Frustracja ogarniała całe
moje ciało. No bo dlaczego tak bardzo zależy mi na jej uznaniu? Na
tym, żeby mnie do siebie dopuściła i zaczęła ze mną normalnie
rozmawiać? Sam nie wiem, czy jedyną tego przyczyną jest Adam i czy
chciałbym się z nią dogadywać tylko i wyłącznie ze względu na
niego.
Znów pojechała do małego
do szpitala i nawet mnie o tym nie poinformowała. Wróciła
niedawno, kiedy już minął czas odwiedzin a było to późnym
wieczorem. Nie pofatygowała się nawet, by powiedzieć mi jak on się
czuje. Wszelkie wiadomości przekazywała mi Basia i naprawdę byłem
jej za to wdzięczny, bo w życiu nie spodziewałbym się
jakiejkolwiek pomocy ze strony tej dziewczyny.
I leżałem tak trzymając
rękę pod głową nie mogąc zasnąć. Jak ja mam jej udowodnić, że
żałuję? Przecież ludzie nie takie rzeczy sobie wybaczają a mi
naprawdę na tym zależy. Jak sprawić, by uwierzyła? Poczucie winy
wywiercało w moim sercu ogromną dziurę każdego dnia i musiałem
coś z tym zrobić.
Wstałem z łóżka tracąc
nadzieję na sen i postanowiłem zejść do kuchni. Nie zapalałem
nigdzie światła, więc musiałem po omacku schodzić ze schodów.
Nie chciałem nikogo budzić o północy. Zdziwiłem się widząc
smugę światła dochodzącą z kuchni. Kiedy wszedłem do środka
brunetka krzątała się przy kuchence i mieszała coś w małym
rondelku. Nie zauważyła mnie ani nie usłyszała jak zajmuje
miejsce przy małym kuchennym stole i z ciekawością się jej
przyglądam. Miała na sobie zwykłą koszulkę, która ledwo sięgała
jej do ud. Zawsze lubiłem, kiedy tak przy mnie wyglądała. Była
nieziemsko kusząca i pociągająca. Z resztą, zdałem sobie sprawę,
że od tamtych chwil nic się nie zmieniło. Nadal reagowałem na jej
ciało z takim samym zachwytem, a dowodem na to było uwypuklenie na
moich bokserkach, które starałem się jakoś ukryć. Z każdym
jednak zerknięciem na jej nogi mój organizm reagował dwukrotnie
mocniej..
- Czemu
nie śpisz? - spytała cicho a w jej głosie kryła się pretensja.
Nawet tu nie życzyła sobie mojej obecności.
- Jakoś nie mogłem
zasnąć – odparłem tak samo cicho znów się jej przyglądając.
Włosy miała upięte w niezgrabny kok a ich kosmyki opadały jej na
policzki i kark. Nie miała na sobie żadnego makijażu i wyglądała
bardzo naturalnie. Moje spojrzenie powędrowało wzdłuż jej ciała
i przełknąłem ślinę, gdy zorientowałem się, że nie ma pod
spodem stanika a jej piersi odznaczały się na tle cienkiego
materiału. No i myślałem, że zaraz gdzieś na dole zwariuję..
- Chcesz kakao? - spytała
po chwili. Zbiła mnie tym pytaniem z tropu, bo do tej pory miałem
przed oczami obraz jej nagiego ciała, które oblewam pocałunkami.
Przetarłem twarz, karcąc się w duchu za te durne myśli.
- O tej porze? - pytam jak
głupi. Nie patrz na nią, nie patrz na nią..
- Mama zawsze robi kakao
kiedy jest zdenerwowana i nie może spać – odparła tak po prostu.
Następnie wyjęła z szafki dwa kubki i nalała do nich napoju.
Postawiła je na stole i zajęła miejsce obok mnie. No i byłem
zgubiony..
- Dzięki –
wymamrotałem, gdy podsunęła mi kubek. Uśmiechnęła się lekko.
Zaraz. Uśmiechnęła?
- Ja też nie mogłam
zasnąć, bo długo myślałam nad twoją propozycją.. - jej
bliskość zdecydowanie odbierała mi trzeźwe myślenie. Z bólem
powróciłem do jej twarzy i starałem się skupić na rozmowie.
- Nad wyjazdem do
Innsbrucka? - pytam. Pokiwała głową.
- Stwierdziłam
ostatecznie, że jeśli tak bardzo ci zależy to..zgadzam się –
zaskoczyła mnie tak nagłą zmianą decyzji. - w końcu jeśli ty
zgodziłeś się na badania to ja też mogę pójść na jakiś
kompromis.. - dodała.
- Naprawdę? - nie kryłem
zdziwienia – to..miło z twojej strony – bąknąłem. No debil!
Dziewczyna po raz pierwszy nawiązuje z tobą dobrowolnie rozmowę, a
ty zachowujesz się jak dziecko specjalnej troski.
- Liczyłam na nieco
większy entuzjazm z twojej strony – powiedziała melodyjnie, a ja
zwyczajnie na nią patrzyłem. W końcu oparłem się całym
ciężarem ciała o krzesło i przymknąłem oczy.
- Wybacz.
Cieszę się ogromnie i jutro z samego rana zacznę wszystko
załatwiać..chyba po prostu jestem
wykończony tym dniem - otworzyłem powieki
i napotkałem jej rozbawione tęczówki – o co ci chodzi? - pytam
zdezorientowany i wędruje wzrokiem w miejsce, na które przed chwilą
patrzyła – No
ja pierdolę.. - tym razem naprawdę myślałem, że zapadnę się
pod ziemię a ona nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu. Chyba
spaliłem buraka..
- Ok,
następnym razem będę bardziej uważać na to w czym paraduję
przed tobą – dodała nadal się śmiejąc. Zakryłem rękoma moje
bokserki i spojrzałem na nią spod byka.
- To wcale nie jest
zabawne.. - warknąłem.
- Ktoś tu chyba jest za
bardzo wyposzczony – stwierdziła i tak po prostu...usiadła na
moich kolanach. No bezwstydnica jedna! Tak to mówi, że mnie pobije
a sama uważa, że może robić co chce!
- Hania,
co ty wyprawiasz?
- spytałem gardłowo, kiedy poczułem na swoim najczulszym miejscu
ciepło jej wnętrza. Przez moment myślałem, że te bokserki pękną.
No podła, robiła
to specjalnie!
- Dawno nie miałeś
dziewczyny, co? - zamruczała gdzieś w okolicach mojego ucha.
Doszedł mnie zapach jej owocowego żelu pod prysznic a przed oczami
w odstępie równej linii znów zobaczyłem jej piersi.
- Dawno.. - to słowo
ledwo przeszło mi przez gardło, gdy dostrzegłem wyraźnie
odznaczone sutki. Serce waliło mi jak oszalałe a podniecenie
sięgało zenitu.
A ona
uczyniła coś jeszcze bardziej nieoczekiwanego. Nachyliła się nad
moją twarzą i zaczęła delikatnie ocierać się noskiem o mój nos
i policzki. I byłem gotowy ją pocałować. Za
nic w świecie nie mogłem się
powstrzymać. Brunetka jednak w mgnieniu oka to dostrzegła i jedynie
uśmiechnęła się chytrze, a potem zeskoczyła z moich kolan.
Wyszła z
pomieszczenia z tym cholernym kubkiem
kakao, podśmiechując się przy tym pod
nosem. I zostawiła mnie tak samego. Musiałem ochłonąć dobre
kilka minut nim zdołałem wrócić do swojego pokoju.
Zamknęłam cicho drzwi do
pokoju i oparłam się o nie mocno. I po co to zrobiłam? Co mnie
podkusiło do takiego zachowania? Przecież go nie znoszę i jest
moim wrogiem numer jeden. Musiałam wziąć kilka głębszych
oddechów, by się uspokoić. Przez tę krótką chwilę moim ciałem
zawładnął jakiś dziwny impuls, który sprawił, że w dole mojego
brzucha narodziło się tak dawno zapomniane uczucie. Ale teraz byłam
zła, bo pozwoliłam sobie na zbyt wiele w stosunku niego. Najpierw
mówię mu, jak bardzo nim gardzę i jak go nienawidzę a później
decyduję się na takie dwuznaczne gesty. No idiotka! A jak jutro
będzie się ze mnie śmiał? Ale warte było ujrzenia jak bardzo
czuł się zażenowany. I mimo wszystko uśmiechnęłam się do
siebie zadowolona.
Otworzyłam drzwi
balkonowe na oścież, bo w pokoju było naprawdę duszno. A może to
wcale nie chodziło o temperaturę? Poczułam na sobie przyjemne
chłodne powietrze i było mi od razu o niebo lepiej.
Następnego ranka wstałam
najwcześniej ze wszystkich. Zegarek wskazywał dopiero 7, a że dziś
była sobota to nawet rodzice pozwolili sobie na dłuższe
leniuchowanie w łóżku. Dzień zapowiadał się pięknie.
Zaparzyłam sobie duży kubek kawy i przeszłam na taras, który
latem stanowił moją ulubioną część domu. Rozłożyłam się
wygodnie na dużym leżaku i pozwoliłam moim mokrym włosom wysuszyć
się na już dość mocno parzącym słońcu. Czułam się tak błogo
i spokojnie jakby ktoś na chwilę zdjął z moich barków ogromny
ciężar. Musiałam włożyć jak najwięcej energii, aby te dni z
malcem w domu były radosne. Na chwilę zmarszczyłam brwi, kiedy
przypomniałam sobie o tym całym wyjeździe do Innsbrucku. A co tam!
Powiedział, że sam sobie wszystko załatwi, więc nie będę się
wtrącać. Nie potrzeba mi kolejnych problemów na głowie.
- Miałaś chyba uważać
na to w czym przede mną paradujesz – jak oparzona poderwałam się
z leżaka i spojrzałam z niechęcią na intruza. Miał na ustach
cwany uśmieszek a jego w wzrok utkwiony był na moich udach. Wróć!
Cholera jasna. Raptownie zakryłam część bielizny, która
wystawała spod letniej sukienki i znów zerknęłam na niego wrogo.
- Czy ty nawet na moment
nie możesz mi dać spokoju? - warknęłam, wstając z leżaka i
udając się do domu. Szatyn nadal się perfidnie uśmiechał i
powędrował tuż za mną. Odstawiłam pusty kubek do zlewu.
Odwróciłam się z zamiarem pójścia na górę, ale oczywiście on
musiał wyrosnąć niespodziewanie przede mną. Prawie stuknęłam
głową o jego podbródek.
- Schlierenzauer.. -
niedługo będę mogła grać złą czarownicę w jakichś bajkach
dla dzieci, bo mój głos w tej chwili nie należał do najmilszych.
- Słucham? - powiedział
jak gdyby nigdy nic i patrzył się na mnie wesoło.
- Odsuń się, bo..
- Bo co? - zaśmiał się
mi prosto w twarz.
- Bo cię przestawię,
idioto! - syknęłam w jego stronę. Nawet nie drgnął. Krew znów
we mnie zabuzowała i zaczęłam go odpychać, używając chyba
wszelkich pokładów energii w moim ciele. Nic. Stał dalej jak wryty
kompletnie niewzruszony moimi nędznymi próbami.
- Długo ci to jeszcze
zajmie? - spytał od niechcenia. Więc zaczęłam go bić po klatce
piersiowej a on dalej się śmiał. W pewnym momencie chwycił mnie
za nadgarstki i skutecznie unieruchomił moje ręce. Ruszył w moją
stronę przytwierdzając mnie stanowczo do szafki za mną. I utkwiłam
tak bez możliwości jakiegokolwiek ruchu. Wcale nie czułam się z
tym dobrze i nie dlatego, że po prostu mnie trzymał ale dlatego, że
zaczęło mi się to podobać. A miał przy tym taki wzrok, że aż
kolana się pode mną uginały. I wiedział, co ze mną robi kiedy
poczuł na swych ustach mój przyspieszony oddech. Był blisko, za
blisko. Poczułam zapach jego idealnych perfum i jeszcze bardziej
idealny zapach jego samego. I stało się. Gdy zaczął mnie całować,
wcale nie pozostawałam mu dłużna. Zwyczajnie odwzajemniałam jego
pocałunki z podobną pasją z jaką on mi je darował. Rozluźnił
uchwyt moich rąk do tego stopnia, że mogłam się wyswobodzić i
objąć jego szyję. O tak, było mi bardzo dobrze. Całował mnie
tak samo namiętnie jak kiedyś, a może nawet jeszcze lepiej. Nie
spostrzegłam, gdy chwycił mnie za biodra i posadził na szafce
wcale nie przestając robić tego, co właśnie mi robił. Byłam
zbyt oszołomiona, podniecona i zafascynowana jego osobą, by o
czymkolwiek myśleć. A kiedy na chwilę oderwał się od moich ust
widziałam to samo i w jego oczach a przykładając dłoń do jego
piersi czułam szybkie bicie jego serca. Tylko ta magiczna chwila
prysła niczym bańka w momencie, gdy zorientowałam się, że to
była kolejna z jego mistyfikacji. Łobuzerski uśmiech pojawił się
na jego twarzy i nie krył samozadowolenia spostrzegając jak blisko
znajdowały się teraz nasze ciała.
- Nadal na mnie lecisz –
stwierdził nonszalancko. A mnie coś trafiło. Uderzyła we mnie
taka wściekłość, że nie potrafiłam zrobić niczego innego jak
po prostu strzelić mu w pysk. Widziałam szok w jego oczach, kiedy
dotknął ręką piekącego policzka. A ja nie pozwoliłam ulecieć
łzom, zanim nie znalazłam się w swoim pokoju.
Wymknęłam się z domu
nim ktokolwiek zauważył. Zaparkowałam samochód na szpitalnym
parkingu, który był jak na razie stosunkowo mało zajęty. W
przeciągu kilku minut dotarłam do odpowiedniej sali i chwilę
później tuliłam do siebie Adama.
- No cześć słoneczko –
zagadnęłam do malca wesoło i wycałowałam całą jego buzię.
Chłopiec zachichotał głośno i również nie krył zadowolenia z
mojej wizyty – a wiesz jaki dzisiaj dzień? Mamusia zabiera cię do
domu! - mówiłam do niego. Mały zaczął gaworzyć po swojemu, ale
miałam przeczucie, że cieszy się z tej wiadomości.
- Dziś wyjątkowo tęsknił
do mamy – powiedziała pielęgniarka, która pojawiła się przy
moim boku.
- Płakał? - spytałam
zmartwiona. Kobieta zaczęła łaskotać go po bokach, a mały
wierzgał się na moich rękach, powodując kolejny uśmiech na mojej
twarzy.
- Troszeczkę. Ale teraz
będzie go pani miała na chwilę dłużej – odparła uśmiechając
się do nas promiennie.
- Nareszcie –
stwierdziłam z ulgą.
- Doktor przygotował już
dla was wypis – dodała.
- Dziękuję –
uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.
- Aha i proszę jeszcze
potem do mnie zajrzeć. Mam dla pani rozpiskę przyjmowanych leków.
No i oczywiście będzie musiała mu pani sama robić zastrzyki –
zaznaczyła poważnie.
- Rozumiem, poradzę sobie
– nie byłam tego taka pewna, ale mam jeszcze w domu mamę i
siostrę.
Pakowanie rzeczy chłopca
zajęło mi kilka minut. Następnie przebrałam go w ubranko, które
zabrałam wcześniej z domu i wyszliśmy z sali. O wiele lepiej
wyglądał, kiedy nie miał nigdzie poprzyczepianych kabelków i
podłączonej kroplówki. Wydawał się zupełnie zdrowy.
- O dzień dobry, pani
Haniu. Czyżby nasz mały bohater dostał przepustkę? - zagadnął
wesoło lekarz, którego spotkaliśmy po drodze. Potargał Adasiowi
włosy a mały jak zwykle zareagował śmiechem.
- Tak i jedziemy prosto do
domu. Właśnie miałam do pana iść – odpowiedziałam.
- A ja do was. Proszę,
mamy tu wypis – podał mi dokument potwierdzony jego nazwiskiem –
życzę państwu miłego urlopu i proszę mi się tutaj nie pokazywać
przez najbliższy tydzień! - pokazał ze śmiechem palcem jeszcze na
odchodnym. Nie wspominałam mu o planach Gregora, ale na to przyjdzie
jeszcze czas.
Usadowiłam chłopca w
foteliku i pocałowałam go w czółko nim zamknęłam drzwi. Ze
szpitala wracałam w wyśmienitym nastroju i nawet szczeniackie
zachowanie tego imbecyla nie mogło mi go zepsuć.
~ Bo przez nią przestajesz ufać samemu sobie...
****
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału pod względem jego jakości. Nie wiem też czy było sens wprowadzać taką scenę. Ale cóż...wszystko podlega Waszej ocenie ^^
Peter - to jest dopiero Mistrz!!! Cieszę się, że w końcu wygrywa to wszystko, na co od dawna juz zasługuje. Gratulacje!!! :)
Jezu! Co oni robią?! Ja się dziwię, że wytrzymują w jednym budynku jakby nie było 24 na dobę!
OdpowiedzUsuńNie rozumiem trochę zachowania Hani, no ale Gregor nie pozostaje dłużny, więc.... kto wie jak to się skończy!
Czekam na kolejny! Weny życzę
Ola
Świetny rodział cudnie piszesz czekam na kolejny życzę weny kasia :-)
OdpowiedzUsuńcoś dziwnego zaczyna się dziać pomiędzy naszą dwójką bohaterów. czyżby stare pokłady uczuć tak nagle wróciły? intrygująco się robi. ciekawa jestem tego, jak przebiegnie wyjazd od innsbrucka.
OdpowiedzUsuń:)
Hej nie mam do czego się przyczepić :3 Rozdział genialny...jak zawsze :* lecz myślałam że Hania jeszcze nie przełamie tej bariery bo przecież Gregor zrobił jej świnstwo.A tu prosze.Mam nadzieje ze to tylko była chwila slabości .Kibicuje Hani i Gregorowi no i Adasiowi.Życze weny ....:3Czejam na nasrępny nex
OdpowiedzUsuńWitaj Kochana.
OdpowiedzUsuńZdenerwowałaś mnie, że niby nie jesteś zadowolona z tego rozdziału.
Błagam Cię nie mów tak.
Rozdział jest perfekcyjny.
Oby więcej takich scen.
Serio to była genialna scena.
I reakcja Gregora kiedy domyślił się z czego się śmieje Hania.
Zdecydowanie jestem za takimi scenami.
Nie trudno jest zauważyć ze Hania i Gregor czują do sobie coś więcej. Oczywiście coś więcej niż tylko aspekty fizyczne.
Gdyby Hania nic nie czuła do Gregora to nie dałaby się pocałować.
Dobrze ze zgodziła się na wyjazd do Austrii.
Czekam na kolejny.
Buziaki ;*
Melduję się :)
OdpowiedzUsuńKochana, rozdział jest bardzo dobry, wręcz perfekcyjny, więc proszę mi tutaj nie marudzić! ^^
Hmm... widzę, że nie tylko ja wyczuwam tutaj coś zdecydowanie więcej pomiędzy Hanią a Gregorem. Nie sądziłam, że po tym wszystkim Hania będzie mogła jeszcze żywić do niego jakieś uczucia po tym wszystkim, ale najwidoczniej stare uczucia zawsze gdzieś tam w sercu pozostają.
Dobrze, że zgodziła się w końcu na ten wyjazd do Austrii. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej.
Czekam!
Buziaki :**
Hej Ann! W końcu przełamuję swoje lenistwo w d***ei piszę! Po pierwsze primo( powiem Ci lekko po naszymu, a jak) Co ty kobito chceta łot tej sceny?! Wyszła Ci świetnie oby więcej takich!!! Coś mi síę wydaje że między Hanią a Gregiem iskrzyć nie przestało... Zobaczymy po wyjeździe do Austrii:) Po drugie primo- jak napisałaś, Peter wymiata i również bardzo się cieszę( nie skaczę do góry bo wyrżnięcie w sufit (chyba) boli,ale gratuluję! Po trzecie primo ULTIMO nigdy nie otwieraj tych drzwi, bo tam ukryty rambo... Oj to chyba nie o to... Ale zdjęcie boskie, na mój gust to za dużo red bulla:D a po czwarte primo k***a mać coś mi telefon szwankuje i nie umiem wysłać przesłania... Pozdrawiam, Howleen Mad!
OdpowiedzUsuń