Strony

piątek, 8 kwietnia 2016

Dwadzieścia jeden

- Co? Nigdy w życiu nie widziałam jak on się bije! - przyznaje ze śmiechem. Mężczyzna obok niej nadaremnie próbuje zachować powagę, ale kąciki jego ust same unoszą się ku górze.
- Zdziwiłabyś się, co potrafię – odpowiada jej z poirytowaniem.
- Lepiej doprowadź się do porządku, żeby nasza matka nie umarła na zawał, gdy cię zobaczy – stwierdziła jedynie – Boże! Taka chudzina, a taki macho! - Gloria razem z Gustavem ponownie wybuchają śmiechem. Ignoruję ich zachowanie i namaczam gazę wodą utlenioną. Szatyn zerka na mnie z niepokojem w oczach, bo wie, co zaraz go czeka, tak samo nie biorąc do głowy słów siostry. Następnie ostrożnie przykładam materiał do miejsca nad brwią.
- Auułaa! - syknął i tym razem to ja się uśmiecham. No jak dziecko. Już chyba Adaś by tak nie piszczał.
- Ogarniesz się wreszcie, czy mam cię zawieźć na pogotowie? - pytam ironicznie na chwilę przerywając czynność.
- Czemu nie? Może zajęłaby się mną jakaś seksowna pielęgniarka – nie wierzę, że to mówi. Zaciskam usta i patrzę na niego ostro. A on nadal ma iskierki radości w oczach. Nie rozumiem tylko, z czego on się śmieje. Jego twarz wygląda tak jakby właśnie przejechał po niej pociąg albo walec. Wcale bym się na jego miejscu tak nie cieszyła.
- Podejrzewam, że wielu powiedziałoby to samo o Hani – zauważa jego siostra. Teraz to on kieruje na mnie lodowate spojrzenie, a ja się chytrze uśmiecham. Następnie znów przykładam materiał do jego czoła, a on znów ma grymas na twarzy.
- No w sumie jeden adorator właśnie się ulotnił – dodaje jej chłopak, który przyrządza nam wszystkim drinki. Po raz kolejny zrobiło mi się przykro, bo właśnie zepsuliśmy tej dwójce wieczór. Romantyczna kolacja we dwoje z winem i świecami. Potem pewnie jakiś romantyczny seks...sama marzę o takiej nocy, ale cóż..
- Bo skutecznie go przegoniłem – dowiada szatyn.
- Ale wyszedłeś gorzej niż on – stwierdzam, unosząc brew.
- Liczy się fakt, że uszedłem zwycięsko – mówi zimno. Tak pewnie. Może jednak drzemie w nim odrobina zazdrości?
- Dobra, wiecie co? My spadamy do Gustava – rzuca w pewnym momencie Gloria. Jednym haustem dopija swojego drinka i idzie do korytarza po jakiś płaszcz. Zerkam ze skruchą na bruneta.
- Przepraszam, mieliście mieć mieszkanie dla siebie – mówię, przygryzając wargę.
- Daj spokój, kwestia zmiany miejsca – śmieje się.
- Właśnie. Tam też możemy się w spokoju pobzykać – dodaje wracająca właśnie do salonu Gloria. Jak zwykle prezentuje się nienagannie i bardzo kobieco. Kiedy ja zacznę tak wyglądać? Daje teraz swojemu chłopakowi buziaka w policzek.
- Czy ja naprawdę muszę wiedzieć, kiedy i gdzie uprawiasz seks? - tym razem głos zabiera Schlierenzauer. W jego oczach zauważam zrezygnowanie.
- Gregor, mówisz tak, bo sam chodzisz naciśnieniowany – bądź co bądź nie mogę powstrzymać śmiechu, gdy dostrzegam teraz jego minę – może spróbowałbyś skutecznie przekonać Hanię i wreszcie sobie ulżyć, bo stajesz się coraz bardziej marudny – tym razem jednak otwieram szeroko usta ze zdziwienia. Boję się spojrzeć na Gregora.
- Bawcie się dobrze siostrzyczko – mówi, specjalnie przesładzając głos i macha im na pożegnanie.
- Wy też. Dobranoc – odpowiada za nią Gustav i puszcza nam oczko. O co im, do cholery, chodzi? Stoję tak jak wryta z tą gazą w ręku i nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Po chwili słyszę tylko trzask drzwi świadczący o tym, że tych dwoje już wyszło. Czuję na sobie przeszywający wzrok skoczka.
- To jak będzie? - patrzę na niego z pytajnikami w oczach. On sięga po swojego drinka i również wypija go za jednym podejściem.
- Z czym znowu?
- No z tym seksem – po raz drugi tego wieczoru otwieram usta ze zdziwienia.
- Chyba śnisz – odpowiadam kpiąco, po czym powracam do opatrywania jego twarzy. Kiedy chcę w spokoju właśnie tym się zająć, czuję jak łapie mnie za rękę i odsuwa ją od swojej twarzy. Ale wcale jej nie puszcza.
- A może jednak? - szczerzy się do mnie jak głupi i bezpretensjonalnie próbuje włożyć swoją rękę pod moją sukienkę. A, że on siedzi na krześle a ja nad nim stoję, ma ku temu idealną sposobność.
- Spieprzaj z tą łapą! - warknęłam do niego i zabrałam jego rękę ze swojej nogi. Nadal się idiotycznie uśmiecha, czym doprowadza mnie do szału – powiedz mi może, dlaczego zostawiłeś Adasia samego?! - teraz przestaje się uśmiechać.
- Nie samego. Sandra z nim została.
- Sandra? - dziwię samą siebie wypowiadając jej imię takim tonem. Ale po co, na co i dlaczego ona?
- Przyjechała do szpitala, a kiedy wychodziłem, powiedziała, że z nim trochę zostanie – i on mówi to tak spokojnie?
- Zostawiasz nasze dziecko z obcymi ludźmi?
- Ona nie jest nikim obcym – mówi przez zęby. Zezłościł się. Aż tak drażni go temat tej blond laluni?
- To nie zmienia faktu, że Adaś jej nie zna a ja nie wyraziłam zgody, by z nią został.
- Uspokój się – mówi, podnosząc głos – nic mu się nie stanie. Akurat Sandrze ufam.
Spuszczam więc wzrok i znów namaczam czysty gazik wodą utlenioną. Zrobiło mi się przykro. I to oczywiste, że poczułam się zazdrosna. Nie chcę, żeby miał z nią jakikolwiek kontakt. Jak sobie pomyślę, że choćby ze sobą rozmawiają to ogarnia mnie wściekłość. Jeszcze tego brakuje, by zajmowała się moim synem!
- Po co przyjeżdżałeś do Glorii? - pytam, zmieniając temat. Staram się, by mój głos brzmiał naturalnie, dlatego nadal na niego nie patrzę.
- Przyjechałem do ciebie – odpowiada. Zerkam na niego. Jego ciemne oczy przybierają teraz ciepły odcień. Nawet z tą napuchniętą i poobijaną gębą wygląda całkiem przystojnie. Zawsze uważałam, że ma coś przyciągającego w swojej twarzy. To chyba te stanowcze i ostre rysy...Karcę się w duchu za tą myśl.
- Nie powinieneś zostawiać go samego – mówię, ignorując jego odpowiedź – wiesz, że sobie tego nie życzę. Przebiorę się i sama do niego pojadę... - rzucam, odstawiając gazik na bok z zamiarem udania się do mojego tymczasowego pokoju. Zamykam oczy ze złości, bo mi to uniemożliwia, łapiąc mnie za nadgarstek. Nie znoszę, kiedy w ten sposób próbuje mnie przy sobie zatrzymywać. Czy ja jestem jakimś manekinem, który można sobie od tak szarpać? Odwracam więc głowę w jego stronę i patrzę na niego z wyrzutem.
- Po pierwsze nasz syn jest pod doskonałą opieką, a my mamy XXI wiek i żyjemy w erze telefonów komórkowych – zaczyna, wciąż mocno ściskając moją rękę. Wywracam oczami na to zdanie – gdyby coś się działo to na pewno ty jako pierwsza zostałabyś o tym poinformowana. Z resztą wszystko z nim było w porządku – dodaje dla pewności. Może i ma trochę racji, ale mu tego nie przyznam. Wolałabym dopilnować wszystkiego osobiście. I serce mi się kraje, bo mały został sam w obcym miejscu.. - a po drugie to nie zapytasz nawet, po co do ciebie przyjechałem?
- No po co? - rzucam od niechcenia. Szatyn marszczy brwi, co powoduje kolejny grymas na jego twarzy, gdyż właśnie w tym miejscu ma spore rozcięcie. Ale ignoruje ten fakt, bo więcej w nim złości niż zamartwiania się bólem.
- Jesteś teraz okrutna. Pobiłem się o ciebie. Mogłabyś to odrobinę docenić! – zauważa z pretensją. A mi się zachciało śmiać.
- Mam ci teraz dziękować na kolanach za to, że zachowałeś się jak małe dziecko z podstawówki? - pytam ironicznie. Widzę jak nierówno oddycha. On nie znosi, gdy robi się z niego głupka. Ale nic nie poradzę na to, że stał się nim z własnej woli.
- No dobra. To może to przemówi ci do rozsądku – i nagle czuję jego usta na swoich ustach. Jestem na tyle zaszokowana, że nie wiem, jak mam zareagować. A on tak bardzo domaga się jakiejś reakcji z mojej strony, próbując ten pocałunek pogłębić. Chwyta mnie w talii i bardzo mocno do siebie przyciąga. Jest strasznie zaborczy, ale mu na to pozwalam bez najmniejszego oporu.
- Hania...- szepcze, gdy jego wargi wciąż znajdują się na moich. Spijam z jego ust smak whisky. Serce trzepocze mi jak oszalałe od jego nagłej bliskości. Dlaczego on mnie musi tak mocno pociągać? W takiej sytuacji nie potrafię myśleć rozsądnie i się od niego odsunąć. Wtedy wyłączam logiczne myślenie i kieruję się zwykłym instynktem. Pragnę się z nim całować, więc to robię. Zarzucam mu ręce na szyję i staję na palcach, by móc lepiej sięgnąć jego ust. Nic nie poradzę na to, że go kocham. Mogę potem cierpieć, płakać w poduszkę nocami i zostać sama, bylebym tylko miała możliwość spędzenia kilku godzin w jego ramionach i być przez moment szczęśliwa. Jak jakaś masochistka.
- Więc przyjechałeś, żeby mnie pocałować? - pytam, kiedy na moment się ode mnie odrywa. Patrzy mi zawzięcie w oczy, a potem delikatnie przesuwa kciukiem po moich nabrzmiałych ustach. Zrobiło mi się duszno, a ten gest sprawił, że nogi same się pode mną ugięły.
- Wiesz, dlaczego rzuciłem się na Kłuska? - pyta zamiast tego po chwili ciszy. Kręce głową, zaprzeczając – zrobiłem to, bo jestem o ciebie cholernie zazdrosny – wstrzymuję powietrze na te słowa. Patrzę na niego jak zahipnotyzowana i karmię się każdym kolejnym zdaniem, jakie wypowiada – bo szlag mnie bierze na myśl, że on czy ktokolwiek inny mógłby się do ciebie zbliżyć. I wtedy, po tamtej nocy...- patrzy przez moment gdzieś w bok - było cudownie Hania, uwierz mi...ale nie chciałem, żebyś zaczęła robić sobie nadzieję na coś więcej. Na coś, czego w tamtej chwili nie byłbym w stanie ci zapewnić...
- Nadal tak nie jest, prawda? - szepczę ochrypłym głosem. Nie kocha mnie, a jest o mnie zazdrosny. Nie żałuje tamtej nocy, ale nie może mi niczego gwarantować. Przecież on mi robi sieczkę w mózgu!
- Coś sobie uświadomiłem, Hania. I to dzięki Sandrze – coś ściska moje serce, kiedy wypowiada jej imię. Spuszczam wzrok, ale zaraz chwyta mój podbródek i znów patrzę w jego brązowe oczy – chciałem być wobec ciebie uczciwy, nawet jeśli sprawiłoby to ból. - kontynuuje – nie składać obietnic bez pokrycia..
- Proszę, nie mów, że nic do mnie nie czujesz, Gregor – mówię cicho, próbując powstrzymać wielką gulę, jaka pojawiła się w moim gardle. Ale nie umiem poradzić sobie ze łzami, które teraz spływają strumieniami po moich policzkach – ja tego nie zniosę. Już lepiej, jeśli stąd wyjdziesz i... - nie dokończyłam, bo znów wpił się w moje usta. Tak bardzo namiętnie. Musiałam czerpać z tego pocałunku, ile się da, dlatego oddawałam mu go z nie mniejszą pasją.
- Kochasz mnie, Hania? - pyta, powodując, że na moment zastygam. Nie mogłabym go teraz okłamać, dlatego z porcją kolejnych łez delikatnie przytakuję. Pocałował mnie krótko. W jego oczach zauważyłam blask, a niewinny uśmiech zagościł na jego ustach. Nie rozumiałam tej reakcji, ale chyba była czymś pozytywnym.
- To dobrze – dodaje po chwili. Jego tęczówki są jak magnez, nie potrafię od nich oderwać spojrzenia. Topię się pod ich ciężarem.
- Dobrze? - pytam jak głupia. On kiwa głową z uśmiechem.
- Tak, to dobrze, Hania. - ale nie dodaje nic więcej. Jednak zabrakło tu jego wyznania. Słów, które chciałabym usłyszeć, a których się nie doczekam. I to zabolało...
- Pójdę pod prysznic – mówię w końcu, przerywając tę ciszę. Odrywam się od niego na niewielką odległość. Czuję, jak serce rozrywa mi się na kawałki. Mam ochotę dać upust moim łzom w otoczeniu strumienia wody. Nie chcę, żeby to widział, choć zdaje sobie sprawę z zawodu na mojej twarzy. Ale przecież go nie zmuszę...
- Hania..
- Co w końcu z tym seksem? - pytam chłodno, stojąc do niego plecami. Zaskakuję tym sama siebie, ale jeśli to jedyna możliwość, by mieć go na chwilę blisko...
- Co? - jest zdezorientowany, co wnioskuję po jego głosie. Tym razem się do niego odwracam i patrzę intensywnie w jego oczy. Nie uśmiecham się. Mam neutralny wyraz twarzy, choć w środku cała drżę.
- Rezygnujesz? - wprawiam go w osłupienie, bo stoi oparty o stół z otwartą buzią. Właśnie tak, Gregor. W tym momencie pragnę go jak jeszcze nigdy i wiem, że to jedyna szansa, żeby mieć go tylko dla siebie. Nie dzielić z żadną Sandrą i Bóg wie, kim jeszcze.
Wzruszam ramionami i znów się od niego odwracam. Kieruje się powoli do swojej sypialni, odpinając jednocześnie suwak sukienki. Pozwalam materiałowi zsunąć się swobodnie z mojego ciała, a następnie pozbywam się ubrania zostawiając je tam, gdzie spadło. Wiem, że teraz odprowadza mnie wzrokiem, gdy jestem w samej bieliźnie i pończochach. Ostatnią rzeczą jaką zdążył zauważyć, nim zniknęłam w korytarzu, było rozepnięcie stanika. I wtedy usłyszałam jego kroki.

Kocha mnie. Te dwa słowa sprawiły, że wszystko stało się takie jasne. Moje intencje, moja zazdrość i nawet ta bójka mają w tej chwili logiczne wytłumaczenie. Bo moje uczucia do niej stały się oczywiste i jestem idiotą, wmawiając sobie inne rozwiązanie. Kocham ją. Ta myśl przyszła tak nagle, tak niespodziewanie, a okazała się być taka prawdziwa. I to też stało się za sprawą pewnej blondynki, która jest zdecydowanie mądrzejsza ode mnie.
Chyba zawsze ją kochałem, już wtedy, gdy przyszła do naszego domku. Sandra...to bardziej uzależnienie od bycia z nią, nie miłość. Nic takiego nie mogło nas łączyć przez miniony rok. Bo to, co poczułem albo z czego zdałem sobie sprawę, co do Hani, okazało się najbardziej szczerym i najsilniejszym uczuciem, jakiego doświadczyłem.
Mijałem kolejne metry, zahaczając o elementy jej stroju. Sukienka, potem stanik. W niewielkiej odległości od siebie leżały obie pończochy. Uśmiechnąłem się na widok lekko uchylonych drzwi do jej pokoju, u którego wejścia leżały koronkowe majtki.
Odchyliłem je nieco i ujrzałem palącą się na szafce lampkę. Wszedłem więc powoli do środka. Stała przy oknie, odwrócona do mnie tyłem, zupełnie naga. Jej smukła sylwetka wydawała się być nieco wychudzona, nie tak wyglądało jej ciało kiedyś. Zawsze była drobnej budowy, ale odznaczające się w tej poświacie żebra z pewnością nie oznaczały nic dobrego.
Podszedłem do niej i delikatnie dotknąłem jej ramienia. Zadrżała, choć musiała wcześniej słyszeć, jak wchodzę. Przekręciła głowę i musnęła ustami moją dłoń. Choć z pozoru niewinny, jej dotyk był tak zmysłowy, że musiałem przymknąć oczy. Odchyliłem jej włosy z karku, po czym sam zostawiłem na nim delikatny pocałunek. Usłyszałem jak westchnęła, a reakcja w moich spodniach wzmogła się dwukrotnie. To nie tak, że w tej chwili po prostu chciałem się z nią przespać. Chciałem wyznać jej wszystkie moje uczucia, zapewnić, że ją kocham. Chcę błagać, by ze mną została. Byśmy razem z naszym dzieckiem stworzyli rodzinę.
Odwróciła się do mnie przodem i zaczęła mnie całować. Mocno i zdecydowanie. Chwyciłem jej twarz w dłonie i splotłem nasze języki, czerpiąc i dając jej jak najwięcej. Włożyła swoje dłonie pod moją koszulkę i zaczęła nimi błądzić, powodując u mnie dreszcze. Zdjąłem ją szybko i napawałem się jej zachwytem, jej widokiem, jej niepewnością. Była taka piękna, taka urocza. Dlaczego zawsze sądziłem, że wolę blondynki, skoro żadna nie mogła równać urodą właśnie jej? Uwielbiałem całować usta Sandry. Jej usta po prostu kocham całować. Wszystko w niej kocham i to stało się dla mnie takie oczywiste.
Kochaliśmy się powoli, jakby to miało zatrzymać czas wokół. Choć z trudem panowałem nad swoim pożądaniem to właśnie jej chciałem sprawić przyjemność, pozwalając by stopniowo osiągała spełnienie. Moment, w którym wbiła paznokcie w moje plecy i napięła swoje ciało, dając upust emocjom gdzieś przy moim uchu, był po prostu nie do opisania. Satysfakcja to za mało. Szczęście i radość to za mało. Nawet później, gdy diametralnie przyspieszyłem rytm, czując, że zaraz sam poddam się działaniu mojego ciała, gdy przygryzłem lekko jej ramię i ta fala przyjemności rozeszła się w każdą część mnie, nie mogło się równać z pięknem jej spełnienia.
Równaliśmy swoje oddechy, patrząc sobie w oczy. Głaskałem ją po głowie, raz po raz krótko całowałem. W czoło, w obie powieki, w nos, usta. W tym momencie byłem najszczęśliwszym facetem na ziemi.
- Ja ciebie też kocham, Hania – szepnąłem na jej usta. W jej oczach malowało się teraz ogromne zaskoczenie, na które mogłem odpowiedzieć jedynie uśmiechem i kolejnym pocałunkiem. Ale wyraz jej twarzy się nie zmienił – przepraszam, że zdałem sobie z tego sprawę dopiero teraz. Przepraszam, że byłem takim bydlakiem w tej kawiarni, i choć miałem to cholerne zdjęcie USG, nie wsiadłem w pierwszy lepszy samolot, żeby do was przylecieć.
- Co ty wygadujesz, Gregor?
- Kocham cię – mówię tym razem dobitnie – chyba zawsze cię kochałem, tylko mój mózg dopiero teraz to sobie zakodował – dodałem z uśmiechem – za to, że mi wtedy tak pomogłaś. Za to, że spędziłem z tobą tyle cudownych miesięcy. Teraz wiem, że byłaś dla mnie wszystkim, a ja ślepo patrzyłem w Sandrę, myśląc, że to miłość mojego życia.
- Kochasz mnie? - szepcze, a pojedyncza łza uchodzi z jej oczu. Śmieję się krótko, bo tak bardzo chciałbym teraz przychylić jej nieba. Chronić ją. Zrobić dla niej wszystko. Spełnić każdą prośbę, byleby zapomniała, jaki kiedyś byłem.
- Najbardziej na świecie, skarbie – zapewniam ją, znów całując jej usta. Ślamazarnie, z największą starannością, by mieć ich smak zawsze przy sobie – i będę ci to mówił codziennie, udowodniał jak tylko mogę. Powiedz, co mam zrobić, byś wybaczyła mi ten czas, kiedy was nie chciałem? Nawet tę ostatnią noc, kiedy tak naprawdę moje serce krzyczało, że cię kocham a mózg ciągle to odrzucał. Zmarnowałem 2 lata na kobietę, która była jedynie przyzwyczajeniem, rezygnując z miłości do kobiety, która dała mi dziecko.
- Boże, ty mówisz poważnie? - Moje słowa brzmiały tak chaotycznie, ale musiałbym zapewne wygłosić przemowę, by wyliczyć wszystkie swoje błędy, a potem opisać uczucia i emocje, jakie w tej chwili mną targają. One napływały do głowy spontanicznie, nie miałem na nie wpływu. To tak jakby ktoś nagle odblokował tamę, która spowodowała, że dobijające się do niej uczucia nagle zaczęły gwałtownie napierać na mój umysł. To była szczera miłość do niej. To były nasze wspólne wspomnienia, wzbogacone przeze mnie o jeden, a jakże szczególny detal: bezgraniczne uczucie do tej kobiety, do matki mojego dziecka. To tak nieporównywalne do niczego doświadczenie, którego nawet naukowcy zapewne nie potrafią rozgryźć. Ale jest piękne, a ja jestem wdzięczny losowi, że właśnie w ten sposób mi je dostarczył. Bo coś, co wydawało mi się absurdalne jeszcze kilka dni temu, stało się w tym momencie czymś zupełnie naturalnym. I jedyne, co mi pozostało, to pytanie do samego siebie, jak to możliwe, że przez tyle czasu tego nie dostrzegałem, choć w sercu ta czerwona lampka zapaliła się już przy pierwszym spotkaniu z nią.
Teraz płakała na dobre. Już sam nie wiedziałem, czy to ze szczęścia czy złości, więc mówiłem dalej.
- Dziękuję ci za Adasia – powiedziałem – dziękuję ci, że dzięki niemu przejrzałem na oczy. Za późno, wiem, ale ja chcę to naprawić. Hania, niczego tak nie pragnę jak to wszystko naprawić...
- Ciii... - położyła mi palec na ustach. Miała w swoim spojrzeniu czyste wzruszenie. I teraz wiem, że było to też szczęście. Schlierenzauer, ty pojebie! Gdzie zakopałeś to coś w środku twojej głowy, kiedy miałeś i ją i własne dziecko na wyciągnięcie ręki?
- Wybaczysz mi, Hania? - pytam niemal desperacko. A ona jedynie się uśmiecha i znów mnie całuje. Zajmuje nam to dłuższą chwilę, bo nie był to jeden z tych krótkich pocałunków. To był ten wyrażający tęsknotę, ale zarazem gorycz i żal. Trzymając ją w ramionach wiedziałem jedno: nigdy więcej nie pozwolę sobie jej stracić. Nigdy więcej nie popełnię tych samych błędów. Zawalczę i o jej pełne zaufanie i o zdrowie syna.
- A czy w życiu nie jest najważniejsze, żeby właśnie potrafić sobie nawzajem wybaczać, Gregor? - przytaknąłem, bo tylko to potrafiłem uczynić w przypływie euforii na jej słowa. Kocham tę kobietę!
- Idę na balkon.
- Co? Po co? - pyta, kompletnie zdezorientowana. Śmieję się.
- Wykrzyczeć całemu Innsbruckowi, że cię kocham – ten promienny uśmiech na jej twarzy stanie się moją porcją energii na każdy dzień. Już przez całe życie, bo to jest mój cel.
- Co najwyżej może cię usłyszeć pół osiedla i ewentualnie kilku pijaczków spod monopolowego – zaśmiała się. Znów ją pocałowałem. Może stanie się to moim uzależnieniem? Jeśli miałbym być uzależniony od niej, to nie składam sprzeciwu.
- Przynajmniej będą się cieszyć moim szczęściem – odpowiadam rozbawiony, głaszcząc ją po policzku. - Kocham cię, Hania – wyznaję patrząc jej w oczy. Jak lekko przychodziło mi wypowiadać te słowa.
- Ja ciebie też, Greg – całując ją po raz enty tego wieczoru poczułem, jak na nowo zbiera się we mnie pragnienie. Z ust przeszedłem do jej szyi, do jej dekoltu, jej piersi, którym poświęciłem dłuższą chwilę, zauważając, jak jej ciało powoli reaguje na moje pieszczoty. Schodziłem co raz niżej. Mijając jej brzuch powiedziałem sobie w duchu, że jeszcze będzie tu moje dziecko. Nadal kierowałem się niżej, a ona po prostu patrzyła na mnie z rozszerzonymi oczyma. Miała taki błędny wzrok, a to nakręcało mnie jeszcze bardziej.
- Gregor? - słyszę jej ciche pytanie, gdy jakiś czas później leżeliśmy mocno wtuleni w siebie, oglądając horror w telewizji. Odsunąłem się od niej na niewielką odległość, by móc spojrzeć jej w oczy. Miała taki spokojny wzrok. Nie widziałem go u niej od dawna. Od prawie dwóch lat.
- Hmm? - mruknąłem niezrozumiale. Spostrzegłem unoszące się ku górze kąciki jej ust.
- Wydajesz się być teraz nieco wyczerpany. - zauważa, przygryzając dolną wargę.
- Bo mnie wyczerpałaś, mała – zaśmiałem się lekko a potem cmoknąłem ją w nos. Boże, ile bym dał, by widzieć tę radość na jej buźce przez resztę świata.
- A co...z Sandrą? - długo zastanawiała się nad tym pytaniem, zakreślając niezgrabnie kółka na moim torsie. Tym razem na mnie nie patrzyła, ale jej mina zdradzała niepewność. Uśmiechnąłem się sam do siebie i pocałowałem jej usta. Nie kryła zaskoczenia.
- Jaką Sandrą? - mówię, po czym czuje jak się do mnie mocniej przytula. Oplatam ją rękami i całuję w czubek głowy – śpij, słoneczko. Choć jedną noc miej spokojną...

Wreszcie usnęła, a ja zawtórowałem jej tym samym.







~ Bo to Ona sprawiła, że wreszcie zaczynasz żyć...




***
Nie będę komentować tego rozdziału. Pozostawiam to Wam <3

14 komentarzy:

  1. Rozpływam się ich miłością..... *_*

    Tylko czy słowa Gregora na pewno są szczere? Mam mętlik w glowie i boję się, że niedługo coś popsujesz... a przecież jest tak pięknie! ♥
    Genialny rozdział! =D
    Pozdrawiam, weny życzę :*
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie :D
    Zaskoczyło mnie, że Gregor w końcu odważył się na takie słowa, mam nadzieję, że tym razem będzie wytrwały i nie zburzy tego, co powoli zaczyna budować. Hania potrzebuje spokoju i oparcia w nim, więc mam nadzieję, że rzeczywiście dorósł i swoje słowa przekuje w czyny - oby więcej takich rozdziałów z happy endem.
    Oboje muszą dać radę, a Mały musi wyzdrowieć - czas na pełną rodzinę.
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Poleciały łezki z wzruszenia. To jest najpiękniejszy rozdział jaki kiedykolwiek przeczytałam na blogu. Jeszcze nie zdarzyło mi się ryczeć przez rozdział. A ty swoim to uczyniłas. Czekam na nastepny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. W słowniku języka polskiego po prostu brakuje słów, które mogłyby opisać jakoś ten rozdział. Bo "cudowny" i "świetny" to zdecydowanie za mało. Czytałam go z otwartą buzią i chłonęłam każde słowo, mając nadzieję, że tak prędko się nie skończy. To zdecydowanie najpiękniejszy tekst o wyznaniu miłości, jaki kiedykolwiek przeczytałam. Mam ogromną nadzieję, że Gregor i Hania będą razem szczęśliwi. Choć ona pewnie cały czas nie dowierza temu, co on jej wyznał, ale skoro nawet Sandra już się dla niego nie liczy, to znaczy, że to coś poważnego.
    Z druzgocącą niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam bardzo serdecznie :)
    Verity
    fresh-start-for-broken-souls.blogspot.com
    udowodnie-ci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. kocham to <3 taka sielanka, zakochani są wspaniali awwwww...
    Pozdrawiam S.
    PS. Pięknie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam jeszcze, że piękny to mało powiedziane. Brakuje mi słów, by wyrazić opinię na temat rozdziału i Twojego niebagatelnego talentu ;)
      S.

      Usuń
  6. Witaj Kochana! <3

    Ann, bardzo Cię przepraszam za nieobecność pod poprzednim rozdziałem. Przyznaję, że ja już po prostu się nie wyrabiam...

    Pokochałam to opowiadanie <3 Każdy rozdział jest obłędny, ale ten dzisiejszy przebił wszystko!
    Po jego przeczytaniu czuję się jakby spadł mi z serca kamień. Zapewne nie tylko ja czekałam na taki rozwój wydarzeń.
    Wspaniale przedstawiłaś uczucia bohaterów. Miałam wrażenie, że przeżywam to razem z Hanią. Bardzo rzadko zdarza mi się płakać, kiedy coś czytam. Jednak tutaj nie byłam w stanie powstrzymać łez - łez szczęścia.
    Wyznanie Gregora oraz jego myśli są niezwykłe. Był z Sandrą nie z powodu miłości tylko z przyzwyczajenia... to wyjaśnienie całkowicie mnie rozemocjonowało!
    W sumie to nie powinien dziwić mnie fakt, że Schlieri zrozumiał to wszystko gwałtownie i po tak długim czasie. Każdy z nas dostaje czasami nagłego olśnienia.
    Nie jestem w stanie zrozumieć jak to możliwe, że chociaż przez chwilę myślałam, że Kłusek bardziej pasuje na miejsce Gregora -.-
    Tym razem uważam, że to dobrze, że skończyli w łóżku. Tęsknotę, miłość, pragnienie i inne przełożyli na czyny.
    Ogromnie cieszę się, że Hania może znowu poczuć się szczęśliwa! Jeszcze tylko niech Adaś wyzdrowieje i będzie jak w niebie!
    Znając życie będzie tu jeszcze trochę niepowodzeń i problemów... jednak mam nadzieję, że za bardzo nic już się tutaj nie popsuje :)
    Aaaa, zapomniałabym o Glorii! Gloria jak zawsze niezawodna :D Jej teksty mnie powalają!

    Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy!
    Trzymaj się :*

    Pozdrawiam Camille.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Kochana.
    Jeju kocham Cię... na taki rozdział czekałam.
    Cieszę się jak idiotka.
    W końcu wszystko jest tak jak powinno być.
    Gregor potrzebował czasu,żeby zrozumiec że kocha Hanie.
    Teraz nie liczy się to,że to Sandra musiała go o tym uświadomić.
    Teraz się liczą oni. To właśnie Gregor i Hania są w stanie stworzyć Adasiowi rodzinę, pełną rodzinę. Może ta rodzinka się w przyszłości powiększy.

    Hania w końcu dostała zapewnienie, że nie jest obojętna Gregorowi,że jest dla niego całym światem.
    Pięknie opisałaś jak wyznawali sobie miłość. Były łzy, żal, cierpienie, ale najważniejsza była miłość.

    Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Liczę na sielankę.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Tym razem nie jestem w stanie napisać nic innego oprócz...
    TAK KURWA,DOCZEKAŁAM SIĘ :D

    ~Tusiek

    OdpowiedzUsuń
  9. Doczekaliśmy się tego momentu. No nadal nie wierzę. Kocham to opowiadanie. Czekam na kolejny
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Doczekaliśmy się tego momentu. No nadal nie wierzę. Kocham to opowiadanie. Czekam na kolejny
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeju *,* w końcu, tak na to czekałam :) oni są razem tacy słodcy. Uwielbiam ich, ale niektóre ich kłótnie też były nieźle xd
    Mam nadzieję, że los będzie im sprzyjał :D

    OdpowiedzUsuń
  12. TAK! ♥
    Tak sobie myślę, że faceci to kretyni... Greg od dawna miał pod nosem taki skarb, kobietę, którą kocha, a co robił? Komplikował sobie życie.
    Cieszę się, że zmądrzał i doszło do niego, że kocha Hanię. Matkę swojego syna.
    Te wyznanie Gregora było takie piękne. *_*
    Hahaha, no i uwielbiam Glorię! xD
    Czekam na kolejny, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem! Przepraszam w ogóle, że znowu z wielkim opóźnieniem, ale ostatnio szkoła wymaga ode mnie coraz więcej czasu...
    Cudowny rozdział! Chyba wszystkie czekałyśmy właśnie na TEN jeden, konkretny moment :) Ależ uroczo się zrobiło. Gregor i jego słowa... poezja po prostu ^^ Mam wrażenie, że potrzebował właśnie czasu, żeby zrozumieć pewne sprawy, żeby dojrzeć do takich wyznań. Oby teraz było już tylko lepiej. W końcu mają siebie, mają synka, czego chcieć więcej? :)
    Czekam na kolejne!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń