Strony

czwartek, 28 kwietnia 2016

Dwadzieścia cztery

Kocham ich wszystkich za wsparcie. Doceniam każdą troskę, chęć pomocy i dbania o mnie. Ale to już przesada. Zachowują się tak jakbym była jakimś obiektem badań i trzeba mnie na bieżąco kontrolować. To dlatego łyżka z zupą, którą właśnie miałam włożyć do ust, zaczęła się trząść, a jej zawartość wpadła z powrotem do miski. Przecież to jest jakaś paranoja.
- Jeżeli będziecie się dalej w ten sposób na mnie gapić to w życiu tego nie tknę – warknęłam do nich, posyłając im mordercze spojrzenie. Baśka przewróciła oczami, mama westchnęła z bólem w oczach a Gregor siedział kilka metrów ode mnie i nie przestawał mi się uważnie przyglądać. Oszaleli!
- Kochanie, przecież wiesz, że musisz jeść. Nie możesz też brać leków na pusty żołądek – stwierdziła ze współczuciem moja rodzicielka. Miała okropny wyraz twarzy. Sytuacja z Adasiem również powoli ją wykończała, a dodatkowe rzekome problemy z moim zdrowiem jedynie szargają jej nerwy. Postarzała się przez te kilka tygodni, kiedy się nie widziałyśmy i ta jej wciąż niezwykła uroda zaczynała przemijać.
- Mamo, zjem tą cholerną zupę, ale nie mam zamiaru robić tego na oczach wszystkich, bo po prostu tracę apetyt! - dodałam o wiele za głośno. Mama jedynie otworzyła szeroko usta a potem spuściła wzrok. Baśka oczywiście nic sobie nie robiła z mojego tonu.
- Gregor, pozwolisz na chwilę? - odezwał się Marcus, który pojawił się dziś w domu Schlierenzauera. To nie tylko jego menadżer, ale również wujek. Rodzina, a co za tym stoi on tak samo przejmuje się stanem mojego syna. Gregor nie raz wspominał, że Prock jest dla niego niczym drugi ojciec. Bywało, że czasami to z nim dogadywał się lepiej, chętniej spędzał wolny czas. Poza tym ewidentnie wdał się w wujka i zawsze po kryjomu uśmiechałam się, że szatyn jest nawet bardziej do niego podobny.
- Jasne – bąknął niechętnie i podniósł się ze swojego miejsca, posyłając mi ostatnie badawcze spojrzenie. Poczułam się nieco raźniej, gdy wreszcie wyszli. Po chwili uczyniła to samo jego matka.
- Pojadę do szpitala i dam wam znać, jak się miewa mały – wzięłam głęboki oddech, ale kiwnęłam jej na zgodę. Też chciałabym wreszcie udać się do szpitala, ale ci wredni klawisze nie pozwolą na to, jeśli nie spełnię wszystkich ich warunków. Jednym z nich jest właśnie wciśniecie w siebie tej cholernej zupy, a to zadanie wydaje się teraz dla mnie niewykonalne. Po raz kolejny westchnęłam ze zniecierpliwienia i postanowiłam spróbować zjeść choć odrobinę. Może i naprawdę coś ze mną nie tak? Od kiedy zmagamy się wszyscy z białaczką Adasia, jedzenie jest moim największym wrogiem. Nie chciałam niepotrzebnie chorować i dodawać im większych zmartwień, ale to po prostu przychodziło samo z siebie.
Mama również wyszła pod pretekstem rozpakowania swoich rzeczy. Cieszyłam się w duchu, że razem z moją siostrą przyleciały do Innsbrucka. Ogromnie brakowało mi ich przez te tygodnie, a to przecież moja najbliższa rodzina. Bolało mnie jedynie, że wciąż brakuje tu jeszcze jednego jej członka.
- Basia, co z tatą? Dlaczego z wami nie przyleciał? - zwróciłam się spokojnie do blondynki, która właśnie kończyła swoją porcję obiadu. Spojrzała na mnie wymownie.
- Musiał zostać w szkole, wiesz przecież, że mają go awansować na dyrektora.
- Na dyrektora? - nawet nie kryłam zaskoczenia – jak to? Właśnie, że o niczym nie wiem. Dlaczego nikt mi nie powiedział? - dodałam z pretensją.
- Wspominałam ci o tym wielokrotnie przez telefon, ale z tobą temat taty kończy się szybciej niż zaczyna – odpowiedziała stanowczo. Spuściłam wzrok – Hania, co się z tobą dzieje? Nie odbierasz od niego połączeń, a sama również nie oddzwaniasz. Kiedy wreszcie skończy się to twoje obrażanie się?
- Obrażanie się?! - spojrzałam na nią ze złością – już nie pamiętasz jak mnie potraktował, gdy zaszłam w ciążę? Ile razy przez niego płakałam? - rzuciłam w jej stronę – tak zachowuje się kochający ojciec?
- On się zmienił – zaznaczyła dobitnie, a ja prychnęłam, opierając się o krzesło i krzyżując ręce – pokochał Adasia i jest dla niego dobrym dziadkiem. Zajął się potem wami, jak należy.
- Powiedział, że nie tak mnie wychowywał, Baśka – odparłam – że to nie ta sama porządna i ułożona dziewczyna. Jego zdolna ... prymuska – ostatnie słowo dosadnie podkreśliłam – i że strasznie się na mnie zawiódł.
- Hania, to było na początku, póki nie oswoił się z tą wiadomością. Wszyscy byliśmy zaskoczeni...
- Zawsze robiłam to, czego oczekiwali ode mnie rodzice. - przerwałam jej, posyłając w jej stronę ostre spojrzenie – dobrze się uczyłam, nie wagarowałam, miałam znajomych z porządnych rodzin. Nawet wybrali mi uczelnie, nie pytając o zgodę! - wrzasnęłam i musiałam wziąć głęboki wdech, by się nieco opanować – to, co przeżyłam z Gregorem było odskocznią od tej wiecznej kontroli, rozumiesz? Odczułam przy nim choć namiastkę wolności i nigdy nie musiałam zastanawiać się nad tym, że narażam nienaganną reputację rodziców. Wielka mi para nauczycieli...
- On cię kocha. Jesteś jego córką i się o ciebie martwi! - próbowała dalej.
- Ja go też kocham, Baśka, bo to mój ojciec. - odpowiedziałam spokojnie – ale nigdy nie usłyszałam od niego choćby słowa „przepraszam”. Nigdy nie przyznał się do błędu, udając, że te 8 miesięcy mozemy wymazać z pamięci. A mnie to nadal boli.. - dodałam już ciszej. Siostra przyglądała mi się z uwagą, ale nic już nie powiedziała. Ta sprawa musi być załatwiona między mną i ojcem, a ona i tak do końca nie zrozumie, co wtedy czułam.
- Przespaliście się ze sobą, prawda? - oczy wyszły mi z orbit, kiedy zadała to pytanie. - ty i Gregor.
- Słucham? - niemal wykrztusiłam. Moja własna młodsza siostra i takie teksty! - co ci znowu strzeliło do głowy, Baśka?!
- Widziałam jak na ciebie patrzy, ok? - odpowiedziała z udawaną ironią. - sam cię położył do łóżka, gdy zasnęłaś. Poza tym, spał w nim z tobą. Ciągle posyłacie sobie „wymowne” spojrzenia i niby to przypadkowo dotykacie w przelocie – wszystko to wyznała pokazując mi tzw. cudzysłów w powietrzu. Choć przejęta zupełnie inną sytuacją, nie mogłam się pod nosem nie uśmiechnąć, zdając sobie sprawę z jej sprytu. W kogo ona się wdała?
- Więc sama znasz odpowiedź – odparłam z nutką sarkazmu, przygryzając dolną wargę. Siostra patrzyła teraz na mnie zaszokowana.
- O Boże! - pisnęła, a ja zganiłam ją machnięciem ręki i wywróciłam oczami – fajnie było? Nic się nie zmienił w tych sprawach? W ogóle jak do tego doszło?! Musisz mi wszystko opowiedzieć ze szczegółami...
- Baśka!!
- No i co, jesteście teraz razem? - zadawała kolejne irytujące pytania. Oparła się łokciami o stół i poruszyła w moją stronę chytrze brwiami, a konspiracyjny uśmiech nie schodził z jej ust.
- Po pierwsze było odlotowo – niech ma, a co mi tam! Poza tym jej mina była teraz bezcenna – po drugie doszło do tego tylko kilka razy i sama nie potrafię wytłumaczyć jak – ścisnęła mnie znacząco za nadgarstek, pełna ekscytacji na moje słowa – a po trzecie nie wiem, czy jesteśmy razem...z resztą w tej sytuacji nie ma to znaczenia... - chcę do mojego dziecka, do jasnej cholery!
- No jak to nie wiesz?! - spytała rozentuzjazmowana, ignorując ostatnie zdanie – nie rozmawialiście na ten temat po...wszystkim? - zaśmiała się cicho a ja skarciłam ją wzrokiem.
- No powiedział tylko, że mnie kocha – odparłam beznamiętnie i przysunęłam sobie kolana do brody. A ona rozdziawiła po raz enty paszczę.
- Jak to „tylko”?! - znów pisnęła – przecież to najwspanialsze, co mógł zrobić! Kocha cię i ty jego też, nawet nie próbuj zaprzeczać – dodała na jednym tchu – więc teraz możecie we trójkę stworzyć rodzinę, Adaś będzie miał ojca! Trochę szkoda, że będziecie musieli przenieść się do Austrii, ale najważniejsze jest wasze szczęście...
- Hej, hej! Nie zagalopowuj się tak – upomniałam ją, unosząc ręce do góry – nic jeszcze nie wiadomo, bo nie mieliśmy czasu o tym porozmawiać. Ta cała sytuacja z Adasiem, ta wredna infekcja... - przygryzłam wargę i znów odwróciłam wzrok. Musieli dosypać mi do tego też czegoś na uspokojenie, bo z pewnością nie siedziałabym teraz tutaj i tak swobodnie z nią nie gadała.
- Wszystko będzie w porządku, zobaczysz – odezwała się czułym głosem, delikatnie głaszcząc moją dłoń – Adaś jest pod dobrą opieką, wyjdzie z tego...
- Mam taką nadzieję.. - bąknęłam jedynie, powstrzymując cisnące się łzy.
- Chcesz być...z Gregorem? - pyta ponownie po dłuższej ciszy. Zerknęłam na nią.
- Nie wiem....nadal do końca mu nie ufam – odparłam szczerze – ale wierzę, że chce udowodnić, że na mnie zasługuje...poza tym go kocham...nie wyobrażam sobie, że znów mógłby mnie zranić...
- Dlaczego właściwie on jest taki cały poobijany? - spytała zaintrygowana. Spuściłam ponownie wzrok.
- Bił się...z Kłuskiem... - zerknęłam na nią – zaraz ci mucha wleci do tej buzi.- dodałam, zamykając jej szczękę.
- O ciebie? - szepnęła głośno. Zdążyłam szybko kiwnąć głową, słysząc zbliżające się kroki. - no to grubo.. - skomentowała.
Obiekt moich myśli właśnie wtargnął do kuchni. Zmarszczyłam brwi. Był wściekły, to wydawało się oczywiste. Potem usłyszałam jedynie donośny trzask głównych drzwi.
- Co się stało? - pytam, nieco zaniepokojona. Spojrzał na mnie takim obojętnym wzrokiem, który jak mi się zdawało, zaraz zmienił się w czuły i spokojny.
- Nic takiego – próbował się opanować, ale nie za bardzo mu to wyszło. Napił się pospiesznie szklanki wody, odwracając się do nas tyłem. Nawet Baśka spojrzała na mnie z pytajnikami w oczach – jedziemy do szpitala?
Długo nie musiał mnie namawiać.

