Strony

wtorek, 12 stycznia 2016

Siedem

Trochę dziwnie było siedzieć razem przy jednym stole. Było to wyraźnie widać, bo prawie nikt się nie odzywał a ciszę przerywały tylko odgłosy sztućców i włączony kilka metrów dalej wiatrak. Nieswojo to za małe słowo, by określić jak się teraz wszyscy czuliśmy. Bo jak się można czuć, kiedy w nieoczekiwanych okolicznościach dopiero co rodzice poznają twojego byłego chłopaka, który jest ojcem twojego dziecka? I kiedy po raz pierwszy tak naprawdę poznają jego tożsamość, a w przeszłości ukrywałaś jakąkolwiek znajomość z nim? I kiedy zdajesz sobie sprawę jak wielkie zaskoczenie jest wymalowane na ich twarzach, gdy dowiadują się, że ojcem ich wnuka jest ten właśnie Gregor Schlierenzauer.
- Ktoś jeszcze życzy sobie sałatki? Jest naprawdę pyszna. Mamuś, przeszłaś dziś samą siebie! - zagadnęła wesoło Basia. Nikt jednak się nie odezwał i próby nawiązania jakiejkolwiek rozmowy spełzły na niczym.
Niemal w ogóle nie tknęłam obiadu widniejącego na talerzu przede mną. Mój zawsze w miarę dobry apetyt już dawno gdzieś zniknął, a żołądek zacisnął się do tego stopnia, że teraz byłam w stanie zjeść byle co i wypić po kilka kaw w ciągu dnia. O dziwo, to mi wystarczało do życia.
- W takim razie ja już skończyłam. Dziękuję – Basia miała już zamiar odejść od stołu, ale powstrzymał ją przed tym surowy głos naszego ojca:
- Siadaj, moja panno – młodsza siostra bezwzględnie dostosowała się do polecenia taty – mamy tu chyba do omówienie pewną ważną kwestię dotyczącą całej naszej rodziny – kontynuował swoim perfekcyjnym niemieckim. Rodzice od lat uczyli tego właśnie języka pracując w tej samej szkole średniej, do której zresztą obie z Basią uczęszczałyśmy. Stąd też i nasza bardzo dobra znajomość niemieckiego a rodzice od małego dbali, byśmy stopniowo go opanowywały. - a jeśli chodzi o naszą rodzinę, panie Schlierenzauer, to my zawsze dzielimy się problemami i próbujemy je razem rozwiązać. Bo my razem z moją żoną dbamy o nasze córki i nigdy nie pozostawiamy ich na pastwę losu – dokończył, wbijając widelec w kawałek ziemniaka, a wszystkie pary oczu były zwrócone na jego talerz. Każde z nas miało pospuszczane głowy a ja bałam się spojrzeć na siedzącego obok mnie Gregora. Do tej pory niemal non stop stykaliśmy się ramionami, bo niestety innej możliwości przy tym stole nie było. Pewnie zwykle był przyzwyczajony do przebywania w nieco lepszych i bardziej nowoczesnych warunkach niż w tych, jakie panowały w naszym domu. Ale choć luksusów u nas nie było a rodzice odziedziczyli dom po dziadkach i nadal trzeba było włożyć dużo pieniędzy w jego odnowienie, uważałam, że jest tu całkiem ładnie i nie zamierzałam się przy nim czegokolwiek wstydzić. Aż do teraz, kiedy mój ojciec właśnie tak rozpoczął tę nieuniknioną rozmowę. Założę się, że spaliłam buraka a szatyn kipi w środku ze złości.
- Karol, uspokój się – wtrąciła ze zdenerwowaniem mama – nie spotkaliśmy się tutaj, żeby się kłócić a jakoś na spokojnie zastanowić się nad tą sytuacją. Powinniśmy się cieszyć, że Gregor w ogóle zgodził się przyjechać do Zakopanego – dodała. Byłam jej w jakiś sposób wdzięczna, że chce załagodzić całą tą napiętą atmosferę. Nie trwało to jednak długo.
- Och, oczywiście! - niemal krzyknął ojciec. Zrobił się cały czerwony ze złości a na czole pojawiła mu się gruba zmarszczka – jeszcze może mam go po piętach całować, bo zdecydował się wziąć odpowiedzialność za dzieciaka, którego sam zrobił...
- Karol, na litość boską..
- Tato! - wrzasnęłam oburzona. O n jedynie burknął coś jeszcze pod nosem i skrzyżował ręce jakby obrażony. Ja rozumiem, że zapewne każdy w naszej rodzinie ma wiele pretensji do Schlierenzauera, ale na Boga, to chyba tylko ja mam prawo tak na niego naskakiwać. I pokazywać trochę wyższy poziom kultury osobistej..chociaż..
- Hej, nie denerwuj się – poczułam na swojej dłoni jego ciepłą rękę, którą wyrwałam niemal jak oparzona. Nie zniechęciło go to jednak do posłania mi przyjaznego uśmiechu – ma pan zupełną rację, co do mojej osoby. I wiem, że najchętniej obiłby mi pan twarz za to, co zrobiłem Hani i Adasiowi, więc może pan śmiało pozwalać sobie na wszelkie tego typu uwagi. - każdy z nas wlepiał w niego zdziwione spojrzenie. Zamurowało nas od tych słów. Bo kto by się tego spodziewał..
- Przepraszam za męża. To co było kiedyś jest już przeszłością. Teraz należałoby zająć się przyszłością i leczeniem Adasia – dodała mama. Ojciec już chciał coś powiedzieć, ale pod groźnym spojrzeniem mamy zdecydowanie zaniechał swoich prób.
- Dokładnie tak samo myślę – odparł spokojnie Schlierenzauer. Odłożył swoje sztućce i splótł ręce, kładąc je na stole – jestem zdecydowany zrobić wszelkie niezbędne badania i w razie pozytywnych wyników oddać mu szpik.
- A od kiedy się panu to sumienie włączyło? - wtrącił nie kryjąc ironii tata. On, w przeciwieństwie do mamy, nie zamierzał mówić do Gregora po imieniu. To był jego dziwny i pokręcony sposób na robienie dystansu między nim a tymi osobami. Jednym słowem on wcale szatyna nie zaakceptował.
- Zobaczyłem go dzisiaj – zaczął skoczek – i mogłem potrzymać na rękach, bawić się z nim, przytulić go. To naprawdę na mnie podziałało i już dawno zrozumiałem swój błąd. Proszę pozwolić mi go naprawić – jak on to robi, że jest taki pewny siebie i wcale nie krępuje się tak otwarcie zwracać się do moich rodziców, siedzieć przy jednym stole i składać takie deklaracje? Ja na jego miejscu już dawno zapadłabym się pod ziemię.
- Najważniejsze, że jesteś – odparła z westchnieniem mama i uśmiechnęła się delikatnie do skoczka, na co on zareagował tym samym. Wierzyć mi się nie chciało, że z mamą poszło mu tak łatwo.
- Myślę, że w tej kwestii najlepszym rozwiązaniem będzie wyjazd do Austrii – kontynuował szatyn a ja przypomniałam sobie o tej absurdalnej propozycji, jaką złożył mi przy szpitalu. O nie, on na pewno nie będzie o tym decydował! - W Innsbrucku jest naprawdę bardzo dobra klinika onkologiczna z najnowocześniejszym wyposażeniem i świetnym personelem – dodał – sprawdzałem wszystko będąc jeszcze w Austrii i myślę, że tam Adaś będzie miał większe szanse na wyzdrowienie.
- Klinika w Innsbrucku? - pisnęła Basia – nie wspominałeś o tym do tej pory.
- Mówiłem o tym Hani – i tym razem wzrok wszystkich ulokowany był w mojej osobie.
- To chyba dobry pomysł – skomentowała niepewnie moja rodzicielka.
- Ale ja się wcale na to nie zgodziłam, Gregor! - wrzasnęłam, raptownie podnosząc się z krzesła – rzucasz jakimiś pomysłami nie wiadomo skąd i myślisz, że wszystkich uda ci się przekonać! I oświadczam ci, że mnie na pewno nie! - ciskałam w niego piorunami, a on parszywiec dalej podtrzymywał spojrzenie jakby mój wybuch w ogóle go nie ruszał – to jest mój syn i ja tutaj decyduję! Ma tu świetną opiekę i niczego mu nie brakuje!
- Hania.. - głos mamy był przepełniony bólem.
- Och, i on już was zdążył omamić! - krzyknęłam mierząc pozostałą trójkę wzrokiem – wierzycie w każde jego słowo a to tak naprawdę zwykły oszust, który myśli, że swoją bajerą zdziała cuda! - nie mogłam ich dłużej znieść. Odsunęłam z impetem swoje krzesło z zamiarem udania się do swojego pokoju.
- Hania, zaczekaj – zatrzymała mnie ręka Schlierenzauera.
- Odwal się! - warknęłam, wyrwałam się z jego uścisku i pobiegłam na górę. Trzasnęłam drzwiami tak, że prawie z framugi wypadły. A co tam! Nikt mnie nie wyprowadza z równowagi tak jak on. Sięgnęłam po torebkę, z której wyciągnęłam paczkę papierosów i wyszłam na balkon, by zapalić. A miałam się ograniczać. Wczoraj był tylko jeden, dzisiaj już trzeci. Niech go szlak trafi! Imbecyl jeden co myśli, że jak ma pieniądze i sławę to może wszystko! Adaś jest moim dzieckiem, a on jest tylko pieprzonym dawcą spermy!
- Przecież miałaś się ograniczać. - usłyszałam za plecami głos siostry. Poczułam jak obejmuje mnie w talii, i kładzie podbródek na moim ramieniu.
- I widzisz do czego on doprowadza?! - wrzasnęłam, gasząc papierosa w popielniczce wypełnionej petami. No tak, zapomniałam jej ostatnio opróżnić.
- Hania, ja wiem, że ty jesteś na niego wściekła, ale może on ma trochę racji.. - zamilkła pod siłą mojego spojrzenia.
- Baśka, chociaż ty mnie nie denerwuj – syknęłam w stronę siostry.
- Bo ty jesteś uparta, jak te barany na pastwisku!
- Ja jestem uparta?! - pisnęłam nienaturalnie – powiedz mi, ile on ma do powiedzenia w kwestii Adasia? Zobacz, że już chce wszystko kontrolować!
- Chce mu zapewnić lepszą opiekę medyczną – zauważyła z przekąsem.
- Chce podejmować decyzje, do których jestem upoważniona wyłącznie ja!
- On też ma do tego prawo. Jest jego ojcem.
- Dawcą spermy! - krzyknęłam.
- Ok, no dobra – odsunęła się trochę ode mnie i oparła plecami o balustradę – a nie pomyślałaś, że może on nie chce poddać się temu zabiegowi w Polsce?
- A co mnie on obchodzi?! Tu chodzi o małego a nie o niego – skomentowałam. Baśka znów wywróciła oczami, wzdychając głośno.
- To i dla niego jest niebezpieczne – przyznała – może woli być otoczony swoimi lekarzami? W swoim kraju? To w końcu sportowiec wysokiej klasy i byle kto nie może się nim zajmować – dodała spokojnie.
- Denerwujesz mnie tymi swoimi uwagami – powiedziałam ostro. I ona tym razem zmarszczyła brwi.
- Jak sobie chcesz, ale swoim zachowaniem niczego nie naprawisz! - krzyknęła i po prostu sobie poszła. I dobrze! Nie będzie mi gówniara dyktować, co mam robić.
Wróciłam do pokoju, ale nie dane mi było w spokoju pozostać samej. Na łóżku siedział sobie swobodnie szatyn.
- Ładnie masz w tym pokoju – mówił, rozglądając się wokół. Jego wzrok padł na część pomieszczenia, w której stało łóżeczko. Na tej ścianie widniała dziecięca tapeta i było przy niej poustawianych kilka kolorowych mebelków.
- Super, dzięki – bąknęłam pod nosem. Wstał. Podszedł do wielkiej komody, na której poustawiane były ramki ze zdjęciami. Większa ilość zdjęć przedstawiała Adasia, dlatego mimowolnie na jego ustach zagościł uśmiech. Chwycił za jedną z ramek i zaczął się jej przyglądać.
- To jeszcze ze szpitala? - spytał cicho. Chcąc bądź nie chcąc, podeszłam do niego i spojrzałam na fotografię. Był na niej maleńki noworodek, cały owinięty kocykiem i z czapeczką na głowie. I ja uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
- 3 godziny po porodzie – odpowiedziałam. Szatyn zrobił taką minę jakby się nad czymś zastanawiał.
- Ciężko ci było? - spytał.
- Co? - patrzyłam na niego z pytajnikami.
- No...ciężko ci było przy porodzie? - pytał przenosząc wzrok na zdjęcie.
- Miałam cesarkę – odparłam spokojnie.
- Dlaczego? - czy on się właśnie przejął? No ok...
- Bo po pierwsze próbowałam przez poprzednie 13 godzin rodzić naturalnie, ale nie dałam rady – patrzył teraz na mnie zszokowany – a po drugie Adaś był wcześniakiem i w sumie lekarze powinni od samego początku zabrać mnie na salę i zrobić tą cesarkę, no ale...polska medycyna – dodałam z ironią.
- Boże kochany..
- No.. - westchnęłam, słysząc panikę w jego głosie – po porodzie obiecałam sobie, że już chyba nigdy nie urodzę dziecka. Przeszłam przez piekło, Greg.. - ku mojemu zdziwieniu momentalnie odstawił fotografię na swoje miejsce i tak po prostu zamknął mnie w swoim żelaznym uścisku. Och..to było takie przyjemne. Pachniał tak przyjemnie. W ogóle przez sekundę czułam się cudownie. Do kiedy zrozumiałam, że to przecież ten idiota i próbowałam się mu wyrwać. Niestety mi na to nie pozwolił.
- Przepraszam, że mnie wtedy przy tobie nie było i że okazałem się takim draniem. Tak bardzo chciałbym cofnąć czas.. - mówił i ku mojemu kolejnemu zdziwieniu pocałował mnie w głowę.
- Puszczaj mnie, debilu! - wrzasnęłam, szarpiąc się z jego uścisku aż w końcu go rozluźnił i mogłam odsunąć się od niego na kilka metrów. - nie życzę sobie, żebyś mnie dotykał!
Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłonie. Jak to się dzieję, że chcę go odepchnąć a z drugiej strony pragnę, by mnie tak cały czas tulił? Dlaczego mam takie dwojakie uczucia?
- Pokażesz mi, gdzie będę nocował? - spytał cicho najwyraźniej speszony swoim zachowaniem. Pokiwałam lekko głową i ruszyłam ku wyjściu, a szatyn tuż za mną. Otworzyłam drzwi do odpowiedniego pokoju, po czym wpuściłam go do środka.
- Tu możesz przynieść swoje rzeczy. Łazienka jest na końcu korytarza po lewo. Kolacja o 19. - powiedziałam na jednym tchu i już chciałam zostawić go samego, kiedy znów zatrzymał mnie ręką.
- Gregor... - zaczęłam do niego warczeć.
- Czemu jesteś dla mnie taka zimna? Proszę cię tylko o to, żebyś ze mną normalnie rozmawiała a ty unikasz mojego towarzystwa jak ognia. - nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Czułam jego oddech na sobie, czułam przyciąganie tych oczu. Niech on przestanie na mnie tak działać!
- A dziwisz się? - szepnęłam już nie tak bardzo pewna mojej stanowczości.
- Nie. Ani trochę – przyznał szczerze – ale dlaczego nie możemy po prostu zacząć wszystkiego od nowa i skupić się na naszym dziecku? Zrób to dla niego, błagam.
- Za bardzo mnie kiedyś skrzywdziłeś, Gregor – odparłam zupełnie poważnie. I znów dostrzegłam ból w jego oczach.
- Wiem, że wtedy w kawiarni nagadałem ci samych świństw. Ale wcale nie traktowałem cię tylko jak zwykłej laski do...
- Nie zaczynaj tego tematu, Schlierenzauer! - wrzasnęłam – dobrze się mnie bzykało, co? - stanęłam naprzeciwko niego i mówiłam na tyle cicho, by tylko on słyszał. - tak właśnie powiedziałeś. I wtedy po raz pierwszy byłeś ze mną zupełnie szczery.
- Tak myślałem wtedy... - szepnął. Poczułam jak delikatnie kładzie swoją dłoń na moim policzku. I znów było mi tak przyjemnie..i znów tylko przez sekundę.

- Zrobisz to jeszcze raz, a dostaniesz po ryju! - wyszłam z pokoju nim zdążył jakkolwiek zareagować. Zanim weszłam do siebie, po moich policzkach płynęły łzy.





~ Bo nie tak łatwo jest o tym wszystkim zapomnieć...





****
Część siódma już za nami. Czy nie czujecie, że Gregor dostał jakby "olśnienia"? :) Ale uwierzcie mi, że wcale mu tak łatwo nie pójdzie.
Pozdrawiam :)

9 komentarzy:

  1. Najlepsze opowiadanie jakie w ogóle czytalam w swoim życiu swietnie piszesz kiedy bedzie następne opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe dziękuję :) muszę jeszcze to skończyć, ale myślę, że jeszcze coś później wymyślę :D

      Usuń
  2. Jeju! �� Dopiero co trafiłam na twojego bloga i od razu nadrobiłam wszystkie rozdziały. �� Piszesz genialnie! �� Już sie nie mogę doczekać kolejnego rozdziału, mam nadzieję, że pojawi się niedługo! ❤️ Ściskam mocno i życzę weny i jeszcze więcej świetnych pomyśłów chociaż nie wiem czy to możliwe, bo piszesz niesamowicie! �� 10/10 :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć! Czytam Twoje blogi już od jakiegoś czasu ale dopiero teraz komentuję - wybacz:) Świetna historia, żebym to ja miała takie pomysły na opowiadanie... Sama mam ( niestety tylko w komputerze) dwa opowiadania o Schlierim i nieraz chciałam je opublikować ale... Wiesz jak jest:) Może troszkę boję się wrednych analizatorów, he he ( u mnie dominuje raczej czarny humor i kryminał a to w porównaniu ze światem skoków nie wszystkim mogło by przypaść do gustu;)) No ale cóż, piszesz świetnie i oby tak dalej, no i niech Cię nie zraża ( chwilowe) zawieszenie kariery naszego kochanego Schlieriego! Pozdrawiam serdecznie, Howleen Mad! Buźki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Gregor się zmienił choć trochę, to pewne. oby udało mu się namówić dziewczynę za wyjazd do innsbruckiego szpitala. Hania nie rozumie, że chodzi tu o opiekę medyczną, a nie jakieś zachcianki Schlierenauera. oby to w końcu zrozumiała.
    widać, że ciągnie ją do skoczka, oj widać. ale narazie najważniejsze jest zdrowie Adasia. może później przyjdzie czas na polepszenie stosunków między tą dwójką.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Melduję się :)
    Świetny rozdział! Zadziwiasz mnie kochana, bo naprawdę każdy kolejny jest takim małym cudeńkiem. Oby tak dalej! ^^
    Hmm... niby Gregor powoli się zmienia. W sumie, prędzej czy później musiało coś w nim pęknąć, ale jakoś mi się nie wydaje, żeby dalszy rozwój spraw był równie kolorowy. Hania jest strasznie uparta, nie będzie ją łatwo przekonać do podjęcia jakichś konkretnych decyzji. Może ona też niebawem zrozumie pewne sprawy i pobudki, które kierują Gregorem?
    Czekam na kolejne!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Kochana.
    Przepraszam że tak późno ale całkiem pochłonęła mnie biografia Morgiego.Tak na marginesie serdecznie polecam.
    Wow. Wiele się dzieje.
    Nie dziwię się ojcu Hani.
    Przecież Gregor ją zostawił z dzieckiem. Sama bez żadnej pomocy.
    Dobrze że Gregor może liczyć na minimalne poparcie Basi i mamy Hani.
    Niewątpliwie wie co zrobił źle i chce to naprawić.
    Chyba nie każdy na miejscu Gregora byłby tak odważny.
    Tym rozdziałem potwierdziłaś jedno, między Hanią i Gregorem jest chemia.
    Sama Hania zaczyna to zauważać i dobrze może zacznie zmieniać zdanie na temat Gregora.
    On sam się zmienił nie jest już takim nie odpowiedzialnym dupkiem.
    Czekam na kolejny.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudo!
    Ale Hania mogłaby troche wyluzować... ;)
    Jestem ciekawa co jeszcze się wydarzy..
    Weny życzę, pozdrawiam
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudny rozdział masz swietny styl pisania nie moge sie doczekac nastepnego rozdziału :-)

    OdpowiedzUsuń