Popatrzyłam na stojącego
obok mnie Gregora. Był nie mniej zdziwiony tą sceną niż ja. Adaś
ujrzawszy taką wielką grupę nieznanych mu osób zaczął
panikować. Zauważyłam jak zszokowany patrzy na nich wszystkich i
chaotycznie rozgląda się wokół. Po chwili słyszę jego piskliwy
płacz, a potem widzę w jego oczach łzy. Próbuję go uspokoić,
ale tym razem robi to ktoś inny.
- Chodź tu, synku –
zabiera go z mych objęć i sam czule przytula do siebie – nie ma
się czego bać, szkrabie – mówi. Patrzę na niego tak inaczej.
Tak z zupełnie innej perspektywy. Zadziwia mnie to. I nie zauważyłam
tego teraz, a już tamtej nocy, kiedy płakałam, a on mnie
uspokajał. Mały tym razem przykleja się do jego koszulki i zaciska
na niej swoje małe rączki.
Znów zaczęłam się
rozglądać na ten cały tłum wręcz nienaturalnie uśmiechniętych
ludzi. Michael i Fettner trzymali po kilka kolorowych balonów,
Thomas i jakaś blondynka stojąca obok unosili do góry wielki napis
„Witamy w domu, Adaś!”, Stefan i Manu Poppinger, jak
przypuszczam, po prostu szczerzyli do nas ząbki, a na samym czele
tej parady stała uśmiechnięta od ucha do ucha Gloria, która
trzymała na rękach tort.
- No powiedzcie, że wam
się podoba chociaż! - odezwała się rozentuzjazmowana brunetka. W
poszukiwaniu ratunku, zerknęłam na Gregora. Przyglądał się
siostrze z nieukrywanym zaskoczeniem, ale po chwili i na jego ustach
zagościł szeroki uśmiech.
- No to pora poznać
resztę rodziny tatusia, młody – zwrócił się do chłopca i po
upływie kilku sekund, podchodził i przedstawiał go każdemu z
osobna.
Siedziałam na oparciu
dużego, kremowego fotela z kieliszkiem szampana w ręku. Leniwie
sączyłam napój, przyglądając się Stefanowi, który właśnie
zabawiał moje dziecko robiąc totalnie głupie miny do Michaela, a
ten odpowiadał mu tym samym. Już chciałam mu powiedzieć, że
przecież narobi sobie tylko zmarszczek, ale zrezygnowałam. Z kolei
Adaś nie mógł opanować swojego śmiechu i pewnie dlatego cała
reszta, łącznie z Gregorem, siedziała wokoło niego i również
się śmiała. Wszyscy byli nim zachwyceni, a on już dawno zgubił
gdzieś swoje zawstydzenie.
- Fajnego macie tego
dzieciaka – usłyszałam nad uchem. Obróciłam się w kierunku
mężczyzny, który również patrzył z zainteresowaniem na chłopca,
a jego niebieskie oczy się śmiały. - muszę kiedyś przywieźć tu
Lilly. O ile pozwolisz, oczywiście – dodał, posyłając mi
rozbrajający uśmiech. Co jak co, ale uśmiech Thomasa Morgensterna
jest nie do podrobienia, dlatego i moje usta samowolnie unoszą się
do góry.
- Jasne, będzie nam z
pewnością bardzo miło – odpowiedziałam grzecznie, zerkając
ukradkowo na Gregora. Nie widział poza nim świata. Patrzył na
niego tak jakby właśnie dostał jakiś super odjazdowy kombinezon,
który będzie sam za niego skakał.
- Wiesz, że to wszystko
to jest prowokacja – powiedział po chwili. Znów na niego
spojrzałam, ale tym razem zdezorientowana – to całe dzisiejsze
spotkanie.
- Prowokacja? - mam
pytajniki w oczach. Znów się uśmiecha.
- Chodzi o Gregora –
mówi – chcieliśmy wszyscy pokazać, że jesteśmy po twojej
stronie, a nie po jego – patrzę na niego zdziwiona.
- Ale po co? - nic z tego
nie rozumiałam.
- Bo tak sądzimy. To jest
jak taka....kara dla niego. Za to, co ci zrobił – spuszczam głowę
i teraz wpatruję się w ciemne, błyszczące panele – chcieliśmy
mu dać do zrozumienia, że bez względu na wszystko wspieramy ciebie
i Adasia, a on okazał się totalnym egoistą i cynikiem. - nie
odpowiadam, wzdycha – popatrz na niego – więc podnoszą głowę
i lokuję spojrzenie w twarz Schlierenzauera – nie widzisz, że tak
naprawdę udaje i jest wściekły?
- Wściekły? - pytam –
przecież on jest raczej....zadowolony – dodaję niepewnie. Szatyn
wciąż uśmiecha się od ucha do ucha i wydaje mi się, że podoba
mu się zabawa Stefana.
- Ma napięte mięśnie,
że aż mu żyły widać – patrzę na jego ręce, a potem kieruje
wzrok na dłonie. Raz po raz zaciska je, niby to dla rozluźnienia –
a ta mina to przypomina bardziej kurwiki w oczach.
- Że coo? - parskam
śmiechem, bo nie wytrzymuję. Na szczęście reszta tego nie
zauważyła, a ja byłam ciekawa, co blondyn powie dalej.
- No tak – sam się
przez moment śmieje – jest wściekły, bo nikt nie zwraca na niego
przez cały wieczór uwagi. Wszyscy kręcą się wokół ciebie i
Adasia, rozmawiamy tylko z tobą. Nie zauważyłaś tego? - spytał,
a ja zaczęłam się zastanawiać. Rzeczywiście, cały ten wieczór
to mi skoczkowie poświęcali uwagę, a Gloria opiekowała się
małym. - on tego nie znosi, wręcz nie cierpi. Mamy go gdzieś, a to
nie jest normalny stan rzeczy.
- On naprawdę obraża się
za takie coś? - pytam, nie dowierzając. No co za osioł jakiś.
- A myślisz, że dlaczego
wiecznie się z nim kłóciłem, jak jeszcze byłem w kadrze? Albo
dlaczego to zawsze Gregor był niby tym zabawnym dowcipnisiem,
najfajniejszym przystojniakiem z całej drużyny? Dzięki nam, bo my
mu na to pozwalaliśmy. A raczej pozwalaliśmy, żeby sobie tak
myślał. Taka natura człowieka, nic nie zmienisz... - dodaje niby
teatralnie.
- Jesteście okrutni! -
przyznaję ze śmiechem – przez tyle lat oszukiwaliście go, że
jego zajebistość to tak naprawdę tylko i wyłącznie jego wymysł!
- zakrywam usta dłonią, bo Morgi totalnie mnie teraz rozbroił.
- Ale błagam, nie mów mu
tego! Bo jeśli dowie się, że jego wyrobiony przez tyle lat
autorytet jest jedną wielką ściemą to się chłopak załamie.
- Obiecuję, będę
milczeć jak grób – odpowiadam, udając powagę, a później znów
wybuchamy śmiechem.
- A tak na poważnie –
zaczyna, a ja zerkam na niego z uwagą – naprawdę jesteśmy z tobą
i chcemy, żebyś wiedziała, że nie pochwalamy jego postępowania i
tak łatwo mu tego nie wybaczymy – mówi, patrząc mi prosto w
oczy. Jego tęczówki przybrały teraz zimny odcień. - gdybyśmy
cokolwiek wtedy wiedzieli, zauważyli jakieś wasze wiadomości...nie
wiem...gdyby nam o tobie napomknął...my byśmy inaczej zareagowali.
To jest jego życie, ale z pewnością nie zostawilibyśmy tej sprawy
tak, jak on to zrobił..
- Thomas, nie trzeba –
przerywam mu i kładę dłoń na jego dłoni, klepiąc ją delikatnie
– dziękuję, ale teraz to nie ma znaczenia. Najważniejszy jest
przeszczep.
- Wiem – odpowiada z
westchnieniem – ja sądziłem, że się rozstaliście. W ogóle
zresztą nie wiedziałem, że to między wami trwało aż przez tak
długi czas – kiwam lekko głową ze zrozumieniem. Thomas to
naprawdę fantastyczny człowiek. Wiedziałam to już wtedy, kiedy go
poznałam w Zakopanem, a utwierdziły mnie w przekonaniu kolejne
wspólne spotkania.
- Dziękuję za to
wsparcie z waszej strony...jestem przecież dla was obcą osobą –
mówię, bawiąc się nerwowo splecionymi dłońmi.
- W tej chwili jesteś
chyba jedyną osobą, która może Gregora w jakiś sposób ogarnąć
i zrobić z niego odpowiedzialnego faceta. Albo raczej to wasz syn
jest tym głównym czynnikiem – stwierdza – a poza tym tu chodzi
o dzieciaka, o poważną sprawę....właściwie o rodzinę, o którą
on już dawno powinien zadbać. I nie jesteś dla nas obca, bo
przecież kilka razy już się widzieliśmy – dodaje z uśmiechem.
- Dawno i zapomniane –
mówię z przekąsem. Ale z drugiej strony cieszę się, że mimo ich
popularności nie zostali bezdusznymi snobami i że tak szczerze się
nami zainteresowali.
- Jakby ten kretyn znowu
popełnił jakąś gafę albo po prostu będziesz miała go tu dosyć
to wystarczy jeden telefon, a już my obijemy mu mordę – i znów
się śmieję. I znów napotykam ukradkowe spojrzenie szatyna. Takie
samo, kiedy rozmawiałam z Bartkiem. Powoduje, że szybko wracam na
ziemię.
- Sabrina.. - zaczynam z
wahaniem – to już tak na zawsze? To ta jedyna? - pytam, znów
kierując na niego spojrzenie. Wiem, że patrzy teraz na nowo przeze
mnie poznaną blondynkę. Ma takie coś w oczach...myślę, że każda
kobieta chciałaby zobaczyć właśnie podobny wyraz w oczach swojego
faceta. Mimowolnie się uśmiecham.
- To wszystko jest nie
mniej skomplikowane niż z tobą i Gregorem – kiwam głową, bo
pamiętam, jak rozstawał się z Kristiną. Ta burza wszystkiego.
Małe dziecko. Rozdarcie i właściwie niezdecydowanie. To do Gregora
dzwonił w środku nocy i to szatyn jechał mu na ratunek przed
kolejnym zalaniem się w trupa. - ale kocham ją. Tak...pewnie i
stanowczo. Wiemy, jakie mamy oczekiwania, jak planujemy przyszłość,
bo jesteśmy na tyle dojrzali, że wiemy, czego każde z nas pragnie.
I nasze plany się nie wykluczają – przerywa na chwilę – ale
Sabrina bardzo pokochała Lilly i mała też i do niej się
przywiązała. Nikt nigdy nie okazał mi takiego wsparcia, jakie daje
mi teraz ona. Nie umiem tego wytłumaczyć w logiczny sposób...
- Bo już nie jesteś
zakochany, Thomas. Ty kochasz. Dojrzale i ze zrozumieniem. To jest
różnica – uśmiecham się do niego. Blondynka w pewnym momencie
łapie spojrzenie swojego chłopaka i po chwili znajduje się obok
niego. Widzę w ich spojrzeniu wzajemne uwielbienie. Dlatego teraz
oddalam się od nich, szepcząc ciche „przepraszam”, i zajmuje
miejsce u boku Glorii.
- No chodź tutaj do wujka
Stefana ty mały rozrabiako – no jak tu się nie śmiać na widok
miny Stefana, który właśnie formuje swoje usta w dzióbek i
próbuje pocałować Adasia. Wygląda przy tym przekomicznie i
przypomina typową ciocię, która przychodzi w odwiedziny. Gregor
wywraca oczami.
- Dobra, uspokój się
Stefan, bo nie wiem, czy wiesz, ale robisz sobie siarę – mówi
szatyn i szybko zabiera małego na ręce. Unoszę brew, ale
powstrzymuję się od komentarza. Za to Stefan wygląda teraz tak
jakby mu ktoś zabrał paczkę ciastek od Mannera.
- Nie masz w sobie za
grosz wrażliwości – odpowiada buntowniczo i znów uśmiecha się
do chłopca – papa Adaś, wujek już niedługo odwiedzi cię razem
z ciocią Marisą – mówi, dostosowując głos do dziecka i
obcałowuje jego rączki. Chłopiec bardzo go polubił i teraz śmieje
się na ten gest – Marisa będzie wniebowzięta jak go pozna,
zobaczycie – dodaje tym razem do naszej reszty.
- Dobra, ogarnij się już,
bo Adaś się w końcu ciebie wystraszy – odzywa się stojący za
nim Michael i lekko odsuwa bruneta od Gregora. Jednak kraftowa buźka
nie przestaje się cieszyć.
- On jest taki uroczy, że
mogłabym go schrupać. Fajnie jest mieć takiego malucha w domu –
powiedziała z nieukrywanym wzruszeniem Sabrina. Thomas zerknął na
nią znacząco i coś mi się zdaje, że szybko pomoże spełnić jej
marzenie. Popatrzyłam na Gregora. Miał zimne spojrzenie. Mi też
zrobiło się dziwnie, bo przecież to nie my mamy malucha w domu,
tylko to ja go wychowuję. A poza tym nasza trójka w ogóle nie
przypomina żadnej rodziny.
- W razie jakiejś
potrzeby dzwońcie – mówi Manu Fettner – wiecie, że mieszkam
blisko, więc gdyby się coś działo, wystarczy jeden telefon –
dodaje, a ja uśmiecham się do niego z wdzięcznością. Manuel ma w
sobie coś takiego, że po prostu przyciąga do siebie ludzi. Nigdy
dużo z nim nie rozmawiałam i dziś też wcale nie byliśmy w
stosunku do siebie wygadani, ale mimo tego jakoś mimowolnie zyskuje
moją sympatię.
- Dziękujemy – mówię
niepewnie za siebie i za Gregora, który wyjątkowo milczy. Może
teoria Thomasa to wcale nie jest żadne bzdura?
- Dobra, zbieramy się
ludzie. Oni mieli za sobą podróż, a poza tym Adaś chyba zaraz
zaśnie – wtrąca Poppi. Zerkam szybko na syna i faktycznie
zauważam, że ułożył się wygodnie w ramionach ojca, a jego oczka
powoli się zamykały. Zauważam też, że często przyłapuję się
na tym, że rzeczywiście myślę o Gregorze, jak o jego ojcu. Jakbym
wreszcie coś zrozumiała. Wiedziałam, że nie mogę tak szybko
pozwolić mu zasnąć, bo musi jeszcze zjeść i wziąć lekarstwa.
Bez tego się nie obejdzie.
Jak na zawołanie cała ta
gromada kierowała się do drzwi wyjściowych. Każdy dodał jeszcze
jakieś miłe słowo i pożegnał się z chłopcem, a już po chwili
Gregor mógł zamknąć drzwi na klucz. W domu została z nami
jeszcze tylko Gloria.
- Jesteście źli? - pyta
zmartwiona, kiedy wracamy do salonu. Zaczynam zbierać brudne
naczynia ze stołu, by jakoś ogarnąć ten bałagan. Gloria nie
zastanawiając się długo, dołącza się do mnie.
- Nie, skąd –
odpowiadam jej spokojnie – to bardzo miłe, że wpadliście na taki
pomysł. I w ogóle dziękuję za tą całą troskę o mnie i
małego... - dodaję, uśmiechając się do niej pogodnie. Czułam
się nieswojo, wśród tej całej grupy, bądź co bądź, obcych mi
ludzi i z ulgą pożegnałam ich te 5 minut temu.
- Chciałam, żebyście
oboje poczuli się jak w domu i wiedzieli, że macie wsparcie –
mówi po chwili. Zerkam na nią.
- Gloria, to tylko
tymczasowy dom. Nie taki na zawsze – odpowiadam ostrożnie. Teraz
to ona patrzy na mnie z uwagą.
- Ale to też już zawsze
będzie dom Adasia, wiesz o tym.
- Może..nie wiem...na
jakieś wakacje, święta. Wiesz, że po przeszczepie wracamy na
stałe do Polski – odparłam stanowczo. To, że trochę dogaduję
się ze Schlierenzauerem, a Adaś zyskał w nim ojca nie oznacza, że
wywrócę wszystko do góry nogami i przeprowadzę się do Austrii.
Usłyszałyśmy kroki i
obie odwróciłyśmy się w kierunku wejścia do salonu. Stał tam z
małym na rękach i przyglądał mi się ze smutkiem. Usłyszał,
wiem to.
- Obudź go Gregor,
przecież musi wziąć leki – mówię po chwili. Gregor niechętnie
szturcha śpiące dziecko i próbuje go obudzić. Chłopiec zaczyna
marudzić. Westchnęłam. - podaj mi go – dodaję i podchodzę do
niego. Szatyn odsuwa się ode mnie na krok, a ja muszę wziąć
głęboki wdech.
- Poradzę sobie – mówi
pewnie i patrzy mi zacięcie w oczy. W tym samym czasie Adaś się
wierci i jest niezadowolony. Szatyn zaczyna go spokojnie kołysać.
- Ja go nakarmię, Hania –
obok mnie pojawia się uśmiechnięta brunetka - Gregor, nie
pokazałeś Hani jeszcze piętra – zwraca się do brata.
- Wiem jak wygląda jego
dom, Gloria – odpowiadam i uciekam wzrokiem przed spojrzeniem
Schlierenzauera. Jestem pewna, że właśnie pomyśleliśmy o tym
samym.
- Jest tu trochę zmian, a
poza tym faktycznie chciałbym ci coś pokazać – mówi i znów na
niego patrzę. Z największą ostrożnością podaje dziecko
brunetce.
- Gloria, kaszki są w
walizce – mówię, kiedy kieruje się z nim do kuchni i coś do
niego szepce.
- Spokojnie, zrobiłam
zakupy – odpowiada z przekąsem, odwracając się do mnie na chwilę
– i wiem, jak zająć się małym dzieckiem, więc nie panikuj, daj
się ciotce nacieszyć pierwszym bratankiem i zmykaj z nim na górę
– odpowiada tonem nie podlegającym dyskusji.
- Chodź – czuję, jak
skoczek chwyta mnie za rękę. Na jego ustach gości lekki uśmiech.
Po chwili kierujemy się schodami na górę. Puszczam jego rękę, bo
mimo tego, że wcale mi to nie przeszkadzało, to jakoś nie mogłam
tak po prostu go dotykać.
- Co właściwie chcesz mi
pokazać? - pytam z ciekawością.
- Zaraz zobaczysz –
odpowiada oględnie. Kiedy znajdujemy się już na piętrze,
wspomnienia wracają z podwójną siłą.
- Tu będzie twój
tymczasowy pokój – wskazuje na pierwsze drzwi od schodów, gdzie
zawsze znajdował się pokój gościnny. Kątem oka, przez uchylone
drzwi zobaczyłam stojące tam walizki. Kiwnęłam głową i
poszliśmy dalej. Z westchnieniem zerknęłam na drzwi znajdujące
się 2 metry dalej. Prowadziły do jego sypialni, a tam była też
jego osobista łazienka. Wszystko, dosłownie każda z tych wspólnych
nocy uderzała we mnie wspomnieniami. Starałam się nie patrzeć w
tamtą stronę, bo to powodowało u mnie palpitację serca.
Stanęliśmy przy innych
drzwiach. Spojrzałam na niego z pytajnikami w oczach.
- To też pokój gościnny
– stwierdzam. On znów się uśmiecha.
- Już nie – mówi i
naciska klamkę, wpuszczając mnie pierwszą. Sięga ręką do
włącznika i po chwili widzę to, co chciał mi tak usilnie pokazać.
Reaguję na to pojedynczym westchnieniem.
- Jak ci się podoba? -
pyta cicho, stając tuż za mną. Czuję jego obecność, jego oddech
na moich włosach. Czuję te jego perfumy. Jest za blisko,
zdecydowanie. Robię kilka kroków do przodu, po czym nieznacznie
dotykam palcami drewnianą ramę łóżeczka. Nieopodal zauważam
kolorowy przewijak i karmelowy, bujany fotel. Rozglądam się dalej i
teraz podziwiam jasnozielone ściany połączone z tapetą w
różnorodne wzorki. Są też niewielkie mebelki, półki pełne
misiów i różnych zabawek, nawet wózek. Taki nowoczesny, z
pewnością wielofunkcyjny i drogi. Było tu wszystko, co każdy
rodzic chciałby zapewnić swojemu malutkiemu dziecku.
- Jest...bardzo ładny –
odpowiadam po dłuższej chwili.
- Tylko tyle? - słyszę
zrezygnowanie w jego głosie. Odwracam się i znów napotykam to
smutne spojrzenie jego ciemnych oczu.
- To idealny pokój dla
małego dziecka, Gregor – odpowiadam, ale nie jest
usatysfakcjonowany. Chciał usłyszeć coś więcej, coś od serca.
Ale czy ja miałam rzucać mu się na szyję ze łzami w oczach i
dziękować za coś, co powinnam zobaczyć tak naprawdę będąc
jeszcze w ciąży? Nie pałałam takim optymizmem. - kiedy zdążyłeś
to wszystko urządzić? - pytam, powracając do badania wnętrza.
Wszystko było tu piękne, nowoczesne, oryginalne. W życiu nie
byłoby mnie stać na taki pokój dla Adasia. Ale jego łóżeczko w
Zakopanem też było urocze i nie zamierzałam pokazać Gregorowi, że
w czymś jest ode mnie lepszy.
- Kiedy byliśmy u ciebie.
Trochę kupowałem w Internecie, trochę rzeczy zleciłem Glorii.
Chciałem, żeby nasz syn i tu miał swój dom – zamykam na chwilę
oczy. Nie umiem tak po prostu podzielać jego planów. Jeżeli sądzi,
że będzie zabierał dziecko na dłużej do Austrii i to jeszcze
beze mnie, to się przeliczył.
- Zobaczymy jak to będzie
– mówię oględnie i krzyżuję ręce. Czuję jego wzrok na sobie.
- Hania, nawet jeśli
zdecydujesz się pozostać z małym w Polsce to on i tak będzie tu
przyjeżdżał – jest zdeterminowany. A ja zaczynam się irytować.
- Pozwól, że to ja będę
decydować o tym kiedy, gdzie i z kim będzie przebywał mój syn –
odpowiadam cicho, ale chłodno. Widzę, jak zaciska usta.
- Pamiętaj, że ja też
jestem jego rodzicem i mam swoje prawa.
- Nie jesteś jego
prawowitym opiekunem, Gregor – stwierdzam zadowolona. Oddycha
głośno.
- To się może bardzo
szybko zmienić.
- Jeśli ja nie zmienię
dokumentów to niczego nie zyskasz – mówię głośniej.
- Są jeszcze inne
sposoby, takie jak testy DNA i sprawa o ojcostwo – odpowiada
pewnie. Zaskakuje mnie. Nie sądziłam, że może posunąć się do
takiego stwierdzenia.
- Grozisz mi sądem? -
pytam niemal piskliwie i powoli do niego podchodzę. Teraz jestem już
wściekła – ty masz czelność czegokolwiek się ode mnie domagać?
- Jeśli dobrowolnie nie
ułatwisz mi tego, bym uznał Adasia jako syna na mocy prawa, to
niestety, ale będę się tego domagał w sądzie – dodaje. Szokuje
mnie. Nie mogę uwierzyć, co do mnie mówi.
- Ty świnio! - krzyczę.
- po jednym tygodniu twoich marnych starań oczekujesz, że tak łatwo
zmienię moje postanowienie i udzielę ci do niego jakichkolwiek
praw?! Ty jesteś stuknięty!
- To mój syn, Hanka! -
teraz i on krzyczy. Podchodzi na tyle blisko, że zaczynam się go
bać. Naprawdę mnie przestraszył, do takiego stopnia, że nie mogę
z siebie wydusić słowa.
Odsuwam się od niego na
bezpieczną odległość i wiem, że on zrozumiał. Jego wyraz twarzy
momentalnie złagodniał. Siada na fotelu i ociera twarz dłońmi.
- Hania, ja go kocham,
rozumiesz? - odzywa się po kilku minutach – chcę mu dać
nazwisko, chcę, żeby był częścią mojej rodziny. Chcę, żeby
miał gdzie tutaj przyjeżdżać i w najbliższej przyszłości i
przez resztę życia. To jest też jego dom.
- Nie ty będziesz
dyktował mi warunki – odpowiadam cierpko. Patrzy na mnie z bólem
w oczach, ale po chwili przytakuje.
- Dobrze, ale obiecaj, że
kiedyś mi to wszystko umożliwisz – z pewnym wahaniem i niechęcią
kiwam lekko głową. Nie patrzę na niego. Nie chcę dać mu
satysfakcji.
- To twoje dziecko, więc
kochasz go najmocniej na świecie – i znów odzywa się po dłuższej
przerwie – więc jeśli chcesz, by jego życie było idealne, nie
będziesz mogła mi go odebrać. Albo raczej mnie jemu. Będzie
potrzebował mnie tak samo mocno, jak ciebie – teraz stoi kilka
centymetrów ode mnie. Wbijam ślepe spojrzenie w jego koszulkę, nie
mając odwagi patrzeć mu w oczy. Jednak on nie daje za wygraną i
lekko unosi mój podbródek – stwórzmy mu dom, Hania. Razem.
Patrzę w jego czekoladowe
oczy zdezorientowana. Nie rozumiem jego słów.
- Co masz na myśli? -
pytam. Na moment milknie.
- Stwórzmy mu razem
rodzinę, tutaj. Obydwoje. Chociaż spróbujmy... - dopiero po kilku
sekundach dociera do mnie sens tych zdań. Jak oparzona odsuwam się
od niego i kręcę energicznie głową.
- Nie, Gregor. Nie ma mowy
– zaprzeczam szybko – nie będę z tobą, nie potrafiłabym już
tak samo jak kiedyś...nie ufam ci... - nie umiem dobrać słów. Nie
wiem, co mam mu powiedzieć. Zdaje sobie sprawę, że to, co mi
proponuje wynika nie z uczucia a z czystego rozsądku i miłości do
syna – to jest po prostu niemożliwe.
- Kłusek jest lepszym
kandydatem ode mnie? - pyta, nie kryjąc ironii w głosie. Prycham.
No bo jak on może być taki dziecinny?
- Ty nic nie rozumiesz,
Schlierenzauer – odpowiadam mu chłodno – zraniłeś mnie kiedyś
do takiego stopnia, że nie potrafiłabym już z tobą być. Nawet
dla Adasia – mówię, patrząc w jego oczy. Cholera jasna, tylko
dlaczego mój organizm tak bardzo zaprzecza moim słowom? Dlaczego
właśnie teraz roztapiam się pod jego spojrzeniem, a moje serce
niemal krzyczy, by zrobił coś więcej.
- Nic już do mnie nie
czujesz? - pyta szeptem. Przechodzi mnie dreszcz. Mam taki mętlik w
głowie, że nie umiem odpowiedzieć ani tak ani nie. Po prostu
sieczka w mózgu uniemożliwia mi logiczne myślenie.
Delikatnie, bardzo
delikatnie dotyka mojego policzka. Mimowolnie rozchylam usta, to
działa na mnie jak jakiś impuls. Nie potrafię się powstrzymać od
patrzenia w jego czekoladowe oczy, wdychania jego zapachu. Nie
kontroluję już mojego ciała, które zbliżyło się do jego ciała.
Nie umiem odgadnąć jego uczuć, ale teraz nie zachowuje się tak
jak wtedy, gdy pocałował mnie w kuchni. Wiem, że kieruje nim coś
innego.
I po chwili czuję jego
ciepłe wargi na swoich. Muska mnie nimi jakby niepewny, a ja tak
ochoczo na niego reaguję. To nie jest ani namiętny, ani mocny
pocałunek. Bardziej przypomina dotyk motyla.
Trwa to tylko moment, bo
szybko się od niego odsuwam. Mój uraz do niego zbyt mocno daje o
sobie znać i wygrywa z chęcią zatopienia się w jego ramionach.
- Sęk w tym, że to ty
nic do mnie nie czujesz, Gregor – szepczę, kiedy udaje mi się
odzyskać głos. Nie czekam na jego odpowiedź, nie chcę jej znać.
Opuszczam pokój, nim zdoła mnie zatrzymać.
~ Bo nawet nie zdawałaś sobie sprawy, jak łatwo jesteś w stanie mu uledz...
***
I co o tym myślicie? :)
<33
Najlepszy rozdział cudnie piszesz nie moge sie doczekać następnego rozdziału pozdrawiam kasia :-)
OdpowiedzUsuńWitaj Kochana! ;*
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały!
Stwierdzam, że niespodzianka jak najbardziej się udała, a podtekst porostu był obłędny :)
Cieszę się, że Hania ma takie wsparcie.
Jeśli chodzi o Gregora to widać, że bardzo mu zależy na Adasiu. Jednak nie chodzi mi tu o nowy pokój i zabawki, ale jego zachowanie... Ewidentnie można zauważyć u niego troskę, opiekę oraz inne "ludzkie" odruchy.
Podziwiam Hanie za nieustanną walkę. Ona się nie poddaje. Może i faktycznie Gregor coś zrozumiał, ale narzuca za szybkie tempo.
W końcu nie tak łatwo jest po raz kolejny zaufać...
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
Trzymaj się ;*
Pozdrawiam, Camille.
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńOjej rozdział jest fantastyczny.
Brak mi słów.
Najpierw to przyjęcie, potem ta cała sytuacja w pokoiku.
Rozumiem że Hania nie jest przekonana do Gregora ale chyba powinna bardziej docenić starania szatyna .
Widać że chce się zmienić, próbuje odbudować swoje relacje z Hanią.
Myślę ze ona powinna dac szanse Gregorowi, nie wyjdzie to nie wyjdzie ale nie będzie żałować że nie spróbowała.
Nadal coś do niego czuję ten pocałunek był taki magiczny.
Czekam na kolejny.
Buziaki ;*
Jestem!
OdpowiedzUsuńCo ja o tym myślę? Jest genialnie! Zresztą, zawsze tak było, masz talent i tyle, nie mam w tej kwestii nic do dodania ^^
No no, chyba niespodzianka się udała :) Gregorowi coraz bardziej zależy, żeby odbudować relację z Hanią, ale ona... krótko mówiąc, jakoś się do tego nie pali. Ale moim zdaniem powinna dać mu mimo wszystko szansę. Widać, że chłopak się stara, powinna to choć odrobinę docenić. Hania w ogóle jest bardzo silna, naprawdę, nie wiem, co sama zrobiłabym na jej miejscu. Ale chyba brakuje jej odwagi, żeby zaufać Gregorowi ponownie...
Czekam!
Buziaki :**
Jeju :'( taka końcówka
OdpowiedzUsuńMiałam nadzieje, że Hania rzuci się Grzesiowi w ramiona.
Mam nadzieję, że postarają się stworzyć Adasiowi prawdziwy dom :)
Pozdrawiam Marysiaa :)))
Rozdział świetny! Bardzo mi sie podoba że stopniujesz napięcie, bo sama już z każdym nowym rozdziałem mówię sama do siebie podczas czytania: powiedzą sobie o uczuciach 😁 i tak w kółko a tu zawsze jakaś zaskakująca końcówka, podziwiam twórczość i bardzo ciepło pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHej! Przeczytałam już w niedzielę, ale ciężko było mi znaleźć czas, żeby skomentować, dlatego jestem dopiero teraz.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - Stefan jako wujek... ♥ Może zostać ojcem moich dzieci, nie pogardzę. Zdobył w tym rozdziale moją sympatię, ale nie jest jedyny. Morgi rozwalił mnie tym swoim wyznaniem o oszukiwaniu Gregora. Żyć całe życie w kłamstwie... W innym wypadku powiedziałabym, że to straszne, ale widocznie Schlieri tego właśnie potrzebuje. W ogóle bardzo mi się spodobał ten gest skoczków, to okazanie wsparcia Hani. No i miałam rację, to była sprawka Glorii!
Co do drugiej części rozdziału... Zaskoczyła mnie ta propozycja Gregora. Zaskoczyła i zabolała jednocześnie, bo była taka pozbawiona uczuć, pokierowana jedynie rozsądkiem. To wspaniałe, że chce stworzyć Adasiowi prawdziwy dom, ale przecież rodzina musi opierać się na mocnych fundamentach, których tutaj by brakowało. Nie zdziwiłam się, że Hania od razu odmówiła. A te jej ostatnie słowa... Bardzo mnie poruszyły i myślę, że Gregora też. I mam nadzieję, że dadzą mu do myślenia.
Jestem bardzo ciekawa, jak to się dalej potoczy. Być może Hania w pewnym momencie ulegnie Gregorowi, ale on się będzie musiał bardzo postarać, żeby w pełni odzyskać jej zaufanie. Pojawia się też pytanie, czy on w ogóle ją pokocha? Czy to się może stać teraz, skoro nie doszło do tego kiedyś?
Czekam niecierpliwie na następny rozdział ♥
Całuję ;*