Strony

środa, 20 stycznia 2016

Dziewięć

Idiota z ciebie, Schlierenzauer. Zamiast odrobinę spoważnieć to ty stajesz się coraz bardziej dziecinny, a głupie zagrywki wcale nie mogą wypaść ci z głowy.
- Gregor, a co powiesz na ten? - wróciłem myślami do rzeczywistości. Blondynka właśnie wskazywała kolejną kolorową zabawkę.
- Traktorek? - zwątpiłem w jej pomysł i podrapałem się po głowie – sądzę, że mały raczej ma zajawkę do aut sportowych, tak jak ja – dodałem entuzjastycznie.
- Nie podoba ci się? - spytała zawiedziona. Westchnąłem jedynie i podszedłem do kolejnego stoiska. Na samej górze stało duże białe Porsche. No wręcz idealne! Sięgnąłem po nie z bananem na twarzy i zacząłem oglądać to miniaturowe cudo z każdej strony. Baśka stała naprzeciwko mnie i w końcu wywróciła oczami.
- Drogi jest – zauważyła kiwając głową.
- Przestań – odparłem od niechcenia.
- Dobrze, że to tylko zabawka – dodała, unosząc jedną brew. Zaśmiałem się krótko.
- Właściwie to pojazd zdalnie sterowany – nie wiadomo skąd pojawił się przy nas jakiś młody sprzedawca mówiący po angielsku – polega to generalnie na tym, że dzieciak siedzi w środku, może kręcić kierownicą, ale to dorosły steruje całym pojazdem – wyjaśnia.
- To rzeczywiście fajna sprawa! - odpowiedziałem mu wesoło, a facet miał pewnie ten sam błysk w oku co ja. Gdyby za moich czasów produkowali takie bajery to dzieciństwo byłoby odjazdowe!
- Naprawdę polecam. Sam mam dwuletniego synka i kiedy kupiłem mu podobny model na urodziny to myślałem, że nie przestanie piszczeć ze szczęścia. Wie pan jak małe dzieci potrafią się z czegoś cieszyć – dodał z nieukrywanym zachwytem.
- Doskonale wie – wtrąciła się blondynka – przecież sam się tak zachowuje – dodała złośliwie się uśmiechając i już miałem jej coś odpowiedzieć, ale ona jedynie puściła mi oczko.
- Biorę go! - zwróciłem się do sprzedawcy.
- W takim razie zapraszam do kasy – odpowiedział zadowolony i poszliśmy za nim.

Nie mogłem opanować podekscytowania, kiedy taksówkarz podwiózł nas do domu. Baśka nadal patrzyła na mnie jak na kretyna i wcale nie uśmiechało jej się targanie reszty zakupów. No przecież nie mogłem się powstrzymać, by nie wziąć jeszcze wielkiej szmacianej piłki, całej gamy innych zabawek i dmuchanego basenu dla dzieci. Przecież Adaś będzie wniebowzięty, kiedy to wszystko zobaczy.
- Czyli faceci naprawdę nigdy nie dorastają? - pyta patrząc na mnie z rezygnacją i rzuciła ciężkie torby na podłogę w przedpokoju.
- Dorastają, dziecinko ale najmniejszych przyjemności nigdy nie można sobie odbierać – odparłem z przekąsem i ruszyłem w stronę salonu. Dziwne, dom wydawał się pusty, ale głosy na zewnątrz sugerowały, że na pewno ktoś tu jest.
- Zrobili sobie jakąś imprezę w ogródku? - zasugerowała ironicznie Baśka, po czym wyszliśmy oboje na taras. Byłem niemało zdziwiony, kiedy zobaczyłem resztę rodziny, która cieszy się jak głupia na widok malca. Zaraz. Adaś?
- Adaśko mój kochany wrócił! - krzyczała uradowana Baśka i zaczęła biec w stronę chłopca. Kiedy mały ją zobaczył to aż kipiał z radości i sam zaczął biec w jej stronę. Blondynka poderwała go do góry a potem okręcała nad swoją głową. Jego radość...on nią wręcz zarażał.
Wzrokiem odszukałem brunetkę. Siedziała na krześle obok rodziców i patrzyła z zafascynowaniem na syna. Szeroki uśmiech na jej twarzy mówił sam za siebie, że jest szczęśliwa.
- Basia, uważaj – zwróciła jej uwagę matka. Zszedłem po niewielkich schodach a kiedy cała reszta mnie zobaczyła ich uśmiechy lekko przygasły. No tak, nadal jestem tu intruzem.
- Przecież nic mu się nie stanie – odparła beztrosko, a potem zaczęła łaskotać małego po brzuszku. Nie mogłem od niego oderwać oczu.
- Hania, co on tutaj robi? - spytałem po chwili nadal na nich patrząc. Baśka to prawdziwa wariatka, kiedy się z nim bawi. Wokół nich biegał duży labrador szczekając i machając ogonem, a Adaś jeszcze bardziej się cieszył.
- Adaś ma o wiele lepsze wyniki i lekarz zgodził się, by na parę dni zabrać go do domu – odpowiedziała zamiast niej nie kryjąca radości matka. Spojrzałem na nią z nadzieją.
- Naprawdę? - pytam. Ona kiwa entuzjastycznie głową.
Znów zerknąłem na brunetkę. Nawet nie zaszczyciła mnie wzrokiem i miałem wrażenie, że przebywanie obok mnie napełnia ją niechęcią. Jak sobie przypomnę poranną akcję to wcale się jej nie dziwię..
- Kupiłem dla Adasia trochę nowych zabawek – zwróciłem się do niej ciszej.
- Nie musiałeś. Starych też ma dużo – odparła obojętnie.
- Ale chciałem – dodałem pewniej.
- Hej, Adaśko. A może czas przywitać się z tatą? - czułem jak dziewczyna obok mnie napina mięśnie i jednocześnie poczułem się nieco niepewnie, kiedy Baśka niosła do mnie malca. Posadziła mi go na kolanach a on znów spojrzał na mnie tymi swoimi dużymi brązowymi oczami. A później znów się uśmiechnął rozbrajając mnie totalnie.
- Cześć, synku – odezwałem się do niego i mocno go do siebie przytuliłem, chłonąc jego niewinny zapach. Kiedy trzymałem go na rękach miałem wrażenie, że mam przy sobie całe szczęście.
- Ktoś chce kiełbaskę? - wstała i podeszła do nagrzanego grilla, gdzie piekły się kiełbaski – nie? A ja sobie chętnie jedną zjem – odpowiedziała sama do siebie i nałożyła jedzenie na talerz, robiąc to o wiele za głośno. Czy tylko ja spostrzegłem, że po prostu ona nie chce, żebym dotykał małego?
W międzyczasie blondynka zdążyła się gdzieś ulotnić i wrócić po krótkiej chwili z wielkim pudełkiem w ręku. Każdy zainteresował się tym pakunkiem, a ja uśmiechnąłem się zadowolony.
- Adaś, patrz co tam ciocia niesie – wiedziałem, że i tak nie rozumie, co mówię, ale odwróciłem go w stronę tarasu i jego wzrok automatycznie skupił się na pudełku. Baśka podeszła do nas z równie nie ukrywanym zachwytem i otworzyła pudełko pokazując wszystkim zabawkę.
Ucałowałem malca w główkę i wstałem z krzesła, które do tej pory zajmowałem, po czym ukucnąłem z nim przy samochodziku i postawiłem go stopami na trawie.
- A co to takiego, synku? Co ci ciocia przyniosła? - mówiłem po niemiecku – brum-brum?
- Brum-brum! - powtórzył zachwycony wywołując u nas wszystkich śmiech. Ale z jakim zainteresowaniem on patrzył na to cudo! Myślałem, że padnie z wrażenia.
- Pojedziemy brum-brumem, co? Kto będzie kierował, no kto? - przekomarzałem się z chłopcem Adaś! - oboje z Basią krzyknęliśmy jego imię. Mały pisnął z radości i zaczął klaskać w dłonie. Cieszyłem się razem z nim.
- Brum-brum! Brum-brum! - krzyczał i cieszył się na zmianę. Następnie podniosłem go lekko do góry i usadowiłem w niewielkim foteliku. Chłopiec oglądał „wnętrze” swojego autka i jakby naturalnie wiedział, co robić, ułożył dłonie na kierownicę. I znów piszczał jak oszalały.
Kątem oka dostrzegałem minę Hani. Czekała tylko na to, żeby wstać i zabrać Adasia na drugi koniec świata, byle z dala ode mnie. Postanowiłem się jednak tym nie przejmować i wyjąłem z pudełka konsolę sterującą.
- Ani mi się waż! - krzyknęła, podnosząc się z krzesła. Spojrzałem na nią i przez chwilę myślałem przerażony, że mnie zaraz zaatakuje.
- Hanka, przestań. Nie widzisz jak mały się cieszy? - w mojej obronie stanęła jej siostra. Chyba zaczynam sobie robić dług u tej dziewczyny.
- Hania, dziecko, pozwól mu się z nim chwilę pobawić. Przecież nic się nie stanie – dodała pani Ela. Nie no, mając poparcie ich obu nie bałem się już niczego. Nawet Hani.
- Gotowy, kolego? - zwróciłem się do syna ignorując reakcję jego matki i delikatnie uruchomiłem sprzęt. Samochodzik powoli ruszył po trawie a radość dziecka stała się nie do opisania.

Szlak mnie zaraz trafi, kiedy patrzę co on wyprawia z moim synem. Przecież to jest skrajnie nieodpowiedzialne! I znów wzięłam do ręki papierosa, i znów go zapaliłam. Jak on mnie wnerwia!
- Za chwilę złość będzie uchodzić z ciebie parą – no kto inny mógł tylko podjudzić mój nastrój? No hej, siostrzyczko.
- Świetnie się razem bawią – stwierdziła uśmiechnięta nie odrywając oczu od dwojki szatynów – nie sądzisz? - spytała z przekąsem.
- Baśka, błagam. Tylko czekam, aż mały się wywróci albo coś. No rozniosę tego debila na kawałki! - warknęłam przez zęby. Blondynka wybuchnęła śmiechem.
- Widzisz same negatywne strony. Facet chce dać dziecku odrobinę radości a ty jak zwykle narzekasz – odparła. Spojrzałam na nią wrogo.
- Och, bo kupił mu super ekstra drogą zabawkę? No wybacz, że nie podzielam twojego entuzjazmu, ale całego roku życia Adasia to on tym nie nadrobi.
- Przynajmniej się stara.
- Jeszcze kilka dni temu zarzekał się, że nie jest jego ojcem! - krzyknęłam.
- Od tamtej pory wiele się zmieniło.
- Niby co?! - pytam.
- On się w nim zakochał – odpowiedziała spokojnie przenikając mnie tymi mądrymi zielonymi tęczówkami i sobie poszła. Czy wspominałam, że moja siostra jest drugą chodzącą po tym świecie osobą jaka wyprowadza mnie z równowagi? No gówniara jedna! Sprawia, że zaciągam się papierosem dwa razy mocniej.
- No nie mów mi, że ty nadal palisz? – usłyszałam pretensję w jego głosie. Patrzył teraz na mnie krytycznie wywołując tym mój śmiech.
- Żartujesz sobie? - prychnęłam – ty będzie prawił mi morały?
- Nie będziesz palić przy dziecku! – dodał stanowczo. Że co proszę?!
- Przecież przy nim nie palę jakbyś nie zauważył! – odpowiedziałam nieco głośniej. Widziałam jak napina mięśnie.
- Dawaj to – i tak po prostu wyrwał mi papierosa z ręki, po czym ugasił go w stojącej obok popielniczce.
- Ty podły, niedorobiony idio... - zaczęłam, wstając z krzesła, ale nie pozwolił mi dokończyć.
- Będziesz mnie wyzywać przy rodzicach i Adasiu? - spytał z wyrazem triumfu na twarzy. Usiadłam więc z powrotem krzyżując ręce i patrząc w bok.
- Hania – zajął powoli miejsce obok mnie – czy my nie możemy przestać się kłócić? Pogódźmy się chociażby dla Adasia. W końcu on potrzebuje teraz spokoju a nie drących koty rodziców – powiedział łagodnie, powodując, że znów cała się gotowałam.
- Jakich rodziców, Gregor?! - tym razem odwróciłam swoją twarz dokładnie naprzeciwko niego – no jakich? Matkę to on ma, ale ojca? Przecież ty go tylko zrobiłeś. Nie masz prawa uważać się za jego ojca, bo nie było cię przy nim od dnia jego narodzin! - wrzasnęłam do niego. I dobrze, bo czułam, że wreszcie wyraziłam to, co myślę.
Jego oczy zrobiły się teraz smutne. Takie...przygaszone i pozbawione blasku.
- Jestem jego tatą.. - dodał cicho.
- „Tata” to daje swojemu dziecku nazwisko, dach nad głową, kocha go i wychowuje jak najlepiej potrafi. Jest przy nim w każdej potrzebie, wstaje po 4 razy w nocy, żeby go przewinąć albo nakarmić. Tuli, gdy płacze. Spędza z nim czas, jest dla niego – powiedziałam na jednym tchu. Stawał się coraz bardziej przygnębiony, ale miałam to w dupie – a ty co zrobiłeś, Schlierenzauer? No co? - włożyłam w mój głos tyle pogardy ile byłam w stanie – ja ci powiem, co zrobiłeś. Oznajmiłeś jego matce, że nigdy nic dla ciebie nie znaczyła. Że była dla ciebie niczym jakaś dziwka..nie przerywaj mi teraz! - warknęłam, kiedy już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Zamilkł – że nic nie była dla ciebie warta a twój nienarodzony syn to jakiś obcy bachor, za którego nie masz ochoty brać odpowiedzialności. Tyle w temacie twojego rzekomego ojcostwa, Gregor.. - dodałam, patrząc mu zawzięcie w oczy. Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał nic. I wtedy go zostawiłam.

Schowałem samochodzik do pudełka i westchnąłem ciężko. To nie tak miało wyglądać. Miałem stać się lepszy i zaopiekować się synem. Miałem jej udowodnić, że jestem wart bycia jego tatą. A co wyszło? Że nadal ma mnie za skończonego drania i raczej nie zamierza tak szybko zmienić opinii o mnie. Ale ja nie mogłem pozwolić na to, żeby ponownie stracić małego. Już za dużo czasu zmarnowałem nie widząc jak się rodzi, jak rośnie, jak pierwszy raz się uśmiecha i stawia pierwsze kroki. Już raz cholernie go zawiodłem. Teraz muszę się postarać, by przeżył i nigdy więcej go nie zostawiać. I zrobię to wszystko choćby miała mnie wyzywać, bić, krzyczeć albo czegokolwiek zabraniać. Nie popełnię tych samych błędów.
Jedna rzecz mnie jednak męczy. W jakiś absurdalny i niewytłumaczalny sposób pragnę odzyskać również ją. Pragnę jej tak samo jak kiedyś pragnąłem wrócić do Sandry. Tylko dlaczego? Przecież wtedy nie była dla mnie nikim ważnym. A może tak naprawdę była? Może ona była moim lekiem, ale uzależnienie od blondynki było na tyle silne, że po prostu tego nie zauważałem? Teraz jednak wiele się zmieniło. Jest matką mojego dziecka. I co by się między nami nie działo zawsze będzie dla mnie ważna jak nie najważniejsza. Kiedyś coś cholernie mnie do niej przyciągnęło, kiedy Gloria przyprowadziła ją do naszego domku na zawodach a ona stała tak spokojnie, nieśmiało spoglądając na każdego z nas jakby nie była świadoma tego, że widzi swoich idoli. Miała w sobie coś takiego, że musiałem ją bliżej poznać i mimo wszystko te kilka miesięcy z nią były...wspaniałe. Tylko tamten Gregor był cynikiem i egoistą. Dzisiejszy Gregor musi stać się odpowiedzialny i..pragnie mieć ich oboje.
Szedłem powoli na górę zatrzymując się przy drzwiach jej pokoju. Były uchylone, więc nie pukałem tylko lekko pchnąłem je do przodu. Była w drugim końcu pomieszczenia i kończyła przewijać małego. Zerknąłem na niego i mimowolnie się uśmiechnąłem, gdy zobaczyłem jego opadające powieki. Miał dziś skubany intensywny dzień, więc sen pochłonął go na pstryknięcie palcem. I w tym momencie mnie zauważyła.
- Mogę? - spytałem nieśmiało. O dziwo się zgodziła, przytakując głową. Podszedłem do nich, kiedy brała małego na ręce i zaczęła kołysać, by szybciej zasnął. Chłopiec na zmianę zamykał i otwierał oczka, a ujrzawszy mnie obok zaczął się we mnie wpatrywać. Czy ja też mam takie tajemnicze spojrzenie?
- Przepraszam – szepnęła ale nie spojrzała na mnie. Za to ja patrzyłem na nią z największym zdziwieniem.
- Ty mnie? - pytam zaskoczony. Znów kiwnęła głową.
- Nie powinnam tak na ciebie naskakiwać. Mimo wszystko... - chyba nie było jej łatwo przyznać temu rację.
- Powiedziałaś samą prawdę, Hania. I dobrze zrobiłaś – spojrzała mi w oczy, ale tylko na moment, powracając do wpatrywania się w twarzyczkę syna.
- Tak cholernie mnie zraniłeś, Gregor. Tu już nie chodzi o to, że bardzo cię kochałam. Tylko...przecież on był niewinnym dzieckiem. Naszym dzieckiem – zauważyłem pojedynczą łzę spływającą po jej policzku i momentalnie otarłem ją kciukiem. Zatrzymałem na chwile dłoń na jej policzku a ona na sekundę przymknęła oczy. I spodobała mi się ta reakcja.
- Wiem, Hania – odparłem po chwili ciszy – i tym razem obiecuję ci, że nigdy cię nie zawiodę. Że was nigdy nie zawiodę – spojrzałem z uczuciem na swoje dziecko i pogłaskałem go delikatnie po główce, po czym go w nią pocałowałem. Przecież on wyglądał jak anioł. Jak ja mogłem zrobić mu coś takiego?
- Nie wiem, czy mogę ci zaufać...czy w ogóle chcę to zrobić.. - przyznała. Nie mogłem tego dłużej znieść. Nie zważając jaka może być jej reakcja, zwyczajnie objąłem ich oboje kładąc jedną rękę na jej talii a drugą podpierałem plecy małego. Ułożyłem podbródek na jej ramieniu i zacząłem kołysać się razem z nią, wpatrując się w śpiącego chłopca.

- Jestem tu, Hania – szepnąłem jej do ucha – i już zawsze będę. Razem pokonamy tę chorobę i razem zaopiekujemy się naszym synem. Daj mi tylko szansę pokazania, jak bardzo tego pragnę – nie odepchnęła mnie, nie odrzuciła. Oparła się wygodnie o moją klatkę i poczułem jak z jej ciała ulatuje całe to napięcie. Objąłem ją jeszcze mocniej i było mi tak nieziemsko spokojnie. W tej chwili uświadomiłem sobie jedno. Ona stała się nieodłączną częścią mojego życia.



~ Bo ten uśmiech kiedyś sprawiał, że warto było codziennie się budzić...



***

Moje Drogie!

Wiem, że rozdziały są ostatnio trochę nudne, ale postaram się to zmienić. Przecież już czas na wyjazd do Innsbrucka ^^
To ostatni rozdział przed zawodami PŚ w Zakopanem i następny pojawi się po weekendzie. Przecież muszę jechać kibicować naszym chłopakom (i paru innym :D )!
Oczywiście, najbardziej będę ściskać kciuki za Polaków, ale same przyznacie, że bez Gregora te zawody będą...takie nijakie. Nie cieszę się przez to na ten wyjazd tak, jak powinnam.
Jak myślicie, kto wygra w niedzielę? Może nasz Kamil? Wierzę w niego! :)

Pozdrawiam i życzę owocnych wrażeń podczas konkursów!!! :*

6 komentarzy:

  1. Witaj Kochana.
    Ojej rozdział jest cudny.
    Gregor się bardzo stara.
    Hania chyba naprawdę przesadziła.
    Nie powinna ho tak traktować.
    Dobrze ze go przeprosiła.
    Ostatnia scena jest taka cudowna.
    Taka rodzinna.
    Oczywiście rozdziały nie są nudne.
    Również jadę do Zakopanego.
    Mam nadziej że Polacy pokażą klasę.
    Chyba dziwne będą te zawody bez Gregora.
    Czekam na kolejny.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział najlepszy świetnie piszesz nie moge się doczekać następnego rozdziału też bym chciala pojechać ale za daleko mieszkam życzę udanej wycieczki pozdrawiam kasia :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu nadrobiłam wszystko!
    Jakie cudowne, końcówka świetna!
    Mam nadzieję, że już nie będą się kłócić :(
    Trzymamy kciuki za chłopaków~!
    Pozdrawiam Marysiaa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj!
    Udało mi się nadrobić ostatnie zaległości więc jestem :)

    Na początku chciałabym napisać, że na prawdę mnie pozytywnie zaskoczyłaś, ponieważ w tym opowiadaniu zawarłaś dwa bardzo trudne wątki, z którymi sobie świetnie dajesz radę!(osobiście nie wiedziałabym jak rozwiązać)
    Pierwsza sytuacja to porzucenie dziecka przez ojca, a druga sytuacja to choroba...
    Niesamowity jest fakt, iż uczyniłaś tutaj Gregora takim *********** to mu się współczuje i trzyma kciuki aby pogodził się z Hanią :)
    Kibicuję Hani i Gregorowi oraz oczywiście Adasiowi aby wygrał z tym okropieństwem!

    I cóż by tu jeszcze dodać... Aaaa no muszę dodać, że u Ciebie fragmenty z motywem erotyki nie są ani za słodkie, ani za ostre :) Super się czyta

    Jeśli o czymś zapomniałam to napiszę o tym w kolejnym komentarzu :)
    Chciałabym Cię również zaprosić na rozdział pierwszy w moim opowiadaniu -
    http://there-is-this-girl.blogspot.com/2016/01/rozdzia-i.html

    Będzie mi bardzo miło jeśli zajrzysz! :*
    Pozdrawiam, Camille

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Ann! Na samym początku wielkie sorry za jakiekolwiek błędy- mój telefon ostatnio bzikuje i co chwilę mi jakiś kosmos normalnie odstawia... No więc( na moje oko) widać że między Gregorem a Hanią wciąż jest jakaś więź i nie chodzi tu tylko o małego Adasia... Mam nadzieję że wszystko zacznie zmierzać ku dobremu po wyjeździe do Innsbrucka. No może nie od razu, do tego przecież trzeba czasu, prawda? Ale wiem, że Gregor wyraźnie czuje że skrzywdził Hanię i Adama, a i stara się to naprawić jak umie... Trzymam kciuki za tę( no może jeszcze nie oficjalnie) rodzinkę! I nie wiem dlaczego ( błagam nie bij:)) mam wrażenie że pojawi się jeszcze Sandra! He he he, to dopiero by było obie ostre babki:) No ale i nie chcem i nie muszem spekulować czym nas kochana uraczysz! Co po drugie ( primo, ha ha) fajnie że jedziesz na zawody; ja od kilku lat już nie byłam, no i będę oczywiście trzymać kciuki ( i obgryzać paznokcie) za naszych! Tzn.fajnie by było gdyby wygrał Kamil, ale przy formie Petera... Zobaczymy! Liczę także na dobre występy Hayboecka i Krafta - najsilniejszych Austriaków w tym sezonie. A co do Gregora... Szkoda że tak szybko zrezygnował... Zawsze jest jakaś pustka, na przykład taka jaka była po naszym mistrzu Małyszu... Ale wierzę że Schlieri jeszcze wróci( jak to mawiał jego rodak w filmach" ja tu jeszcze k***a wrócę!) No to píękna trzymaj się tam ciepło bi Cię jakiś halny nie porwał i uważaj na krejzi fanki( wiesz jakie:))można dostać wady słuchu, złamania kończyn a i iloraz przebywania wśród takich zmniejsza się o połowę:) nie no sorry za moje głupie żarty:( baw się dobrze! Buziole, pozdrawiam, Howleen Mad!

    OdpowiedzUsuń
  6. mimo mojej początkowej niechęci do postaci Gregora w tym opowiadaniu, uważam, że zasługuje on na stanie się pełnoprawnym ojcem Adasia, stara się bardzo mocno. i Hania chyba sobie to powoli uświadamia. widzę też coraz więcej miłych scen pomiędzy tą dwójką. :)

    OdpowiedzUsuń