Strony

czwartek, 25 lutego 2016

Piętnaście

- O czym tak myślisz? - czuję jak oplata mnie w talii i przytula się do moich pleców. Uśmiecham się delikatnie, nadal wpatrując się w panoramę Alp o zachodzie słońca. Powietrze było takie rześkie, można by rzec jesienne. Lato powoli dochodziło ku końcowi i należało się pogodzić z tym, że jeszcze kilka tygodni a będziemy musieli chodzić opatuleni szalikami. Ech, nienawidziłam zimna.
- Nie polubili mnie – mówię cicho.
- Co ty znowu bredzisz? – odpowiada zrezygnowana. Odwracam ku niej twarz i patrzę na nią znacząco – niby czemu tak sądzisz?
- Wasza mama...widziałam w jej wzroku coś dziwnego, coś co sprawia, że człowiek nie może czuć się swobodnie.. - odparłam spokojnie, odwracając spojrzenie – nie umiem tego dokładnie określić.
- Aj tam, głupoty gadasz – komentuje nerwowo – byłaś do tego od początku uprzedzona i teraz wymyślasz.
- Gdzie Adam? - zmieniam szybko temat. Wiedziałam, że niczego sobie nie wymyśliłam. Umiem poznać, kiedy ktoś traktuje mnie z rezerwą a kiedy ktoś okazuje szczerą sympatię. W przypadku pani Schlierenzauer raczej poczułam to pierwsze.
- Gregor go przewija – odpowiada. Wzdycham. Każdy coś za mnie robi od kiedy przyjechałam do Austrii. A to Gloria, a to Gregor. W ogóle nie mam styczności z własnym synem.
Przechodzę przez szklane drzwi i znów znajduję się w salonie Schlierenzauerów. Jest gustowny i nowoczesny. Podobny do tego w mieszkaniu Glorii. Nie wiem dlaczego, ale to ciepły salon Gregora przypadł mi bardziej do gustu.
Lucas razem z ojcem siedzą na wielkiej kanapie i o czymś dyskutują. Są bardzo skupieni i poważni.
- Haniu, może zjesz kawałek sernika? - słyszę i zerkam uprzejmie na blondynkę. Kiedy młodszy z braci słyszy, do kogo zwraca się matka, automatycznie odwraca na mnie spojrzenie. I chce mi się śmiać, bo właśnie przypominają mi się słowa Glorii.
- Nie, dziękuję. Nie jestem głodna – odpowiadam grzecznie.
- Obiadu też prawie nie tknęłaś – zauważa Gloria. Pani Angelika nie zwraca jednak uwagi na komentarz córki i wychodzi z pomieszczenia. Czuję się przy niej dziwnie spięta, dlatego w duchu cieszę się, że sobie poszła. - pewnie w ogóle nic nie jesz.
- Nie mam ostatnio apetytu – mówię krótko – idę do Adasia – w sumie nie wiem, gdzie jest pokój Gregora, bo pewnie tam ich obydwu zastanę, ale wiedziałam, gdzie są schody prowadzące na piętro. Już po chwili usłyszałam jego głos i skierowałam się do odpowiedniego pomieszczenia. Ale nie był tam sam.
- Musisz podkładać tę pieluchę sprawniej, nie ma co się bawić – mówi blondynka. Staję w progu i z uwagą przysłuchuję się ich wymianie zdań.
- Mamo, umiem sam zmienić mu pieluchę.
- Zabierasz się za to jak pies do jeża! - odpowiada mu matka. Muszę zakryć usta, żeby się nie zaśmiać.
- Mamo, zostaw go. Sam sobie poradzę. - słyszę nutkę poirytowania w jego głosie. Niecierpliwi się.
- Stań sobie spokojnie i patrz, jak to się robi. Poza tym też chciałabym się przez chwilę zająć własnym wnukiem. Nie dałeś mi do tego okazji przez spory czas – dodaje stanowczo. Szatyn milczy, ale wiem, że ta uwaga go dotknęła. Niestety, blondynka ma rację. W tym czasie Adaś swobodnie gaworzy sobie po swojemu i chyba ta mała sprzeczka nie robi na nim wrażenia. Po chwili pani Angelika bierze go na ręce i kładzie sobie na ramieniu.
- Mój malutki aniołeczek – nadal oboje mnie nie zauważają – wiesz Gregor, wyglądałeś zupełnie identycznie w jego wieku – mówi – tylko miałeś takie dłuższe włosy i wtedy zaczęły ci się robić loczki.
- Bardzo jest do mnie podobny? - pyta nieśmiało. Przez moment trwa cisza.
- Czuję się tak, jakbym trzymała ciebie na rękach – odpowiada mu cicho. Słucham jej słów ze wstrzymanym powietrzem – coś ty narobił, dziecko..?
- Mamo... - westchnął.
- Niewiele mieliśmy czasu, żeby oswoić się z tą nowiną...- kontynuuje – ale oboje z ojcem po raz pierwszy tak się na tobie zawiedliśmy. Gregor, my cię tak nie wychowywaliśmy.
- Nie przypominaj mi tego, bo doskonale wiem, co zrobiłem. Gdyby był jakiś sposób, żeby cofnąć czas... - porusza się nerwowo i chyba nie może zebrać myśli – zmarnowałem rok życia z Sandrą, a już dawno mogłem go mieć przy sobie.
