Strony

piątek, 1 kwietnia 2016

Dwadzieścia

Ponownie siadam w miękkim fotelu. W sali pali się jedynie niewielka lampka nocna a dodatkowe światło dają latarnie na zewnątrz. Z niesmakiem zerkam na parujący kubek kawy, który ostatnio staje się moim nieodłącznym atrybutem. Nawet Red Bulle już mi nie wchodzą, co jest bardzo dziwnym zjawiskiem. Ale mimo tego, że mam większą ochotę zjeść brokuły, niż ruszyć to cholerstwo, zmuszam mój organizm to przyjęcia kolejnej porcji napoju. Po prostu muszę, by jakoś normalnie funkcjonować w tym czasie. Nie mogę spać, a nie mogę też zasnąć choćby za kierownicą.
Chłopiec znów zaczął płakać. Zmartwiłem się, bo to nie pierwszy raz od kiedy położyłem go spać. Od kilku godzin jest markotny, przebudza się. Jakby coś go trapiło. Wstaję więc ponownie z fotela i sięgam po niego, po czym przytulam dziecko do siebie. Ze zmarszczonymi brwiami stwierdzam, że się obudził, a grymas na jego buźce wcale mnie nie zapewnia o niczym pozytywnym. Mimo tego uśmiecham się do niego szeroko, bo najważniejsze, że mam go teraz dla siebie. Że tak po prostu jest.
- Co jest, marudo? - pytam szeptem i znów układam go sobie na ramieniu, zaczynając kołysać. Patrzy na mnie nieco poirytowany, ale powoli się uspokaja. Próbuje wzniecić jakiś bunt, gdy przez kilka kolejnych minut wierci się i udaje, że płacze, ale ja wcale nie dam się nabrać. Humorki to on z pewnością odziedziczył po mamusi.
Pluje sobie w brodę za to, że go zostawiłem. Jak zawsze zresztą, kiedy z nim przebywam. Hania ma rację. Nie zasługuję na niego, ani na to, by być jego ojcem. Jestem podły, a opłacona klinika i jakieś drogie zabawki nie wynagrodzą mu straconego czasu. Nie odkupią moich win. I choćbym nie wiem, jak się starał, jego matka już zawsze będzie mnie uważała za drania.
Dziecko zasypia, a ja kładę je do łóżeczka. Wyciągam z kieszeni telefon, bo znów mam multum SMSów od Hani, które chamsko ignoruję. Choć chętnie przeszkodziłbym jej w tej randce...
- Można? - odwracam się zdziwiony, słysząc jej głos. Nie zauważyłem jak wchodziła i przyznaję, że zaskakuje mnie jej widok.
- Cześć, wejdź – zachęcam ją niepewnie. Blondynka wchodzi do środka i kładzie na fotelu swoją torebkę. Zauważam, że ostatnio zakłada na siebie jasnokolorowe rzeczy i stwierdzam, że zdecydowanie odejmują jej kilka lat. Staje obok mnie i z uśmiechem przygląda się dziecku. Przychodzi mi na myśl, że to przecież pierwszy raz, kiedy widzi mojego syna „na żywo”.
- Matko, on jest taki do ciebie podobny – mówi cicho, wzdychając.
- Wiem. - odpowiadam krótko. Podnosi na mnie spojrzenie i widzę coś takiego...Boże, Sandra.
- Co ty tutaj robisz? - nie chciałem brzmieć niegrzecznie, ale chyba niechcący mi tak wyszło. Jednak puściła to mimo uszu.
- Przejeżdżałam niedaleko, więc pomyślałam, że wpadnę. Ale jeśli ci to przeszkadza, to..
- Nie, nie. Zostań – zachęcam ją natychmiast. Uśmiecha się. To dobrze. Więc znów patrzy na śpiące dziecko. Razem na nie patrzymy. Przez moment mam dziwne uczucie jakby Adaś był moim i jej synem. Ale szybko odpieram tę myśl, bo on ma swoją matkę i dochodzę do wniosku, że nigdy niczego nie chciałbym zmieniać.
