spekulować czym nas kochana uraczysz! Co po drugie ( primo, ha ha) fajnie że jedziesz na zawody; ja od kilku lat już nie byłam, no i będę oczywiście trzymać kciuki ( i obgryzać paznokcie) za naszych! Tzn.fajnie by było gdyby wygrał Kamil, ale przy formie Petera... Zobaczymy! Liczę także na dobre występy Hayboecka i Krafta - najsilniejszych Austriaków w tym sezonie. A co do Gregora... Szkoda że tak szybko zrezygnował... Zawsze jest jakaś pustka, na przykład taka jaka była po naszym mistrzu Małyszu... Ale wierzę że Schlieri jeszcze wróci( jak to mawiał jego rodak w filmach" ja tu jeszcze k***a wrócę!) No to píękna trzymaj się tam ciepło bi Cię jakiś halny nie porwał i uważaj na krejzi fanki( wiesz jakie:))można dostać wady słuchu, złamania kończyn a i iloraz przebywania wśród takich zmniejsza się o połowę:) nie no sorry za moje głupie żarty:( baw się dobrze! Buziole, pozdrawiam, Howleen Mad!
OdpowiedzUsuńmimo mojej początkowej niechęci do postaci Gregora w tym opowiadaniu, uważam, że zasługuje on na stanie się pełnoprawnym ojcem Adasia, stara się bardzo mocno. i Hania chyba sobie to powoli uświadamia. widzę też coraz więcej miłych scen pomiędzy tą dwójką. :)
OdpowiedzUsuń