- Ona ci tego nie wybaczy.. - słyszę, po czym wydaję z siebie jakiś dziwny dźwięk, który sprawia, że oboje raptownie odwracają się w moją stronę. Na ich twarzach maluje się zdziwienie.
- Przepraszam.. - miałam jedynie nadzieję, że właśnie się nie zarumieniłam – przyszłam sprawdzić, co z Adasiem – mówię i powoli wchodzę głębiej do pomieszczenia. Gdy mały dostrzega moją obecność, natychmiastowo wyrywa się z objęć babci i wyciąga do mnie ręce. Uśmiecham się do niego promiennie i zabieram go na swoje ręce. Wreszcie czuję ulgę.
- Musiałem go przewinąć – odpowiada. Całuje dziecko mocno w czoło i zerkam na Schlierenzauera.
- Jest już zmęczony. Może połóż go na trochę tu, do łóżka? Zaraz zaśnie ci na rękach – wtrąca pani Angelika. Nie patrzy na mnie tylko na chłopca.
- Nie wiem, czy jest sens. Potem będzie mi ciężko go dobudzić..
- Przestań, nic się nie stanie jeśli się chwilkę zdrzemnie – mówi niby to przyjaznym tonem, ale ja wyczuwam coś negatywnego w jej głosie. Nie podoba mi się to.
- Mamo, daj Hani spokój. I tak zaraz wracamy do domu.
- Tak szybko? - pyta zawiedziona – nawet nie zdążyłam się z nim pobawić...Lucas chciał go zabrać na spacer.
- Jeszcze będzie na to okazja – odpowiada jej – wczoraj wpadli do nas chłopaki, dziś wizyta u was. I Adaś i Hania mają trochę dość wrażeń jak na tak krótki czas – nie wiem, dlaczego ale uśmiecham się do niego z wdzięcznością. Wiedział, ile nerwów kosztowało mnie to nieuniknione spotkanie i chyba to rozumiał.
- Ale teraz będzie ciągle w szpitalu – blondynka nie daje za wygraną. Na wieść o klinice zrobiło mi się niedobrze..
- Będziesz miała na to czas, kiedy już wyjdzie ze szpitala – o ile w ogóle wyzdrowieje...Co? Jak ja mogłam mieć takie myśli?!
- Dobrze, nie będę się z wami kłócić - dodaje chłodno i podchodzi do mnie, po czym całuje chłopca w główkę – urodziłaś pięknego syna – mówi, patrząc na niego z czułością. Znów zerkam na szatyna. Przygląda mi się w dziwny sposób i to nie daje mi spokoju.
- Wracajmy do domu, Gregor – mówię, a on kiwa głową. Po chwili schodzimy wszyscy na dół.
Kiedy ponownie pojawiamy się w salonie, pozostała trójka śmieje się z jakiegoś żartu powiedzianego przez Lucasa. Ostatni osobnik uśmiecha się do mnie delikatnie, na co reaguję tym samym. A ta podstępna jędza Gloria, próbuje przez to pohamować swój śmiech.
- Och, proszę. Dziadek też chciałby choć chwilę potrzymać własnego wnuka na rękach – słyszę zawiedziony głos pana Paula. A raczej Paula, jak kazał, by się do niego zwracać. Nie wiem dlaczego, ale bardzo go polubiłam, więc od razu siadam obok niego na kanapie i podaję mu chłopca. Mężczyzna sadza sobie go na kolanach i zaczyna uśmiechać się do niego jak dziecko.
- Jaki jestem rozkoszny i uroczy! - mówi i zaczyna łaskotać chłopca po brzuszku. Mały reaguje na to wielkim śmiechem. I trwa to przez kolejne kilka minut, kiedy dziadek „dmucha” mu w brzuszek czy podrzuca sobie nad głową. Ta ostatnia zabawa trochę mnie przeraziła, ale chyba mogłam mieć do niego zaufanie.
- Zaraz będziemy jechać – odzywa się w końcu Gregor – jest już późno, Adasia trzeba położyć spać.
- Kiedy teraz przyjedziecie? - pyta zbity z tropu ojciec. Momentalnie posmutniał. Przytulił do siebie dziecko, a ono oplotło jego szyję i ułożyło główkę na ramieniu. Widziałam te iskierki w jego oczach. Starszy Schlierenzauer strasznie przypominał swojego syna.
- Jutro Adaś idzie do szpitala.. - wtrąciłam cicho i złapałam go za rączkę. Włożyłam chłopcu do ust jego ulubiony smoczek, a on przyglądał mi się z ciekawością. Następuje krępująca cisza.
- On z tego wyjdzie. Przecież nie nazywałby się Schlierenzauer.. - słyszymy głos Lucasa. Młody dopiero po kilku sekundach orientuje się, jaką gafę popełnił. Mnie tym nie rozzłościł, ale Gregor patrzył teraz na brata z chęcią mordu.
- Musi, Lucas.. - dodaję spokojnie. Przecież nie miał złych intencji, a debilstwo jego brata nie jest jego winą.
- Dobra, czas na nas – wtrąca nerwowo szatyn, po czym wstaje ze swojego miejsca. Robię więc to samo.

Na zewnątrz już dawno zapadł mrok. Dni stają się już o wiele krótsze, dlatego i wieczór przychodzi teraz szybciej. Zerkam na tylne siedzenie i z grymasem na twarzy stwierdzam, że Adam już zasnął. Nie podobało mi się to, bo teraz będzie marudził przy kąpieli i najprawdopodobniej nie będzie miał apetytu.
- Nie było chyba tak najgorzej – odwracam twarz w kierunku Gregora. Jest skupiony na drodze, a ręce mocno zaciska na kierownicy.
- Jak na taką nowinę, przyjęli mnie dość przyjaźnie.. - odpowiadam cicho – choć pewnie byliby bardziej spokojni, gdybyś to Sandrę przyprowadził z dzieckiem do ich domu..- dodaję i spuszczam wzrok.
- Co? Hania, nie bredź. Dobrze wiesz, że Sandra to zamknięta sprawa – odparł nerwowo. Znów na niego patrzę. Na czole zrobiła mu się pojedyncza zmarszczka.
- Na pewno wolałbyś to z nią mieć dziecko..
- Przypominam ci, że właśnie przez to, że nie chciałem mieć dziecka ona ode mnie odeszła.
- Ze mną też nie chciałeś, ale sprawy potoczyły się inaczej..
- To jest inna sytuacja.
- Inna? - śmieję się nienaturalnie – swoją drogą ciekawe jak to wyglądało, kiedy ona namawiała cię na powiększenie rodziny, a ty jej odmawialeś, wiedząc jednocześnie, że urodził się Adaś i masz już jedno dziecko...ty naprawdę jesteś totalnym skurwielem, Gregor.. - nagle czuję, jak gwałtownie zwalnia. Automatycznie rozglądam się wokół, ale w tych ciemnościach widze jedynie, jak zatrzymuje się na poboczu. Odpina swój pas i odwraca się w moją stronę. W tej chwili mam przyspieszony oddech.
- Kiedy do ciebie dotrze, że zależy mi na naszym synu? - pyta ostro, przeszywając mnie wzrokiem – patrz, jak do ciebie mówię, Hania – z wielkim wahaniem podnoszę na niego spojrzenie. Miałam rację. Jest wściekły.
- Wiem, że zależy ci na Adamie – odpowiadam spokojnie – to ja tu jestem intruzem.
- Jesteś matką mojego syna, nie żadnym intruzem. Jedną z najważniejszych kobiet w moim życiu – mówi, powodując u mnie zdziwienie.
- Powiedz mi, Gregor, ale tak szczerze – zaczynam po chwili – jak to się stało, że w ciągu półtora tygodnia tak bardzo zmieniłeś nastawienie do mnie i tak nagle zacząłeś interesować się swoim dzieckiem? - pytam. I chcę znać odpowiedź, bo kompletnie nie pojmuję tej nagłej zmiany.
- Bo on umiera – słyszę jego zimny głos. Sama zamieram. Sposób w jaki to powiedział, ta bezpośredniość....właśnie wbił mi sztylet w moje i tak poranione już serce.
- I co, nie chcesz potem żałować, że pozwoliłeś biednemu dzieciakowi umrzeć? - pytam niemal piskliwie. Teraz to na jego twarzy maluje się szok – bo będzie cię gryzło sumienie?
- Jesteś bezczelna..
- To ty jesteś bezczelny proponując mi związek z tobą! - odpowiadam, podnosząc głos – nie rozumiem jak mogłeś w tak prosty sposób odrzucić swoje dziecko. Jakby to był jakiś przedmiot, a nie część ciebie..