- Gregor... - zaczyna z wahaniem – przyjdziesz na mój ślub?
- Pytasz, czy twój były chłopak, z którym spędziłaś prawie 6 lat i którego zostawiłaś zgodzi się patrzeć jak wychodzisz za mąż za innego faceta? - pytam jakiś czas później. Ona milczy- nie, wcale nie mam ochoty tam iść.
- Dlaczego? Przecież się przyjaźnimy..
- Wybacz, ale to chyba nieco inny rodzaj przyjaźni – zauważam ironicznie. Sięgam do łóżeczka i poprawiam chłopcu kocyk, byleby tylko na nią nie patrzeć.
- Jeśli nie przyjdziesz to wtedy to już nie będzie to samo..
- Będziesz musiała obyć się tam beze mnie.. - następuje krępująca cisza.
- Możesz przecież wybrać się z Hanią. - drąży dalej. A ja czuję się tak jakby prosiła mnie, bym dobrowolnie poszedł na szubienicę.
- Tak i co? Hania ma patrzeć przez całe wesele jak zaciskam pięści, bo chciałbym być na jego miejscu? - zerka na mnie ostro. Jej niebieskie oczy przybierają teraz lodowaty odcień.
- Doskonale wiesz, że nie chciałbyś być na jego miejscu – odpowiada pewnie.
- Co? Skąd możesz to wiedzieć? - pytam już poddenerwowany. Wiem, co czuję i wiem, że nie mylę uczuć. Wiadomość o zaręczynach, teraz ten ślub. Potrafię pewne rzeczy dostrzec.
- Gregor...nie bez powodu nam nie wyszło.
- To ty mnie zostawiłaś.
- Nie bez powodu też postawiono na twojej drodze Hanię i dziecko.
- Błagam, nie mieszaj jej w to wszystko. Z resztą...ja cię wtedy nie zdradziłem, nie byliśmy razem..
- Wiem i zapewne dlatego jeszcze z tobą rozmawiam – przyznaje spokojnie – ale oboje prowadzimy teraz inne życie. Ja mam narzeczonego, a ty masz dziecko.
- Przecież da się jeszcze to wszystko pogodzić. - dodałem pewnie. Ale mój głos nie brzmiał normalnie. Był...niemal błagalny.
- Kocham Roberta, Greg – przerywa mi gwałtownie. Auć.. – wiem, że będę z nim szczęśliwa. Planujemy rodzinę i...choć zawsze będziesz dla mnie ważny nie zdołałabym już się z tobą związać... - zabolało. Mocno zabolało. Ale spieprzyłem już życie tylu osobom, że nie mógłbym zrobić czegoś wbrew niej. Szczególnie, że to przecież Sandra.
- Pocałuj mnie.
- Że co? - wiem, że brzmię pewnie teraz jak osoba o niskim poziomie inteligencji, ale właśnie w takie osłupienie wprawiają mnie jej słowa. Jestem zdezorientowany.
- Zrób to, przecież tego chcesz. Pocałuj mnie, Gregor – przez moment patrzę na nią jak na wariatkę. Ale zaraz dostrzegam wyłącznie moje oczy, moje usta i moją anielską twarz. Nie waham się dłużej, tylko pewnie dotykam jej warg. Ona oddaje pocałunek, rozchylając moje usta językiem. Więc i ja wciąż nie pozostaję jej dłużny. Jest mi cholernie przyjemnie, bo w tym pocałunku czuje te wszystkie lata z nią. Uczucie, jakie nas łączyło. Pasje, wspomnienia, wszystkie chwile. Całuję ją z taką zachłannością, z siłą, jaką w pełni jestem w stanie w to włożyć. Uwielbiałem ją całować, a teraz ta przyjemność spływała na mnie dwukrotnie mocniej. Blondynka nadal działała na mnie w ten znany dla siebie niewytłumaczalny sposób, a możliwość ponownego zasmakowania jej ust była dla mnie jak gwiazdka z nieba.
Tylko, że...hah...sam siebie nie rozumiem, bo to...po prostu pryska. Ulatuje. Rozpływa się w czarną plamę. Trwało te kilkanaście sekund i kończy się jeszcze szybciej. I już nie mam w głowie jej blond włosów, jej szerokiego uśmiechu i tej promiennej twarzy. Zatrzymuję się i teraz to tylko ona mnie całuje. Kiedy to dostrzega, odrywa się ode mnie na pewną odległość i tak po prostu się uśmiecha.
- I co? - pyta zadowolona jakby w ogóle miała z czego. Ale jest w pewien sposób usatysfakcjonowana i nie mam pojęcia, dlaczego.
- Kurwa... - to najbardziej elokwentne, precyzyjne i jednoznaczne słowo, jakie przychodzi mi do głowy. Doskonale wyraża moje myśli i idealnie opisuje fakt, z jakiego zdałem sobie teraz sprawę. Absurdalność tej sytuacji i sposobu, w jaki przyznałem sam siebie do czegoś, co świadomie przez cały czas odtrącałem zdały się być głównymi czynnikami, które przemówiły mi do rozumu. Do serca. Do wszystkiego. – Sandra, ja chyba nie jestem normalny. - przyznaję, patrząc na nią jak osioł.
- Owszem, nie jesteś – przytakuje ze śmiechem. Nie zastanawiam się długo. Chwytam bluzę i klucze do samochodu. Zerkam z bólem na syna, którego muszę teraz zostawić.
- Posiedzę z nim trochę. - mówi, jakby czytając w moich myślach – Jedź.
- Jesteś kochana, dziękuję – odpowiadam szybko, kierując się do drzwi. Zaraz jednak się wracam i składam na jej czole krótki pocałunek – za tamto też. Jesteś najmądrzejszą kobietą na świecie.
- Dlatego zmieniłam partnera. Powodzenia, dzieciaku – słyszę na odchodnym i wywracam oczami, bo jest tak bardzo nieomylna.

- Dziękuję za miły wieczór – mówię, spoglądając z uśmiechem na bruneta. Ma nieodgadniony wyraz twarzy. Wygląda dziś całkiem pociągająco w tej granatowej koszuli i ciemnych spodniach. Dodają mu nieco męskości.
- Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiada uprzejmie. Śmieję się cicho. Dobrze go było mieć przy sobie. Jest jak namiastka mojego miejsca, moich gór, mojej rodziny. Jest kimś więcej niż przyjaciel. To taki mój dobry duch, który udowodniał to przez ostatnie kilka dni. - choć to tylko zwykła kolacja w zwykłej knajpie.
- Dla mnie to jak odskocznia, Bartek. Cieszę się, że tu przyjechałeś...i...dziękuję ci za to całe wsparcie. Jesteś niezawodny – przyznaję, przygryzając lekko wargę. Zauważam, że jest zdecydowanie zadowolony.
- Wiesz, że możesz na mnie liczyć w każdej kwestii – odzywa się cicho po jakimś czasie. Czuję, jak delikatnie chwyta mnie za rękę. - dzwoń, pisz. - dodaje, patrząc mi w oczy. - Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza? - zaskakuje mnie. Kręcę przecząco głową. Co on wygaduje?
- Kasia powinna być dla ciebie najważniejsza.
- Chcę się z nią rozstać.
- Co? - patrzę na niego z niedowierzaniem – jak to rozstać? Coś się stało? - pytam zaniepokojona. Przecież zapewniał, że wszystko jest w porządku.
- Zakochałem się. - odpowiada krótko - W tobie, Hania – wyjaśnia. I to zupełnie poważnie. Szybko uwalniam dłoń z jego uścisku i odsuwam się na pół metra.
- Nie możesz tego zrobić, Bartek. Ona jest twoją dziewczyną, miłością twojego życia.