- O co chodzi, wujku? - spytałem natychmiast, gdy wyszliśmy na taras. Głowa pękała mi od środka, chciałem jechać do szpitala. Chciałem też przypilnować tą upartą kobietę, bo na jej zdrowiu zależało mi jak na niczym innym. Nie miałem ochoty na żadne pogawędki. Mężczyzna stanął naprzeciwko mnie i zaczął mi się uważnie przyglądać. Przez chwilę słyszałem tylko łapczywie dudniący o dach deszcz, który lał się od samego rana. Było chłodniej i powoli do Europy wkraczała jesień – stało się coś?
- Zaniedbujesz treningi, Gregor – odparł jedynie. Przez moment patrzyłem na niego zdezorientowany, a potem lekko się zaśmiałem. Chyba się przesłyszałem.
- Przecież wiesz, jaka jest teraz sytuacja – odpowiedziałem spokojnie – mój syn leży w szpitalu i walczy o życie.
- Gregor, synu, ja rozumiem – położył mi dłoń na ramieniu. Lubiłem, gdy zwracał się do mnie w ten sposób. To był symbol tej więzi, jaka nas łączyła. Byliśmy sobie bardzo bliscy i czasami traktowałem go jak własnego ojca. - dowiedziałeś się, że masz dziecko..
- Nie, ja sobie to uświadomiłem i wreszcie się o nie zatroszczyłem.. - przerwałem mu, a on zerknął na mnie nerwowo.
- Nieważne – bąknął – nie powinniśmy roztrząsać twoich błędów z przeszłości a skupiać się na sprawach bieżących – zaczął mnie irytować. Nigdy tak do mnie nie mówił, zawsze emanował empatią w stosunku do innych. Dlaczego więc teraz traktuje sprawę z Adasiem tak, jakby była mu ona obojętna? - w każdym razie ostatnie wydarzenia przesłoniły ci kwestię twojej kariery i przygotowania do sezonu.
- Żartujesz sobie prawda? - spytałem, odsuwając się od niego na krok. Nie wierzyłem – ty, mój wujek i najlepszy przyjaciel przedkładasz sprawy zawodowe nad problemy rodzinne i tak ważną kwestię jak moje umierające dziecko? - zrobił jakąś dziwną minę. Jakby się niecierpliwił. A to jedynie sprawiło, że krew zaczęła buzować mi w żyłach i robiłem się coraz bardziej zły.
- Jestem też twoim menadżerem, Greg. Odpowiedzialny za twoją karierę i skoki. Sponsorzy się niecierpliwią, dziennikarze i telewizja chcą wreszcie zrealizować ten materiał ze skoczni i treningu a dodatkowo zrezygnowałeś...
- Zaraz, stop! - warknąłem do niego, drapiąc się nerwowo po brodzie – mam olać chorobę dziecka i jechać z tobą do Villach, bo te pijawki chcą sobie nagrać materiał? - pytam nie kryjąc pogardy w głosie – mam zostawić własną kobietę z tym problemem samą, bo wycofają mi jakieś dofinansowania?
- Nie jakieś, tylko istotne sprawy dotyczące przyszłego Pucharu Świata! - warknął, a ja oniemiałem – masz swoje obowiązki, Gregor i myślałem, że po tylu latach nie muszę ci o nich przypominać!
- Wujku, nie kpij sobie ze mnie! - wrzasnąłem na niego. Sam zaczynał się mocno wściekać – postaw się w mojej sytuacji. Co ty byś zrobił, gdyby coś stało się jednemu z twoich dzieci, co? - patrzyłem mu ostro w oczy – nawet Poitner zrezygnował ze stanowiska, bo ma problemy z córką.
- Nie jesteś Poitnerem tylko jednym z najlepszych skoczków świata, który ma głęboki kryzys i musi ratować dupę, więc lepiej się ogarnij i zacznij myśleć o swojej przyszłości! - krzyknął do mnie. Początkowo stałem tak przed nim osłupiały ze zdziwienia. Potem jedynie prychnąłem. Podszedłem do niego bliżej tak, byśmy stali ze sobą na równi. Nie spuszczałem z niego wzroku.
- W takim razie komunikuję ci, że jedyna przyszłość jaka się dla mnie w tym momencie liczy to mój syn i Hania, rozumiesz? - również mierzył mnie spojrzeniem, ale się nie odezwał – jeśli to do ciebie nie dociera, to masz problem.
- Gregor, ale skoki...
- W dupie mam teraz skoki! - warknąłem do niego. Poczułem w sobie adrenalinę, która sprawiła, że odzywałem się do niego tak, jak nie robiłem tego nigdy. Bolało mnie to w jaki sposób mnie potraktował i fakt, że zniżył moje dziecko do parteru. Ale w tym momencie sobie na to zasłużył. - a teraz stąd wyjdź.
- Synu..
- Wypieprzaj stąd! - krzyknąłem. Nadal na mnie patrzył, zaskoczony moją gwałtowna reakcją. Serce waliło mi jak oszalałe, ale musiałem to zrobić. Za to, co o nich powiedział.
Po sekundzie już go nie było. Poszedłem za nim do środka i skierowałem do kuchni. Następnie usłyszałem donośny trzask drzwi.

Martwiłam się o niego. Zaniedbywał się. Nie jadł, prawie nie spał. Nie wyglądał lepiej niż ja, a jego zdrowie jako sportowca jest o wiele ważniejsze od mojego. Chciałabym przecież zobaczyć go jeszcze na skoczni, takiego, jakim był kiedyś. Może stałabym sobie wtedy wśród tych wszystkich żon, dziewczyn i narzeczonych jako jego partnerka? Może trzymałabym na rękach swojego syna i dopingowalibyśmy mu z całych sił? Bo tych niebieskich kubraczków i jego wręcz śmiesznych czapek „GS” w życiu nie włożę.. ale uwielbiałam to, co robił i to od lat stanowiło również moją pasję. Powinnam być taka dumna, że ojcem mojego dziecka jest tak wybitny sportowiec. Szkoda, że nie okazał się początkowo tak cudowny prywatnie, ale przecież ma czas, by wszystko nadrobić. W końcu już postanowiłam dać mu drugą szansę. Kochałam go...
Boże, na pewno dosypali mi czegoś do herbaty, bo czułam się jak naćpana...
- Greg..? - zwróciłam się do niego po cichu. Przebrał się i właśnie szukał nerwowo swojego portfela. Baśka już dawno siedziała z mamą w samochodzie tylko on się tak guzdrał. Zerknął na mnie zniecierpliwiony.
- Hmmm? - bąknął, powracając do swojej czynności. Uśmiechnęłam się sama do siebie i do niego podeszłam, przytulając się do jego pleców. Wdychałam spokojnie zapach skórzanej kurtki, czując jak momentalnie porzucił swoje zajęcie i odwrócił się w moją stronę. Zachciało mi się śmiać na widok jego siniaków na twarzy, ale i tak był przystojny. Objął mnie w talii i spojrzał ciepło w oczy. Wspięłam się na palce i pocałowałam go krótko.
- Za co to? - szepnął, odgarniając wolny kosmyk za moje ucho.
- Za to, że się o mnie tak troszczysz. Dziękuję ci – szepnęłam mu na usta. Czułam, jak się uśmiecha i przyciąga mnie do siebie mocniej.
- Zrobiłbym dla ciebie wszystko, księżniczko – teraz to ja się uśmiechnęłam.
- Co mi dolaliście? - spytałam, patrząc na niego dziwacznie. Miała głęboką ochotę, by go pocałować i zapewne bym to uczyniła, gdyby się nie odsuwał.
- Sporą dawkę Laudanum.. - szepnął – i chyba działa.. - zauważył błyskotliwie. Super, dzięki, że zrobiliście ze mnie ćpunkę. Zamiast przejmować się własnym dzieckiem miałam wrażenie, że to coś działa zupełnie inaczej. - nawet chyba przesadziliśmy.. - stwierdził, kręcąc głową. Głaskał mnie po policzku i patrzył czule w oczy – może jednak zostaniesz w domu? Zdrzemniesz się trochę i przyjadę po ciebie po południu?
- Mam wrażenie jakbym była na jakimś haju, Greg...jest mi duszno, nie potrafię się na niczym skupić... – popatrzył na mnie nieco zmartwiony a potem lekko się zaśmiał. Chwycił moją twarz w dłonie i złożył na ustach długi pocałunek. Nie rozumiałam, dlaczego teraz tak do niego przywarłam i wszystko inne było mi w tej chwili obojętne.
- Połóż się na jeszcze trochę..
- Nie! - odpowiedziałam stanowczo, marszcząc brwi. Musiałam się ogarnąć, bo jak wydobrzeję to będę się jedynie karcić w duchu za to zachowanie. Wzięłam kilka głębokich oddechów i spojrzałam na niego poważnie – jedźmy już. Po drodze może trochę mi przejdzie, a poza tym to twoja wina, że tak się zachowuje..
- I dobrze. Choć przez chwilę się nie martwisz – stwierdził.
- Martwię tylko to jest jakoś tak...dziwnie przesłonięte – odpowiedziałam nie do końca pewnie. Nieważne. Pchnęłam go w kierunku drzwi i wyszliśmy.


W klinice powitała nas dość spora grupka ludzi. Zdziwiliśmy się, bo kiedy tylko nas zobaczyli, prawie każdy wyglądał tak jakby miał ochotę do nas podbiec i koniecznie nam coś przekazać. Schlierenzauerowie patrzyli za szybę z ogromnym przejęciem. I mnie momentalnie udzielił się ich nastrój, a strach wypędził z organizmu nawet te marne środki na uspokojenie. Nie zauważyłam kiedy przyspieszyłam kroku.
Wśród nich byli również Stef z Marisą, Michi, Manu i Thomas ze swoją córką. Każdy z nich miał zmartwioną minę. Gregor odruchowo złapał mnie za rękę i spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. Mama już szeptała za nami nerwowo, a z każdym metrem kolana same się pode mną uginały. Pierwsza wysunęła się w naszą stronę Marisa.
- Och, nareszcie jesteście!
- Co się stało?! - spytałam, dygocąc ze strachu. Rozejrzałam się po twarzach ich wszystkich i bałam się teraz jak cholera.
- No powiedzcie co się dzieje! - krzyknął stojący obok mnie szatyn. Wszyscy patrzyli na nas ze współczuciem. A widok płaczącej matki Gregora tylko potęgował nasze obawy.
- Coś się dzieje z Adasiem, Hania. Lekarze nagle wyprosili wszystkich z sali, a urządzenia zaczęły wariować.. - powiedziała drżącym głosem, łapiąc mnie odruchowo za dłonie.

Spojrzałam w zamknięte drzwi, a wszystko wokół działo się dla mnie jak w zwolnionym tempie. Jedyne na co reagowałam, to zdecydowany uścisk ręki Schlierenzauera.





~ Bo to właśnie Ich dobro ma
 dla Ciebie priorytetowe znaczenie...






***
Cześć :)

Chciałam się pochwalić rozpoczęciem majowego długiego weekendu. Każdemu z nas należy się odrobina wytchnienia i życzę Wam właśnie samych takich chwil.
Szykuję dla Was trochę więcej rozdziałów tej historii niż zamierzałam, ale mam nadzieję, że się nie pogniewacie.

Do napisania!


3 komentarze:

  1. Witaj Kochana.
    Rozdział jak każdy w Twoim wykonaniu perfekcyjny.
    Widzę że Gregor się zmienia.
    Dobrze że skoki nie sa dla niego najważniejsze. W tym wypadku zrobił bardzo dobrze, ze postawił na rodzinę.
    Jego wujek powinien się wstydzić za takie słowa. Przecież to oczywiste , ze dziecko i jego zdrowie to priorytet dla Gregora.

    Kolejna dawka emocji...
    Co z Adasiem?
    Mam nadzieję, że będzie wszystko w porządku.

    Więcej rozdziałów... to świetnie.
    Z niecierpliwością czekam na kolejne.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj :)
    Trafiłam na ten blog... Przypadkowo. Ale bardzo się cieszę, jest naprawdę świetny.
    Greg na początku mnie dobijał i to bardzo. Ale teraz zauważyłam, jak on bardzo się zmienił. Na lepsze. Cudowny, kochający tatuś. Gotowy, by rzucić skoki dla Hani i Adasia. Słodko *_*
    Tylko właśnie... Co z ich uroczym synkiem? Boję się trochę, że coś nie wypali... Dobra, może to tylko moje obawy. Mam taką nadzieję.
    Czekam na następny i weny życzę!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohh jak ja uwielbiam Twoje rozdziały! Jak dla mnie, możesz je pisać do końca świata i dzień dłużej, a ja z chęcią będę je czytać :)
    Co się dzieje z Adasiem? Mam nadzieję, że to wszystko nie zmierza w złym kierunku...?
    Biedna Hania... nawet pomartwić się nie może, bo cały czas jej czegoś dosypują. Rozumiem Gregora i jego przesłanki, ale kobieta cały czas jest na haju i nie wiem, czy to dobrze :D
    Najważniejsze, że mają siebie. Chciałabym zobaczyć minę Baśki, gdy się dowiedziała. Za pewne bezcenna! :D
    Buziaki:*
    Verity

    OdpowiedzUsuń