Strony

sobota, 16 stycznia 2016

Osiem

Frustracja ogarniała całe moje ciało. No bo dlaczego tak bardzo zależy mi na jej uznaniu? Na tym, żeby mnie do siebie dopuściła i zaczęła ze mną normalnie rozmawiać? Sam nie wiem, czy jedyną tego przyczyną jest Adam i czy chciałbym się z nią dogadywać tylko i wyłącznie ze względu na niego.
Znów pojechała do małego do szpitala i nawet mnie o tym nie poinformowała. Wróciła niedawno, kiedy już minął czas odwiedzin a było to późnym wieczorem. Nie pofatygowała się nawet, by powiedzieć mi jak on się czuje. Wszelkie wiadomości przekazywała mi Basia i naprawdę byłem jej za to wdzięczny, bo w życiu nie spodziewałbym się jakiejkolwiek pomocy ze strony tej dziewczyny.
I leżałem tak trzymając rękę pod głową nie mogąc zasnąć. Jak ja mam jej udowodnić, że żałuję? Przecież ludzie nie takie rzeczy sobie wybaczają a mi naprawdę na tym zależy. Jak sprawić, by uwierzyła? Poczucie winy wywiercało w moim sercu ogromną dziurę każdego dnia i musiałem coś z tym zrobić.
Wstałem z łóżka tracąc nadzieję na sen i postanowiłem zejść do kuchni. Nie zapalałem nigdzie światła, więc musiałem po omacku schodzić ze schodów. Nie chciałem nikogo budzić o północy. Zdziwiłem się widząc smugę światła dochodzącą z kuchni. Kiedy wszedłem do środka brunetka krzątała się przy kuchence i mieszała coś w małym rondelku. Nie zauważyła mnie ani nie usłyszała jak zajmuje miejsce przy małym kuchennym stole i z ciekawością się jej przyglądam. Miała na sobie zwykłą koszulkę, która ledwo sięgała jej do ud. Zawsze lubiłem, kiedy tak przy mnie wyglądała. Była nieziemsko kusząca i pociągająca. Z resztą, zdałem sobie sprawę, że od tamtych chwil nic się nie zmieniło. Nadal reagowałem na jej ciało z takim samym zachwytem, a dowodem na to było uwypuklenie na moich bokserkach, które starałem się jakoś ukryć. Z każdym jednak zerknięciem na jej nogi mój organizm reagował dwukrotnie mocniej..
- Czemu nie śpisz? - spytała cicho a w jej głosie kryła się pretensja. Nawet tu nie życzyła sobie mojej obecności.
- Jakoś nie mogłem zasnąć – odparłem tak samo cicho znów się jej przyglądając. Włosy miała upięte w niezgrabny kok a ich kosmyki opadały jej na policzki i kark. Nie miała na sobie żadnego makijażu i wyglądała bardzo naturalnie. Moje spojrzenie powędrowało wzdłuż jej ciała i przełknąłem ślinę, gdy zorientowałem się, że nie ma pod spodem stanika a jej piersi odznaczały się na tle cienkiego materiału. No i myślałem, że zaraz gdzieś na dole zwariuję..
- Chcesz kakao? - spytała po chwili. Zbiła mnie tym pytaniem z tropu, bo do tej pory miałem przed oczami obraz jej nagiego ciała, które oblewam pocałunkami. Przetarłem twarz, karcąc się w duchu za te durne myśli.
- O tej porze? - pytam jak głupi. Nie patrz na nią, nie patrz na nią..
- Mama zawsze robi kakao kiedy jest zdenerwowana i nie może spać – odparła tak po prostu. Następnie wyjęła z szafki dwa kubki i nalała do nich napoju. Postawiła je na stole i zajęła miejsce obok mnie. No i byłem zgubiony..