- Czy ty tego, do cholery, nie widzisz? - przerywa mi gwałtownie – myślisz, że po co tutaj przylatywałem? Po co było te kilka dni? Kocham cię i robię wszystko, by cię do siebie przekonać – osłupiałam. Nie byłam w stanie ani nic powiedzieć, ani nic zrobić. Po prostu to mnie przerosło – Hania, pozwól się sobą zaopiekować – szepcze, podchodząc do mnie. Kładzie dłoń na moim policzku i delikatnie go głaszcze – kocham cię i chcę być z tobą.
- Przecież to niedorzeczne...Ja..Boże, przecież jest jeszcze Adaś...
- Ciii... - znów nie daje mi dokończyć. Z resztą sama nie wiem, co mam mu powiedzieć. Nic z tego nie będzie, wiem to, ale nie chcę go tak bardzo ranić. W głowie mi się nie mieści, że on ciągle podtrzymuje, że mnie kocha – pozwól mi spróbować.
- Bartek, proszę, nie rób tego – szepczę desperacko, gdy jego usta znajdują się tak blisko moich ust. Ciało krzyczy, bym natychmiast się odsunęła i uciekła do mieszkania Glorii. Przecież wystarczy tylko zrobić kilka kroków i wpisać kod do bramy. Ale nie. Ja sterczę tu jak idiotka i pozwalam mu na wszystko. - proszę... - czuję jego oddech i mocne bicie serca. To się zaraz stanie, a ja nie robie nic prócz energicznego kręcenia głową i beznadziejnej próby odepchnięcia go od siebie. Nie chcę tego, on nie może!
Po chwili chłopak znika i widzę jedynie jak upada kilka metrów ode mnie. Odwracam się gwałtownie w bok i zauważam wściekłego Schlierenzauera. W jego oczach jest furia, a całe ciało wygląda jakby szykowało się do ataku. A obiektem jego nienawiści jest Kłusek.
- Jeszcze raz ją tkniesz, a obije ci mordę! - warknął do niego. Trwało to kilka sekund, nim Bartek podniósł się z chodnika. Z cwanym uśmieszkiem otrzepał spodnie i swobodnie zbliżał się w stronę szatyna.
- Bartek, uspokój się. To nie jest tego warte – mówię spokojnie. Ale on zachowywał się jak w transie. W ogóle mnie nie słuchał. - najlepiej będzie, jeśli wrócisz do hotelu – tym razem kieruje na mnie swoje spojrzenie. W jego oczach jest taka...pogarda. A wszystko to dzieje się, gdy Gregor staje tuż obok mnie, jakby chciał mnie od niego odizolować.
- I co? Znów staniesz się jego dziwką? - pyta, śmiejąc się nienaturalnie. To rozpętało tylko kolejną falę wściekłości. Po chwili pięść starszego skoczka ląduje na twarzy Kłuska, który po raz drugi upada na ziemię.
- Gregor, przestań! - krzyknęłam, biegnąc do Bartka. Nie obchodzą mnie jego słowa, bo wiem, że powiedział je w przypływie złości. Próbuję pomóc mu wstać, ale mnie odpycha. Dotyka teraz swojej dolnej wargi, z której zaczyna sączyć się krew.
- Taki jesteś cwany? Dobrze było ją najpierw bzykać a potem tak po prostu pozbyć się problemu?! - brunet nie daje za wygraną. - A na dodatek wyrzekłeś się własnego dzieciaka! Na jej miejscu nie mógłbym nawet na ciebie patrzeć! - Wstaje i znów kieruje się na Schlierenzauera. A ja jestem przerażona, bo za chwilę wydarzy się tu bójka.
- Proszę, obaj się ogarnijcie! Czy wy jesteście nienormalni?! - mogłam mówić jak do sciany, bo żaden nie zwracał na mnie nawet najmniejszej uwagi. Zachowywali się irracjonalnie! Jakbym była trofeum, o które teraz chcą walczyć. Nie osobą, która także ma uczucia.
- Gówno ci do tego, co jest między mną a nią! Nie masz prawa się jej narzucać i całować ją bez jej zgody! W zasadzie to w ogóle masz ją zostawić w spokoju! - wrzasnął wściekle szatyn. Czułam, że moje serce bije jak oszalałe. Byłam przerażona.
- Jakbyś jeszcze nie zauważył to ona nie jest twoją własnością – to ciągle ONA w ich ustach również nie brzmi zbyt grzecznie.
- Gregor, chodźmy do mieszkania – zwracam się spokojnie do Schlierenzauera, stając naprzeciwko niego. Patrzy za mnie, a jego wzrok mógłby zabić. Był jak jakiś mur nie do przebicia. Kompletnie mnie nie słuchał, ani nie uspokajał się, gdy próbowałam złapać go za ręce – porozmawiamy na górze.
- Wiesz...Schlieri? - odezwał się młodszy z nich. W jego głosie słychać było sarkazm i z przerażeniem odwróciłam się w jego stronę – ja też ją kiedyś porządnie wyruchałem i powiem ci, że dobra z niej dupa.. - to, co stało się potem było niczym horror. Gregor rzucił się na niego jak jakieś dzikie zwierze. Zaczął okładać go pięściami, nie zachowywał się już normalnie. A Bartek? Wcale nie pozostawał mu dłużny. Przez moment sądziłam, że zaraz pozabijają się na moich oczach, a tę tezę potwierdzały coraz większe plamy krwi pojawiające się na ich twarzach i ubraniach. Znów próbowałam ich rozdzielić, ale skończyło się na tym, że sama wylądowałam na chodniku. Mój płacz też ich nie powstrzymał. Po prostu byli niedorobionymi idiotami, których miałam ochotę osobiście udusić. To nie byli dorośli faceci, tylko dzieci, walczące o zabawkę.
- Do jasnej cholery, jeżeli się zaraz nie uspokoicie, to obaj nigdy więcej mnie nie zobaczycie! - wrzasnęłam, rzucając w nich swoją torebkę. Następnie zdjęłam z nóg najpierw jeden, a potem drugi obcas i nimi także w nich cisnęłam. Łzy, spływające po moich policzkach kompletnie zasłaniały mi obraz przede mną. Czekałam tylko na to jak któryś z sąsiadów wreszcie usłyszy te krzyki i zadzwoni po policję, co byłoby najbardziej prawdopodobnym scenariuszem. - Gregor, zabiorę ci Adasia, rozumiesz?! Nie pozwolę ci mieć z nim jakiegokolwiek kontaktu! - i dopiero wtedy podniósł na mnie głowę. Patrzył tak, jakby usłyszał, że właśnie zmarła jego matka. Miał przerażenie na twarzy i chyba nie wierzył, co przed chwilą usłyszał. I stało się. W tym momencie Kłusek wykorzystał okazję i uderzył go z całej siły w twarz. Szatyn upadł na plecy, a z jego nosa zaczęła tryskać krew.
- Boże, Gregor! - krzyknęłam desperacko i momentalnie znalazłam się u jego boku. Ręce mi się trzęsły, a płacz jedynie się wzmógł. Krew rozmazywała się na całej jego twarzy, a ja tak bardzo się o niego bałam. Bartek w tym czasie wstał i odsunął się od nas na kilka metrów. Ale on mnie w tej chwili kompletnie nie interesował, choć sam był cały podrapany, a jego koszula w tej chwili była rozerwana na rękawie.
- Zdejmij koszulkę! - nakazałam szatynowi tonem nie znoszącym sprzeciwu. To, że wrześniowe wieczory nie należą już do najcieplejszych uszło teraz mojej uwadze. Pomogłam mu pozbyć się ubrania i szybko przyłożyłam zgnieciony materiał do krwawiącego nosa. Oddychałam nierówno i byłam kompletnie przerażona, ale w tej sytuacji jakimś cudem myślałam logicznie. Odchyliłam mu delikatnie głowę do tyłu i patrzyłam na jego twarz z bólem – ty durniu, ten twój kartofel jest chyba złamany! - pisnęłam, widząc na swoich knykciach ślady jego krwi. Nie odpowiedział, bo nie miał za bardzo takiej możliwości, ale w oczach zauważyłam rozbawienie. Jakby to w ogóle było śmieszne! Następnie pokręcił przecząco głową.
- Nie jest – stwierdził pewnie. Po kilku minutach, które spędziliśmy w ciszy, ciecz powoli przestawała wypływać z jego nosa. Co nie oznacza, że stało się tak z wargą czy rozciętym łukiem brwiowym.
- Nie wierzę, że wybierasz jego zamiast mnie. Po tym wszystkim, co ci do tej pory zrobił... – słyszę jego zimny głos za sobą. Wciąż mówi po angielsku, dlatego wzrok starszego mężczyzny kieruje się w stronę Kłuska. Znów ma mord w oczach, ale teraz nie pozwoliłabym mu nawet drgnąć.
- Nikogo nie wybieram – mówię ze spuszczonym wzrokiem. Nie odwracam się. Nie chcę na niego patrzeć.
- Nie jestem ślepy, Hania. Obyś tego nie żałowała... - dodaje tak po prostu. Jakby mnie przejrzał. Jakby doskonale zdawał sobie sprawę z moich myśli. I..odchodzi. Słyszę jego kroki, które z każdą sekundą coraz bardziej się oddalały. Zostawił mnie. W tak nieoczekiwany i brutalny sposób. A jeszcze 15 minut temu wszystko było dobrze.
Czuję jak szatyn unosi mój podbródek ku górze. Wciąż mam łzy w oczach, dlatego ociera je kciukiem. Patrzy na mnie tak bardzo...czule i ciepło. Jak dawny Gregor w czasie tych przeszłych kilku najszczęśliwszych miesięcy mojego życia. Z uczuciem wymalowanym w oczach. Chciałam, żeby właśnie teraz wykrzyczał, iż tak naprawdę mnie kocha, bo byłby to idealny moment na takie wyznania.
Drugą ręką po chwili odsuwa materiał od swojej twarzy, a ja ze spokojem stwierdzam, że krew przestała lecieć. Próbuję pozwolić ulecieć tym naiwnym myślom z mojej głowy. Oboje wstajemy.
- Trzeba ci to wszystko opatrzyć – dodaję zachrypniętym głosem, przyglądając się uważnie jego poranionej twarzy. Kilka miejsc wygląda naprawdę paskudnie.
- Nie odebrałabyś mi go, prawda? - patrzę mu w oczy. Są pełne przerażenia. Jakby moje słowa były niczym nóż wbity w jego serce.

- Zrobiłabym to, Greg – odpowiadam zupełnie poważnie. A potem robię coś jeszcze bardziej nieoczekiwanego i tak po prostu się do niego przytulam.








~ Bo Grześ wreszcie załapał, że był ślepy jak kret...





***
Kochane!
Jesteście cudowne. Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję za Wasze dobre słowa. Tylko Wy możecie wprawić mnie w tak dobry nastrój, bo to dzięki Wam wiem, że siedzenie po kilka godzin przed laptopem i pisanie moich wypocin jednak ma sens ^^ a przecież zostawiam tu fragment mojej duszy, moich myśli i marzeń. I dziękuję właśnie za Waszą pomoc w tym działaniu.
Cóż, jako takie zaskoczenie było. Panowie jednak nie dali sobie w kaszę dmuchać, a biedna Hania musiała to wszystko znieść. Dodam tylko, że zbliżamy się do pewnego punktu kulminacyjnego tej historii, ale jest jeszcze wiele istotnych spraw do wyjaśnienia, dlatego powstanie zapewne ok 30 rozdziałów.
Mam nadzieję, że będziecie tu ze mną :)


Przy okazji oczywiście wyrażam smutek i ból z powodu tego, co dzieje się w życiu prawdziwego Gregora. Chciałabym go w końcu zobaczyć na żywo, bo tego jeszcze nie dokonałam. Czekam więc do sezonu 2017/2018, bo raczej kolejnej zimy go nie zobaczymy.
Załączam link, gdybyście chciały sobie poczytać relację z konferencji:



Buziaki :****

11 komentarzy:

  1. Nie umiem pisać długich komentarzy, chyba juz o tym wspominałam.
    Rozdział jak zawsze -idealny.
    Ale i tak marzę tylko o jednym.
    Niech Gregor wreszcie zrozumie co czuje do Hani i przyzna się do tego chociaż sam przed sobą na razie.
    A co do realnego świata..
    Bycie fanką Grega od ponad ośmiu lat zdecydowanie źle na mnie wpływa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz, ze na mnie tez :) uwielbiam go tyle lat a na zawody jezdze od niedawna bo niestety nie mialam wczesniej tyle szczescia. To co go teraz spotyka to jakis dramat...

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Hej:*
    Serce podeszło mi do gardła, gdy rozpętała się ta bójka... Miałam tylko nadzieję, że nie stanie się nic poważnego...
    Cieszy mnie, że do Gregora coś W KOŃCU dotarło, tylko boję się, jak na jego uczuciowe rewelacje zareaguje Hania, bo przez to wszystko, co z nim przeszła w ostatnim czasie, może mieć dużo wątpliwości co do jego szczerości...
    A Sandra? To jednak bardzo mądra kobieta!:)
    Czekam na kolejny bardzo bardzo niecierpliwie!
    Pozdrawiam
    Verity
    fresh-start-for-broken-souls.blogspot.com
    udowodnie-ci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podobał mi się ten rozdział, dużo się działo. Gregor może w końcu zaczyna wkraczać w dorosłość... Stanął w obronie Hani, może trochę przesadził zatracając się w tej bójce, ale w końcu czego się nie robi dla swojej miłości, którą w końcu odkrył w sobie.
    Z drugiej strony nie spodziewałam się po Bartku aż takich chamskich odzywek w stosunku i pod adresem Hani, niby taki zakochany, a dopiero zraniony pokazał swoją prawdziwą twarz.
    Mam nadzieję, że Hania i Gregor w końcu znajdą czas i wewnętrzny spokój na szczerą rozmowę o uczuciach, chociaż domyślam się, że pewnie nie będzie łatwo Gregorowi odzyskać zaufanie Hani, w każdym razie liczę na to, że mu się uda.
    Pozdrawiam i czekam na dalszy rozwój wydarzeń ;)

    P.S. Przeczytałam Twoje poprzednie opowiadania z Gregorem, rewelacja :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co to się porobiło! Tak, "Grześ wreszcie załapał, że był ślepy jak kret", zakasał rękawy i wkroczył do akcji i to jeszcze w TAKIM stylu!!! Ale może po kolei.
    Dzięki, Sandra! Naprawdę, kocham ją i mam ochotę ją teraz wyściskać. Mądra z niej babka, a w dodatku taka spostrzegawcza. To jej zagranie było świetne. Gdyby nie kazała Gregorowi się pocałować, nie wiadomo, jak długo jeszcze byłby święcie przekonany, że to ona jest jedyną kobietą, którą kocha. Brawo, Grześ, nareszcie oprzytomniałeś i od razu zabrałeś się do roboty. No i co za wyczucie czasu! Już myślałam, że Hania pozwoli się pocałować Bartkowi, a potem może nawet wyniknie z tego coś więcej, czego potem będzie żałować, a wtedy Gregor pięknie zainterweniował. Chociaż mnie też bardzo nie podobał się ten ton ich wypowiedzi, bo naprawdę kłócili się o Hanię jak o jakieś trofeum albo zabawkę. Przez chwilę naprawdę nie wiedziałam, po czyjej stronie stanąć, bo wprawdzie kibicuję Hani i Gregorowi od samego początku, lecz z drugiej strony to Bartek przyjechał do niej w najbardziej kryzysowym momencie i udzielił jej potrzebnego wsparcia, co było bardzo kochane. Ale kiedy powiedział "ja też ją kiedyś porządnie wyruchałem i powiem ci, że dobra z niej dupa", automatycznie stracił w moich oczach. Wiem, że powiedział to pod wpływem gniewu, no ale i tak. Nie powinno się tak mówić o kobiecie, którą ponoć tak bardzo się kocha. No. Od tamtej chwili z czystym sumieniem kibicuję Gregorowi. Ale załóżmy, że Hania rzeczywiście zaufa teraz Schlieriemu i spróbują stworzyć jakiś związek - jeśli tak się stanie, to przecież przed końcem tego opowiadania coś się jeszcze musi wydarzyć. Dlatego jestem bardzo ciekawa tego punktu kulminacyjnego. Boję się, że może mieć on bardzo nieprzyjemny związek z Adasiem. No ale... Pisałaś przecież, że nie lubisz smutnych zakończeń, więc ufam, że to tutaj takie nie będzie :)
    Mam nadzieję, że nie mówię tego za wcześnie, ale... Boże, tak się cieszę, że Gregor wreszcie przejrzał na oczy!!! ♥♥♥
    Ściskam mocno! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow.. Tego to ja się niespodziewałam :) ale jestem pozytywnie zaskoczona tym przewrotem. Wiedziałam że wizyta Bartka namiesza a jeszcze te pojawienie się Sandry... Jeszcze bardziej przekonała mnie do siebie. Widać było że chciała mu pomóc
    Gregorowi :) czekam na rozwinięcie się dalszej akcji z naszym bohaterami. Pozdrawiam i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem!
    Genialny rozdział, jak dziewiętnaście poprzednich :) Nie wiem, jak to robisz, ale aż chce się czytać i czytać ^^
    O kurczę, ileż tu się dzieje! No, zaszalałaś kochana z tymi rewelacjami i wydarzeniami. Powiem szczerze, że na początku byłam bardzo sceptycznie nastawiona do Sandry (wręcz wrogo, powiedziałabym), ale dzisiaj mnie do siebie przekonała. Mądra kobieta, trzeba to jej oddać. Aż miałam ochotę przybić jej piątkę :D W dodatku pojawił nam się jeszcze Bartek, jakby tego wszystkiego było mało. Gdyby nie ekran, to chyba bym mu przywaliła w ten pusty łeb. Co on sobie wyobraża? To było naprawdę chamskie, nie spodziewałam się po nim takich wrednych odzywek. Pokazał swoją drugą, gorszą twarz.
    Całe szczęście, że Gregor też w końcu zrozumiał pewne sprawy. Ale czy nie jest na to za późno? Cały czas trzymam kciuki za niego i Hanię, że jednak uda im się poukładać swoje życie.
    A w tym prawdziwym... cóż, kibicuję Gregorowi już z dobre siedem lat i jakoś ciężko jest mi sobie wyobrazić skoki bez niego, bo coś czuję, że jeśli wróci, to dopiero na igrzyska. Ale mam jednak nadzieję, że zobaczymy go jeszcze nie raz na pierwszym stopniu podium :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Kochana.
    Przepraszam że tak późno ale kompletnie zapomniałam skomentować wcześniej Twojego rozdziału.
    Dopiero przypomniałam sobie że mam to zrobić, po przeczytaniu Twojego komentarza pod moim rozdziałem, za który bardzo ci dziękuję, nawet nie wiesz jak mi miło.
    Ale przejdźmy do Twojego dzieła.
    Pierwszy raz w życiu chyba to powiem kocham Sandre. Otworzyła mu oczy. Teraz w końcu Gregor zobaczył, że jak to ujęłaś bardzo trafnie był ślepy jak kret.
    Dobrze że Gregor pojawił się koło Hani. Kłusek zachował się tragicznie. Jak on mógł tak obrazić Hanie.
    Nie dziwię się Gregoriwi że przywalił temu pacanowi. Co prawda w rezultacie szatyn troszkę ucierpiał ale było warto.
    Myślę ze ten mały gest Hani,niby nic zwykły przytulas może wiele zmienić.
    Czekam na kolejny.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń