piątek, 15 lipca 2016

Epilog

MAŁY ODNOŚNIK - PROLOG NOWEGO OPOWIADANIA JUŻ OPUBLIKOWANY!
I put a spell on you

<3


- Wyglądasz jak siedem nieszczęść - wtrąciła, mierząc mnie uważnym spojrzeniem. Nie wiem czy ta uwaga bardziej mnie rozzłościła, czy może rozbawiła, ale z pewnością gdybym miała odrobinę siły to wywróciłabym teraz oczami. Pozostawiłam to jednak bez komentarza.
- Jak się czujesz, skarbie? - spytała druga z nich. Spojrzałam na nią łagodnie.
- Jakby ktoś wypluł mnie właśnie na zimny chodnik, mamo - stwierdziłam po chwili wahania, szukając "odpowiednich" słów, by sprecyzować mój obecny stan. Kobieta lekko się uśmiechnęła i pokiwała głową.
- Czyli całkiem normalnie - uznała powodując, że i ja się uśmiechnęłam.
- A gdzie jest Gregor? - tym razem głos zabrał tata. Tak, TATA. Patrzył na mnie teraz z tak wielką do opisania dumą, z taką czułością, jakiej chyba nigdy od niego nie zaznałam. Jak dobrze było mi wreszcie się z nim pogodzić i odbudować nasze relacje. Spędziliśmy niemal dwa lata na zbędne obrażanie się i unoszenie honorem. To zbyt długi czas na niepotrzebne waśnie. Jesteśmy przecież rodziną, powinniśmy siebie wspierać w każdej sytuacji. Mimo tego, że on to sam zrozumiał, to ja musiałam uczynić pierwszy krok, lecz nie żałowałam. Najważniejsze, że teraz wszystko się układa.
- Zemdlał - poinformowałam rodzinę beznamiętnie. Baśka natychmiastowo wybuchła śmiechem i musiała zakrywać usta przed karcącym wzrokiem mamy. Zauważyłam delikatny uśmiech u ojca. Co jak co, ale mi samej było naprawdę do śmiechu - nie dotrwał nawet do tych najczęstszych skurczy - dodałam - pielęgniarki ponoć podają mu kroplówkę. Lukas z nim siedzi.
- Szczerze powiedziawszy wcale mu sie nie dziwię - powiedział w końcu tata - ja nie miałem zamiaru być przy porodzie żadnej z was.
- Tak, to akurat prawda - zwróciła się do niego mama - ledwo byłeś w stanie zadzwonić po karetkę i sądzę, że spokojnie poradziłabym sobie z dotarciem do szpitala bez twojej pomocy - zachichotałam pod nosem widząc minę ojca. Wymieniłyśmy z Basią porozumiewawcze spojrzenia.
- To dlatego, że takie sytuacje są zbyt stresujące. Porody nie są dla facetów! - odparł z nieukrywaną irytacją. Mama tylko kręciła głową.
- Jak widać wszyscy jesteście tacy sami - dodała jedynie a ojciec wciąż pozostawał naburmuszony. Wybawieniem dla nas wszystkich był dźwięk otwieranych drzwi i głowa Lukasa zaglądająca z wahaniem do środka.
- Mogę? - spytał nieśmiało.
- Wchodź, myślałam, że już się tu nie pojawisz - odpowiedziałam trochę zachrypniętym głosem. Mężczyzna, tak, już mężczyzna, wszedł po chwili do środka i stanął przy ramie szpitalnego łóżka uśmiechnięty od ucha do ucha. Zmężniał przez te kilka lat. Urósł przewyższając wzrostem nawet Gregora. Nosił teraz modną fryzurę z wycieniowanymi bokami i krótki, kilkudniowy zarost. Dzięki saneczkarstwu i zajmowaniem się sportem wyrobił sobie figurę, więc wszystkie dziewczyny na ulicach oglądają się za nim jak za bogiem. Sama nieraz przyłapywałam sie na tym, że zerkam na niego ukradkiem, narażając się później na śmieszne pretensje Gregora. Prawdziwy przystojniak.
Długo jednak nie mógł się powstrzymać, by nie podejść do swojej ukochanej i przytulić się do jej pleców. Mojej młodszej siostry, uściślając. Nie, to nie koniec rewelacji. Tak, są razem. Basia po burzliwym związku z Fettnerem w końcu znalazła spokój obok brata Gregora. Wynikła z tego trochę zabawna sytuacja, ale po czasie wszyscy sie z tym oswoiliśmy. Tak jak i z wiadomością, że za pół roku czeka nas ich ślub.
- Jak tam mój tatuś? - spytałam z westchnieniem. Lukas zaśmiał się krótko.
- Dochodzi do siebie. Za chwilę ma tutaj przyjść.
- Pielęgniarka wspominała, że przyniesie dzieciaczki - wtrąciła Basia. W moim sercu od razu zrobiło się ciepło. Poczułam radość, szczęście i falę bezgranicznej miłości. Kiedy tylko dziewczyna wypowiedziała te słowa, drzwi otworzyły się po raz kolejny i do pomieszczenia weszły dwie kobiety ubrane na biało, niosąc na rękach dwa zawiniątka. Ujrzawszy ten widok, miałam ochotę wyskoczyć z łóżka i porwać je w ramiona mimo bólu i zmęczenia.