- Dzięki – wymamrotałem, gdy podsunęła mi kubek. Uśmiechnęła się lekko. Zaraz. Uśmiechnęła?
- Ja też nie mogłam zasnąć, bo długo myślałam nad twoją propozycją.. - jej bliskość zdecydowanie odbierała mi trzeźwe myślenie. Z bólem powróciłem do jej twarzy i starałem się skupić na rozmowie.
- Nad wyjazdem do Innsbrucka? - pytam. Pokiwała głową.
- Stwierdziłam ostatecznie, że jeśli tak bardzo ci zależy to..zgadzam się – zaskoczyła mnie tak nagłą zmianą decyzji. - w końcu jeśli ty zgodziłeś się na badania to ja też mogę pójść na jakiś kompromis.. - dodała.
- Naprawdę? - nie kryłem zdziwienia – to..miło z twojej strony – bąknąłem. No debil! Dziewczyna po raz pierwszy nawiązuje z tobą dobrowolnie rozmowę, a ty zachowujesz się jak dziecko specjalnej troski.
- Liczyłam na nieco większy entuzjazm z twojej strony – powiedziała melodyjnie, a ja zwyczajnie na nią patrzyłem. W końcu oparłem się całym ciężarem ciała o krzesło i przymknąłem oczy.
- Wybacz. Cieszę się ogromnie i jutro z samego rana zacznę wszystko załatwiać..chyba po prostu jestem wykończony tym dniem - otworzyłem powieki i napotkałem jej rozbawione tęczówki – o co ci chodzi? - pytam zdezorientowany i wędruje wzrokiem w miejsce, na które przed chwilą patrzyła – No ja pierdolę.. - tym razem naprawdę myślałem, że zapadnę się pod ziemię a ona nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu. Chyba spaliłem buraka..
- Ok, następnym razem będę bardziej uważać na to w czym paraduję przed tobą – dodała nadal się śmiejąc. Zakryłem rękoma moje bokserki i spojrzałem na nią spod byka.
- To wcale nie jest zabawne.. - warknąłem.
- Ktoś tu chyba jest za bardzo wyposzczony – stwierdziła i tak po prostu...usiadła na moich kolanach. No bezwstydnica jedna! Tak to mówi, że mnie pobije a sama uważa, że może robić co chce!
- Hania, co ty wyprawiasz? - spytałem gardłowo, kiedy poczułem na swoim najczulszym miejscu ciepło jej wnętrza. Przez moment myślałem, że te bokserki pękną. No podła, robiła to specjalnie!
- Dawno nie miałeś dziewczyny, co? - zamruczała gdzieś w okolicach mojego ucha. Doszedł mnie zapach jej owocowego żelu pod prysznic a przed oczami w odstępie równej linii znów zobaczyłem jej piersi.
- Dawno.. - to słowo ledwo przeszło mi przez gardło, gdy dostrzegłem wyraźnie odznaczone sutki. Serce waliło mi jak oszalałe a podniecenie sięgało zenitu.
A ona uczyniła coś jeszcze bardziej nieoczekiwanego. Nachyliła się nad moją twarzą i zaczęła delikatnie ocierać się noskiem o mój nos i policzki. I byłem gotowy ją pocałować. Za nic w świecie nie mogłem się powstrzymać. Brunetka jednak w mgnieniu oka to dostrzegła i jedynie uśmiechnęła się chytrze, a potem zeskoczyła z moich kolan. Wyszła z pomieszczenia z tym cholernym kubkiem kakao, podśmiechując się przy tym pod nosem. I zostawiła mnie tak samego. Musiałem ochłonąć dobre kilka minut nim zdołałem wrócić do swojego pokoju.

Zamknęłam cicho drzwi do pokoju i oparłam się o nie mocno. I po co to zrobiłam? Co mnie podkusiło do takiego zachowania? Przecież go nie znoszę i jest moim wrogiem numer jeden. Musiałam wziąć kilka głębszych oddechów, by się uspokoić. Przez tę krótką chwilę moim ciałem zawładnął jakiś dziwny impuls, który sprawił, że w dole mojego brzucha narodziło się tak dawno zapomniane uczucie. Ale teraz byłam zła, bo pozwoliłam sobie na zbyt wiele w stosunku niego. Najpierw mówię mu, jak bardzo nim gardzę i jak go nienawidzę a później decyduję się na takie dwuznaczne gesty. No idiotka! A jak jutro będzie się ze mnie śmiał? Ale warte było ujrzenia jak bardzo czuł się zażenowany. I mimo wszystko uśmiechnęłam się do siebie zadowolona.
Otworzyłam drzwi balkonowe na oścież, bo w pokoju było naprawdę duszno. A może to wcale nie chodziło o temperaturę? Poczułam na sobie przyjemne chłodne powietrze i było mi od razu o niebo lepiej.


Następnego ranka wstałam najwcześniej ze wszystkich. Zegarek wskazywał dopiero 7, a że dziś była sobota to nawet rodzice pozwolili sobie na dłuższe leniuchowanie w łóżku. Dzień zapowiadał się pięknie. Zaparzyłam sobie duży kubek kawy i przeszłam na taras, który latem stanowił moją ulubioną część domu. Rozłożyłam się wygodnie na dużym leżaku i pozwoliłam moim mokrym włosom wysuszyć się na już dość mocno parzącym słońcu. Czułam się tak błogo i spokojnie jakby ktoś na chwilę zdjął z moich barków ogromny ciężar. Musiałam włożyć jak najwięcej energii, aby te dni z malcem w domu były radosne. Na chwilę zmarszczyłam brwi, kiedy przypomniałam sobie o tym całym wyjeździe do Innsbrucku. A co tam! Powiedział, że sam sobie wszystko załatwi, więc nie będę się wtrącać. Nie potrzeba mi kolejnych problemów na głowie.
- Miałaś chyba uważać na to w czym przede mną paradujesz – jak oparzona poderwałam się z leżaka i spojrzałam z niechęcią na intruza. Miał na ustach cwany uśmieszek a jego w wzrok utkwiony był na moich udach. Wróć! Cholera jasna. Raptownie zakryłam część bielizny, która wystawała spod letniej sukienki i znów zerknęłam na niego wrogo.
- Czy ty nawet na moment nie możesz mi dać spokoju? - warknęłam, wstając z leżaka i udając się do domu. Szatyn nadal się perfidnie uśmiechał i powędrował tuż za mną. Odstawiłam pusty kubek do zlewu. Odwróciłam się z zamiarem pójścia na górę, ale oczywiście on musiał wyrosnąć niespodziewanie przede mną. Prawie stuknęłam głową o jego podbródek.
- Schlierenzauer.. - niedługo będę mogła grać złą czarownicę w jakichś bajkach dla dzieci, bo mój głos w tej chwili nie należał do najmilszych.
- Słucham? - powiedział jak gdyby nigdy nic i patrzył się na mnie wesoło.
- Odsuń się, bo..
- Bo co? - zaśmiał się mi prosto w twarz.
- Bo cię przestawię, idioto! - syknęłam w jego stronę. Nawet nie drgnął. Krew znów we mnie zabuzowała i zaczęłam go odpychać, używając chyba wszelkich pokładów energii w moim ciele. Nic. Stał dalej jak wryty kompletnie niewzruszony moimi nędznymi próbami.
- Długo ci to jeszcze zajmie? - spytał od niechcenia. Więc zaczęłam go bić po klatce piersiowej a on dalej się śmiał. W pewnym momencie chwycił mnie za nadgarstki i skutecznie unieruchomił moje ręce. Ruszył w moją stronę przytwierdzając mnie stanowczo do szafki za mną. I utkwiłam tak bez możliwości jakiegokolwiek ruchu. Wcale nie czułam się z tym dobrze i nie dlatego, że po prostu mnie trzymał ale dlatego, że zaczęło mi się to podobać. A miał przy tym taki wzrok, że aż kolana się pode mną uginały. I wiedział, co ze mną robi kiedy poczuł na swych ustach mój przyspieszony oddech. Był blisko, za blisko. Poczułam zapach jego idealnych perfum i jeszcze bardziej idealny zapach jego samego. I stało się. Gdy zaczął mnie całować, wcale nie pozostawałam mu dłużna. Zwyczajnie odwzajemniałam jego pocałunki z podobną pasją z jaką on mi je darował. Rozluźnił uchwyt moich rąk do tego stopnia, że mogłam się wyswobodzić i objąć jego szyję. O tak, było mi bardzo dobrze. Całował mnie tak samo namiętnie jak kiedyś, a może nawet jeszcze lepiej. Nie spostrzegłam, gdy chwycił mnie za biodra i posadził na szafce wcale nie przestając robić tego, co właśnie mi robił. Byłam zbyt oszołomiona, podniecona i zafascynowana jego osobą, by o czymkolwiek myśleć. A kiedy na chwilę oderwał się od moich ust widziałam to samo i w jego oczach a przykładając dłoń do jego piersi czułam szybkie bicie jego serca. Tylko ta magiczna chwila prysła niczym bańka w momencie, gdy zorientowałam się, że to była kolejna z jego mistyfikacji. Łobuzerski uśmiech pojawił się na jego twarzy i nie krył samozadowolenia spostrzegając jak blisko znajdowały się teraz nasze ciała.
- Nadal na mnie lecisz – stwierdził nonszalancko. A mnie coś trafiło. Uderzyła we mnie taka wściekłość, że nie potrafiłam zrobić niczego innego jak po prostu strzelić mu w pysk. Widziałam szok w jego oczach, kiedy dotknął ręką piekącego policzka. A ja nie pozwoliłam ulecieć łzom, zanim nie znalazłam się w swoim pokoju.

Wymknęłam się z domu nim ktokolwiek zauważył. Zaparkowałam samochód na szpitalnym parkingu, który był jak na razie stosunkowo mało zajęty. W przeciągu kilku minut dotarłam do odpowiedniej sali i chwilę później tuliłam do siebie Adama.
- No cześć słoneczko – zagadnęłam do malca wesoło i wycałowałam całą jego buzię. Chłopiec zachichotał głośno i również nie krył zadowolenia z mojej wizyty – a wiesz jaki dzisiaj dzień? Mamusia zabiera cię do domu! - mówiłam do niego. Mały zaczął gaworzyć po swojemu, ale miałam przeczucie, że cieszy się z tej wiadomości.
- Dziś wyjątkowo tęsknił do mamy – powiedziała pielęgniarka, która pojawiła się przy moim boku.
- Płakał? - spytałam zmartwiona. Kobieta zaczęła łaskotać go po bokach, a mały wierzgał się na moich rękach, powodując kolejny uśmiech na mojej twarzy.
- Troszeczkę. Ale teraz będzie go pani miała na chwilę dłużej – odparła uśmiechając się do nas promiennie.
- Nareszcie – stwierdziłam z ulgą.
- Doktor przygotował już dla was wypis – dodała.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.
- Aha i proszę jeszcze potem do mnie zajrzeć. Mam dla pani rozpiskę przyjmowanych leków. No i oczywiście będzie musiała mu pani sama robić zastrzyki – zaznaczyła poważnie.
- Rozumiem, poradzę sobie – nie byłam tego taka pewna, ale mam jeszcze w domu mamę i siostrę.
Pakowanie rzeczy chłopca zajęło mi kilka minut. Następnie przebrałam go w ubranko, które zabrałam wcześniej z domu i wyszliśmy z sali. O wiele lepiej wyglądał, kiedy nie miał nigdzie poprzyczepianych kabelków i podłączonej kroplówki. Wydawał się zupełnie zdrowy.
- O dzień dobry, pani Haniu. Czyżby nasz mały bohater dostał przepustkę? - zagadnął wesoło lekarz, którego spotkaliśmy po drodze. Potargał Adasiowi włosy a mały jak zwykle zareagował śmiechem.
- Tak i jedziemy prosto do domu. Właśnie miałam do pana iść – odpowiedziałam.
- A ja do was. Proszę, mamy tu wypis – podał mi dokument potwierdzony jego nazwiskiem – życzę państwu miłego urlopu i proszę mi się tutaj nie pokazywać przez najbliższy tydzień! - pokazał ze śmiechem palcem jeszcze na odchodnym. Nie wspominałam mu o planach Gregora, ale na to przyjdzie jeszcze czas.

Usadowiłam chłopca w foteliku i pocałowałam go w czółko nim zamknęłam drzwi. Ze szpitala wracałam w wyśmienitym nastroju i nawet szczeniackie zachowanie tego imbecyla nie mogło mi go zepsuć.



~ Bo przez nią przestajesz ufać samemu sobie...






****
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału pod względem jego jakości. Nie wiem też czy było sens wprowadzać taką scenę. Ale cóż...wszystko podlega Waszej ocenie ^^
Peter - to jest dopiero Mistrz!!! Cieszę się, że w końcu wygrywa to wszystko, na co od dawna juz zasługuje. Gratulacje!!! :)

7 komentarzy:

  1. Jezu! Co oni robią?! Ja się dziwię, że wytrzymują w jednym budynku jakby nie było 24 na dobę!
    Nie rozumiem trochę zachowania Hani, no ale Gregor nie pozostaje dłużny, więc.... kto wie jak to się skończy!

    Czekam na kolejny! Weny życzę
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rodział cudnie piszesz czekam na kolejny życzę weny kasia :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. coś dziwnego zaczyna się dziać pomiędzy naszą dwójką bohaterów. czyżby stare pokłady uczuć tak nagle wróciły? intrygująco się robi. ciekawa jestem tego, jak przebiegnie wyjazd od innsbrucka.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej nie mam do czego się przyczepić :3 Rozdział genialny...jak zawsze :* lecz myślałam że Hania jeszcze nie przełamie tej bariery bo przecież Gregor zrobił jej świnstwo.A tu prosze.Mam nadzieje ze to tylko była chwila slabości .Kibicuje Hani i Gregorowi no i Adasiowi.Życze weny ....:3Czejam na nasrępny nex

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Kochana.
    Zdenerwowałaś mnie, że niby nie jesteś zadowolona z tego rozdziału.
    Błagam Cię nie mów tak.
    Rozdział jest perfekcyjny.
    Oby więcej takich scen.
    Serio to była genialna scena.
    I reakcja Gregora kiedy domyślił się z czego się śmieje Hania.
    Zdecydowanie jestem za takimi scenami.
    Nie trudno jest zauważyć ze Hania i Gregor czują do sobie coś więcej. Oczywiście coś więcej niż tylko aspekty fizyczne.
    Gdyby Hania nic nie czuła do Gregora to nie dałaby się pocałować.
    Dobrze ze zgodziła się na wyjazd do Austrii.
    Czekam na kolejny.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Melduję się :)
    Kochana, rozdział jest bardzo dobry, wręcz perfekcyjny, więc proszę mi tutaj nie marudzić! ^^
    Hmm... widzę, że nie tylko ja wyczuwam tutaj coś zdecydowanie więcej pomiędzy Hanią a Gregorem. Nie sądziłam, że po tym wszystkim Hania będzie mogła jeszcze żywić do niego jakieś uczucia po tym wszystkim, ale najwidoczniej stare uczucia zawsze gdzieś tam w sercu pozostają.
    Dobrze, że zgodziła się w końcu na ten wyjazd do Austrii. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej.
    Czekam!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej Ann! W końcu przełamuję swoje lenistwo w d***ei piszę! Po pierwsze primo( powiem Ci lekko po naszymu, a jak) Co ty kobito chceta łot tej sceny?! Wyszła Ci świetnie oby więcej takich!!! Coś mi síę wydaje że między Hanią a Gregiem iskrzyć nie przestało... Zobaczymy po wyjeździe do Austrii:) Po drugie primo- jak napisałaś, Peter wymiata i również bardzo się cieszę( nie skaczę do góry bo wyrżnięcie w sufit (chyba) boli,ale gratuluję! Po trzecie primo ULTIMO nigdy nie otwieraj tych drzwi, bo tam ukryty rambo... Oj to chyba nie o to... Ale zdjęcie boskie, na mój gust to za dużo red bulla:D a po czwarte primo k***a mać coś mi telefon szwankuje i nie umiem wysłać przesłania... Pozdrawiam, Howleen Mad!

    OdpowiedzUsuń