- To ciebie chciałem się pozbyć! - krzyknął. I zdał sobie sprawę z tego co powiedział, kiedy gwałtownie otworzyłam drzwi, by wysiąść z samochodu – Hania, zaczekaj! Przepraszam.. - wołał za mną, a następnie dostrzegłam, jak sam wychodzi z samochodu. W tym samym czasie podbiegłam do tylnych drzwi i próbowałam wyjąć dziecko z fotelika. Oczywiście mi na to nie pozwolił, łapiąc moje ręce i odciągając mnie od drzwi.
- Puść mnie, ty skończony idioto! - krzyknęłam i zaczęłam się wyrywać. Na nic się to jednak zdało.
- Uspokój się!
- Już więcej nie będziemy ci zatruwać życia! - warczę na niego – możesz zapomnieć o jakimkolwiek kontakcie z moim synem!
- Hanka, do jasnej cholery! - szarpnął mną tak, że stałam teraz przodem do niego a plecami mocno opierałam się o samochód. Oddychałam nierówno i nie miałam już siły, by się z nim szarpać. Po prostu zaczęłam płakać. Tak najzwyczajniej w świecie. Bo byłam wykończona.
- Dlaczego ty tego nie skończyłeś wcześniej? Dlaczego zachciało ci się mnie wykorzystywać? - piszczę i powoli osuwam się na ziemię, nie przestając płakać. On nie robi nic. Nie podnosi mnie, milczy. Jakby miał to gdzieś. Nagle czuję, jak kuca przede mną. Odciąga moje ręce od mojej twarzy i odchyla włosy do tyłu. Patrzy na mnie z bólem w oczach.
- Nienawidzę się za to, co ci zrobiłem – odzywa się po chwili – mam ochotę rzucić się pod jakiś samochód albo skoczyć bez nart, byleby tylko zapomnieć – dodaje. Patrzę na niego zaskoczona tymi słowami, ale nie mogę powstrzymać łez – Hania, zamieszkaj ze mną, zostań moją żoną, stwórzmy naszemu synowi dom. Daj mi w ten sposób odkupić swoje winy..
- Nie chcę być z facetem, dla którego nic nie znaczę. - przez chwilę, ale tylko przez chwilę pomyślałam o Bartku.
- Owszem, znaczysz. I to wiele. - mówi zdeterminowany. Kręcę głową.
- Nie kochasz mnie, Gregor – spuszcza wzrok, bo mam rację – a ja chcę, żeby wreszcie ktoś pokochał mnie tak, jak ja kochałam ciebie – podnoszę się szybko z ziemi i zanim mnie złapie, wracam na swoje miejsce, zatrzaskując energicznie drzwi. Po chwili słyszę, jak on spokojnie robi to samo. Ale nie jedziemy. Nie uruchamia silnika. Po prostu siedzi z rękami na kierownicy i patrzy pusto przed siebie.
- A gdybym cię kochał... - zaczyna z wahaniem – gdybym ci to wyznał, to zostalibyście ze mną? - pyta cicho.
- Nie ufam tobie ani twoim słowom, Gregor – odpowiadam zachrypniętym głosem jakiś czas później – mówiłeś mi to wielokrotnie i wszystko okazało się kłamstwem.
- Tym razem powiedziałbym to szczerze – mówi.
- Ale taki moment nigdy nie nastąpi.
- Dlaczego tak myślisz? - pyta, odwracając na mnie swoje spojrzenie. Było takie intensywne, takie ciężkie.
- Bo już przeżyłeś miłość swojego życia i jej imię to Sandra – odpowiadam pewnie, wpatrując się w jego brązowe tęczówki. Milczy, jego oczy przygasły. Następnie bez słowa przekręcił kluczyk i jechaliśmy dalej.

Godzinę później wycieram mojego małego marudę puchowym ręcznikiem, a potem nakładam mu czystą pieluszkę i piżamkę w smerfy. Jest zmęczony, oczka same mu się zamykają i jedynym pocieszeniem jest to, że udało mi się wcisnąć mu trochę kaszki w połączeniu z lekarstwami.
Jest grubo po 21 i karcę się w duchu, że jeszcze nie ułożyłam chłopca do snu. Układam go sobie na rękach i kołyszę, kierując się powoli do jego pokoiku. Tym razem długo nie zajęło mu odpłynięcie w błogi sen, dlatego pięć minut później wychodzę do siebie, choć tak bardzo chciałabym po prostu posiedzieć z własnym dzieckiem, spokojnie leżącym w moich ramionach. Do dziś ze wzruszeniem wspominam te chwile, kiedy karmiłam go piersią i tak swobodnie mogłam mu się przypatrywać. Jeszcze wtedy był zdrowy i nie było tych wszystkich problemów.
Kojący prysznic nie przyniósł oczekiwanej ulgi i nie wymazał kłopotów z głowy, ale nieco mnie odprężył i odświeżył. Ubrałam nocną koszulę i cienki szlafrok. Wróciłam do pokoju z zamiarem zadzwonienia do siostry i z wyrazem niezadowolenia spostrzegłam, że swoją torebkę zostawiłam w przedpokoju. Schodzę więc na dół. W kuchni pali się jasne światło i słyszę stamtąd jakieś dźwięki. Wchodzę więc do pomieszczenia i zastaję tam nakryty dla dwóch osób stół, świece, butelkę wina i dwa kieliszki.
- Gregor? - odzywam się niepewnie. Szatyn odwraca się w moją stronę i uśmiecha się do mnie. Tak jak kiedyś, tak...dla mnie. Nie jak do kamer i oficjalnych zdjęć. Jak to bardzo boli... - co ty wyprawiasz?
- Przygotowuję dla nas kolację – odpowiada beztrosko i powraca do swojej czynności – warzywa na patelni z ryżem i pokrojonym kurczakiem. Palce lizać! Uwielbiam to danie.
- Nie jestem głodna – odpowiadam szczerze i chcę iść do swojego pokoju. Oczywiście mi na to nie pozwala.
- Przez cały dzień nic nie jadłaś – mówi stanowczo, kiedy czuję jego uchwyt na swoim ramieniu – wyglądasz szczuplej niż wtedy, gdy się poznaliśmy a przypominam ci, że urodziłaś dziecko – dodaje, patrząc na mnie z troską. Jakby ta kłótnia sprzed godziny nie miała miejsca. Jakby kompletnie o tym zapomniał.
- Gregor, ja naprawdę nie mam nastroju na żadną kolację..
- A ja naprawdę nie mam nastroju z tobą dyskutować. Siadaj mi tu – mówi i pcha mnie delikatnie w kierunku stołu. Następnie odsuwa mi krzesło, a ja z westchnieniem zajmuję swoje miejsce. A ten głupek cieszy się z tego jak dziecko.
- Męczysz mnie – komentuję jego poczynania.
- Kiedyś lubiłaś moją kuchnię – odpowiada, znów wracając do kuchenki.
- A ty mojej nie – stwierdzam. Słyszę jego melodyjny śmiech. I sama również się uśmiecham.
- Bo nie potrafisz gotować, Hania.
- Potrafię! Tylko nie takie...wykwintne frykasy jakimi ty delektujesz się na co dzień – odparłam kwaśno. Wiem, że znów musi się uśmiechać.
- No dobra, te..mielone były nawet smaczne.
- To moje ulubione kotlety i właśnie, że robię wyborne! - stwierdzam z udawaną powagą. Teraz oboje się śmiejemy.
Podchodzi do stołu i nalewa do obu kieliszków białe wino.
- Słodkie – wtrąca, zauważając, że przyglądam się etykiecie na butelce. Pamiętał..
- Masz szczęście – mówię, ale w duchu czuję jakąś iskierkę zadowolenia. Szatyn podaje mi kieliszek i puszcza mi oczko. Że niby co? Nie nadążam za tym facetem.
- Zdecydowanie wolę cię bez makijażu.
- Powinni pisać o tobie jakieś powieści romantyczne, Romeo. Kolacja, wino, wysublimowane komplementy... – odpowiadam kąśliwie i upijam spory łyk wina. Mężczyzna obdarowuje mnie łobuzerskim uśmiechem, dla którego kiedyś zrobiłabym wszystko. Odkłada patelnię z gotowym daniem na bok. Właśnie zamierzał nałożyć je na talerze, kiedy niespodziewanie słyszymy dzwonek do drzwi.
- O tej porze? - mówi zdziwiony mrużąc brwi, po czym wyciera dłonie ścierką i idzie otworzyć. Słyszę jakieś głosy w przedpokoju, ale niczego nie rozumiem. Po 2 minutach już wiem, kto zaszczycił go swoją wizytą. Reaguję na ten widok z ogromnym szokiem. Podnoszę się niemrawo z krzesła i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Patrzę na skoczka. Gregor sprzed 5 minut gdzieś zniknął, a w miejsce uśmiechu na jego twarzy pojawiły się napięcie i cień.
- Cześć – odzywa się niepewnie – mam nadzieję, że nie będę wam przeszkadzać... - ma spokojny, nieśmiały głos. Jej anielska twarz wydaje się być oazą spokoju. Ale ta blondynka z pewnością nie zadziała dziś na mnie kojąco.







~ Bo Jej obecność daje Ci do zrozumienia,
 że nie tak łatwo przyjdzie Ci walczyć o Jego serce...





***
Cześć!

Doskonale zdajecie sobie sprawę kogo zobaczycie w następnym rozdziale. Dowiecie się też, jak teraz wygląda relacja między Sandrą a Gregorem. Ale Hania nie podda się tak łatwo ^^
Mam nadzieję, że akcja Was nie nudzi, ale nie chcę tak szybko "ładować" Hani w ramiona Grega. To jeszcze nie ten czas i miejsce. Ale spokojnie, jeszcze będą momenty, które mogą doprowadzić do palpitacji serca xdd

Buziaki :**

10 komentarzy:

  1. Hej:)
    Zacznę od tego, że pochłonęłam Twoje opowiadanie bardzo szybko i z wielkim bananem na twarzy:>
    Co do rozdziału jestem bardzo ciekawa, dlaczego nagle zjawiła się Sandra i czego może chcieć od Gregora. No i oczywiście czy (i jak?) Hania da mu szansę, bo widać, że mu zależy, może w końcu wydoroślał, kto wie? hahaha :D
    Z ogromną niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, pisz szybciutko. Życzę dużo weny:)
    Pozdrawiam cieplutko
    Verity
    fresh-start-for-broken-souls.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Kochana.
    Serio zauważyłam że moje komentarze zaczynają się zawsze tak samo, ale to nie moja wina ze każdy rozdział jest rewelacyjny.
    Nieźle dałam się wkręcić z tym początkiem byłam pewna że to Gregor się do niej przytula.
    Myślę że rodzice Gregora naprawdę ja polubili może Hani się tylko wydaje że mama Gregora jej nie polubiła.
    Myślę że Hania z Adasiem będą mile widziani w domu rodzinnym Gregora
    Powiem szczerze że ta sytuacja w samochodzie trochę mnie przeraziła. Dobrze że wszystko mimo wszytsko skończyło się dobrze.
    Kolacja,a raczej jej początek był bardzo śmieszny i taki romantyczny.
    Oczywiście do póki nie przyszła Sandra.
    Ciekawe po co znów pojawiła się w życiu Gregora.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny.
    Buziaki ;*
    Ps.Akcja wcale nie jest nudząca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Kochana! <3
    Od samego początku było mi przykro przez to co Hania przeżywa, ale dzisiaj to już całkowicie się zasmuciłam...
    Mama Gregora, z jednej strony czuła i miła wobec wnuka, a z drugiej strony obojętna i oziębła dla Hani.
    Kiedy czytałam ten fragment "- Nie przypominaj mi tego, bo doskonale wiem, co zrobiłem. Gdyby był jakiś sposób, żeby cofnąć czas..." czułam jakby moje serce momentalnie przestało bić. Pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy, to oczywiście, że wolałby być ze Sandrą. I tutaj bum. Ogromne zaskoczenie!
    "- Kiedy teraz przyjedziecie? - pyta zbity z tropu ojciec. Momentalnie posmutniał. Przytulił do siebie dziecko, a ono oplotło jego szyję i ułożyło główkę na ramieniu. Widziałam te iskierki w jego oczach. Starszy Schlierenzauer strasznie przypominał swojego syna." - tak mi ciężko skomentować ten fragment, ponieważ tutaj zawarte jest tyle uczuć i w sumie cała historia Hani... naprawdę, aż łzy mi do oczu napływają.
    Następny cios dla Hani? Z pewnością droga powrotna do "domu" - "- Bo on umiera – słyszę jego zimny głos. Sama zamieram. Sposób w jaki to powiedział, ta bezpośredniość....właśnie wbił mi sztylet w moje i tak poranione już serce.". O ile dobrze pamiętam to po raz pierwszy w tym opowiadaniu padły takie słowa i na dodatek z ust Gregora...
    Wspólna kolacja? :o Wyglądało na to, że Hania choć na chwilę poczuła się jak dawniej, ważna i kochana. To nie znaczy, że pochwalam tutaj zachowanie Schlierenzauera, który ewidentnie nie wie co ma robić, bo nie podjął jeszcze decyzji! On tylko wyłącznie niepotrzebnie robi nadzieję Hani.
    Jeśli chodzi o końcówkę to miałam wrażenie jakby Hanię staranował walec... nawet nie, to był czołg.

    Podniosłaś mnie na duchu informacją, że Hania tak łatwo się nie podda! :) Ufff!
    Mam nadzieję, że Sandra nie zagrzeje za długo tutaj miejsca, a Gregor w końcu podejmie jakąś męską decyzję. Nie ważne nawet jaką, ale niech Hania wie na czym stoi...

    Kochana, z ogromną niecierpliwością czekam na dalsze losy.
    Trzymaj się ;*
    Niesamowicie dziękuję Ci za ten rozdział i za dostarczenie tylu emocji!!!

    Pozdrawiam, Camille.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, że nie komentuje ale cały czas tu jestem! To co czuje Gregor do Hani strasznie mnie ciekawi, cała ich relacja niesamowicie intryguje. Gdy zaczęłam czytać wątek z kolacją szczerzyłam się jak nienormalna ale wręcz czułam, że ktoś albo coś to zepsuje. Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I broń Boże, to pod żadnym pozorem nie jest nudne. Na każdy rozdział czekam z niecierpliwością a widząc nowy cieszę się jak dziecko :)

      Usuń
  5. myślę, że pani Angelika, mam Gregora, jeszcze przekona się do dziewczyny. nie wiem w jaki sposób ani kiedy to nastąpi, ale czuję, że mam rację.
    ta kłótnia w samochodzie była niepotrzebna, zupełnie niepotrzebna. cholerka, już liczyłam na jakąś pojednawczą kolację, a tu kto się zjawia? chyba najbardziej znienawidzona z dziewczyn/narzeczonych/żon skoczków (a przynajmniej mnie się tak wydaje, czytając wiele opowiadań o Schlierim), Sandra. ciekawe z jaką "nowiną" przyszła do Grega (mam swoje podejrzenia)...
    pisz i dodawaj następny i nie trzymaj nas w niepewności! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej!
    O matko! Ty to wiesz jak człowieka przyprawić o zawał serca! Najpierw ta akcja przy samochodzie, potem kolacja...a właściwie to jej brak hahaha :)
    Ale zacznijmy od początku - wizyta w domu u Gregora to genialnie pomyślane! Na miejscu Hani tez czułabym się nieswojo i cieszę się że zniosła się tak godnie i odważnie. A to co stało sie w drodze powrotnej taaaak strasznie mnie zdenerwowało - jak Gregor może mówić takie rzeczy matce swojego syna?! Czasem już nie wiem co o nim myśleć! Raz wydaje się pełen szacunku i jakiś (może niezbyt mocnych) uczuć do Hani, a za chwile mówi jej takie rzeczy... Co za zmienny charakter... Wiem, że cierpi po rozstaniu z Sandrą ale powinien się skupić na "rodzinie". No a wejście Sandry na koniec odcinka - jak wejście smoka! Kurde, przez chwilkę pomyślałam że to dla niej była ta kolacja, ale obym się myliła;) Strasznie pobudziłaś moją wyobraźnię słowami: dowiecie sie jak wygląda relacja miedzy Sandrą a Gregorem... Już nie mogę się doczekać nowego rozdziału! Czekam na niego z niecierpliwością i też bardzo liczę na jakieś ludzkie odruchy ze strony Grega - ale takie szczere, bo ileż można! Kochana gratuluje Ci tego rozdziału bo to na prawdę kunszt! Życzę równie dobrych, a moze i lepszych w przyszłości! Pozdrawiam
    Buziaki! :-*

