sobota, 13 lutego 2016

Trzynaście

Popatrzyłam na stojącego obok mnie Gregora. Był nie mniej zdziwiony tą sceną niż ja. Adaś ujrzawszy taką wielką grupę nieznanych mu osób zaczął panikować. Zauważyłam jak zszokowany patrzy na nich wszystkich i chaotycznie rozgląda się wokół. Po chwili słyszę jego piskliwy płacz, a potem widzę w jego oczach łzy. Próbuję go uspokoić, ale tym razem robi to ktoś inny.
- Chodź tu, synku – zabiera go z mych objęć i sam czule przytula do siebie – nie ma się czego bać, szkrabie – mówi. Patrzę na niego tak inaczej. Tak z zupełnie innej perspektywy. Zadziwia mnie to. I nie zauważyłam tego teraz, a już tamtej nocy, kiedy płakałam, a on mnie uspokajał. Mały tym razem przykleja się do jego koszulki i zaciska na niej swoje małe rączki.
Znów zaczęłam się rozglądać na ten cały tłum wręcz nienaturalnie uśmiechniętych ludzi. Michael i Fettner trzymali po kilka kolorowych balonów, Thomas i jakaś blondynka stojąca obok unosili do góry wielki napis „Witamy w domu, Adaś!”, Stefan i Manu Poppinger, jak przypuszczam, po prostu szczerzyli do nas ząbki, a na samym czele tej parady stała uśmiechnięta od ucha do ucha Gloria, która trzymała na rękach tort.
- No powiedzcie, że wam się podoba chociaż! - odezwała się rozentuzjazmowana brunetka. W poszukiwaniu ratunku, zerknęłam na Gregora. Przyglądał się siostrze z nieukrywanym zaskoczeniem, ale po chwili i na jego ustach zagościł szeroki uśmiech.
- No to pora poznać resztę rodziny tatusia, młody – zwrócił się do chłopca i po upływie kilku sekund, podchodził i przedstawiał go każdemu z osobna.

Siedziałam na oparciu dużego, kremowego fotela z kieliszkiem szampana w ręku. Leniwie sączyłam napój, przyglądając się Stefanowi, który właśnie zabawiał moje dziecko robiąc totalnie głupie miny do Michaela, a ten odpowiadał mu tym samym. Już chciałam mu powiedzieć, że przecież narobi sobie tylko zmarszczek, ale zrezygnowałam. Z kolei Adaś nie mógł opanować swojego śmiechu i pewnie dlatego cała reszta, łącznie z Gregorem, siedziała wokoło niego i również się śmiała. Wszyscy byli nim zachwyceni, a on już dawno zgubił gdzieś swoje zawstydzenie.
- Fajnego macie tego dzieciaka – usłyszałam nad uchem. Obróciłam się w kierunku mężczyzny, który również patrzył z zainteresowaniem na chłopca, a jego niebieskie oczy się śmiały. - muszę kiedyś przywieźć tu Lilly. O ile pozwolisz, oczywiście – dodał, posyłając mi rozbrajający uśmiech. Co jak co, ale uśmiech Thomasa Morgensterna jest nie do podrobienia, dlatego i moje usta samowolnie unoszą się do góry.
- Jasne, będzie nam z pewnością bardzo miło – odpowiedziałam grzecznie, zerkając ukradkowo na Gregora. Nie widział poza nim świata. Patrzył na niego tak jakby właśnie dostał jakiś super odjazdowy kombinezon, który będzie sam za niego skakał.
- Wiesz, że to wszystko to jest prowokacja – powiedział po chwili. Znów na niego spojrzałam, ale tym razem zdezorientowana – to całe dzisiejsze spotkanie.
- Prowokacja? - mam pytajniki w oczach. Znów się uśmiecha.
- Chodzi o Gregora – mówi – chcieliśmy wszyscy pokazać, że jesteśmy po twojej stronie, a nie po jego – patrzę na niego zdziwiona.
- Ale po co? - nic z tego nie rozumiałam.
- Bo tak sądzimy. To jest jak taka....kara dla niego. Za to, co ci zrobił – spuszczam głowę i teraz wpatruję się w ciemne, błyszczące panele – chcieliśmy mu dać do zrozumienia, że bez względu na wszystko wspieramy ciebie i Adasia, a on okazał się totalnym egoistą i cynikiem. - nie odpowiadam, wzdycha – popatrz na niego – więc podnoszą głowę i lokuję spojrzenie w twarz Schlierenzauera – nie widzisz, że tak naprawdę udaje i jest wściekły?
- Wściekły? - pytam – przecież on jest raczej....zadowolony – dodaję niepewnie. Szatyn wciąż uśmiecha się od ucha do ucha i wydaje mi się, że podoba mu się zabawa Stefana.
- Ma napięte mięśnie, że aż mu żyły widać – patrzę na jego ręce, a potem kieruje wzrok na dłonie. Raz po raz zaciska je, niby to dla rozluźnienia – a ta mina to przypomina bardziej kurwiki w oczach.
- Że coo? - parskam śmiechem, bo nie wytrzymuję. Na szczęście reszta tego nie zauważyła, a ja byłam ciekawa, co blondyn powie dalej.
- No tak – sam się przez moment śmieje – jest wściekły, bo nikt nie zwraca na niego przez cały wieczór uwagi. Wszyscy kręcą się wokół ciebie i Adasia, rozmawiamy tylko z tobą. Nie zauważyłaś tego? - spytał, a ja zaczęłam się zastanawiać. Rzeczywiście, cały ten wieczór to mi skoczkowie poświęcali uwagę, a Gloria opiekowała się małym. - on tego nie znosi, wręcz nie cierpi. Mamy go gdzieś, a to nie jest normalny stan rzeczy.
- On naprawdę obraża się za takie coś? - pytam, nie dowierzając. No co za osioł jakiś.
- A myślisz, że dlaczego wiecznie się z nim kłóciłem, jak jeszcze byłem w kadrze? Albo dlaczego to zawsze Gregor był niby tym zabawnym dowcipnisiem, najfajniejszym przystojniakiem z całej drużyny? Dzięki nam, bo my mu na to pozwalaliśmy. A raczej pozwalaliśmy, żeby sobie tak myślał. Taka natura człowieka, nic nie zmienisz... - dodaje niby teatralnie.
- Jesteście okrutni! - przyznaję ze śmiechem – przez tyle lat oszukiwaliście go, że jego zajebistość to tak naprawdę tylko i wyłącznie jego wymysł! - zakrywam usta dłonią, bo Morgi totalnie mnie teraz rozbroił.
- Ale błagam, nie mów mu tego! Bo jeśli dowie się, że jego wyrobiony przez tyle lat autorytet jest jedną wielką ściemą to się chłopak załamie.
- Obiecuję, będę milczeć jak grób – odpowiadam, udając powagę, a później znów wybuchamy śmiechem.
- A tak na poważnie – zaczyna, a ja zerkam na niego z uwagą – naprawdę jesteśmy z tobą i chcemy, żebyś wiedziała, że nie pochwalamy jego postępowania i tak łatwo mu tego nie wybaczymy – mówi, patrząc mi prosto w oczy. Jego tęczówki przybrały teraz zimny odcień. - gdybyśmy cokolwiek wtedy wiedzieli, zauważyli jakieś wasze wiadomości...nie wiem...gdyby nam o tobie napomknął...my byśmy inaczej zareagowali. To jest jego życie, ale z pewnością nie zostawilibyśmy tej sprawy tak, jak on to zrobił..
- Thomas, nie trzeba – przerywam mu i kładę dłoń na jego dłoni, klepiąc ją delikatnie – dziękuję, ale teraz to nie ma znaczenia. Najważniejszy jest przeszczep.
- Wiem – odpowiada z westchnieniem – ja sądziłem, że się rozstaliście. W ogóle zresztą nie wiedziałem, że to między wami trwało aż przez tak długi czas – kiwam lekko głową ze zrozumieniem. Thomas to naprawdę fantastyczny człowiek. Wiedziałam to już wtedy, kiedy go poznałam w Zakopanem, a utwierdziły mnie w przekonaniu kolejne wspólne spotkania.
- Dziękuję za to wsparcie z waszej strony...jestem przecież dla was obcą osobą – mówię, bawiąc się nerwowo splecionymi dłońmi.
- W tej chwili jesteś chyba jedyną osobą, która może Gregora w jakiś sposób ogarnąć i zrobić z niego odpowiedzialnego faceta. Albo raczej to wasz syn jest tym głównym czynnikiem – stwierdza – a poza tym tu chodzi o dzieciaka, o poważną sprawę....właściwie o rodzinę, o którą on już dawno powinien zadbać. I nie jesteś dla nas obca, bo przecież kilka razy już się widzieliśmy – dodaje z uśmiechem.
- Dawno i zapomniane – mówię z przekąsem. Ale z drugiej strony cieszę się, że mimo ich popularności nie zostali bezdusznymi snobami i że tak szczerze się nami zainteresowali.
- Jakby ten kretyn znowu popełnił jakąś gafę albo po prostu będziesz miała go tu dosyć to wystarczy jeden telefon, a już my obijemy mu mordę – i znów się śmieję. I znów napotykam ukradkowe spojrzenie szatyna. Takie samo, kiedy rozmawiałam z Bartkiem. Powoduje, że szybko wracam na ziemię.
- Sabrina.. - zaczynam z wahaniem – to już tak na zawsze? To ta jedyna? - pytam, znów kierując na niego spojrzenie. Wiem, że patrzy teraz na nowo przeze mnie poznaną blondynkę. Ma takie coś w oczach...myślę, że każda kobieta chciałaby zobaczyć właśnie podobny wyraz w oczach swojego faceta. Mimowolnie się uśmiecham.
- To wszystko jest nie mniej skomplikowane niż z tobą i Gregorem – kiwam głową, bo pamiętam, jak rozstawał się z Kristiną. Ta burza wszystkiego. Małe dziecko. Rozdarcie i właściwie niezdecydowanie. To do Gregora dzwonił w środku nocy i to szatyn jechał mu na ratunek przed kolejnym zalaniem się w trupa. - ale kocham ją. Tak...pewnie i stanowczo. Wiemy, jakie mamy oczekiwania, jak planujemy przyszłość, bo jesteśmy na tyle dojrzali, że wiemy, czego każde z nas pragnie. I nasze plany się nie wykluczają – przerywa na chwilę – ale Sabrina bardzo pokochała Lilly i mała też i do niej się przywiązała. Nikt nigdy nie okazał mi takiego wsparcia, jakie daje mi teraz ona. Nie umiem tego wytłumaczyć w logiczny sposób...
- Bo już nie jesteś zakochany, Thomas. Ty kochasz. Dojrzale i ze zrozumieniem. To jest różnica – uśmiecham się do niego. Blondynka w pewnym momencie łapie spojrzenie swojego chłopaka i po chwili znajduje się obok niego. Widzę w ich spojrzeniu wzajemne uwielbienie. Dlatego teraz oddalam się od nich, szepcząc ciche „przepraszam”, i zajmuje miejsce u boku Glorii.

- No chodź tutaj do wujka Stefana ty mały rozrabiako – no jak tu się nie śmiać na widok miny Stefana, który właśnie formuje swoje usta w dzióbek i próbuje pocałować Adasia. Wygląda przy tym przekomicznie i przypomina typową ciocię, która przychodzi w odwiedziny. Gregor wywraca oczami.
- Dobra, uspokój się Stefan, bo nie wiem, czy wiesz, ale robisz sobie siarę – mówi szatyn i szybko zabiera małego na ręce. Unoszę brew, ale powstrzymuję się od komentarza. Za to Stefan wygląda teraz tak jakby mu ktoś zabrał paczkę ciastek od Mannera.
- Nie masz w sobie za grosz wrażliwości – odpowiada buntowniczo i znów uśmiecha się do chłopca – papa Adaś, wujek już niedługo odwiedzi cię razem z ciocią Marisą – mówi, dostosowując głos do dziecka i obcałowuje jego rączki. Chłopiec bardzo go polubił i teraz śmieje się na ten gest – Marisa będzie wniebowzięta jak go pozna, zobaczycie – dodaje tym razem do naszej reszty.
- Dobra, ogarnij się już, bo Adaś się w końcu ciebie wystraszy – odzywa się stojący za nim Michael i lekko odsuwa bruneta od Gregora. Jednak kraftowa buźka nie przestaje się cieszyć.
- On jest taki uroczy, że mogłabym go schrupać. Fajnie jest mieć takiego malucha w domu – powiedziała z nieukrywanym wzruszeniem Sabrina. Thomas zerknął na nią znacząco i coś mi się zdaje, że szybko pomoże spełnić jej marzenie. Popatrzyłam na Gregora. Miał zimne spojrzenie. Mi też zrobiło się dziwnie, bo przecież to nie my mamy malucha w domu, tylko to ja go wychowuję. A poza tym nasza trójka w ogóle nie przypomina żadnej rodziny.
- W razie jakiejś potrzeby dzwońcie – mówi Manu Fettner – wiecie, że mieszkam blisko, więc gdyby się coś działo, wystarczy jeden telefon – dodaje, a ja uśmiecham się do niego z wdzięcznością. Manuel ma w sobie coś takiego, że po prostu przyciąga do siebie ludzi. Nigdy dużo z nim nie rozmawiałam i dziś też wcale nie byliśmy w stosunku do siebie wygadani, ale mimo tego jakoś mimowolnie zyskuje moją sympatię.
- Dziękujemy – mówię niepewnie za siebie i za Gregora, który wyjątkowo milczy. Może teoria Thomasa to wcale nie jest żadne bzdura?
- Dobra, zbieramy się ludzie. Oni mieli za sobą podróż, a poza tym Adaś chyba zaraz zaśnie – wtrąca Poppi. Zerkam szybko na syna i faktycznie zauważam, że ułożył się wygodnie w ramionach ojca, a jego oczka powoli się zamykały. Zauważam też, że często przyłapuję się na tym, że rzeczywiście myślę o Gregorze, jak o jego ojcu. Jakbym wreszcie coś zrozumiała. Wiedziałam, że nie mogę tak szybko pozwolić mu zasnąć, bo musi jeszcze zjeść i wziąć lekarstwa. Bez tego się nie obejdzie.
Jak na zawołanie cała ta gromada kierowała się do drzwi wyjściowych. Każdy dodał jeszcze jakieś miłe słowo i pożegnał się z chłopcem, a już po chwili Gregor mógł zamknąć drzwi na klucz. W domu została z nami jeszcze tylko Gloria.
- Jesteście źli? - pyta zmartwiona, kiedy wracamy do salonu. Zaczynam zbierać brudne naczynia ze stołu, by jakoś ogarnąć ten bałagan. Gloria nie zastanawiając się długo, dołącza się do mnie.
- Nie, skąd – odpowiadam jej spokojnie – to bardzo miłe, że wpadliście na taki pomysł. I w ogóle dziękuję za tą całą troskę o mnie i małego... - dodaję, uśmiechając się do niej pogodnie. Czułam się nieswojo, wśród tej całej grupy, bądź co bądź, obcych mi ludzi i z ulgą pożegnałam ich te 5 minut temu.
- Chciałam, żebyście oboje poczuli się jak w domu i wiedzieli, że macie wsparcie – mówi po chwili. Zerkam na nią.
- Gloria, to tylko tymczasowy dom. Nie taki na zawsze – odpowiadam ostrożnie. Teraz to ona patrzy na mnie z uwagą.
- Ale to też już zawsze będzie dom Adasia, wiesz o tym.
- Może..nie wiem...na jakieś wakacje, święta. Wiesz, że po przeszczepie wracamy na stałe do Polski – odparłam stanowczo. To, że trochę dogaduję się ze Schlierenzauerem, a Adaś zyskał w nim ojca nie oznacza, że wywrócę wszystko do góry nogami i przeprowadzę się do Austrii.
Usłyszałyśmy kroki i obie odwróciłyśmy się w kierunku wejścia do salonu. Stał tam z małym na rękach i przyglądał mi się ze smutkiem. Usłyszał, wiem to.
- Obudź go Gregor, przecież musi wziąć leki – mówię po chwili. Gregor niechętnie szturcha śpiące dziecko i próbuje go obudzić. Chłopiec zaczyna marudzić. Westchnęłam. - podaj mi go – dodaję i podchodzę do niego. Szatyn odsuwa się ode mnie na krok, a ja muszę wziąć głęboki wdech.
- Poradzę sobie – mówi pewnie i patrzy mi zacięcie w oczy. W tym samym czasie Adaś się wierci i jest niezadowolony. Szatyn zaczyna go spokojnie kołysać.
- Ja go nakarmię, Hania – obok mnie pojawia się uśmiechnięta brunetka - Gregor, nie pokazałeś Hani jeszcze piętra – zwraca się do brata.
- Wiem jak wygląda jego dom, Gloria – odpowiadam i uciekam wzrokiem przed spojrzeniem Schlierenzauera. Jestem pewna, że właśnie pomyśleliśmy o tym samym.
- Jest tu trochę zmian, a poza tym faktycznie chciałbym ci coś pokazać – mówi i znów na niego patrzę. Z największą ostrożnością podaje dziecko brunetce.
- Gloria, kaszki są w walizce – mówię, kiedy kieruje się z nim do kuchni i coś do niego szepce.
- Spokojnie, zrobiłam zakupy – odpowiada z przekąsem, odwracając się do mnie na chwilę – i wiem, jak zająć się małym dzieckiem, więc nie panikuj, daj się ciotce nacieszyć pierwszym bratankiem i zmykaj z nim na górę – odpowiada tonem nie podlegającym dyskusji.
- Chodź – czuję, jak skoczek chwyta mnie za rękę. Na jego ustach gości lekki uśmiech. Po chwili kierujemy się schodami na górę. Puszczam jego rękę, bo mimo tego, że wcale mi to nie przeszkadzało, to jakoś nie mogłam tak po prostu go dotykać.
- Co właściwie chcesz mi pokazać? - pytam z ciekawością.
- Zaraz zobaczysz – odpowiada oględnie. Kiedy znajdujemy się już na piętrze, wspomnienia wracają z podwójną siłą.
- Tu będzie twój tymczasowy pokój – wskazuje na pierwsze drzwi od schodów, gdzie zawsze znajdował się pokój gościnny. Kątem oka, przez uchylone drzwi zobaczyłam stojące tam walizki. Kiwnęłam głową i poszliśmy dalej. Z westchnieniem zerknęłam na drzwi znajdujące się 2 metry dalej. Prowadziły do jego sypialni, a tam była też jego osobista łazienka. Wszystko, dosłownie każda z tych wspólnych nocy uderzała we mnie wspomnieniami. Starałam się nie patrzeć w tamtą stronę, bo to powodowało u mnie palpitację serca.
Stanęliśmy przy innych drzwiach. Spojrzałam na niego z pytajnikami w oczach.
- To też pokój gościnny – stwierdzam. On znów się uśmiecha.
- Już nie – mówi i naciska klamkę, wpuszczając mnie pierwszą. Sięga ręką do włącznika i po chwili widzę to, co chciał mi tak usilnie pokazać. Reaguję na to pojedynczym westchnieniem.
- Jak ci się podoba? - pyta cicho, stając tuż za mną. Czuję jego obecność, jego oddech na moich włosach. Czuję te jego perfumy. Jest za blisko, zdecydowanie. Robię kilka kroków do przodu, po czym nieznacznie dotykam palcami drewnianą ramę łóżeczka. Nieopodal zauważam kolorowy przewijak i karmelowy, bujany fotel. Rozglądam się dalej i teraz podziwiam jasnozielone ściany połączone z tapetą w różnorodne wzorki. Są też niewielkie mebelki, półki pełne misiów i różnych zabawek, nawet wózek. Taki nowoczesny, z pewnością wielofunkcyjny i drogi. Było tu wszystko, co każdy rodzic chciałby zapewnić swojemu malutkiemu dziecku.
- Jest...bardzo ładny – odpowiadam po dłuższej chwili.
- Tylko tyle? - słyszę zrezygnowanie w jego głosie. Odwracam się i znów napotykam to smutne spojrzenie jego ciemnych oczu.
- To idealny pokój dla małego dziecka, Gregor – odpowiadam, ale nie jest usatysfakcjonowany. Chciał usłyszeć coś więcej, coś od serca. Ale czy ja miałam rzucać mu się na szyję ze łzami w oczach i dziękować za coś, co powinnam zobaczyć tak naprawdę będąc jeszcze w ciąży? Nie pałałam takim optymizmem. - kiedy zdążyłeś to wszystko urządzić? - pytam, powracając do badania wnętrza. Wszystko było tu piękne, nowoczesne, oryginalne. W życiu nie byłoby mnie stać na taki pokój dla Adasia. Ale jego łóżeczko w Zakopanem też było urocze i nie zamierzałam pokazać Gregorowi, że w czymś jest ode mnie lepszy.
- Kiedy byliśmy u ciebie. Trochę kupowałem w Internecie, trochę rzeczy zleciłem Glorii. Chciałem, żeby nasz syn i tu miał swój dom – zamykam na chwilę oczy. Nie umiem tak po prostu podzielać jego planów. Jeżeli sądzi, że będzie zabierał dziecko na dłużej do Austrii i to jeszcze beze mnie, to się przeliczył.
- Zobaczymy jak to będzie – mówię oględnie i krzyżuję ręce. Czuję jego wzrok na sobie.
- Hania, nawet jeśli zdecydujesz się pozostać z małym w Polsce to on i tak będzie tu przyjeżdżał – jest zdeterminowany. A ja zaczynam się irytować.
- Pozwól, że to ja będę decydować o tym kiedy, gdzie i z kim będzie przebywał mój syn – odpowiadam cicho, ale chłodno. Widzę, jak zaciska usta.
- Pamiętaj, że ja też jestem jego rodzicem i mam swoje prawa.
- Nie jesteś jego prawowitym opiekunem, Gregor – stwierdzam zadowolona. Oddycha głośno.
- To się może bardzo szybko zmienić.
- Jeśli ja nie zmienię dokumentów to niczego nie zyskasz – mówię głośniej.
- Są jeszcze inne sposoby, takie jak testy DNA i sprawa o ojcostwo – odpowiada pewnie. Zaskakuje mnie. Nie sądziłam, że może posunąć się do takiego stwierdzenia.
- Grozisz mi sądem? - pytam niemal piskliwie i powoli do niego podchodzę. Teraz jestem już wściekła – ty masz czelność czegokolwiek się ode mnie domagać?
- Jeśli dobrowolnie nie ułatwisz mi tego, bym uznał Adasia jako syna na mocy prawa, to niestety, ale będę się tego domagał w sądzie – dodaje. Szokuje mnie. Nie mogę uwierzyć, co do mnie mówi.
- Ty świnio! - krzyczę. - po jednym tygodniu twoich marnych starań oczekujesz, że tak łatwo zmienię moje postanowienie i udzielę ci do niego jakichkolwiek praw?! Ty jesteś stuknięty!
- To mój syn, Hanka! - teraz i on krzyczy. Podchodzi na tyle blisko, że zaczynam się go bać. Naprawdę mnie przestraszył, do takiego stopnia, że nie mogę z siebie wydusić słowa.
Odsuwam się od niego na bezpieczną odległość i wiem, że on zrozumiał. Jego wyraz twarzy momentalnie złagodniał. Siada na fotelu i ociera twarz dłońmi.
- Hania, ja go kocham, rozumiesz? - odzywa się po kilku minutach – chcę mu dać nazwisko, chcę, żeby był częścią mojej rodziny. Chcę, żeby miał gdzie tutaj przyjeżdżać i w najbliższej przyszłości i przez resztę życia. To jest też jego dom.
- Nie ty będziesz dyktował mi warunki – odpowiadam cierpko. Patrzy na mnie z bólem w oczach, ale po chwili przytakuje.
- Dobrze, ale obiecaj, że kiedyś mi to wszystko umożliwisz – z pewnym wahaniem i niechęcią kiwam lekko głową. Nie patrzę na niego. Nie chcę dać mu satysfakcji.
- To twoje dziecko, więc kochasz go najmocniej na świecie – i znów odzywa się po dłuższej przerwie – więc jeśli chcesz, by jego życie było idealne, nie będziesz mogła mi go odebrać. Albo raczej mnie jemu. Będzie potrzebował mnie tak samo mocno, jak ciebie – teraz stoi kilka centymetrów ode mnie. Wbijam ślepe spojrzenie w jego koszulkę, nie mając odwagi patrzeć mu w oczy. Jednak on nie daje za wygraną i lekko unosi mój podbródek – stwórzmy mu dom, Hania. Razem.
Patrzę w jego czekoladowe oczy zdezorientowana. Nie rozumiem jego słów.
- Co masz na myśli? - pytam. Na moment milknie.
- Stwórzmy mu razem rodzinę, tutaj. Obydwoje. Chociaż spróbujmy... - dopiero po kilku sekundach dociera do mnie sens tych zdań. Jak oparzona odsuwam się od niego i kręcę energicznie głową.
- Nie, Gregor. Nie ma mowy – zaprzeczam szybko – nie będę z tobą, nie potrafiłabym już tak samo jak kiedyś...nie ufam ci... - nie umiem dobrać słów. Nie wiem, co mam mu powiedzieć. Zdaje sobie sprawę, że to, co mi proponuje wynika nie z uczucia a z czystego rozsądku i miłości do syna – to jest po prostu niemożliwe.
- Kłusek jest lepszym kandydatem ode mnie? - pyta, nie kryjąc ironii w głosie. Prycham. No bo jak on może być taki dziecinny?
- Ty nic nie rozumiesz, Schlierenzauer – odpowiadam mu chłodno – zraniłeś mnie kiedyś do takiego stopnia, że nie potrafiłabym już z tobą być. Nawet dla Adasia – mówię, patrząc w jego oczy. Cholera jasna, tylko dlaczego mój organizm tak bardzo zaprzecza moim słowom? Dlaczego właśnie teraz roztapiam się pod jego spojrzeniem, a moje serce niemal krzyczy, by zrobił coś więcej.
- Nic już do mnie nie czujesz? - pyta szeptem. Przechodzi mnie dreszcz. Mam taki mętlik w głowie, że nie umiem odpowiedzieć ani tak ani nie. Po prostu sieczka w mózgu uniemożliwia mi logiczne myślenie.
Delikatnie, bardzo delikatnie dotyka mojego policzka. Mimowolnie rozchylam usta, to działa na mnie jak jakiś impuls. Nie potrafię się powstrzymać od patrzenia w jego czekoladowe oczy, wdychania jego zapachu. Nie kontroluję już mojego ciała, które zbliżyło się do jego ciała. Nie umiem odgadnąć jego uczuć, ale teraz nie zachowuje się tak jak wtedy, gdy pocałował mnie w kuchni. Wiem, że kieruje nim coś innego.
I po chwili czuję jego ciepłe wargi na swoich. Muska mnie nimi jakby niepewny, a ja tak ochoczo na niego reaguję. To nie jest ani namiętny, ani mocny pocałunek. Bardziej przypomina dotyk motyla.
Trwa to tylko moment, bo szybko się od niego odsuwam. Mój uraz do niego zbyt mocno daje o sobie znać i wygrywa z chęcią zatopienia się w jego ramionach.

- Sęk w tym, że to ty nic do mnie nie czujesz, Gregor – szepczę, kiedy udaje mi się odzyskać głos. Nie czekam na jego odpowiedź, nie chcę jej znać. Opuszczam pokój, nim zdoła mnie zatrzymać.








~ Bo nawet nie zdawałaś sobie sprawy, jak łatwo jesteś w stanie mu uledz...





***
I co o tym myślicie? :)

<33

7 komentarzy:

  1. Najlepszy rozdział cudnie piszesz nie moge sie doczekać następnego rozdziału pozdrawiam kasia :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Kochana! ;*
    Rozdział wspaniały!
    Stwierdzam, że niespodzianka jak najbardziej się udała, a podtekst porostu był obłędny :)
    Cieszę się, że Hania ma takie wsparcie.
    Jeśli chodzi o Gregora to widać, że bardzo mu zależy na Adasiu. Jednak nie chodzi mi tu o nowy pokój i zabawki, ale jego zachowanie... Ewidentnie można zauważyć u niego troskę, opiekę oraz inne "ludzkie" odruchy.
    Podziwiam Hanie za nieustanną walkę. Ona się nie poddaje. Może i faktycznie Gregor coś zrozumiał, ale narzuca za szybkie tempo.
    W końcu nie tak łatwo jest po raz kolejny zaufać...

    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
    Trzymaj się ;*

    Pozdrawiam, Camille.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Kochana.
    Ojej rozdział jest fantastyczny.
    Brak mi słów.
    Najpierw to przyjęcie, potem ta cała sytuacja w pokoiku.
    Rozumiem że Hania nie jest przekonana do Gregora ale chyba powinna bardziej docenić starania szatyna .
    Widać że chce się zmienić, próbuje odbudować swoje relacje z Hanią.
    Myślę ze ona powinna dac szanse Gregorowi, nie wyjdzie to nie wyjdzie ale nie będzie żałować że nie spróbowała.
    Nadal coś do niego czuję ten pocałunek był taki magiczny.
    Czekam na kolejny.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem!
    Co ja o tym myślę? Jest genialnie! Zresztą, zawsze tak było, masz talent i tyle, nie mam w tej kwestii nic do dodania ^^
    No no, chyba niespodzianka się udała :) Gregorowi coraz bardziej zależy, żeby odbudować relację z Hanią, ale ona... krótko mówiąc, jakoś się do tego nie pali. Ale moim zdaniem powinna dać mu mimo wszystko szansę. Widać, że chłopak się stara, powinna to choć odrobinę docenić. Hania w ogóle jest bardzo silna, naprawdę, nie wiem, co sama zrobiłabym na jej miejscu. Ale chyba brakuje jej odwagi, żeby zaufać Gregorowi ponownie...
    Czekam!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju :'( taka końcówka
    Miałam nadzieje, że Hania rzuci się Grzesiowi w ramiona.
    Mam nadzieję, że postarają się stworzyć Adasiowi prawdziwy dom :)
    Pozdrawiam Marysiaa :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny! Bardzo mi sie podoba że stopniujesz napięcie, bo sama już z każdym nowym rozdziałem mówię sama do siebie podczas czytania: powiedzą sobie o uczuciach 😁 i tak w kółko a tu zawsze jakaś zaskakująca końcówka, podziwiam twórczość i bardzo ciepło pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Przeczytałam już w niedzielę, ale ciężko było mi znaleźć czas, żeby skomentować, dlatego jestem dopiero teraz.
    Po pierwsze - Stefan jako wujek... ♥ Może zostać ojcem moich dzieci, nie pogardzę. Zdobył w tym rozdziale moją sympatię, ale nie jest jedyny. Morgi rozwalił mnie tym swoim wyznaniem o oszukiwaniu Gregora. Żyć całe życie w kłamstwie... W innym wypadku powiedziałabym, że to straszne, ale widocznie Schlieri tego właśnie potrzebuje. W ogóle bardzo mi się spodobał ten gest skoczków, to okazanie wsparcia Hani. No i miałam rację, to była sprawka Glorii!
    Co do drugiej części rozdziału... Zaskoczyła mnie ta propozycja Gregora. Zaskoczyła i zabolała jednocześnie, bo była taka pozbawiona uczuć, pokierowana jedynie rozsądkiem. To wspaniałe, że chce stworzyć Adasiowi prawdziwy dom, ale przecież rodzina musi opierać się na mocnych fundamentach, których tutaj by brakowało. Nie zdziwiłam się, że Hania od razu odmówiła. A te jej ostatnie słowa... Bardzo mnie poruszyły i myślę, że Gregora też. I mam nadzieję, że dadzą mu do myślenia.
    Jestem bardzo ciekawa, jak to się dalej potoczy. Być może Hania w pewnym momencie ulegnie Gregorowi, ale on się będzie musiał bardzo postarać, żeby w pełni odzyskać jej zaufanie. Pojawia się też pytanie, czy on w ogóle ją pokocha? Czy to się może stać teraz, skoro nie doszło do tego kiedyś?
    Czekam niecierpliwie na następny rozdział ♥
    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń