Strony

środa, 23 grudnia 2015

Trzy

Przez chwilę miałam wrażenie, że moje serce wyskoczy z klatki piersiowej. Stałam tak bez ruchu z wystraszonymi oczami i nie potrafiłam mu odpowiedzieć na te z pozoru proste pytanie. Po prostu mnie zamurowało.
A on? On też na mnie patrzył. Tylko jego oczy wyrażały zupełnie coś innego. Malowało się w nich wielkie zdziwienie. Ale i złość. Złość i zdenerwowanie.
- Greg, usiądź na chwilę. Zaraz wszystko ci wyjaśnimy – odezwała się nieco zdenerwowana Gloria. Ona też miała przerażoną minę, bo nie tak zaplanowałyśmy spotkanie z nim.
- Ja się pytam, co tu robisz? - brnął dalej. Jego głos był zimny. Powodował, że zaczęłam drżeć ze strachu. Sprawiał wrażenie jakby chciał mi coś zrobić. Potraktował jak nieproszonego intruza.
- Gregor..
- Nie teraz, Gloria – przerwał jej wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku. Nadal się nie odezwałam a jego zniecierpliwienie sięgało zenitu. Brunetka, jakby czując moje napięcie, podeszła do mnie i stanęła obok, próbując mi w ten sposób pomóc.
- Posłuchaj. Hania przyjechała tu w bardzo ważnej sprawie. Musimy porozmawiać.. - znów zaczęła. Spokojnie. Ale on nie zamierzał dyskutować.
- Już kiedyś jej powiedziałem, że nie ma czego u mnie szukać. Nie uznam jakiegoś bachora, który wcale nie jest moim synem! - wrzasnął. A we mnie coś pękło. Załamałam się. Łza po łzy zaczęły wylewać się z moich oczu. I on to widział. I nie odpuścił, a tylko uśmiechnął się do mnie szyderczo. Nie wytrzymałam. Choć przypuszczałam, że tak właśnie będzie to nie mogłam słuchać w jaki sposób wyraża się o naszym dziecku. Po prostu wybiegłam z pomieszczenia, słysząc jeszcze wołanie Glorii i zamknęłam się w łazience, zanosząc się od płaczu.

- I widzisz co narobiłeś kretynie?! - usłyszałem wrzask siostry. Sam nie wiem, co dominowało w mojej głowie bardziej: zaskoczenie czy złość, że się tu pojawiła. Przecież wiedziała, że nie chcę jej widzieć a tym bardziej nie wmówi mi, że kiedykolwiek była ze mną w ciąży.
- Po co tutaj przyjechała? Powyżalać się tobie? Prosić o pieniądze? Ja nie wiem, jak możesz być tak głupia wierząc, że to mój dzieciak – powiedziałem oschle i opadłem na kanapę. Gloria miała taką minę, jakby zastanawiała się, czy faktycznie należymy do tej samej rodziny. Prychnąłem.
- Czy ty siebie słyszysz, Gregor? - podeszła do mnie z oczami wbitymi w moją osobę i przysiadła na krawędzi szklanego stolika – to jest twój syn. Ona naprawdę urodziła twoje dziecko! Kiedy ty wreszcie przejrzysz na oczy?! - krzyknęła. Nie wzruszyło mnie to. Wiedziała, że nie tak łatwo wzbudzić we mnie litość.
- Masz na to jakieś dowody? - spytałem beznamiętnie, widząc jak wściekłość na jej twarzy rośnie i rozsiadłem się spokojnie na sofie.
- Jak ty możesz być takim cynikiem?! - pisnęła.
- Więc punkt dla mnie. Nie masz – odparłem.
Usłyszałem jak głośno wdycha powietrze i próbuje zebrać myśli. Czekałem więc na jej kolejny wybuch.
- Dobrze więc. Jeżeli chcesz mieć pewność to zrób badania na ojcostwo – odezwała się w końcu. Spojrzałem na nią z rozbawieniem.
- Po co? Przecież mam pewność, że to nie mój syn.
- Tak? A jaką? Przecież sypiałeś z nią dobre kilka miesięcy – odpowiedziała pewnie. Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem.
- Zabezpieczaliśmy się. Mówiła, że bierze tabletki – odpowiedziałem.
- Dobrze wiesz, że to nie jest metoda, która daje stuprocentową pewność zapobiegnięciu ciąży.
- Próbujesz znaleźć jakiś logiczny argument? Nie uda ci się – skrzyżowała ręce w geście buntu – to nie ja zrobiłem jej tego dzieciaka.
Wstała i zaczęła krążyć nerwowo po pokoju. Stukot jej obcasów o panele mnie irytował. I ona o tym dobrze wiedziała. Po kilkudziesięciu sekundach wreszcie stanęła i znów wbiła we mnie nienawistne spojrzenie.
- Posłuchaj mnie, kretynie – zerknąłem nad nią spod byka – to jest twój syn. Urodził się w 25 lipca 2014 roku w ósmym miesiącu ciąży. Policz sobie – powiedziała stanowczo. Znów się zaśmiałem.
- Przecież mogła sypiać z kimkolwiek i jednocześnie ze mną – oznajmiłem.
- Przecież ona była w tobie zakochana po uszy! W życiu by cię nie zdradziła! - krzyknęła.
- Czyżby? Polki są dość puszczalskie. Chodziłem kiedyś z chłopakami po tych wszystkim klubach, więc wiem co nieco.
- Och! - wyrwało jej się. Przemierzyła tę odległość między nami i tym razem usiadła obok mnie na łóżku. Czy ona myślała, że tym niby władczym głosem coś zdziała? Że jest w stanie mnie kontrolować? Nie jestem już po prostu jej młodszym bratem. Jestem dorosłym facetem i zarówno ona jak i nasi rodzice nie mogli mi niczego narzucić. Znów zbierała myśli. Tym razem jej wzrok powędrował w kierunku stolika, na którym znajdował się jakiś album ze zdjęciami. Nie zauważyłem go wcześniej. Brunetka sięgnęła szybko po niego i przysunęła się do mnie bliżej.
- Adam to jest twój syn. Nie widzisz tego podobieństwa między wami? - westchnąłem głośno i spojrzałem na fotografie jakiegoś małego chłopca, które mi pokazywała.
- Owszem, może i ma podobny kolor włosów i oczu. Ale to nie oznacza, że Hanka nie lubi po prostu facetów w moim typie – odpowiedziałem po chwili zastanowienia i zamknąłem album. Znów się wściekła.
- Te same oczy, fryzura, nosek. Tak samo się uśmiecha. Jeśli nie wierzysz to obejrzyj swoje zdjęcia z dzieciństwa.
- Nie denerwuj mnie, Gloria. Nie dam się nabrać na te wasze numery – powiedziałem zdenerwowany, bo nie mogłem już znieść tych pierdół i wstałem z kanapy. Moja siostra patrzyła na mnie zrezygnowana – niech sobie ciebie w to wkręca i dalej wciska te kity. Ja się w to bawić nie będę – dodałem. Wziąłem z komody dokumenty, po które przyszedłem i już miałem zamiar wychodzić.
- Gregor, zaczekaj.. - nie dawała za wygraną.
- Jesteś zwykłą świnią i łajdakiem – oboje usłyszeliśmy jej głos za plecami. Obróciłem się w jej stronę. Twarz miała mokrą od łez, ale jej mina wyrażała pogardę. Gardziła mną. Jej nienawiść do mojej osoby była wypisana w jej oczach – nienawidzę cię za to, co mi zrobiłeś. Że okłamywałeś mnie przez prawie rok, że..że.. wszystkie te twoje wyznania to oszustwo. Że po prostu ze mną sypiałeś, bo nie mogłeś zapomnieć o swojej byłej. Że byłam dla ciebie zabawką...
- Nie rób scen, mała – powiedziałem do niej nie kryjąc ironii w głosie. Tak naprawdę w dupie miałem jej opinie. Była ładna, miała fajny tyłek i cycki. I była taka zakochana, że śmiać mi się z tego chciało. Ale nigdy nie znaczyła dla mnie więcej niż zwykła laska do bzykania.
- Zamknij się i choć raz mnie posłuchaj! - wrzasnęła tak, że Gloria aż podskoczyła a ja naprawdę się zdziwiłem. Lubiłem kiedyś w niej niewinność, ale również tę...zadziorność. Bo nie raz ją okazywała. Nie zawsze była grzeczną dziewczynką i chyba to mnie w niej pociągało.
- No więc słucham cię, Haniu – odparłem rozbawiony jej postawą. Wiem, że okazałem się wobec niej skurwielem. Ale miałem zdecydowanie ważniejsze sprawy na głowie. I znów to nienawistne spojrzenie.
- Nie chcę twoich zasranych pieniędzy ani tego, żebyś uznał Adasia. Nie chcę od ciebie niczego. Świetnie sobie bez ciebie radzę a jemu niczego nie brakuje. Z resztą teraz nawet się cieszę, że on nigdy się nie dowie, jakim podłym skurwysynem jest jego ojciec..
- Oooo, no rozkręcamy się – wtrąciłem. Poczułem jak Gloria uderza mnie pięścią w bok. Syknąłem lekko, ale że miałem już dość towarzystwa ich obydwu, po prostu pozwoliłem jej dokończyć.
- Przyjechałam tu w innej sprawie. I niestety prosić cię byś mi pomógł...
- Nie ten adres, mała – znów jej przerwałem i zrobiłem kilka kroków w stronę wyjścia, kiedy usłyszałem:
- On ma białaczkę, debilu! - momentalnie zatrzymałem się na te słowa. Obróciłem się w jej stronę. - nie ma czasu, żeby czekać na jakiegoś anonimowego dawcę, rozumiesz?! Jesteś moją jedyną nadzieją. On umiera... - patrzyłem na nią jak zahipnotyzowany. A ona nie wytrzymała, wybuchając niepohamowanym płaczem. Po chwili była już w ramionach Glorii.

I siedzieliśmy tak nic nie mówiąc. W dwóch przeciwległych kątach salonu. On wpatrywał się w jakiś punkt przed siebie. Ja patrzyłam na Alpy. Dawno już nastał wieczór, więc teraz mieniły się nad miastem niczym jakieś cienie. Gloria stała w kuchni i zaparzała dla każdego z nas kawę.
Nie odważyłam się na niego spojrzeć. Bałam się. Kiedyś powiedział za dużo i zrobił za mało. Dziś tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że nigdy nic dla niego nie znaczyłam a nasz „romans” był jednym wielkim kłamstwem.
- Proszę – podniosłam wzrok i ujrzałam stojącą nade mną Glorię. Trzymała w ręku kubek z gorącym napojem. Wzięłam go od niej i szepnęłam ciche „dzięki”. Brunetka usiadła na środku wielkiej kanapy tak, jakby chciała nas rozdzielić. Albo pilnować, żebyśmy nie skoczyli sobie do gardeł.
Ta cisza stawała się nie do zniesienia. To ja powinnam pierwsza zabrać głos, ale nie potrafiłam zebrać się w sobie. Więc on to zrobił.
- On naprawdę jest moim synem? - podniosłam na niego spojrzenie. Już wiem, na co on tak patrzył. Na stoliku wciąż leżał album ze zdjęciami małego. Na okładce widniała jego wesoła twarzyczka. Obserwował to dzieło jakby chciał sam siebie przekonać, że to rzeczywiście prawda.
- A sądzisz, że Hania przyjeżdżałaby tyle kilometrów i wmawiała ci, że twój syn ma raka jeśli on nie byłby twoim synem?
Zabolało. Nienawidziłam, kiedy ktoś wypowiadał te słowa na głos. I to tak bezpośrednio. Zerknęłam na szatyna. Coś zmieniło się w wyrazie jego twarzy. I we spojrzeniu.
Wstałam a pozostała dwójka śledziła moje poczynania. Podeszłam do walizki i wyciągnęłam z niej odpowiednią teczkę. Bez słowa położyłam ją na stoliku przed skoczkiem, po czym znów zajęłam swoje miejsce.
- To karta jego choroby – powiedziałam jedynie. Mężczyzna zaszczycił mnie spojrzeniem, ale ja swoje szybko odwróciłam. Nie mogłam na niego patrzeć.
Czytał przez długi czas. Żadna z nas nie ośmieliła się wykonać jakiegokolwiek ruchu. Gdy skończył wstał i zaczął krążyć po pokoju, pogrążony w swoich myślach. Prawie w ogóle nie tknęłam swojej kawy, która już dawno wystygła. Po prostu trzymałam ten kubek w ręku, czekając na jego reakcję.
W końcu się zatrzymał. Znów utkwił wzrok w szklany stolik. Podszedł do niego powoli i z wahaniem podniósł kolorowy album. Otworzył go na którejś stronie i wpatrywał się w nią z intensywnością. Domyślałam się na jakie zdjęcie trafił. Następnie wyciągnął fotografię z folii, odłożył album i znów zaczął chodzić po salonie, wpatrzony tylko i wyłącznie w ten mały kawałek papieru. I znów trwało to długą chwilę. Nie wiem, dlaczego, ale Gloria chyba poczuła się nieswojo. W pewnym momencie również podniosła się z kanapy i oznajmiła:
- Wiecie, co? Nie będę wam przeszkadzać. Pójdę do siebie – Gregor zachowywał się tak jakby w ogóle jej nie słyszał. Natomiast zanim ja zdążyłam zareagować, brunetki już nie było. I to tym razem ja zaczęłam czuć się nieswojo. Bo byłam z nim sama i to w jednym pomieszczeniu.
Spojrzał na mnie. Czułam jego wzrok na sobie, choć ja wcale nie na niego nie patrzyłam. Powoli zrobił kilka kroków w moją stronę. Z wielką niepewnością, co w jego przypadku jest dużym zaskoczeniem, zajął miejsce obok mnie na kanapie. Nie odzywał się, ja zresztą też nie. Tylko patrzył. A ja nie mogłam wytrzymać pod tym jego intensywnym spojrzeniem. Więc odwróciłam twarz w jego stronę i napotkałam jego czekoladowe tęczówki. Te, które kiedyś tak mocno kochałam. Te, w których mogłam zatracać się godzinami. Te, które tak bardzo mnie zraniły.
- Ja.. - zaczął niepewnie. Mieszał się – ja...wtedy...ja przepraszam, że...
- Daruj sobie to twoje tłumaczenie, Gregor – przerwałam mu pewnie – dobrze wiedziałeś, że to twoje dziecko. Nigdy cię nie zdradziłam, a to stało się wtedy gdy zabrałeś mnie do Lillehammer. Łatwo możesz wyliczyć sobie datę. Z resztą, wysyłałam ci zdjęcia USG. Wiedziałeś... - spuściłam wzrok, bo nie mogłam patrzeć na tego bydlaka. Tak cienka jest granica między miłością a nienawiścią.
- Bo to mnie przerosło, Hania – odparł po chwili. Znów na niego spojrzałam, a w oczach malowało się niedowierzanie. Bo jak on mógł pleść takie bzdury?
- Słucham?! - pisnęłam nienaturalnym głosem. Schlierenzauer w tej chwili zanikał pod siłą mojego spojrzenia. Zabawne, a jeszcze godzinę temu to ja czułam się jak szara myszka, którą bez problemu mógł złapać i zrobić co chciał. - jak możesz mówić takie rzeczy? Ciebie przerosło? To ty miałeś przez te osiem miesięcy pod górkę?! - coraz bardziej podnosiłam ton mojego głosu. Po prostu rzygać mi się chciało, jak na niego patrzyłam. Obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie dam mu ze mnie zadrwić.
- Po prostu...to stało się w tak nieoczekiwanym momencie..
- Bo rzeczywiście zajście w ciążę na pierwszym roku studiów dla mnie było takim oczekiwanym momentem! – przedrzeźniałam jego słowa. No co za palant! Zwykły egoista zapatrzony tylko w siebie!
- Wiem – odparł – wiem, że powinienem wziąć za to dziecko...za was odpowiedzialność. Ale akurat wtedy...wszystko zaczęło się chrzanić. Skoki mi w ogóle nie wychodziły..
- Och, przestań! - warknęłam na niego – po prostu wróciłeś do ciepełka, jakie zapewniała ci Sandra. Że też ja dawałam się nabrać na to, że się rozstaliście. Przez ten cały czas mnie oszukiwałeś! - nie odpowiedział. Nie miał nic na swoją obronę, bo to co mówiłam było najświętszą prawdą. Więc milczał.
- Adam potrzebuje przeszczepu – zaczęłam po kilkuminutowej ciszy. Znów na siebie spojrzeliśmy. Boże, jego oczy były jak magnes chociaż...już dawno przestały mnie przyciągać – ja nie mogę być dawcą. Baśka też nie. Jeśli chodzi o moich rodziców to jest zbyt duża różnica wieku – westchnęłam. Tak trudno, tak wiele cierpienia na mnie spadło. I musiałam się tak zniżyć, by uratować swoje dziecko – jesteś jedyną szansą, Gregor. Pojedziesz ze mną i zrobisz te badania?
- Chcesz, żebym był dawcą? - spytał.
- Chcę go uratować. Muszę wykorzystać każdą możliwość, bo lista potrzebujących jest długa. A znaleźć niespokrewnionego dawcę jest ciężką sprawą – oczekiwałam na jego reakcję. Myślał. Mimo wszystko go znałam. Wiedziałam, kiedy się nad czymś intensywnie zastanawia czy kiedy coś go trapi.
- Mam podjąć decyzję teraz? - spytał po chwili. Serce przyspieszyło swój rytm, bo nie powiedział „nie”. A więc jest szansa, że rozważy tę prośbę.
- Zostaję tu jeszcze 2 dni. Masz trochę czasu – odpowiedziałam spokojnie.
- A co będzie potem...jeśli się uda? - spytał. W jego oczach kryło się coś więcej. Chciał zadać inne pytanie, ale coś go przed tym powstrzymało.

- A potem obiecuję ci, że już nigdy więcej nie zakłócimy twojego życia – oznajmiłam i tak po prostu zostawiłam go samego.









~ Bo kochasz tak mocno, że zrobisz dla Niego wszystko






****
Moje Drogie,
kolejna część za nami. Lubię mieć wenę i móc dodawać tak szybko rozdziały, także trzymajcie kciuki by trwało to jak najdłużej!
Dziękuję za dobre słowa i proszę o więcej :)
Nowy rozdział zapewne w Wigilię, a co! :D

8 komentarzy:

  1. Aaaaaa dodajesz rozdziały z prędkością światła! To cudownie =)
    Gregor, ale z niego bydlak! Ale mam nadzieje, ze zgodzi sie byc dawca.
    No i czekam na nastepny ;*
    Pozdrawiam i weny życze
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo, jak każdy inny!
    Może w Schlierenzauerze obudzi się uczucie.
    I zgodzi się być dawcą.
    Chciałabym ci życzyć Wesołych Świąt, Szczęśliwego Nowego Roku,
    Zdrowia i dużo weny!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe jak zawsze! Przeczytałam wszystkie na jednym tchu!
    Tylko zastanawia mnie, kiedy dodasz nexta!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana za nosze się do płaczu cudowny rozdział .Jesteś genialna masz ogromny talent boże skod ty wziełaś tak fantastyczny pomysł na ten rozdział boski ...Czytałam twój blog poprzedni był cudowna a ten przebija wszystko .No co tu mówić podbiłaś moje serducho życzę ci weny .
    Pozdrawia TAMARY

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Kochana.
    No co za prostak z tego Gregora
    Jak on mógł tak potraktować Hnię.
    Czyżby naprawdę była tylko jego zbawką?
    Mam nadzeje, że Gregor zgodzi sie zostać dawcą.
    Czekam na kolejny.
    Buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
  6. aaaa ja tu zostaję!
    pomysł na historię i Twój styl pisania świetnie ze sobą współgrają i chcę czytać więcej dzieł Twojego autorstwa. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem!
    Świetny rozdział, naprawdę kochana, jestem pod wrażeniem, bo historia rozpoczyna się genialnie ^^
    Boże, gdzie w ludziach podziała się zwykła empatia i choć trochę zrozumienia? Nie rozumiem Gregora, zachował się jak totalny idiota. Jak mógł potraktować Hanię w taki sposób? Ręce opadają...
    Może jednak z czasem coś w nim się obudzi i przemyśli wszystko.
    Czekam na kolejne!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyszłam z zamiarem skomentowania prologu, a tu już trzeci rozdział. Nie żebym narzekała, po prostu... Dziewczyno, ależ Ty masz tempo! Oby tak dalej! :D
    Na początku miałam nadzieję, że Gregor faktycznie zostawił Hanię tylko dlatego, że się w tym wszystkim pogubił i przestraszył, a tak naprawdę darzył ją uczuciem, ale kiedy przyznał otwarcie, że był z nią tylko po to, żeby zapomnieć o Sandrze, straciłam do niego całą sympatię. Zachował się egoistycznie i dziecinnie, ale teraz ma szansę to naprawić. I oby ją wykorzystał, bo to szansa nie tylko dla Adasia, ale też dla niego samego, żeby coś w swoim życiu zmienić na lepsze.
    Pisałam już, że cieszę się, że wróciłaś z nowym opowiadaniem, a teraz cieszę się jeszcze bardziej, bo jest nawet lepsze, niż oczekiwałam. Podoba mi się to, że znów nie piszesz o perypetiach miłosnych dwojga nastolatków (bo właśnie o tym opowiada większość opowiadań, które obecnie czytam), ale Twoi bohaterowie zmagają się z prawdziwymi życiowymi problemami. Już czuję, że ta historia dostarczy nam wiele wzruszeń i radości, podobnie jak poprzednia. Hanię już zdążyłam polubić, a co do Gregora... Cóż, mam nadzieję, że z czasem dojrzeje i upodobni się do tamtego.
    Całuję i życzę Ci, żeby wena Cię nie opuszczała! ;*
    PS. Znowu trafiłaś z piosenką w tle, bo tę też bardzo lubię :)

    OdpowiedzUsuń