- Dzień dobry, pani mamusiu. Chyba już troszkę zgłodniałyśmy - usłyszałam wesoły głos a  następnie jedna z pielęgniarek z największa ostrożnością położyła na moje ramiona pierwszą z moich dwóch prześlicznych córeczek. Malutką, owiniętą ślicznym różowym kocykiem i w białej czapeczce z wyszytym imieniem "Anne". To zbyt piękny i wzruszający czas, by go opisać, dlatego nic dziwnego, że z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Spojrzałam na drugie z dzieci spoczywające spokojnie na rękach mamy. Maleńka Blanca wyglądała chyba jeszcze bardziej uroczo. Takie uczucie ogarnęło mnie tylko raz, 7 lat temu, podczas narodzin Adasia. To jest niepowtarzalny moment dla każdej świeżo upieczonej matki.
- Są przecudowne - skomentowała ze wzruszeniem moja rodzicielka. Spojrzałam na nią z zaszklonymi oczami i byłam w stanie jedynie pokiwać głową.
- Pani Kulczycka, lekarz pragnął przy okazji poinformować, że pobrana krew pępowinowa jest już zabezpieczona - odezwała się jeszcze jedna z pielęgniarek.
- Dziękuję bardzo - zdołałam wydukać i powróciłam wzrokiem do moich dwóch pociech. Chciałabym teraz, żeby czas mógł się zatrzymać i pozwolić mi trwać w tej chwili do końca świata. Byłam spełniona.
Drzwi skrzypnęły po raz trzeci w ciągu dziesięciu minut i któż mógł sie w nich pojawić jak nie mój odważny narzeczony? Śmiać mi się chciało, gdy zobaczyłam jego przejęte spojrzenie. Wyglądał chyba gorzej niż ja, miał niemal czysty strach w oczach. Spokojnie moglibyśmy zamienić sie miejscami.
Zaraz za Gregorem wbiegł do sali jeszcze jeden mężczyzna mojego życia. Siedmiolatek stanął obok swojego ojca i kurczowo uczepił się jego ręki, trochę chyba speszony tą całą sytuacją. Z nosa jak zwykle spadały mu okulary i znów niekontrolowanie poprawiał aparat słuchowy. Jak zawsze na podobny widok ogarniał mnie ogromny żal. Ile to dziecko jeszcze będzie musiało wycierpieć? Ile jego młody, osłabiony organizm jest w stanie znieść? Ale wiedziałam, że to wszystko dla niego. To dla naszego syna zdecydowaliśmy się na drugie dziecko, wierząc w tak zachwalaną potęgę leczenia przeróżnych chorób komórkami macierzystymi pobranymi z krwi pępowinowej od młodszego rodzeństwa. Chcieliśmy mu w jakiś sposób pomóc, by wreszcie położyć kres licznym schorzeniom, które go dotykają. Zaczęło się od drugich urodzin i stopniowej utraty słuchu. Przestał reagować, gdy wołaliśmy jego imię. Płakał, próbował nam zasygnalizować, że coś się dzieje. Aparat nieco poprawił sytuację, by choć być w stanie się z nim komunikować.
Mimo stałego nadzoru lekarskiego nieraz lądowaliśmy z nim na izbie przyjęć z powodu wysokiej gorączki czy niewydolności oddechowej. Wreszcie zaczęły się problemy ze stawami i układem kostnym. Adam przechodził ciężką rehabilitację, kiedy zauważyliśmy u niego trudności z poruszaniem się. Komórki macierzyste są szansą na odbudowę i regenerację szpiku kostnego i stawów. Nigdy nie będzie sportowcem tak jak jego tata. Skoczkiem narciarskim, którym zostać marzył. Ale będzie żył. Będzie miał możliwość na normalne funkcjonowanie, dorastanie i robienie takich rzeczy jak każde zwyczajne dziecko. Właśnie dzięki tym dwóm kruszynkom, jego siostrom.
Westchnęłam głośno i spojrzałam na swojego mężczyznę. Wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie, gdy zauważył obecność dziewczynek. Oczy mu rozbłysły, policzki nabrały rumieńców. Patrzył na nie jakby zobaczył ósmy cud świata, niczym zahipnotyzowany. A potem obdarzył mnie takim ciepłym wzrokiem, powodując, że znowu topiłam się pod siłą brązowych tęczówek. Zrobił kilka kroków do przodu trzymając Adasia za rączkę i wciąż nie spuszczając ze mnie spojrzenia. A ja patrzyłam na niego. Kątem oka zerknęłam jak reszta obecnych wychodzi po cichu, a mama kładzie na mojej wolnej ręce drugą z dziewczynek. Po chwili zostajemy sami. Tylko nasza piątka. A on nadal patrzy na mnie jak na swoją królową.
- Jesteś dla mnie wszystkim, wiesz? - szepnął, po czym złożył na moich ustach długi i czuły pocałunek. Miał mnie. Mógł teraz zrobić ze mną, co chce. Trwało to tylko chwilę, bo zaraz poświęcił całą swoją uwagę dla dzieciaczków - cześć, księżniczki. To ja, wasz tata - uśmiechał się przy tym od ucha do ucha. Znów się popłakałam ze szczęścia słysząc te słowa. Adaś zerkał to na mnie, to na ojca trochę pogubiony w tej sytuacji. Gdy szatyn ucałował główki obu córek, przyciągnął go do siebie i również pocałował.
- Popatrz synku. To twoje młodsze siostry - zaczął łagodnym głosem widząc jego zakłopotanie - ta malutka to Anne - wskazał palcem na noworodka po mojej prawej stronie. Dziewczynka, jak na zawołanie, przekręciła się pod kocykiem. To było takie słodkie - a to Blanca - dodał, łapiąc za rączkę drugie z dzieci. Blanca, w przeciwieństwie do starszej o 10 minut siostry, spała spokojnie z twarzą odwróconą do mojej piersi. Jak mały cudowny aniołek.
Adaś przyglądał się przez moment z konsternacją na oboje z dzieci jakby zastanawiając się jak ma w ogóle zareagować. Zauważyłam jak nieświadomie przybliżył się do Gregora i mocniej do niego wtulił.
- Mamusiu, ale one są jakieś cerwone i bzydkie - stwierdził po chwili sprawiając, że oboje z szatynem wybuchliśmy śmiechem. Chłopiec znów zerkał na nas oboje zdziwiony.
- Kotku, za kilka tygodni będą już ładniejsze - odpowiedziałam synowi, siląc się na poważną minę. Gregor potargał go za czuprynę. - ty też kiedyś byłeś taki malutki - powiedziałam.
- Będziesz musiał stać się teraz odpowiedzialnym starszym bratem - wtrącił jego ojciec, wypinając dumnie pierś i klepiąc go lekko po plecach. Mały zrobił dzióbek udając, że się nad czymś intensywnie zastanawia.
- Ale będzies mnie kochał najbaldziej na świecie, tato? - spytał wreszcie, posyłając Gregorowi błagalne spojrzenie. Och, mój mały cudak.
- Ciebie zawsze będę kochał najbardziej na świecie - odpowiedział mu, biorąc chłopca na kolana i mocniej go do siebie przytulając - ty zawsze będziesz najważniejszy, wiesz?
Właśnie taki obrazek był piękny, Ja, moja druga połówka i nasze dzieci. Rodzina. A w rodzinie jest wielka siła i wola walki.
O życie i zdrowie naszego małego bohatera, który nas połączył.
O danie szczęścia tym dwóm istotkom, które w planach miały być jedną siostrzyczką, a które dzięki swojej obecności wprowadziły do naszych serc ogrom radości. Nawet się nie spodziewałam jak bardzo ich z Gregorem potrzebowaliśmy. Nie chodziło tylko o Adasia, bo przecież pragnęliśmy mieć więcej dzieci. One zasiały w naszym domu coś, czego całej trójce brakowało do pełni szczęścia. Były po prostu kolejną porcją miłości.
O zaspokojenie potrzeb ambitnego skoczka, który nigdy już nie wrócił na skocznie po wykluczającej go ze startów kontuzji kolana. Ciężko mu było przyjąć tę wiadomość. Z trudem udało mu się pogodzić z faktem, że już nigdy nie zdoła zdobyć złotego medalu olimpijskiego, a jego syn nie zobaczy mistrza w akcji. Postanowił zająć się rozwijaniem swoich pasji i zabieraniem naszej trójki w przeróżne zakątki świata. Poświęcił się rodzinie, bo jak stwierdził, to ona jest jego największą motywacją.
A ja? Kim jestem? Co osiągnęłam? Przede wszystkim jestem spełnioną matką, walczącą do ostatniej kropli krwi o swoje dzieci. Jestem partnerką, która chce wspierać i być ostoją dla swojego nieprzeciętnego faceta. Jestem także inżynierem i dobrze zapowiadającym się ekspertem po studiach na niezłej uczelni. Co jeszcze osiągnę? Czas pokaże. Ale dzięki tej czwórce nie boję się już żadnego wyzwania.
- Wiesz, że teraz będziesz musiała w końcu za mnie wyjść? - odezwał się, patrząc mi głęboko w oczy. Widząc to spojrzenie wiedziałam, że nie mam nic do gadania. W końcu kiedyś musiał postawić na swoim - skończyłaś studia i zdobyłaś stanowisko w Instytucie nie nosząc mojego nazwiska. Połowa twoich współpracowników nie wie kim jestem. Poza tym mamy już trójkę dzieci, Hania. Nie sądzisz, że czas najwyższy się ochajtać? - nie umiałam powstrzymać śmiechu na tę ostatnią uwagę. Kiwałam mu tylko na zgodę.
- Trzeba będzie odwalić niezłe wesele, Gregor - odpowiedziałam, patrząc po kolei na każde z moich dzieci.
- Coś na to poradzimy - również się zaśmiał a potem pocałował mnie w czoło.
Wiem, że nie zawsze będzie pięknie i idealnie. Czekają nas w życiu jeszcze wzloty i upadki, porażki i zwycięstwa. Ale najważniejsze, że mamy siebie. Że należymy do siebie.
Bo jesteśmy dla siebie nawzajem nadzieją na lepsze jutro...


~~ KONIEC ~~



***

Kochane!

Podziękowania za:
- obecność
- każdorazowe przeczytanie rozdziału, za bycie tu ze mną, za docenianie mojej pracy
- prawie 77.000 wyświetleń!
- komentarze, uwagi, spostrzeżenia

To już koniec tej historii. Tworzyłam ją ponad 7 miesięcy, ale jestem z niej zadowolona. Czuję, że zrobiłam duże postępy w pisaniu, ale przede wszystkim jestem usatysfakcjonowana. To opowiadanie było przeze mnie skrupulatnie przemyślane i dopracowane. Wiedziałam, co chcę zawrzeć i jakie zakończenie tu wprowadzić. DZIĘKUJĘ, ŻE TO DOCENIAŁYŚCIE I BYŁYŚCIE OBECNE NA MOIM BLOGU <3 <3 <3 
Jesteście po prostu wspaniałe!

Szczególne podziękowania należą się dla MARZYCIELKI, VERITY, ANETTE 15, MELANII I TUŚKI, które trwały tutaj od początku do końca i pozostawiły komentarze niemal pod każdym rozdziałem. Dzięki, dziewczyny! Jesteście wielkie! Nawet nie wiecie, ile radości mi tym sprawiałyście!
Każda Anonimowa Czytelniczka była dla mnie jeszcze większym motywatorem, DZIĘKUJĘ WAM ZA TO!

Jak domyślacie się z ankiety, większość z około 86 osób głosujących wybrała bohatera kolejnego opowiadania - Mr. Schlierenzauer dalej w akcji <3


Przygotowałam już nowego bloga, którego tytuł to:

I put a spell on you --> klikajcie, możecie już przeglądać listę bohaterów!

Będę Was informować, co do pojawienia się prologu - ZAPRASZAM!!!



MAM NADZIEJĘ DO RYCHŁEGO ZOBACZENIA WKRÓTCE (ZOSTAJĘ Z WAMI I WASZYMI BLOGAMI OCZYWIŚCIE)

~~ Wasza niezmiernie szczęśliwa Ann x

<3

piątek, 8 lipca 2016

Trzydzieści dwa

Życie pisze nam nieprzewidywalne scenariusze. Czasami rodząc się jako prosty i niczym nie wyróżniający człowiek, możesz stać się kimś wielkim, sławnym i spełnionym. Bywa i tak, że spadasz z samego szczytu w dół i nic nie możesz z tym zrobić. Ja odnosiłam wrażenie, że przeszłam chyba obie te próby. Na początku znalazłam kogoś, kogo postrzegałam jako tego jedynego na całym świecie. Uwielbiałam go. Szanowałam. Podziwiałam. Był niesamowity, był spełnieniem moich marzeń. Kiedy czar prysł, kiedy moja bajka się skończyła, trwałam jakby w emocjonalnej próżni. Przez tak długi czas nie umiałam się pozbierać, otworzyć na drugiego człowieka. Biłam się w pierś za swoją niemal dziecinną naiwność, za to, że byłam nieuleczalną romantyczką wierzącą w księcia na białym rumaku. Żalosne, ale prawdziwe. Zderzyłam się z brutalną rzeczywistością, która szybko zniosła mnie na ziemię, stawiając na mojej drodze kolejne przeszkody i wyzwania. Ale i to przetrwałam. Najgorsze minęło. Wrócił nawet On. Inny, odmieniony, przepełniony uczuciem do mnie. Żałował wszystkiego. A ja nie potrafiłam mu wybaczyć. Czy uczyniłam to teraz? Nie wiem. Nie znam odpowiedzi na tak trudne pytanie. Bo ono jest trudne. Bo on tak mocno zranił...
Ale chcę tego. Niczego bardziej nie pragnęłam. Jak miłości. Jak JEGO miłości, którą dawał mi w tej chwili. Blasku jego ciepłych, brązowych oczu, wpatrujących się teraz we mnie z uwielbieniem. Jego ciała, bliskości, dotyku, który właśnie sprawiał słodką torturę. Jego pełnych namiętności pocałunków, od których miałam nabrzmiałe wargi, które drażniły delikatnie skórę na moim ciele. Tego jak się teraz przy nim czułam, leżąc na miękkich poduszkach obok buchającego ogniem kominka, ogarnięta pożądaniem i domagając się jego spełnienia. Wystarczył ten jeden łobuzerski uśmiech, by mną zawładnąć i spowodować, że płonęłam.
- Gregor, obiecaj mi jedno... - szepnęłam, choć nie chciałam przerywać tego, co właśnie ze mną robił.
- Wszystko... - bąknął niezrozumiale. Uśmiechnęłam się. Czułam, że ledwo się powstrzymuje, by uczynić ten pierwszy krok.
- Obiecaj mi, że nigdy więcej ci się nie znudzę, że nie zostawisz mnie po kilku miesiącach, bo będziesz miał dość tej wesołej rodzinki... - powiedziałam cicho. Znów spojrzał mi głęboko w oczy. Biły taką determinacją. Jakby to one chciały mi odpowiedzieć.
- Jestem twój, rozumiesz? - odparł cicho, ale stanowczo, gładząc mnie po policzku – a ty jesteś moja. Już na zawsze – jakie kobiece serce nie zaczęłoby przyspieszać na słowa faceta, którego bezgranicznie się kocha? - dzięki tobie i naszemu dziecku dojrzałem. Nic nie będzie w stanie zmienić moich uczuć do ciebie. - dodał dla pewności.
- Nawet Sandra? - pytam, przełykając głośno ślinę i narażając się tym zdaniem na jego irytację.
- Kotku, przestań wreszcie zagrywać Sandrą, bo to nie ma sensu. - odpowiedział nieco sarkastycznie – jak taka Sandra może się równać z miłością mojego życia, najpiękniejszą i najseksowniejszą kobietą stąpającą po tym nieszczęsnym świecie? - spytał moment później, a ja otworzyłam usta ze zdumienia. Uśmiechnął się cwaniacko, jak to on. Ile razy śniłam o tym, jak wypowiada do mnie podobne słowa?
- I będę mogła pójść na studia a twoja matka nie będzie wpierniczać się do tego jak rządzę w naszym domu?
- Rządzisz? - uniósł lekko do góry brew. Zaśmiałam się krótko. On również – chyba jedynie w kuchni. A jeśli chodzi o studia to nie mam nic przeciwko.
Nie odpowiedziałam, choć wywróciłam oczami na wzmiance o kuchni. Wykorzystał ten moment i ponownie zaczął obdarzać mnie pieszczotami, a mnie ogarnęła ta gorączka. Badał centymetr po centymetrze, nie szczędził żadnego milimetra mojego ciała. Pozostawało mi jedynie cichutko reagować na jego poczynania, niemal błagać, by wreszcie to zrobił. Już prawie zdołał mnie przekonać, brakowało sekund, by to się nareszcie stało.
- Nie dorównuje ci, Gregor – przerwałam mu nieoczekiwanie. Zastygł w bezruchu. Ponownie wbił we mnie spojrzenie.
- Słucham? - nie dowierzał. - możesz mi to jakoś sprecyzować, bo chyba nie bardzo rozumiem.
- Jesteś wybitnym sportowcem z osiągnięciami na swoim koncie. Masz wszystko. Możesz wszystko. Pochodzisz z szanowanej rodziny, jesteś niemal celebrytą – zacisnęłam mocno wargi – a ja? - pytam retorycznie – nic nie warta, bez pracy i wykształcenia zwykła dziewczyna gdzieś z jakiejś Polski, która niczym zupełnie się nie wyróżnia. Przecież my do siebie nie pasujemy – dodałam na jednym tchu, ale nie miałam odwagi podtrzymywać jego spojrzenia. Taka była prawda i nic tego nie zmieni. - A Sandra...
- Sandra wszystko łącznie z pracą w centrum olimpijskim, kontaktami i współpracą ze znanymi atletami ma tylko i wyłącznie dzięki mnie – wtrącił nagle, powodując, że aż się wzdrygnęłam – mimo koneksji rodzinnych nie osiągnęłaby w swojej karierze niczego, gdyby nie związek ze mną. Nie jest wcale lepszym ekspertem niż połowa osób chętnych na stanowisko, które zajmuje a są one zdecydowanie bardziej doświadczone. - dodał nerwowo, przebijając mnie wzrokiem na wylot. Czułam niemal namacalnie jego nasilające się poirytowanie – Hania, skończ więc wreszcie temat Sandry, bo to staje się niemal głupie...
Opadł na poduszki obok sprawiając, że moje nagie ciało ogarnął delikatny chłód. Westchnął ciężko a ja bałam się na niego choćby zerknąć. Oczywiście, że miał odrobinę racji, ale nie o to chodziło.
- Nie chcę więc, by z nami było podobnie, Greg – odezwałam się w końcu – po prostu...chciałabym kiedyś być dumna z tego kim jestem w życiu i wiedzieć, że zrobiłam to tylko dzięki sobie..
- Kochanie, będzie właśnie tak jak mówisz, jeśli wreszcie zaczniesz wierzyć w siebie i nie przejmować się opinią innych na temat naszego związku. - odpowiada stanowczo.
- Nie zaakceptują mnie tak łatwo w twoim świecie...
- Mam w dupie ich zdanie. A jeśli ktokolwiek odważy się na ciebie naskakiwać za moimi plecami to uduszę go własnymi rękoma.
- Nawet swoją matkę? - odwrócił w moją stronę twarz. Zaskoczyłam go tym stwierdzeniem, ale sam fakt chyba go nie szokował. Wiedział, jakie nastawienie do mnie od samego początku ma pani Schlierenzauer.
- Będę cię bronił przed każdym, Hania. Nawet za cenę kłótni z moją matką – odpowiedział. Brzmiał tak władczo – jestem przy tobie szczęśliwy i jeśli ona tego nie zrozumie, to ma problem.
Zrobiło mi się tak bardzo ciepło na sercu. Kiedy mówi takim zdecydowanym głosem to wiem, że muszę mu uwierzyć. Wtedy czuję pewność i spokój, bo każde jego słowo nie jest rzucane na wiatr. Uśmiechnęłam się do niego lekko i nachyliłam nad nim, by musnąć jego usta. Był spięty i zdenerwowany, ale gdy próbowałam pogłębić pocałunek, nie stawiał znacznego oporu. Już po chwili znów znajdował się nade mną a ja mogłam poczuć jego niemal sięgające zenitu pożądanie. Oboje tego potrzebowaliśmy. Ktoś kiedyś idealnie stwierdził, że seks jest najlepszym lekarstwem na wszelkie troski. Seks generalnie jest dobry na wszystko, a już na pewno na zapieczętowanie tego, co oboje sobie wyznaliśmy i postanowiliśmy. Dlatego, gdy wreszcie pozwoliłam mu na wypełnienie się, oboje poczuliśmy niesamowitą ulgę. Oboje głośno jęknęliśmy tak bardzo spragnieni siebie.
Po tylu tygodniach rozłąki wreszcie mogłam się z nim połączyć. Mogłam poczuć ciepło jego ciała, ten żar, jaki odczuwałam tylko z nim. Z minuty na minutę brnęliśmy coraz wyżej, coraz więcej kropli potu pojawiało się na naszych czołach. To wszystko, co się teraz dzieje jest takie intensywne. Z nim zapominam o świecie wokół. Liczy się tylko to miejsce, ciepło dochodzące z kominka i on doprowadzający mnie do szaleństwa. Lecz piękne chwile kończą się bardzo szybko, tak jak ta. Ciche westchnienia, paznokcie wbite w jego plecy, te kilkanaście sekund błogiego uniesienia. To takie cudowne i niepowtarzalne. Właśnie z nim.
- Moja słodka... - szepnął wprost do mojego ucha, uspokajając oddech. Musnął ustami jego płatek. Przymknęłam powieki. Tu, w jego ramionach, ta noc mogłaby się nigdy nie kończyć. Ale kilka schodków do góry śpi mój najważniejsi książę i o nim również muszę pamiętać.
- Ożenisz się ze mną? - słyszę jego śmiech przy uchu. Sama promienieje.
- A chciałabyś?
- To zależy – odpowiadam przekornie. Nachyla nade mną twarz. Radosną twarz.
- Od?
- Czy mam to traktować jako oświadczyny – odbijam piłeczkę. Znów się do mnie szczerzy. W wątłej poświacie dostrzegam na jego brodzie kilkudniowy zarost. Zawsze go u niego lubiłam.
- Masz rację, powinienem ci się oświadczyć z większą pompą – stwierdza po chwili namysłu – ale musisz trochę poczekać. Zrobię to kiedy się dobrze przygotuję.
- Wierzę na słowo - uśmiecha się leniwie i całuje mnie krótko, a potem kładzie się obok na poduszkach.
- Brakowało mi tego – wtrąca z westchnieniem. Odwracam głowę, śmiejąc się melodyjnie.
- Seksu? - pytam, gdy podkłada rękę pod kark. Sam się śmieje.
- Ciebie przy sobie – odpowiada rozbawiony – ale seksu też – precyzuje, puszczając mi oczko. Mam ochotę wtulić się w niego i już nigdy więcej go nie opuszczać. Szatyn jakby czytając w moich myślach, przyciąga mnie do siebie ramieniem i pozwala oprzeć głowę o swój tors. Jest mi tak bardzo dobrze.
Leżymy przez kilkanaście minut pogrążeni we własnych myślach. Nie było nam zimno, nasze ciała samoistnie ogrzewały siebie nawzajem. W pomieszczeniu słychać tylko dźwięk buchającego ognia. Nie wiem nawet, która może być godzina, ale nic mnie to nie obchodzi. Z pewnością jest środek nocy, tym razem jednak kompletnie nie odczuwałam żadnego zmęczenia. Podejrzewałam, że Gregor podobnie.
- Będę mógł teraz dać mu swoje nazwisko? - przerywa tę ciszę między nami. Zerkam na nasze dłonie, które właśnie ze sobą splótł.
- Nazwisko i wszystko, o czym marzyłeś. Jesteś od tej pory jego prawnym opiekunem – odpowiadam cicho, a potem czuję jego mocny pocałunek w czubek głowy. Przymykam oczy.
- Dziękuję ci za to – szepcze i wiem, jak wielką ulgę mu tym sprawiłam. Jak ważną i dobrą decyzję podjęłam. - kocham was – wyznaje z największą czułością. Podnoszę się lekko na łokciach i posyłam mu uśmiech, a potem całuję w usta.
- A my kochamy ciebie – odpowiadam, by znów złączyć nasze wargi. W pocałunku, którego mężczyzna mojego życia nie miał zamiaru tak szybko kończyć.

Od dwóch godzin mijaliśmy kolejne ośnieżone szczyty i ulice. Z braku innego pożytecznego zajęcia po prostu gapiłam się beznamiętnie za szybę samochodu, lecz sypiący śnieg i tak nie pozwalał mi na głębsze podziwianie krajobrazu. Za to nasz mały rozrabiaka był zafascynowany podróżą, siedząc na kolanach u swojego ojca i reagując entuzjastycznie na każdy niemal obrazek wyłaniający się w czasie drogi. Gregor za każdym razem wskazywał mu na coś palcem, skupiając uwagę malca, a później szeptał mu coś na ucho. Tak miło było popatrzeć na tę dwójkę. Nie mogłabym już nigdy więcej za nic w świecie ich rozdzielić.
Z radia leciały jeszcze stare gwiazdkowe kawałki a Gloria ciągle coś do mnie mówiła, lecz rozumiałam co dziesiąte słowo z tej jej paplaniny. Nie wiem, dlaczego, ale wszystko wokół było mi obojętne. Może nadal trzymał mnie ten stan po całej nocy spędzonej w objęciach Gregora? Powinnam być na niego trochę zła, bo przez niego chyba pierwszy raz w życiu przegapiłam Nowy Rok.
Willa Schlierenzauera wyglądała po prostu przepięknie w otoczeniu śnieżnobiałych sosen, stojąc na tle Alp. Pan Idealny nie zapomniał o ozdobach świątecznych, które niemal drażniły oczy, mieniąc się milionami światełek i świetlnych dekoracji poustawianych w prawie każdym miejscu na podwórku. Miałam ochotę się zaśmiać, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że taki przepych to coś w stylu Gregora, a Święta to przecież jego ulubiony czas w roku. Jeśli tak wygląda dom z zewnątrz to czego mogę spodziewać się w środku? Choinki na 15 m? Wcale bym się nie zdziwiła.
- No co? - spytał jak gdyby nigdy nic, stając obok i dostrzegając moją minę. Wywróciłam jedynie oczami i pokręciłam głową, a potem chwyciłam chłopca za rączkę i udaliśmy się w stronę wejścia.
W środku działo się tak jak podejrzewałam. Dom Gregora przypominał w tym momencie jakieś centrum handlowe na chwilę przed Bożym Narodzeniem. Brakowało tu jedynie seksownych dziewczyn w strojach Elfów i gromady dzieci siedzących na kolanach Świętego Mikołaja. To dlatego moje dziecko właśnie dostało ataku zachwytu i zaczęło piszczeć, aż dzwoniło mi w uszach. Jego oczka świeciły jak dwa diamenty na widok pięknie ozdobionej, pachnącej jeszcze lasem, kilkumetrowej choinki. Skłamałabym mówiąc, że stos leżących pod nią kolorowych paczek z prezentami mnie nie zaintrygował.
- Ostro – skomentowałam w końcu stojąc na środku salonu. Gregor odwrócił do mnie rozanieloną twarz i przytakiwał z uznaniem.
- Podoba ci się, kochanie? - spytał niewinnie. Znów wywróciłam oczami.
- Jesteś popaprany, Gregor. Albo nadal siedzi w tobie ośmioletnie dziecko – dodałam z udawaną ironią, biorąc się pod boki. Gloria parsknęła śmiechem.
- Powiedziałabym, że jedno i drugie – wtrąciła, a brat skarcił ją wzrokiem. Jeśli on ma osiem lat to ciekawa jestem ile dałby tej wariatce? Nawet nie chcę pytać...
- Powinnam wiedzieć o jeszcze jakichś innych twoich upośledzeniach zanim zdecyduję się zamieszkać z własnym synem pod tym dachem? - no dobra trochę przesadzam. Widzę jak zaczyna się wkurzać. Mój zadufany w sobie pozer. Zachciało mi się śmiać, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Zauważyłam jak jego twarz łagodnieje.
- Nie, ale musisz zobaczyć coś jeszcze – nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, szatyn już ciągnął mnie za rękę w kierunku schodów na piętro. Biło od niego podekscytowanie, ale zupełnie nie podejrzewałam, o co może chodzić. Dopiero patrząc jak otwiera ostrożnie drzwi swojej sypialni, zrozumiałam. Zrobiło mi się cieplej na sercu. On potraktował to poważnie. Zrobił to dla mnie.
- Przeprowadziłeś remont? - spytałam wzruszona. Uśmiechnął się do mnie czule i przytaknął lekko. Wydawało mi się, że jest nieco zestresowany.
- Dla ciebie kupiłbym nawet inny dom, gdybyś tylko sobie tego zażyczyła. Jesteś dla mnie wszystkim – szepnął, obdarzając mnie brązowookim spojrzeniem. Och! Nie potrafiłam uczynić niczego innego jak tylko zarzucić mu ręce na szyję i mocno się do niego przytulić. Prawie go staranowałam, ale co mi tam. Tak bardzo kochałam tego faceta! Nigdy nie odwdzięczę się mu za te ostatnie miesiące mimo że to było coś w rodzaju jego zadośćuczynienia. Ale teraz poruszył mnie do granic możliwości.
- Możesz najpierw zobaczysz i ocenisz, czy ci się podoba a z czułościami zaczekasz na koniec? - śmiał mi się do ucha a potem wtulił twarz w moją szyję. Po jego słowach przycisnęłam ciało jeszcze mocniej.
Minutę później stałam już w środku sypialni Gregora. A raczej naszej sypialni. Mojej i jego. Nie żadnej Sandry i każdej innej kobiety, która kiedykolwiek tu przebywała. W sypialni o nowych fioletowo-kremowych ścianach, z wielkim łóżkiem, które stało na prowadzącym po schodkach podwyższeniu. W pokoju z przepięknymi drzwiami na balkon, skąd rozpościera się cudowny widok na Alpy. Z ciemnymi panelami i puchatym dywanem. Z tymi wszystkimi ozdobami i kolażem zdjęć Adasia. Z szafą posiadającą lustro na połowę ściany a w niej multum miejsca na mój niewielki zapas ubrań.
- O tym też jeszcze pomyślimy – wtrącił konspiracyjnie zauważając moją nie tęgą minę. Zasunęłam lustro i podeszłam teraz do wielkiej komody z bibelotami i zdjęciem naszej trójki. Naszym pierwszym wspólnym zdjęciu. Poczułam kroplę łzy na moim policzku. To było takie urocze z jego strony.
Ten zapach, ten klimat. One zdawały się być zupełnie inne. W momencie, kiedy weszłam do środka, poczułam się jak u siebie. W takim...moim miejscu. Królestwie moim i tego przystojniaka, który wtulił się właśnie w moje plecy.
- Powiedz, że ci się podoba – szepnął mi do ucha. Nie potrafiłam się sama do siebie nie uśmiechnąć. Powoli odwróciłam się w jego stronę i do niego przytuliłam, posyłając mu zalotne spojrzenie. W ciągu kilku sekund poczułam gdzieś na podbrzuszu jego reakcję. Faceci są tacy prości w obejściu.
- Kochanie – odezwałam się w końcu powodując jego cichy śmiech na to określenie – muszę szczerze przyznać, że jest tak całkiem całkiem, ale... - zawiesiłam głos.
- Ale? - spytał zniecierpliwiony, marszcząc brwi. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Przygryzłam wargę, śmiejąc się w duchu.
- To łóżko chyba nie do końca mi pasuje – powiedziałam zupełnie poważnie, czym zbiłam go z tropu – chyba musisz pokazać mi jego zastosowanie, żebym mogła ostatecznie je zaakceptować – dodałam triumfalnie, ocierając się delikatnie o jego ciało i całując krótko w usta. Doskonale wiedział, co mam na myśli, ale nie dowierzał.
- Że tak...eee...teraz? W tym momencie? - spytał jak głupi. Uśmiechnęłam się figlarnie.
- A co? Masz jakieś problemy z erekcją od wczoraj? - miałam wrażenie, że zaskakuje samą siebie podobnymi słowami. Przecież ja nigdy taka nie byłam! Zaśmiał się nerwowo jakbym rzeczywiście śmiała podważać taką kwestię.
- Kotku, uwierz mi, że w tej sprawie jestem mistrzem olimpijskim – oooo, panie Schlierenzauer, robi się gorąco – tylko gdybyś nie pamiętała to na dole nadal jest Gloria.
- Kotku, twoja siostra doskonale wie, co w tej chwili zamierzamy zrobić i zapewne włączyła sobie głośniej telewizor. Długo mam jeszcze czekać? - jego oczy biły determinacją. Rzuciłam mu wyzwanie. Po raz pierwszy to ja byłam tak bezpośrednia i spowodowałam, że wzmogło się w nim pragnienie. W pokoju nagle zrobiło się duszno, a on w ułamku sekundy zaczął obsypywać mnie namiętnymi pocałunkami.

No to ciekawe jak dobre okaże się to nowe łóżko...




~ Bo w końcu poczułeś niesamowitą ulgę, 
a wszystko zaczyna mieć perfekcyjny sens...




***

Witam Was Kochane!

Przerwa okazała się być dłuższa niż powinna, ale wybaczcie mi te kilka dni opóźnienia. Mój mózg również potrzebował regeneracji i mam nadzieję, że udało mu się ogarnąć :)

Rozdział trochę wybity z rytmu opowiadania, po drodze gdzieś nieco zgubiłam ten klimat i to napięcie towarzyszące mi przy pisaniu. Jest delikatnie niedopracowany, lecz ogólnie spełnia moje założenia. Pozwoliłam sobie na większą dawkę czułości i słodkości, bo zdaję sobie sprawę, jak niewiele ich tutaj było. Nie zamierzam pożałować ich Wam w ostatnich częściach :*

Dziewczyny, obiecuję, że nadrobię zaległości w czytaniu i komentowaniu. Częściowo już mi się to udało, ale postaram się bardziej. Stęskniłam się za Waszymi opowiadaniami i koniecznie muszę do nich wrócić!

Moje drogie, mam nadzieję, że nadal ze mną pozostaniecie i pozostawicie po sobie ślad pod rozdziałem. Czy taki obrót spraw między Hanią a Gregorem Wam pasuje? Piszcie! :)

Buziaki, Ann!

P.S. Długo by gadać o emocjach na Euro 2016, ale nie mogę się doczekać, aż Griezmann skopie tyłek Krysi Ronaldo xdd oglądajcie w niedzielę!