    OdpowiedzUsuń
  7. Czesc :)
    Trafilam na Twojego bloga czystym przypadkiem i bardzo mi sie tu podoba! Przepraszam, ze dopiero teraz komentuje.
    Bardzo lubie Twoj styl pisania, przez co czyta mi sie przyjemnie z wielkim usmiechem na twarzy ^^
    Rozdzial genialny! A koncowką rozwałilas system xd Hania poznala rodzicow Grega, klotnia w samochodzie. No, no jest o czym opowiadac.:D
    Czekam na nastepny.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej! Moim zdaniem to dobrze, że jeszcze nie pchasz Hani w ramiona Gregora. To byłoby sztuczne, a tak mamy kłótnie i rozterki, które są jak najbardziej prawdziwe. Gregor mógłby dać sobie spokój z tymi propozycjami małżeństwa, bo tylko pogarsza nimi sytuację. Morgi miał rację, że to beznadziejny pomysł i myślałam, że przekonał Gregora, a on znowu zaczął w tym rozdziale. Mam nadzieję, że reakcja Hani już całkiem wybije mu to z głowy. Ale czy mi się wydaje, czy ta kolacja to miał być początek realizacji jakiegoś jego planu, który miałby na celu zbliżenie się do Hani, żeby ostatecznie móc jej szczerze powiedzieć, że ją kocha? Cholera, Sandra naprawdę nie mogła przyjść w gorszym momencie. I w ogóle po co przyszła?
    Co do wizyty u rodziców Gregora, to wcale nie dziwię się Hani, że nie była z niej zadowolona. O ile jego ojciec wydaje się być bardzo sympatyczny, o tyle matki nie potrafię rozgryźć. Myślałam, że wyrazi się w jakiś nieprzyjemny sposób o Hani wtedy w trakcie tej rozmowy z Gregorem i dzięki temu będę mogła oficjalnie ją znielubić, ale jednak do tego nie doszło. Może po prostu traktuje ją z dystansem ze względu na zawód, jaki sprawiło jej zachowanie syna.
    Na koniec dodam jeszcze, że niecierpliwie czekam na te chwile doprowadzające do palpitacji serca, ale oczywiście wszystko w swoim czasie!
    Całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem! I strasznie przepraszam, że z takim poślizgiem, ale skleroza ponoć nie boli, coś w tym jest...
    Cudowny rozdział! Nie wiem, jak ty to robisz, ale za każdym razem zbieram szczękę z podłogi. Aż się dziwię, co w ogóle u mnie robisz, bo to moje grafomaństwo a ty, to chyba dwie coraz bardziej odległe planety... :)
    Nudno? Błagam cię. Właśnie dobrze, że nie pchasz Hani od razu w ramiona Gregora, bo to nie o to chodzi. Wyszłoby cholernie sztucznie. Wszystko przynajmniej ma swój porządek, nie ma bezsensownego naciągania, tylko przedstawiasz to w taki sposób, jakby wszystko działo się naprawdę.
    Ta wizyta u rodziców Gregora chyba przebiegła pomyślnie, chociaż mama naszego bohatera tak nie do końca jednak polubiła Hanię. Mam nadzieję, że zdąży się jeszcze do niej przekonać. Trzymam kciuki!
    Z drugiej strony mamy też dość wybuchowe reakcje Gregora, psujące to wszystko. No nie wie, mam jakieś mieszane uczucia. Ale to dobrze, bo przynajmniej z jeszcze większym wytęsknieniem czekam na ciąg dalszy! ^^
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń